wtorek, 27 stycznia 2015

Prolog


marzec 2008


   Nie mogłam doczekać się końca liceum od kiedy dane mi było sięgnąć pamięcią, jednak stojąc teraz z dyplomem pod szkołą i żegnając się ze wszystkimi znajomymi, miałam inne wrażenie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że już nigdy nie zepsuję rano budzika, nie spóźnię się na autobus i nie wyżyję się na Bóg wie czemu winnym Naruto. Ciężko było również pogodzić się z tym, że nasza paczka niebawem miała się rozpaść, jako iż każdy musiał iść w swoją stronę. Ja i Ino nazajutrz miałyśmy wylecieć do Nowego Jorku. Planowałyśmy wspólne studia na Columbii niemalże od dziecka, z tym, że chciałyśmy iść na inne kierunki. 



When I leave this world, I'll leave no regrets
Leave something to remember 
So they won't forget



   Wszystko zapowiadało się dobrze. Jedyną rzeczą, jaka nie dawała mi spokoju, była przymusowa rozłąka. O ile mogłam znieść rozstanie z Shikamaru, Hinatą czy nawet Temari, to do Naruto przywiązałam się aż za bardzo. Był mi tak bliski jak Ino, o ile nie jeszcze bliższy. Wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek, dokładnie tak, jak ja o nim. W przedszkolu dzieciaki dokuczały mu przez wzgląd na jego, ówcześnie, niskie umiejętności we wszystkich dziedzinach. Nie miał nie tylko przyjaciół, ale również rodziców. Został wychowany przez swojego wuja, Jirayę. Wielokrotnie żałowałam tego, że nie potrafię odwzajemnić uczuć, jakie żywił względem mojej osoby. Zdawałam sobie sprawę, że zrobiłby dla mnie wszystko. Mogłam się tylko cieszyć, że jemu nasza przyjacielska relacja póki co wystarczyła.
   Szkoda tylko, że nie zauważał Hinaty. Jak to się jednak mówi, serce nie sługa.
   Zagrzmiało. Deszcz spadał na nas gwałtownymi stróżkami, a jednak nie potrafiliśmy opuścić placu szkolnego. Reszta uczniów ulotniła się bardzo powoli, ale tylko my staliśmy tutaj od dwóch godzin i nadal żadne nie chciało się ruszyć. Chociaż zimno uderzało we mnie z gwałtowną siłą, a po twarzy ściekała woda, uporczywie zaciskałam dłonie w kieszeniach bluzy.
   - Nie jest ci zimno, Sakura? - odezwał się mój przyjaciel, powoli do mnie podchodząc. Zdjął z siebie skórzaną kurtkę i zarzucił ją na moje ramiona, kompletnie nie reagując na protesty. - Przecież wiem, że jest - szepnął, przyciągając mnie do siebie i mocno obejmując. 
   Przestałam protestować. Przez chwilę stałam jak słup, nie wiedząc co zrobić, ani co powiedzieć. Kątem oka dostrzegłam tylko, że Ino się popłakała i zarzuciła ręce na kark Shikamaru. Ich relacja była bardzo podobna do naszej, ale jednak nieco inna. Moja przyjaźń blondynem miała specyficzną naturę. Zacisnęłam dłonie na materiale bluzy Naruto i wtuliłam głowę w jego silne, kojące ramię. 
   - Idiota - mruknęłam wprost do jego ucha, pozwalając, by słona ciecz pociekła i po moich policzkach. Mocniej zacisnął ramiona wokół mojego ciała i dałabym głowę, że sam ledwie powstrzymywał łzy. - Będę za tobą tęsknić.
   Parsknął śmiechem, odchylając głowę dosłownie na dwa centymetry. Jego błękitne, wyraźnie zaszklone oczy mnie taksowały. Nie potrzebowaliśmy słów. Oboje wiedzieliśmy, że nic nie możemy poradzić na to, że przez najbliższe pięć lat zobaczymy się zaledwie kilka razy, jako, iż lot z Tokio do Nowego Jorku i z powrotem na pewno nie był tani.
   - Kocham cię - szepnął mi do ucha.
   Ja też go kochałam. Całą sobą. Nie jak chłopaka, ale też nie jak brata. Po prostu jak Naruto. 



I did, I've done, everything that I wanted
And it was more than I thought it would be
I will leave my mark, so, everyone will know
I was here.

***

   Następnego dnia, pod domem Sakury



   Umówiłyśmy się ze wszystkimi, że wczorajsze pożegnanie było tym ostatecznym. Spędziłyśmy z nimi na placu niemal cały dzień, a później wspólnie przepłakałyśmy noc. I kiedy już byłyśmy po części gotowe na to, by dzisiejszego dnia dostać się na lotnisko i spokojnie opuścić Japonię - do moich drzwi zadzwonił dzwonek. 
   Zanim zdążyłam się obejrzeć, cała dziesiątka wyciągnęła mnie i Ino przed bramę, oznajmiając - wbrew naszym sprzeciwom - że zostaną z nami aż do przyjazdu taksówki. Nie potrafiłam być o to zła.
   - Czy ty nie możesz choćby udawać zainteresowanego? - warknęła Temari, spoglądając oskarżycielsko na swojego chłopaka. Zerknęłam na Shikamaru, który nawet nie był specjalnie zaskoczony jej kolejnym wybuchem. - Twoje przyjaciółki wyjeżdżają z kraju i prawdopodobnie będzesz je widywał bardzo rzadko przez następne pięć lat. Włóż trochę wysiłku w to pożegnanie, cymbale!
   Mogłabym mu współczuć, ale on tego nie potrzebował. Oboje nie mogli trafić lepiej, niżeli na siebie nawzajem. Ona często stawiała tego lenia do pionu, a on potrafił od czasu do czasu utemperować jej charakterek. Rzadko, ale nie oczekujmy niemożliwego - to w końcu Temari. Niemniej, Nara jedynie westchnął na jej słowa.
   - Nigdy, przenigdy się z tobą nie ożenię - wymamrotał, ruszając w kierunku Ino, która właśnie ściskała Choujiego. 
   Sabaku zdawała się być jeszcze bardziej rozeźlona, choć byłam niemal pewna, że tylko wyładowuje na nim swoją frustrację. Obok Naruto i Kiby (który, co prawda, nie chciał się do tego przyznać) najbardziej nie mogła pogodzić się z naszym wyjazdem.
   - Nikt cię o to nie prosi - stwierdziła, krzyżując ramiona pod piersiami i odwracając się w stronę Tenten. - Tego by tylko brakowało, żebym związała się z kimś takim na dłużej.
   Zabawne. I tak wszyscy byliśmy pewni, że skończą ze sobą. Taka była chyba kolej rzeczy, chociaż los potrafił płatać figle. Jak w przypadku Kiby i Ino, dla przykładu.
   - Nie mogę pogodzić się z tym, że to już koniec - rzuciła Yamanaka, wzdychając i przyciągając do siebie najlepszego przyjaciela. Dla niej zakończenie liceum było nie tylko rozpoczęciem nowego etapu w życiu, ale przede wszystkim końcem świata. Jak ktoś, kto miał na co dzień uprzywilejowaną pozycję pośród setek ludzi, miał teraz po prostu stać się zwykłym człowiekiem? Czułam, że te pierwsze miesiące na Columbii nie będą dla niej łatwe. Oczywiście, najpewniej to moje życie będzie przez to uprzykrzała. - Nie wiecie, jak bardzo będę za wami tęsknić.
   - Z pewnością bardziej, niż my za tobą - odparł uszczypliwie Kiba, unosząc kącik ust w pogardliwym uśmiechu. Nawet na nią nie patrzył. - Korzystając z tego, że nie będę musiał cię oglądać przez pięć następnych lat, dam ci dobrą radę, Ino. Przynajmniej staraj się zabezpieczać, bo w Ameryce jest spora ilość osób, które noszą wirusa HIV. Szczególnie w tych kręgach, w których ty lubisz się obracać - wzruszył ramionami, podpierając się nonszalancko o mur.
   Oho. Zaczyna się. Zerknęłam na przyjaciółkę w nadziei, że tym razem odpuści, ale nie zamierzała tego zrobić. Relacja między tą dwójką była tak pokićkana, że już dawno przestaliśmy chociażby próbować ją pojąć.
   - Ja przynajmniej będę miała z kim się zabezpieczać - rzuciła, wbijając w niego spojrzenie pełne irytacji. - Nie, żeby cię to bolało, oczywiście.
   Inuzuka parsknął. Cudownie, niczego nie brakowało nam na pożegnaniu bardziej, niż ich kolejnej, piekielnie denerwującej i bezsensownej kłótni. 
   - Dlaczego coś takiego miałoby mnie boleć? Prędzej wzbudzać litość - zauważył, po czym - wreszcie - wbił w nią pozornie obojętne spojrzenie. - Po prostu chciałem być miły. Wrodzona grzeczność. Ktoś ci w końcu musiał uświadomić, że twój tatuś nie mógłby nic zdziałać. Nawet on nie kupi lekarstwa, którego nie ma - udał zasmuconego.
   Nie miałam zamiaru dłużej uczestniczyć w tej szopce. Jak chyba każdy w tym towarzystwie. 
   - Musimy się zbierać - rzuciłam, żeby zmienić temat. Poza tym, naprawdę musiałyśmy powoli się ruszać. Czekałyśmy już tylko na taksówkę, która miała pojawić się tutaj lada moment. - Kiba? Pomożesz mi z torbą?
   Przez moment był zaskoczony, że poprosiłam o to właśnie jego, ale zaraz zrozumiał moje ukryte zamiary. Wywrócił oczami i bez słowa skierował się razem ze mną w stronę salonu, który już niemal całkiem opustoszał. Rodzice wyprowadzili się w zeszłym tygodniu,  a jedyną rzeczą w pomieszczeniu była spora, czarna torba podróżna. Resztę bagaży mieli przysłać mi pocztą.
   - Nie ma co, spakowana na calutkie trzy lata - stwierdził z rozbawieniem, przykucając przy moim bagażu. - Ino pewnie wynajęła ciężarówkę, co?
   Parsknęłam śmiechem, przysiadając na swoim tobole. 
   - Tak, ale tylko na pierwszą turę. Reszta przypłynie statkiem towarowym - oznajmiłam, puszczając w jego stronę perskie oko. Uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech z serii tych szczerych, wzbudzających same pozytywne emocje w innych ludziach. Był nieco smutny, może nawet przesłonięty cierpieniem. I to właśnie w tym momencie zrobiło mi się go naprawdę szkoda. - Nie chcę nic mówić, ale my naprawdę zaraz wyjeżdżamy. Na kilka lat. Naprawdę chcesz się z nią rozstać w taki sposób? - zagaiłam delikatnie, wiedząc, że to śliski grunt.
   Inuzuka nie zrobił jednak nic, czego się po nim spodziewałam. Nie prychnął, nie próbował obrócić wszystkiego w żart, nie posługiwał się ironią. Przez dłuższą chwilę po prostu milczał, bijąc się z myślami. Wiedziałam, że Yamanaka bardzo go zraniła. Ich relacja była skomplikowana od początku, do końca. 
   - Nie wiem, czego chcę - wypalił wreszcie, a na jego twarzy dostrzegłam uczucie, którym gardził najbardziej na świecie.
   Bezsilność.
   Mogłam teraz zrobić wiele rzeczy, ale żadna nie wydawała się odpowiednia. Gdybym go przytuliła, zaraz by się spłoszył. Nie cierpiał, gdy ktoś czuł w stosunku do niego litość. Najwyraźniej wydawało mu się to zawstydzające. Mogłam także zacząć mu cokolwiek radzić, jednak i to nie miało najmniejszego sensu. Choć wiedziałam, że zawiniła przede wszystkim Ino, nie zamierzałam wieszać na niej psów. Zresztą - to nie była moja sprawa. To coś, co mogli załatwić tylko pomiędzy sobą. Ja mogłam co najwyżej nieśmiało naprowadzić ich na to, by zaczęli zachowywać się dojrzalej.
   - Posłuchaj, Kiba... - zaczęłam niepewnie, jednak w końcu wzięłam głęboki wdech i rozpoczęłam swój monolog. - Nie zamierzam wnikać w to, co się między wami stało. To w tej chwili nieistotne. Wiem tylko, że oboje w kółko robicie sobie przykrości. Nawet teraz, gdy wiecie, że nie zobaczycie się przez długi czas. I myślę, iż oboje wiemy, że w jej przypadku to tylko strategia obronna. Inaczej jest z tobą i nie mówię, że nie masz do tego prawa - uniosłam obie dłonie w poddańczym geście, po czym odchrząknęłam. - Może przydałoby się schować dumę do kieszeni i zachować instynktownie? Kiedyś ją kochałeś - zauważyłam, przy końcu ściszając głos. 
   Prawdopodobnie nadal ją kochał, ale tego zdecydowałam się nie dodawać. Przez chwilę spoglądałam tylko na twarz bruneta, na której malowało się rozdarcie. I kiedy już miałam się zbierać, by zostawić go samego - zacisnął dłoń na rękawie mojego swetra.
   - Ja i Ino to jedna sprawa. Co z tobą i Naruto? - rzucił prosto z mostu, wbijając spojrzenie prosto w moje tęczówki. Świdrował mnie na wylot, przy okazji nieco podnosząc mi ciśnienie. - Wiesz, o co mi chodzi.
   Powoli kiwnęłam głową, odgarniając za ucho niesforny kosmyk włosów, który cały czas usilnie pogarszał mi widoczność. Co z Naruto? Dobre pytanie. Przecież ja sama do końca tego nie wiedziałam. To znaczy, wiedziałam, o co chodzi Kibie. O odwieczne uczucie Uzumakiego w stosunku do mojej osoby i przyszłość, jaka nas teraz czekała. Pomimo, że blondyn zawsze był przy mnie, nigdy nie przerodziło się to w nic więcej. Będąc z nim i licząc na to, że któregoś dnia się zakocham, tylko bym go raniła. Sam Naruto niczego ode mnie nie żądał. Był najważniejszym facetem w moim życiu i bez romantycznego trele-morele.
   - Porozmawiam z nim - obiecałam, obdarzając Inuzukę kolejnym westchnieniem. Rozejrzałam się powoli po pustym pokoju i znowu poczułam delikatne ukłucie w okolicach serca. Ino miała rację. To naprawdę koniec. - Kiba? Mogę cię o coś prosić?
   - O co tylko chcesz.
   Byli najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Byliśmy najlepszą paczką na świecie.
   - Zajmij się Naruto, kiedy wyjadę. Będzie mu teraz ciężko. Spróbuj go naprostować. Nie pozwól mu stanąć w miejscu. Pilnuj, żeby się nie załamywał i nie robił głupstw, chociaż wiem, że o to ostatnie będzie trudno - delikatnie zmarszczyłam nos, wyobrażając sobie Naruto, który nie robi z siebie głupka. Kiepska wizja. - No i spróbuj go w końcu skonfrontować z Hinatą, bo on pierwszy niczego nie zauważy, a ona sama się nie odezwie. Trochę jak nasze dzieci - stwierdziłam, powstrzymując kolejną salwę śmiechu.
   Inuzuka tylko pokiwał głową na zgodę, ale zanim zdążył odpowiedzieć, usłyszałam za plecami znajomy głos.
   - Ile można na was czekać?  Znaleźliście tu Narnię, czy co? - odezwał się nieco zrzędliwie Uzumaki, a ja natychmiast odwróciłam głowę w jego kierunku. Leniwie opierał się o framugę drzwi i przyglądał mi się. Nawet, jeśli chciał wyglądać na rozluźnionego, bez najmniejszego wysiłku dostrzegałam ból w jego oczach. 
   Nasz towarzysz chyba wyczuł niezbyt lekką atmosferę, jaka zapanowała w pomieszczeniu, bo natychmiast się podniósł. Potem wybełkotał coś o Choujim i swoich pieniądzach, zabrał mój bagaż i zniknął za drzwiami. Pozostaliśmy już tylko my dwoje. Spuściłam wzrok, udając, że coś niesamowicie zaaprobowało mnie w podłodze.
   - Naruto... - zaczęłam odrobinę zbyt płaczliwie, co wywołało reakcję łańcuchową.
   Mój przyjaciel spanikował. 
   - Sakura-chan, ty płaczesz? - jęknął, po czym rzucił się w moim kierunku, machając rękami na wszystkie strony. Przygryzłam delikatnie wargę, próbując powstrzymać szloch. Blondyn przykucnął naprzeciwko mnie, wydymając usta. - Przepraszam, Sakura-chan! Nie chciałem cię zdenerwować, chciałem tylko...
   Nie zdążył odpowiedzieć, bo zarzuciłam mu ręce na kark. I tyle wystarczyło, żeby się zamknął. Wtuliłam twarz w jego ramię, a Naruto - choć początkowo zdawał się być odrobinę zaskoczony - zaraz odwzajemnił uścisk. Próbowałam nie rozryczeć się na dobre i na szczęście, jako-tako mi to wychodziło. Wiedziałam, że teraz będzie ciężko nam obojgu. Nie mieliśmy jednak wyjścia.
- Teraz chyba będzie trzeba ruszyć w świat - spostrzegł, głaskając mnie po włosach w opiekuńczm geście. Zupełnie, jakby czytał mi w myślach. - Nie chcę, żeby to było pożegnanie. Nie żegnamy się. Przecież wiesz, że zadzwonię do ciebie jeszcze dzisiaj. A później, kiedy już zainstalujesz skype'a, w ogóle się mnie nie pozbędziesz! - stwierdził entuzjastycznie, szczerząc zęby w uśmiechu.
   Przez moment mu się przyglądałam, nie dowierzając, że to ja okazałam się tą słabą. To ja miałam go pocieszać i trzymać w ryzach, tymczasem to on uspokajał mnie. Co za ironia losu. Bez zastanowienia przetarłam mokre policzki dłońmi. 
   - Dziękuję, Naruto - wyszeptałam cicho, wiedząc, że tyle wystarczy.
   Delikatnie pokręcił głową, jeszcze raz przejeżdżając dłonią po moich włosach. Zaraz potem otaksował mnie swoim błękitnym, niewinnym spojrzeniem od góry do dołu, jakby właśnie taką chciał mnie zapamiętać.
   - Lepiej, żebyś została tym adwokatem. Kiedy pomyślę, ile idiotycznych rzeczy zrobię, gdy nie będziesz mnie pilnować, to jestem pewien, że takowy mi się przyda - pokiwał głową, jakby chcąc dodać prawdziwości swoim słowom. Zaraz potem zarzucił mi ramię na kark i odetchnął. - Idziemy?
   Zgodziłam się.
   Tym razem za bramką dostrzegłam nie tylko swoich przyjaciół, ale i taksówkę. Dlatego też odrobinę przyśpieszyliśmy kroku - i wnet dostrzegłam, że nigdzie nie ma Ino.
   - Gdzie jest...
   Nie dali mi skończyć. Wszyscy, jak jeden mąż, wskazali palcami na lewo. Zmarszczyłam brwi i dopiero wtedy zrozumiałam, czym była spowodowana ta niezwykła cisza. Kiba ściskał w swoich ramionach moja najlepszą przyjaciółkę, a ona płakała. Poczułam się z tym niezwykle dobrze, a blondyn, który właśnie dał mi kuksańca w bok, chyba to wyczuł.
   - Dumna z siebie? - rzucił z rozbawieniem, jednak zaraz odchrząknął. - Ladies and gentelmen, co powiecie na grupowy uścisk?
   Wszyscy byli za. Kiba pchnął Ino w moim kierunku, a zaraz potem zostałyśmy otoczone przez dziesięć innych osób i ściśnięte, niczym sardynki w puszce. Przed oczami stanęło mi kilkaset obrazów naraz. Lee, wrzeszczący na kolegów z drużyny, że przez ich lenistwo nie wygramy sztafety. Sai, który zamiast zainteresować się lekcją, gryzmoli w zeszycie sprośne obrazki. Chouji, jedzący chipsy i komentujący wyniki ostatniego masterchefa. Tenten, która pięćset razy zmienia zdanie na temat tego, jak udekorować salę na szkolną dyskotekę. Neji, aspirujący na funkcję przewodniczącego, rozgłaszający swoje hasła wyborcze wszędzie, gdzie się da. Temari, krzycząca na Shikamaru o kolejną błahostkę i Shikamaru, który znosi Temari, narzekając na jej działania pod nosem. Hinata, stawiająca siebie na ostatnim miejscu, by wcześniej pomóc wszystkim innym. Kiba, przechadzający się po boisku z Akamaru i żywo komentujący wyniki ostatnich rozgrywek piłkarskich. Ino, przypominająca Afrodytę i przyciągająca spojrzenia wszystkich osobników płci męskiej na korytarzach. I Naruto - wywołujący burdę, a później otrzymujący ostrą reprymendę od pani dyrektor. Nasze zawody sportowe, wycieczki szkolne, wspólne wyprawy na boisko i do kawiarni. Mnóstwo buntów przeciw nauczycielom, sporów z innymi klasami i pomaganie sobie na sprawdzianach. 
   To lata, które na zawsze utkwiły mi w sercu. 

5 komentarzy:

  1. Zostaje tu na stale ;)!
    Podoba mi sie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się zaczęło. Na pewno będę zaglądać! :)
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny prolog, zapowiada się niezłe opowiadanie! :D
    Przede wszystkim chwycił mnie za serce paring Kiba&Ino i przyjaźń Sakury z Naruciakiem. Jestem ciekawa, jak to się wszystko dalej rozwinie. Czekam na pierwszy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że jest odzew i sporo wejść po samym prologu, bo się trochę bałam, że już się nie wbiję w blogosferę, hehe!

    Rozdział pierwszy pojawi się pewnie w środę, bo planuję dodawać je co tydzień, o! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się początek i mam nadzieję, że dalsze rozdziały będą równie dobre. Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń