niedziela, 29 marca 2015

#7 Syndrom wyparcia



I'm in the corner, watching you kiss her, ohh
I'm giving it my all, but I'm not the girl you're taking home
I keep dancing on my own


   Gdy Yuugo wszedł do pomieszczenia wraz z Karin, starałem się skupić uwagę jedynie na nim, jednak reakcja Haruno na jego widok również mi nie umknęła. Szok sprawił, że zastygła w bezruchu - z rozdziawionymi ustami i brwiami uniesionymi tak wysoko, że niemal znikały w jej włosach. Znała go? Nie, to było niemożliwe. Wiedziałbym o tym, a poza tym prostaczki nie było w kraju przez pięć lat. Nie rozszyfrowałem więc jej miny, ale nie zamierzałem zajmować się tym teraz. Miałem znacznie ważniejsze rzeczy do roboty.
   - Sasuke! - pisnęła Hebi, podbiegając do mnie i ledwie powstrzymując się od zarzucenia mi rąk na szyję. - Wreszcie! Nie było cię już tak długo, że niemal zaczęłam namawiać tych głąbów, żebyśmy cię odwiedzili.
   Pewnie, tylko tego brakowałoby mi do szczęścia. Karin należała do tego irytującego typu dziewczyn, które nie mogły powstrzymać swoich żądzy i jawnie okazywały to, jak bardzo im się podobam. Z tą różnicą, że ją znałem od gimnazjum i nawet darzyłem lekką sympatią, chociażby przez to, że zawsze mogłem na nią liczyć. Ona, Yuugo i Suigetsu byli wzorowymi kompanami, choć nigdy nie potrafiłem odpłacić im się tym samym. Karin nie znienawidziła mnie nawet po pamiętnej nocy, podczas której zachowałem się jak ostatni burak i ją wykorzystałem - twierdziła, że pomimo, iż ja nie żywiłem do niej głębszych uczuć, dla niej było to coś wielkiego i pięknego. Kobiety.
   Powstrzymując się od westchnienia, przeniosłem spojrzenie na Yuugo. Najpierw przyglądał mi się spokojnie, a zaraz potem zerknął na Sakurę. Przysięgam, nie miałem pojęcia, dlaczego każdy szczerzył się zaraz po tym, jak ją zobaczył.
   Pomijając Karin. Ona miała w oczach chęć mordu.
   - Spodziewałem się ciebie w weekend - oznajmił prostolinijnie, a zaraz potem mnie wyminął. Łypnąłem na niego groźnie, ale już nie zwracał na to uwagi. Trzymał dłoń Sakury, która nadal wyglądała na przerażoną. - Ale cieszę się, że przyprowadziłeś tę piękną panią. Yuugo - przedstawił się, całując jej rękę.
   Drażnili mnie jak cholera. Oboje. Jeden musiał stroić sobie żarty i udawać macho, a drugi jak zwykle stanowił wzór cnót i kultury. Sakura odrobinę się rozluźniła, jednak na jej twarzy nadal dostrzegałem niepokój.
   - Sakura Haruno - wybełkotała.
   Skoro koło gospodyń wiejskich już się zapoznało, postanowiłem ruszyć ze swoimi działaniami dalej.
   - Wpadliśmy tylko na chwilę - poinformowałem, przerywając całą tę szopkę i sięgając do tylnej kieszeni. Musnąłem ją palcami, upewniając się, że woreczek nadal się tam znajduje. - Mam coś dla ciebie.
   Skutecznie odwróciłem jego uwagę od Sakury. Spoglądnął na mnie, a zaraz potem odsunął się od niej. Chyba zrozumiał, że nie jestem w nastroju do żartów. Szkoda, że nie mogłem tego samego powiedzieć o Hozukim. 
   - Karin, zabierz stąd Sakurę - polecił Yuugo.
   Wiewióra, jak to miał w zwyczaju określać ją Suigetsu, prychnęła donośnie.
   - Niby dlaczego miałabym iść gdzieś z tym babsztylem?
   Machinalnie miałem ją skarcić, jednak potwora mnie w tym uprzedziła. 
   - Kogo nazywasz babsztylem, ty ruda jędzo?
   Te babskie sprzeczki wprawiały mnie w zażenowanie. Co innego, jeśli chodziło o innych osobników płci męskiej w tym pomieszczeniu - Hozuki zagwizdał, wyraźnie zadowolony, że będzie miał kompana do docinania Hebi, a Yuugo wyglądał na zaintrygowanego. Posłałem Sakurze strofujące spojrzenie, jednak nic sobie z niego nie zrobiła. Ta dziewczyna zamierzała chyba wprowadzić mnie do grobu.
   - Myślisz, że skoro przyszłaś tu z Sasuke, to wszystko ci wolno? - zagrzmiała Karin, pozostawiając szok za sobą. W dwie sekundy pokonała odległość, jaka dzieliła ją od mojej towarzyszki. - Błąd. Zmartwię cię, ale będziesz tylko kolejnym, zaliczonym punktem na jego liście. 
   - Karin - syknąłem ostrzegawczo.
   Sakura parsknęła śmiechem.
   - Tu cię boli? Chciałabyś, żeby to na ciebie zwrócił uwagę? - zgadywała, jednak zaraz w jej źrenicach pojawił się błysk. - A może to doświadczenie?
   Dlaczego ona nigdy mnie nie słuchała? Wiedziałem, że zabranie jej tutaj było koszmarnym pomysłem. Powinna trzymać się z daleka od takich miejsc nie tylko ze względu na swoją dociekliwość, ale również przez cięty język, którego nigdy nie potrafiła powstrzymać. Wiedziała, jak uderzyć, by dogłębnie rozwścieczyć drugą osobę i tym razem także jej się udało. Wiewióra przez chwilę wpatrywała się w nią zjadliwie, a w końcu uniosła rękę z zamiarem uderzenia Haruno.
   Zareagowałem w porę. Nie powinienem był tego robić - skoro nie potrafiła dostosowywać się do zasad, ktoś powinien jej pokazać, czym są konsekwencje. Niestety, sam nie byłem w stanie wytłumaczyć swoich poczynań. Złapałem przedramię swojej starej znajomej i odepchnąłem ją od potwory, nim stało się cokolwiek groźnego.
   W pomieszczeniu nastała kompletna cisza. Zdawałem sobie sprawę tylko z tego, że wszyscy wpatrują się we mnie z najróżniejszymi uczuciami wypisanymi na twarzach. Choć, jedno faktycznie łączyło całą czwórkę - zaskoczenie. Suigetsu przestał się śmiać, Sakura wierciła mi spojrzeniem dziurę w plecach, a w tęczówkach Karin odnalazłem gorycz.
   - S-sasuke...
   - Ostrzegałem cię - podkreśliłem surowo. - Przyszła ze mną.
   Milczenie wisiało w powietrzu jeszcze tylko przez kilka sekund. Przerwał je Suigetsu - najpierw spróbował rozładować atmosferę śmiechem, a potem uznał, że to ucieczka będzie najlepszym wyjściem.
   - Oprowadzę Sakurę - powiadomił, ruszając w jej kierunku.
   Nie podobała mi się wizja zwiedzania przez nią Victroli, w szczególności z tym przewodnikiem, ale nie odezwałem się słowem. Nawet nie spojrzałem w jej kierunku. Tym razem przekroczyła granicę i prawdopodobnie sama doskonale o tym wiedziała. Nie tylko mnie rozgniewała, ale także sprawiła, że wyszedłem nieciekawie w oczach znajomych. Stanąłem w jej obronie, przeciwstawiając się komuś, kto nigdy mnie nie zdradził.
   Sam potępiałem swoje czyny. Co więcej, nie byłem w stanie ich zrozumieć.
   Wyżej wymieniona dwójka zniknęła za drzwiami. To samo, chwilę później, stało się z Karin. Niezbyt wziąłem do siebie to, że zdecydowała unieść się dumą - byłem pewny, że prędzej czy później i tak się do mnie odezwie. W pomieszczeniu pozostałem już tylko ja i właściciel, który zazwyczaj nie wtrącał się w cudze sprawy. Miałem nadzieję, że i tym razem o nic nie zapyta. Nie zamierzałem rozmawiać o Sakurze. Wszystko, co się z nią wiązało, doprowadzało mnie do szału. Samo jej imię zwiastowało kłopoty.
   - Chyba sporo się u ciebie zmieniło.
   Zignorowałem jego słowa, wyciągając z tylnej kieszeni spodni foliową torebeczkę, pełną białych tabletek. Bez namysłu rzuciłem ją do Yuugo, który posłużył się nienagannym refleksem. On i jego podejście do sprawy także zaczynały mnie burzyć. Miałem już dość bycia chłopcem na posyłki. 
   - Nie sądzisz, że powinieneś w końcu skorzystać z pomocy specjalisty?
   Uśmiechnął się sielsko.
   - Nic mi nie jest - powtórzył wyuczoną formułkę, choć chyba sam przestał w nią wierzyć. - Dziękuję.
   Powoli kiwnąłem głową, choć nadal się z nim nie zgadzałem. Był idiotą i niszczył sobie życie, a ja, chociaż o tym wiedziałem, nie miałem prawa go niańczyć. Farmaceutyki nie mogły działać wiecznie. Mój druh miał do wyboru albo pójść do szpitala, albo nadal faszerować się lekami i doprowadzać chorobę do najwyższego stadium. Upierał się przy tym drugim i twierdził, że ma ku temu swoje powody.
   - Samui wróciła - wypaliłem, przechodząc od razu do rzeczy. Korzystałem z chwilowej nieobecności pozostałej trójki. - Znalazła Kakashiego.
   Tęczówki Yuugo natychiast się rozszerzyły. Orientował się, co to znaczy. 
   - Nadal nie zrezygnowałeś, co?
   Pokręciłem głową.
   - Nie zrobię tego - zagwarantowałem. - I liczę na to, że mi pomożecie.
   Oparł się luźno o kant szafki. Wyglądało na to, że jak zwykle nie zamierzał mnie zawieść. Cóż, taki już był Yuugo. W mojej przeszłości istniało wielu ludzi, do których mogłem zwrócić się nawet teraz. I najpewniej dlatego czułem lekkie wyrzuty sumienia w związku z tym, że wolałbym urwać z nimi kontakt. Łączenie dwóch światów było najtrudniejszą rzeczą, z jaką dane mi się było zmagać. Co gorsza, o ich istnieniu wiedziała zaledwie dwójka ludzi. Tylko ten duet pozwalał mi nie zwariować. 
   - Ja tak, Suigetsu też, ale Karin chyba się nadąsała. Będziesz musiał przekupić ją jakąś wspólną nocą - nawiązał do przeszłości, mrugając do mnie. 
  Nie skomentowałem tego. Uniosłem dłoń w pożegnalnym geście i zacząłem kierować się w stronę drzwi. Nie zamierzałem pozwolić na to, żeby prostaczka zbyt długo przebywała z Suigetsu. Nie tylko dlatego, że był idiotą i próbował zaciągnąć do łóżka wszystko, co się rusza, a raczej ze strachu. Nie pochwalałem jej przebywania w takim miejscu, a jeśli już musiała tutaj być - osobiście chciałem mieć ją na oku.
   - Kim ona jest?
   Zatrzymałem się tuż po tym, jak położyłem dłoń na klamce. Nie miałem pojęcia, jakiej odpowiedzi mu udzielić. Zignorować pytanie? Wymyślić coś na poczekaniu? Mogłem też powiedzieć prawdę, ale z jakiegoś powodu utknęła mi w gardle. Brakowało jej konkretnych szczegółów, które od godziny nie dawały mi spokoju.
   - To przyjaciółka Naruto.
   Odetchnął.
   - Bardzo ładna - zauważył.
   - I jeszcze bardziej denerwująca - zapewniłem.
   Wdawanie się w dłuższą dyskusję było niepotrzebne. Yuugo był w tej kwestii strasznie podobny do Itachiego - zacząłby drążyć i zrobiłby z mojej głowy papkę. Pozwolenie na to to błąd, a ich popełniłem już dzisiaj wystarczająco dużo. 
   Gdy znalazłem się za drzwiami, przeanalizowałem wzrokiem niemal cały klub. Swoją puszkę pandory dostrzegłem przy barze. Zamiast słuchać paplającego Suigetsu, wbijała spojrzenie prosto we mnie. Nadal byłem wściekły, ale roztkliwianie się pozostawiłem na kiedy indziej. Ruchem dłoni wskazałem jej drzwi i ruszyłem przodem, nie zajmując sobie głowy czekaniem.



   Pół godziny później parkowałem jeepa na parkingu, który znajdował się jakieś sto metrów od bloku Haruno. Przez piętnaście minut jazdy żadne z nas nie odezwało się słowem. Wielokrotnie czułem na sobie szmaragdowe spojrzenie, ale raczej nic sobie z niego nie robiłem. Nawet raz nie zerknąłem w jej kierunku, co - jak przypuszczałem - doprowadzało ją do szału. Niestety, nie interesowało mnie to - zezłościła mnie i udawanie, że nic się nie stało, było ostatnią rzeczą, którą zamierzałem zrobić.
   Dlaczego miała nade mną taką kontrolę?
   Nic dla mnie nie znaczyła. Nie darzyłem jej nawet nikłą sympatią, którą odczuwałem w stosunku do Ino. Była irytującą, głupią babą, która wciskała nos tam, gdzie nie powinna. Nie słuchała niczyich próśb, paplała za dużo, robiła z siebie inteligentniejszą, niż w rzeczywistości i ostatecznie czekała tylko na to, aż ktoś ją uratuje. Byłem przeciwny temu, by każdy traktował ją jak dziecko.
   Dlaczego więc w ogóle po nią pojechałem? Dlaczego odwiozłem ją tamtego dnia, gdy się upiła i dlaczego wyznałem, że tak naprawdę do niczego między nami nie doszło? Początkowo próbowałem zwalać całą winę na Itachiego i jego zdolność manipulacji, ale tutaj chodziło o coś jeszcze. Coś, czego sam - jak dotąd - nie pojąłem.
   - Pójdę już - bąknęła pod nosem, otwierając drzwi od strony pasażera. To był pierwszy raz, gdy zdecydowałem się na nią spoglądnąć. - Dziękuję.
   Obserwowałem, jak z trudem próbuje wydostać się z auta w tych butach, tarmosząc za sobą przemoczone ubrania i torebkę. Przez cały czas spodziewałem się, że zobaczę na jej twarzy podminowanie, tymczasem przewodnią pozycję zajmowała tam skrucha. Powstrzymałem się od wywrócenia oczami, gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi. 
   Dlaczego ona doprowadzała do tego, że traciłem nad sobą panowanie?
   Powinienem ruszyć z piskiem opon i odjechać. Mogłem też zostać w aucie i dla świętego spokoju odprowadzić ją do domu spojrzeniem, jednak wybrałem najgorszą z możliwych opcji. Wysiadłem z samochodu, a zaraz potem zamknąłem wszystkie drzwi. Gdy odwróciłem się w stronę Sakury, która zdążyła zrobić już kilka kroków, dojrzałem w jej oczach zaskoczenie.
   Wzruszyłem ramionami, próbując udać obojętność.
   - Już ci mówiłem, że musisz postarać się bardziej, jeśli mam przyjąć podziękowania - przypomniałem, idąc swobodnie w jej kierunku. - Stawka wzrosła.
   Wtedy zrobiła coś, co ponownie wywołało w moim ciele niepożądane uczucia. Uśmiechnęła się tak pięknie, że niemal roztopiła całą złość, jaką wcześniej wywołała. To samo stało się wtedy, po mojej wizycie u Naruto. Też jej odpuściłem.
   - Czasami nie potrafisz aż tak dobrze grać złego chłopca, Sasuke.
   Uniosłem brwi, jednak potwora nie zdecydowała się powiedzieć nic więcej. Zrównała się ze mną krokiem i maszerowaliśmy w ciszy przez olbrzymi parking, na którym nie było żywej duszy. Tak, jakby całe Tokio już spało, a przecież było tylko trochę po dwudziestej drugiej.
   Kilka minut później staliśmy już pod budynkiem, który dane mi było oglądać zaledwie parę dni temu. Nie zauważyłem, żeby cokolwiek się tutaj zmieniło. Nawet pomimo tego, że przy ostatniej wizycie miałem ograniczoną widoczność - zasłaniała mi ważąca sześćdziesiąt kilogramów osoba, którą musiałem trzymać na rękach i wnosić po schodach na trzecie piętro.
   - Jeśli zaproszę cię na górę to pewnie i tak odmówisz, co? - zagaiła.
   Spojrzałem na nią ze wzgardą.
   - Liczysz na to, że przyjmę na siebie chociaż trochę złości Ino? Zapomnij. Radź sobie sama - odparłem nazbyt radośnie.
   Nabzdyczyła się.
   - Widzę, że się cieszysz - mruknęła z żalem.
   Przytaknąłem leniwie.
   - Ktoś powinien cię wreszcie wychować - stwierdziłem i intuicyjnie zrobiłem coś, co nawet dla mnie było dość zagadkowe. Stuknąłem ją palcem w czoło, tak, jak to zazwyczaj Itachi robił ze mną. - Zobaczymy się niebawem.
   Przez moment przyglądała mi sie nieco lękliwie, jednak ostatecznie mięśnie jej twarzy się rozluźniły. Uciekła spojrzeniem od moich oczu i wbiła je w czubki swoich butów. Uniosłem wargi w łobuzerskim uśmiechu, po czym bez słowa obróciłem się na pięcie. Jeśli dokładnie przeanalizować cały ten dzień, to nie należał on do najgorszych. Nie tylko dzięki spotkaniu z Samui. Bardziej przez całą tę przejażdżkę, bo choć Haruno wywoływała we mnie mieszane uczucia, obecnie ilość tych pozytywnych znacznie przechylała szalę.
   Zdążyłem przejść zaledwie kilka kroków, gdy różowowłosy potwór zagrodził mi drogę. Przez chwilę starała się unormować oddech, tym razem nie bojąc się patrzeć mi prosto w oczy. Była piękna. Niezaprzeczalnie. Jej długie, lekko pofalowane włosy opadały kaskadą na plecy, a zielone, bystre oczy przypominały szmaragdy. Niewielki, wiecznie zadarty nosek, gładka cera i pełne usta, które prowokowały mnie za każdym razem. Nawet figurę miała - według mnie - idealną. Długie nogi, okrągłe pośladki i pokaźne piersi. Lubiłem, gdy zakładała wysokie buty, ale jeszcze bardziej lubiłem, gdy topiła się w mojej bluzie. 
   - Dlaczego? - wypaliła.
   Uniosłem brwi, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.
   - Co ,,dlaczego"?
   Otaksowała swoim przenikliwym spojrzeniem całą moją twarz, po czym wzięła głęboki wdech.
   - Dlaczego po mnie przyjechałeś? - zgłębiła. - Dlaczego odwiozłeś mnie do domu, gdy byłam pijana? Dlaczego, zamiast mnie podręczyć, wygadałeś się co do tamtej nocy? 
   Skonfrontowała mnie z tym wszystkim w najmniej odpowiednim momencie. Co miałem odpowiedzieć? Stwierdzić, że nie mam pojęcia? Przyznać, że robiąc te wszystkie rzeczy nie przypominam siebie samego? Zmierzyć się z faktem, że chociaż za wszelką cenę chcę trzymać się od niej z daleka, z jakiegoś powodu nie jestem w stanie? 
   Nie miałem do tego siły.
   Jej oczy pochłonęły mnie zbyt mocno. Moja dłoń instynktownie powędrowała w kierunku jej twarzy, z której odgarnąłem niesforny, różowy kosmyk włosów. Nim zdałem sobie z tego sprawę, muskałem zarumieniony policzek Haruno palcami, znacznie przekraczając granicę, którą wcześniej sobie wyznaczyłem. Nie powinienem. Nie mogłem. Sakura była przyjaciółką Naruto. Wkurzającą, ciekawską prostaczką z klubu. Piękną, ale nadal nietykalną. Wiedziałem, że nie mogę zapewnić jej szczęścia. Wiedziałem, że tylko ją wykorzystam, a to byłoby poniżej wszelkiej krytyki. 
   Spłonąłbym na stosie.
   I właśnie to teraz robiłem - sam rozpalałem ten stos, pochylając się niebezpiecznie nad jej niewinną twarzyczką.
   - Nie wiem - wyszeptałem, wprost do jej rozchylonych warg.
   Zadrżała, pobudzając mnie tym jeszcze bardziej. To była jednocześnie najtreściwsza i najszczersza odpowiedź. Zjechałem spojrzeniem z jej tęczówek nieco niżej, chcąc zbadać wzrokiem każdy punkt jej oblicza. Wolną dłonią objąłem ją w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Miała obowiązek zareagować. Dlaczego nie reagowała, do cholery? Dlaczego, za każdym razem, to ja miałem to powstrzymywać?
   - Sasuke? - wykrztusiła cicho. Dopiero teraz, poza wyraźną zachętą, dostrzegłem na jej twarzy ciekawość. Widywałem ją tam na tyle często, że chyba zdążyłem się przyzwyczaić. - Kim jest Aya?
   Zastygłem w bezruchu, gdy nasze usta dzieliło najwyżej kilka milimetrów. To imię było bardziej, niż znajome. Ba! Spodziewałbym się usłyszeć je od niemal każdego, kto kiedykolwiek miał ze mną do czynienia. Każdego, ale nie od niej. Gdybym trzymał się tradycji i odpowiedział tak, jak zawsze, gdy pytanie dotyczyło mojej przeszłości - zbyłbym ją, zgnoił, albo coś w tym rodzaju. Po raz kolejny jednak udowodniłem sobie samemu, że Sakura to nie każdy.
   Choć przed sobą nadal widziałem piękną twarz prostaczki, zwracałem uwagę tylko na jej oczy. Inteligentne, nieustępliwe, przepełnione uczuciem i nadzieją. Te same, które już kiedyś dane mi było oglądać. Te same, które pokochałem jako pierwsze. Masa wspomnień niemal natychmiast zalała moją głowę. Setki obrazów przewijało się przez nią, doprowadzając mnie do białej gorączki. 
   - Przypominasz mi ją - wychrypiałem przypadkiem.
   To była kwestia kilku sekund. Kilku sekund, podczas których wreszcie doszło do mnie, dlaczego nie mogę pozbyć się Sakury ze swojego umysłu. Raptownie przypomniałem sobie także słowa Itachiego. ,,Nie zaprzeczysz, że są bardzo podobne, huh? Sakura jest chyba jedyną dziewczyną poza Ayą, która potraktowała cię w ten sposób przy pierwszym spotkaniu, nieprawdaż?" Miał rację. Cholera jasna, miał rację! To stąd brały się te wszelkie, niezidentyfikowane uczucia.
   Widziałem w niej kogoś innego.
   Zakląłem cicho, wracając powoli do rzeczywistości. Zdając sobie sprawę, że nadal obejmuję Haruno - która wciąż była całkowicie zszokowana - odskoczyłem od niej jak oparzony. Przetarłem twarz dłońmi, żeby zagłuszyć lawinę przekleństw wydobywającą się z moich ust.
   - To było trochę... - zaczęła, przeczesując włosy dłonią i odbiegając tęczówkami gdzieś w bok. - Nikczemne - zakończyła, starając się wymusić uśmiech.
   Zraniłem ją. Ewidentnie ją zraniłem, chociaż próbowałem robić wszystko, by to się nie stało. Co gorsza - poczułem obrzydzenie do samego siebie ze względu na to, że sprawiłem jej ból. Mogłem wykorzystywać kobiety, czasami obchodzić się z nimi zbyt impertynencko, ale nie chciałem krzywdzić Sakury. Nigdy. Nie zasługiwała na to i wiedziałem o tym, choć znałem ją bardzo krótko.
   - Przepraszam.
   To było wszystko, co udało mi się wydusić. Wyłapałem jej szmaragdowe spojrzenie jeszcze tylko raz, a potem niemalże uciekłem. Chciałem znaleźć się tak daleko od niej, jak to tylko możliwe. Musiałem jej unikać, za wszelką cenę.


*


   Ten dzień był ciężki. Piekielnie ciężki. Najpierw odbyłam swój pierwszy dzień w pracy, od razu zostając po godzinach. Dlaczego? Dlatego, że odnalazłam zamkniętą sprawę mężczyzny, który miał takie samo nazwisko, jak Sasuke. Tego samego dnia zmokłam, dowiedziałam się, że przyjaciele chcą mnie zabić i wybrałam się na przejażdżkę z gościem, którego teoretycznie nienawidziłam. Czyżby koniec? Nie, skąd! Zdążyłam jeszcze odwiedzić klub ze striptizem i zauważyć tam jedyną osobę, która może mieć związek ze sprawą Itachiego. Co więcej, ta osoba była znajomym Sasuke. Śmiało uznałam jednak, że - jak dotąd - najgorsze było samo zakończenie doby. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to, dlaczego go zatrzymałam, dlaczego miałam ochotę go pocałować i dlaczego sprowokowałam go do tego, by to on pocałował mnie. Żałowałam każdej sekundy pod tym blokiem. Co ja, idiotka, sobie myślałam? Że ktoś taki zwróciłby uwagę wielkiego, rozchwytywanego Sasuke Uchihy - szowinisty numer jeden? Nigdy nie czułam się tak zawstydzona i sponiewierana.
   Przypominasz mi ją.
   Oh, cudownie! Przypominałam mu jego byłą dziewczynę! Powinnam zdać sobie sprawę, że jest we mnie coś, co odpycha wszystkich facetów. Zawsze okazywało się, że każdy, który rzekomo czuł do mnie miętę, miał w ewentualnym związku jakieś korzyści. Poza Naruto, ale teraz straciłam nawet jego. Sasuke z kolei szczerze mnie nienawidził, z przebłyskami dobroci w chwilach, w których przywodziłam mu na myśl Ayę.
   Nie ma co, taka doba potrafi człowieka zdemotywować. Czułam się tak fatalnie, że nawet wizja konfrontacji z Ino przestała robić na mnie wrażenie. Skończyłaby się albo na kłótni, za którą przeprosiłabym ją jutrzejszego poranka, albo na tym, że trzasnęłabym drzwiami bez słowa wyjaśnienia. Nie zasługiwała na to, ale nie byłam w stanie się nad tym zastanawiać. Prawdę mówiąc, nadal byłam trochę zła o to, że ukryła prawdę o Kibie i - co ważniejsze - nadal niczego nie wyjaśniła.
   Przekręciłam kluczyk w drzwiach, po czym delikatnie je otworzyłam. Miałam złudną nadzieję, że może Yamanace znudziło się czekanie i postanowiła położyć się spać. Niestety - dostrzegłam łunę światła dochodzącą z salonu, gdy tylko znalazłam się w przedpokoju. Zaklęłam cicho i zabrałam się do ściągania litów. 
   - Przestań się tak denerwować, Ino. - Usłyszałam męski głos i niemal od razu zastygłam w bezruchu. Kiba? Co on tutaj robił? Sasuke wspominał, że blondynka u niego była, ale... - Zaraz tutaj będzie.
   Ta dwójka była kompletnie pochrzaniona. Mieli jakieś wspólne sekrety, unikali się przez trzy lata, niemal pozabijali jeszcze w zeszłą sobotę, a dzisiaj Inuzuka postanowił ją wspierać. Widziałam w życiu różne rodzaje miłości i najdziwniejsze problemy w związkach, ale nigdy nie spotkałam się z czymś takim, co wisiało pomiędzy nimi. 
   - Oczywiście, że będzie - odparła Yamanaka, a chłód w tonie jej głosu doszczętnie zniechęcił mnie do nawiązania rozmowy. - Wtedy ją zabiję. Nakopię jej do dupy i upewnię się, że następnym razem zabierze mózg do pracy.
   Kiba parsknął śmiechem. Obiecałam sobie, że oberwie za tę niezwykłą radość nad moim cierpieniem.
   - W to nie wątpię - skwitował.
   Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Miałam nawet wejść tam i ją przerwać, ale moja przyjaciółka mnie uprzedziła.
   - Kiba? Doceniam, że tutaj jesteś, ale miałeś mnie tylko odwieźć - zauważyła. - Siedzisz tutaj już od godziny. Nie sądzisz, że Hanabi będzie się martwić?
   Strasznie korciło mnie, żeby podejrzeć ich zza ściany, ale incydent w domu Naruto czegoś mnie nauczył.
   - Podejrzewam, że skoro tyle już wytrzymała, to kilka minut jej nie zbawi - stwierdził obojętnie. - Nie zostawię cię samej w takim stanie.
   Za to zostawi ją ze mną, gdy tylko się odezwę, nie zważając na możliwe efekty tego spotkania. Dzięki, Kiba! Podparłam plecy o kant szafki, zagryzając delikatnie wargę. Nie wiedziałam, co było gorszym wyjściem - przerwanie im pierwszej od lat rozmowy, podczas której nie chcieli się pozabijać, czy wyjście z domu i jeszcze późniejszy powrót. 
   - Jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz.
   Inuzuka zarechotał nerwowo.
   - Tak, chciałabyś - odparł, nieco zbyt cholerycznie.
   I wtedy załapałam kolejną rzecz. Domyślałam się, że Ino poczuła mniej-więcej to samo, a przynajmniej o tym świadczyła chwilowa cisza panująca w salonie. Kiba sobie nie odpuścił. Mimo tych wszystkich lat i niesnasek, był tutaj.
   - Nie - odpowiedziała w końcu, a w jej głosie dało się wyczuć zaskoczenie. - To ty byś chciał, ale czegoś innego.
   O ile w tej rozmowie mogłam znaleźć jeden, dobry moment, by skończyć swoje szpiegostwo, to była to właśnie ta chwila. Nie mogło wywiązać się z tego nic poza kolejną kłótnią, dlatego bez zastanowienia weszłam do salonu. W pierwszej chwili zwróciłam uwagę na to, że moi przyjaciele wpatrują się w siebie bez słowa, a sam Kiba - co mnie poruszyło - nie odpowiedział nic na jej słowa.
   - Witam, gołąbeczki - przemówiłam, od razu kierując się w stronę lodówki. Wyjęłam z niej sok pomarańczowy, a zaraz potem nalałam go sobie do szklanki. - Przeszkodziłam w czymś?
   Upiłam nieco cieczy ze szklanego naczynia, wbijając w nich swoje spojrzenie. Przez sekundę sprawiali wrażenie oszołomionych, jednak bardzo szybko się to zmieniło. W oczach Yamanaki pojawiło się coś takiego, co sprawiało, że chciałam uciec jak najdalej, ale było już za późno. 
   - Koniec z tobą - oznajmiła bezceremonialnie.
   Zaczęła niebezpiecznie sunąć się w moją stronę, toteż odstawiłam szklankę na blat i odsunęłam się. Doszło do tego, że wystartowała biegiem w moim kierunku, dlatego - jak każda, dorosła osoba biorąca odpowiedzialność na swoje czyny - schowałam się za Kibą.
   - Przepraszam, przepraszam! - wypaliłam, unikając jej morderczego wzroku. - Wyłączyłam telefon i całkiem o tym zapomniałam!
   Nie przekonałam jej.
   - Miałaś wrócić o siedemnastej, Sakura! SIEDEMNASTEJ! - zagrzmiała. - Masz pojęcie, jak się martwiłam?
   - Martwiliśmy - wtrącił Kiba. 
   - Tak, tak - machnęła ręką. - Naruto prawie padł na zawał, kiedy zapytałam, czy się do niego odzywałaś!
   Cholera, dlaczego nie wymyśliłam żadnej wymówki, która mogłaby zadziałać chociaż odrobinę? Póki co byłam na straconej pozycji.
   - Zdążył mnie opieprzyć, jeśli cię to pocieszy - zapewniłam, przeczesując włosy dłonią. - Przepraszam. Zainteresowała mnie jedna sprawa, więc się zasiedziałam.
   Prychnęła donośnie, a Kiba zerknął na mnie współczująco.
   - No pewnie, po prostu nie spostrzegłaś, że minęło kilka godzin - warknęła ironicznie, jednak zaraz potem odetchnęła głęboko. Wiedziałam, że to oznaka kapitulacji. - Haruno, zabić cię, to mało.
   Nie powiedziała nic więcej. Podbiegła do mnie i przytuliła najmocniej, jak potrafiła. Poczułam się głupio, że w ogóle pozwoliłam jej się niepokoić. Yamanaka przeżyła wystarczająco dużo i nie miałam prawa dokładać jej kolejnych zmartwień. Niezależnie od tego, czy ostatnio się do siebie odzywałyśmy, czy nie.
   - Czemu masz na sobie bluzę Sasuke?
   Słowa Kiby odbiły się echem w mojej głowie. Kompletnie zapomniałam o tym, że nadal mam na sobie odzienie tego dupka. Czując na sobie dwa spojrzenia zastanawiałam się nad tym, co odpowiedzieć. Z jednej strony nie chciałam być w żaden sposób łączona z gburem, a z drugiej nie miałam czego ukrywać. 
   - Mówił, że gdy do niego dzwoniłeś, był w pobliżu Hittori - wyjaśniłam, wzruszając ramionami. - Podjechał sprawdzić, czy wszystko w porządku. Strasznie lało, byłam cała mokra i odwołali autobusy, więc mnie odwiózł.
   O ile Ino to wytłumaczenie w zupełności wystarczyło, tak nasz przyjaciel nie wyglądał na usatysfakcjonowanego. Nie dziwiłam mu się. Też zdążyłam już trochę poznać Uchihę i do niedawna również nie rozumiałam jego zachowania, ale dzisiaj skutecznie uświadomił mnie, dlaczego to wszystko robił. 
   - Sasuke? - zapytał z niedowierzaniem, jednak w tej samej chwili jego komórka zawibrowała. Zerknął na wyświetlacz i po samej jego minie poznałam, że to nic miłego. - Muszę się zbierać, bo Hanabi mnie zagryzie. Cieszę się, że nic ci nie jest, Haruno - rzucił, uśmiechając się.
   Kiwnęłam lekko głową, a zaraz potem Inuzuka zniknął w przedpokoju. Na powrót wbiłam spojrzenie w przyjaciółkę, która cicho westchnęła. Wiedziała, co nas czeka. Musiałyśmy w końcu poważnie porozmawiać - bez kłamstw i owijania w bawełnę. Nie tylko po to, by ratować sytuację między nami. Zależało mi na tym, by się jej wygadać. Nikt nie potrafił zrozumieć mnie równie dobrze.
   - Myślę, że obie potrzebujemy drinka - stwierdziła, kierując się w stronę kuchni.
   Już chciałam powiedzieć, że tylko się wykapię, gdy Kiba odezwał się po raz ostatni.
   - Ino? Jesteś ostatnią osobą, której bym chciał. Zapamiętaj to, dobra?
   Nie czekając na jej reakcję, zatrzasnął drzwi.



   Zaledwie godzinę później obie siedziałyśmy na kanapie w salonie, narzekając na to, jak popieprzone jest życie. Podczas długiej, rozluźniającej kąpieli wykalkulowałam sobie to, jak opowiedzieć Ino wszystko, co działo się podczas ostatnich kilku dni. I udało mi się to, nie tylko ze względu na wyborowe drinki, które przygotowała, ale także dzięki ciepłej piżamce i kołdrze, pod którą obie się chowałyśmy. Nie zamierzałam jej okłamywać - opowiedziałam wszystko, co było istotne. To, jak naprawdę poznałam Sasuke, kłótnię w Rendanie, sytuację spod domu Naruto i dzisiejszą przejażdżkę. Pominęłam tylko kilka faktów - przykładowo, Victrolę i sprawę Itachiego. Wmawiałam sobie, że to przez to, iż nie mam żadnych dowodów na jego powiązania z Sasuke. Prawda była taka, że nie chciałam, by ktokolwiek o tym wiedział. Jeszcze nie.
   Jak się okazało, Yamanaka tradycyjnie była dobrym słuchaczem. Nie przerywała, nie oceniała i nie wysuwała niepotrzebnych konkluzji. Jej spojrzenie było na tyle łagodne, że tylko zachęcało mnie do dalszego mówienia. Spodziewałam się, że równie dobrze może to być związane z jej tajemnicami, ale nie podzieliłam się z nią tym wnioskiem.
   - Powiedział, że przypominasz mu jego byłą dziewczynę? - upewniła się, delikatnie marszcząc brwi.
   Przytaknęłam.
   - To znaczy, nie wiem dokładnie, kim jest Aya. Mogę się tylko domyślać - sprecyzowałam.
   W jej oczach dostrzegałam powątpiewanie. 
   - Co nie jest znowu takie trudne - zauważyła. - Więc, lubisz go?
   - Nienawidzę go! - wypaliłam natychmiast, wydymając wargi. - Może jest przystojny i bystry, czasem miewa też przejawy normalności, ale...
   Przerwała mi ruchem dłoni.
   - Klasyczny syndrom wyparcia - oceniła. Nie zrozumiałam. - Zaczyna ci się podobać, a tego nie chcesz. Próbujesz więc przekonać samą siebie, że go nie cierpisz - uprościła.
   Ino Yamanaka, pierwszy psycholog Państwa Japonii. Skrzywiłam się nieznacznie, próbując przemyśleć jej słowa. To możliwe, żeby miała rację? Pewnie, Uchiha był - jak wspomniałam - przystojny i bystry. Nie mogłam jednak zapominać, że lista jego wad była znacznie dłuższa. Stanowił książkowy przykład szowinisty - arogancki, zapatrzony w siebie, wywyższający się, cyniczny gbur, który dodatkowo nie miał szacunku do kobiet. Posiadał wszystkie cechy, których zwykłam nienawidzić w ludziach. 
   - Daj mi jeden powód, dla którego miałabym być zainteresowana tym kretynem - poleciłam.
   Wzruszyła ramionami.
   - Sama musisz do tego dojść - stwierdziła z lekkim rozbawieniem w głosie. - Życie nie jest czarno-białe.
   Coś w tym jest. Westchnęłam, upijając po raz kolejny spory łyk trunku ze swojej szklanki. Zrobiłam to głównie po to, by rozpocząć kolejny temat. Nie miałyśmy ograniczać się tylko do mnie i moich problemów, które - obiektywnie rzecz ujmując - wydawały się strasznie błahe. Wbiłam spojrzenie w blondynkę, jednak ta próbowała go uniknąć. Mogła zapomnieć, że tym razem jej odpuszczę.
   - Ty i Kiba. Zwięźle i na temat, o co chodzi? 
   Wiedziałam, że niespecjalnie jej się to spodoba, a jednak się tym nie przejęłam. Wierciłam jej wzrokiem dziurę w prawym profilu tak długo, aż zdecydowała się odpowiedzieć.
   - Pamiętasz, że dwa lata temu Kiba nie mógł się z nami zobaczyć, gdy przyjechałyśmy? Jak twierdził, że obiecał mamie i Hanie, że spędzi święta z nimi, w Kioto? - zapytała, a ja powoli kiwnęłam głową. - Zrobił to, bo chciał uniknąć spotkania ze mną. Jego rodzina została wtedy w Japonii. Myśleli, że Kiba będzie z nami, jak zwykle.
    To było dość zaskakujące. O ile poniekąd domyślałam się, że dla Inuzuki uniknięcie Ino dwa lata temu nie było torturą, to byłam pewna, że nas nie okłamał. Zawsze utrzymywał dobry kontakt ze swoją matką i siostrą, Haną. W tym wszystkim nie pasowała mi przede wszystkim jedna rzecz - skoro okłamał zarówno je, jak i nas, to po co to zrobił? Trzy lata temu normalnie spędzał święta z nami i nie wyglądało na to, żeby nienawidzili się z Yamanaką aż tak bardzo.
   I wtedy przypomniałam sobie, o czym rozmawiali na kolacji u Naruto.
   Nigdy nie uciekłem bez słowa po tym, jak spędziłem z kimś noc. 
   Nigdy nie ignorowałam telefonów od osoby, którą kochałam.
   - Coś ty zrobiła? - nagabnęłam.
   Niespokojnie zaczęła wodzić dłonią po swojej łydce.
   - Trzy lata temu, po kolacji świątecznej, wcale nie spałam u Hinaty. Poprosiłam ją tylko, żeby mnie kryła, a ona nie próbowała dowiedzieć się niczego więcej - rozpoczęła, oddychając nieco ciężej. - Było wesoło, dogadywałam się z Kibą, trochę wypiliśmy i skończyłam u niego w mieszkaniu.
   Jęknęłam przeciągle, za co zaraz skarciła mnie wzrokiem. Tyle, że powinno być na odwrót - jak mogła zataić przede mną takie coś? 
   - I? 
   Ucieszyła się, że niczego nie skomentowałam. 
   - Było cudownie. Nie, lepiej, niż cudownie. To była jedna z lepszych nocy w moim życiu - zaznajomiła mnie ze szczegółami. - Dopiero rano przestało być kolorowo. Kiba jeszcze spał, a ja nie wiedziałam, co robić. Wreszcie uciekłam.
   - Uciekłaś!? - wrzasnęłam. Był to swego rodzaju odruch bezwarunkowy, ale w tej chwili chyba nikt nie mógłby wziąć mi tego za złe.
   Przytaknęła, zakrywając twarz dłońmi i biorąc głęboki wdech.
   - Wiem, wiem! Idiotka - wyręczyła mnie ze skomentowaniem. - Spanikowałam. Myślałam, że zrobił to tylko dlatego, że się upił. Nie chciałam wprawiać go w zakłopotanie, więc zniknęłam. 
   Dotąd myślałam, że Ino - poza napadami głupoty - jest jedną z inteligentniejszych osób, jakie znam. W tej chwili to mniemanie znacznie utraciło na wartości.
   - Próbowałaś z nim porozmawiać?
   Nabzdyczyła się.
   - Jakieś milion razy - wyznała. - Kiedy tylko opuściłyśmy Japonię, zaczęłam męczyć go telefonami. Pisałam smsy i maile, nawet wypytywałam o niego dziewczyny. Czekałam rok, żeby znowu się z nim spotkać. I wtedy okazało się, że tym razem to on uciekł przede mną.
   Zabawa w ciuciubabkę. Dwójka dorosłych ludzi, którymi ktoś powinien się zaopiekować. Przerażało mnie, że wysłuchiwałam wszystkich rad Ino. Chociaż nie, wróć - rady zawsze dawała dobre. Gorzej, że sama nie potrafiła się do nich zastosować.
   - Powinniście się leczyć - dokonałam analizy, kładąc głowę na oparciu kanapy. - To podchodzi pod terapię małżeńską, czy coś w ten deseń.
   - Zabawne - zironizowała, wymuszając sztuczny uśmiech.
   Co innego mogłam zrobić? Przecież obchodzenie się z nimi jak z ludźmi nie miało sensu. Nie słuchali nikogo, działali po swojemu i tylko bardziej się ranili.
   - Inaczej - wznowiłam wypowiedź. - Kochasz go?
   Zamilkła na dłuższą chwilę. Nie znała odpowiedzi na to pytanie tylko z jednego powodu - próbowała spierać się z samą sobą co do swoich uczuć. Mi wystarczył jeden, tajemniczy błysk, który odnalazłam w jej oczach. Widziałam także, jak zachowuje się w jego towarzystwie i jak drastycznie zmienił się jej stosunek do Hanabi. Nadal była w nim zakochana. Podejrzewałam nawet, że jest to uczucie odwzajemnione. Problem był taki, że mijali się już od kilku lat. Znając ich podejście do sprawy mogłam się tylko domyślać, że skoro wytrzymali już prawie sześć lat, to ich dalszy los jako pary był niesprecyzowany. Byli nieobliczalni - w jednej chwili się nienawidzili, a w drugiej lądowali razem w łóżku.
   - Nie wiem - wyszeptała w końcu.
   Kiwnęłam głową. Nie chciałam zamęczać jej rozmyślaniem nad odpowiedzią, której sama nie znała. Właśnie dlatego przyciągnęłam przyjaciółkę do siebie i mocno przytuliłam. Niezależnie od wszystkiego i wszystkich, zawsze miałyśmy siebie nawzajem. Gdybym koniecznie miała zostać starą panną, to tylko w jej towarzystwie.





   Długi korytarz, którym właśnie maszerowałem, zdawał się nie mieć końca. Ściany wydawały się wyglądać ciągle tak samo - kamienne, pokryte mchem i brudem. Ilekroć próbowałem zrozumieć, gdzie się znajduję, tym więcej pytań mi się nasuwało. Szedłem pięć minut, albo pięć godzin - nie byłem w stanie połapać się w czasie. Od samego początku wędrówki miałem jeden, jedyny cel - dotrzeć do wielkich drzwi na drugim końcu przejścia. Dobiegała zza nich jaskrawa łuna, która w pewien sposób mnie do siebie przyciągała.
   Przez chwilę myślałem nawet, że umarłem, ale szybko wyparłem te bzdurę ze swojego umysłu. 
   Prawidłowo. Głównie przez do, że dobiłem do tajemniczych wrót. Przez moment zastanawiałem się nad tym, czy rzeczywiście powinienem je otworzyć, ale ciekawość wzięła górę. Tak jak ciągle powtarzał Itachi - byłem albo zbyt odważny, albo przesadnie głupi. Niemniej, złapałem za klamkę i pociągnąłem. Zaledwie kilka sekund później oślepiło mnie jasne światło, żebym - gdy już opadło - mógł dostrzec dwójkę ludzi, na oko dość młodych, którzy wtulali się w siebie nawzajem w zaciemnionej uliczce. Znałem to miejsce. Znajdowało się tuż obok Victroli. Z jakiegoś powodu jednak nie mogłem ani dostrzec twarzy pary, ani podejść bliżej nich.
   Słyszałem za to, o czym rozmawiają.
   - To, kim jestem, jest twoją zasługą - wychrypiał mężczyzna, odgarniając z twarzy swojej partnerki włosy. Intensywnie wpatrywał się w jej oczy. - Jesteśmy do siebie tacy podobni. Oboje straciliśmy rodziców, oboje byliśmy wychowywani przez starsze rodzeństwo i oboje odczuliśmy, czym jest samotność. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, jak udało ci się przetrwać. 
   Dziewczyna zachichotała. Zdawało mi się, że skądś znam ten śmiech, ale moje próby domysłu spełzły na niczym. Tak, jakby mój mózg chwilowo odmawiał współpracy.
   - Przestań. Było, minęło. Nie jesteśmy już sami - zauważyła.
   Mężczyzna lekko się uśmiechnął. Jego również znałem, choć nie wiedziałem skąd.
   - Nie chcę nawet myśleć, kim byłbym bez ciebie. Wyciągnęłaś do mnie rękę. Pokazałaś, że nie idę w dobrym kierunku. Udowodniłaś mi, że życie może być coś warte - wymieniał. - Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam, Aya.
   Zastygłem w bezruchu, choć owa dwójka i tak mnie nie widziała. Jedno imię wystarczyło, bym wszystko zrozumiał. Przypomniałem sobie. Wspomnienia wróciły niemal natychmiast, a twarze pary stały się nagle bardzo widoczne. To była ona. Ze mną. Od tamtej chwili minął ponad rok, a jednak nadal mnie nawiedzała.
   Dziewczyna niespodziewanie położyła obie dłonie na jego policzkach.
   - Do czego dążysz, Sasuke?
   Mięśnie na jego twarzy napięły się.
   - Chcę, żebyś mi pomogła. Muszę go stamtąd zabrać.
   Dokładnie w tym samym momencie się od niego odsunęła. Nie do końca w ten sposób pamiętałem przebieg tej rozmowy, ale poniekąd była to jej skrócona wersja. Zacisnąłem dłonie w pięści. Chciałem krzyknąć, by mężczyzna nie mówił nic więcej, ale nie mogłem. Z mojego gardła nie wydobywał się głos.
   - Nie mogę. Itachi... - zaczęła, cofając się coraz dalej. Wyciągał do niej dłoń, jednak ją zignorowała. - Itachi. 
   Odwróciła się od niego i dokładnie w tej samej chwili dostrzegła mnie. Rozpoznawałem wszystko. Okolicę, skórzaną kurtkę Ashidy, jej czarne, długie włosy i śliczną twarz. Nie byłem jednak w stanie zaczepić spojrzenia na którymkolwiek z tych punktów, bo zaabsorbowały mnie jej oczy. Bystre, nieustępliwe i...
   Szmaragdowe.
   To była Aya, ale bez wątpienia miała tęczówki potwory.
   - Dlaczego?
   Nie zrozumiałem jej pytania. Nie wiedziałem, jakiej odpowiedzi oczekuje. Chciałem tylko ją stąd zabrać - jak najdalej i jak najszybciej.
   - Sakura!
   Krzyknąłem, ale nie ruszyła w moją stronę. Przeciwnie - zaczęła się oddalać. Tak, jakby coś ciągnęło ją do tyłu. Razem z nią zniknęła cała sceneria, a ja poczułem mocny ucisk w żołądku.



   Wtedy się obudziłem. Poderwałem się gwałtownie do pozycji siedzącej i szybko ogarnąłem wzrokiem pomieszczenie. Sen. To był tylko sen, a ja nadal byłem w swoim łóżku. Spróbowałem uspokoić oddech i mocniej zacisnąłem palce na materiale kołdry. Co to miało znaczyć? O ile byłem w miarę przyzwyczajony do tego, że sen sam w sobie powtarzał się bardzo często, nie miałem pojęcia, skąd wzięła się tam Sakura. Najbardziej skołowało mnie chyba jej pytanie. ,,Dlaczego?" Być może było to tylko nieistotne nawiązanie do wczorajszego wieczora, ale mimo wszystko nie mogłem dojść do siebie przez dłuższą chwilę.
   Przeczesałem rozczochrane włosy dłońmi i zdecydowałem się wstać. Na zegarze ściennym zauważyłem, że było już po dziesiątej. W pierwszej kolejności wykonałem poranną toaletę, a później - jak zazwyczaj - skierowałem swoje kroki ku kuchni. Już teraz czułem, że to nie będzie dobry dzień. Jakby prostaczka niewystarczająco mnie nagabywała, tak zaczęła nawiedzać mnie w snach. Jeśli chciała doprowadzić mnie do wariactwa, to szło jej to całkiem nieźle. Prychnąłem, podchodząc do lodówki i wyciągając z niej karton z sokiem. 
   - Dzień dobry, Uchiha.
   W moim życiu nie było zbyt wielu chwil, w których byłem w stanie krzyknąć ze strachu. Ta była jedną z nich i to bynajmniej nie dlatego, że w moim mieszkaniu znajdował się jakiś człowiek. Bardziej przeraził mnie fakt, że tym człowiekiem była właśnie ona. Odwróciłem się na pięcie i dostrzegłem Temari, opierającą się nonszalancko o ścianę. Nie wiedziałem, czy zganić się za to, że straciłem czujność i początkowo nikogo nie zauważyłem, czy zadzwonić na policję.
   - Słyszałaś o czymś takim jak dzwonek do drzwi?
   Nie przejęła się moimi słowami. Rzuciła na stolik zapasowe klucze od mojego apartamentu, które powinny spokojnie wisieć gdzieś przy boku Naruto. O ile przyzwyczaiłem się do częstych wizyt Uzumakiego i Inuzuki, tak do niej nadal próbowałem się przełamać. Może dlatego, że tamci przynajmniej nie próbowali się włamywać? Tak czy siak, moja relacja z Sabaku była strasznie skomplikowana. Nie wiedziała tyle, co Naruto i Kiba. Nie miała pojęcia o tym, że jestem współwłaścicielem firmy i nie była obeznana z planami dotyczącymi Itachiego, ale i tak orientowała się w sytuacji bardziej, niż reszta. Przez przypadek dowiedziała się o tym, że mieszkam w apartamencie. Mogłem tylko przypuszczać, że domyśliła się, że i mój status majątkowy nie należy do najniższych. Nigdy jednak nie starała się wypytywać o to bardziej, a co więcej - uszanowała moją prośbę i nie zdradziła mnie przed żadnym ze znajomych. Najpewniej to sprawiło, że poczułem do niej nić zaufania. Obecnie sam nie byłem w stanie wytłumaczyć tego, jak to się stało, że w jakiś pokręcony sposób się z nią zaprzyjaźniłem. Była strasznie denerwująca, ale jednocześnie grzeszyła inteligencją. Pozornie sprawialiśmy wrażenie ludzi, którzy chcą się pozabijać, ale było inaczej. Zależało mi na niej i wiedziałem, że to działa w dwie strony. 
   Poza tym, znała mnóstwo faktów z mojej przeszłości. Wiedziała o Ayi i jej informacje nie ograniczały się do tego, że jest ona moją byłą dziewczyną, jak w przypadku reszty. Podzieliłem się z nią nawet tym, co dotyczyło mojego brata. Nie musiałem, bo nikt z wielkiej paczki Rendanu nie wierzył w jego winę, ale Sabaku wiedziała więcej. Najzabawniejsze w naszej relacji było chyba to, że nikt nie mógł jej do końca opisać. Wszystkie te półgłówki wiedziały, że łączy nas coś dziwnego, ale nigdy nie starali się zdefiniować, co takiego. Dobra ich.
   - Przekaż Naruto, że pożyczyłam je sobie przez przypadek.
   Z pewnością.
   Otworzyłem karton, który dotychczas trzymałem w dłoni i upiłem z niego spory łyk. Zaraz potem zatrzasnąłem wieczko i odstawiłem go na jedną z szafek kuchennych. Nie miałem ochoty na rozmowę. Tym bardziej, na rozmowę z nią. Wiedziałem jednak, że jeśli Temari już się czegoś uczepi, to nie da się spławić.
   - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zagaiłem, nie spuszczając z niej wzroku.
   Przez chwilę próbowała przewiercić mi wzrokiem twarz, jednak ostatecznie się poddała. Wskazała podbródkiem na stół i krzesła, po czym sama zajęła jedno z nich.
   - Porozmawiamy sobie, Sasuke.
   Prychnąłem ze zniecierpliwieniem.
   - Znasz taką formę wypowiedzi, jak pytanie? - odpowiedziałem, podpierając się o blat. Nie zamierzałem usiąść tylko dlatego, że tego zażądała. - Czego chcesz?
   Nieco się rozeźliła.
   - Ty nie znasz żadnej innej, z tego co słyszę - zripostowała. - Jak już mówiłam, chcę porozmawiać. Mógłbyś się ubrać, herkulesie?
   Poruszyłem wymownie brwiami. To oczywiste, że bym mógł, ale poprosiła mnie o to, w związku z czym nie miałem najmniejszego zamiaru tego zrobić. Zresztą, nie byłem aż tak roznegliżowany, bo miałem na sobie bokserki.
   - Czemu? Przeszkadza ci to? - mruknąłem z rozbawieniem. - Ten obraz przywołuje do ciebie nieprzyzwoite myśli i to sprawia, że czujesz się nie fair wobec swojego narzeczonego?
   Albo była cięta jak osa od samego rana, albo to ja miałem na nią taki zbawienny wpływ.
   - Rolę detektywa zostaw Kibie, bo ty radzisz sobie w niej kiepsko - zrugała mnie. - Nie jesteś dla Shikamaru żadnym zagrożeniem.
   Wywróciłem teatralnie oczami i wolno skierowałem się w stronę stolika. Jeśli rozpoczęcie dnia poważną rozmową z Sabaku było najgorszym z możliwych rozwiązań, tak droczenie się z nią sprawiało mi sporo frajdy.
   - Pewnie, że nie jestem - stwierdziłem, podpierając ręce na stole i pochylając się nad nią ryzykownie. - W końcu tylko włamujesz się do mojego apartamentu, żądasz rozmowy i przyglądasz mi się tak, jakbyś pierwszy raz widziała na oczy półnagiego faceta.
   Uniosła kąciki ust w najbardziej przesłodzonym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałem.
   - Pierwszy raz widzę półnagiego świra - przyznała, przykładając mi palec wskazujący do nosa i w ten sam sposób próbując mnie odepchnąć.
   Parsknąłem.
   - W takim razie powinnaś częściej odwiedzać Naruto, gdy dokucza mu przeziębienie.
   Udało mi się. Ledwo, bo ledwo, ale dostrzegłem na jej twarzy cień uśmiechu. Jeśli zdołałem doprowadzić do tego, to mogłem być pewien, że przeżyję najbliższą godzinę.
   - Bądź poważny chociaż przez chwilę.
   Wątpiłem, by żartowała. Pomimo przelotnego okazania radości, na jej twarzy cały czas gościła powaga. Zaczynałem się nawet zastanawiać, czy coś przeskrobałem. Jak trafnie powiadał Shikamaru - ,,tej kobiety należy się bać bardziej, niż mamy", co po przetłumaczeniu na język zwykłych ludzi oznaczało, iż jego narzeczona jest przerażająca. 
   Zrezygnowałem z dalszego unikania tematu i zająłem krzesło, które znajdowało się naprzeciwko Sabaku.
   - Dwie minuty.
   Zmarszczyła nos, wyraźnie niezadowolona. Nie zdecydowała się jednak nadal tracić czasu. Zazwyczaj nie rzucałem słów na wiatr - skutki przebywania z Uzumakim, który wpajał tę zasadę do głowy wszystkim, których kiedykolwiek poznał.
   - Słyszałam, że odwiozłeś wczoraj Sakurę.
   No pewnie, przecież mogłem się spodziewać, że w dwanaście godzin rozniesie się to po całym Tokio.
   - Po pierwsze, cieszę się, informacje w naszym gronie nadal rozchodzą się z prędkością światła - napomknąłem. - Po drugie, odwiozłem. Czy to zbrodnia? Napiszesz o mnie w rubryce kryminalistów?
   Machnęła nonszalancko ręką.
   - Szkoda marnować miejsca na ostatniej stronie - odparła kąśliwie. - Kiba był u nas wczoraj wieczorem. Miał coś oddać Shikamaru i wspomniał, że wróciła w twojej bluzie.
   To wystarczyło, żeby czegokolwiek się domyśliła? Wiedziałem, że Temari posiada szósty zmysł. Ba, głównie dzięki niemu była tak dobrą dziennikarką. Nie sądziłem jednak, że udało się jej rozwinąć go aż tak bardzo.
   - Nadal nie rozumiem, do czego pijesz.
   Jej malachitowe tęczówki sunęły bezczelnie po mojej twarzy, szukając oznak najróżniejszych uczuć. Może i wydawało jej się, że może czytać ze mnie jak z książki, ale jak dotąd udało się to tylko jednej osobie. Głąbowi. Sam nie mogłem uwierzyć, że Naruto potrafi przejrzeć mnie tak dobrze, ale jednocześnie nic nie mogłem na to poradzić. Miał sporo talentu, którego nikt nie potrafił zdefiniować.
   - Nie odwozisz do domu wszystkich dziewczyn.
   Miałem ochotę strzelić sobie w łeb.
   - Wracałem ze spotkania. Szła ulicą i mokła, więc się zlitowałem i ją zabrałem - wzruszyłem ramionami. - Coś z tym nie tak?
   Nie dała przekonać się tak łatwo.
   - Kiedy odwiozłeś ją w piątek, to też się zlitowałeś? Bo była pijana?
   Uniosłem kąciki ust w zadziornym uśmiechu. Temari była naprawdę bystra i właśnie dlatego nie miałem żadnych wątpliwości co do jej małżeństwa z Shikamaru.
   - Poniekąd.
   - Poniekąd? 
   Wiedziałem, że nie da się zbyć. Niepotrzebnie w ogóle pozwoliłem jej zacząć temat.
   - Chciałem mieć wymówkę, żeby od was uciec.
   - Mhm - skomentowała, bujając się na krześle. - Dobrze, że nigdy wcześniej ci się to nie zdarzyło. Dobrze również, że nigdy wcześniej nie wyszedłeś z klubu bez informowania nas o tym. Chociaż raz, albo pięć  - ironizowała.
   Zirytowałem się.
   - Cóż, może mi się podoba - rzuciłem. - Coś w tym złego?
   Wzięła rozmach i uderzyła z otwartej dłoni w stół, nie spuszczając spojrzenia z moich oczu.
   - Tere-fere, hocki-klocki! - wypaliła. - Możesz próbować wciskać takie banialuki reszcie, ale na mnie to nie zadziała. Znam cię wystarczająco dobrze.
   Wątpiłem w to, ale nie śmiałem jej o tym powiedzieć.
   Dalsza rozmowa wydawała się nie mieć sensu. Sam zaledwie wczoraj odkryłem, dlaczego tak ciągnie mnie do tej dziewczyny. Mało tego - sam nie byłem pewien, czy moje domysły faktycznie były dobre. Wszystko, co związane z potworą, zdawało się być skomplikowane. Właśnie dlatego zamierzałem zastosować się do swoich wcześniejszych decyzji i omijać ją szerokim łukiem.
   - Trzydzieści sekund - ponagliłem.
   Jeśli chciałem do końca wyprowadzić ją z równowagi, to byłem bardzo blisko.
   - Słucha...
   - Zmieniłem zdanie. Trzy, dwa, jeden, koniec czasu - poinformowałem, podnosząc się od stołu. Zaraz potem zacząłem luźno kierować się w stronę łazienki, coby wziąć prysznic. - Znasz drogę do drzwi.
   Zamanifestowała swoje oburzenie wydając z siebie dźwięk, który był chyba najbardziej zbliżony do ryku dzikiego kota. Do takiego gatunku dzikiego kota, który już nie istniał: nazywał się Tygrysus Temarius i przerażał nawet dinozaury, ale wyginął ze względu na to, że w tamtych czasach nie było żadnych Tygrysów Shikamariusów, znanych szerszemu gronu jako najinteligentniejsze arcylenie patentowane na świecie.
   - Jeżeli to ma jakikolwiek związek z Ayą, to trzymaj swoje łapska z daleka od niej - ostrzegła, tym razem zupełnie poważnie. - To moja przyjaciółka. Co więcej, przyjaciółka Naruto. Jeśli przegniesz...
   - Wiem - przerwałem, zatrzymując się w progu drzwi, które prowadziły do przedpokoju. Mocniej zacisnąłem palce na krawędzi ściany, wbijając wzrok w jakiś punkt przed sobą. - Nie zamierzam się więcej do niej zbliżać. 
   W odpowiedzi usłyszałem jedynie ciszę. Miałem wrażenie, że Temari skrycie liczyła na to, że zaprzeczę. Sam bardzo chętnie bym to zrobił, ale nie mogłem. Nie byłem w stanie wytłumaczyć, dlaczego w ogóle ciągnie mnie do Haruno. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Nie była najbrzydsza, ale przez moje łóżko przewinęło się mnóstwo ładnych kobiet. Dlaczego więc uparłem się na to, by cackać się z tą prostaczką?
   Bo jestem idiotą.
   - Nie chcę być namolna, ale... - zaczęła, wahając się. - Jesteś pewien, że to tylko to? 
   - To nie bądź - odparłem wymijająco.
   Nie poddała się.
   - Wiem, że ją kochałeś - walnęła prosto z mostu. Właśnie za to ją ceniłem - nie bawiła się w bycie delikatną, nie było jej głupio i nie okazywała współczucia. Traktowała mnie normalnie. - Sakura to nie ona, prawda?
   Uśmiechnąłem się bez cienia wesołości, po czym zerknąłem na nią przez ramię.
   - Nie ona. Nie przypomina jej ani charakterem, ani tym bardziej wyglądem - przyznałem. - Tylko dlaczego nie jestem jedyną osobą, która mimo wszystko dostrzega między nimi analogię?
   Udało mi się zapędzić ją w kozi róg. Teoretycznie mogłem być z siebie dumny - sprawienie, że Temari nie miała nic do powiedzenia, niemal graniczyło z cudem. Praktycznie nie przyniosło mi to jednak żadnych korzyści. Nadal nie znałem odpowiedzi i zaczynałem myśleć, że wolałbym nigdy jej nie poznać.
   Westchnąłem, gdy to całe milczenie zaczęło mnie irytować. Zdobyłem się na to, by ponownie odwrócić się przodem do swojego gościa, a raczej włamywacza. Przyszła tutaj, bo chciała być dobrą przyjaciółką i to dla obu stron. Zasługiwała na odrobinę uwagi.
   - Ja mam dużo istotniejsze pytanie - zagaiłem, unosząc brwi. - Jak to się stało, że taki arcyłotr i bestia w jednym się zaręczyła?
   Uśmiechnęła się całkiem szczerze. Zawsze tryskała szczęściem, gdy rozmowa zaczynała schodzić na temat Shikamaru. Po Samui i Itachim byli drugą, tak bardzo kochającą się i jednocześnie dobraną parą, jaką spotkałem.
   - Myślisz, że to dobrze?
   - Na pewno nie dla niego - oceniłem cynicznie.
   Klasycznie, miała zarówno mój ton, jak i słowa w dupie.
   - Ten leń jest najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Wszystko się zmieniło, gdy spotkałam go w liceum. Pomógł mojej rodzinie, zmienił moje podejście do świata, a przede wszystkim zapoznał mnie i Tenten z resztą.
   Nie byłem specjalistą od ckliwych gadek, ale owszem, chyba miała trochę racji. Z wszystkich pijackich opowieści, jakie nasza paczka prezentowała w Rendanie po wystarczającej ilości alkoholu, dowiedziałem się kilku rzeczy. Chociażby tego, że cała szóstka - w składzie Sakura, Naruto, Ino, Shikamaru, Kiba i Chouji - znała się od podstawówki. Z resztą ekipy spotkali się podobno dopiero w liceum.
   - Dzięki niemu meduza ma przyjaciół - skwitowałem. - Wiedziałem, że jest inteligentny w cholerę, ale że jest też cudotwórcą?
   Pokręciła głową z wyraźnym rozbawieniem.
   - To znaczy, że go akceptujesz?
   Tak, to chyba znaczyło mniej-więcej to. Jak bardzo nie starałbym się odpychać od siebie ludzi, niektórym po prostu udawało się przedostać za barierę. Naruto, Kiba, a teraz jeszcze Temari. Ze wszystkich sił starałem się mieć ją gdzieś - ba, spodziewałem się, że nigdy nie polubię tak strasznego babska - ale rzeczywistość była trochę inna. Nie spostrzegłem, kiedy zacząłem traktować ją jak siostrę, której nigdy nie miałem.
   Zamiast udzielić jej odpowiedzi, jedynie pobłażliwie się uśmiechnąłem.
   - Nie pracujesz dzisiaj?
   Zmarszczyła brwi, początkowo nie wiedząc, o co mi chodzi. Gdy jednak załapała, poderwała się z miejsca jak oszalała. 
   - Która godzina? 
   Ziewnąłem.
   - Zaraz jedenasta.
   Wydała z siebie pisk, którego nie powstydziłaby się nawet podekscytowana Tenten.
   - Spóźnię się, spóźnię się - mamrotała, wciągając na siebie kurtkę.
   Właśnie takie kary los wymierza za włamywanie się nad ranem do czyjegoś domu. Swoją drogą, wcale nie zamierzałem odpuścić bałwanowi tego, że dał obrobić się z kluczy do mojego apartamentu. Chciałem wymyślić jakąś bajeczkę o włamaniu i kradzieży drogocennych przedmiotów, których w życiu by mi nie spłacił.
   Sabaku pędem ruszyła do drzwi, unosząc rękę w geście pożegnania, ale zatrzymała się w samym progu.
   - Sasuke? Powiedziałeś, że między nimi dwiema jest podobieństwo, którego nie rozumiesz. Co, jeśli to nie one są do siebie podobne? - zagadnęła, nawet na mnie nie patrząc. - Może to twoje uczucia? Zaczynasz czuć się przy Sakurze tak, jak na początku przy Ayi i to cię przeraża. Przemyśl to.
   Nie powiedziała nic więcej, znikając za drzwiami wejściowymi. Pozostawiła mnie samego, zirytowanego i z kompletnym mętlikiem w głowie. 


***


   Następnego dnia byłam pewna kilku rzeczy. Po pierwsze: nigdy więcej nie zostanę po pracy, jeśli nie będzie to bezwzględnie konieczne. Po drugie: nie upiję się z Ino, jeśli kolejnego dnia będę musiała iść do do kancelarii. To był mój drugi dzień, a już rozsadzało mi głowę. Po trzecie: muszę znaleźć sposób na to, by udobruchać Sasoriego, gdy bardzo mi na czymś zależy.
   Siedziałam właśnie w jego gabinecie, przeglądając akta sprawy, którą mi przydzielił. Wiedziałam, że jestem kotem i nie mogę liczyć na coś pierwszorzędnego. Wiedziałam także, że ktoś musi wykonywać również te mniej istotne sprawy. Nie potrafiłam jednak pojąć, dlaczego wrobił mnie akurat we wniosek o eksmisję. Z dokumentów wynikało, że dwie przyjaciółki, będące także współlokatorkami, pokłóciły się przez faceta i chciały nawzajem wyrzucić się z mieszkania. Miałam reprezentować jedną z nich, choć już teraz czułam, że skończy się na usilnych próbach wbicia jej do głowy, że to bezsensowne. Żadna przyjaźń nie zasługiwała na to, by rozpieprzył ją jakiś facet.
   - Rozumiesz wszystko? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos szefa.
   Powoli przytaknęłam.
   - Zajmę się tym - obiecałam, podnosząc się z krzesła. Od samego początku zbierałam się do tego, by móc porozmawiać z nim o sprawie Itachiego, ale coś mnie powstrzymywało. - Coś jeszcze?
   - Wierzę w ciebie - oznajmił, puszczając mi perskie oko.
   Jakże miło. Podniosłam się z krzesła, starając się nie dać po sobie poznać gniewu. Czułam bezsilność, chociaż wiedziałam, że będę musiała rozpocząć od tego typu zadań specjalnych. Podejrzewałam, że moja złość nie jest wywołana samym wnioskiem o eksmisję i rangą, jaką będzie miał ten proces. Chodziło o to, że mi już zależało na jednym precedensie.
   Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi i wzięłam głęboki wdech.
   - Sasori? - zwróciłam jego uwagę, odwracając się na pięcie. Zamiast odpowiedzieć, wpatrywał się we mnie wyczekująco. - Te akta, o które wczoraj prosiłam... czy sprawy, które mają status ,,odpuszczona", nie mogą być odgrzewane?
   Dostrzegłam w jego oku błysk zainteresowania.
   - Mogą - przyznał. - Po prostu w większości przypadków nie ma to sensu. Jeśli sprawa została określona mianem odpuszczonej, oznacza to, że już nic nie dało się zrobić.
   Szczególnie, jeśli oskarżony miał wcześniej wielu przedstawicieli, w tym samego szefa Hittori. Zagryzłam delikatnie wargę, bijąc się z myślami. Czułam przenikliwe spojrzenie Akasuny, jednak specjalnie się nim nie przejmowałam. Powinnam sobie odpuścić. Powinnam zająć się tym, co mi zlecił. Powinnam dać sobie spokój z czymś, co jest bezcelowe.
   - Powiedziałam, że zajmę się tą sprawą i to zrobię - zapewniłam, machając teczką, którą przed chwilą mi przekazał. - Ale mogłabym dostać jedno, konkretne zagadnienie dodatkowo? Obiecuję, że nie zaniedbam obecnego.
   Wyglądał na zaskoczonego. Nie odpowiedział od razu, wpatrując się we mnie intensywnie i - jak przypuszczałam - próbując się domyślić, o co mi chodzi. Pewnie nietrudno było połączyć moją prośbę z pytaniem, które zadałam wcześniej. 
   - Jakie zagadnienie? - zapytał wreszcie.
   Przez chwilę milczałam, mając w głowie milion za i przeciw, aczkolwiek nie mogłam sobie darować. Nie mogłabym później spać w nocy. Tym bardziej po tym, jak zobaczyłam Yuugo. Sasuke...
   - Sprawa Itachiego Uchihy - wypaliłam. - Pozwól mi się nią zająć.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Yay, trochę z opóźnieniem, ale wczoraj siedziałam u koleżanki i tak jak normalni ludzie w weekend, zakuwałyśmy matmę przez pół nocy <33

1) Czy zdaję sobie sprawę, że możecie chcieć mnie zabić za początek? Tak trochę </3
2) Od razu poinformuję, że kocham relację Sasuke i Temari i wyczuwam, że to będzie jeden z moich ulubionych wątków w tym opowiadaniu, hehe!
3) Mam straszny zapierdziel ze szkołą, zbliża się czerwiec, a ja w marcu sporo się najeździłam po lekarzach i teraz to wszystko nadrabiam, więc za tydzień pewnie pojawi się rozdział, bo idą święta, ale potem już może się zdarzyć, że tydzień przedłuży się do dwóch, no. To chyba jedno z dłuższych zdań w mojej karierze :D

Co do świąt - wreszcie będę miała trochę czasu, żeby zerknąć na wasze blogi! Szykuję się na to od dłuższego czasu, hehe. Linki, Polly-chan na the light of love i jigoku to w ogóle już dawno się napaliłam, więc spodziewajcie się mnie niebawem!
Poza tym, dziewczyny ( i chłopaki, jak tu jacyś są ;o) zostawcie mi w ,,Linkach" adresy swoich blogów, co? Baardzo jestem ku temu chętna!

Dziękuję wam x KOCHAM WAS <3




6 komentarzy:

  1. Okey, chciałam ci powiedzieć, że ja się aż boję wchodzić na tego bloga, bo coraz mocniej przeszywa mnie uczucie, że miażdżysz mnie w pisaniu. Podziwiam cię, że potrafisz napisać coś tak dobrego w tak krótkim czasie. Kocham charakter Sakury i standardowo nienawidzę charakteru Uchihy, jednak tak jak zawsze - ubóstwiam obojgu. Zazdroszczę ci talentu i zachodzę w głowę, czy kiedykolwiek będę w stanie napisać coś równie dobrego (bo nie zdążę cię przewyższyć na 10000 %) jak ty.
    Jak zwykle, miał być to króciutki komentarz, ale wyszło jak wyszło XD
    Pozdrawiam cię i wręczam cały, ogromny wór weny.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i rozwijanie akcji. Co do tekstu nie mam żadnych zastrzeżeń - jest idealnie, to mnie wpienia.
    Więc, w podziękowaniach całusy i życzę, żebyś w następny weekend nie musiała tak zakuwać z matmy:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! ^^
    Już myślałam, że Sasuke pocałuje Sakurę, a tu nic, ale w sumie to trochę dobrze, bo nie śpieszą się ze wszystkim. Powoli będą zaczynali coś do siebie czuć! Czego oczywiście nie mogę się doczekać. :D
    Weny! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. No heej ;3
    Jeden dzień opóźnienia? Spoko, ważne, że w ogóle piszesz xd

    Ja Cię pierdziele, kłótnię Karin i Sakury czytało mi się z największą przyjemnością. No bo nie ma to jak od czasu do czasu zgnoić jakąś rudą lalunię \(^.^)/ Ale ten Yuugo... czyżby był uzależniony od leków? Na to wygląda.

    A potem Sasuke odwiózł Sakurę, a potem wysiadł za nią z auta, a potem on miał już odchodzić, ale ona go zatrzymała i w chwili zadania przez nią tych pytań, w Sasku najwidoczniej coś pękło, bo robił rzeczy, które daleko wykraczają poza granice jego zdrowego rozsądku. Okej, opis jego fascynacji urodą Sakury i ogólnych odczuć był świetny (czyt. połknęłam go, niczym schabowego *,*), ale jak potem Haruno palnęła o tej Ayi, to myślałam, że rozwalę jej głowę. Mogło być tak pięknie, lecz przez to jedno pytanie atmosfera poszła się (że tak to ładnie ujmę) jebać. A Sasuke szczerze odpowiedział, więc do niego wątów nie mam xd, chociaż zranił tym Sakurę. Znając naszą Różową przyjaciółkę, przez praktycznie wszystkie rozdziały - poczynając od tego - Saki będzie wmawiać sobie, że każdy czulszy gest wykonany przez Uchihę, jest spowodowany jej podobieństwem do Ayi. I to mnie będzie cholernie wkurzało, ale jestem przygotowana ^^

    Tak coś myślałam, że Kiba, ani Ino ze sobą nie skończyli. Są jak dwa magnesy. Myk polega na tym, że jeśli tylko inaczej się ułożą, będą się albo odpychać, albo przyciągać. Nie no, ale Yamanaka to mnie tą swoją historią nocy z Kibą dobiła? Tak po prostu stchórzyć i uciec? Mogła przecież zostać. Mogła zapytać się go (od razu po pobudce) "co teraz?"? To... takie dziecinne. Unikanie siebie nawzajem też, ale dobra. Zostawmy już biedną Ino i jej nad wyraz skomplikowane relacje z Inuzuką.

    Temari, która wkrada się do domu Sasuke, żeby wyciągnąć z niego informacje na temat jego uczuć do Sakury? No tego jeszcze nie było xd Poza tym, i tak niczego konkretnego się bidula nie dowiedziała, bo i sam zainteresowany nie wie do końca, co się zaczyna dziać w jego sercu. A tak mnie naszło teraz postawienie pytania wprost do Sasuke: czy to już nie najwyższa pora, aby zakochać się ponownie, skoro (z przyczyn niewiadomych [ale chyba chodziło o zdradę]) ześ się rozstał z Ayą? Kto wie, może ta dziewczyna (*tłumy skandują* SAKURA! SAKURA!) będzid odpowiedniejasza, niż tamta?

    Lol, Saki wypaliła, że chce się zająć sprawą Itacza O,o Ciekawa jestem, jak zareaguje Sasori, chociaż sądzę, że raczej odmówi. Ale Sakura (taka rebel) i tak będzie węszyć. Jej ciekawość jest niestety zbyt silna xd

    Życzę mnóstwa weny i obyś w święta coś skrobnęła! ;D

    Shōri

    OdpowiedzUsuń
  4. DZIEWCZYNOOOOOOO! GDZIEŚ TY SIĘ CHOWAŁA PRZEZ CAŁY TEN CZAS, CO??? XD

    No cześć! Kurcze, sama nie wiem co napisać. Pochłonęłam wczoraj/dziś (nie ma to jak skończyć po 2 w nocy ;----;) wszystkie rozdziały i jestem zachwycona. Piszesz naprawę zarąbiście! Kurcze, gdzie ja byłam, kiedy rozdawali talent do pisania? XD
    Twój styl jest niezwykle lekki i przyjemny, czytając miałam wrażenie, że czytam książkę. I ogólnie całkowicie się wciągnęłam! Jesteś niesamowita!
    I te piosenki do rozdziałów! Dziewczyno, masz zajebisty gust muzyczny i nigdy go nie zmieniaj! <3 To samo tyczy się belki... PEZET! <3 NO LEPIEJ TRAFIĆ TO JA NIE MOGŁAM. <3
    Przyznaję, że trochę się zbierałam, aby przeczytać twojego bloga... I teraz żałuję, bo całe opowiadanie po prostu aż ocieka zajebistością! Dawno się niczym tak nie jarałam, naprawdę :3
    Co do fabuły... Ciekawi mnie: co takiego zrobiła Aya? kto podpalił Uchiha Company? dlaczego Itacz tak po prostu się przyznał? Kurde tyle tajemnic... Jest ich znacznie więcej niż mi się wydaje. ;----;
    Urzekły mnie relacje Kiby i Ino... Są takie skomplikowane. I ogólnie ich nie ogarniam, ale to chyba najbardziej w nich lubię. XD Ciągnie swój do swego, nie? :3
    Uwielbiam także Tem... Kurde równa babeczka! I jest kochane ShikaTema, które zaczynam lubić coraz bardziej <3 Nawet lubię relacje Sabaku z Uchihą. Są takie proste, za wiele o sobie nie wiedzą, ale i tak wiedzą sporo (wiem, FUCK LOGIC, ale inaczej nie jestem w stanie tego opisać).
    No i moja kochana wisienka na torcie: Sakura i Sasuke. I tu nie wiem co powiedzieć! Jest prawie że idealnie... Nie pasuje mi tylko wyidealizowane niektórych rzeczy. Kiedyś też tak robiłam, ale ktoś zwrócił mi uwagę i jak się temu przyjrzałam naprawdę to było.. dziwne i trochę irytujące. Mowa tutaj o Haruno, która ma cycki... o ile dobrze wyczytałam D? C? Mniejsza z tym. Sakura nie ma takich cycków, praktycznie jest dechą (choć uwielbiam jej postać, no... spójrzmy prawdzie w oczy, cycków to ona nie ma) i to strasznie... rzuca się w oczy. Ja wiem, że Haruno jest ładna, bo jest... Ale nie przesadzajmy, cycków to ona nie ma i nie ma co jej idealizować, bo takie opka, których Sakura jest "och, ach, ta figura, te kształty" jak dla mnie już się skończyły i stały się po prostu nudne (czyt. powielanie schematów). Natomiast jeśli chodzi o resztę... To jest zajebiście! Uwielbiam jej relacje z Uchihą, jej ciekawość, te wszystkie wady jakie w niej występują, a także zalety. "Prostaczka" idealnie ją definiuje. To samo tyczy się Uchihy: gbur, seksowny arogant... No lepiej bym tego nie ujęła! Sasuke od zawsze miał problem z wianuszkiem dziewczyn obok siebie i idealnie to przedstawiłaś. :>
    Tak sobie jeszcze przypomniałam. Wrócę jeszcze do... Itachi'ego. Kurde, sprawa jest poważna. Skoro nawet Sasori odpuścił. Ciekawi mnie też postać Juugo i reszty "Taki" (z mangi oczywiście XD). I polubiłam Suigetsu, chociaż tego typa nigdzie nie da się nie lubić. XDD

    Dobra, dość mojego pokręconego komentarza. Pisz! Pisz! Ja czekam. XDD
    Dużo weny!

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasame! Yay, dawno nie natrafiałam na ciebie, fakt! Muszę twoje historie odnaleźć, oo <3

      Plus, dzięki, wezmę wskazówki do siebie, tzn co do idealizowania postaci, chociaż - żadna wymówka - z tymi cyckami to głównie dlatego, że złożyłam komuś obietnicę, haha! <3 Ale dzieki i na pewno się zastosuję ;)

      Usuń
  5. Na sam początek powiem, że byłam pierwsza w czytaniu rozdziału! I pierwsza napisałam Ci komcia, który został usunięty przez moje problemy z internetem ;( A BYŁ TAKI DŁUGI! :( Ale nie bój nic, jeszcze kiedyś Ci taki napiszę!
    Niestety dziś tak szybko, net działa, a ja muszę się za naukę zabrać ;-;
    Rozdział cudo!
    Myślałam, że się pocałują! Ale w sumie dobrze, że do tego nie doszło. Nie chce, aby Sasuke całował Sakurę myśląc o swojej byłej, to okropne!
    Ale ja wiem, ^^ że Sasuke tylko sobie tak wmawia, że czuję coś do Sakury ze względu na swoją byłą, Linki wie wszystko! :D
    Jestem ciekawa, czy Saso pozwoli zabrać się nowej pracownicy za taką sprawę, ale wierzę, że Sakura wie co robi, jest za uparta by dać się łatwo spławić! :D
    Czekam z utęsknieniem na następny rozdział i pamiętaj, JA BYŁAM PIERWSZA! :D

    OdpowiedzUsuń