piątek, 13 marca 2015

#5 Znak ostrzegawczy



   Wizyta u Itachiego tylko niepotrzebnie podniosła mi ciśnienie. Dlaczego ten uparty osioł zawsze musiał podchodzić do świata tak lekceważąco? Miał gdzieś wszystko. Firmę, mnie, nawet swoją wolność. Gdyby zdecydował się pomóc mi choćby w najmniejszym stopniu, wszystko stałoby się łatwiejsze. Zaczynałem odnosić wrażenie, że on wcale nie chce wychodzić z więzienia. Nie mogłem jedynie zrozumieć jego pobudek - o ile moje bezpieczeństwo faktycznie mógł stawiać sobie za priorytet, to brak współpracy z którymkolwiek z adwokatów był już komiczny. Wynajmowałem dla niego najlepszych prawników w Tokio, a jedyne, co ci słyszeli podczas spotkania z moim bratem, to jego przyznanie się do winy.
   Śmieszne.
   Zatrzasnąłem za sobą drzwi czarnego jeepa, po czym nałożyłem na głowę kaptur. Nie miałem najmniejszej ochoty tu przyjeżdżać, ale musiałem spotkać się z Naruto. Był w tej chwili jedyną osobą, która mogła sprawić, ażebym nie zwariował. To zabawne, biorąc pod uwagę, że chodziło właśnie o tego głąba.
   W sobotnie południe Rendan świecił pustkami. Było tu tylko kilka samotnych dziewczyn, może z dwóch podpitych mężczyzn i mnóstwo osób sprzątających. Trzeba było przygotować klub na wieczór, a ogarnięcie go w niecałe dwanaście godzin po piątku nie należało do najprostszych rzeczy. Byłem wdzięczny Uzumakiemu za to, że po raz kolejny wziął to na siebie. Chyba trochę za bardzo go wykorzystywałem.
   - Sasuke?
   Cholera, a ten tu czego?
   Odwróciłem się niechętnie, żeby zaraz dostrzec Inuzukę. Wyglądał tak, jakby przed chwilą potrąciła go ciężarówka. Miał włosy powykrzywiane w każdą stronę, a na sobie stare dresy i luźną koszulkę z jakimś dennym obrazkiem z kreskówek. Co jak co, ale nigdy nie podejrzewałbym go o to, że wstanie w sobotę nad ranem i jeszcze postanowi ruszyć się z domu. Najwidoczniej Hanabi miała na niego dobry wpływ.
   - Co ty tu robisz? - zapytałem, przekrzywiając delikatnie głowę.
   W odpowiedzi usłyszałem tylko prychnięcie.
   - Mógłbym zapytać o to samo - zauważył, zmniejszając odległość między nami. - Nie jesteś u Itachiego?
   Skrzywiłem się nieznacznie. Czy dzisiaj każdy zamierzał poruszać ten temat? Nie zdążyłem zapomnieć o tym, co mój brat mówił o Hinacie. Z nią też musiałem porozmawiać.
   - Byłem - wyjaśniłem krótko, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty o tym dyskutować. - Więc? Jaka siła cię tu zaciągnęła?
   - Kobieca - wyznał, unosząc do góry czarną torebkę i machając mi nią przed oczami. - Hana mnie po nią wysłała. Powiedziała, że skoro tym razem to ja pilnowałem, żeby dotarła do łóżka, to powinienem pamiętać też o tym - prychnął.
   Nie był przesadnie zadowolony z tego faktu. Bardziej jednak zaabsorbowało mnie to, że Kiba pozwolił wyzyskiwać się dziewczynie. Ba, że pozwolił wyzyskiwać się komukolwiek. Znałem go już na tyle dobrze, iż zdawałem sobie sprawę, że było to możliwe do osiągnięcia jedynie poprzez szantaż. Strzelałem, że podpadł czymś młodszej Hyuudze, kiedy tylko zniknąłem z klubu. To z resztą wyjaśniałoby ich ewentualne, późniejsze godzenie się w łóżku.
   - Co zrobiłeś? 
   Uniósł brwi. Był odrobinę zaskoczony moimi słowami, jednak zaraz wziął się w garść.
   - Twoja bystrość zaczyna mnie przerażać. Dorównuje ci tylko Shikamaru, ale on nie marnuje czasu na analizowanie problemów innych - rzucił, a ja poczułem się skarcony. - Właśnie o to chodzi, że niczego nie zrobiłem.
   Zmrużyłem powieki, ale nie zamierzałem ciągnąć go za język. Prawdę mówiąc, wdałem się z nim w rozmowę tylko przez wrodzoną grzeczność. Zaraz, zaraz - kogo ja chciałem oszukać? Nigdy nie istniało we mnie nic takiego, jak grzeczność. Chodziło raczej o wyrzuty sumienia, które jeszcze wczoraj wywołał we mnie Naruto.  ,,To, że ty masz spieprzone życie nie znaczy, że za wszelką cenę musisz próbować psuć je innym." Nie snułem planów, które mogłyby dotyczyć niszczenia życia komukolwiek. Szczególnie, gdy chodziło o ludzi, na których w jakiś pokręcony sposób mi zależało. Inuzuka się do nich zaliczał. 
   - Ubzdurała sobie, że coś musi łączyć mnie z Ino - odezwał się, przerywając moje rozmyślania. Mógłbym wtrącić coś w stylu ,,a nie mówiłem?', ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. - Szkoda, że nawet z nią wczoraj nie rozmawiałem - dodał z przekąsem.
   Nie czułem się na siłach na to, żeby być doradcą sercowym Kiby. Nie nadawałem się. Nie, to za mało powiedziane - byłem jednym z najgorszych materiałów na kogoś takiego. Problem w tym, że spławienie go w takiej chwili byłoby co najmniej nietaktowne. Do czego doszło, żebym musiał zastanawiać się nad czyimś związkiem?
   - Nie uważasz, że może chodzić właśnie o to? Wnioskuję, że Hana nie ma pojęcia o tym, jaka przeszłość was łączy. Nie zmienia to faktu, że nawet największy półgłówek zauważyłby, że coś jest nie tak. Z tą różową rozmawiałeś normalnie, podczas gdy Ino unikałeś jak ognia - zacząłem, żałując tego już po chwili. Spojrzał na mnie jak na człowieka, który nie ma pojęcia, o czym mówi. Mógłbym upierać się przy swoim, ale średnio interesowały mnie jego relacje z dziewczynami. - Porozmawiaj o tym z jakąś babą, dobra? Idź do Hinaty albo Tenten.
   Celowo pominąłem tę straszną babę, która niebawem miała zostać żoną Shikamaru. Lubiłem ją i była godnym rozmówcą, ale proszenie jej o pomoc w jakiejkolwiek sprawie nie było dobrym pomysłem. Jej postać stanowiła  istotę absurdalności - raz wydawało się, że czuje do ciebie nić sympatii, a raz, że cię nienawidzi. Najprawdopodobniej było to zależne od aktualnego humoru Sabaku.
   - Wiesz od Naruto?
   - Wiem od wszystkich - sprecyzowałem, ewidentnie niszcząc jego nadzieje na to, że w towarzystwie trzymają gęby na kłódkę. Chyba tylko biedna Hanabi niczego nie wiedziała, a i to było spowodowane jedynie strachem reszty przed rozwścieczonym Inuzuką. - Co do tego bałwana, widziałeś go?
   Zacząłem rozglądać się po klubie w poszukiwaniu pana, który był moim obiektem docelowym. Jak zwykle. To oczywiste, że skoro ten jeden raz był potrzebny - jak na złość postanowił zniknąć. 
   - Rozmawia z Kishimoto. Wspominał coś o tym, że to sprawa życia i śmierci. I, że go zabijesz, jeśli to spieprzy.
   Cudownie. Jeden raz, no ewentualnie drugi, wziąłem wolne, a idiota już przeprowadzał poważną rozmowę z najlepszym, japońskim producentem. Mogłem się tylko modlić, żeby tego nie spartolił. To od Kishimoto zależało, jakie zespoły będą u nas grać, a bez dobrej muzyki nie mieliśmy co liczyć na spory ruch.
   - Ma rację, jeśli...
   - Kiba! - W moich uszach rozległ się okropny wrzask. Właścicielka owego głosu zaraz pojawiła się przed moimi oczami, wskakując na Inuzukę bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Wyraźnie była czymś rozpromieniona, choć przez większość ludzi zostałaby pewnie odebrana jako najprawdziwsza wariatka. - Udało się, dostałam pracę! Oficjalnie jestem adwokatem!
   Oh, uroczo.
   Otaksowałem spojrzeniem całą tę scenkę, decydując się jej nie przerywać. Rożowowłosy potwór znów postanowił zaatakować. Za jakie grzechy ciągle ją gdzieś napotykałem? Minęło zaledwie dziesięć godzin, od kiedy zostawiłem ją w jej własnym pokoju, a już napatoczyła mi się ponownie. Powinienem się przyzwyczaić, w końcu los uwielbiał robić mi na złość. Dyskusja z tą pannicą, która jak dotąd kojarzyła mi się tylko z brakiem kultury i słabą głową, kompletnie nie wchodziła w rachubę. Nie miałem na to czasu.
   - W Hittori? - upewnił się brunet, niemal otwierając gębę z zaskoczenia. - To świetnie, Haruno! 
   Perfekcyjnie. To oznaczało, że nie zamierzała się nigdzie przeprowadzać, a co za tym idzie - miałem widywać ją w Rendanie. Chętnie zabroniłbym jej wstępu, ale młotek nigdy by się na to nie zgodził. Pozostało obmyślić jakiś plan zemsty, coby się trochę rozerwać. Potrzebowałem tego w swoim szarawym życiu.
   - Gdzie Naruto? - zapytała, rozglądając się wkoło.
   I dopiero wtedy zrozumiałem, że mnie ignoruje.
   Tak zwyczajnie. Odważyła się na to, by mnie spławić. Nie, żebym nie robił tego samego. Zazwyczaj kobiety nie udawały, że mnie nie widzą. Chociaż, zazwyczaj nie wylewały mi też na twarz drinków, a później nie odwoziłem ich pijanych do domu. 
   - Ma jakąś ważną rozmowę, pewnie sobie poczekasz - wyjaśnił jej rozmówca.
   Żachnęła się.
   - Trudno - rzuciła, podpierając biodro dłonią. - Jakoś wytrzymam. Mam ciebie, a Ino zaraz tutaj będzie.
   Popełniła spory błąd. W oczach Inuzuki od razu dostrzegłem przestrach, a zaledwie kilka sekund później wychodził z klubu, racząc Sakurę idiotycznym tłumaczeniem. Moje wcześniejsze przypuszczenia ponownie się sprawdzały. Zamiast jednak zainteresować się tym bardziej, utkwiłem wzrok w kobiecie. Nie spojrzała na mnie nawet wtedy, gdy Kiba się z nami żegnał.
   - Współczuję ludziom, których będziesz reprezentować - wypaliłem na początek.
   Skoro wstydziła się swojego wczorajszego występku, to prowokowanie jej mogło przynieść mi tylko zabawę. Ostatecznie i tak nie miałem do roboty nic lepszego. 
   I udało się - próba nawiązania kontaktu z tą prostaczką przyniosła korzyści. Fuknęła pod nosem, a zaraz potem przeniosła na mnie intensywne, zielone oczy. Wychwyciłem w nich żądzę mordu, choć nie miałem pojęcia, czym sobie na to zasłużyłem.
   - Na pewno nie zgodzę się reprezentować ciebie, gdy jakaś kobieta posądzi cię o zniesławienie.
   Powstrzymałem śmiech, który cisnął mi się na usta.
   - Nie zgodziłbym się na takiego prawnika nawet, jeśli mieliby mi dopłacić - oświadczyłem, po czym omiotłem ją wzrokiem. Włosy upięła w koka, a ciało zakryła przylegającą, czarną sukienką i szpilkami. Gdybym był obiektywny, musiałbym stwierdzić, że prezentuje się całkiem nieźle. Niestety, nie byłem. - Ładne wdzianko - oceniłem, wkładając w to mnóstwo ironii.
   Cholernie łatwo było wyprowadzić ją z równowagi. Starała się zachować spokój, ale jej ciało mówiło wszystko. Cała drżała. Prawdopodobnie tylko czekała na to, aż wspomnę o wczorajszej nocy, ale wolałem jej trochę podokuczać. To sprawiało mi niejaką satysfakcję.
   - Czego chcesz, Uchiha?
   Uuu, Uchiha. Zrobiło się poważnie.
   - Skąd pomysł, że mogę czegoś chcieć? - drążyłem, wzburzając ją jeszcze bardziej.
   Poddała się.
   - Jeśli oczekujesz, że padnę przed tobą na kolana, to się przeliczyłeś - oznajmiła, zadzierając nos.
   Pokręciłem głową w krytycznym geście.
   - Powinnaś być milsza dla kogoś, kto odwiózł cię do domu.
   Spodziewałem się, że zareaguje nerwowo. Podejrzewałem nawet, że będzie ciągnęła dyskusję, nadal łykając moje zaczepki, ale zrobiła coś innego. Gwałtowniejszego. Zsunęła się z barowego krzesełka i ruszyła w moim kierunku. Przypominała rozjuszonego byka podczas korridy. Zupełnie, jakby jej wściekłość osiągnęła apogeum, a przecież dopiero się rozkręcałem.
   - Świetnie - zaczęła, podpierając dłonie na biodrach i konfrontując się ze mną spojrzeniem. - Dziękuję. Zadowolony?
   Udałem, że się zastanawiam.
   - Nie.
   - To dobrze, bo jest coś jeszcze, o czym musimy... - zatrzymała się, jakby sens moich słów doszedł do niej dopiero teraz. - Coś ty powiedział?
   Westchnąłem.
   - Nie przyjmę takich podziękowań - wyjaśniłem spokojnie, nie spuszczając z niej oczu. - Musisz postarać się bardziej.
   Zaczynało mi się to podobać.


*


   Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z tym gburem. Wiedziałam także, że moim celem będzie odwlekanie tej rozmowy tak długo, jak tylko się da. Ten dzień nie mógł jednak okazać się idealny - byłam przyzwyczajona do tego, że podczas doby musi stać się choć jedna rzecz, która nadszarpnie moje nerwy. Tym razem było nią całe to spotkanie. I o ile przez chwilę byłam w stanie znosić tego dupka, tak po jego ostatnich słowach dostałam białej gorączki. 
   Zbeształam go spojrzeniem, wstrzymując się od rękoczynów.
   - Oszalałeś? - zagrzmiałam, zaciskając dłonie w piąstki. - Za kogo ty się uważasz?
   Wzruszył nonszalancko ramionami.
   - Za kogoś, kto odwiózł cię do domu, a teraz jest za to bardzo niemile traktowany. 
   Gdybym właśnie nie otrzymała posady prawnika i nie miała tak wielkiej ochoty na spełnianie się w tym zawodzie, to bym go zabiła. Bez wątpliwości.
   - Szkoda, że nie za kogoś, kto perfidnie wykorzystał sytuację.
   Zamrugał, a ja dostrzegłam na jego twarzy niezrozumienie. Nawet nie wiedział, o co mi chodzi. Najwidoczniej takie sytuacje zdarzały mu się z taką częstotliwością, że już przestał się nad nimi zastanawiać.
   - Wykorzystał sytuację? - powtórzył z wahaniem.
   - Pocałunek - przypomniałam, choć to słowo niemal raniło moje gardło. - Pamięć odświeżona?
   Uniósł brwi, przyglądając mi się z wyraźnym politowaniem. Niczego do szczęścia nie brakowało mi tak, jak tego.
   - Przecież to ty tego chciałaś, prawda?
   Obojętność w jego głosie uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Domyśliłam się tego już wcześniej, ale usłyszenie tego bezpośrednio różniło się od przypuszczeń. Wodziłam wzrokiem po jego twarzy, milknąc na chwilę. Co było nadzwyczajnego w tym, że chciałam go pocałować? Nic. Byłam pijana, endorfiny rozlewały się po moim ciele, a on był niewyobrażalnie przystojny. Nawet teraz, gdy dostrzegłam na jego twarzy konsternację. Ciemne, przenikliwe tęczówki, usta wykrzywione w łobuzerskim uśmiechu i nazbyt uroczy nieład na głowie. Nie wspominając o całej reszcie atutów, które wyjaśniały, dlaczego wszystkie kobiety do niego lgną. Znałam go dopiero kilkanaście godzin, ale już wiedziałam, że był tylko arogantem. Miał się za lepszego od innych, zapominał o czymś takim jak szacunek i nie zważał na uczucia tych, z którymi się konfrontował. 
   Dlaczego więc, z jakiegoś powodu, nie mogłam poczuć do niego bezapelacyjnej niechęci? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Było w nim coś, co mnie zaintrygowało. Coś, co kazało mi teraz bajdurzyć, zamiast go zignorować. Coś, co sprawiało, że gdy tylko znajdował się blisko, po moim ciele rozlewała się fala ciepła. Gdy natomiast przekraczał dozwoloną między nami granicę kilku metrów, zapominałam o umiejętności mówienia.
   - Wywiało cię do krainy marzeń? - zapytał kpiarsko, wybudzając mnie z transu. Już miałam zaprzeczać, ale wtedy zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Tak, jakby potrafił czytać w myślach. - Kiedy już skończysz tak na mnie patrzeć, chętnie usłyszałbym odpowiedź - dodał bez krępacji.
   Cholera.
   Powinnam była pamiętać o tym, że codziennie spotyka kobiety, które na niego lecą. Nie miał pewnie najmniejszego problemu z rozpoznawaniem ich uczuć - wystarczyło jedno spojrzenie na twarz, bądź w oczy. I zamiast starać się zachować resztki honoru poprzez zaprzeczanie, zaklęłam w duchu na gorąc, jaki ogarnął moje policzki. Nie cierpiałam samej siebie za to, jak na mnie działał.
   - T-to co? - zająknęłam się. Bardziej skompromitować się już nie mogłam, toteż szybko wznowiłam wypowiedź. - Byłam nietrzeźwa. Ludzie robią wtedy rzeczy, które następnego dnia są dla nich absurdalne. Nie powinieneś był się na to godzić, widząc, w jakim jestem stanie.
   Uciekłam wzrokiem od jego twarzy już wcześniej, żeby móc skupić się na monologu. Oczekiwałam czegokolwiek: prychnięcia, poważnej odpowiedzi, milczenia, albo kpin. Tymczasem jemu po raz kolejny udało się mnie zaskoczyć.
   Wyśmiał mnie. Tak po prostu.
   Od razu zrugałam go spojrzeniem, ale się tym nie przejął.
   - Nie powinienem był się na to godzić, co? - powtórzył, a uśmiech na jego twarzy powoli zaczął się zmniejszać. Spodziewałam się, że powie w tym temacie coś jeszcze, ale ponownie udało mu się mnie oszukać. Przejechał palcami po moim przedramieniu, a moja skóra w połączeniu z jego dotykiem niemal zapłonęła. Minęło kilka sekund nim się otrząsnęłam i spostrzegłam, że bezceremonialnie lustruje hebanowymi tęczówkami moje ciało. I gdy już miałam dać mu reprymendę, pochylił się nad moim uchem i gwałtownie przyciągnął do siebie. - Więc teraz wydaje ci się to absurdalne? Nie chciałabyś pocałować mnie ponownie? - zapytał bałamutnie, zniżając głos do szeptu.
   Pewnie, że chciałam!
   Nie, wróć. Wcale nie chciałam.
   Sama nie byłam w stanie tego określić. Umysł mówił jedno, ciało drugie, a serce w ogóle postanowiło zamilknąć. Tłukło się tylko w piersi, zupełnie, jakby chciało się z niej wydostać. Już zdążyłam rozeznać się w sprawie Sasuke - nie tylko dzięki opiniom ludzi, którzy znali go dłużej, a przede wszystkim dzięki obserwacjom. Wykorzystywał okazję. Dobrze się bawił, nie bacząc na konsekwencje. Nie obchodziło go to, czy może kogoś skrzywdzić. Prawdopodobnie nic nie robił sobie z tego, że właśnie traciłam przez niego zmysły. 
   Mimo wszystkich tych przyswojonych informacji, nie odsunęłam się nawet o milimetr. Napawałam się jego nieziemskim zapachem, kiedy delikatnie odchylał głowę, by ponownie zawiesić spojrzenie na mojej twarzy. Pragnęłam go dotknąć. Pragnęłam, żeby on dotknął mnie. Nie byłam w stanie zdefiniować tego przedziwnego stanu, aczkolwiek tak się obecnie czułam. Przez moment zdawało mi się nawet, że wyłapałam w jego tęczówkach cień pragnienia. Powoli zaczął zbliżać swoje usta w kierunku mojej twarzy. Zaklęłam w duchu na swoją słabość i delikatnie przymknęłam powieki, gotowa na to, co miało się stać.
   - Sakura?
   Kiwnęłam głową, bo z jakiego niewytłumaczalnego powodu pomyślałam, że oczekuje ode mnie pozwolenia.
   - Mało ci po wczorajszym?
   Co?
   Uniosłam powieki, żeby od razu wyłapać na jego twarzy drwinę. Zażartował sobie. Stop. To nie były żarty, tylko jego zwyczajowe podejście do innych. Zrobił to tylko po to, żeby mnie ośmieszyć i najprawdopodobniej mu się udało. Stałam niczym kłoda, oczekując z zamkniętymi oczami na pocałunek księcia, który nigdy nie zdecydował się mi go dać. Jak komicznie musiało to wyglądać? Tym bardziej, że nadal znajdowaliśmy się w klubie i mieliśmy widownię. Nie miałam pojęcia, jak później spojrzę w oczy pracownikom Naruto. 
   - Jakim wczorajszym? - wymamrotałam ostentacyjnie.
   Parsknął.
   - Naprawdę niczego nie pamiętasz? - upewnił się, tak jakbym już wcześniej nie dała mu tego do zrozumienia. - Nic, a nic?
   - Co mam pamiętać? - syknęłam, bo wreszcie zaczynało dochodzić do mnie to, co przed chwilą uczynił. - Potrafisz wyrazić się jaśniej?
   Jego wzrok znowu stał się całkowicie obojętny. Nie byłam w stanie wyczytać z jego tęczówek nawet jednego, najmniejszego uczucia. Były tak głębokie, iż pochłaniały mnie bez reszty.
   - Szkoda. Z moich wspomnień wynika, że ci się podobało - oznajmił, wyjmując z kieszeni komórkę. Spojrzał na wyświetlacz, a po jego twarzy przebiegł cień zainteresowania. - Masz bardzo wygodne łóżko.
   Nie. Nie. Nie, nie, nie. 
   Wpatrywałam się w niego, czekając, aż się zaśmieje. Aż przyzna, że to tylko taki głupi żart. Musiał to zrobić. Musiał, prawda? Mimo to, nie usłyszałam z jego ust już ani słowa przez kilka kolejnych sekund, a może nawet minut. Milczał, cały czas wpatrując się w ekran swojego telefonu. To niemożliwe. Nie mogłam skończyć z nim w łóżku, to było... niepojęte. Poniżej wszelkiej krytyki. 
   - Kłamiesz - wydusiłam w końcu, przykuwając tym samym jego uwagę. Uniósł wzrok znad wyświetlacza, czatując na moje kolejne słowa. Przełknęłam ślinę i zdecydowałam się desperacko pociągnąć tę maskaradę. - Naruto by cię zabił.
   Jego reakcja niczym nie różniła się od tej, którą przewidziałam. Uśmiechnął się kpiarsko, prześmiewczo gestykulując dłonią.
   - Mógłby próbować - zaczął, znowu się do mnie zbliżając. Nasze klatki piersiowe dzieliło zaledwie kilka centymetrów, ale tym razem nie uległam jego urokowi. - Gdyby wiedział, oczywiście. 
   Dostrzegłam w jego oczach kpinę. Co gorsze, miał rację. Wiedział co zrobię, jeszcze zanim pomyślałam o tym sama. Nie był tutaj potrzebny sherlock. Niby co miałam uczynić? Iść do Naruto, popłakać się i powiedzieć, że przespałam się po pijaku z jego przyjacielem w ten sam dzień, w który go poznałam? Jak żałośnie to brzmiało? Czująć bezsilność, jaka ogarnęła moje ciało, zacisnęłam palce. Wcześniej mogłam rozprawiać o jego specyficznym sposobie bycia i niekwestionowanym uroku, ale w tej chwili towarzyszyło mi tylko jedno uczucie. 
   - Nienawidzę cię - warknęłam, zaciskając zęby ze złości.
   Nie odpowiedział. Wyglądał po prostu na rozbawionego, nie przejętego niczym człowieka.
   - Czyżby? - odrzekł w końcu, cofając się o dwa kroki. - To dlatego przed chwilą niemal zemdlałaś, myśląc, że cię pocałuję?
   Bum.
   Zanim moje klucze zderzyły się z jego twarzą, zdążył zniknąć za jedną z kolumn dekoracyjnych. Nie zamierzałam jednak pozwolić mu odejść. Rozwścieczona ruszyłam w krok za Uchihą, choć nie zdawał się być tym zaaferowany. Zignorował mnie, kierując się do wyjścia i cały czas wpatrując w ekran telefonu. Nie było jednak mowy o tym, żebym się poddała - co to, to nie!
   - Wracaj tu, jeszcze nie skończyłam z tobą rozmawiać! - wrzasnęłam, przyśpieszając odrobinę. Gdy tylko brunet zniknął w wyjściu, zaczęłam niemal biec - jednak w ostatniej chwili uniknęłam drzwi, które za sobą zatrzasnął. - UCHIHA!
   Wiedziałam tylko jedno. On jeszcze miał tego pożałować. Już naciskałam klamkę, gdy za moimi plecami rozległ się znajomy głos.
   - Sakura-chan?
   Pięknie. Naruto Uzumaki, mistrz pojawiania się w najmniej odpowiednim momencie.


***




   Ten dzień miał być jednym z najlepszych w moim życiu, tymczasem został doszczętnie zniszczony przez jednego człowieka. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zawstydzona, jak po dzisiejszej rozmowie z Sasuke. Nic nie zdołało poprawić mi nastroju; ani informacja o tym, że Ino trafiła się idealna okazja i od razu wskoczyła na miejsce kosmetyczki, która została dyscyplinarnie zwolniona wraz z nastaniem dzisiejszego ranka, ani kolacja, na którą zaprosili nas Naruto i Hinata. Nie byłam w stanie mu odmówić. Pochwaliłam mu się w klubie moją nową posadą i choc mój humor nie był wtedy najwyższych lotów, blondyn zmusił mnie do tego, bym odwiedziła go wieczorem.
   W Rendanie nie mógł poświęcić mi specjalnie dużo czasu, jako iż zajmował się nie tylko swoją pracą. Musiał odbębnić też część Sasuke. Odrobinę go za to zrugałam, ale patrząc obiektywnie, nie wychodził na tym najgorzej. Spędził na miejscu cały dzień, ale wieczór miał wolny. Teraz to Sasuke musiał użerać się z setkami ludzi, w większości pijanych. Nawet nieco poprawiało mi to humor. Nie tylko miałam pewność, że go już dzisiaj nie spotkam, ale także wiedziałam, że się męczy.
   Dobrze mu tak. Zasłużył.
   Wracając jednak do reszty dnia, Yamanaka zdecydowała się wyrwać mnie na zakupy. Miałam ochotę tylko na to, by przeleżeć pozostałą część doby w łóżku, ale moi przyjaciele skutecznie mi w tym przeszkodzili. Najpierw obskoczyłam z blondynką wszystkie sklepy w promieniu kilometra, a później obie udałyśmy się do domu Uzumakiego i jego dziewczyny.
   Urządzili się całkiem przyzwoicie. Zdawałam sobie sprawę, że zarobki Naruto nie są najniższe, ale nie sądziłam, że będzie stać go na takie mieszkanie. Sto dwadzieścia metrów kwadratowych - trzy sypialnie, salon, kuchnia i dwie łazienki. Biorąc pod uwagę, jak pięknie zostało urządzone, byłam pewna, że Tenten nie mogła powstrzymać się w udzieleniu im pomocy. Aktualnie wszyscy znajdowaliśmy się w największym pomieszczeniu, salonie, porozsadzani wokół dębowego stołu. Hinata przygotowała mnóstwo jedzenia, które najprawdopodobniej tylko by się zmarnowało, gdyby nie niezwykła niespodzianka.
   O ile początkowo, gdy byliśmy tu tylko w czwórkę, atmosfera zdawała się być do zniesienia - tak później sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Otóż, rodzina złożyła Hinacie niezapowiedzianą wizytę. Dokładniej mówiąc, w ich mieszkaniu pojawili się Hanabi i Kiba, chcąc sprawić im niespodziankę. Wyobraźcie sobie szok, jaki malował się na twarzach byłej, licealnej pary. Od tamtej chwili powietrze zrobiło się tak gęste, że można było jeść je widelcem. Podczas dziesięciominutowej ciszy, przerywanej jedynie grzecznościowymi wtrąceniami Hinaty, kilka razy skonfrontowałam się z Naruto spojrzeniem. Był tak samo zażenowany tą sytuacją, jak i ja. Jak wszyscy. 
   Jeszcze nigdy nie żałowałam tak bardzo, że w pobliżu nie ma Temari. Ona potrafiła rozładować nawet najcięższy klimat. Kiedy coś powiedziała, nikt nie decydował się na to, by wdawać się z nią w polemikę. Sabaku nie była osobą, z którą w ogóle dało się dyskutować - niezależnie od ilości i jakości argumentów, przegrywało się już na starcie z siłą jej osobowości. Nie zamierzałam się odzywać, chociażby ze względu na to, że nie byłam w nastroju na sympatyczne kolacyjki. Wszystko jednak zmieniło się w chwili, w której otaksowałam spojrzeniem twarze obu sióstr. Hinata była wyraźnie przybita tym, że jej przyjęcie okazuje się klapą, a Hanabi odznaczała się kompletną dezorientacją.
   Dobra. Skoro narzeczonej Shikamaru nie było w pobliżu, ja postanowiłam przejąć jej pałeczkę. Ktoś w końcu musiał to zrobić, inaczej wszyscy umarliby z nudów. Poza tym, naprawdę miałam już dość myślenia o Sasuke i naszej ,,wspólnej nocy", której za cholerę nie pamiętałam.
   - W porządku - wypaliłam, zwracając tym na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Spojrzenie zatrzymałam jednak na Naruto, który zachęcająco się do mnie uśmiechnął. - Wiem, że jest listopad i wszystkich dopada jesienna depresja, ale bez przesady. Ożywmy się trochę - machnęłam ręką, wyrażając tym swoją dezaprobatę.
   Byłam pewna, że to Uzumaki zdecyduje się odezwać, ale ponownie zostałam zaskoczona.
   - Proponujesz coś konkretnego? - rzucił Kiba, upijając łyk herbaty, którą wcześniej przygotowała gospodyni. - Gra w prawdę i wyzwanie?
   Nie do końca chodziło mi o to, ale to miło wiedzieć, że chłopaki jeszcze nie do końca wyrośli z liceum. Chłopaki, bo blondyn bardzo entuzjastycznie zareagował na tę propozycję.
   - Za dużo roboty - rzuciła nagle Ino, poruszając tym nas wszystkich. Przeniosłam na nią swoje spojrzenie i zdziwiłam się jeszcze bardziej, niż przed chwilą; moja przyjaciółka wpatrywała się prowokacyjnie w Kibę. - Może zagramy w ,,nigdy nie"? Nie musimy przecież używać do tego alkoholu, wystarczy herbata - stwierdziła, wskazując na dzbanki, które wcześniej poustawiała tutaj Hyuuga.
   Nie byłam pewna, czy to rzeczywiście dobry pomysł. Gra w ,,nigdy nie" polegała na tym, że pierwsza osoba mówiła, czego nigdy nie zrobiła - a ta, która to zrobiła, upijała łyk jakiegoś napoju. Następnie to kolejna osoba mówiła ,,nigdy nie..." i w ten sposób ta gra ciągnęła się w nieskończoność. Teoretycznie, była całkiem dobrym sposobem na rozbujanie towarzystwa, ale nie w tym wypadku. Pamiętałam doskonale, jak bawienie się w to wyglądało po koniec liceum. Zaczynało się przyjemnie, a kończyło na tym, że Ino i Kiba robili sobie na złość, a potem wywoływali wielką awanturę.
   Westchnęłam.
   - Nie wiem, czy to dobry...
   - Oh, daj spokój, Sakura - zganiła mnie, jednocześnie serwując mocnego kuksańca w bok. Zaraz potem wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Wyrośliśmy już z liceum, prawda?
   Miałam wrażenie, że nie kierowała tego pytania do mnie.
   Niemniej, byłam wdzięczna, że to Naruto zdecydował się odpowiedzieć.
   - Pewnie, że tak! - rzucił wesoło, sięgając po swoją szklankę. - Nigdy nie nosiłem bielizny innego faceta.
   Obdarzyłam go jednym z najbardziej krytycznych spojrzeń, na jakie tylko było mnie stać. Wiedziałam, że pije do mnie i mojej przygody z wycieczki do Kioto, na którą wybraliśmy się w drugiej klasie. Bagaże wszystkich dziewczyn zapodziały się wtedy na lotnisku, ze względu na tragiczną pogodę wszystkie sklepy były pozamykane, a ja dostałam okres wcześniej, niż się tego spodziewałam. Skończyło się to oczywiście ufajdanymi figami i żenującą prośbą, ażeby Naruto pożyczył mi swoje bokserki. Z wszystkich facetów to jego wstydziłam się najmniej, poza tym - zagroziłam mu, że zginie, jeśli ktoś się o tym dowie. 
   Bez słowa upiłam łyk herbaty, wywołując tym chichot kilku osób. Wyglądało na to, że podczas którejś z libacji w Rendanie Naruto postanowił powspominać, jednocześnie zapominając o moim ostrzeżeniu. Coś jednak zaskoczyło mnie bardziej - Ino także wzięła spory łyk ze swojej szklanki, zmuszając mnie tym samym, bym wbiła w nią swoje spojrzenie.
   - Kiedy wy... - rozpoczęła Hanabi, jednak jej siostra przerwała jej ruchem dłoni.
   - Nie pytamy, tylko gramy - wyjaśniła, puszczając w jej stronę perskie oko.
   Już ja jej dam nie pytamy. Wierciłam w Ino dziurę, jednak ona wydawała się odrobinę wyobcowana. Tak, jakby to pytanie w jakiś sposób ją poruszyło, a mnie trafiał szlag, bo nie wiedziałam, o co chodzi. Zerknęłam na Kibę tylko przelotnie, ale to wystarczyło, żebym się upewniła, iż chodziło o niego. 
   - Piłam pierwsza, więc to ja mówię - oznajmiłam, wznosząc wzrok do sufitu. Co mogłoby być niegroźne? - Jeszcze nigdy nie piłam alkoholu przez więcej, niż cztery dni pod rząd.
   Sama nie wiedziałam, dlaczego przyszło mi to do głowy. Jak się jednak okazało, wybrnęłam całkiem ładnie - ze swoich szklanek łyka pociągnęli Kiba, Naruto i - olaboga - Hanabi, a jednocześnie nikt nie zdawał się zamykać na świat. 
   Sukces.
   Tym razem to młodsza Hyuuga ciągnęła grę.
   - Nigdy nie uprawiałam seksu więcej, niż pięć razy w ciągu doby.
   Odruchowo uniosłam kąciki ust w uśmiechu, żeby zaraz udać dezaprobatę. Wyglądało na to, że poza więzami krwi, siostrzyczki nie miały aż tak wiele wspólnego. Nie potrafiłam sobie wyobrazić Hinaty, która wypowiedziałaby takie słowa. Tak czy owak, zaciekawiło mnie, czy ktokolwiek bawił się wcześniej w seks non stop. Gdy jednak poznałam odpowiedź na swoje pytanie, wiedziałam już, że ponownie wstąpiliśmy na śliski grunt.
   Najpierw łyka upił Kiba, a zaraz po nim Ino.
   Od razu odnalazłam spojrzeniem tęczówki Naruto, niemo szukając w nich pomocy. Ten jednak wzruszył ramionami, uświadamiając mi, że więcej zrobić nie możemy.
   Kiba odchrząknął, żeby zaraz potem wbić pełne wyrzutu spojrzenie w Yamanakę.
   - Nigdy nie uciekłem bez słowa po tym, jak spędziłem z kimś noc. 
   O kurwa.
   Powędrowałam zielonymi tęczówkami w jej kierunku i byłam niemal pewna, że to samo zrobili wszyscy, którzy siedzieli przy stole. Konfrontowała się spojrzeniem z Inuzuką, jednak w jej oczach wyraźnie można było dostrzec zirytowanie. Upiła łyk swojej herbaty, jednocześnie doprowadzając do szewskiej pasji mnie samą. Kiedy zrobiła coś takiego i dlaczego Kiba o tym wiedział? No dobra, nietrudno było się tego domyślić. Dlaczego jednak nie wiedziałam o tym ja? I kiedy niby...
   - Nigdy nie ignorowałam telefonów od osoby, którą kochałam.
   Brunet prychnął, uderzając dłonią w stół. Tym razem nie wypił jednak herbaty, pomimo zaciętego wyrazu twarzy u blondynki.
   - Nie łudź się, złotko - zaczął, uśmiechając się drwiąco. - Musiałbym cię kochać.
   Teraz to Ino prychnęła, imitując jego wcześniejsze zachowanie.
   - Nie łudź się, złotko - zaczęła, nie spuszczając z niego wzroku. - Doskonale wiem, kiedy kłamiesz.
   Wtedy zadzwonił dzwonek.
   Chyba nigdy nie byłam tak wdzięczna losowi, jak w tym momencie. Wszyscy przy stole, poza dwójką zainteresowanych, byli w szoku. Najbardziej chyba całą sytuację przeżyła jednak Hanabi, która w końcu musiała zacząć się czegoś domyślać. Współczułam jej - szczerze i z całego serca.
   - Otworzę - odezwał się wreszcie Naruto, próbując wstać.
   Świetna próba ucieczki.
   - Muszę skorzystać z toalety - mruknęłam, zaraz po tym, jak Uzumaki zniknął w przedpokoju. Musiałam się stąd ulotnić. - Zaraz wracam.
   Nie czekając, aż ktokolwiek inny spośród zebranych zdąży otrzeźwieć, skierowałam swoje kroki w stronę jednej z łazienek.


  
   Starałam się przedłużyć pobyt w łazience tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Powrót do salonu stanowił strzelenie sobie w stopę. Nie mogłam zabrać stąd Ino (co było wskazane), bo zasmuciłabym tym Hinatę. Powoli zaczynał irytować mnie fakt, że pewna dwójka przebywająca aktualnie w salonie zdawała się nie dojrzeć ani trochę, od kiedy skończyliśmy liceum. Za każdym razem musieli być w centrum uwagi, jednocześnie niszcząc dobrą atmosferę i czyjąś ciężką pracę. Hyuuga wyraźnie napociła się nad kolacją, a w zamian dostała kolejną, bezsensowną sprzeczkę.
   Zakręciłam wodę, po czym podparłam dłonie na umywalce. Wbiłam wzrok w lustro naprzeciwko, obserwując przez chwilę twarz, którą przed chwilą przemyłam. Byłam wściekła. Na siebie, bo się wczoraj upiłam. Na Sasuke, za całokształt. Na tych idiotów. W szczególności na Yamanakę - za to, że zataiła przede mną pewne fakty. Coraz bardziej utwierdzałam się w tym, że życie po studiach wcale nie musi być spełnieniem marzeń. Raczej początkiem rzeczywistości, którą wcześniej próbowałam ignorować.
   Wzięłam głęboki wdech i przeczesałam włosy dłonią. Ukrywanie się tutaj w niczym nie pomagało. Właśnie dlatego ruszyłam w kierunku drzwi. Już pociągnęłam za klamkę i zaczęłam je otwierać, gdy usłyszałam czyjś głos.
   - Oszalałeś do reszty! - syknął Naruto, wyraźnie czymś rozzłoszczony. - Potrafię zrozumieć bardzo wiele, ale teraz przesadziłeś.
   Byłam przekonana, że rozmawia z Kibą. Nie potrafiłam więc zrozumieć, dlaczego zamiast zwyczajnie wyjść, postanowiłam podsłuchiwać. Coś mnie do tego podkusiło - i jak się zaraz okazało, nawet nie powinnam być zdziwiona.
   - Uspokój się - odparł chłodno mężczyzna. Znieruchomiałam. - Ufam Konohamaru, nie dopuści do demolki w klubie. Wpadłem tylko na chwilę.
   Sasuke Uchiha nie dawał mi żyć.
   - Coś się stało? - Naruto brzmiał tym razem na przejętego.
   No właśnie, co takiego musiało się stać?
   - Wiem, jak znaleźć Kakashiego - wyjaśnił, choć ja nie zrozumiałam z tego ani słowa. - Potrzebuję od ciebie niewielkiej przysługi.
   - Przysługi? - wyłapał jego rozmówca, nieco się uspokajając.
   Przez chwilę panowała cisza. Wywnioskowałam, że arogant zbiera się do kontynuowania.
   - Znalazłem kogoś, kto mi pomoże. Potrzebuję tylko pieniędzy.
   - Ile?
   - 1 000 000 - wypalił.
   Naruto parsknął śmiechem, jakby w pierwszej chwili uznał to za żart. Zresztą, wcale mu się nie dziwiłam - kto normalny uważa, że pożyczenie 1 000 000 jenów to niewielka przysługa?
   - Żartujesz - odezwał się wreszcie blondyn, jednak nie dostał odpowiedzi. - Sasuke, to kupa forsy. Nawet jeśli bym je jakoś skołował, to nie od razu.
   Uchiha prychnął, jakby się czymś zirytował.
   - Nie chcę pożyczać ich od ciebie, pacanie - wytłumaczył z wyższością, jakby zwracał się do dziecka. - Wezmę to z pieniędzy przeznaczonych dla klubu.
   Powstrzymałam się od wydania z siebie jakiegoś dźwięku, który choć odrobinę wyraziłby moje zbulwersowanie. Za kogo on się uważał, do cholery? Nie miał prawa nawet myśleć o tym, żeby ,,pożyczać" taką sumę z części przeznaczonej na Rendan. Czekałam więc na to, aż Naruto go ofuknie. Skrzyczy.
   Tyle, że on zrobił coś, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
   - Nie chcesz, żeby cię złapał - stwierdził, po czym westchnął przeciągle. Kto miał kogo złapać? O czym on mówił? - Nie wiem, Sasuke. Klub powinien być nietykalny. Wiesz o tym - zauważył.
   Przynajmniej zaczął gadać do rzeczy. 
   - Oddam tak szybko, jak to będzie możliwe - obiecał.
   Zależało mu na tym. Cholernie. Nigdy nie słyszałam w jego głosie takiej pewności siebie, a przecież nie należał do ludzi pokroju Hinaty. Wręcz przeciwnie.
   - Jesteś pewny, że chodzi tylko o odszukanie Obito? - zapytał spokojnie Uzumaki.
   Znowu zapadła cisza. Długa, grobowa, wiercąca mi w brzuchu dziurę. Nie tylko ich wymiana zdań, ale również bierność zaintrygowały mnie na tyle, że zrobiłam coś kompletnie bezmyślnego. Uchyliłam drzwi i ukradkiem zza nich wyjrzałam, dostrzegając konfrontujących się mężczyzn. Co zaskoczyło mnie najbardziej, toczyli właśnie wojnę na spojrzenia.
   - Co sugerujesz? 
   To Sasuke wreszcie przerwał ten letarg. Niedbale włożył dłonie do kieszeni swojej skórzanej kurtki, starając się udawać obojętność.
   - Dobrze wiesz - żachnął się blondyn, krzyżując ramiona na piersi. Na jego twarzy dostrzegłam nieustępliwość. - Możesz popatrzeć mi w oczy i powiedzieć, że ani trochę nie chodzi o Ayę?
   Gdy Uzumaki wypowiedział to imię, dostrzegłam na twarzy Uchihy coś, czego nigdy nie spodziewałam się na niej dostrzec. Milion różnych uczuć, które zawsze tak doskonale ukrywał pod maską obojętności. Trwało to jednak krótką chwilę, bo w końcu nad wszystkim innym górę wzięła złość. Kim była Aya? Dlaczego sam wydźwięk jej imienia wywoływał w tym mężczyźnie to, do czego mi - bądź komukolwiek innemu - najpewniej nie udałoby się doprowadzić? Jak bardzo liczyła się w życiu tego nieczułego gbura?
   - Chodzi tylko o Obito - odparł ze zniecierpliwieniem. - Poza tym...
   To była sekunda. Nie, nie - to była setna sekundy. Nasze spojrzenia spotkały się na jedną, minimalnie krótką chwilę, nim gwałtownie się cofnęłam. Widział mnie. Byłam stuprocentowo pewna, że mnie zobaczył. Zresztą, cisza jaka zapanowała w przedpokoju to potwierdzała. Jak mogłam być taka głupia, żeby zacząć wyglądać? Jak w ogóle mogłam być tak głupia, żeby zdecydować się na podsłuchiwanie?
   - Poza tym? - wtrącił wreszcie blondyn, najwidoczniej nie rozumiejąc przerwy w wypowiedzi przyjaciela. - Co ty tam widzisz?
   Pomimo, że byłam już schowana w łazience i opierałam się o kafelkową ścianę, poczułam spojrzenie, które Naruto zapewne wbijał teraz w drzwi. Miałam przerąbane. Nie tylko u Uchihy, który z pewnością nie pochwalał moich idiotycznych sposobów, ale też u Naruto. Był w stanie przepuścić wiele rzeczy, w szczególności mi, ale nie dzierżył podsłuchiwania. Czekałam tylko na to, aż gbur go uświadomi.
   Ale on tego nie zrobił.
   - Nic, zagapiłem się - odparł oschle. - Muszę wracać do Rendanu. Mam twoje błogosławieństwo czy nie?
   Blondyn przez chwilę chyba bił się z myślami, jednak w końcu jęknął w geście kapitulacji.
   - Niech będzie, tylko oddaj je jak najszybciej - zgodził się, a w jego głosie usłyszałam nieme błaganie. - Tylko się w nic nie wpakuj, Sasuke.
   Wtedy wszystko ustało. Chwilę panowała cisza, później usłyszałam kroki dwóch osób - i choć byłam pewna, że Uchiha zatrzyma się koło drzwi łazienki, on po prostu obok nich przeszedł. Tak, jakby nigdy mnie nie zauważył. Odpuścił? Tak zwyczajnie? Może darował mi tylko dziś, a przy następnym spotkaniu zamierzał mnie zabić? To wcale by mnie nie zdziwiło. Zaklęłam w duchu.
   Na wyjście z pomieszczenia zdecydowałam się dopiero pięć minut później. Ukryłam się jak tchórz, byleby nie trafić już na bruneta. I wyglądało na to, że mi się udało. Już z przedpokoju dostrzegłam siedzących w salonie przyjaciół. Uzumaki na powrót był z nimi, a więc Uchiha musiał wyjść. Poczułam sporą uglę. Tym bardziej, że Hinata normalnie dyskutowała z Hanabi. 
   Miałam przekraczać próg, by do nich dołączyć, kiedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Coś piekielnie mocno pociągnęło mnie w stronę drzwi wejściowych, a nim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, przybysz zatkał mi usta ręką. Przeraziłam się nie na żarty - i nawet kiedy zrozumiałam, kim jest mój oprawca, nie poczułam się lepiej. W żadnym wypadku.
   - Musimy porozmawiać - warknął Sasuke, a z jego oczu biła czysta nienawiść. 
   Oj. Zdenerwowałam go.
   Pomimo usilnych prób i wysiłku, nie udało mi się wyrwać. To źle, bo nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację. Nie miałam wymyślonej logicznej wymówki, nie wspominając o informacjach, jakich mój mózg jeszcze nie zdołał przyswoić. Nie miałam chwili, by zastanowić się nad tym, kim są Kakashi i Aya, czy do czego Uchiha potrzebuje tak wielkiej sumy pieniędzy. Mimo tego, że wywlókł mnie na korytarz, nadal tarmosiłam się w jego ramionach. Bezskutecznie.
   Tylko pogorszyłam sytuację.
   Gdy zatrzasnął drzwi od mieszkania Uzumakiego, zdjął dłoń z mojej twarzy. Zamiast tego mocno chwycił mnie ramieniem w pasie i zaczął ciągnąć ze schodów.
   - Puszczaj - warczałam, nie zaprzestając prób oswobodzenia sie z jego uścisku. - Postradałeś rozum, Uchiha?! Zostaw mnie w spokoju, bo...
   Prychnął lekceważąco.
   - Bo co?
   Byłam w kropce. Przestałam się nawet łudzić, że mam z nim jakieś szanse. Gdybym robiła burdę i nadal próbowała wywlec Naruto z domu, co bym mu powiedziała? Nie chciałam, żeby dowiedział się o podsłuchiwaniu.
   Najwidoczniej miałam dostać swoją własną reprymendę.



   Przez całą drogę, która trwała trzy minuty, nie odezwaliśmy się słowem. Sasuke dlatego, że był wściekły. Ja z kolei nie miałam pojęcia, co mogłabym mówić. Zresztą, gdy ciągnął mnie za sobą niczym szmacianą lalkę, żadne słowa nie wydawały się odpowiednie. Porywacz najpierw wyciągnął mnie na dwór, a później zawlókł do jakiejś ślepej uliczki, która znajdowała się nieopodal bloku moich przyjaciół. Wystraszył mnie. Jaką miałam pewność, że nie ma problemów psychicznych? Może i przyjaźnił się z Naruto, ale to nie czyniło z niego świętego. Równie dobrze mógł być sprytnym mordercą, który zaraz poderżnie mi gardło i upozoruje to na samobójstwo.
   Nie chciałam umierać.
   Świruska.
   To słowo wydawało się najlepsze, żeby opisać mnie w tym momencie.
   Sasuke zatrzymał się gwałtownie, po czym pchnął mnie w stronę zarysowanego nieciekawym graffiti muru. Lekko uderzyłam o niego plecami, jednak nawet na chwilę nie spuściłam swojego spojrzenia z mężczyzny. Z każdym spotkaniem nienawidziłam go bardziej. Może i podsłuchiwałam jego rozmowę, ale na cholerę zaciągnął mnie aż tutaj? Stałam przyparta do kamiennej ściany w listopadową noc, w pobliżu paliła się tylko jedna latarnia, a moim jedynym okryciem wierzchnim były rurki i cieniutka bluzeczka. Jeśli chciał, żebym nabawiła się za karę zapalenia płuc, to był na dobrej drodze.
   - Co słyszałaś? - odezwał się chłodno, krzyżując ramiona na piersi.
   Bez trudu dostrzegłam w jego oczach wzburzenie. Lepiej było trochę nakłamać. Życie naprawdę było mi jeszcze miłe.
   Wzruszyłam ramionami, udając obojętną. Imitowałam tym samym mimikę, którą prezentował w rozmowie z blondynem.
   - Nic, co byłoby dla mnie zrozumiałe - odparłam wymijająco, starając się opanować drżenie głosu.
   Prychnął, wkładając w to tyle jadu, że niemal mnie zmroziło.
   - Z pewnością - rzucił z ironią, zaciskając szczękę. - Wytłumacz mi coś, prostaczko. W Lidze Bluszczowej uczyli cię, że podsłuchiwanie to nic złego?
   Wydęłam wargi, starając się hamować irytację. Lepiej, żebym nie wyprowadziła go z równowagi jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.
   - Nie podsłuchiwałam - zaprotestowałam od razu. Nie ma co, jak na adwokata przystało, posłużyłam się świetną linią obrony. - To znaczy, nie robiłam tego specjalnie. Byłam w łazience i usłyszałam trochę przypadkiem.
   Parsknął śmiechem, w którym nie było cienia wesołości. Bardziej ukryta furia, której zaczęłam się obawiać. Nie chciałam, żeby był na mnie wściekły. To prawda, od kiedy tylko się poznaliśmy, nasze kontakty ograniczały się przede wszystkim do wojen słownych. Dotąd jednak nie było jeszcze tak poważnie. Kończyło się na zwykłym dogryzaniu, a teraz Uchiha nie zdawał się być do tego chętny.
   - Przypadkiem też wyglądałaś zza drzwi - skwitował. - Szpieg klasy światowej, proszę państwa! - krzyknął, po czym klasnął w dłonie w prześmiewczym geście. 
   Milczałam, wpatrując się w jego tęczówki. Nie było w nich żadnego uczucia, które mogłabym uznać za sprzyjające. Kotłowały się tam tylko gniew, zażenowanie i arogancja. Sasuke dostrzegł chyba, że nie zamierzam mu odpowiedzieć, bo zdecydował się zmniejszyć odległość między nami. Podszedł tak blisko, że słyszałam jego przyśpieszony oddech. Próbowałam uciec spojrzeniem w bok, ale nie pozwolił mi na to - umyślnie przybierał taką pozycję, żebym patrzyła mu w oczy.
 - Posłuchaj, prostaczko. Może i lubisz wciskać nos w nie swoje sprawy, ale ja tego nie toleruję. Trzymaj się z daleka od mojego życia - wychrypiał złowróżebnie. Moje serce zaczęło bić kilka razy szybciej, nie tylko ze względu na zimno w jego głosie, ale także przez gorący oddech, który pozostawiał na mojej skórze. Jakby wyczuwając mój strach, ułożył dłonie po obu stronach mojej głowy i zmniejszył odległość między naszymi ustami do kilku milimetrów. Jego oczy nie wyrażały w tej chwili niczego, poza wyraźną groźbą. - To moje ostatnie ostrzeżenie. Zrozumiałaś? - dokończył szeptem, wyczekując mojej reakcji.
   Zrozumiałam.
   Byłam przerażona, zmarznięta i, olaboga, podniecona. Jego bliskość zawsze wywoływała we mnie sprzeczne uczucia. Czułam w żołądku potężny ucisk, który miał sygnalizować stres. Wszystko przestrzegało mnie przed tym mężczyzną. Każda, pojedyncza komórka w moim ciele mówiła o tym, że nie jest dla mnie odpowiedni. Że nie jest odpowiedni dla kogokolwiek. Powinnam trzymać się od niego jak najdalej. Dlaczego nie słuchałam wszystkich tych znaków?
   - Przepraszam - wydusiłam w końcu, nieświadomie zahaczając dłonią o jego kurtkę. Sama nie wiedziałam, dlaczego taksowałam spojrzeniem jego twarz, zamiast próbować jak najszybciej zakończyć to spotkanie. Był tak cholernie przystojny i tajemniczy. Nienawidziłam za to samej siebie, ale mnie pociągał. Może nie było więc nic dziwnego w tym, że skończyłam z nim w łóżku? - Przepraszam - powtórzyłam.
   Zamilkł. Znowu nie byłam w stanie domyślić się, o czym myśli. Przeszywał mnie spojrzeniem na wylot, żeby w końcu zacząć manewrować nim pomiędzy moimi ustami i tęczówkami. Wyraz jego twarzy złagodniał, jednak Uchiha nie ruszył się nawet o milimetr. Przez kilkadziesiąt sekund staliśmy tak w milczeniu, a ja zapomniałam o wszechogarniającym zimnie.
   - Do niczego nie doszło.
   Zdawałam sobie sprawę, że wydobył z siebie jakiś dźwięk. Był on niczym echo dobiegające z bardzo daleka. Stałam się tak zaabsorbowana oczami bruneta, że nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Dlatego dopiero, gdy jego słowa wbiły się twardo w moją psychikę, doszedł do mnie ich sens.
   - Co? - wypaliłam nagle, otwierając oczy nieco szerzej. - Co ty...
   Przerwał mi ruchem dłoni.
   - Do niczego między nami nie doszło - powtórzył spokojnie, powoli się ode mnie odsuwając. Nie, nie. Nie chciałam, żeby się odsuwał. Pragnęłam, żeby nadal stał obok. - Nawet do pocałunku. Zasnęłaś, zawiozłem cię do domu i położyłem do łożka. Koniec historii - wyjaśnił.
   Zagryzłam delikatnie wargę, próbując przetrawić te informacje. W pierwszej chwili chciałam wyładować na nim furię, która towarzyszyła mi cały dzień. Nie rozumiałam, dlaczego mnie okłamał. Zanim jednak postąpiłam pochopnie i zniszczyłam ten moment, zdałam sobie sprawę, że jeszcze bardziej nie rozumiałam tego, dlaczego się przyznał. Przełknęłam ślinę i zdobyłam się na odwagę, by ponownie się odezwać.
   - Sasu...
   - Nie sądziłaś chyba, że bym się z tobą przespał, prawda? Nie oszukujmy się, nie jesteś dla mnie wystarczająco dobra - wyrzucił z siebie, wzruszając nieporadnie ramionami. Właśnie w tym momencie poczułam mocne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Do niczego między nami nie doszło i tym bardziej nie mieliśmy wobec siebie żadnych zobowiązań, a jednak poczułam swego rodzaju smutek. Spuściłam wzrok, uznając, że lepiej nie zawstydzać się jeszcze bardziej. - Sakura - odezwał się ponownie, tym razem znacznie subtelniej. Powróciłam do niego spojrzeniem i znowu niczego nie zrozumiałam. Przyglądał mi się, jednak nie był już zagniewany. Raczej zmęczony. - Nie zbliżaj się do mnie.
   Nie powiedział nic więcej. Nie dał także nic więcej powiedzieć mi. Po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, a ja - kompletnie skonsternowana - musiałam ponownie oglądać jego plecy. Uchiha zniknął za rogiem, a ja nadal stałam przyparta do muru, próbując zrozumieć tę sytuację. Może pięć, może dziesięć minut.
   Na próżno.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


No witam kochani! Mam długi komunikat, generalnie!

Po primo: Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj. Jak wspominałam w komentarzu - chociaż pewnie nie wszyscy przeczytali - był gotowy już w poprzedni piątek, ale zdecydowałam się dodać go w sobotę. Tradycyjnie. Jak się okazało, w sobotę mój laptop już nie działał i w poniedziałek zawiozłam go do naprawy, odebrałam go dopiero dzisiaj. Wybaczcie, ale naprawdę nie miałam go jak dodać, tym bardziej, że był na dysku :/

Po secundo: Dzisiaj natomiast postanowiłam dodać go od razu, bez czekania na sobotę! Nie chciałam kazać wam czekać jeszcze dłużej, także przepraszam za jakieś możliwe literówki etc. Mam nadzieję, że tak czy siak trochę wam się spodoba!

Po trzecie (hehe): Byłabym straasznie wdzięczna, gdybyście pozostawiali po sobie jakiś ślad. Jak przeczytacie, to nawet taki banalny komentarz jak ,,czytam!" podniesie mnie na duchu, bo przynajmniej miałabym pewność, że tutaj jesteście :)

No i po czwarte - najważniejsze - w niedzielę był dzień kobiet i w związku z tym, że wtedy mnie tu nie było, życzę wam kobietki wszystkiego co najlepsze! <333 We run this motha' ;-)





7 komentarzy:

  1. Jeju, cały czas czekałam na nowy rozdział i nie zawiodłam się nim. Warto było tyle czekać, naprawdę. Mimo, że po tym rozdziale kotłuje się we mnie tyle uczuć, nie wiem, co właściwie napisać.
    Może to, że Sasuke strasznie mnie wkurza swoją gburowatą postawą i nie mogę się doczekać, aż ukaże się jego dobra strona?:D
    A może to, że ciągle mam dziwne przeczucie, że Naruto nadal coś czuje do Sakury?
    W każdym razie, nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Ciekawi mnie sprawa Itachiego i oczywiście nowa posada Sakury:)
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Sasuke <3 Jakoś nie mogę sobie wyobrazić jego dobrej strony, która mam nadzieję niedługo zacznie się powoli ukazywać.
    Mam nadzieję, że rozdział szybko się pojawi. :D
    Weny! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ten Sasuke taka szmata
    Sakura jest za miękka niech się weźmie w garść i ładnie mu się odwdzięczy za to co powiedział c:
    CZYTAM I CZEKAM NA NOWĄ NOTKĘ:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i jestem mega zadowolona!! Czekam na next :")

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie, że czytam! I rozpływam się przy każdym rozdziale! ;)
    Wspaniale napisany rozdział, jestem w niebie! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :) jak prosiłaś "czytam" ;) i dodam jeszcze, że bardzo mi się podoba. Ciekawe, kto jest tym prawnikiem Itachiego, czyżby Sasori i spółka? :) A to jak Sasuke przyparł Sakurę do ściany.. mrauu
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń