środa, 4 lutego 2015

#1 Let's go back to the start

5 lat później, listopad 2014


   Proszenie Kate o pomoc przy pakowaniu rzeczy okazało się złym pomysłem. Rzecz jasna, normalnie zajmowałaby się tym Ino, ale ona wyleciała do Tokio już dwa dni temu, sugerując, że musi zająć się wszelkimi ważnymi sprawami związanymi z naszym nowym mieszkaniem. Pokusiłabym się bardziej o stwierdzenie, że zamierza umeblować je wedle własnego widzimisię. W gruncie rzeczy nie miałam nic przeciwko temu, bo z pewnością znała się na tym lepiej niż ja. Ponadto złożyła obietnicę, że nie spotka się z naszymi znajomymi przed moim przybyciem.
   Stałam oparta o ścianę w niemalże opustoszałym już salonie. Kate biegała po pokoju, wyciągając z szafek coraz to nowe rzeczy i podniecając się nimi tak długo, aż łaskawie zezwoliłam na to, by je sobie wzięła. Była przyjemną osobą, aczkolwiek nie do końca rozgarniętą. Zamieszkała z nami dwa lata temu, po odejściu poprzedniej współlokatorki. Zdążyłyśmy się przyzwyczaić do jej wiecznego świergolenia, gadania o bzdurach i wydawania większości pieniędzy na duperele. Można ją było nazwać dużym dzieckiem, choć miała więcej facetów niż jakakolwiek inna, znana mi studentka czwartego roku. 
   - Sakura? Czy będziesz nosiła tą...
   - Weź ją sobie - przerwałam, gestykulując dłońmi, żeby się pospieszyła. Nie miałam czasu na to, żeby ją niańczyć. Mój samolot miał startować za niecałe trzy godziny. 
   Westchnęłam ze zrezygnowaniem i zabrałam się za chowanie kolejnych ciuchów do walizki. Głowę zaprzątało mi jednak coś innego, niżeli powrót do Japonii czy pakowanie. Jak się miewał Naruto? Ostatnio nie miał zbyt wiele czasu na to, by do mnie dzwonić czy rozmawiać na skype. Czego innego mogłam oczekiwać od zapracowanego właściciela najlepszego klubu w Tokio? Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając go sobie jako chłopca z rozczochranymi włosami i wzrostem metr trzydzieści. Zawsze powtarzał, że zrobi karierę. Wtedy go wyśmiewano, a dziś to on mógł wyśmiewać innych.
   Nigdy nie poznałam jego nowych znajomych. Nie do końca miałam taką możliwość, skoro ostatnim razem odwiedzałam Japonię dwa lata temu, a wtedy Rendan dopiero zaczynał się rozwijać. Nie byłam szczęśliwa, gdy Naruto - niczym największy idiota - postanowił rzucić studia po zdobyciu licencjatu z AWF. Już sam ten kierunek nie wydawał mi się przyszłościowy, a kiedy jeszcze mój przyjaciel postanowił darować sobie robienie magistra, nieźle mnie to rozjuszyło. Wszystko przez jego nowego-starego przyjaciela, niejakiego Sasuke. Ponoć przyjaźnili się w przedszkolu. Jak tłumaczył mi blondyn, krótko po wyprowadzce Uchihy pojawiłam się ja, a z tamtym stracił kontakt. Spotkali się ponownie na studiach. Nie, żebym lubowała się w ocenianiu ludzi, których tak naprawdę nie poznałam, ale mój stosunek do tajemniczego meżczyzny były co najmniej... zdystansowany? Tak, to odpowiednie słowo. To przez niego Naruto zdecydował się rzucić na głęboką wodę i to z nim stworzył klub.
   Ostatecznie wyszło całkiem nieźle, ale nadal byłam dość sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego.
   - Sakura! Ino pisze, żebyś odebrała komórkę.
   Uniosłam brwi, wyrwana z zamyślenia. Zaczęłam szukać telefonu pośród góry rozrzuconych ciuchów, a kiedy w końcu udało mi się go dorwać, wybrałam numer swojej przyjaciółki.
   - Przepraszam, nie wie...
   - Telefon się odbiera! - żachnęła się, nie dając mi dokończyć. - Błękit czy piasek? 
   Zamrugałam, nie do końca wiedząc co odpowiedzieć.
   - Um, a w jakim sensie?
   Zaburczała zniecierpliwiona.
   - Kolor łazienki, tylko ona została do pomalowania - wyjaśniła, nie kryjąc dumy. - To co? Decyduj się.
   No tak. Przecież już wcześniej domyślałam się tego, że zamierza bawić się w urządzanie wnętrz. Zastanowiłam się.
   - Błękit, bardziej przypomina lato - rzuciłam, przypominając sobie nasz wakacyjny wyjazd na Miami Beach. - Odzywałaś się do kogoś?
   - Nope - odparła spokojnie, choć po odgłosach dochodzących z telefonu wywnioskowałam, że zrobiła w naszym nowym mieszkaniu trzecią wojnę światową. - Hinata dzwoniła, ale skłamałam, że przyjadę dopiero z tobą. Sakura, muszę kończyć, chyba przypaliłam zupę. Trzymaj się!
   Rozłączyła się, zanim zdążyłam chociażby jęknąć. 
   Jak można przypalić zupę?!



***


   Już prawie zdążyłam zapomnieć, jak bardzo Tokio różni się od Nowego Jorku. Porównywanie tych dwóch miast było jak zestawienie ze sobą kota syjamskiego i lwa. Różniły się wielkością, aczkolwiek z dumą mogłam potwierdzić, że w jakości Tokio górowało. Nie tylko nad Nowym Jorkiem, ale nad większością miast, z tym, że tutaj panował olbrzymi ścisk. Mimo to cholernie stęskniłam się za tym miejscem, toteż maszerując z Ino w stronę naszego bloku, zamiast jej słuchać, przyglądałam się znajomym ulicom.
   - Czy ty w ogóle mnie słuchasz? -  zapytała z irytacją, zatrzymując się przed przejściem dla pieszych. Spojrzałam na nią pytająco. - Przed chwilą powiedziałam ci, że Naruto i Hinata się zaręczyli, a ty nie zareagowałaś.
   Dałabym sobie głowę uciąć, że moja mina w tej chwili mówiła sama za siebie. Byłam tak zszokowana tą informacją, że ominęłabym zielone, gdyby przyjaciółka nie pociągnęła mnie za rękaw. Naruto... zaręczył się z Hinatą? Wiedziałam, że spotykali się od dwóch lat. Początkowo nawet się cieszyłam. W końcu od samego początku im kibicowałam. Z biegiem czasu zaczynało się to jednak robić denerwujące, bo czułam się mniej ważna dla Uzumakiego. Być może samolubne zachowanie leżało w mojej naturze, ale po prostu przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze byłam u niego na pierwszym miejscu. Zawsze miałam jakąś alternatywę.
   A teraz miał się ożenić. Jak wiele przegapiłyśmy, wyjeżdżając na te studia?
   - Czekaj - opamiętałam się, wbijając w nią oskarżycielskie spojrzenie. - Mówiłaś, że Hinata się nie odzywała - przypomniałam.
   Pokręciła głową.
   - Pytałaś, czy ja się do kogoś odezwałam - sprecyzowała. - Poza tym, Shikamaru dzwonił do mnie, kiedy wyczekiwałam cię na lotnisku. Wymsknęło mu się. Prosił, żeby nikomu nie mówić, bo Naruto chce nam zrobić niespodziankę. Uznałam jednak, że lepiej powiedzieć ci wcześniej.
   To brzmiało nieco bardziej logicznie. Uzumaki nawet wspomniał coś o tym, że czeka nas wielkie zaskoczenie. Dodatkowo, musiałam pochwalić jej tok myślenia, bo z pewnością lepiej, że dowiedziałam się o tym wcześniej. Dzięki temu mogłam odpowiednio przygotować się do odebrania tej wiadomości wśród ludzi, a jednocześnie wykluczyć możliwość kompromitacji. 
   - Dzięki - wybełkotałam.
   Skomentowała to ciężkim westchnieniem, a zaraz potem ścisnęła mocno mój nadgarstek. Spojrzałam wpierw na nią, a potem w kierunku, który wskazywała. Moim oczom ukazał się nowoczesny, czteropiętrowy blok, ogrodzony zadbanym żywopłotem.
   - Witaj w domu - pisnęła, po czym niemalże pobiegła w stronę klatki schodowej.
   Wzięłam głęboki wdech. To był chyba pierwszy krok w kolejnym rozdziale mojego życia. Powrót do Tokio miałam za sobą, teraz trzeba było się zadomowić, odwiedzić przyjaciół i rodziców, a na koniec poszukać pracy. Nie mogłam próżnować, skoro zostałam magistrem prawa. Bez wahania ruszyłam w stronę budynku.
   Bardzo szybko zrozumiałam, co było przyczyną tak niskiej ceny za wynajem mieszkania - pomimo nowoczesności bloku, winda nie działała, a korytarze wyglądały tak, jakby co najmniej od kilku lat nikt ich nie sprzątał. Nie do końca byłam pewna również tego, czy mieszkanie na trzecim piętrze można zaliczyć do plusów, ale to zawsze niżej niż czwarte. 
   Ino wyczekiwała mnie w drzwiach, wyraźnie zniecierpliwiona. Momentami zastanawiałam się nad tym, jak zamierza znaleźć sobie pracę. Miałam wątpliwości co do tego, że z jej temperamentem będzie to łatwe. Chyba nie oczekiwała, że od pierwszego dnia będzie kosmetyczką? Cóż, jeżeli tak właśnie myślała, to nie planowałam niszczyć jej marzeń. Już wolałam pocieszać ją po fakcie.
   - Sakura, mamy po dwadzieścia trzy lata, a nie po czterdzieści - zganiła mnie, krzyżując ręce na piersiach. - Trochę entuzjazmu.
   Byłam ciekawa, czy tuż po tym jak wysiadła z samolotu, również była tak pozytywnie nastawiona do świata.
   - Gdzie bagaże? - zapytałam, rozglądając się wokoło.
   - Hiro już je wniósł - odparła zwięźle, ciągnąc mnie za rękę. - Rozgość się - dodała, wpychając mnie do środka.
   Zamierzałam ją skarcić, ale wystrój mieszkania skutecznie mnie od tego odciągnął. Po otworzeniu drzwi znalazłam się w niewielkim przedpokoju, a zaraz z niego wchodziło się do salonu. Był dość spory. Po prawej stronie dostrzegłam trzy kanapy, między którymi stał stolik. Na ścianie naprzeciwko wisiał duży, plazmowy telewizor, który zafundowali nam nasi rodzice. Czerwono-pomarańczowe ściany skutecznie wprawiały człowieka w dobry nastrój. Po lewej stronie salonu dostrzegłam podłużny bar, który oddzielał owy pokój od kuchni. Ta z kolei nie była olbrzymia, ale z pewnością przytulna. Naprzeciwko mnie znajdował się stół z dwoma, podłużnymi ławeczkami po obu stronach, a za nim dostrzegłam wyjście na balkon. 
   - Sama to urządziłaś? - zapytałam z niedowierzaniem.
   - Nie chwal dnia przed zachodem słońca - poleciła, uśmiechając się przy tym zadziornie. - Teraz łazienka. Po wejściu do mieszkania, zamiast iść prosto, skręcasz w lewo i wchodzisz prosto do niej.
   Pokiwałam głową na zgodę i udałam się we wskazanym kierunku. Już po otworzeniu drzwi do owego pomieszczenia wiedziałam doskonale, że Ino świetnie się spisała. Nawet nieco się ucieszyłam, że nie do końca posłuchała mojej rady. Dolna część ścian pomalowana była na kolor piaskowy, natomiast górna - na błękit. Łazienka sprawiała wrażenie sporej. Było tutaj tylko jedno, malutkie okno, ażeby móc wpuścić trochę powietrza. W jednym z kątów znajdowała się olbrzymia wanna, do której wchodziło się po schodkach. Obie byłyśmy maniaczkami długich kąpieli. Naprzeciwko niej stał prysznic, a tuż obok niego toaleta. Po swojej lewej stronie miałam wielkie lustro, pod którym stała umywalka i podłużna półka z kosmetykami. Po prawej z kolei była pralka, kosz na brudne ubrania i poukładane w kostkę ręczniki. 
   - Jesteś mistrzynią - pochwaliłam, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech. - Mam rozumieć, że teraz zobaczę te najlepsze pomieszczenia?
   Prychnęła z wyższością, po czym ręką nakazała mi ruszyć za nią.
   - Drzwi od strony kuchni prowadzą do twojego, te od strony kanap do mojego - poinformowała, kierując się wpierw w stronę swojego pokoju.
   Nie odpowiedziałam, wchodząc tam zaraz za nią. Pierwszą rzeczą jaką dostrzegłam były fioletowe ściany, a zaraz potem na każdej z nich zauważyłam inny, narysowany kwiat. Chwilę potem przeniosłam spojrzenie na łóżko, które było głównym punktem pokoju. Dwuosobowe, zaścielone purpurową pościelą. Po jego obu stronach znajdowały się dwie szafki nocne, na których stały lampki. Na ścianie naprzeciwko wejścia znajdowały się dwa, spore okna, ozdobione białymi firankami i fiołkowymi zasłonami. Na parapetach stało kilka, niekoniecznie znanych mi kwiatów doniczkowych. Resztę przestrzeni zajęła spora szafa, stolik i dwa fotele, które służyły bardziej za ozdobę, niżeli do przyjmowania gości.
   - Nieźle - skwitowałam, doskonale zdając sobie sprawę, że pokój urządzony był całkowicie w stylu mojej przyjaciółki. 
   Udała urażoną.
   - Tylko tyle? Uważam, że to mistrzostwo świata, jak na nasz niekoniecznie wysoki budżet - rzuciła, wywracając teatralnie oczami. - Idź sprawdź swój. Starałam się jak mogłam.
   Zagryzłam wargę. Wierzyłam, że chciała urządzić mój pokój jak najlepiej, aczkolwiek nie byłam pewna, czy uda jej się trafić w moje gusta. Ino lubiła wyolbrzymiać rzeczy, kochała mnóstwo ozdób i udziwnień. Ja byłam jej całkowitym przeciwieństwem jeśli o to chodzi - stawiałam raczej na prostotę.
   Pociągnęłam za klamkę, a chwilę później znajdowałam się w swojej sypialni.
   Nie do końca potrafiłam uwierzyć w to, co widziałam. Dwie ściany pomalowane były na kasztanowo, kolejne dwie na beżowo. Punktem centralnym, podobnie jak u mojej przyjaciółki, było spore, dwuosobowe łóżko, a po jego obu stronach szafki z lampkami nocnymi. Z tą różnicą, że moja pościel dzieliła się na trzy kolory: brązowy, beżowy i niebieski, doskonale ze sobą skomponowane. Ściana naprzeciwko zajęta była przez dwa okna, do których Yamanaka dobrała przyzwoite, niebieskie zasłony, pasujące do niektórych elementów pościeli. Ścianę naprzeciwko łóżka zdobił olbrzymi obraz jednej z moich ulubionych, hiszpańskich artystek. Rzecz jasna nie był oryginalny, ale liczył się gest. Resztę przestrzeni zajmowały biurko, krzesło, szafa, półka z książkami i rzecz, która niemalże zwaliła mnie z nóg - głośniki! 
   - Kocham cię! - wrzasnęłam, zarzucając jej ręce na szyję. Parsknęła śmiechem. - Czemu ty studiowałaś kosmetologię, a nie architekturę?
   Wzruszyła nieporadnie ramionami, wyswobadzając się z moich objęć.
   - Pewnie dlatego, że nie umiem rysować - stwierdziła. - Jeśli chodzi o lustro, to wisi na wewnętrznej stronie drzwi od szafy. 
   Pokiwałam entuzjastycznie głową i nie czekając ani chwili dłużej, rzuciłam się na łóżko jak ucieszone dziecko.
   - Wreszcie w domu! - wrzasnęłam w poduszkę, po czym odetchnęłam głęboko. - Wreszcie...
   - Jeśli chcesz się przespać, to masz dwie godziny - oznajmiła, opierając się o próg. - O dwudziestej mamy imprezę.
   Zmusiłam się do tego, by podnieść głowę i posłałam jej pełne politowania spojrzenie.
   - Bardzo śmieszne - oceniłam.
   Nie wyglądała na rozbawioną.
   - Nasi znajomi spotykają się dzisiaj w Rendanie - odparła rzeczowo. - Shikamaru nas zaprosił.
   Nie musiała precyzować swoich słów. Doskonale wiedziałam, co miała na myśli. Ostatni raz widziałam się z tymi ludźmi dwa lata temu, a całą paczką nie spotkaliśmy się od pamiętnego pożegnania przed moim domem. Komuś zawsze coś wypadało, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nie byliśmy już nastolatkami. Wiedziałam jednak, że całą ósemką spotykali się w Rendanie przynajmniej raz w tygodniu. Ósemką - Lee spełnił swoje marzenia o byciu biegaczem i podróżował po całej Azji, z kolei Sai stał się znanym artystą i zamieszkał w Kioto. I chociaż z jednej strony nie mogłam się doczekać, kiedy ich wszystkich zobaczę, wiedziałam jedno: nic już nie było takie jak kiedyś.  
   - Zamierzasz iść? - rzuciłam głupio.
   Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi.
   - Oczywiście, że zamierzam. Takiej okazji się nie przepuszcza - zauważyła, podpierając biodro ręką. - Ty też zamierzasz iść. Obiecałam Shikamaru, że obie będziemy. Miał przekazać Hinacie i Naruto.
   Jęknęłam przeciągle. Teraz już nie miałam wyjścia. 
   Dziwiłam się tylko, że Ino nie obawia się spotkania z Kibą. Ostatni raz widzieli się trzy lata temu, później Inuzuka skutecznie unikał naszych przyjazdów. Z tego co słyszałam od Temari, po latach podbojów związał się z kimś na stałe. Najciekawsze, że tym ,,kimś" była Hanabi, młodsza siostra Hinaty. Albo Ino faktycznie udało się o nim zapomnieć, albo doskonale udawała.
   Strzelałam, że chodzi o to drugie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć robaczki! Ku mojej wielkiej uciesze, w tydzień pykło tysiąc wejść i mam nadzieję, że częstotliwość będzie tylko wzrastać! Każdy, pojedynczy komentarz zachęca mnie do działania, więc miło, jakbyście zostawiali po sobie chociażby jedno słowo, o! :D Niemniej, bardzo się cieszę, że kilku czytelników zadeklarowało się zostać - przemiło mi i dziękuję wam <3

To teraz tak ze spraw ogólnych:

1. Kolejny rozdział w SOBOTĘ - uznałam, że w tygodniu trochę mi ciężko ze znalezieniem czasu, szkoła etc., więc kolejne będą się pojawiały regularnie w weekendy :)
2. W kolejnej części poznamy Sasuke!
3. A rozdział 3 będzie już pisany także z jego perspektywy.
4. Następny będzie dłuższy. Podejrzewam, że teraz będą pojawiały się tylko dłuższe, bo jestem przyzwyczajona właśnie takie pisać.
5. Patrzcie, jaki papa Sasuke jest hot:


Chcę lipiec! 

6 komentarzy:

  1. Świetny początek, czekam na kolejny rozdział i rozwój akcji *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! A co najważniejsze poznania Sasuke! Chyba na niego najbardziej czekam! xd
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nexta :* Świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z całym szacunkiem do poprzednich komentujących - to skandal. Nic więcej na ten temat nie powiem.
    Po pierwsze; belka! Ach, Pezet! Ach, jego wspaniałe Źrenice <3 Choćby za niego będę Cię wielbić!
    Przeczytałam prolog i nim się obejrzałam, skończyłam rozdział pierwszy, wow!
    Uderzyło mnie ich rozstanie i, pewnie nieświadomie, sprawiłaś, ze przypomniałam sobie o moim liceum i przykro mi się zrobiło. Melancholia człowieka ogarnia, jak sobie przypomni to wszystko, te spory, kłótnie, trzymanie sztamy, wysiadywanie pod klasami... Tak piękne i tak niepowtarzalne.
    Relacja Sakury z Naruto jest bardzo wyważona, co mi się spodobało to to, ze pokazałaś, jak czas zmienia znajomość. Ludzie dorastają, każdy z nich ma swoje życie, zajęcia, nowych przyjaciół i wiadomo, ze nic nie będzie takie, jak było. Naprawdę wspaniale to zrobiłaś.
    Domyślam się, ze w Rendan Sakura pozna Sasuke i wtedy zacznie się prawdziwa wartka akcja, co? :D
    Baddie, jestem wielką fanką Twojego stylu po zaledwie prologu i pierwszym rozdziale. Czyta mi się lekko, przyjemnie, Ty sama używasz słów prostych, lecz nie prostackich, a całość pięknie łączysz!
    Mam wielki apetyt na dalsze rozdziały, bo zżera mnie ciekawość jak Sakura odnajdzie zmienionego Naruto? Co będzie z Ino i Kibą? No i motyw przewodni - SasuSaku!
    Powiem szczerze, ze mam dość tej tematyki. Schemat jest powielany niemal wszędzie, a jednak, czytając opis Twojego bloga na spisie, coś mnie tknęło. Blogi z Naruto mam za sobą, a mimo to Uzumaki ponownie wzbudził wielką sympatię i sentyment do pierwszego bohatera, który tworzył moje dzieciństwo.
    Czekam niecierpliwie na rozdział drugi, obserwuję i sorry, lądujesz w moich linkach.
    Pozdrawiam :*

    "Nie ma we mnie strachu i jestem spokojny
    Bo nie mogę nic stracić i niczego udowodnić.
    Spadam w dół, lecę i czuję, że jestem wolny
    To nic nie kosztuje, zabierz mnie, wszystko jedno, gdzie."

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszę, że pojawiła się taka rozległa wypowiedź, bo one mnie podbudowują! Mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań :) Pozdrawiam zarówno ciebie, jak i resztę czytających!

    Rozdział drugi jeszcze dziś! :)

    OdpowiedzUsuń