niedziela, 12 kwietnia 2015

#8 Bezuczuciowy potwór



   Piątek nastał tak szybko, że ledwo zdążyłam to spostrzec. Pomimo, iż obiecałam sobie, że nie odezwę się do Sasuke słowem, niemal cały czas próbowałam się z nim skontaktować. Bywałam w Rendanie kilka razy dziennie, pytałam o niego Naruto, nawet zdobyłam numer tego gbura. Niestety, nie odpowiadał ani na liczne telefony, ani na smsy. Zaszył się pod ziemię i chyba postanowił udawać, że mnie nie zna.
   Równie ciężko, co go znaleźć, było mi odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego w ogóle chcę to zrobić. Powtarzałam sobie, że powinnam go przeprosić za to, że w ogóle zapytałam o Ayę. Nie było to jednak głównym powodem. Nie przestawałam o nim myśleć, od kiedy Sasori zgodził się na to, żebym przejęła sprawę Itachiego. Nie był zadowolony i przez długi czas próbował wybić mi to z głowy, ale wreszcie się poddał. Obiecał, że załatwi mi spotkanie na przyszłą sobotę i dodał, że to ono ostatecznie zdecyduje o tym, czy będę dalej prowadziła ten precedens. Twierdził, że sama z tego zrezygnuję, ale absolutnie się z nim nie zgadzałam.
   Co do piątków - dlaczego akurat dziś trafił się ten, w który spotkanie ekipy-z-Rendanu nie mogło się odbyć? Z tego co słyszałam, wszyscy urządzali sobie schadzki - jak ta sprzed tygodnia - regularnie. Czasami jednak nie wychodziło i było to zależne od różnych czynników. O ile miałam nadzieję, że spotkam Uchihę właśnie dzisiaj, tak zgasła ona w chwili, w której Naruto opowiedział mi o tym, że klub został wynajęty na wieczór. 
   Tak czy siak, nie mogłam narzekać na nudę. Z pracy zabrały mnie dzisiaj cztery, niepowtarzalne dziewczyny. Okazało się, że Temari postanowiła rozpocząć przygotowania do ślubu. Gdy uświadomiła mnie, że wesele ma się odbyć 27 grudnia - a jak do tej pory nic nie zostało załatwione - dosłownie oniemiałam. Niestety, nie zrobiła sobie nic z naszych zamartwiań i uznała, że na sam początek musi wybrać sukienkę. My zostałyśmy obciążone tym, by jej pomóc.
   Dotarcie do sklepu nie zajęło zbyt dużo czasu, głównie dlatego, że Tenten była piratem drogowym. Byłam pewna, że gdyby tylko Neji domyślał się, co jego dziewczyna wyprawia z jego ukochanym mercedesem, nigdy więcej nie uraczyłby jej kluczykami. Jeśli chodzi o sam wybór odzienia, było z tym sporo kłopotu. Chociaż Sabaku uchodziła za najzimniejszą kobietę wszechczasów, najwyraźniej miała hopla na jednym punkcie: kochała wesela. Zamiast więc zdecydować się na jedną, ewentualnie dwie sukienki, wybrała ich pięć. Obecnie mierzyła trzecią w przebieralni, a my na nią czekałyśmy.
   - Pierwsza odpada - skwitowała Ino, krzyżując ręce pod piersiami. Mówiła to od samego początku. - Wygląda jak obrus.
   Tenten udała urażoną. To ona zaproponowała, by jej najlepsza przyjaciółka wzięła tamtą kieckę.
   - Ja nadal twierdzę, że trzecia jest najlepsza. Nawet nie będzie musiała mierzyć czwartej - stwierdziła żywiołowo Hinata.
   Również strasznie ekscytowała się ślubem. Gdy mówiła o czymkolwiek, co było z nim związane - kościele, kateringu, nawet mowie - na jej twarzy pojawiały się pokaźne wypieki. Uważałam, że byłaby piękną panną młodą. Szkoda, że trafiła na młotka w sprawach damsko-męskich.
   - Nudzę się - bąknęłam.
   Yamanaka skarciła mnie spojrzeniem.
   - Jaka, przykładna kobieta nudzi się na zakupach?
   - Nieprzykładna? - odpowiedziałam z sarkazmem.
   Tenten westchnęła, opierając łokcie o kontuar.
   - Wątpię, że uwiniemy się z tym szybko - rzuciła niechętnie. - Temari ma zajoba na punkcie ślubów.
   Ha! Punkt dla mnie.
   - Spokojnie, to ta sukienka. Hinata miała rację z tym, że trzecia się nada - stwierdziła.
   Cóż, jeśli Ino tak mówiła, oznaczało to, że to prawda. Nikt nie miał lepszego drygu do ubioru, wyglądu i przede wszystkim zakupów, niżeli ona. Poza tym, wiedziałam, że najlepiej zna Shikamaru. Sabaku w życiu by się do tego nie przyznała, ale niewątpliwie zależało jej na jego zdaniu. Miał w końcu zostać jej mężem, prawda? 
   Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Matko, ślub. Dwójka moich przyjaciół, dodatkowo - rówieśników, lada moment miała brać ślub. Byłam załamana swoim życiem uczuciowym, ale do teraz nie miało ono takiego znaczenia. Do teraz. Jedni mieli się zaobrączkować, Naruto spotykał się z Hinatą przeszło dwa lata, Ino - pomijając to coś między nią, a Kibą - spotykała się na studiach z kilkoma facetami, a Tenten i Neji byli szczęśliwi. Nawet gbur nad gbury, Uchiha Sasuke, już kogoś kochał. Ani myślałam zastanawiać się nad tym, jak wiele dziewczyn dodatkowo zaliczył. 
   Czy ze mną jest coś nie tak, czy co?
   Nigdy nie byłam w poważnym związku. Mało tego, ja jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu, co było kompletnie niespotykane. Dziewica, która skończyła dwadzieścia trzy lata. Już dawno temu obiecałam sobie, że poczekam. Nie chciałam być jak inne dziewczyny w moim wieku i próbowałam pokazać, że się szanuję. W liceum czekałam więc na tego jedynego, a na studiach całkowicie odpuściłam sobie facetów. Z nikim nie wdałam się w relację głębszą, niż całowanie czy niewinne obmacywanie. Zawsze miałam w głowie co innego; to sesję, to egzamin. Niestety, musiałam niemal cały czas siedzieć w książkach, by zdobyć takie oceny, jakie zdobyłam. Ino wybrała łatwiejszy kierunek, przez który ledwo się prześlizgnęła. Ja? Nie dość, że wybrałam najtrudniejszą z możliwych opcji - prawo - to jeszcze studiowałam je w Lidze Bluszczowej, w kraju, gdzie głównym językiem nie był mój ojczysty.
   Sasori miał rację. Zmarnowałam pięć lat życia.
   - I co myślicie?
   Otworzyłam oczy, gdy tylko usłyszałam głos Sabaku. Prezentowała się nam w kolejnej sukni. Tej, która rzekomo miała być tą właściwą. I nawet, jeśli strasznie chciałabym zaprzeczać słowom Ino i Hinaty - a nie miałam takiej potrzeby - nie mogłabym. Wyglądała tak, jakby kiecka została stworzona specjalnie dla niej. Nie miała ramiączek, od pasa w górę była obcisła i prosta, wykonana z tafty. Jeśli chodziło o dolną część, była rozkloszowana i ozdobiona sporą ilością falban. Obie połowy rozdzielał krwistoczerwony pasek, będący kwintesencją charakteru panny młodej.
   - Wyglądasz... - zaczęła Hinata.
   - OBŁĘDNIE! - wrzasnęła Tenten, zwracając na nas uwagę niemal wszystkich klientów.
   Normalnie miałabym ochotę ją trzepnąć, ale wyjątkowo rozumiałam jej entuzjazm.
   - Jeśli się w to ubierzesz, mogę zezwolić na to, by Shikamaru się z tobą ożenił - oznajmiła Ino, nie kryjąc zachwytu. - Jest idealna!
   Chwilę później poczułam wyczekujące spojrzenie blondynki na sobie. Zorientowałam się, że pozostałam już tylko ja i to moja ocena miała być tą kluczową. Wzięłam głęboki wdech, coby zbudować napięcie i szeroko się uśmiechnęłam.
   - Jeśli Shikamaru nie umrze z podziwu, to ja mu w tym pomogę - zapewniłam, puszczając w jej stronę perskie oko.
   Odetchnęła głęboko i oparła się o ścianę. 
   - O Boże - wycedziła. - Nienawidzę zakupów.
   Zerknęłam z wyższością na Ino, jednak ta bardzo szybko posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
   - Wreszcie ktoś, kto mnie wspiera - ucieszyłam się. - Płać i chodźmy stąd, bo jeśli ta urocza pani ochroniarz jeszcze raz na nas spoglądnie, to wyjdę z siebie.
   Wszystkie skomentowały to chichotem. Już wcześniej zauważyłyśmy, że uczepiła się naszej piątki jak rzep. Chodziła za nami krok w krok po całym sklepie, gdy wybierałyśmy sukienki, a potem umyślnie usiadła tuż przy przymierzalniach, byle mieć lepszy wgląd na sytuację. Może nie powinnam mieć jej tego za złe, bo to w końcu jej praca, ale był jeden problem: ten sklep miał wewnątrz tylko jednego ochroniarza. Ją.
    


***


   Wiedziałem, że nie mam szans na wymiganie się od wypadu na piwo już w momencie, w którym Uzumaki stanął w moich drzwiach. Nie, żebym był kompletnym outsiderem, ale kiedy w końcu zdarzył się piątek, podczas którego wieczorem nie miałem spotkać się z całą resztą w Rendanie, wymyśliłem sobie tysiąc innych rzeczy do roboty. Chciałem, przede wszystkim, skupić się bardziej na sprawie Itachiego. Nad ranem spotkałem się z Painem, od którego dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Przekazałem mu także, że wiem, gdzie jest Kakashi. Jeśli była na tym świecie osoba związana z prawem, której faktycznie ufałem, to był to właśnie sierżant Nagato. Gdy dowiedział się o moich planach spotkania z nim, nie był przesadnie zadowolony, ale jednocześnie nie próbował mnie krytykować. I dobrze - jego praca poszłaby na marne.
   Kolejną rzeczą, którą powinienem był się zająć, były interesy firmy. Od tygodnia omijałem ją szerokim łukiem, o czym świadczyły częste telefony moich doradców i Madary. Nie podobało mu się, że podchodzę do prowadzenia UC w tak lekceważący sposób. Problem w tym, że nie obchodziło mnie, co myślał ten prymityw. Nie zjawiałem się w siedzibie zbyt często dlatego, że starałem się go unikać. Jego węszenie sprawiało sporo problemów. Zdawałem sobie jednak sprawę, że jeśli będę unikał spotkań, mój stryj nabierze tylko większych podejrzeń.
   Jakie to pochrzanione.
   Miałem jeszcze jeden kłopot, którego nie potrafiłem rozwiązać. Problem różowowłosej potwory. Ona była problemem samym w sobie. Starałem się zastosować do tego, co sobie obiecałem. Przestałem się z nią kontaktować i szczerze liczyłem na to, że nie będę musiał zastanawiać się nad słowami Temari. Niestety, prostaczka nie potrafiła dać za wygraną. Szukała mnie w Rendanie, wypytywała o mnie Naruto i jeszcze wyłudziła od niego mój numer. Jakbym miał za mało kłopotów z samym jej wydzwanianiem, Uzumaki zaczął dopytywać się, co nas łączy.
   I nie chciał uwierzyć, że nic.
   Głównie z tego powodu znalazłem się tutaj, w barze. Gdy blondyn pojawił się w moim apartamencie, a ja odmówiłem wyjścia - ten zaczął drążyć temat Sakury. Chcąc go uniknąć, zdecydowałem się na całą tę męską wyprawę. I w sumie nie miałem czego żałować, nie było aż tak źle.
   - Nie mogę uwierzyć, że żenisz się za miesiąc - odezwał się Kiba.
   Nara uśmiechnął się z wyraźną wyższością i upił łyk piwa. Jeśli miałem być szczery, mi wcale nie było tak trudno w to uwierzyć. Może i Shikamaru to Shikamaru, może i miał kompletnie niedbałe podejście do wszystkiego i wszystkich, ale nie brał za żonę byle kogo. On i Temari byli swoimi przeciwieństwami do tego stopnia, że czyniło ich to idealnie dobranymi. Jak w bajkach o Ying i Yang. 
   - Też byś chciał, co? - prowokował go.
   Kiba spojrzał na niego, jak na największego żyjącego idiotę, a ten tytuł należał przecież do Naruto.
   - Co? Dobrowolnie stracić młodość? - upewnił się, wyciągając ręce na oparciu ławeczki. - Nie, dzięki.
   Chouji przerwał jedzenie steku, by włączyć się do rozmowy.
   - Nie bądź zazdrosny. Może masz jeszcze jakieś szanse na poślubienie miłości swojego życia.
   Auć. Pomimo, iż Akimichi nie powiedział niczego wprost, wszyscy domyślili się, o co chodzi. Albo raczej o kogo.
   - Wątpię. Ponoć Ino spotyka się z jakimś policjantem - wtrącił Naruto.
   Chyba jako jedyny nie przejął się tym, jakiego kalibru są te słowa. Wysuwałem konkluzje, że najpewniej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie był amantem, nie znał się na sprawach damsko-męskich ani trochę. Niemal całe życie zajęło mu zauważenie Hinaty, jednak trzeba było być naprawdę nierozgarniętym, by wspominać przy Inuzuce o jego byłej.
   - I dlaczego miałoby mnie to obchodzić? - zapytał spokojnie, choć mięśnie jego twarzy wyraźnie się napięły. Próbował udać niezainteresowanego, ale średnio mu to wychodziło. - Jeśli już miałbym myśleć o ślubie z kimkolwiek, to z Hanabi.
   Neji prychnął tak donośnie, że przyciągnął do siebie nasze spojrzenia. Wpatrywał się w Kibę dokładnie w ten sam sposób, w który on - chwilę temu - patrzył na Shikamaru.
   - Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że pozwolę ci ją poślubić.
   Byłem zażenowany tokiem tej rozmowy. Jak to się stało, że banda dorosłych mężczyzn wyszła na piwo i rozmawiała - olaboga - o kobietach? Może nie byłem ekspertem, ale zdawało mi się, że takie wyjścia miały na celu nas od nich odciągnąć. Sprawić, żeby ci idioci chociaż na chwilę zapomnieli o tym, jak to jest być pantoflarzem. I chociaż trochę mnie to irytowało, póki co, jedynym mężczyzną z tego grona, który był z kimś związany i nie stał się przez to pantoflem, był właśnie Inuzuka.
   - Dlaczego niby miałbyś mi nie pozwolić? - rzucił rozzłoszczony, choć obstawiałem, że jest to tylko niezły sposób na rozładowanie negatywnych emocji wywołanych słowami blondyna. - No błagam! Hinata jest z Naruto!
   - Hamuj, idioto - wtrącił się Uzumaki.
   Wydarł się tak głośno, że pozwoliłem sobie trzepnąć go w tył głowy.
   - Naruto przynajmniej jest nieźle usytuowany - wyjaśnił Hyuuga.
   - Cholera, Sasuke! - warknął, łapiąc się za obolałe miejsce i łypiąc na mnie groźnie. Szybko jednak wrócił spojrzeniem do swoich rozmówców. - Co to niby znaczy? Że pozwalasz jej ze mną być, bo mam kasę?
   Naprawdę miałem ich już dosyć.
   - Do czego wam potrzebne jego pozwolenie? - zapytałem ze zniecierpliwieniem.
   Shikamaru tylko leniwie kiwnął głową, ucieszony, że to nie on musiał natrudzić się mówieniem tego.
   Kiba jęknął przeciągle.
   - O czym my w ogóle rozmawiamy? Nie mam zamiaru się żenić - oburzył się, dopijając swój kufel do końca. - Przyszedłem tutaj w celu zrelaksowania, a nie żeby gadać o bzdurach.
   - Sam zacząłeś temat - spostrzegł Neji.
   Dobrze, że przynajmniej już go zakończył.
   - Jesteś pewny, że Konohamaru poradzi sobie dzisiaj sam? - zwróciłem się do Uzumakiego.
   Ten westchnął ze znudzeniem.
   - Nie oszukujmy się, praktycznie w każdy piątek radzi sobie sam. My, po wypiciu kilku piw, nie zajmujemy się klubem do końca trzeźwo - zauważył. - Poza tym, ma Hanabi. Nie ma szans, żeby ona nie dała sobie rady.
   To wystarczająco mnie przekonało. O ile miałem pewne watpliwości co do tego, czy młodsza wersja Naruto na pewno da sobie radę, tak nie miałem takich obaw co do Hanabi. Ona zawsze rzeczowo patrzyła na sytuację i nie pozwalała nikomu sobą dyrygować. Ot, chociaż Konohamaru był managerem, ona była jego prawą ręką.
   - Niech będzie - zezwoliłem.
   Nara wraz z resztą przysłuchiwał się naszej rozmowie, ale w pewnym momencie się obudził.
   - Znowu tam idziecie? 
   Zamiast mu odpowiedzieć, posłałem Naruto porozumiewawcze spojrzenie. Oboje znaliśmy ich zdanie na ten temat, ale nie do końca się tym przejmowaliśmy. Zresztą, prawda była taka, że Shikamaru sam kiedyś wybierał się na podobne wyjścia razem z nami. Przystopował, bo bał się Temari.
   - To jakiś problem? - wyręczył mnie blondyn, łypiąc zuchwale na lenia. - Nikt nie każe ci iść z nami.
   Kiba, który już wstawał od stołu, by zamówić sobie kolejne piwo, gwałtownie się zatrzymał. Niemal od razu obdarzył mnie pełnym gniewu spojrzeniem, ignorując całą resztę.
   - Dlaczego nic o tym nie wiem?
   - Bo ci nie powiedziałem - odparłem luźno.
   Nie zrobiłem tego specjalnie, zwyczajnie wypadło mi z głowy - ale jeśli miałem kolejną okazję, by go podenerwować, czemu nie?
   - O ile jestem w stanie zrozumieć Sasuke, tak nie mogę pojąć waszego ryzyka - odezwał się Neji, patrząc w kierunku duetu związanego z siostrami Hyuuga. - Przecież one w końcu to zauważą.
   Kiba machnął niedbale ręką.
   - To możesz zostawić nam - stwierdził, unosząc wargi w kapryśnym uśmiechu. - Uchiha, jadę z wami.
   Świetnie, zamiast jednego dziecka do niańczenia, dostałem dwójkę. Mimo wszystko nie byłem jakoś przesadnie zły - jeśli w końcu mieliśmy zobaczyć się w trójkę, mogłem śmiało zaznajomić ich z nowymi szczegółami w sprawie Itachiego.
   - Jesteście debilami - ocenił Shikamaru. - W przypadku Naruto to żadna nowość, ale wy? Dajecie sobie obijać gęby i nic z tego nie macie.
   Prychnąłem.
   - Nie porównuj nas ze sobą. To my obijamy gęby - sprecyzowałem, zaciskając dłoń w pięść. Prawda była taka, że był to doskonały sposób na uwolnienie testosteronu. Mało tego, dzięki tym ustawkom spotykałem się z ludźmi z niższych sfer społecznych, którzy często posiadali istotne informacje i podawali je jak na tacy, byleby nie oberwać bardziej. - I mamy z tego więcej, niż ci się wydaje.
   Kiba szturchnął mnie w ramię, wyczuwając, że za bardzo się irytuję. Nie oznaczało to jednak, że z czymkolwiek bym się wygadał. Dwójka moich najlepszych przyjaciół zapominała o jednej rzeczy; oni wiedzieli o całej sprawie, ale ja nią żyłem.
   - Nazwij mnie debilem jeszcze raz, a to tobie obiję gębę - warknął wreszcie blondyn.
   Shikamaru uniósł dłonie do góry, w prześmiewczym geście wzywania pomocy od Boga, jednak już nic nie odpowiedział. Najwidoczniej zdał sobie sprawę, że próba tłumaczenia nam czegokolwiek jest bezcelowa. Nie wiedziałem z kolei, dlaczego aż tak to przeżywa. Bądź co bądź, nie robiliśmy tego aż tak często.

***





   Wszystko zmówiło się przeciwko mnie. Od kilku dni planowałam odwiedzić pewną osobę, ale zawsze udawało mi się znaleźć wymówkę, bym nie musiała tego robić. Do dzisiaj. Jak to się stało, że nie miałam kompletnie nic do roboty w piątkowy wieczór? Było sto innych rzeczy, które wolałabym teraz robić. Jak się jednak okazało, Ino wyruszyła na randkę z jakimś tajemniczym policjantem, Naruto wybrał się gdzieś z Kibą, wszystkie dziewczyny nadal ustalały szczegóły ślubu Temari - czego ja za wszelką cenę chciałam uniknąć - i nawet Chouji miał dzisiaj urwanie głowy w restauracji. Wyglądało więc na to, że los sam pchał mnie do tego, bym wreszcie zrobiła to, co planowałam od dawna. 
   Chociaż za wszelką cenę starałam się trzymać gardę, nawet taksówkarz, wysadzając mnie na tej ulicy, zapytał, czy jestem tego pewna. Nie byłam, ale głupio oddawałam się pracy. Moim oczom ukazał się napis ,,Victrola", a przed drzwiami, na moje szczęście, stali ci sami ochroniarze, którzy widzieli mnie tutaj z Sasuke. On, z tego co pamiętałam, był tutaj jakąś niezłą szychą. Śmieszne.
   Moim głównym celem było spotkanie z Yuugo i wypytanie go o Itachiego. Wolałam zrobić to przed odwiedzinami, które zbliżały się wielkimi krokami. Lepiej, żebym wiedziała wcześniej, czego mogę się po nim spodziewać. Z jakichś względów Sasori strasznie unikał jego tematu - tak, jakby wyjątkowo zależało mu na tym, bym nie brała tej sprawy. 
   Tylko, kogo ja próbowałam oszukać? Może i zamierzałam przede wszystkim spotkać się z Yuugo, ale gdzieś w głębi serca miałam także złudną nadzieję, że spotkam Uchihę. Naprawdę nie czułam się dobrze, gdy za wszelką cenę starał się mnie ignorować. Może gdybym nie miała natury natręta byłoby prościej, ale nie mogłam zwyczajnie udawać, że nic się wtedy nie stało. Chciałam go zrozumieć. 
   Nawet, jeśli on tego nie chciał.
   Wzięłam ostatni, głęboki wdech i odważnie ruszyłam w stronę wejścia. Nie było tam nikogo oprócz osiłków, którzy przerwali zawziętą dyskusję od razu, gdy mnie zobaczyli. Nie zwykłam chodzić w takie miejsca, dlatego miałam spory problem z doborem stroju. Ot, chciałam jak najbardziej wmieszać się w tłum i nie przyciągać uwagi. Dlatego - idąc za radami Ino - zdecydowałam się na obcisłą, białą bokserkę z pokaźnym dekoltem i rozkloszowaną, skórzaną spódnicę, która przyzwoicie wyeksponowała moją talię. Do wszystkiego dobrałam kruczoczarne szpilki na platformie, których wysokość szacowałam na jakieś piętnaście centymetrów. Moja miłość do chodzenia w wysokich butach okazywała się być zaletą właśnie w takich sytuacjach - gdy potrafiłam swobodnie się na nich poruszać, zamiast przypominać pokrakę. Włosy i twarz oddałam w pełni swojej prywatnej kosmetyczce-współlokatorce. Po tym, jak delikatnie skubnęła moje oczy eyelinerem i tuszem do rzęs, a na policzki nałożyła odrobinę różu, wzięła się za włosy. Ponarzekała, że są w tragicznym stanie, a później - zamieniając powykrzywiane w każdą stronę kosmyki na delikatne fale - walnęła mi kazanie o tym, jak ostrożna powinnam być w takim miejscu, jak Victrola.
   - Proszę, proszę - odezwał się ten jasnowłosy. Zauważyłam, że nie znając ich imion, podzieliłam ich sobie na blondyna i bruneta. - Czy to nie jest przypadkiem nowa dziewczyna naszego Sasuke?
   Powstrzymałam się od wywrócenia oczami na słowo ,,naszego". Nadal nie pogodziłam się z faktem, że jeden z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich spotkałam i jednocześnie współwłaściciel Rendanu bywał w klubach ze striptizem. Może i był gburem, ale na jedno kiwnięcie miał każdą kobietę i jednocześnie nie musiał za to płacić. Po co więc tutaj przychodził?
   - Szkoda, ale tak - odparł ten drugi.
   Dopiero teraz spostrzegłam, że oboje przyglądają mi się tak, jakbym była zwierzyną. Niewyżyci myśliwi od siedmiu boleści. Pracujący w zapyziałym klubie nocnym.
   - Przyszłam zobaczyć się z Yuugo - poinformowałam bez zbędnego wstępu, twardo się w nich wpatrując.
   Matko, tak naprawdę nogi się pode mną uginały. To miejsce nawet aurę miało okropnie mroczną.
   - Z Yuugo? - powtórzył brunet, unosząc brwi. - Nie wiedziałem, że Sasuke już cię z nimi zapoznał.
   Obstawiałam, że mówiąc ,,nimi", miał na myśli także Karin i Suigetsu. Gdybym stała przed normalnym klubem i rozmawiała ze zwykłymi ochroniarzami, najpewniej odpowiedziałabym grzeczniej. Zdecydowałam się jednak na to, by bardziej upodobnić się do aroganta. Jego zachowanie uważali tu najpewniej za normalne.
   - Niby dlaczego miałbyś wiedzieć? - odparłam niewinnie, podpierając biodro ręką, by wyjść na bardziej pewną siebie. - Chętnie bym z wami pogadała, ale nie mam czasu.
   Brunet, zdający się być tym inteligentniejszym, nadal podejrzliwie się we mnie wpatrywał.
   - Dlaczego nie przyszłaś z Sasuke?
   Dobre pytanie. Ponieważ po pierwszym spotkaniu poczułam się na tyle pewnie, że postanowiłam odwiedzić was sama?
   - Nie miał czasu - skłamałam.
   Mina mojego rozmówcy się nie zmieniła, jednak jego jasnowłosy kolega skrzywił się tak, jak na tępaka przystało.
   - Ale przecież...
   Nie zdążył dokończyć, bo tamten go szturchnął. Zaraz potem uśmiechnął się tak subtelnie, jak subtelny wydawał się słoń przy koniku polnym.
   - Zapraszamy.
   Nie byłam przekonana co do nagłej zmiany w jego sposobie zachowania, aczkolwiek nie zamierzałam tracić ani chwili. Ich obecność wprawiała mnie w jeszcze większe przerażenie, niż sam klub. Dlatego też przekroczyłam próg, przeszłam przez ciemny korytarz, którym tamtym razem prowadził mnie Sasuke i zaraz znalazłam się w olbrzymiej sali, pełnej pięknych, tańczących kobiet i różnego rodzaju mężczyzn.
   W porządku. Teraz musiałam tylko znaleźć drogę do pamiętnego pomieszczenia.
   Gdy szłam przez parkiet, co rusz ocierali się o mnie spoceni mężczyźni, licząc na coś znacznie poważniejszego niż taniec. Starałam się ignorować ich zachowanie i śmiało szłam dalej - przynajmniej, dopóki nie znalazłam się w znajomym korytarzu. Kiedy prowadził mnie nim Sasuke, nie widziałam nic poza naszymi złączonymi dłońmi i drzwiami od pokoju, w którym spotkaliśmy się z resztą. Oprowadzanie Suigetsu skończyło się z kolei na barze, tak więc - stojąc teraz w podłużnym przejściu - widziałam chyba z dziesięć par identycznych drzwi. Mało tego, krzątało się tu mnóstwo bezwstydnych par i nieciekawych typków.
   Uznając, że za późno na odwrót, skręciłam w prawo. Mijałam kolejne progi, a zza ścian dochodziły albo różnego rodzaju jęki, albo - co wprawiało mnie w oszołomienie - krzyki. Tyle, że tym razem nie były to reakcje na przyjemność, wręcz przeciwnie. Przez to wszystko zapomniałam również o tym, by trzymać rezon. 
   - Szukasz czegoś, ślicznotko?
   Błyskawicznie się odwróciłam i od razu dostrzegłam parę brązowych, przeszywających oczu, nie więcej niż dziesięć centymetrów przede mną. Nie przywodziły mi na myśl niczego dobrego. To samo tyczyło się ich właściciela - średniego wzrostu, umięśnionego mężczyzny z tatuażami i kpiarskim uśmiechem przywiązanym do twarzy. W pierwszym odruchu chciałam się ulotnić, ale równie szybko uznałam to za głupotę. Nie miałam wyjścia, musiałam udawać.
   - Tak - odparłam stanowczo, wysilając się na ostrożny uśmiech. - Przyszłam do Yuugo.
   Uniósł brwi, przyglądając mi się z dystansem. Oczekiwał chyba jakichkolwiek oznak zdenerwowania i - co gorsza - najwidoczniej je dostał, bo wreszcie prychnął donośnie i skrzyżował ręce na piersi.
   - Do Yuugo? Czyżby? - zadrwił, łapiąc mnie za przedramię i gwałtownie do siebie przyciągając. Cholera. - Bierzesz mnie za idiotę? Pałętasz się tutaj z miną nierozgarniętego bachora, nie wiesz do których drzwi zapukać i sądzisz, że uwierzę, że znasz Yuugo?
   Kurwa. Niedobrze. Ściskał moją rękę na tyle mocno, że ból przeszywał niemal całe moje ciało. Próba ucieczki wydawała się bezsensowna, została mi... improwizacja?
   - Znam - powtórzyłam, próbując się wyrwać, ale bezskutecznie. Twardo spojrzałam prosto w jego cięte oczy. - Nie stąd, ale wiem, że mogę go tutaj znaleźć - skłamałam.
   Nawet nie wiedziałam, czy faktycznie często tutaj bywał. To ponoć Sasuke był stałym klientem, a i jego nie mogłam przywołać. Tym bardziej by mi nie uwierzyli.
   - Masz za dużo informacji - ocenił, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do mojej. Nie mogłam pojąć tego, że to przedstawienie kompletnie nie zainteresowało żadnej z obecnych tu osób. Co to było za miejsce? - Ale jesteś ładna. Możemy załatwić to przyjemnie - stwierdził, zjeżdżając dłonią po mojej tali. 
   Zadrżałam zarówno ze złości, jak i strachu, gdy zaczął wpychać rękę pod moją spódnicę.
   - Co ty robisz? - wypaliłam, próbując się odsunąć.
   Uśmiechnął się tak bezczelnie, że przestałam mieć kłopot ze zrozumieniem. Pochylił się wolno nad moim uchem.
   - Będziesz grzeczna, pójdziesz ze mną i zapomnę, że cię tu widziałem - wyszeptał, a ja poczułam względem niego jeszcze większe obrzydzenie. - Jeśli będziesz się opierać, przestanę być miły.
   On chyba zwariował. Gdy tylko odchylił głowę i odnalazł spojrzeniem moje tęczówki, przestałam drżeć ze strachu. Teraz to złość rozpłynęła się po całym moim ciele niczym wirus. Na powrót stałam się twarda.
   - Pierdol się - warknęłam, po czym odnalazłam kolanem miejsce między jego nogami.
   Gdy zaskoczony i poszkodowany gnom zgiął się wpół z bólu, spróbowałam się wyrwać. Byłam pewna, że mi się to uda, jednak w ostatniej chwili złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
   - Doigrałaś się, suko - wysyczał, a zaraz potem wciągnął mnie do jednego z pomieszczeń.
Wszystko działo się tak szybko, że ledwie rejestrowałam zdarzenia. Pomieszczenie było niemalże puste, z wyjątkiem materaca w jednym kącie pokoju i zawalonego papierzyskami biurka w drugim. Oprawca zatrzasnął za nami drzwi, a zaraz potem brutalnie pchnął mnie na ścianę. Poza bólem, który rozszedł się po moich plecach z prędkością światła, czułam także strach. Ogromny, nieokiełznany strach.
   Spojrzał na mnie tak, jakbym była... najseksowniejszym śmieciem na tej planecie. To chyba najlepiej określało lawinę pożądania i nienawiści, jaką zdążyłam odnaleźć w jego oczach. Zaraz potem przygwoździł mnie do ściany własnym ciałem, uniemożliwiając ucieczkę. Pomimo, że próbowałam wyrwać się ze wszystkich sił, nie miałam szans z kimś, kto był dwukrotnie większy.
   - Sama tego chciałaś - warknął, po czym zaczął wpychać dłoń pomiędzy moje nogi. Starał się je rozchylić, choć póki co mu na to nie pozwalałam. - Chciałem być sympatyczny, pamiętasz?
   - Zostaw mnie! - wrzasnęłam, cały czas kręcąc głową, by nie udało mu się zbliżać ust do mojej twarzy. - Odwal się, słyszysz?! Pieprz się, kurwa!
   To było jak... przyśpieszony film. Gnom odsunął się ode mnie tak gwałtownie, że w pierwszej chwili pomyślałam, iż moje usilne starania by go odepchnąć się na coś zdały. Bardzo szybko jednak zrozumiałam, że to nie ja byłam powodem. Mój oprawca wylądował na przeciwległej ścianie, a przed nim stał Sasuke. Właściwie, nie stał - on obdarzał go taką ilością ciosów, której nie powstydziłby się najlepszy bokser. Byłam tym wszystkim tak zszokowana, że nie mogłam ruszyć się z miejsca.
   - Nie wiedziałem, że jest stąd, przysięgam! - krzyczał mężczyzna, który teraz wydawał mi się bardziej bezbronnym kotkiem, niżeli silnym bandytą. - Nie mówiła, że cię zna, Sasuke! Powiedz mu, kurwa!
   Słyszałam jego głos, ale byłam w jakimś transie. Przyglądałam się Sasuke - Sasuke, który w żadnym wypadku nie przypominał tego Uchihy, którego poznałam. Na jego twarzy dostrzegłam jedynie czystą nienawiść, z oczu z kolei biła chęć mordu. Nie brał do siebie słów swojej ofiary, nie wspominając o tym, by przejmował się moim istnieniem. On naprawdę... nie żartował. Nie potrafił przestać.
   W pewnym momencie kopnął gnoma w brzuch kolanem, tak mocno, że ten nie tylko zgiął się w pół, ale plunął krwią. Zaraz potem arogant ponownie rzucił nim o ścianę, nie pokazując żadnej litości. Dopiero wtedy zdołałam wrócić do świata żywych, choć cały mój zastój w rzeczywistym świecie trwał może kilkanaście sekund. Ten gość już tracił przytomność.
   - Sasuke, przestań! - krzyknęłam, ale mnie nie posłuchał. Nie mogłam dłużej stać i patrzeć, jak go okłada. - Przestań!
   Chwiejnie ruszyłam w jego kierunku i nim zdążył oddać następny cios, złapałam go za ramię. 
   - Zostaw mnie! - ryknął, odsuwając się od mojej dłoni.
   Nie zamierzałam.
   - Sasuke, zabijesz go - wycedziłam, tym razem stając tuż przed mężczyzną, by odgrodzić go od gnoma. W jego oczach nadal widziałam tylko chęć mordu, ale zatrzymał rękę. - Przestań, proszę...
   Mój oprawca wykorzystał sytuację niemal od razu. Uciekł w popłochu niczym najgorszy tchórz, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane dźwięki. 
   Nie przejmowałam się tym zbytnio. Całą swoją uwagę skupiłam na mężczyźnie, który nadal przyglądał mi się z obrzydzeniem, próbując unormować oddech. Z wargi ciekła mu krew, chociaż byłam niemalże pewna, że tamten nawet go nie dotknął. On... mnie uratował. Tym razem zobił to na poważnie. Może powinnam pluć sobie za to w twarz, bo był to tylko kolejny dług do spłacenia, ale czułam ulgę. 
    Powoli wyciągnęłam do niego rękę, chcąc sprawdzić, czy się uspokoił.
   - Sasuke...
   Nie dał mi dokończyć. Odepchnął mnie ze złością, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi.
   - Zejdź mi z oczu - wysyczał z taką nienawiścią, że moje serce prawie stanęło.
   Nie mogłam. Jak niby miałabym zejść z oczu komuś, kto został moim bohaterem? Nie miałam pojęcia, co tutaj robił, ani skąd wiedział o tym, że gnom wciągnął mnie właśnie do tego pomieszczenia. Nie wiedziałam niczego, poza tym, że nie mogę pozwolić mu odejść. Nie chciałam, żeby odchodził. Dlatego też, niewiele myśląc, złapałam go za nadgarstek jeszcze zanim zdążył nacisnąć klamkę.
   - Poczekaj - zażądałam. - Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.
   Prychnął. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, ale to prychnięcie znacznie różniło się od poprzednich - było chłodne i pozbawione emocji. Tak samo jak jego tęczówki, które zobaczyłam, gdy się odwrócił.
   - Odwdzięczyć mi się? - powtórzył, uśmiechając się bez cienia wesołości. - Niech będzie.
   Nie podobał mi się jego ton. Nie podobało mi się również to, jak wyglądał, gdy ponownie kierował się w moją stronę. Po omacku odnalazł moje przedramię, po czym mocno mnie do siebie przyciągnął. Nie potrafiłam odgadnąć jego zamiarów. Wyglądał w tej chwili tak, jakby był niezrównoważony psychicznie. Tylko się w tym upewniłam, gdy brutalnie mnie podniósł i usadził na biurku.
   - Co ty ro...
   Zatkał mi usta dłonią, jeszcze zanim zdążyłam skończyć. Gwałtownym ruchem rozchylił moje nogi, po czym pochylił się nad moją szyją. Zaczął obdarzać ją zbyt namiętnymi pocałunkami jeszcze, zanim odważył się włożyć dłoń pod materiał spódnicy.
   - Sasuke, przestań, stop - warknęłam, odpychając go od siebie. Było znacznie łatwiej niż z opryszkiem, bo się nie przeciwstawiał. - Co ty robisz? 
   Przyglądałam się mu nieco zlękniona, tym razem odnajdując w czarnych tęczówkach gniew. Gniew, który był niemal tak silny, jak ten przed chwilą.
   - Co ja robię? - powtórzył jadowicie, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty. - Odwdzięczasz mi się. Nie tego chciałaś?
   Nie przypominał Sasuke, którego poznałam. Ani trochę. Szybko omiotłam spojrzeniem jego strój, dopiero teraz dostrzegając, że ma na sobie koszulkę bez rękawów i przetarte jeansy. Wiedziałam, że ma niesamowitą muskulaturę i chociaż nie powinnam była zachwycać się tym w takim momencie, nie mogłam się powstrzymać.
   - Nie w taki sposób, ja...
   Wyśmiał mnie. Tak po prostu. 
   - Nie pogrążaj się, Sakura - polecił, ponownie zbliżając swoją twarz do mojej. Zadrżałam, czując, że jego usta znajdują się zaledwie centymetr od moich. - Dlatego właśnie pożerasz mnie wzrokiem?
   Odrobinę się zawstydziłam, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, próbując zachować między nami jakiś dystans.
   - O co ci chodzi?
   Jego oczy nadal były przepełnione gniewem, ale tym razem się odsunął. Patrzył na mnie z emocjami, których już nie byłam w stanie zdefiniować.
   - O co mi chodzi? - powtórzył z ironią, zaciskając dłonie w pięści. - Co ty tutaj robisz, do cholery? Masz pojęcie, co by się stało, gdyby mi nie powiedzieli? Gdybym nie przyszedł na czas?
   Domyślałam się, że to zasługa osiłków. Na chwilę uciekłam spojrzeniem, coby zachować chociaż trochę pokory.
   - Dziękuję - wyszeptałam.
   - Gdzieś mam twoje podziękowania - warknął bestialsko. - Dlaczego nie potrafisz się ode mnie odpieprzyć? Ciągłe telefony, wypytywanie o mnie znajomych, a teraz to!
   To nie do końca było tak, jak myślał. Niestety, niemal natychmiast włączyła mi się funkcja obronna.
   - Nie przyszłam do ciebie, tylko do Yuugo - wyjaśniłam krótko.
   Parsknął.
   - Do Yuugo? Gościa, którego widziałaś tylko raz? I niby czego możesz od niego chcieć?
   Nadymałam policzki. Jego drwiący ton powoli zaczynał mnie denerwować.
   - Nie twój interes - odpyskowałam.
   Nie było to chyba najlepsze posunięcie. Zmiażdżył mnie spojrzeniem, a zaraz potem cofnął się o kilka kroków. Jeśli chciałam zirytować go jeszcze bardziej, to mogłam sobie pogratulować. W tej chwili byłam chyba jego wrogiem numer jeden, choć nie do końca wiedziałam, czym sobie na to zasłużyłam.
   - Wynoś się stąd - rozkazał, po czym ruszył do drzwi.
   Zacisnęłam dłoń na kancie biurka. Nie, nie tym razem. Od kiedy pamiętałam, każde nasze spotkanie kończyło się tym, że oglądałam jego plecy. Nigdy nie doprowadził rozmowy do końca i zawsze uciekał, gdy zaczynało robić się niewygodnie. Nie miałam zamiaru dłużej pozwalać na to, by mnie ratował, a później traktował jak gada.
   - Nie - odpowiedziałam, nim zdążył otworzyć drzwi.
   Zatrzymał się i przez chwilę próbował chyba przyswoić sobie moje słowa do wiadomości. Wiedziałam, że igram z ogniem, ale jednocześnie wątpiłam, że mógłby mnie skrzywdzić. Nawet, jeśli moja intuicja by się myliła, to ufałam intuicji Naruto. Na powrót się odwrócił i od razu skonfrontowałam się z nim spojrzeniem. Był zaskoczony, ale jednocześnie wściekł się jeszcze bardziej. Tak przynajmniej przypuszczałam.
   - Co ty powiedziałaś?
   Jego głos wskazywał na to, że moje przypuszczenia były słuszne. Stracił cierpliwość. Ponownie do mnie podszedł, choć robił to piekielnie niechętnie. Cóż, bywałam uparta.
   - Powiedziałam, że się stąd nie wyniosę. Przynajmniej, dopóki nie porozmawiamy - oznajmiłam twardo.
   Skrzywił się, jednak zacisnął szczękę i nie wywołał kolejnej awantury.
   - Ile razy mam ci powtórzyć, że nie mamy o czym rozmawiać?
   Mówił tak, jakbym była dzieckiem. Poczułam się trochę jak Naruto.
   - Dlaczego jesteś taki wściekły?
   Zbiłam go tym pytaniem z pantałyku.
   - Kpisz sobie ze mnie? - zapytał z niedowierzaniem.
   Pokręciłam przecząco głową. Zamiast odpowiedzieć od razu, powędrowałam dłonią do jego twarzy. Początkowo ją odsunął, jakby się czegoś bał, ale ostatecznie pozwolił mi się dotknąć. Delikatnie przejechałam palcem po jego podbródku, jednocześnie usuwając z niego krew. Został zraniony przeze mnie. Tylko...
   - Próbuję zrozumieć, co cię tak rozjuszyło - odpowiedziałam w końcu, nie odrywając dłoni od jego skóry. - Nie musiałeś tego robić. Nie obchodzę cię - zauważyłam, choć włożyłam w to odrobinę ironii.
   Jego spojrzenie nadal było nieustępliwe, ale jednocześnie odrobinę złagodniało. Przymknął powieki by nieco się uspokoić i złapał dłoń, którą dotąd trzymałam na jego policzku. Ku mojemu zaskoczeniu, nie odtrącił jej.
   - Co mam ci powiedzieć?
   Zmrużyłam oczy i przełknęłam ślinę, zanim odważyłam się konytnuować.
   - Dlaczego - wydusiłam wreszcie. - Tylko mi nie mów, że przez to, że kogoś ci przypominam.
   To jasne, że miałam na myśli Ayę, ale jej imię nie przeszłoby mi przez gardło. Sasuke zdołał jednak ponownie mnie poruszyć - uniósł kąciki ust w uśmiechu, którego nie potrafiłam rozszyfrować i na powrót pokazał hebanowe tęczówki światu.
   - Czemu nie możesz po prostu dać sobie spokoju, co? - zapytał luźno.
   Wzruszyłam ramionami. Sama nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
   - Nie wiem - przyznałam.
   Westchnął cicho. Powoli zdjął swoją dłoń z mojej twarzy, próbując uniknąć konfrontacji spojrzeń. Przygryzłam delikatnie wargę, nie mając pojęcia, co chce zrobić. Był bardziej nieprzewidywalny, niż książki Stephana Kinga. Odwrócił głowę w kierunku wyjścia i byłam pewna, że zamierza uciec, a na to nie mogłam pozwolić.
   - Sasu...
   Nie dokończyłam. W mgnieniu oka powrócił spojrzeniem do mojej osoby, żeby bezceremonialnie objąć moją talię i mnie pocałować. Tak po prostu. Nim zdołałam to pojąć, jego pełne usta już napierały na moje i co zabawniejsze, moje wargi już im odpowiadały. To było jak odruch bezwarunkowy. Zarzuciłam ręce na kark mężczyzny, co było wyraźnym pozwoleniem na to, by pogłębił pieszczotę. Zrobił to. Łapczywie wodził dłońmi po moim ciele, a jednocześnie zaczął torować sobie językiem drogę do wnętrza. Nie protestowałam - wpuściłam go, a zaraz potem nasze języki się ze sobą skontrastowały. Nigdy nie czułam się tak dobrze, jak w tej chwili. Jakby było to jedyne miejsce, w którym winnam być, pomimo tego, co stało się wcześniej. Bliskość Sasuke mi odpowiadała i jak bardzo nie próbowałby mnie od siebie odepchnąć, wiedziałam, że ja również nie jestem mu do końca obojętna.
   Mocniej objęłam go nogami w pasie, a ten zaprzestał pieszczoty. Odnalazł tęczówkami moje spojrzenie, choć z jego nadal nie potrafiłam nic odgadnąć. Nic, poza niezaprzeczalnym pożądaniem, które ogarnęło nas oboje. Sasuke zjechał ustami niżej, obdarzając pocałunkami moją szyję. Jeszcze dzisiaj myślałam o tym, że nie jestem do końca normalna. Zastanawiałam się, czy istnieje ,,ten jedyny". I nawet, jeśli on wcale nim nie był, ba! Nie był nawet bliski ideałowi, to byłam gotowa na to, by stracić dla niego głowę. Na jedną noc. 
   - Sasuke - wyszeptałam, starając się unormować oddech. Nie przestał wodzić ustami po mojej skórze, co niemal doprowadzało mnie do obłędu. - Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć.
   Bo jakiś głos z tyłu głowy podpowiadał mi, że powinnam to zrobić. 
   Niechętnie przerwał dotychczasową czynność, wracając płomiennymi tęczówkami do mojego spojrzenia. Jak głupia byłam, by chcieć się oddać arogantowi, którego znałam zaledwie tydzień? Odpowiedź: bardzo głupia. I bardzo zauroczona.
   - Posłuchaj, ja... to znaczy... - mąciłam, nie mogąc zebrać się do kupy. Wpatrywał się we mnie jak w obłąkaną. - Ja jeszcze nigdy...
   Pojął to. Zdążyłam dostrzec to w jego oczach, w których - tym razem - nie udało mu się ukryć olbrzymiego szoku. Nie, żeby mnie to w jakiś sposób krępowało. Co jednak było znacznie gorsze, szok dość szybko zamienił się w głębokie wzburzenie. Odskoczył ode mnie tak, jakbym miała wywołać oparzenie trzeciego stopnia.
   Byłam mistrzynią w niszczeniu sprzyjających sytuacji.
   - Nabijasz się ze mnie? - wypalił, wyraźnie czekając na to, aż potwierdzę te słowa. Nie dostał tego, czego chciał. - Z nikim?
   Kiwnęłam głową.
   - Tak wyszło - rzuciłam.
   Jeśli kiedyś mówiłam, że ciężko jest zrozumieć facetów, to powinnam ich przeprosić. Sasuke należał do kompletnie innej generacji i załapanie, o co mu chodzi, było niemożliwe.
   - I mówisz mi to dopiero teraz? Zwariowałaś?
   Nabzdyczyłam się.
   - Lepiej późno, niż wcale, prawda? Zresztą, czy to ma aż takie znaczenie?
   Nie powinnam z nim igrać.
   - Jeszcze chwila i bym cię zaliczył - zagrzmiał, kładąc dłonie na blacie biurka, po moich obu stronach. - Droga Matko Tereso, oddałabyś dziewictwo komuś, kto tylko by cię wykorzystał.
   Najsubtelniejszy człowiek świata, nie ma co.
   - Dlatego mnie pocałowałeś? - zapytałam, przeczesując rozwichrzone włosy dłonią. - Tylko dlatego, że chciałeś mnie zaliczyć?
   Prychnął. 
   - Zrobiłem to, bo musiałem coś sprawdzić - odparł ostro.
   Byłam szalenie ciekawa, co takiego dzięki temu sprawdził. W głowie nadal kotłowało mi się pewne imię, ale całe to moje podobieństwo z Ayą zaczynało rodzić tylko kolejne problemy.
   - Sprawdziłeś?
   Uśmiechnął się podle.
   - Owszem - przyznał. - Jeszcze żadna dziewczyna, z którą się całowałem, nie robiła tego tak nieumiejętnie, a to przecież całkiem pokaźne grono.
   Poczułam do niego klasyczny przypływ nienawiści. Na krótką chwilę prawie zapomniałam o tym, że jest takim arogantem. Zapomniałam o tym, jak cholernie go nie cierpię.
   - W to nie wątpię - skwitowałam, zsuwając się z blatu. Nie cofnął się nawet o centymetr, w związku czym tylko zmniejszyłam odległość między naszymi ciałami. - Masz trochę racji. Gdybym nie zdążyła ci powiedzieć, już po pierwszym razie skończyłabym z jakąś chorobą weneryczną.
   Sprowokowałam go. Powoli pochylił się nad moim uchem, odgarniając za nie kosmyk włosów. Przez dłuższą chwilę drażnił moją skórę gorącym oddechem, jednocześnie mnie pobudzając. Cholerny Uchiha. Doskonale wiedział, jak na mnie działa.
   - Gdybyś mi nie powiedziała, to przynajmniej ktoś by cię w końcu wziął - wychrypiał oschle. - Jak dotąd najwidoczniej nie było chętnych.
   Przekroczył granicę. Byłam dość zawstydzona, jeśli chodziło o moje dotychczasowe relacje damsko-męskie, a raczej ich brak. Nawet, jeśli sama doprowadzałam do tego, by nie miały racji bytu. Gdy jednak usłyszałam takie słowa akurat z ust aroganta, krew natychmiast zaczęła we mnie buzować. Odchylił głowę, żebym dostrzegła w jego tęczówkach wesoły błysk. Był z siebie zadowolony.
   - Właściwie, to się cieszę, że ci powiedziałam - zmieniłam ton, zwinnie wyswobadzając się z jego objęć. - Teraz przynajmniej mamy pewność, że ty nigdy tego nie zrobisz.
   Postanowiłam, że tym razem to on będzie oglądał moje plecy. Już otwierałam drzwi, gdy usłyszałam ironiczny śmiech.
   - Teraz mamy pewność, że pozostaniesz nietknięta - mruknął uszczypliwie. 
   NIENAWIDZĘ GO.
   Już po chwili na powrót maszerowałam korytarzem, ale nie przypominałam siebie sprzed kilkunastu minut. Byłam tak zła, że to prędzej inni unikaliby konfrontacji ze mną, niż ja z nimi. Przeklęty Uchiha. Sprawił, że poczułam się jak ostatnia łajza. Jak mogłam powiedzieć mu o czymś tak prywatnym? Po co? Po to, żeby mógł się na każdym kroku ze mnie nabijać? Prawdopodobnie. Nie mogłam pogodzić się z tym, że w ogóle pozwoliłam, by doszło między nami do takiej sytuacji. Nawet, jeśli jego usta były tak miękkie, a język tak sprawny. Nawet, jeśli czułam się w tamtej chwili lepiej, niż kiedykolwiek. Nawet...
   Nie, wróć. Uchiha to tylko śmieć, którego musiałam od dzisiaj unikać. Jednie przyśpieszyłam kroku, gdy usłyszałam, że Sasuke również wyszedł z pomieszczenia. Coś jednak mnie zatrzymało. To była kwestia kilku sekund - zza lekko uchylonych drzwi usłyszałam głos, który strasznie pzypominał mi Naruto. Bez wahania złapałam za klamkę, by to sprawdzić.
   - Sakura, nie! - wrzasnął Uchiha.
   Nie zdążył. Moje przeczucie było zbyt silne. Nim brunet do mnie dobiegł, odchyliłam wrota i zamarłam. Nogi praktycznie się pode mną ugięły, gdy zobaczyłam dwóch, okładających się nawzajem mężczyzn.
   - Na...Naruto? - wyszeptałam.
   Blondyn przerwał bójkę natychmiast, spoglądając w moim kierunku. Podobnie, jak to było wcześniej w przypadku Uchihy, z jego wargi tryskała krew. Był zsapany, co oznaczało, że bił się od dłuższej chwili. Najzabawniejsze jednak było to, że jego ,,przeciwnik" przerwał natychmiast, gdy się zjawiliśmy.
   - Sakura-chan? - wypalił nieco zszokowany, a nieco przerażony. Łypnął wzrokiem także na Uchihę, ale bardzo szybko wrócił nim do mnie. - Co ty tutaj...
   Wiedziałam, co to wszystko oznaczało. Wedziałam, co oznaczała bójka, którą mógł przerwać tak po prostu. Co oznaczało ,,wspólne wyjście z Kibą", krew na jego wardze i Sasuke, który niemal zabił tamtego gnoma. Ustawki. Kiedyś Hinata zdołała go na tym przyłapać i natychmiast mnie o tym poinformowała. Spędziłam na skype całą noc, tłumacząc mu, że to największa głupota, jaką tylko ktoś mógł wymyślić. Przysięgał wtedy, że to był tylko jeden raz. Przysięgał, że więcej tego nie zrobi.
   Okłamał mnie. Co gorsza, okłamywał Hinatę.
   - Ty idioto - wypaliłam, gotując się ze złości.
   Miałam ochotę go zabić. Podobnie było z Kibą, który nagle znalazł się w pomieszczeniu i jego wygląd wyraźnie informował mnie o tym, że on również nie próżnował. 
   - Poczekaj, ja ci to wszystko wyłumaczę - obiecał, kierując się w moją stronę.
   Nie, podziękował. Nie chciałam od niego żadnych tłumaczeń. W tej chwili nie chciałam patrzeć ani na niego, ani na Kibę, ani - przede wszystkim - na Sasuke. To on ściągał na moich przyjaciół wszystko, co najgorsze. To on musiał przyprowadzić ich do tego miejsca. To...
   - Trzymaj się ode mnie z daleka - syknęłam w jego stronę, Kibę kompletnie ignorując. Nie miałam pojęcia, co należało teraz zrobić. Powiedzieć Hinacie? Po co? Po to, żeby się zdenerwowała i obarczała winą samą siebie, bo niczego nie zauważyła? A może powiedzieć Ino, która - nie tylko zabiłaby Kibę - ale także poleciała do Hanabi i całej reszty naszych znajomych? - To twoja wina - wymamrotałam, zaciskając dłonie w pięści.
   Czułam na sobie ich spojrzenia, ale wcale nie ujarzmiły one moich nerwów.
   - Sakura, czekaj, nic nie rozumiesz - odezwał się Inuzuka.
   Już ich nie słuchałam. Odwróciłam się w stronę Sasuke, który stał ze mną w progu i się nie odzywał. Nie miałam najmniejszych obaw przed tym, by spojrzeć mu w oczy.
   - To twoja wina. Jesteś bezuczuciowym potworem. Najgorszym, co mogło przydarzyć się Naruto - wypaliłam, odważnie tykając go palcem w klatkę piersiową. Nie odezwał się słowem, a jego tęczówki znowu były całkowicie obojętne. - Nie mógłbyś po prostu nie istnieć?
   - Sakura - przerwał mi surowo Uzumaki. Nie zaszczyciłam go jednak spojrzeniem, cały czas konfrontując się z brunetem. - Nic o nim nie wiesz.
   Złapał mnie za nadgarstek, jednak bardzo szybko mu się wyrwałam. Jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła, jak w tym momencie. Uchiha mógł sobie ranić mnie - mógł się ze mnie wyśmiewać, mógł być opryskliwy i traktować mnie jak gada. Nie zamierzałam jednak pozwolić, by bawił się moimi przyjaciółmi, bo oni byli dla mnie świętością.
   - Wiem wystarczająco - odparłam cicho i dopiero wtedy zdecydowałam się, żeby oderwać od niego wzrok. Miałam już dość tego miejsca. Byłam rozdarta w każdym, możliwym znaczeniu tego słowa i musiałam sobie to wszystko poukładać. - Nie ważcie się za mną iść - ostrzegłam pozostałą dwójkę.
   Zaraz potem opuściłam towarzystwo, próbując pogodzić się z tym, co zobaczyłam. 


 ***


   Od wyjścia Sakury minęła godzina. Godzina, która stała się jednocześnie połączeniem najcięższej atmosfery od wieków i grobowej ciszy, jedynie pogarszającej sytuację. Wiedziałem, że Naruto chciał mnie bronić, ale to było bezcelowe. Musiał skupić się na sobie. Zamiast irytować ją jeszcze bardziej, powinien załagodzić sprawę i dopilnować, żeby się nie wygadała. Miałby przez to tylko same problemy.
   Dalsza część tego wieczoru była z góry przesądzona. Nikt z nas nie miał ochoty dłużej bawić się w klubie. Podejrzewałem, że duet zmył się już jakiś czas temu, choć prawdę mówiąc ich nie widziałem. Już od kilkunastu minut siedziałem na werandzie pustego domu, znajdującego się na tej samej ulicy, co Victrola. 
   Po raz enty zaciągnąłem się dymem papierosowym, żeby zaraz z ulgą wypuścić go z płuc. Potwora była moim przekleństwem. Marą, która pojawiła się znikąd i praktycznie zaczęła odwracać moje życie do góry nogami. Chciałem tylko tego, żeby się odczepiła. Chciałem, żeby naprawdę mnie znienawidziła i dała sobie spokój z poznawaniem mnie i historii mojego życia. Nie zamierzałem pozwolić, by była jego częścią. Wzbraniałem się przed tym tak, jak tylko mogłem.
   Dlaczego więc zapominałem o tym, gdy tylko znajdowała się blisko?
   Przez cały czas odtwarzałem sobie emocje, jakie wywołały we mnie słowa Hiro. Jak na ochroniarza był dość bystry. Gdyby nie jego pomoc, nie zdążyłbym dostać się do tamtego pokoju na czas. Ten typ skrzywdziłby tę idiotkę. Nie mogłem pojąć, dlaczego jest tak lekkomyślna. Dlaczego nigdy nie zastanawia się nad tym, jakie mogą być konsekwencje jej poczynań. Przypominałem sobie, jaką nieokiełznaną nienawiść czułem do tego mężczyzny. Przypominałem sobie wyraz jej twarzy, gdy widziała mnie w takim stanie. I nawet, gdy chciałem być na nią zły, musiałem wszystko spieprzyć. Czemu w ogóle ją pocałowałem? Im bardziej próbowałem ją od siebie odtrącić, tym bardziej nas do siebie przyciągało.
   Pytanie więc brzmi, czy mógłbym nazwać końcówkę wieczoru darem zesłanym przez Boga? Gdyby nie jej słowa, zapewne zapuściłbym się do czegoś znacznie poważniejszego, niż pocałunek. Nadal ciężko było mi uwierzyć w to, że była dziewicą. To prawda, była cholernie irytująca, ale moje słowa nie były szczere. Nie wiedziałem, jakim cudem kobieta o takim wyglądzie utrzymała swój wianuszek tak długo. Wiedziałem tylko, że to nie mogło być proste, a ja nie byłem odpowiednim człowiekiem, by jej go odebrać. Nie, ja byłem przeciwieństwem księcia z bajki. 
   Moment, w którym dostrzegła Naruto w konkretnej sytuacji był tym, który wbił gwóźdź do mojej trumny. Wiele razy słyszałem, jak bardzo mnie nienawidzi i wiele razy widziałem, jak się złościła. Jeszcze nigdy natomiast nie patrzyła na mnie tak, jak w tamtej chwili. Nigdy dotąd nie słyszałem w jej głosie takiego jadu. 
   Dobiłem do celu - najprawdopodobniej szczerze mnie znienawidziła. Nie potrafiłem pojąć tylko tego, dlaczego nie odczułem żadnej ulgi. 
   Po raz kolejny zaciągąłem się papierosem, gdy dostrzegłem cień wynurzający się zza żywopłotu.
   - Zawsze tutaj przesiadujesz, gdy musisz coś przemyśleć - zauważył Naruto, stając na chodniku i wkładając ręce do kieszeni. Celowo unikałem jego wzroku. - Sasuke?
   Uniosłem ze znudzeniem brew.
   - Naruto?
   Obruszył się. Wiedziałem, że nie da mi spokoju. Był zmartwiony, że przejąłem się jej słowami, tymczasem, gdyby tylko wiedział co stało się przed całym zajściem, pewnie obiłby mi pysk. Nim zdążyłem się obejrzeć, siedział tuż obok.
   - W porządku?
   Nie, bałwanie. Mój świat się zawalił, bo twoja przyjaciółka rzuciła w moją stronę kilka obelg. Tak, jakby była to nowość i tak, jakbym nigdy nie przeżył nic gorszego.
   - Ze mną jak najbardziej - odburknąłem wymijająco, zerkając na niego kątem oka. - Jesteś pewien, że z tobą tak? 
   Nie musiałem roztkliwiać się w tym temacie. 
   Powoli kiwnął głową.
   - Znam Sakurę, niczego nie powie - zapewnił. - Powścieka się trochę, a jak ochłonie, to z nią porozmawiam.
   Westchnąłem ciężko.
   - Będziesz musiał coś wymyślić - spostrzegłem.
   - Ta - potwierdził cicho.
   Nie wyglądał na rozluźnionego, wręcz przeciwnie. Wszystkie mięśnie na jego twarzy były napięte, a ja wyczuwałem w tym tonę swojej winy. Dotychczas okłamywał swoich przyjaciół ze względu na mnie, ale nie musiał robić tego z Sakurą. Opowiadał mi o niej jakieś milion razy. O tym, jak znacząca dla niego jest i o tym, że zawsze był w niej zakochany. Byłem pewny, że chociaż kochał swoją dziewczynę, to Haruno jest dla niego pod wieloma aspektami równie ważna. 
   Nie ciągnąłem tematu. Po raz kolejny przyjąłem do płuc sporą dawkę nikotyny, żeby zaraz wydobyć z siebie potężną chmurę. Nie byłem nałogowym palaczem. Nie bawiłem się w papierosy specjalnie często - zazwyczaj wtedy, gdy byłem spięty. Potrafiły zrelaksować lepiej, niż cokolwiek.
   - Ona tak nie myśli. Po prostu wpadła w szał - tłumaczył.
   Prychnąłem doniośle.
   - Mam to gdzieś. 
   Spodziewałem się, że to będzie koniec rozmowy. Nawet Naruto nie siliłby się na to, żeby próbować rozszyfrować, co kotłuje się w mojej głowie. Niestety - zaskoczył mnie, tak, jak to robił zazwyczaj.
   - Masz to gdzieś, co? - powtórzył, po czym parsknął śmiechem bez cienia wesołości. - To wyglądało inaczej.
   Uniosłem brwi w geście niezrozumienia.
   - Co?
   Naruto westchnął, po czym wyłożył się na drewnianych deskach. Przymknął powieki, choć miałem problem z analizowaniem jego twarzy w takich ciemnościach.
   - Widziałem was - oznajmił wreszcie, wprawiając mnie w konsternację. - Szczerze mówiąc, to dlatego się tak wkurzyłem i zacząłem okładać tamtego faceta - dodał z rozbawieniem.
   Gdybym to ja wypowiedział te słowa, tym bardziej takim tonem, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Pamiętałem jednak, że to Uzumaki leży tuż obok.
   Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
   - To nie tak, jak myślisz.
   Kurwa, z miliona odpowiedzi w mojej głowie musiałem wybrać tę najbardziej idiotyczną?
   - Daj spokój - burknął, nieco nazbyt ponuro i podniósł się z powrotem do pozycji siedzącej. - Po dłuższym namyśle, chyba nie mam nic przeciwko. Pamiętaj tylko, że jeśli ją zranisz, to urwę ci łeb.
   Miałem ochotę przyłożyć sobie z otwartej dłoni. Jeszcze nic się nie stało, a Uzumaki już zaczął mi grozić. Nie, nie jeszcze - nigdy nic nie miało się stać.
   - To nie będzie konieczne - odparłem w końcu, jeszcze raz zaciągając się papierosem.
   Zaraz potem upuściłem go na schodek i zadeptałem butem.
   - Chodzi ci o ten wybuch? Mówiłem już, że...
   - Wpadła w szał - przerwałem, biorąc głębszy wdech. Utkwiłem wzrok w kałuży, która odbijała światło pobliskiej latarni. - Myślę, że to dobrze. Może dzięki temu będzie się trzymała ode mnie z daleka.
   Przez chwilę wiercił mi spojrzeniem dziurę w profilu, jednak w końcu zaklął pod nosem. Właśnie tak było z naszą dwójką - nawet nie musiałem niczego tłumaczyć.
   - Nie musisz tego robić - stwierdził cicho. - Możesz spróbować.
   Pokręciłem głową.
   - Nie chcę - zapewniłem, jednocześnie ucinając ten temat. - Poza tym, tak będzie dla niej lepiej. 
   Naruto parsknął ze zniecierpliwieniem.
   - Tchórzysz?
   Zganiłem go wzrokiem.
   - Nie, wybieram łatwiejsze rozwiązanie - zakomunikowałem. - Nie jestem dobrym materiałem na rycerza. Sam wiesz, że prędzej czy później bym ją skrzywdził.
   Nie skomentował moich słów. Pomyślałem nawet, że przemówiłem do mózgu tego głąba, a to przecież on zazwyczaj rzucał umoralniającymi gadkami. Po dzisiejszym wieczorze niczego nie byłem tak pewien, jak tego, że będę trzymał potworę z dala od siebie. Nie zasługiwała na życie, w które bym ją wmieszał.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że tyle czekaliście, ale święta, święta i po świętaach...
Tak czy siak - enjoy! :)
  

13 komentarzy:

  1. Mogłabym napisać komentarz dłuższy niż ten rozdział, ale zwyczajnie nie potrafię. Było w nim zawartych tyle emocji, że serce nadal wali mi jak młotem. Naprawdę warto było czekać na rozdział. Tutaj wszystko jest po prostu idealne!
    Mam nadzieję, że na następną notę nie trzeba będziesz czekać dłużej niż tydzień, bo nie mogę doczekać się rozwoju akcji. Pozdrawiam i WENY! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech teraz Sakura poudaje niedostępną, zimną sukę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, TAK! W pełni się zgadzam:D

      Usuń
    2. Najlepiej jakby zaczęła spotykać się z Sasorim, żeby Sasek był zazdrosny i szału dostał xDDD

      Usuń
  3. Aż zaczęłam czytać w szkole ten rozdział, bo nie wytrzymałam mentalnie xD

    Kurcze, jaram się, noooo XD Tyle się dzieje. Choć wiedziałam, że ten typek nie przeleci Sakury, bo oczywiście Sasuke "bohater" musiał się pojawiać. I dobrze. :> I muszę przyznać, że Sakura postąpiła dosyć nierozsądnie. Bo niby jaka kobieta chodzi sama do takich miejsc... XD Sasek jaki brutal...
    Uwielbiam relacje SS, na tym blogu... <3 Jakoś nie spodziewałam się, że on ją wtedy pocałuje... Sasek ma trochę racji w swoim rozumowaniu, bo nie jest wart Sakury... Chociaż ona była świetna, z tym, że się przyznała, ale przynajmniej jej nie wykorzystał. XD
    No i to co działo się potem... Ustawki i Naruto? Seriously? To mi kompletnie do niego nie pasuje. xD Nie wiem czemu, po prostu :3 Tylko tak szkoda mi Sakury, Hinaty i innych okłamywanych :c Jeszcze Kiba by mi pasował, bo on tak bardziej narwany tutaj, a tu proszę...
    Cholercia, to postanowienie Saska... Przecież to fizycznie niemożliwe, oni przyciągają się jak magnez (takie kiepskie porównanie, meh ;---;). Ja mam wrażenie, że jeszcze bardziej będą sobie nawzajem uprzykrzać życie. XD
    Dobra, rozdział jak zwykle genialny i się nim jaram. :D Już nie mogę się doczekać następnego.

    Pozdrawiam i życzę weny!
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Sasek taki bohater :>>>>
    Wyobraziłam go sobie, w takiej zakrwawionej koszulce, jak wpada do pokoju i rzuca się na tego faceta...
    To takie piękne </3
    Kocham takie akcje xd
    Jeszcze się potem rzucił na Sakurę, znaczy nie tak jak na tego faceta, tylko tak, no wiesz myry myry xd
    Tu jest tak słodko, tu Sakurka mówi, że to jej pierwszy raz i nagle bum, Uchiha w tył zwrot i nie ma Uchihy.
    Jeszcze zaczął się z niej naśmiewać i no szmata no xd
    Nie lubię go (znaczy tak z 5 sekund)
    Naruto.
    Ustawki.
    Naruto i ustawki.
    Ustawki i Naruto.
    Nijak mi to nie pasi.
    On jest taki, za grzeczny? xd
    Dobra, nie wnikam ;d
    Ostatnia scenka, rozmowa chłopaków.
    Sasuke, coś tak jakoś, coś tam do Sakury jednak czuje, nie ma mowy, żeby było inaczej.
    Jeszcze jak powiedział, że nie chce być z nią, bo pewnie i tak by ją skrzywdził, a poza tym to jak ona się na niego w klubie obraziła, to jednak coś poczuł.
    Nie mam zielonego pojęcia, jak chcesz naprawić ich relacje i szczerze, to już nie mogę się doczekać ^^
    Wybacz za chaos, ale nie umiem pisać komentarzy tak ładnie, ładnie xd
    Weny i do następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  5. No heeeej!
    Przeczytałam rozdział w poniedziałek, ale komentuję dzisiaj, bo w ciągu tych kilku dni miałam dwa sprawdziny i dwie kartkówki i niestety trza było zakuwać ;-;

    Łat? Sasori pozwolił Sakurze dostać tę sprawę? O,o Byłam pewna, że będzie się bronił rękami i nogami! A tu proszę... Jaaaa, w następnym rozdziale Sakurcia idzie do Itasia! ^.^ Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że Itaś rozpozna w niej tą dziewczynę, co przez nią jego brat tak się wkurzał. O Matko, to by byłp piękne xdd Coś mi także mówi, że Sasuke nie będzie zadowolony, jeżeli dowie się, że to Haruno wygrzebała sprawę Itachiego i ma zamiar ją podjąć.

    Boże, Sakura ;---;
    W takie miejsca jak tamto nie chodzi się samemu! A już zwłaszcza kobieta nie powinna tak sobie beztrosko spacerować w tłumie napalonych facetów. Do tego taka jak ona.
    Hy, wiedziałam, że do niczego nie dojdzie - Sasuś-bohater (e-e) uratował sytuację i obił mu mordkę! ^^
    Tak sobie myślę, czy Uchiha naprawdę by ją przeleciał, gdyby mu nie powiedziała, że nadal jest dziewicą?

    Jeżu, późniejsza awantura należała do chyba najgorszych na tym blogu ;_;
    Naruto. Ustawki. Że co? O,o
    Za kij mi to do niego nie pasuje xd Dobrze chociaż, że nie ćpa, czy coś, bo bym się chyba załamała. A tak swoją drogą, czy według was palenie fajek tak jakoś pasuje do Sasuke? Bo mi tak, ale nie wiem czemu xd

    Ciekawa jestem bardzo, co zdarzy się dalej. Podejrzewam, że w następnym rozdziale odbędzie się rozmowa Sakury i Itachiego, ale ile ona będzie trwać - tego nie wiemy. Możliwe, że gdzieś po drodze Różowa natknie się na Saska, ale wątpię. Następna notka będzie bez SasuSaku. Znaczy się, tak przypuszczam ^.^

    Weny!

    Shōri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasori dał jej sprawę Itasia bo jest nią zauroczony ;3

      Usuń
    2. Serio? O,o
      Ja to raczej myślałam, że ich stosunki sprowadzają się do poziomu "prawie przyjaciele" xd

      Usuń
  6. Haha, uwielbiam wasze domysły <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tu się głowimy, a ty świetnie się bawisz! To nie fair >.<""

      Usuń
  7. kiedy można się spodziewać nowego rozdziału ? :P :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpóźniej w weekend ;) chętnie dodałabym go wcześniej, ale jak już wam mówiłam, szkoła wyciska ze mnie wszystko </3

      Usuń