sobota, 25 kwietnia 2015

#9 Anonimowy swiadek



   Tydzień minął mi ekspresowo. Było to najprawdopodobniej spowodowane tym, iż zbliżała się moja wizyta u Itachiego. Przez cały czas zastanawiałam się nad tym, czy powinnam się wycofać, ale ostatecznie zawsze uznawałam to za głupotę. Nie chciałam się poddać przy pierwszym wyzwaniu, które faktycznie było warte ciężkiej pracy. W przeciągu ostatnich ośmiu dni, czyli - dokładniej mówiąc - między pamiętnym piątkiem, a dzisiejszą sobotą, nie zdarzyło się wiele istotnych rzeczy.
   Przynajmniej takich, które martwiły by kogokolwiek, poza mną. Wszystko, co stało się w Rendanie, zachowałam dla siebie. Nawet Ino niczego się nie dowiedziała, choć usilnie dociekała tego, co się ze mną dzieje. Jakimś cudem udało mi się zbyć ją półsłówkami. Chroniłam Naruto i Kibę, choć zdecydowanie na to nie zasługiwali. Przyjaźniłam się także z Hinatą, ale kryłam jej chłopaka, bo był mi bliższy, niż ktokolwiek. Największy paradoks tkwił w tym, że pomimo naszej więzi, starannie unikałam jakiegokolwiek kontaktu z Uzumakim. Ignorowałam jego telefony, nie kręciłam się blisko klubu, nawet kazałam Yamanace go okłamać, gdy pojawił się w naszym mieszkaniu. Mogłam znieść wiele rzeczy, ale nie kłamstwo. Szczególnie, jeśli chodziło o tak konkretne zatajenie prawdy. Naruto mnie zawiódł i sam pewnie doskonale o tym wiedział.
   Jeśli chodziło o pozostałą dwójkę, to sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Kiba zadzwonił kilka razy, ale w końcu się poddał. Jeśli natomiast chodzi o Sasuke, nie zrobił nic, co by mnie zaskoczyło. Nie odezwał się do mnie nawet słowem i - po raz pierwszy, od kiedy go poznałam - mogłam być szczera z samą sobą, twierdząc, że bardzo się z tego cieszę. O ile jego opryskliwość i brutalność wobec mojej osoby jakoś mogłabym zdzierżyć, tak skreśliłam go w momencie, w którym zobaczyłam Naruto na ustawce. Niszczył go. Niszczył ich. Był typem spod ciemnej gwiazdy, który spadając na dno, ciągnął za sobą innych ludzi. Co prawda, dane mi było spotkać go trzy razy - stety niestety, mieliśmy wspólnych znajomych - ale nie rozmawialiśmy ze sobą, na tyle, na ile nie było to konieczne. Niemniej, nawet jeden, jedyny raz nie spojrzałam w te oczy przypominające ocean. I czułam się dzięki temu znacznie lepiej.
   Nie mogłam wybaczyć sobie tylko tego, że nadal mam wobec niego dług.
   Powoli zaczynałam się niecierpliwić. Siedziałam w prywatnej sali odwiedzin już kilkanaście minut, a po moim ,,kliencie" nie było ani widu, ani słychu. Ponoć Itachi przekazał Sasoriemu, że nie chce żadnego nowego adwokata, bo i tak nie zamierza się bronić. Fakt, że sądził, iż sobie przez to odpuszczę świadczył tylko o tym, że jeszcze nie poznał Sakury Haruno.
   Gdy tylko drzwi w końcu się otworzyły, wyprostowałam się gwałtownie na krześle. Dwóch policjantów wprowadziło do środka mężczyznę wzrostu Sasuke, zresztą - strasznie do niego podobnego. Z tym, że na jego przystojnej twarzy widniał łagodny, sympatyczny uśmiech. Miał długie, czarne włosy, związane z tyłu w kitkę i muskularną postawę. Najbardziej jednak moją uwagę zwróciły jego oczy - czarne, ale przepełnione ciepłem.
   Za nic w świecie nie uwierzyłabym, że jest mordercą.
   - Cześć! - przywitał się, kiedy tylko funkcjonariusze ściągnęli z jego rąk kajdanki. Zajął miejsce naprzeciwko mnie. - Kiedy Sasori mówił, że załatwił mi następnego adwokata, spodziewałem się podstarzałego faceta z kryzysem wieku średniego i pragnieniem udowodnienia wszystkim, że potrafi rozwikłać najtrudniejsze zagadki świata.
   Uniosłam kąciki ust w urokliwym uśmiechu.
   - Przykro mi, że się zawiodłeś - wyciągnęłam dłonie w geście niemocy, a Uchiha parsknął śmiechem. Nim kontynuowałam, przeniosłam spojrzenie na panów obok. - Możemy zostać sami?
   Spojrzeli po sobie.
   - Nie wiemy, czy...
   - To pani jest z Hittori? - przerwał ten drugi. Zdążyłam jedynie kiwnąć głową, nim pociągnął tamtego za ramię. - Rozumiem, pan Akasuna z nami rozmawiał. Kiedy pani skończy, proszę dać nam znać.
   Byłam zszokowana, że Sasori zajął się takimi szczegółami. Może nie do końca uważał, że nie uda mi się w tej sprawie niczego zdziałać? Cóż, jeśli sam szef pokładał we mnie nadzieje, to nie mogłam zawalić. Wróciłam spojrzeniem do Itachiego.
   - Nie zawiodłem się - odparł z opóźnieniem. - Cieszę się, że przynajmniej będzie na co popatrzeć.
   Powstrzymałam się od westchnienia. Wyglądało na to, że był do wszystkiego bardzo negatywnie nastawiony. Jak jednak sobie obiecałam - doprowadzę tę sprawę do końca, choćby nie wiem co.
   - Nazywam się Sakura Haruno - przedstawiłam się. Dostrzegłam w jego oczach niejasny błysk. Tak, jakbym go czymś zaskoczyła. - Sasori zdążył powiedzieć ci cokolwiek?
   Jeszcze chwilę wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak w końcu westchnął.
   - Moje imię już znasz - zauważył, puszczając do mnie perskie oko. - A ten idiota powiedział tylko tyle, że moja sprawa cię zainteresowała. Bez urazy, ale nie jesteś pierwsza.
   Domyślałam się, a nazwanie Sasoriego ,,idiotą" nieco mnie zdumiało. Najwyraźniej znali się znacznie lepiej, niż sądziłam.
   - Wiem - przyznałam zgodnie z prawdą, przyglądając mu się dłuższą chwilę. Był naprawdę atrakcyjny. Poza oczami, którymi niemalże mnie hipnotyzował, podziwiałam także rzęsy - najdłuższe i najgęstsze, jakie kiedykolwiek spotkałam. Mnóstwo kobiet nawet po użyciu tony maskary nie mogło się takimi poszczycić. - Tyle, że zamierzam być ostatnia.
   Westchnął ciężko.
   - Nie masz do roboty nic innego?
   Zaprzeczyłam ruchem głowy.
   - Miałam, ale się z tym uporałam - poinformowałam, przypominając sobie wczorajszy, wygrany proces o eksmisję. Takahashi nazwała to epickim, pierwszym sukcesem twierdząc, że jak dotąd wszyscy nowi potykali się na początkowych sprawach. - Więc, Itachi? Może trochę mi o sobie opowiesz?
   Przeczesał przydługą grzywkę dłonią, zastanawiając się nad czymś. 
   - Znasz Sasuke?
   Zastygłam w bezruchu. To nie była odpowiedź na moje pytanie. Chciałam, by mi coś o sobie opowiedział, zamiast przywoływać - z wszystkich możliwych imion - akurat to jedno. Wiedziałam, że mieli takie samo nazwisko, ale dotąd nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może ich łączyć. Nawet po pierwszym spotkaniu z Yuugo.
   - Sasuke? - odpowiedziałam głupio.
   Cierpliwie kiwnął głową.
   - Sasuke Uchiha, mój brat - sprecyzował, przyglądając mi się dociekliwie. - Współwłaściciel Rendanu?
   W pierwszej kolejności musiałam opanować szok, który ogarnął moje ciało. Mocniej zacisnęłam dłonie na kolanach. Dowiedziałam się czegoś w sprawie, w której próbowałam okłamywać samą siebie. Zmieniło się tylko jedno - o ile początkowo martwiłam się to, czy Uchiha jest bratem kryminalisty, teraz o tym zapomniałam. Wiedziałam, że Itachi nie mógłby być tak zgorszony. Irytował mnie jedynie fakt, że gdy arogant dowie się o tym, że wzięłam tę sprawę - ponownie oskarży mnie stalking.
   - Wiem kim jest, tylko... - zaczęłam.
   - Nie mówił o mnie - wszedł mi w słowo, po czym uderzył czołem w blat stolika. - Przeklęty smarkacz, nawet o mnie nie wspomniał - dodał z udawanym zrozpaczeniem.
   W pewnym sensie przypominał mi Naruto.
   - Nie dzielił się ze mną prywatnymi sprawami - rzuciłam w miarę spokojnie, opierając przedramiona na blacie stolika. - Macie kontakt?
   Itachi podniósł się do pozycji siedzącej i ze znudzeniem kiwnął głową.
   - Jest tutaj w każdą sobotę - potwierdził. - Myślałem, że to przez znajomość z nim wzięłaś tę sprawę.
   Bzdura. Prawdę mówiąc nadal nie mogłam pozbyć się osłupienia, jakie ogarnęło moje ciało. Arogant był bratem Itachiego. Arogant - musiał więc być - współwłaścicielem Uchiha Company. Przeklęty arogant, który nawet nie wspomniał o swoich sprawach poufałych.
   - Sasuke jest... udziałowcem UC?
   Przytaknął.
   - Właściwie, to jego firma. Jego i Madary - oznajmił. Nie wiedziałam dlaczego, ale to imię nie skojarzyło mi się z niczym dobrym. - Naruto wspominał, że nie lubi chwalić się tym na prawo i lewo. Ponoć wiedzą tylko on i Kiba.
   Moje tęczówki samoistnie się rozszerzyły. Naruto... wiedział? Cały czas wiedział o firmie? Mało tego, nie tylko znał Itachiego, ale również go odwiedzał? Nic z tego nie rozumiałam.
   I właśnie wtedy przyszło mi do głowy kolejne pytanie.
   - Chwileczkę, skąd o mnie wiesz? - wypaliłam, przygryzając niepewnie wargę. - Od Naruto?
   Uśmiechnął się łobuzersko, a ja dopiero w tym momencie dostrzegłam, jak uderzające podobieństwo istnieje między nim, a Sasuke.
   - Tak, on dużo o tobie gada - zapewnił. - Tyle, że mój braciszek też coś wspominał.
   Nie powinno mnie to zaciekawić. Przeciwnie - powinnam mieć to gdzieś, albo chociaż udawać, że mam i zmienić temat na bardziej istotny. Nie potrafiłam pojąć, jakim cudem nienawidziłam tego typa, a jednocześnie chciałam wiedzieć o nim więcej.
   Zebrałam się na odwagę.
   - Co mówił?
   Zastanowił się.
   - Mówił, że jesteś irytującym, różowowłosym potworem, który nie daje mu żyć. Powtarzał, że cię nie cierpi i że odwiózł cię do domu, gdy tak się upiłaś, że nie mogłaś ustać na nogach - wyliczał na palcach, a ja czułam się coraz bardziej zażenowana. - Twierdził też, że kiepsko u ciebie z umiejętnością logicznego myślenia. 
   Zabiję Uchihę. To była jedyna rzecz, której byłam pewna.
   - Trochę nagiął fakty, ja...
   Itachi przerwał mi ruchem dłoni.
   - Tak czy siak, w wielu rzeczach miał rację - stwierdził, uśmiechając się sympatycznie. - Wtedy, gdy mówił, że jesteś piękna i intrygująca. Podobno lubi też twoje poczucie humoru - dodał.
   Byłam pewna, że się zarumieniłam. Trochę dlatego, że arogant powiedział o mnie coś, co nie było typową obelgą, a trochę dlatego, że Itachi zgodził się z tym, że jestem piękna. Nie byłam przyzwyczajona do tego, by ktokolwiek prawił mi komplementy.
   - Nie spodziewałam się tego po nim.
   Więzień parsknął śmiechem.
   - No pewnie, lepiej nie liczyć na cokolwiek pozytywnego, jeśli chodzi o Sasuke - zauważył, a ja ucieszyłam się, że jego własny brat ma takie zdanie, jak ja. W pewnym momencie jednak, mężczyzna na powrót się zamyślił. - Tydzień temu się pokłóciliście?
   Uniosłam sceptycznie brwi.
   - Czemu pytasz?
   Wzruszył ramionami.
   - Był jakiś nie swój - bąknął pod nosem. - No wiesz, jeszcze bardziej ponury, niż zazwyczaj.
   To gbur mógł być jeszcze bardziej gburowaty? Chyba nie chciałam tego zobaczyć. Po cichu nawet trochę liczyłam na to, że jego zły humor był spowodowany srogą reprymendą, jaką mu zaserwowałam, ale było to nawet bardziej, niż wątpliwe.
   - To długa historia, ale jeśli chcesz faktów, to chyba cię rozczaruję. Ja i Sasuke nie mamy najlepszego kontaktu - powiadomiłam.
   Machnął ręką tak lekceważąco, jak to tylko było możliwe.
   - On też tak bajdurzył - oświadczył, wywracając oczami. - Szkoda, że znam swojego brata lepiej, niż on sam.
   Nie wypadało mi interesować się tym, co miał na myśli. Przysięgłam sobie, że dam święty spokój Sasuke i miałam zamiar dotrzymać tej przysięgi. To, że prowadziłam sprawę jego brata, niczego nie zmieniało. Itachi był inną osobą i z tego co spostrzegłam, lepszym człowiekiem.
   - Możemy nie zmieniać tematu? - zapytałam wymijająco, siląc się na delikatny uśmiech. - Proszę.
   Zasępił się, aczkolwiek przystał na moją propozycję.
   - Co chcesz wiedzieć?
   Mocniej skoncentrowałam się na aktach, które trzymałam w swojej dłoni.
   - Dlaczego przyznałeś się do winy? - zaczęłam wreszcie, wbijając w niego badawcze spojrzenie. - Tylko mi nie mów, że naprawdę to zrobiłeś.
   - Zrobiłem - obwieścił.
   Żachnęłam się.
   - Bzdura - oceniłam, próbując uspokoić buzującą krew. Widziałam w jego oczach to, że był niewinny. Po prostu to widziałam. - Wszystkie nieścisłości temu zaprzeczają.
   Prychnął, przez co na chwilę przed oczami stanęła mi twarz jego brata.
   - Wszystkie dowody to potwierdzają - poprawił, unosząc delikatnie kąciki ust. - Odpuść sobie, Sakura. 
   Miałam rację. Zdecydowanie mnie nie znał.
   - To prawda, przecież wszystkie nieprawidłowości można prosto wytłumaczyć. Wszelkie, pomocnicze nagrania z kamer ukradły krasnoludki, twój rozmówca zapadł się pod ziemię, a przebycie pięćdziesięciu kilometrów w takim czasie... kto wie, może praktykujesz teleportację? - zakpiłam, marszcząc delikatnie nos. Spoważniał. - Kogo próbujesz chronić, Itachi?
   Milczał. 
   Po prostu milczał, starając się uniknąć odpowiedzi. Może byłam pierwszą osobą, która bez ostrzeżenia zrzuciła na niego taką bombę, a może już niejednokrotnie ćwiczył to przedstawienie. Nie wiedziałam tego, za to doskonale rozumiałam emocje, które zobaczyłam w jego oczach. Na studiach prawniczych uczą podstaw mowy ciała, właśnie dla takich chwil. Uchiha nie zastanawiał się teraz nad kłamstwem. Jego tęczówki powędrowały w lewy, górny róg, co oznaczało, że coś sobie przypominał. Coś, co zdarzyło się naprawdę.
   Przez moje ciało przeszedł gwałtowny prąd. Ledwie go poczułam i pomyślałam o czymś, co wzbudziło moją panikę. Niemożliwe. Arogant był straszny, miał niemalże same wady i sprawiał wrażenie typa spod ciemnej gwiazdy, ale nie mógłby zrobić czegoś takiego. Nie mógłby, prawda? Chodzenie na ustawki i brak szacunku do innych to nie to samo, co morderstwo.
   Więzień chyba przejrzał moje myśli, bo zipnął pod nosem.
   - On tego nie zrobił - zagwarantował. - Chociaż, poniekąd masz rację. Jego, między innymi, próbuję osłaniać.
   Odrobinę ukoił moje nerwy. Niestety, poza tym nic się nie zmieniło - nadal nie potrafiłam zrozumieć, co próbuje zdziałać swoim zachowaniem. 
   - Kim był świadek, który rzekomo wszystko widział? - spróbowałam zmienić temat, uznając, że i tak nie powie mi niczego wprost.
   Itachi położył sobie dłonie pod głowę i wyciągnął się na krześle.
   - Tajemnica.
   Zmieniłam zdanie. Pomijając to, że był znacznie milszy, aż tak bardzo nie różnił się od swojego młodszego brata.
   - Nie mógłbyś pomóc mi chociaż trochę?
   - Nie zrozumiałaś - mruknął, nieco zbyt marudnie. - Nie wiem, kto był tym świadkiem. Chciał pozostać anonimowy.
   Oh, czyżby? Zmrużyłam delikatnie powieki. Spodziewałam się, że mimo wszystko mój klient wiedział, kim był nieznany ktoś, który złożył zeznania przeciw niemu. Nie mogłam jednak zmusić go, żeby powiedział cokolwiek.
   Zagryzłam niepewnie wargę.
   - Dobrze, w takim razie póki co zostawmy całą sprawę za nami - poprosiłam, podpierając podbródek na dłoni. - Powiedz więcej o swojej przeszłości.



   Uchiha ostatecznie zgodził się na moją prośbę. Od ponad piętnastu minut w skupieniu słuchałam nie tylko jego historii, ale również - poniekąd - historii Sasuke. Jak na kogoś, kto wydawał się tak mało wylewny, powiedział całkiem dużo. Jeśli nie wszystko, bo nie pominął takich szczegółów, jak wstydliwe zdarzenia z przeszłości aroganta. Dowiedziałam się na przykład, że gdy był mały, to makabrycznie bał się duchów. I to nie byle jakich! Tych z filmu ,,Duch Kacperek". Gdy z kolei skończył pięć lat i nie dostał w prezencie wymarzonej paczki klocków Lego, zagroził rodzicom, że rzuci się z biurka. Co gorsze, zrobił to i wylądował na pogotowiu, gdzie założono mu aż cztery szwy. 
   Prawdziwy mężczyzna.
   Niestety, humor przestał mi dopisywać, gdy starszy brat przeszedł do tej znacznie mroczniejszej części ich życia. Opowiedział o tym, jak ich rodzice zginęli w wypadku i o tym, jak pod swoje skrzydła przygarnęli ich wujek z ciotką. Bywali oni jednak w domu raz na dwa miesiące - jak się okazało, to było głównym powodem ,,tymczasowego" przekazania udziałów Madarze. Itachi musiał skupić się pracach dorywczych, żeby zapewnić bratu jak najlepsze przetrwanie. O reszcie opowiedział w dużym skrócie - stwierdził jedynie, że gdy przyszedł czas na to, by to on przejął firmę, stryj go oszukał. Koniec opowieści.
   Współczułam im obojgu, chociaż starałam się tego nie robić. Obawiałam się, że równie alergicznie reagują na litość. 
   - Przykro mi - wydukałam jedynie.
   Uśmiechnął się finezyjnie.
   - Lubisz Sasuke?
   Byłam tak zaskoczona nagłą zmianą tematu, że bez wątpliwości spaliłam soczystego buraka. Na chwilę spuściłam głowę i z trudem zastanowiłam się nad jego słowami. Czy ja lubiłam tego aroganta? Nasza relacja była zbyt skomplikowana, bym jednoznacznie to określiła. Czasami nienawidziłam go z całego serca, czasami miałam do niego słabość, jeszcze kiedy indziej byłam mu wdzięczna. W chwili obecnej miałam kompletny mętlik w głowie. O ile przed samym przyjściem do więzienia byłam pewna, że jest dla mnie tylko łajdakiem, tak po usłyszeniu całej historii zaczęłam zmieniać swój pogląd.
   - No więc? - ponaglił mnie.
   - Tak, to znaczy nie. To znaczy... - gubiłam się, żeby w końcu jęknąć i zakryć twarz dłońmi. - Nie wiem. Ciężko jest lubić Sasuke.
   Jego brat skomentował to chichotem, czym wywołał u mnie kolejne pokłady sympatii co do swojej osoby.
   - Rozumiem - stwierdził, opierając twarz na dłoni. Gdy tak łagodnie mi się przyglądał, po raz kolejny pomyślałam o tym, że jest niebywale przystojny. - Mogę cię o coś prosić?
   Zmarszczyłam brwi.
   - Pewnie, jestem twoim adwokatem.
   - Jako dobrą znajomą, a nie jako adwokata - skonkretyzował.
   Uniosłam kąciki ust w satyrycznym uśmiechu.
   - Tym bardziej.
   - Widzisz, on jest cholernie upartym osłem - zdiagnozował, a ja w duchu się z nim zgodziłam. - Na szczęście przyciąga dobrych ludzi, jak Naruto. Tyle tylko, że ci ludzie godzą się mu pomóc, niezależnie od ceny.
   Z jakiegoś powodu pomyślałam o ustawce, choć - prawdopodobnie - to nie o to chodziło Itachiemu. Natychmiast zaczęłam przypuszczać, że jego nieugięty i konfrontacyjny brat próbuje wyciągnąć go z więzienia na własną rękę. W gruncie rzeczy, to przynajmniej trochę usprawiedliwiałoby jego dziwne zachowania. Sposób bycia, częste przesiadywanie w Victroli, znikanie na kilka dni.
   - Taki już jest ten głąb - odpowiedziałam w końcu, nawiązując do swojego przyjaciela.
   Ta rozmowa zmieniła jego nienajlepszą sytuację. Po raz pierwszy od tygodnia byłam gotowa na to, by wysłuchać, co ma do powiedzenia. 
   - Dokładnie, a ja muszę mieć pewność, że ktoś będzie miał na niego oko - udobitnił. Domyśliłam się, że chodzi o mnie. - Nie każę ci go pilnować, tylko...
   Przerwałam mu ruchem dłoni.
   - Zajmę się tym - zapewniłam.
   Początkowo wydawał się być zaskoczony moim entuzjazmem, jednak wreszcie obdarował mnie najbardziej uroczym uśmiechem, jaki widziałam. Przynajmniej zyskałam odrobinę jego zaufania.
   - Jesteś bardzo bystra, Sakura-chan.
   Czy ja już wspominałam, że ten mężczyzna przypomina mi Naruto? Nim jednak zdążyłam poinformować o tym jego samego, do sali gwałtownie wbiegła jakaś kobieta. Przed tym, jak dogonili ją funkcjonariusze, zanotowałam sobie dwie rzeczy. Po pierwsze: była to przepiękną blondynką o dużych, niebieskich oczach i dwóch atutach z przodu, które natychmiast przyciągały wzrok. Po drugie: gdy dostrzegłam, jak patrzą na siebie nawzajem wraz z Uchihą, wiedziałam, że nie widzą poza sobą świata. Wyglądało na to, że milszy brat był już zajęty.
   - Droga pani, nie może...
   - W porządku - przerwałam, wstając powoli od stolika. Poczułam na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, jednak swoje tęczówki utkwiłam w zaskoczonych oczach kobiety. - Załatwiłam jej tę wizytę, jako jego adwokat.
   Gówno prawda, niewątpliwie narobiłam sobie w tej chwili masę problemów. Miałam jednak nadzieję, że Sasori użyje swoich kontaktów i spokojnie mnie z tego wykaraska. Jeszcze na chwilę zerknęłam na Itachiego, który chyba nie dowierzał temu, co właśnie zrobiłam.
   - Tylko grzecznie - ostrzegłam, unosząc palec do góry i grożąc mu nim, niczym małemu dziecku. - Zobaczymy się niebawem.
   Nie mówiąc nic więcej, skierowałam swoje kroki do wyjścia. 

   
***



   Nie miałem ochoty przychodzić na cotygodniowy zjazd koła gospodyń wiejskich i ich facetów-pantoflarzy. Najchętniej zostałbym w domu, ale wiedziałem jednocześnie, że by mi tego nie darowali. Głównie przez to, że tydzień temu nie było nam dane urządzić spotkania tak, jak zawsze. Swoją drogą, złożyło się idealnie. Nawet dzisiaj nie byłem gotowy na to, by znowu skonfrontować się z Sakurą. Po tygodniu. Co, jeśli miałbym ją spotkać kilkanaście minut po wyjściu z Victroli?
   Niemniej, dzisiejszej nocy zdecydowałem się postawić na zabawę. Jakiekolwiek plany dotyczące Itachiego musiałem odłożyć na bok do czasu, aż odwiedzę Kakashiego, co również nadciągało wielkimi krokami. Pozostało mi więc unikać potwory, mieć oko na Naruto i znaleźć sobie przyzwoite towarzystwo. Poza tym, że byłem w każdym aspekcie lepszy od całej bandy facetów z naszej ekipy, również miałem swoje potrzeby. Skoro same się do mnie łasiły, grzechem byłoby tego nie wykorzystać, prawda?
   Już przy samym wejściu spotkałem idealną kandydatkę na resztę wieczoru. Proste, blond włosy sięgające ramion, zgrabna sylwetka i brązowe oczy, które sprawiały wrażenie całkiem bystrych. Pogadałem z nią zaledwie krótką chwilę, ale uznałem, że się nadaje. Posiadała wszystkie, potrzebne cechy: była na tyle ładna, by Kiba kipiał z zazdrości, wystarczająco błyskotliwa, żeby Temari nie zmieszała jej z błotem i odpowiednio towarzyska, dzięki czemu miałem względną nadzieję, że nie wda się w żadną awanturę.
   Poświęciłem jej zaledwie pięć minut uwagi, a ona szła obok z taką dumą, jakbym był co najmniej Bogiem. Płytkie dziewczyny nigdy nie robiły na mnie specjalnego wrażenia. Obiecałem sobie, że spędzimy z resztą góra godzinę, a później zabiorę ją do swojego apartamentu.
   Zanim jeszcze weszliśmy na balkon, Hanabi pomachała mi zza baru. Postanowiłem, że trochę pozmieniam jej grafik - jakimś cudem w każdy piątek musiała pracować, zamiast posiedzieć z nami. Pokonałem kilka kolejnych schodów i zaraz dobiegły mnie głosy Naruto i Kiby, dochodzące z balkonu, gdzieś z okolic naszego stolika. Najwyraźniej byłem jedną z ostatnich osób. 
   - Chyba oszalałeś! - wrzasnął blondyn, uderzając pięścią w stół. - BMW jest tysiąc razy lepsze niż jakieś Audi, baranie!
   - Baran to lepszy środek transportu, niż to twoje bmw - ripostował Inuzuka.
   Poczułem na sobie wahliwe spojrzenie towarzyszki.
   Westchnąłem.
   - Nie mówiłem, że to idioci?
   Mogło wylecieć mi z głowy. 
   Zaledwie kilkanaście sekund później dołączyliśmy do pokaźnego grona moich znajomych, dzięki czemu tylko upewniłem się w fakcie, że są już wszyscy. Byłem na tyle uprzejmy, żeby przelecieć wzrokiem po zgromadzonych - dostrzegłem dzięki temu naburmuszoną Temari, zazdrosnego Kibę, rozpromienionego Naruto czy znudzonego Shikamaru. Najdłużej jednak zatrzymałem wzrok na Sakurze, która wyglądała - co niezwykle mnie zirytowało - zjawiskowo. Spięła włosy w wysokiego koka, pozostawiając po obu stronach twarzy dwa, luźne kosmyki. Zaledwie skubnęła twarz makijażem, a jeśli chodzi o strój - postawiła na zwiewną, czarną sukienkę i szpilki.
   - Masz w domu zegarek? - warknął Uzumaki, przyglądając mi się z rozdrażnieniem.
   Zignorowałem go.
   - Stałem w korkach - skłamałem. - To jest...
   Kurwa. Zapomniałem, jak miała na imię. Powędrowałem wzrokiem ku nieznajomej, oczekując pomocy. Mało tego, że zaraz ją dostałem, to chyba nawet nie spostrzegła, że popełniłem gafę.
   - Yoshiko - przedstawiła się.
   Yoshiko, Yukiko, Yumiko. Jedno i to samo.
   Nie zwracając większej uwagi na to, jak wszyscy się jej przedstawiają, zająłem miejsce w rogu kanapy - obok głąba, jego dziewczyny i Inuzuki, a naprzeciwko Sakury, Ino i przyszłych państwa Nara. Nie interesowało mnie, czy moja towarzyszka złapie z nimi jakikolwiek kontakt. Wolałem nawet, żeby tego nie robiła, zważając na to, że naszą znajomość planowałem zakończyć na jednej nocy.
   Nim zdążyłem połapać się w sytuacji, Yoshicośtam postanowiła usiąść na moich kolanach. Nie zaprotestowałem, niemal od razu otwierając pierwsze piwo.
   - Skoro ten wsiok już przyszedł, to czas na to, żeby się zabawić - zaczął Naruto, a ja tylko łypnąłem na niego ostrzegawczo. - Ktoś chciałby rzucić tematem?
   Temari prychnęła.
   - Yoshiko, jak długo znasz Sasuke? - zapytała, nie robiąc sobie absolutnie nic z mojej obecności. Jędza. - Dzień?
   Blondynka uśmiechnęła się ciepło w jej stronę.
   - Szczerze mówiąc, to jakieś dziesięć minut - przyznała.
   Temari wyglądała na iście z siebie zadowoloną, gdy kilka dziewczyn parsknęło śmiechem.
   - Tak myślałam - mruknęła uszczypliwie, jednak zaraz spróbowała ,,ratować" sytuację. - To znaczy, podejrzewam, że w innym wypadku nie siedziałabyś na kolanach tego prowincjusza.
   Zirytowałem się.
   - Już ci mówiłem, że cuda się zdarzają, Temciu - odezwałem się, celowo zdrabniając jej imię, bo tego nienawidziła. - Dla przykładu, taki babochłop jak ty wychodzi za mąż.
   Już wstawała z kanapy, żeby się wydrzeć, ale Shikamaru pociągnął ją z powrotem. Właściwie byłem mu wdzięczny, bo nie miałem ochoty na wymianę kąśliwych uwag.
   - Sakura - syknęła Ino, obmacując się z każdej strony. - Masz klucze? Ja chyba zostawiłam swoje w mieszkaniu - stęknęła.
   Biorąc pod uwagę, że nie miały od zewnętrznej strony drzwi normalnej klamki, brak kluczy nieco skomplikowałby sytuację.
   - Nie - odparła luźno potwora, odnajdując spojrzeniem... głąba? - Naruto, masz przy sobie zapasowe klucze, które ci dałam?
   Nie tylko ja byłem zszokowany tym, że się do niego odezwała. Od tygodnia unikała naszej trójki jak ognia i zauważyli to chyba wszyscy, w związku z czym przy stoliku zapadła cisza. Nawet sam zainteresowany wpatrywał się w nią ze zdziwieniem.
   - Mam - wymamrotał wreszcie, jednak szybko wziął się w garść. - Zawsze możesz nocować u nas, Sakura-chan!
   Uśmiechnęła się ostrożnie.
   - Jasne, że Sakura w razie wypadku może u was nocować - żachnęła się Ino, krzyżując ręce pod piersiami. - Czemu ktoś miałby zaproponować to mi?
   Tylko żartowała, ale Kiba podchwycił temat. Nie darowałby sobie, gdyby stracił choć jedną okazję do tego, by jej dogryźć.
   - Ciebie nikt nie chce - rzucił.
   Zniecierpliwiła się.
   - Wolałabym spać pod mostem, niż u ciebie - oznajmiła, uśmiechając się zjadliwie. - Lepsza atmosfera i przede wszystkim ładniej pachnie.
   Kiba fuknął pod nosem.
   - Prezentujesz za niski poziom, żebym w ogóle z tobą rozmawiał.
   Wstała od stołu, wyraźnie rozdrażniona. Ich wymiana zdań przyciągnęła już spojrzenia wszystkich obecnych. Sam korzystałem z okazji, bo ta dwójka często odstawiała lepszy kabaret, niż prawdziwi zawodowcy. 
   - Za niski poziom? - zadrwiła. - Zabawne, że mówi to koleś, który ledwo osiąga poziom podłogi.
   Kiba nie był jej dłużny i także wstał, podpierając dłonie na stole. 
   - Jeśli ja osiągam poziom podłogi, to ty już dawno przekopałaś się przez jądro ziemi - odparował.
   Parsknąłem śmiechem, urzeczony tym przedstawieniem. Zresztą, nie tylko ja zareagowałem w ten sposób - wszyscy przy stole byli równie rozbawieni. Tylko Kiba i Ino próbowali pozabijać się wzajemnie wzrokiem.
   - Uspokójcie się - przerwała wreszcie Tenten, wykładając się na klacie Nejiego. - Ludzie na was patrzą.
   Mało tego, dama siedząca na moich kolanach była zszokowana całym zajściem. To tylko argumentowało moje słowa dotyczące tego, że zadaję się z idiotami. 
   - Pocałujcie się na zgodę - poleciła cynicznie Sakura.
   Spoglądnąłem na nią. Przymknęła oczy i uśmiechała się kpiarsko, nie zważając na to, że parka automatycznie zbuntowała się przeciw niej. Wyglądała na znacznie spokojniejszą, niż się spodziewałem. Kiedy tylko uniosła powieki i nasze spojrzenia się spotkały - nie zdecydowała się uciec. Mało tego, nie biła od niej żadna niechęć ani żądza mordu. Po raz pierwszy nie byłem w stanie odczytać, co chodzi jej po głowie.
   - Hej, Sasuke - bąknął blondyn. Jak zwykle musiał przerwać. Przeniosłem na niego wzrok, ale gdy zobaczyłem, że jest cały w piwie, tylko lekko rozchyliłem usta. - Pomożesz mi z tym?
   Nie zorientowałem się, o co mu chodzi, dopóki nie zaczął machać paczką chusteczek higienicznych.
   - Ocipiałeś do reszty - stwierdziłem.
   Zbulwersował się.
   - To się pieprz - krzyknął, a zaraz potem zaczął opuszczać towarzystwo, zapewne w celu udania się do łazienki.
   Co za kretyn.
   Nim zdążyłem wrócić wzrokiem do Sakury, ktoś zaczął smyrać mnie po ramieniu od tyłu. Obróciłem głowę i dostrzegłem te same, zielone tęczówki, w które wpatrywałem się wcześniej.
   - Możemy chwilę porozmawiać?
   Unikała mnie przez cały tydzień, mamrocząc pod nosem, że jestem łajdakiem i jeśli już uraczyła mnie spojrzeniem, to raz, że nigdy nie patrzyła w oczy i dwa, zawsze robiła to z toną jadu. Nawet jeśli chciałbym poczęstować ją ripostą, to byłem zbyt zaintrygowany, żeby to zrobić.
   - Czemu nie - wypaliłem jedynie, podnosząc się wraz ze swoją towarzyszką. Umyślnie przejechałem dłonią po jej talii i wymusiłem szelmowski uśmiech. - Zaraz wracam - obiecałem, muskając ustami kącik jej ust.
   Te gierki zawsze działały.
   Kilka sekund później maszerowałem z Sakurą wzdłuż balkonu. Chciała chyba dojść do samego końca, żebyśmy mieli jak najmniej gapiów. Nie, żebym oczekiwał czegokolwiek nieprzyzwoitego z jej strony. Nawet, jeśli jej długie nogi poruszały się z taką gracją, a sukienkę podnosiła się nieznośnie z każdym powiewem.
   Zatrzymała się dopiero przy barierce, o którą oparła przedramiona. Spróbowałem przybrać obojętną minę, chociaż naprawdę ciekawiło mnie, co ma do powiedzenia. Stanąłem tuż obok i wbiłem w jej profil wyczekujące spojrzenie, aczkolwiek tęczówki kobiety wodziły po całym klubie.
   - Nie będę bawić się w zbędne wstępy, dobrze? - mruknęła cicho. - Wiesz, kto był tajemniczym świadkiem na rozprawie Itachiego?
   Zastygłem w bezruchu, nie spuszczając z niej wzroku. Przez dłuższą chwilę miałem wrażenie, że źle usłyszałem, albo że coś jej się pomyliło. Skąd niby Sakura wiedziała o Itachim? Skąd wiedziała o szczegółach jego rozprawy? Naruto? Mocniej zacisnąłem dłoń na barierce, jednocześnie postanawiając, że go zabiję i myśląc, jaki kit jej wcisnąć.
   Nim jednak zdążyłem to zrobić, odwróciła się przodem do mnie. Przypominała mi teraz moją mamę - podparła dłoń na biodrze i wpatrywała się we mnie, jak zniecierpliwiony rodzic w niegrzeczne dziecko.
   - Itachi nic ci nie mówił? - zagaiła, żeby zaraz westchnąć. - Myślałam, że dał ci znać. Jestem jego nowym adwokatem.
   Jego nowym adwokatem? Ze wszystkich, pieprzonych adwokatów na całym, pieprzonym świecie adwokatem mojego brata została akurat różowłosa potwora? Nie potrafiłem pojąć, dlaczego w ostatnim czasie los sprzysiągł się przeciwko mnie.
   - Dlaczego?
   Nie wyglądała na zaskoczoną tym pytaniem.
   - Nie myśl sobie, że przez ciebie. Znalazłam jego akta i ta sprawa mnie zainteresowała. Jego brat miał ponoć być współwłaścicielem UC - zauważyła, lekko przekrzywiając głowę. - Nie możesz mnie winić, że się nie domyśliłam. Dopiero on mnie dzisiaj uświadomił.
   Nawet, gdybym próbował zarzucić jej kłamstwo, to wiedziałem, że mówi szczerze. Nauczyłem się o niej na tyle dużo, iż potrafiłem dostrzec, kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę. Tym razem była całkowicie szczera i poniekąd miała rację. Nie mogłem winić jej za to, że niczego się nie domyśliła.
   - Droga panno adwokat - zniżyłem z irytacją głos. - Czy ma panna pojęcie, że nawet Sasori odpuścił sobie tę sprawę?
   Uśmiechnęła się drwiąco.
   - I to niby znaczy, że ja także mam to zrobić? Daruj sobie, już kilka osób próbowało mnie do tego przekonać - zapewniła.
   Domyślałem się, że chodziło przede wszystkim o Sasoriego i Itachiego. Przez dłuższą chwilę toczyłem z nią hardą wojnę na spojrzenia, ale nie miałem szans. Widziałem znajomą nieustępliwość, a jej tęczówki niemalże błyszczały z podniecenia. To już na początku skreślało moje szanse odwiedzenia jej od tego pomysłu.
   Miałem rację. Im bardziej się od niej oddalałem, tym bardziej nas do siebie przyciągało.
   - Co chcesz wiedzieć? - skapitulowałem.
   Ucieszyła się jak małe dziecko, co nieco mnie rozbawiło.
   - Świadek - odpowiedziała. - Itachi powiedział, że nikt nie wie, kto nim jest. Ty też?
    Niestety. Od ponad roku próbowałem się dowiedzieć, kim jest ,,przypadkowy przechodzień", który rzekomo widział mojego brata tamtego dnia. Miałem wiele opcji dotyczących tej kwestii - obstawiałem, że Madara komuś zapłacił, albo ktoś, kto faktycznie spowodował pożar, upodobnił się do niego tamtego dnia.
   - Nie wiem - przyznałem wreszcie.
   Przygryzła ponętnie wargę, na chwilę gdzieś odpływając. Po dowiedzeniu się o tym, że przejęła tę sprawę, powinienem tylko bardziej się od niej zdystansować. Tymczasem nie potrafiłem utrzymać wzroku na jednym punkcie. Napawałem się widokiem jej ciała w tej sukience - głębokim dekoltem, gładką twarzą i odsłoniętą szyją. Nawet przez chwilę nie żałowałem, że pocałowałem ją tydzień temu. Moje słowa dotyczące tego, że robiła to nieumiejętnie, kompletnie mijały się z prawdą. Fakty były takie, że jednym pocałunkiem zawróciła mi w głowie na tyle, że cały czas chciałem zrobić to ponownie.
   Tyle, że chcieć a móc to dwa, różne słowa.
   - W porządku - odezwała się wreszcie. - Więc póki co nie mam nic, co mogłoby mi pomóc. Twój brat nie jest zbyt wylewny.
   W tej sprawie na pewno nie.
   Kiedy tylko dostrzegłem, że już chce odejść, odruchowo złapałem jej nadgarstek i przyciągnąłem ją do siebie. Zdecydowanie zbyt blisko, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia.
   - Wiem, z kim rozmawiał przed dziewiętnastą.
   Może byłem idiotą, ale z jakiegoś powodu jej ufałem.
   Wyglądała na zaskoczoną, ale zaraz mięśnie jej twarzy na powrót się rozluźniły.
   - Wiesz? 
   Kiwnąłem powoli głową.
   - Z Obito. To nasz...
   - Wujek - przerwała. - Itachi trochę mi opowiedział.
   Wolałem chyba nie wiedzieć, ile to znaczy ,,trochę".
   - No właśnie. Tyle, że faktycznie zapadł się pod ziemię - poinformowałem niechętnie. - Znajdę go. Odszukałem Kakashiego, przyjaciela Obito. On może wiedzieć coś więcej.
   Ponownie obdarzyła mnie uśmiechem. Na moment się zapomniała i zjechała wzrokiem z moich oczu, do warg. Zanim jednak zdołałem zareagować w jakikolwiek sposób, odchrząknęła i się odsunęła.
   - Chodźmy już - zaproponowała. - Dasz mi znać, kiedy będziesz wiedział coś więcej.
   Wyminęła mnie i powoli zaczęła kierować się w stronę, z której tutaj przyszliśmy. Mogłem być cicho i wszystko sobie przemyśleć, mogłem też bez słowa ruszyć za nią, ale ostatnio zapominałem o myśleniu.
   - Czemu nie zrezygnowałaś?
   To było dla mnie niepojęte. Mój brat nie chciał współpracować, dodatkowo dowiedziała się, że jest moją rodziną. Normalnie rzuciłaby wszystko w cholerę.
   - Bo rozwiązanie jest niejasne, a wręcz nielogiczne - odparła luźno. Zaraz jednak odwróciła głowę, tak, bym mógł dostrzec jej profil. Unosiła kącik ust w subtelnym uśmiechu. - Poza tym, polubiłam Itachiego.
   Nie zrobiła tego specjalnie. Nie chciała być uszczypliwa, najprawdopodobniej nawet nie zdawała sobie sprawy, że w tych słowach może być coś złego. Ale było. Obijały się echem w mojej głowie tak intensywnie, że nie mogłem się ruszyć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nawiedziło mnie pewne uczucie. Zaborczość. 



***

   Skończyłam rozmawiać z Sasuke zaledwie godzinę temu, a już nie byłam w stanie wysiedzieć przy stole. Obserwując jego urodziwą towarzyszkę, a raczej ich tandem, miałam ochotę zwrócić dwa piwa, które zdążyłam wypić. Tym razem obiecałam sobie, że przystopuję i nie spiję się jak rozwydrzona nastolatka. Niemniej, miałam dość wszystkich umizgów, jakimi się obdarzali. Prawdopodobnie nie było to nic poważnego, ale nie miałam wpływu na swoją zazdrość. Nadal uważałam, że Uchiha jest łajdakiem. Nadal uważałam, że nie zasługuje na takiego przyjaciela, jak Naruto. Mimo wszystko, nie mogłam nic poradzić na swoje odczucia.
   To był jeden z powodów, dla których postanowiłam ulotnić się z towarzystwa i porwać ze sobą Naruto. Nadszedł najwyższy czas na to, żebyśmy porozmawiali. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio nie odzywałam się do niego dłużej, niż tydzień. Nawet, gdy wraz z Ino przeniosłyśmy się do USA, ja i Uzumaki znajdowaliśmy czas na częste telefony. Był nieodłączną częścią mojego życia, od kiedy spotkałam go w pierwszej klasie podstawówki. Potrzebowałam go i nie miałam na to wpływu.
   Zamówiłam u Hanabi trzecie piwo, tym razem z sokiem. Blondyn postawił na szklankę whisky z lodem, choć nie byłam w stanie pojąć dlaczego. Nienawidził jej. Zawsze narzekał, że jest gorzka. Jego zamówienie najwyraźniej miało zrobić na mnie wrażenie i pokazać, że traktuje tę rozmowę bardzo poważnie, a to akurat doceniałam.
   - Sakura-chan... - zaczął, gdy już siedzieliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę. - Jeśli chodzi o to, co widziałaś w Victroli...
   - Jestem nowym adwokatem Itachiego - przerwałam, nie siląc się na żadne wprowadzenie. - Dzisiaj widziałam się z nim pierwszy raz.
   Przeniosłam spojrzenie na swojego rozmówcę, od razu dostrzegając na jego twarzy dezorientację. Mówienie o tym było znacznie łatwiejsze po tym, jak poinformowałam Sasuke. Prawdę mówiąc, jego reakcja trochę mnie zaskoczyła - spodziewałam się gróźb, które mogłyby odciągnąć mnie od prowadzenia tej sprawy, tymczasem poddał się niemal od razu. Najwidoczniej naprawdę zależało mu na uwolnieniu brata.
   Naruto w końcu przyswoił sobie moje słowa i przełknął wolno ślinę.
   - Sasuke wie?
   Przytaknęłam.
   - Chcę tylko wiedzieć... - zaczęłam niepewnie, taksując spojrzeniem jego twarz. - Ta ustawka, to miało z tym cokolwiek wspólnego?
   Modliłam się o potwierdzenie. Pragnęłam, by miał jakąkolwiek wymówkę, którą byłabym w stanie zdzierżyć. Jak w innym wypadku miałabym pogodzić się z tym, co zaczynał robić ze swoim życiem? 
   - Po części - przyznał, wbijając wzrok w swoją szklankę. - Zakładam, że Itachi wspominał ci o jego zapędach.
   Nawiązywał do Sasuke. 
   - Co nieco - odparłam, przypominając sobie obietnicę, którą mu złożyłam. - To niczego nie usprawiedliwia, Naruto. Nie tylko zdecydowałeś się pomóc mu w jakiś głupi, wręcz nielogiczny sposób, ale też złamałeś naszą przysięgę.
   Był spokojniejszy, niż kiedykolwiek i wyraźnie zamyślony. Takie momenty w życiu Uzumakiego zdarzały się bardzo rzadko i zazwyczaj miały konkretne podłoże. Podejrzewałam, że jest w pewien sposób rozdarty i wcale mi się to nie podobało. Nie zamierzałam wywierać na nim presji.
   - Przepraszam - wydukał wreszcie, powracając spojrzeniem do mojej twarzy. W jego oczach dostrzegłam szczerą skruchę. - Czuję się koszmarnie z tym, że cię okłamałem, ale nie mogłem postąpić inaczej. Nie mogłem zostawić go z tym samego.
   Z trudem powstrzymałam się od prychnięcia. Zauważyłam, że częstotliwość wykonywania tego gestu wzrosła u mnie kilka razy, od kiedy poznałam Uchihę. 
   - Słyszysz siebie samego? - zapytałam ze złością. - Nie oszukałeś tylko mnie. Jest też cała reszta. Kiedy przypomnę sobie przerażenie w głosie Hinaty, gdy zadzwoniła do mnie tamtego dnia...
   - Przestań - wymamrotał błagalnie. - Wiem to wszystko. 
   Zamilkłam na dłuższą chwilę. Powoli zaczynałam rozumieć. Naruto był typem człowieka, który nigdy nie zostawiał swoich przyjaciół samych z ich problemami. Sama niejednokrotnie doświadczyłam jego wsparcia. Jeśli pomimo usilnych prób nadal nie wbił bliskiej osobie oleju do głowy, dawał sobie spokój i zmieniał taktykę - pomagał jej, nie bacząc na konsekwencje. W przypadku Sasuke widocznie było podobnie, choć jego pomysły były poniżej wszelkiej krytyki.
   - Dlaczego to robicie?
   Skrzywił się nieznacznie.
   - Nie mogę ci powiedzieć. Tylko Sasuke może to zrobić - wyjawił zwięźle, żeby zaraz wypuścić z ust haust powietrza. - Ważne, że to przynosi rezultaty.
   Z pewnością. Najgorszy sposób z możliwych przynosi pozytywne skutki w sprawie, o której nie mógł mi powiedzieć. Na nowo poczułam szczerą niechęć względem Uchihy.
   Przed oczami na nowo stanął mi obraz zakrwawionego oblicza Uzumakiego. Zakryłam twarz dłonią, próbując ukryć to, co się na niej dzieje. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, ile razy robili coś takiego podczas ostatnich dwóch lat. Nie chciałam poznać wymówek, które wykorzystywał przed Hinatą. Czułam swego rodzaju bezsilność, wiedząc, że nie zmienię sposobu bycia swojego przyjaciela. Jedyną rzeczą, a raczej osobą, na którą mogłam wylać swoją żółć, był Uchiha. Mogłam zaatakować go toną pretensji, chociaż wiedziałam, że to bezcelowe. Gdy tylko przypominałam sobie tamten dzień, moje serce na chwilę przestawało bić. Zapłakana Hinata, informująca mnie o tym, że Naruto jest w szpitalu, bo wdał się w bójkę. I godzina oczekiwania, nim oddzwoniła i powiedziała, że nic poważnego się nie stało. Sześćdziesiąt minut męki i niepodważalnego przerażenia. 
   Moje oczy zapiekły nieoczekiwanie, nim dałam radę to powstrzymać.
   - Nie robimy tego często - wznowił, chcąc najwidoczniej przerwać głuchą ciszę, jednak w tej samej chwili zabrałam swoją dłoń. Był w szoku, gdy zrozumiał, że płaczę. - Sakura-chan...
   Nic dziwnego. Zazwyczaj tylko go opieprzałam, ukrywając swoje emocje, jednak tym razem nie mogłam tego zrobić. Nie miałam wpływu na łomot swojego serca.
   - Ty idioto - wyszeptałam, mocniej zaciskając dłoń na materiale swojej sukienki. - Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że nie zawsze możesz się tak poświęcać? Kiedy zrozumiesz, że szczęście nie będzie dopisywać ci zawsze? 
   - Ja...
   - Zamknij się, teraz ja mówię - warknęłam ostrzegawczo, przestając hamować słoną wodę wypływającą z moich oczu. - Potrzebujemy cię, Naruto. Ja cię potrzebuję. I jeśli moja prośba, a wręcz rozkaz, żebyś przystopował z Sasuke czyni ze mnie egoistkę, to właśnie nią jestem! 
   Wysłuchiwał moich krzyków z pewną dozą harmonii na twarzy. Zanim jednak rozkręciłam się na dobre, niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i przytulił najmocniej, jak potrafił. Początkowo chciałam być twarda i się wyrwać, ale znajomy zapach i jego bliskość mnie od tego odwiodły. Naprawdę się o niego bałam.
   - Kocham cię, Sakura-chan - wychrypiał cicho.
   Oh, spróbowałby nie. Poddałam się chwili i mocniej wtuliłam twarz w jego ramię, próbując zatamować nieznośne strumienie. Jeśli ten bezmózgowiec sam nie potrafił się sobą zająć, to ja nie mogłam zostawić go z tym samego. Było zbyt wele osób, nawet poza mną, którym był niezbędny - chociażby Hinata.
   - Jeśli myślisz, że tym mnie zbyjesz, to...
   - Zamknij się - przerwał mi niecierpliwie. Jeśli zwracał się do mnie w ten sposób, oznaczało to, że pojawi się poważna atmosfera. - Nie zrobię tego nigdy więcej. Nie dlatego, że zgadzam się z twoimi słowami, albo zmieniam swoją życiową drogę.
    Uniosłam brwi, spoglądając w jego niewinne, błękitne oczy.
    - Więc dlaczego?
    Uśmiechnął się przeuroczo, odgarniając mi z twarzy kosmyk włosów.
    - Bo nigdy więcej nie chcę być kimś, kto wywołuje twoje łzy. Przez to znienawidziłbym siebie znacznie bardziej, niż przez zmienienie swojego podejścia do życia.
    Właśnie taki był Naruto. Naruto, mój ktoś więcej niż brat czy przyjaciel i nie mniej, niż ukochany. Był dla mnie kimś, dla kogo powinni wymyślić nowe określenie. Wiedziałam, że nie istnieje głębsza więź - tej nie dorównywała nawet moja przyjaźń Ino. Może i było to niezrozumiałe, ale jakże niezbędne. 



   ***


   Od godziny odtwarzałem sobie w głowie scenę, którą przypadkiem zauważyłem z balkonu. Zaintrygowała mnie na tyle mocno, że dopiero teraz tak naprawdę zacząłem zastanawiać się, na czym polega relacja głąba i potwory. Wiedziałem, że jest to przyjaźń, w dodatku - niezwykle silna. Gdy jednak zobaczyłem ich dzisiaj razem, zrozumiałem coś więcej. Ich więź nie była tylko zwykłą sympatią. Byli połączeni czymś jeszcze większym i bardziej niepojętym, niż to, co było pomiędzy mną i Naruto. Byłem skłonny stwierdzić, że jest to pewien rodzaj miłości. Nie, nie tej romantycznej, pomimo tego, że blondyn odwiecznie był w niej zakochany. Tutaj główną rolę grało zaangażowanie i bezwarunkowe oddanie. 
   Tak, to chyba najlepsze określenia tego stanu rzeczy.
   Niemniej, był to ostatni moment, w którym widziałem Sakurę na terenie klubu. Niedługo później Uzumaki wrócił na górę i oznajmił, że nie czuła się najlepiej i postanowiła wrócić do domu. Ja również zamierzałem się zbierać, szczególnie, że Yoshiko zaczynała się niecierpliwić, ale zostałem obarczony zadaniem specjalnym przez pijaną Ino. Sakura zostawiła w klubie teczkę, którą przywlokła ze sobą z pracy. Domyślając się, że może to być w jakiś sposób połączone z moim bratem, zgodziłem się na to, by jej ją podrzucić. Po kilku piwach krótki spacer dobrze by mi zrobił, a przecież mieszkanie dziewczyn znajdowało się jakieś sto metrów od Rendanu.
   Obiecałem swojej towarzyszce, że niedługo wrócę, uznając, że zanim doczołgałaby się tam w tych szpilkach, minęłoby zbyt dużo czasu. Sam pokonywałem właśnie ostatnie stopnie, które prowadziły na trzecie piętro. Przez myśl przeszło mi nawet pytanie, czy faktycznie udaję się tutaj tylko dlatego, że w teczce mogą być akta dotyczące Itachiego. Może z jakiegoś pokręconego powodu chciałem ją zobaczyć? 
   Nie, niemożliwe.
   Kilka razy zapukałem do drzwi, mając nadzieję, że potwora jeszcze nie położyła się do łóżka. Na moje szczęście, nie zrobiła tego. Byłem nawet nieco zszokowany, gdy otworzyła drzwi i nadal miała na sobie to samo, co w klubie.
   - To ty? - zdziwiła się, jednak zaraz jej wzrok powędrował w stronę teczki.
   Wcale nie zdziwiło mnie to, że w żaden sposób nie sprawdza przed otworzeniem, kto taki ją odwiedza. Po co być ostrożnym, prawda?
   - Jak widać - odparłem zgryźliwie.
   Na jej twarzy bardzo szybko pojawiła się irytacja.
   - Z całym szacunkiem, Uchiha, ale to, że z tobą rozmawiałam nie oznacza, że między nami się coś zmieniło - poinformowała, podpierając biodro dłonią. - Zrobiłam to tylko ze względu na Itachiego.
   Nawet przez moment nie pomyślałem inaczej.
   - Z całym szacunkiem, prostaczko - zironizowałem, machając niedbale teczką. - Ale przyszedłem tu tylko dlatego, że twoja pijana przyjaciółka mnie o to błagała.
   Po jej twarzy przeszedł cień zażenowania, gdy wspomniałem o nietrzeźwej Ino. Mogłem pokusić się na jakąś ripostę w stylu ,,może nauczyła się pić od ciebie", ale dałem sobie spokój.
   Wyrwała akta z mojej dłoni i zadarła podbródek.
   - Miłego wieczoru - syknęła.
   - Sasuke?
   Już miała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, gdy gwałtownie zatrzymałem je ruchem dłoni. Moje tęczówki przeleciały po pomieszczeniu w poszukiwaniu właściciciela głosu, który bardzo dobrze znałem. I dostrzegłem go po chwili - idącego od strony łazienki. Co on tutaj, kurwa, robił? Z nią? Sam na sam?
   - Sasori - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
   Moje ciało znowu ogarnęło to samo uczucie, które pojawiło się wcześniej w klubie. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

O losie, no i jest!
Jak mówiłam wcześniej, teraz rozdziały mogą pojawiać się co dwa tygodnie - niestety, ale do końca zostały dwa miesiące, a ja chcę mieć wyższą średnią, niż na półrocze. Dlaczego nie być kujonem w II LO? Za rok czeka mnie matura, a samo myślenie o tym mnie przeraża <333

Uwielbiam wasze komentarze i rozważania dotyczące opowiadania :D Ostatnio przeważało głównie zdziwienie dotyczące Naruto i ustawek, ale cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć :> To opowiadanie jest inspirowane kilkoma rzeczami, których wam nie zdradzę, ale w których widuje się sporo adrenaliny i zero grzecznych osób, więc! Może zaskoczę was jeszcze nie raz :D 

Tak czy siak, oby wam się spodobało :)
Buziaki!
   

15 komentarzy:

  1. Cudny blog. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Gdy Sakura powiedziała Sasuke że polubiła Itachiego stwierdziłam że uwielbiam jak ten gbur jest zazdrosny, a ta końcówka z Sasorim mm po prostu cudo *.*
    Życzę więcej takich wspaniałych notek ( Podsumowując wszystkie są wspaniałe. Przy każdej mimika mojej twarzy ulega zmianie kilkakrotnie )

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, jak zawsze - melduję się jako jedna z pierwszych! :D
    Powiedz mi, dlaczego zawsze, jak czytam rozdziały na tym blogu to wydaje mi się, że są za krótkie? Ciągle chcę więcej i więcej, to uzależniające!
    Więc tak, strasznie podobało mi się to, że gdy Sasuke miał na swoich kolanach tamtą dziewczynę to Sakura była taka normalna... Jakby jej to nie obchodziło. A potem gdy rozmawiała z nim na temat Itachiego, nie wdawała się w zbędne dyskusje i nie rumieniła się milion razy na sekundę. To mi się podobało.
    A zakończenie idealne! Jak mi się marzyło, żeby Sasori i Sakura byli w takiej sytuacji sam na sam. I jeszcze Sasek ich zobaczył! Kurde, ten moment najbardziej mnie podjarał.
    Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział. Także weny, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdrosny Sasuke! ^^
    Fajnie, że polubiła się z Itachim, a szczególnie podobało mi się to jak powiedziała, że załatwiła widzenie tamtej dziewczynie. :D
    Ogólnie podobało mi się jej dzisiejsze zachowanie.
    Zazdroszczę Sakurze takiego przyjaciela jak Naruto, serio. No bo kto nie chciałby takiego?
    Tak naprawdę to najbardziej lubię perspektywę Sasuke. A szczególnie jak widzę, że myśli o Sakurze, albo jest zazdrosny. :D
    Weny! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no po prostu genialny !! GENIALNY rozdział !!
    Uwielbiam relacje Sakury z Itachim oby było ich więcej, Itachi zawsze był przyjaźnie nastawioną postacią, bynajmnie tak mi się zawsze kojarzył :). Co do Saska nie sądziłam że przyjmie tak gładko że teraz Sakura przejmuje stery co do Itasia ;D. No a końcówka nie powiem trzyma w napięciu !!! :) No i jak można przerywać w takim momencie noo !!;pp
    No a co do nexttt .. zmiescisz sie w 2 tyg jak pisalas ????? :))))))
    Nie mogę się doczekać !!! Niby takie długie a tak szybko się czyta ;(
    Życzę ogromnej dawki Weny !!! :*****

    OdpowiedzUsuń
  5. Uzależniłaś mnie dziewczyno... Cały czas wchodziłam przez ostatni tydzień na bloga i sprawdzałam, jak stoją procenty. Wczoraj już przeczytałam rozdział... więc wypadałoby go skomentować.

    Przede wszystkim nie spodziewałam się, że Sasuke zareaguje tak łagodnie na to, że Sakura zajęła się sprawą Itachiego. W dodatku... Kurcze, ten Itachi to całkiem sympatyczny koleś. Tylko jakoś tak ta "cytata" laska mi do niego nie pasuje. Owszem, może jest ładna, ale mam wrażenie, że to jakiś plastik. XD Może dlatego, że jej opis dla mnie jest zbyt wyidealizowany.
    Mimo tego, podobało mi się, że się jednak trochę otworzył i zrelacjonował wszystko Sakurze. Ja tak samo jak Sakura pomyślałam, że osobą która ich podpaliła jest Sasuke... Ale w sumie też pod to podchodzi mi też dziewczyna Itachiego lub rzeczywiście ktoś kogo wynajął Madara.
    Scena z Naruto jest uroczaaa <3 Chociaż ja też bym normalnie nie wytrzymała przy takim psychicznie. Nie dziwię się, że Sakura się rozpłakała. Ale cieszę się, że Naruto obiecał jej, że już nie będzie chodził na ustawki i mam nadzieję, że będzie się tego trzymał. Lubię relacje między nimi, no! <3 Zwłaszcza, że ostatnio strasznie shippuję NaruSaku (choć nie tak bardzo jak SS, nie oszukujmy się XD).
    I ostatnia scena! Taki zonk normalnie. Sasoooooooori!
    Ej, ja nie chcę, żeby Sasek mu coś zrobił. Saso jest w porządku. xD Po za tym, przecież Sakura nie jest dziewczyną Sasuke, więc to by było trochę nie halo, jakby tak się rzucił na niego z pięściami. :>
    Kurcze, każdym rozdziałem się tak jaram, że oesu! Uwielbiam ten blog i twój styl! <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    Życzę weny! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z punktu widzenia Sakurci, a ona idealizować lubi <3
      Chociaż teraz sądzę, że wszystko się zgadza :D Kobietka już się kiedyś pojawiła - podczas rozmowy z Saskiem ;>

      Usuń
  6. Super opowiadanie <3 Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Będą się bić!
    Dobra, pewnie nie, ale byłoby fajnie ^^

    Sakura zajmuje się sprawą Itachiego. No i prawidłowo. Ktoś musi go zmusić żeby wreszcie powiedział prawdę. Choć jednak obstawiam, że szybko to się nie zdarzy ;c Sasek zanim znajdzie Kakashiego, to zajmie hohoho, pewnie dużo czasu.
    Jeszcze ta dziewczyna u Itachiego. Wyżej napisałaś, że ona już kiedyś się pojawiła. Obstawiam Ayę.
    Albo nie, nie. To ta dziewczyna co była z Itachim ale się zwinęła... Chyba. Coś mi świta, ale nie za bardzo wiem co xd
    Naruto i Sakura to trochę, jakby mieli jedną duszę w dwóch ciałach. Nie są do siebie kompletnie podobni i czasem się kłócą, a na dodatek Sakura bije Naruto (znaczy tak delikatnie xD), ale bez siebie żyć nie mogą. Podoba mi się ich relacja <3
    Szczerze mówiąc, myślałam, że jak Sasuke dowie się, że Sakura zajmuję się sprawą Itachiego to zacznie ją od tego odciągać, a tu niespodzianka! Nawet mówi jej parę nowych rzeczy. Się chłopak zmienia ;3
    Końcówki się nie spodziewałam. Sasori u Sakury, hmm... ciekawe co tam robi .-.
    Pewnie bić się nie będą (a szkoda), ale mała kłótnia, czemu by nie ;D
    Aaaa w więzieniu, jak Saku była u Itachiego to było, że Uchiha i Saso się znają. Czyżby Akatsuki wkrótce się dołączyło?
    Mam nadzieję, że tak <333

    No to, zostało mi tylko czekać na następny rozdział...
    Weny, weny i jeszcze raz weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Baddie, dziewczyno, zaprawdę powiadam Ci, że uzależniasz. I jest to wspaniałe uzależnienie :)

    Ale zanim komplementy i tak dalej, to:
    Trafiłam tu przez Sasame, chociaż jak się potem okazało, adres znałam już dużo wcześniej, już wcześniej tu byłam, kiedy jeszcze żaden rozdział się nie pojawił. Sasame poleciła Cię jako dziewczynę, która "kiedyś pisała ShikaTema" - to mnie zaciekawiło. Dlatego tu weszłam i w pierwszej kolejności szukałam wiadomości o tym blogu, jako zagorzała fanka tegoż paringu. Znalazłam je w zakładce "O mnie" i czego się dowiedziałam? Że, do cholery ciężkiej, Ty Baddie, to Kina z [troublesome-situation]! Że Ty, właśnie TY, jesteś tą samą osobą, która najpierw mnie zachwyciła, a potem brutalnie złamała mi serce, porzucając bloga, który sprawił, że sama założyłam swojego. Boże no, dziewczyno! Ty sobie nie zdajesz z tego sprawy, ale szablon na TS strasznie mi się nie podobał i pewnego dnia wpadłam na głupi pomysł, że JA - wtedy kompletny żółtodziob w robieniu szablonów - zrobię Ci nowszy szablon XD I zrobiłam! Specjalnie nawet stworzyłam do tego bloga, nagłówek wciąż mam na dysku, gdybyś chciała zobaczyć xd Jednak nie wysłałam Ci go, bo:
    1) wstydziłam się do Ciebie odezwać
    2) wstydziłam się tego marnego szablonu, bo jednak nie wyszedł najlepiej xd
    3) POPEŁNIŁAŚ ZBRODNIĘ I ZAWIESIŁAŚ BLOGA!
    To mnie załamało, ale szybko się podniosłam i dzięki Tobie powstały blog nie poszedł na marne - założyłam moje [troublesome--love], ponieważ po 2-3 latach nieobecności w blogosferze na nowo pokochałam ShikaTema właśnie DZIĘKI TOBIE! Zatem z tego miejsca chciałabym Ci podziękować: DZIĘKUJĘ, BADDIE! W pewien sposób zmieniłaś moje życie na lepsze :)

    No dobra, to skoro się już wyżaliła i opowiedziałam Ci niemal historię swojego życia, to czas przejść do tego opowiadania :P

    Oczarowałaś mnie nim, naprawdę. Tak naprawdę ciężko mi stwierdzić, czy sama fabuła jest oryginalna - trochę tak, trochę nie. Ale pośród tylu innych blogów trudno o oryginalność. Twój blog ma jednak w sobie coś, co strasznie przyciąga. I jest to Twój lekki styl pisania, w który można się wczytywać i wczytywać, oraz niesamowity humor. Serio, wiele razy rozwaliłaś mnie tekstami Sakury, czy kogoś innego xd W dodatku to, jak opisujesz relację całej Ekipy z Rendanu! Przyjaźń, która przetrwała lata rozłąki. Ten temat jest mi niesamowicie bliski, bo sama, trenując niegdyś koszykówkę, miała swoją "paczkę",z którą w pewnym momencie urwał mi się kontakt. Jest to co prawda coś innego - Ino i Sakura wyjechały, a my mieszkamy wszyscy na terenie kilku miejscowości xd Niemniej kontakt się urwał na czas liceum, a na studiach znowu odżył i znów jest po staremu, zupełnie jak z Ekipą z Rendanu. Dlatego KOCHAM ich jako całość, masz za to u mnie tak gigantyczny plus, że sobie nawet nie wyobrażasz! Są przedstawieni bardzo, bardzo naturalnie, a to się chwali :)

    Dobra, dalej (uwaga! komentarz może być chaotyczny xd)...

    Ino&Kiba: Normalnie nie lubię Yamanaki od najmłodszych lat, ale jest kilka opowiadań, w których bardzo ją lubię (szczególnie wtedy, gdy jest odgrodzona od Shikamaru grubym murem przyjaźni). Tutaj również ją polubiłam i powiem więcej! Wątek jej i Kiby szalenie mi się podoba, tak samo jak te ich kłótnie, docinki, no miodzio :3 Tylko czekam na to, aż wylądują z sobą w łóżku, hue hueeee A scena, gdy grali w "nigdy nie"? Najlepsza ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ♥Shikamaru&Temari♥: O boże! Gdybym mogła, wycałowałabym Ci za nich stopy *--* Przedstawiasz ich dokładnie tak, jak lubię najbardziej, no i jeszcze ich zaręczyny! ♥♥♥ Ojeojejojeeeeej! ♥♥♥ Niestety też w takich chwilach żałuję, że nie prowadzisz bloga właśnie o nich - czy jest chociaż najmniejsza szansa, że kiedykolwiek powrócisz do TS, albo założysz nowego bloga? Proooszeeee, tak dla mnie ♥ Albo chociaż partówkę?
      A! Jeszcze jedno! Oczy Temari - dzięki Tobie znalazłam kolor, którego szukałam przez całe życie: malachit. Zawsze mówiłam/pisałam, że jej oczy są morskiego koloru/koloru morza/ciemnego turkusu... Ale malachit. Tak, to zdecydowanie ten właściwy kolor ♥
      Podoba mi się też relacja Temari i Sasuke ♥ Co jeszcze genialnego wymyślisz? Zniecierpliwiona czekam na więcej scen z nimi!
      (tyle serduszek, tyle miłości!)

      Sakura&Naruto: mam słabość do przyjaźni damsko-męskich *-* Obecnie szczególnie, bo jestem niemalże świeżo po przeczytaniu "Love, Rosie" i, no, taka przyjaźń jest po prostu wyjebista i chyba każda kobieta o takiej marzy xd Kolejny plus! (no kto by się spodziewał?)

      Sakura&Sasuke: Okej, nie jestem ich największą fanką na świecie, ale przez ostatnie rok-dwa naprawdę ich polubiłam, szczególnie Sakurę. I właściwie czytam o nich całkiem sporo blogów (bo o ShikaTema nie ma fajnych T^T), więc generalnie nie przeszkadza mi, że to oni są głównym wątkiem. Musisz mi jednak wybaczyć, ale nie zamierzam się nad nimi rozwodzić, że "obożeobożekrewmiznosapoleciałajaksiepocałowali!!!!" czy coś w tym stylu. Ich relację uważam za naprawdę ciekawą, szczególnie w ostatnich 2-3 rozdziałach. To, jak Sakura zarzuciła Saskowi, że przez niego Naruto chodzi na ustawki i że jest najgorszym, co mogło mu się przydarzyć... przyznam, że nawet mi wtedy serducho zadrżało ze współczucia. Mimo że Uchiha rzeczywiście bywa bezuczuciowym potworem. No ale tym bardziej mnie zdziwiło, że po rozmowie z Itachim Sakura tak szybko zmieniła nastawienie - myślałam, że będzie ukrywać przed Sasuke, że broni jego brata i w ogóle, nadal będzie go unikać jak ognia. Nie ma co, potrafisz zaskakiwać, Baddie :D I tak, Sasoriego w mieszkaniu Sakury również się nie spodziewałam xd

      Dobra, będę kończyć, bo i tak komentarz wyszedł mi strasznie długi ._.
      Jest jeden tekst, który rozbawił mnie niezmiernie swoją prostotą i szczerością:
      "Przecież równie dobrze radziłam sobie sama, nie? Nie? Nie."
      ♥♥♥ NIE XD ♥♥♥

      Pozdrawiam, ściskam i czekam na następny rozdział, bo uroczyście oświadczam, że zostaję tu na dłużej!
      BUZIAKI :**

      P.S. O fuck! Limit znaków w komentarzu wyskoczył mi po raz pierwszy od dawna! Bądź z siebie dumna, bo niegdyś tylko Nikiro (znaczy się Akemii :v) potrafiła tego dokonać ♥

      Usuń
    2. Żartujesz?! Poważnie, to ja zainspirowałam cię do powrotu do blogosfery? Jezz, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ,,zrobiłaś mi dzień"! :D Tym bardziej, że (o losie, błędne koło) sama wróciłam do pisania przez blog Akemii i twój, kurczę! Znaczy miło mi, że podobało się troublesome, ale tam nie wrócę (nadal kocham ShikaTema i są moimi OTP forever ever, ale tamten blog wydaje mi się po dwóch latach dosyć słaby, co nie zmienia faktu - jakiś pomysł mam na nich mam ewentualnie, ale to jeszcze zobaczę - będziesz mi musiała dla nich pyknąć wtedy szablon!) - za to tu zostaję z pełną świadomością.

      I chciałam ci powiedzieć, że jesteś głupia, że się nie odezwałaś! Nie wolno tak! A nagłówek sama chętnie zobaczę, więc wal na gg (8251414) bo fejsa jeszcze Baddie nie założyłam iii w sumie tam dłużej pogadamy, żebym nie spamowała!

      Dziękuję ci pięknie, jeeej <3 Jak mi miło :D

      Usuń
    3. No poważnie, poważnie! Byłaś jednym z trzech przyczyn, przez które wróciłam do pisania, albo raczej jedną z 3 osób :P I naprawdę mam nadzieję, że słowa o nowym opu ShikaTema to nie tylko czcze gadanie! Proszę, poważnie to rozważ, to zrobię Ci taki szablon, jaki tylko będę najlepszy potrafiła zrobić :D Nawet użyję obrazków z mojej skrabnicy dyskowej, a uwierz, mam tam najlepsze rysunki ShikaTema ever XD

      Napisałam do Ciebie na gg, mam nadzieję, że pogadamy ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. za mało Sasoriego, tak wiem, wiem to SasuSaku, ale uwielbiam jego postać :D z niecierpliwością czekam na następną :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nienawidzę Cię, po prostu nienawidzę ! Jak mogłaś skończyć akurat w takim momencie !? Powiedz mi, jak ?
    Bloga przeczytałam jednym tchem, nie żartuję. Zajęło mi to pół dnia i szczerze się zdziwiłam, że na dworze jest już ciemno. TWÓJ BLOG PO PROSTU WCIĄGA.
    Masz lekkie pióro. Z łatwością "przerzucasz" się między myślami głównych bohaterów i genialnie to opisujesz. Podoba mi się to ^^ . W dodatku z napiętej sytuacji jednym zdaniem potrafisz zmienić to w niezłą komedię - rozdział z lampką nocną sprawił, że poplułam cały monitor. Muzyka idealnie pasująca do poszczególnych scen, zawsze włączałam sobie muzyczkę. No i, dzięki Tobie The Pretty Reckless zyskał nową fankę.
    Jednak najbardziej ze wszystkiego podoba mi się fakt, że zachowałaś charakterystyczne (nie wszystkie, ale jednak) cechy bohaterów. Sasuke od początku był wrednym arogantem, którego wszyscy ubóstwiali, Sakura upartą, impulsywną i bystra dziewczyną- za co ją kocham oczywiście. Naruto, to Naruto. Itachi <3 Sasori ^^ . Temari, Nara, Neji... wszyscy jakby zostali wyrwani prosto z mangi i przeniesieni prosto do Twojego dzieła. W dodatku ich relacje, po prostu świetne - Sasuke i Temari, Sakura i Naruto, a przede wszystkim Sasusaku < 3 .
    Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością, będą tu często zaglądać.


    Weny, kochana : *

    OdpowiedzUsuń
  11. Znalazłam twojego bloga dopiero teraz, ale odrazu przeczytałam wszystkie rozdziały bo tak mnie wchłonął że nie wiem. Uwielbiam twój styl pisania, jest lekki i zrozumiały, z nutą humoru i tajemnicy, coś co dosłownie mnie przyciąga. Sama fabuła jest naprawdę świetna, każdy wątek, każda postać, każde zachowanie, każde jedno zdanie, jest niebanalne. Wszystko jako całość jest cudowne, przyjemne i nie przesadzone. Fakt, że piszesz z perspektywy dwóch różnych bohaterów to mistrzostwo!
    To jak zbudowałaś postacie podpierając się uniwersum mangi jest świetne, momentami widać naprawdę duże powiązania zachowań i to mi się strasznie podoba!
    Gdy czytałam początek odrazu zauważyłam że właśnie to opowiadanie się wyróżnia, ma to "coś" w sobie co ciągle trzyma czytelnika w napięciu.
    Jak dla mnie jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie w życiu czytałam, jeśli zaś chodzi o opowiadanie powiązane z Naruto to nie ma ono zdecydowanie konkurencji, wszystko tak jak powinno być!
    Mam nadzieję, że nie stracisz weny i nie zrobisz sielanki i monotonii. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!!!
    ~Asia - nowa, wierna czytelniczka, która bardzo ale to bardzo cię uwielbia! :*:*:*

    OdpowiedzUsuń