piątek, 8 maja 2015

#10 Tego nie powiedzialem




   Przez chwilę w pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Wpatrywałem się w Sasoriego nawet nie starając się ukryć rozeźlenia, ten z kolei wyglądał na zaskoczonego. Który normalny szef odwiedza swoją pracownicę w mieszkaniu w piątkowy wieczór? Szczerze wątpiłem, by nie miał żadnych poważniejszych zamiarów. Próbowałem sobie wmówić, że moje kolejne poczynania są spowodowane jedynie męską powinnością - musiałem bronić jej cnoty. I to by było na tyle.
   - Nie, żebyś mi przeszkadzał - odezwała się ponownie, przyciągając mój wzrok. - Ale zdecyduj się, czego chcesz. 
   Chciałem zostać w jej mieszkaniu i pilnować tego bezwstydnika. Gdy tylko myślałem o tym, że mógłby dotknąć jej w jakiś nieprzyzwoity sposób, trafiał mnie przysłowiowy szlag. Nie mogłem jednak dać jej satysfakcji i tego przyznać. Przymknąłem powieki, żeby uspokoić emocje i postarałem się o jakąś dobrą wymówkę.
   - Masz moją bluzę?
   Zdumiała się, ale krótko dawała to po sobie poznać. Zaczęła mamrotać coś pod nosem, a zaraz potem skierowała się do swojej sypialni. Wykorzystałem sytuację i wszedłem do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. 
   Mina Sasoriego zrzedła niemal natychmiast.
   - Co ty robisz?
   Oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce na klacie.
   - Odwiedzam swoją dobrą znajomą - odparłem luźno, choć nadal byłem zirytowany. - Podobnie jak ty.
   Jego wzrok zmienił się drastycznie - z łagodnego na nieprzychylny. Nigdy nie byłem z Sasorim aż tak blisko, ale bez problemu potrafiłem wyczuć jego zamiary. Szczególnie, jeśli chodzi o kobiety. Był leniwym szatanem i z pewnością nie był na tyle pracowity, żeby poświęcać się papierom w piątkowy wieczór. Dla niego była to po prostu łatwa wymówka do spotkania z Sakurą.
   - Ja przynajmniej zostałem zaproszony.
   Prychnąłem.
   - Zostać zaproszonym, a się wprosić, to nie to samo - spostrzegłem.
   Wiedziałem, że go nie zaprosiła, bo sama miała wcześniej zaplanowany wieczór.
   - I kto to mówi? - mruknął z ironią.
   Nim cokolwiek odpowiedziałem, Sakura wróciła do pomieszczenia z moją częścią odzieży w dłoniach. Gdy zauważyła, że pozwoliłem sobie wejść, zdawała się być nieco zagubiona.
   - Nie zdążyłam jej wyprać...
   - Załóż ją - rozkazałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie miałem zamiaru pozwolić na to, by oglądał jej ciało w kusej sukience. - Jest zimno.
   Nic nie zrozumiała.
   - Jesteśmy w domu. Tutaj jest minimum 26 stopni - stwierdziła, wywracając teatralnie oczami. - Możesz mi wytłumaczyć, co robisz?
   Mogłem. Szkoda tylko, że nie zdążyłem wymyślić niczego wiarygodnego.
   - Trochę wypiłem, więc nie mogę jeszcze wsiąść za kierownicę - odpowiedziałem wreszcie, odchodząc spokojnie od ściany. Zatrzymałem się dopiero przy stoliku stojącym przy balkonie, który po obu stronach miał ławeczki. Bez wahania rozsiadłem się na jednej z nich. - Pomyślałem, że mogę trochę posiedzieć u ciebie. W klubie zaraz namówiliby mnie na kolejne piwa - dodałem klarownie.
   Przez krótką chwilę panowała grobowa cisza. Spodziewałem się, że potwora zaraz pokaże swoje mniej sympatyczne oblicze, ale ona zdecydowała się tylko na głębokie westchnienie. Jeden do zera dla Uchihy.
   - Mam gościa - bąknęła ze skrępowaniem.
   Wzruszyłem nieporadnie ramionami, po czym przeniosłem swoje spojrzenie na duet stojący przed wejściem do przedpokoju. Zdobyłem się na uśmiech, który chyba nieco za bardzo wyrażał, jak zadowolony z siebie jestem.
   - Ja i Sasori się znamy, nie będzie miał nic przeciwko - powiadomiłem, wiercąc wzrokiem dziurę w jego twarzy. - Powiedz jej.
   Spróbowałby zaprzeczyć. Przez kilka sekund nie odezwał się słowem, najpewniej próbując myśleć nad innymi opcjami, ale ich nie odszukał. 
   - Tak, znamy się - potwierdził wreszcie, choć w jego głosie wyczułem tonę niezadowolenia. - Niech zostanie, jeśli tak mu zależy.
   Zbulwersowałem się, choć starałem się tego nie okazywać. Pieprzony lizus. Dokończył swoją wypowiedź z taką łaską, że miałem nieodpartą chęć, żeby dać mu w mordę. Uznałem jednak, że robienie burdy w czyimś mieszkaniu byłoby niestosowne.
   Haruno nie zgłaszała już żadnych sprzeciwów. Była chyba zbyt zszokowana obrotem sytuacji, ale ostatecznie znała mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że odgadnięcie moich zamiarów jest praktycznie niemożliwe. Skierowała swoje kroki do kuchni, żeby - niczym przykładna gospodyni - zrobić nam herbatę, podczas, gdy Akasuna usiadł naprzeciwko mnie. Pięć minut oczekiwania na gorące napoje minęło jak kilka sekund, jako, iż żaden z nas nie odezwał się słowem. Próbowaliśmy tylko wzajemnie pozabijać się na spojrzenia, ale u facetów to normalne. Przynajmniej niektórych. Ja i Naruto robiliśmy tak na co dzień.
   Kiedy już ustawiła trzy kubki na blacie stolika, zajęła miejsce obok Sasoriego. Prawdopodobnie nie chciała zrobić nic złego, ale w moim mniemaniu sytuacja stała się tylko bardziej napięta. O ile samo to, że usiadła tam mógłbym zdzierżyć, tak kpiarskiego uśmiechu Akasuny nie zamierzałem tolerować.
   - Skąd się znacie? - zagaiła, próbując przerwać ciężką atmosferę. - Nie, chwila. Pewnie od wtedy, gdy byłeś adwokatem Itachiego, tak? 
   Zerknęła na jego, jednak ten tylko pokręcił głową.
   - Chodziłem z jego bratem do gimnazjum i od tamtej pory trzymaliśmy się w jednej paczce - wyjaśnił pokrótce, przenosząc wzrok na mnie. - Kiedy poznałem Sasuke, był tylko wpieniającym szczeniakiem, który wszędzie chciał łazić z Itachim. 
   Próbowałem być grzeczny, ale on sam mnie prowokował.
   - Sasori z kolei był tym z kumpli mojego braciszka, który zawsze zgrywał dorosłego - mruknąłem, nieco się rozluźniając. - Nadal próbuje to robić, czyż nie?
   Potwora chyba wreszcie zaczynała wyczuwać napiętą atmosferę między naszą dwójką, bo zaśmiała się nerwowo. Kiedy prowadziłem z nim twardą wojnę na spojrzenia, zaczęła bawić się łyżeczką do herbaty. Zawsze próbowała znaleźć sobie zajęcie, bo wtedy lepiej było jej wpadać na różnego rodzaju pomysły. Przypuszczałem, że chce nas nieco utemperować, tylko nie wie jak.
   - Więc, co tutaj robisz, staruszku?
   Nieco mocniej zacisnął szczękę.
   - Przyszedłem w sprawie pracy - skłamał, chociaż nasza towarzyszka z pewnością miała to za szczerą prawdę. - Mieliśmy rozmawiać o Itachim.
   Uniosłem kąciki ust w zawadiackim uśmiechu. Ależ proszę bardzo, przecież nie zamierzałem ich kłopotać.
   - Róbcie to - zaproponowałem, puszczając w stronę dziewczyny perskie oko. - Będę grzeczny i spróbuję nie przeszkadzać, a może nawet w czymś wam pomogę.
   Mogłem nadal utrzymywać ten dziwny klimat, ale zaczynało mi być szkoda prostaczki. Na moją propozycję zareagowała tak entuzjastycznie, że jej policzki nabrały kolorów.
   - Ma rację. Jest szansa, że jakby co, to wesprze nas istotnymi informacjami - zauważyła, przeczesując rozpuszczone włosy dłonią. W takich było jej jeszcze ładniej. - Wszyscy znamy dowody i nieścisłości. Wiemy także, że tajemniczym mężczyzną był wasz wujek, a świadek nadal pozostaje nieznany.
   Co doprowadzało mnie na skraj załamania nerwowego. Od roku moim priorytetem było odnalezienie tajemniczego typa, który tak nawijał o winie mojego brata. Wedle mojego mniemania był tylko zwykłym tchórzem, który bał się, że jego kłamstwa wyjdą na jaw i dlatego zapewnił sobie anonimowość. Próbowałem dowiedzieć się kim jest na wszelkie sposoby. Prosiłem o wiadomości Paina, napastowałem Sasoriego o to, by uruchomił kontakty i rozmawiałem z Madarą. Poświęciłem się na tyle, żeby porozmawiać z prymitywem, ale ten szybko mnie zbył, siląc się na ,,ojcowskie" rady. Mówił, że Itachi z pewnością jest winny i żebym nie drążył tego tematu dla swojego własnego dobra. Przyznałem mu wtedy rację i od tamtej pory drogi stryj jest pewny, iż wszystko sobie odpuściłem.
   Rzeczywistość była zupełnie inna.
   - Co powiedział ci Itachi? - zagadnął Akasuna.
   Przez milisekundę widziałem na jej twarzy niepewność. Nie zmylił mnie nawet delikatny uśmiech, który zaraz nam zaserwowała. Wiedziała o czymś, czego nie zamierzała nam powiedzieć, albo snuła pewne domysły. Chciałem zapytać ją o to od razu, ale stwierdziłem, że obecność piątego koła jest nam do tego zbędna.
   - Nic konkretnego - odparła, zaciskając wargi. - To, że jest niewinny, jest dla wszystkich jasne. Macie jakieś podejrzenia co do tego, dlaczego się przyznaje?
   Chciałbym. 
   - On nigdy nie odpowiada na to pytanie - uprzedziłem Sasoriego, który już rozdziawiał usta. - Wmawia innym, że dowody potwierdzają jego winę i nasze mącenie jest bezcelowe.
   Naburmuszyła się.
   - Uparty osioł - oceniła, podpierając policzek na dłoni. - Całkiem jak ty, arogancie - zwróciła się bezpośrednio do mnie.
   Poruszyłem znacząco brwiami, przyglądając się jej bez skrępowania. Było mnóstwo pytań, które bardzo chętnie bym jej zadał. Od tego, dlaczego musi być taką pracowitą pszczółką, by już na początku obarczać się takimi sprawami, aż do tego, co stało się tydzień temu. Nie miałem pojęcia, co w tej sprawie chodzi jej po głowie, a cholernie mnie to nurtowało.
   - To u nas rodzinne - mruknąłem wreszcie.
   Sasori odchrząknął.
   - Jestem nieco zaskoczony, że już po pierwszym spotkaniu zgodził się, żebyś została jego adwokatem - przyznał, natarczywie wpatrując się w jej twarz. - Dotychczas odsyłał z kwitkiem wszystkich, którzy pojawili się u niego po mnie. 
   Szkoda, że nie zaczął całować jej stóp. 
   Potwora przejechała palcem wskazującym po swojej dolnej wardze.
   - Myślę, że spory wpływ miało na to moje zachowanie pod koniec - zadeklarowała. Gdy przypomniała sobie, że mi nic o tym nie mówiła, westchnęła. - Wprosiła się do niego jakaś ładna blondynka. Chcieli ją wyrzucić, ale poświadczyłam, że wcześniej wszystko ze mną ustaliła.
   - Ryzykantka - skomentował jej szef.
   - Samui - podchwyciłem temat.
   Byłem pewien, że to o nią chodzi. Już jakiś czas temu wspominała o tym, że chce się z nim spotkać i, że prosiła Sasoriego o pomoc. Najwidoczniej nie spisał się najlepiej, zważając na to, że się tam włamywała. Przed oczami stanęła mi rozwścieczona dziewczyna mojego brata, która nie bacząc na protesty mundurowych wkracza do więzienia pełną parą.
   Sakura również zignorowała Akasunę, skupiając się na mnie.
   - Samui? - powtórzyła pytająco.
   Kiwnąłem głową.
   - Jest... była jego narzeczoną - sprecyzowałem. - Zerwał z nią, bo chciał dla niej szczęśliwego życia, bez kryminału i wizyt w więzieniu. Jak pewnie sama zauważyłaś, ona ma gdzieś jego plany. 
   Uśmiechnęła się wesoło.
   - Wiedziałam, że coś ich łączy - oznajmiła z zadowoleniem, pochylając się nad aktami. - Tak czy siak, cieszę się, że go do siebie przekonałam.
   Ja z kolei nie wiedziałem, czy się z tego cieszyć, czy raczej rozpaczać. Nie chciałem, żeby się w to mieszała. Była za bardzo związana z Naruto, a jeśli miała znać wszystkie szczegóły sprawy mojego brata, to musiałem zacząć na nią uważać dwa razy bardziej.
   Z rozmyślań wyrwał mnie Sasori, który bezczelnie pochylił się nad potworą. Wykorzystał sytuację, udając, że chce tylko spojrzeć w akta.
   - Już ci mówiłem, Haruno - zaczął, udając zainteresowanego jedną z kartek. W końcu jednak podniósł głowę, która znajdowała się na tyle blisko jej oblicza, że nawet ona wyglądała na zdumioną. - Jesteś wyjątkowa.
   Zamrugała kilkukrotnie, aż wreszcie na jej twarz wstąpił soczysty rumieniec.
   Kurwa. Kurwa. Kurwa. Byłem jednocześnie zły i zszokowany tym, jakie odczucia natychmiast ogarnęły moje ciało. Właściciel Hittori nie zrobił niczego na tyle nieprzyzwoitego, żebym w ogóle zaczął się irytować. Jednak ja wcale nie byłem zirytowany przez jego działania - ja byłem wściekły. Tak wściekły, że włączyła mi się agresja i o niczym nie marzyłem tak jak o tym, żeby skrzywdzić go w jakikolwiek sposób. Miałem rację - on naprawdę zamierzał do niej startować i właśnie wyraźnie dał mi to do zrozumienia. Znacznie bardziej przerażało mnie jednak to, że aż tak się tym przejąłem. Niby dlaczego w ogóle miało obchodzić mnie to, z kim spotyka się prostaczka? Była upierdliwym babsztylem i sam powtarzałem, żeby się ode mnie odczepiła. Tymczasem kompletnie nieświadomie zacząłem przywłaszczać sobie prawa do jej osoby. 
   Już miałem sprowokować go do awantury, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Przeklęta, różowowłosa potwora. Mąciła mi w głowie, chociaż nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
   


   Powoli miałam dość milczenia, jakie zapanowało między naszą dwójką. Sasori wyszedł pięć minut temu, wzywany pilnym telefonem od swojego przyjaciela. O ile w jego obecności rozmowa naszej trójki się kleiła, głównie w temacie Itachiego, po jego wyjściu wszystko się zmieniło. Nie tylko ja zdecydowałam się zamilknąć. Sasuke również w żaden sposób nie wyrażał chęci prowadzenia konwersacji. Prawdę mówiąc, nadal nie potrafiłam zrozumieć, po co dokładnie tutaj przyszedł. Moje domysły początkowo ograniczały się do tego, że musi mieć wgląd na wszystko, co związane ze sprawą jego brata, ale tutaj chodziło o coś więcej. Mógł wyjść zaraz po Sasorim, a podczas rozmowy powinien był ograniczyć się do podstawowych zwrotów. Wyczuwałam tymczasem, że próbuje za wszelką cenę dopiec Akasunie. Nie, żeby ten drugi pozostawał mu dłużny.
   Relacje facetów były jeszcze bardziej skomplikowane, niż te pomiędzy dwiema kobietami.
   Pozostawała jeszcze kwestia mojego gniewu względem gościa, jako, iż nie zmalał on nawet odrobinę. Pomimo obietnicy Naruto i historii opowiedzianej przez Itachiego, nie żywiłam żadnych pozytywnych uczuć do gbura. Przeszkadzało mi to, że przyszedł tu jakby nigdy nic i jeszcze bardziej przeszkadzało mi to, że nie zdobył się na słowo przepraszam.
   Miałam dość jego obecności.
   - Nie musisz iść? - rzuciłam surowo, przysuwając plecy do oparcia ławeczki.
   Nie wyglądał na przejętego moim tonem.
   - Czemu?
   Czy według tego aroganta to, że siedział sobie jakby nigdy nic w moim mieszkaniu naprawdę było w porządku?
   - Wydawało mi się, że masz na dzisiaj plany - odparłam luźno. - Rozumiem, że Yoshiko dostrzegła twoją naturę i uciekła - zadrwiłam.
   Nawet nie wiedziałam, czemu do niej nawiązałam. Chociaż ciężko mi było to przyznać, bardzo prawdopodobne, że nadal odczuwałam jakąś chorą zazdrość. Nie potrafiłam dotrzymać żadnej przysięgi, którą wcześniej sobie złożyłam. Sasuke był dla mnie łajdakiem, który nie zasługiwał na żadne zainteresowanie. Mało tego, traktował mnie jak kogoś poniżej swoich kryteriów, dlaczego więc nie mogłam sobie odpuścić?
   - Zapomniałem o niej - bąknął, drapiąc się po głowie.
   I w dodatku był zwyczajną, męską świnią.
   - Już ci mówiłam, że między nami nic się nie zmieniło - przypomniałam.
   Westchnął ze znudzeniem i oparł przedramiona o blat stolika. Przyglądał mi się tak długo i tak natarczywie, że zaczęło mnie to krępować. Nigdy nie potrafiłam zgadnąć, o czym dokładnie myśli. Perfekcyjnie ukrywał uczucia.
   - Według ciebie - zauważył bezczelnie.
   Parsknęłam ironicznym śmiechem, żeby zaraz podnieść się od stołu. Nie miałam siły użerać się z tym arogantem. Pozbierałam wszystkie szklanki, które stały na stole i bez słowa skierowałam się wraz z nimi do zlewu. Odstawiłam naczynia i podparłam dłonie o kant jednej z szafek kuchennych, próbując zapomnieć o tym, że kilka metrów za moimi plecami znajduje się Uchiha. Czułam się niezręcznie, będąc z nim w domu sam na sam. Sytuacja z Victroli przewijała się przez mój umysł niejednokrotnie, wraz z jego uszczypliwymi komentarzami. Jak bardzo nie próbowałabym sobie zaprzeczać, wiedziałam, że nie jest mi obojętny. Tylko dlaczego? Dlaczego ze wszystkich ludzi musiałam zainteresować się akurat nim?
   Zadrżałam, słysząc, że podnosi się od stolika. Miałam nikłą nadzieję, że może zdecydował się wyjść, ale prysła ona niczym bańka mydlana. Mój gość wykonał kilka kroków, zbliżając się właśnie do mnie. Podszedł tak blisko, że mogłam czuć jego gorący oddech na karku. 
   - Przepraszam - wychrypiał.
   Zaskoczenie to za słabe określenie na to, co właśnie odczuwałam. Z miliona rzeczy, których bym się po nim spodziewała - okazanie pokory było ostatnią. Mogłabym mu darować. Zapewne puściłbym wszystko w niepamięć, gdyby tylko chodziło o same obelgi rzucane w moim kierunku, ale nadal pamiętałam o Naruto.
   Obróciłam się gwałtownie, podpierając dłonie na kancie szafki, za plecami. Odważnie wbiłam wzrok w roziskrzone tęczówki Sasuke, z których nadal ciężko było cokolwiek wyczytać. Miałam dość jego pokręconych gierek.
   - Przepraszasz? - zakpiłam. - Za co?
   Byłam pewna, że nawet nie będzie tego wiedział. Znaliśmy się ledwie dwa tygodnie, a już zaczęłam czuć się jak jego zabawka. Bez problemu owinął mnie sobie wokół palca i robił to, co chciał. Igrał z moimi uczuciami, a później całkowicie się dystansował. Nie powinno mnie to dziwić, bo zapewne pogrywał tak ze wszystkimi kobietami, które się do niego łasiły. 
   - Za wszystko - odpowiedział wreszcie, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. Po raz pierwszy miał łagodny wyraz twarzy. - Przepraszam za to, że jestem na tyle bezczelny, żeby nachodzić cię w domu. Przepraszam za to, że wciągnąłem Naruto w mój świat. I przede wszystkim przepraszam za to, że pojawiłem się w twoim życiu - wymienił, delikatnie gładząc dłonią mój policzek.
   Przeklęty Uchiha. Znowu wygrał. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Po raz pierwszy zdecydował się na to, by pokazać mi swoją drugą twarz. Tę, którą mieli szansę oglądać tylko nieliczni.
   - Za nazwanie mnie prostaczką też przepraszasz?
   Uśmiechnął się zadziornie.
   - Nie, to akurat podtrzymuję - odpowiedział zuchwale.
   Uniosłam niepewnie kąciki ust, jednak ten stan rzeczy nie utrzymał się specjalnie długo. Nadal nie rozumiałam, co chodzi mu po głowie. Nadal nie rozumiałam, czego ode mnie oczekuje. Byłam za to pewna jednej rzeczy: jeśli chciałam szczerej odpowiedzi, to powinnam zadawać pytania teraz.
   - Dlaczego to robisz?
   Po jego twarzy przeszedł nieco zbyt mroczny cień. 
   - Lubisz zadawać to pytanie - zaobserwował. - Mam do ciebie prośbę i bardzo mi zależy, żebyś się zgodziła.
   Zmarszczyłam nos.
   - Mogłam się domyślić, że masz ukryty motyw.
   W pierwszym odruchu parsknął śmiechem, ale równie szybko spoważniał. Jego wzrok powędrował do góry, tak, jakby starał się sformułować swój apel. Nie miałam pojęcia, czego mógłby ode mnie chcieć. Nie wspominając o tym, że po raz pierwszy nazwał coś ,,prośbą", a nie rozkazem.
   Wreszcie wrócił spojrzeniem do moich tęczówek.
   - Zrezygnuj ze sprawy Itachiego, Sakura - polecił dość poważnie, zaciskając usta w wąską linię. - Nie powinnaś się w to mieszać.
   On chyba oszalał. Myślałam, że zdążyłam jasno dać mu do zrozumienia to, że sobie nie odpuszczę. Ba, sam przez ostatnią godzinę rozmawiał ze mną i szefem Hittori właśnie o tym.
   - Mówiłam ci już, że nie wzięłam jej ze względu na ciebie - przypomniałam.
   - Wiem - odparł niekonwencjonalnie. - Ale odpuść sobie ze względu na mnie.
   Teraz już nic z tego nie rozumiałam.
   - Możesz jaśniej?
   Wziął głęboki wdech i się zastanowił. Nie wydurniał się i podarował sobie wszelkie komentarze, toteż wiedziałam, że mówi poważnie.
   - Sprawa mojego brata to ewenement - sprecyzował nieco marudnie. - Nie jest prosta. Co więcej, jest niebezpieczna. Nie sprowadzi na ciebie niczego dobrego - oznajmił spokojniej.
   Lekko przechyliłam głowę w bok, dumając nad tym, czy w ogóle jest sens odpowiadać. Przekonała mnie do tego tylko wyczekująca mina Sasuke.
   - Przestań wymyślać niestworzone scenariusze - poprosiłam, krzyżując ramiona pod piersiami. - Nie poddam się. Powinieneś już to wiedzieć.
   Rozdrażniłam go.
   - Przestań być taka uparta - zażądał ze złością. - Tu nie chodzi tylko o bronienie klienta. To wszystko ma głębsze podłoże. Madara za wszelką cenę będzie chciał usadzić Itachiego w więzieniu, rozumiesz?
   Prychnęłam, naśladując jego lekceważący styl bycia.
   - No i?
   Nie dowierzał moim słowom. Przyglądał mi się tak, jakbym co najmniej postradała rozum. Miał pecha - trafił na kobietę, która musiała postawić na swoim. Za bardzo wciągnęłam się w cały ten precedens, żeby sobie odpuścić tylko i wyłącznie dlatego, że mnie do tego namawiał. Nie byłam strachliwym kotem. Nie zamierzałam poddać się presji otoczenia, tym bardziej, że szczerze zależało mi na uwolnieniu jego brata. Mało tego, zależało mi również na tym, żeby pomóc Sasuke. Chciałam być częścią jego życia choćby w najmniejszym stopniu.
   - Jesteś straszna - jęknął, wplątując dłoń w swoje rozwichrzone włosy.
   Być może. 
   Zamiast cokolwiek odpowiedzieć, ponownie skupiłam uwagę na jego osobie. Stał zbyt blisko, żebym mogła skupić się na czymkolwiek innym. Nasze klatki piersiowe praktycznie się o siebie ocierały, a zapach mężczyzny mącił mi w głowie. Zjechałam spojrzeniem niżej, taksując nim całe jego ciało. W czarnej koszulce z krótkim rękawkiem i tego samego koloru levi'sach prezentował się niemożliwie seksownie. Nadal miałam ochotę się na niego rzucić, choć podchodziło to już pod desperację.
   - Przestań molestować mnie wzrokiem - zganił mnie.
   Na chwilę wzniosłam oczy do góry, od razu dostrzegając jego pełne rozbawienia tęczówki. Po raz kolejny się zbłaźniłam. Uciekłam spojrzeniem w bok, wydymając policzki.
   - Taki odruch - wybełkotałam, mocniej zaciskając lewą dłoń na prawym przedramieniu. - Może ty nie reagujesz na naszą bliskość w taki sposób, ale...
   Przerwał mój rozpoczynający się monolog ciężkim westchnieniem. Zanim zorientowałam się w sytuacji, położył dłonie na kancie szafki, po obu stronach moich bioder. Niebezpiecznie zbliżył swoją głowę do mojej, jednocześnie zmuszając mnie, żebym popatrzyła mu w oczy.
   - Nigdy tego nie powiedziałem - chlapnął.
   Byłam pewna, że oblałam się rumieńcem. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, jaką kontrolę nade mną sprawował? Czy zdawał sobie sprawę, jak grzeszne myśli nachodziły mnie w takich chwilach? Nie spuszczając ze mnie spojrzenia nawet na chwilę, przejechał palcami jednej z dłoni po moim udzie, wprawiając moje ciało w przyjemne drgawki. Zatrzymał rękę dopiero na mojej talii, gwałtownie przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Nie miałam wpływu na to, że mi to pasowało. Tak, jak nie miałam wpływu na łomot swojego serca, gdy nonszalancko lustrował wzrokiem moje ciało. 
   - Im bardziej staram się trzymać od ciebie z daleka... - zaczął nagle, wracając tęczówkami do mojej twarzy. - Tym bardziej mnie prowokujesz.
   Wzdrygnęłam się, czując na skórze jego oddech. Zdawało mi się, że temperatura mojego ciała wzrosła o kilka stopni. Chciałam pocałować go tak bardzo, że niemal rozrywało mnie to od środka. Nie panowałam nad swoimi ruchami. Palcami jednej dłoni złapałam materiał jego koszulki i pociągnęłam go do siebie, drugą z kolei położyłam na jego rozgrzanym policzku. 
   - Pocałujesz mnie? - zapytałam błagalnie.
   Pokręcił głową, jakby chciał utwierdzić do tych poczynań siebie samego.
   - Nie mogę - wychrypiał wprost do moich lekko rozchylonych warg.
   Byłam tak podekscytowana, że nawet się nie zezłościłam.
   - Możesz - wyszeptałam.
   Nadal wolno kręcił głową, coraz mniej przekonany do swoich planów. W pewnym momencie pochylił się nade mną jeszcze bardziej, żeby delikatnie musnąć ustami mój policzek. Sądziłam, że na tym zaprzestanie, ale nie zrobił tego. Wytoczył ustami drogę delikatnych muśnięć, ostatnie składając na kąciku moich ust. Mój oddech stał się nierównomierny, a Sasuke po raz kolejny skonfrontował swoje spojrzenie z moim. Pragnienie w jego oczach było tak wyraźne, że jedynie wspięłam się na palce, wiedząc, że skapituluje. I miałam rację. Zaczął wolno się nade mną pochylać, w związku z czym zamknęłam oczy. Zachęcająco rozchyliłam wargi, a twarz mężczyzny znajdowała się zaledwie milimetry od mojej. Już czułam fale elektromagnetyczne między naszymi ustami.
   I wtedy drzwi do mieszkania otworzyły się tak gwałtownie, że podskoczyłam. Uchiha opuścił głowę na moje ramię i zaklął siarczyście, wracając do rzeczywistości. Sprawcą zamieszania prawdopodobnie była Ino i chociaż wiedziałam, że miała prawo wrócić do własnego domu, obiecałam sobie ją zabić.
   - Zostań - jęczała moja przyjaciółka, co dało mi do zrozumienia, że nie jest sama. Przelotnie zerknęłam na Uchihę, który się ode mnie odsunął. - Kiba, zostań u mnie, przecież chcesz...
   Była niezaprzeczalnie pijana. Odetchnęłam głęboko i zeszłam z podestu, z kolei Inuzuka zdążył wprowadzić blondynkę do salonu. Przykleiła się do niego jak rzep, ale nie wyglądał na zbytnio zirytowanego tym faktem.
   - Nie wiesz, co mówisz - mruknął, nie spuszczając z niej swojego spojrzenia. - Spiłaś się jak gówniara, więc porozmawiamy jutro.
   Nabzdyczyła się, nadal nie puszczając jego kurtki. 
   - Możesz powiedzieć, że nie chcesz? - zapytała, próbując zbliżyć swoje usta do jego twarzy.
   To musiało być odrobinę niekomfortowe. Tyle tylko, że Kiba nie przypominał zażenowanego przyjaciela. W jego oczach dostrzegłam tyle, że musi się bardzo starać, by pohamować swoje żądze. Wpatrywał się w nią bez słowa i nawet zaczęłam myśleć, że zaraz przystanie na jej propozycję, toteż odchrząknęłam, dając im znać o naszej obecności.
   - Ile wypiłaś, żeby doprowadzić się do takiego stanu? - jęknęłam. Yamanaka miała mocną głowę, w związku z czym naprawdę musiała dzisiaj zabalować. - Dzięki, że ją tutaj doczołgałeś.
   Westchnął i zasalutował, a blondynka - gdy wreszcie mnie dostrzegła - pisnęła i ruszyła pędem w moim kierunku, niemal zabijając się podczas trzymetrowej drogi. 
   - Sakuraaaa, ty też tutaj! - ucieszyła się, rzucając mi się w ramiona. Podświadomie zaczęłam wzywać o pomoc, ledwo utrzymując pijaną współlokatorkę. - A on co tu robi? Romansujecie? 
   Zerknęłam w tę samą stronę, co ona i zobaczyłam iście rozbawionego Sasuke. Dałam Yamanace porządnego kuksańca w bok i pozwoliłam, żeby założyła mi na kark ramię.
   - Nie, sama go tutaj wysłałaś, pamiętasz? - Inuzuka postanowił mnie wyręczyć, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.
   Ino żachnęła się.
   - Nie bądźcie tacy sztywni - zażądała, wznosząc spojrzenie do sufitu. - Co powiecie na podwójną randkę?
   Kyrie Elejson.
   Uchiha parsknął śmiechem, za co skarciłam go wzrokiem.
   - No co? - mruknął z rozbawieniem, schodząc z podestu i mijając naszą dwójkę. - Deja vu?
   Miałam ochotę go kopnąć, ale wolałam nie ryzykować pozostawieniem Ino w pozycji pionowej samej sobie. Przeniosłam na nią swoje spojrzenie i z przerażeniem zrozumiałam, że naprawdę nie jest z nią dobrze. Łudziłam się, że może jakimś cudem nie będzie wymiotować.
   - Dobrze, Ino, pożegnaj się z panami - poleciłam, wskazując podbródkiem mężczyzn. - I idziemy pod prysznic.
   Ucieszyła się, choć wiedziałam, że zmieni zdanie pod wpływem lodowatej wody. 
   - Przepraszam, że przerwałam ci nieprzyzwoite plany, Sasuke - burknęła bez krępacji, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. - Wybacz Kiba, Sakura mnie potrzebuje, więc zostaniesz następnym razem!
   Uśmiechnął się cierpliwie i pomachał ręką w jej kierunku.
   - Jakoś to zniosę - obiecał.
   Ja włożyłam w pożegnanie ich dwójki tyle roboty, żeby zaserwować im przepraszający uśmiech. Zaraz potem zniknęłam wraz z przyjaciółką w drzwiach łazienki. Szykowała się przyjemna noc.


***



   Bycie facetem było zaletą chociażby podczas takich wieczorów, jak ten dzisiejszy. Zapewne, gdybym reprezentował wraz z Kibą płeć przeciwną, nie udałoby mi się uniknąć miliona pytań dotyczących sytuacji w mieszkaniu Haruno. Inuzuka nie poruszył tego tematu nawet raz, gdy oboje szliśmy jedną z tokijskich ulic. Może nie był tym zainteresowany, może postanowił szanować moją prywatność, a może - i to uważałem za najbardziej prawdopodobne - chciał uniknąć moich pytań dotyczących Ino.
   Na jego szczęście, w ogóle nie obchodziła mnie ich relacja.
   W każdym razie, rozdzieliliśmy się pod Rendanem. On zdecydował się wrócić i imprezować z resztą, a ja nie miałem na to najmniejszej ochoty. Początkowo szedłem po prostu przed siebie, ale na postoju dla taksówek wpadłem na genialny pomysł, żeby odwiedzić starych znajomych. Mniej więcej w ten sposób znalazłem się tutaj - w Victroli.
   Na wszelkie sposoby starałem się wyrzucić hasło ,,Sakura" ze swojej głowy. Nadal plułem sobie w twarz, że po raz kolejny pozwoliłem na to, by doszło między nami do takiej sytuacji. Byłem idiotą, w dodatku nabuzowanym. Tydzień dystansu, jej dzisiejsza prezentacja, zazdrość o Sasoriego i przede wszystkim Itachi. To wszystko skumulowało się we mnie i dało jedną, wybuchową mieszankę. Po prostu nie mogłem się pohamować, niezależnie od tego, jak bardzo do tego dążyłem. Cholerna potwora. Sprawiała mi masę kłopotów. Żeby chociaż była na tyle wstrzemięźliwa, coby od czasu do czasu mnie powstrzymać. Było całkiem odwrotnie - sama mnie prowokowała i nie uważała tego za nic złego.
   Pakowała się w tarapaty pomimo licznych ostrzeżeń, które jej zafundowałem. Nie powinienem jednak obarczać jej całą winą, jako, że też nie byłem święty. Nie rozumiałem tego, co dzieje się ze mną w jej obecności. To podchodziło pod wariactwo. Nigdy przy żadnej kobiecie nie zachowywałem się tak irracjonalnie - nawet przy Ayi, choć to skrajnie różna sytuacja. Wszystko obracało się wokół jednego zdania - im bardziej chcę się od niej oddalić, tym bardziej się do niej zbliżam. Nie sądziłem jednak, by zmiana taktyki miała cokolwiek dać. Będąc blisko niej powinienem trzymać dystans, zachować trzeźwy umysł i zdawać sobie sprawę, jak wiele niechcianych konsekwencji mogłoby przynieść nasze szczeniackie zachowanie. Za każdym razem jednak, moje zamierzenia kończyły się na samym planowaniu.
   Co w niej było? Co sprawiało, że będąc blisko niej, traciłem głowę? Jasne, że chciałem się z nią przespać. Nawet, jeśli nie mogłem tego zrobić - szczególnie, że nadal była dziewicą. Nie zmieniłem swojego zdania nawet odrobinę. Nadal uważałem ją za prostaczkę, w dodatku wścibską, upartą i przesadnie odważną. Tak odważną, że zaczęło to podchodzić pod głupotę, jak w przypadku podjęcia się sprawy Itachiego. Niestety, posiadała również cechy, które wywierały na mnie pozytywne wrażenie. Dotąd nie chciałem przyznać tego przed samym sobą. Nie chciałem przyznać, że słowa Temari mogą mieć prawo bytu. Nie chciałem przyznać, że pomijając negatywny obraz Sakury wykreowany przez mój umysł, obiektywnie patrząc - widziałem ją pozytywnie. Doceniałem jej waleczność, byłem zdumiony ilością celów, do jakich dążyła i imponowała mi swoim ciętym językiem. Nie poddawała się, w czym przypominała swojego najlepszego przyjaciela. Nie uwzględniając skorupy, którą zazwyczaj przybierała, była wrażliwą kobietą o dobrym sercu i broniła swoich przyjaciół jak lwica. Zajmowała się dwudziestoma rzeczami na raz i znajdowała czas na kolejne. Intrygowały mnie nawet jej naiwność i lekceważące podejście do niektórych spraw. Patrzyła na świat z zupełnie innej perspektywy niż ja i to wywierało na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiałem oglądać jej szczery uśmiech.
   Tak, bez wątpienia mi się podobała, a to zdecydowanie nie było dobre.
   Próbując przedostać się przez klub w piątkową noc zostałem zaszczycony tysiącem zaczepek od napalonych kobiet i typów, którym z jakiegoś powodu imponowałem. Ignorowałem wszystkich - jak leci. Spokojnym krokiem maszerowałem do pokoju Yuugo, a kiedy już się tam dostałem, zastałem go w dość jednoznacznej sytuacji z jedną z dziewczyn. Wywróciłem teatralnie oczami i bez zbędnego zaproszenia wskoczyłem na jedną z kanap. 
   Yuugo zaprzestał całowania się z uroczą damą i zwrócił swoje spojrzenie w moją stronę. Nie był aż takim fanem przygód na jedną noc, pomimo tego, że był właścicielem Victroli. On zajmował się raczej tą mroczniejszą częścią klubu, podczas, gdy Suigetsu dyrygował dziewczynami. Mało tego, przespał się prawdopodobnie ze sporą większością. Tylko Karin sprawowała pieczę nad sprawami formalnymi, jak koncesja na alkohol, istotne opłaty i tego typu pierdoły.
   Nadal uważałem, że to dość zabawne, że gdybym nie spotkał Naruto i nie założył wraz z nim Rendanu, prawdopodobnie byłbym jednym z czwórki właścicieli - tym najważniejszym.
   - No proszę, proszę, kogo tu przywiało - odezwał się, chwilowo pozostawiając swoją towarzyszkę samą sobie. - Czy dzisiaj przypadkiem nie wypada piątek? Nie powinieneś spędzić całej nocy ze swoją pokręconą rodzinką?
   Zgromiłem go spojrzeniem. 
   - Zwinąłem się wcześniej - odparłem wymijająco, sięgając po butelkę bourbona stojącą na stole. Bez zastanowienia ją otworzyłem i przyłożyłem sobie do ust, wlewając w siebie niemal całość za jednym razem. Musiałem się zrelaksować. Zapomnieć. - Gdzie Suigetsu?
   Powieka Yuugo zadrgała z irytacją.
   - Ten Jim Beam, którego właśnie wydoiłeś niczym najtańsze wino, kosztował mnie 20 000 jenów - poinformował z rozdrażnieniem. Straszne. - I nie wiem gdzie, pewnie z dziewczynami.
   Po co ja w ogóle pytałem? Wygodniej rozłożyłem się na kanapie, czując na sobie pożądliwe spojrzenie towarzyszki kumpla. Byłem tak przyzwyczajony do tych zerknięć, że już nawet nie przejmowałem się tym, że to miała być partnerka mojego kompana. Zresztą, Yuugo też na to nie zareagował.
   - Widzę, że lepiej się czujesz - zakpiłem.
   Uniósł powieki, przyglądając mi się podejrzliwie.
   - Masz zły humor, co? - przebąknął. - Dobrze, że mistrz ratowania sytuacji przybył. Wybaczcie mi, będę zajęty - dodał, ponaglając swoją tymczasową partnerkę ruchem dłoni.
   Jeszcze nim zatrzasnęli za sobą drzwi, przed moimi oczami pojawił się Suigetsu z dwiema kobietami. Pierwszą z nich była wysoka blondynka, jedna z tutejszych tancerek, aczkolwiek ponoć równie dobrze sprawdzała się jako nielegalna prostytutka. Hozuki zabawiał się z nią regularnie. Drugą kobietą była Nana - średniego wzrostu szatynka o figurze klepsydry i niebieskich, błyskotliwych oczach. Była najlepszą striptizerką w Victroli i w przeciwieństwie do swojej koleżanki, stała się nietykalna dla zwykłych facetów. Nie potrzebowała tego, by poprawić swoją pozycję. Jak jednak powszechnie wiadomo, ja zadowalałem się tylko tym, co było niedostępne dla innych, w związku z czym od czasu do czasu lądowaliśmy razem w łóżku. Ot, po przyjacielsku, choć nie miałem wątpliwości, że i ta panienka czuje do mnie coś więcej.
   - Uchiha - odezwał się samiec, kręcąc głową z wyraźną dezaprobatą. - Czemu od razu nie przyszedłeś do mnie?
   Wykrzywiłem usta w pogardliwym uśmiechu.
   - Bo nie przyszedłem, żeby oglądać twoją gębę - oznajmiłem bez skrupułów. - Dobrze, że pomimo moich obaw, na coś się jednak przydałeś.
   Spoglądnąłem na Nanę, która nawet nie potrzebowała żadnej zachęty. Ruszyła w moim kierunku i zajęła miejsce tuż obok, od razu pochylając się nad moją szyją. Nie przejmując się tym, że mamy towarzystwo, zaczęła wodzić po niej ustami. Bardziej zaabsorbowany byłem jednakże miną Suigetsu, który wyraźnie się zirytował. Milion razy próbował zaciągnąć szatynkę do łóżka, ale nigdy mu na to nie pozwoliła.
   - Jak ty to robisz? - żachnął się, wywracając oczami. - Bierzesz je na litość?
   Prychnąłem.
   - Nie, ten sposób zostawiłem dla ciebie.
   Jego koleżanka nie powstrzymała chichotu, co rozeźliło go do końca. Burknął pod nosem coś na temat tego, że jestem zbyt pewny siebie, a zaraz potem zniknął za drzwiami wraz z blondynką. 
   Mogłem skupić się na swojej towarzyszce. Albo przynajmniej spróbować. Najprawdopodobniej nie istniał lepszy sposób na to, żebym wyrzucił Sakurę ze swojego umysłu. Pozwoliłem, żeby okrakiem usadowiła się na moich kolanach i przyciągnąłem ją do siebie za talię. Tak, jak to robiłem z prostaczką zaledwie godzinę temu. Nana zdecydowała się mnie pocałować i chociaż to odwzajemniłem, przed oczami nadal stała mi inna osoba. Starając się pohamować wściekłość, przyśpieszyłem nieco tę zabawę - zabrałem się za rozpinanie jej bluzki, ona zaś bez wahania włożyła dłonie pod moją koszulkę. Gwałtownie przejechała paznokciami po moich plecach, aż wreszcie zaprzestała pocałunku. Zjechała wargami znacznie niżej, ponownie muskając nimi moją szyję.
   To było bezsensowne.
   - Nana, czekaj - przerwałem, odsuwając ją.
   Byłem wkurwiony na samego siebie.
   - Myślałam, że tego chcesz - wychrypiała, próbując uspokoić przyśpieszony oddech.
   Uniosłem kąciki ust w cynicznym uśmiechu. 
   - Chcę - potwierdziłem, kładąc głowę na oparciu kanapy. - Po prostu nie z tobą.
   Różowowłosa potwora oficjalnie stała się największą gafą mojego życia.
   
   



   Weekend po raz kolejny minął mi bardzo szybko. Sobota ograniczała się do tego, że musiałam towarzyszyć kompletnie skacowanej Ino na terenie naszego mieszkania, z kolei wczoraj cały dzień słuchałam jej zrządzenia na temat tego, jak mogła tak bardzo ośmieszyć się przed Kibą. Właśnie to było powodem, dla którego znalazłam się w poniedziałek o dziewiątej rano w jego biurze. Moja najlepsza przyjaciółka zażądała, żebym odniosła mu bluzę, którą jej wtedy pożyczył, tłumacząc swój rozkaz tym, że ona nie może pokazać mu się na oczy. Rzecz jasna, zostałam także obarczona winą za to, że nie oddała mu odzieży jeszcze, nim opuścił nasze cztery ściany. Tak, jakbym miała wtedy czas zajmować się takimi bzdurami.
   Niemniej, dość szybko zgodziłam się wykonać jej polecenie. Miałam ku temu trzy, konkretne powody. Po pierwsze: wyjątkowo moja praca zaczynała się dzisiaj o dziesiątej. Po drugie: nie miałam ochoty dłużej słuchać jej gderania. Po trzecie: już od dłuższego czasu chciałam odwiedzić Kibę w jego małej firmie. Byłam strasznie dumna wtedy, gdy zdecydował się odejść z policji na rzecz własnej spółki detektywistycznej. Co prawda, póki co pracowało w niej niewiele osób, a i siedziba nie była zbyt duża, ale liczył się sam fakt. Inuzuka spełnił swoje marzenie, bardzo wiele ryzykując. Postawił wszystko na jedną kartę.
   Tacy ludzie mi imponowali.
   Przekroczyłam próg drzwi wejściowych do skromnego, białego budynku. W oczy niemal od razu rzuciły mi się dwie, skórzane kanapy i biurko, przy którym siedziała dość urodziwa kobieta w okularach. Uznałam, że musi być sekretarką. Już zaczęłam kierować się w jej stronę, gdy komórka w mojej kieszeni zaczęła wibrować
   Sięgnęłam po nią tak szybko, jakbym co najmniej czekała na wieści ze szpitala. Kiedy jednak dostrzegłam imię na wyświetlaczu, westchnęłam przeciągle. Znowu pudło. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
   - Czego?
   Ino prychnęła po drugiej stronie linii.
   - Grzeczniej - syknęła nonszalancko. - Dotarłaś?
   Bardziej martwiłam się o to, że zamiast zajmować sie pracą, dzwoniła do mnie w celu dowiedzenia się, czy oddałam Kibie jego bluzę. Nie miałam wątpliwości, że tak naprawdę chciała wiedzieć, czy coś o niej mówił.
   - Dopiero weszłam - odparłam ze znudzeniem.
   - Dobrze - odpowiedziała, pozornie spokojnie. - W takim razie, pamiętaj, że masz mu oddać bluzę i powiedzieć, że wszystko co mówiłam było spowodowane alkoholem.
   Wzniosłam wzrok do sufitu.
   - Okej.
   Przez moment panowała cisza, jednak w końcu Yamanaka wydała z siebie warkliwe ,,urgh".
   - Nie, nic mu nie mów - zmieniła zdanie, doprowadzając mnie tym na skraj załamania nerwowego. - Albo powiedz, że niektóre rzeczy mówiłam poważnie!
   O Matko.
   - Ino...
   - Ale nie wszystkie!
   - Na razie - warknęłam zirytowana.
   Nie zważając na protesty dobiegające z głośniczka, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Już kiedyś myślałam o tym, że niańczenie ich będzie moim problemem. Nie sądziłam wtedy, że to faktycznie się sprawdzi. 
   Sam telefon wywołał we mnie mieszane uczucia. Nie chodziło o to, że Yamanaka była niezdecydowaną jakby-nastolatką. Miałam po prostu nadzieję, że dojrzę na wyświetlaczu inne imię. Cholerny Sasuke. Po raz kolejny robił to, co zawsze. Nie zważając na to, co się stało, nie odezwał się do mnie przez cały weekend. Nie zadał sobie trudu skontaktowania się ze mną nawet wtedy, gdy Sasori powiadomił go o tym, że będę chciała spotkać się z Yuugo.
   Nie, stop. Nie mogłam notorycznie się nim przejmować. Obiecałam sobie przecież, że to koniec z byciem jego zabawką. Wcisnęłam komórkę do kieszeni czarnych rurek i ruszyłam w stronę sympatycznie wyglądającej pani.
   - Dzień dobry - przywitała mnie z uśmiechem.
   Wysiliłam się na to, by go odwzajemnić.
   - Witam - odparłam, poprawiając pasek od swojej torebki. - Zostałam Kibę?
   Zdziwiła się.
   - Tak, tak, jest u siebie - przyznała, poprawiając okulary. - Jest pani znajomą? Nigdy pani tutaj nie widziałam.
   Faktycznie. Zapomniałam o tym.
   - Jestem przyjaciółką - zapewniłam.
   Jeszcze przez chwilę mi się przyglądała, ale ostatecznie uznała chyba, że to ochrona jest tutaj od podejrzewania ludzi. Po raz kolejny uraczyła mnie przemiłym uśmiechem i wskazała dłonią drzwi na wprost.
   - Gabinet detektywa Inuzuki jest tam.
   Tak, jakbym jeszcze nie załapała. Kiwnęłam delikatnie głową, żeby zaraz ruszyć w tym kierunku. Łudziłam się, że nie jest zajęty, bo miałam ochotę na pogawędkę. Nie tylko dlatego, że jak dotąd nie było okazji na dłuższą rozmowę sam-na-sam, a także z powinności, jaką naznaczyło mnie bycie przyjaciółką Ino.
   Zapukałam trzy razy i otworzyłam drzwi. Kiba siedział za biurkiem i... teoretycznie nie robił nic. Praktycznie gapił się w sufit i szukał na nim czegoś, czego nigdy miał tam nie znaleźć. Zjechał spojrzeniem na dół, gdy tylko zdał sobie sprawę, że ktoś śmie zakłócać jego spokój. Co zabawniejsze, kiedy wyobrażałam go sobie w roli pracusia, miał na sobie garnitur i eleganckie buty. W rzeczywistości ubrany był w luźne jeansy i bluzę Miami Heat, jego ukochanej drużyny koszykarskiej.
   - Sakura? - zdziwił się, jednak zaraz poczęstował mnie szerokim uśmiechem. - Niech mnie, Haruno! Wreszcie mnie odwiedziłaś - dodał z zadowoleniem.
   Westchnęłam sztucznie.
   - Ja głupia - rzuciłam, zamykając za sobą drzwi. Chwilę potem siedziałam już naprzeciwko niego. - Nieźle się tutaj urządziłeś.
   Wydał z siebie donośne ,,heh" i położył dłonie z tyłu głowy.
   - No jasne, przecież to ja - zauważył nieskromnie, puszczając w moją stronę perskie oko. - Co tutaj robisz? Po latach stwierdziłaś, że jestem uroczy i postanowiłaś spróbować?
   Machnęłam ręką.
   - Gdzieżbym śmiała startować do kogoś takiego - odpowiedziałam z udawaną powagą. - Nie mam aż takich ambicji.
   Wzruszył ramionami w geście niemocy.
   - Przykro mi.
   Uwielbiałam, gdy się wydurniał. Wyszczerzyłam się, przypominając sobie zarazem, po co w ogóle tutaj przyszłam. Pochyliłam się nad torebką i wyjęłam z niej złożoną w kostkę bluzę, która - o losie - nadal pachniała perfumami Yamanaki. Byłam stuprocentowo pewna, że ta podstępna lisica umyślnie jej nie wyprała. 
   - Zostałam zmuszona, żeby ci to przynieść - obwieściłam, kładąc część odzieży na biurku. - Mam też powiedzieć, że cokolwiek mówiła Ino, to przez to, że była pijana, chociaż niektóre rzeczy mówiła szczerze. Jest też opcja, że mam nic nie mówić, więc jak wolisz.
   Roześmiał się niekłamanie. Ja pewnie również zareagowałabym w ten sposób, gdybym była na jego miejscu. Nie chciałam z kolei być na swoim, jeśli tylko Ino dowiedziałaby się o moim luźnym podejściu do tej sprawy. Za te słowa najprawdopodobniej nabiłaby mi guza. Takiego, którego nie potrafiłaby zakryć makijażem, a to już przecież poważne wykroczenie.
   - Czemu sama jej nie przyniosła? - zapytał z zaciekawieniem, wbijając wzrok w czarny materiał leżący na biurku.
   Obstawiałam, że to pytanie retoryczne.
   - Co takiego mówiła? - zainteresowałam się, podpierając łokieć na blacie. - Rzekomo nic nie pamięta.
   Zastanowił się.
   - Sporo rzeczy, których na pewno nie usłyszałbym od niej na trzeźwo - domyślił się. - Że za mną tęskni, żebym poszedł z nią do mieszkania. W kółko mnie za coś przepraszała. Musiałem ją stamtąd wyprowadzić, bo gdyby Hanabi zauważyła, co wyczynia, to obie rozpieprzyłyby klub chłopaków.
   Zachichotałam melodyjnie. Już sobie to wyobrażałam. Hanabi miałaby sprawę ułatwioną na tyle, że moja przyjaciółka była znacznie milsza, gdy się upiła. Najgorzej było, gdy łączyły się w niej trzy rzeczy - trzeźwość umysłu, wściekłość i zmęczenie. Wtedy zamieniała się w szatana nad szatanami i kompletnie nikt nie chciał wchodzić jej w drogę.
   - Nie wiesz, za co przepraszała?
   To pytanie wymsknęło mi się jeszcze, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Prawdopodobnie nie powinnam wtrącać się w ich sprawy, ale miałam dość patrzenia na to, jak ciągle się mijają.
   Pokręcił głową.
   - Chciałbym. Ona sama pewnie tego tego nie wie - zakpił.
   Przygryzłam delikatnie wargę, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście pociągnąć temat.
   - Wiesz, dopiero niedawno dowiedziałam się o tym, do czego doszło między wami trzy lata temu - zaczęłam, a jego mina natychmiast zrzedła. Postanowiłam się jednak nie poddawać. - Myślę, że powinniście o tym porozmawiać. Jak dorośli. Wiele rzeczy mogłoby się dzięki temu wyjaśnić.
   Przez chwilę przyswajał sobie moje słowa i zaczęłam przypuszczać, że rozważa tę radę. Byłam skłonna stwierdzić, że nie odrzucał żadnej opcji, która mogłaby ponownie przyciągnąć ich ku sobie. Może to było nie fair wobec Hanabi, ale tacy już byli Ino i Kiba. Istnieli po to, żeby ze sobą być.
   - Może - rzucił wymijająco, przenosząc spojrzenie na okno.
   Wydawało mi się, że na chwilę gdzieś odpłynął. 
   - Nadal ją kochasz, co?
   Uśmiechnął się zagadkowo.
   - Nie wyobrażam sobie dnia, kiedy nie będę.
   No tak. Szkoda, ale życie nie miało nic wspólnego z bajką. Książęta nie istnieli, kobiety-uosobienia dobra również. Miłość nie zawsze zwyciężała z nienawiścią, a zło nie za każdym razem stało na przegranej pozycji. Jak bardzo bym się nie starała, nigdy nie mogłabym być do końca szczęśliwa. Zawsze znalazłby się ktoś, kto zburzyłby harmonię. Tak już było. I czy to podobało się ludziom, czy nie, należało się z tym pogodzić.
   - To może trochę o tobie, co? - zmienił temat, wbijając we mnie przeszywające spojrzenie. - Co jest między tobą i panem idealnym?
   Początkowo nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Do czasu, aż wróciłam na chwilę do swoich wspomnień. Wiedział, że Sasuke odwiózł mnie do domu po koncercie Skinsów, widział nas razem w Victroli, a później spotkał go w naszym mieszkaniu. To jasne, że mógł sobie pomyśleć wiele rzeczy. Jeśli z kolei chodziło o jego pytanie, sama nie potrafiłam na nie odpowiedzieć.
   - Chyba nic - wymamrotałam wreszcie.
   Przez chwilę taksował mnie wzrokiem, ale ostatecznie dał wiarę tym słowom.
   - Lubię Sasuke. Poza tym, że uważa się za Boga, często brakuje mu szacunku do innych i bywa irytujący, to nie jest złym kolesiem - stwierdził. Już słyszałam o tym, że ich relacja jest przyjaźnią, którą delikatnie zakłócają jedynie zazdrość Kiby i drażniący styl bycia Uchihy. - Tyle tylko, że nie jest on raczej dobrym materiałem na faceta. Wiem, że wszystkie dziewczyny się do niego kleją, ale to zazwyczaj źle się dla nich kończy. 
   Doceniałam jego rady, a także liczyłam się z jego słowami, bo Inuzuka od zawsze był dla mnie jak brat. Ten drugi, bo - rzecz jasna - to Naruto odwiecznie zajmował pierwsze miejsce. Gdybym miała spojrzeć obiektywnie na swoją historię, to nie miałam mimo wszystko na co narzekać. Może i moje romantyczne pożycie nie było najwyższych lotów - żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie miało prawa bytu - ale miałam niezwykłych przyjaciół, których nie zamieniłabym na żadnych innych.
   - Wszystkie? - powtórzyłam głucho. Gdy dostrzegłam, że przygląda mi się wyczekująco, zdecydowałam się kontynuować. - Kilka razy słyszałam imię Aya. Czemu on zawsze reaguje na nie tak gwałtownie?
   Zagwizdał pod nosem i delikatnie przymknął powieki. Moje ciało natychmiast ogarnęło poddenerwowanie. Nie wiedziałam, czy wreszcie się czegoś dowiem, ale jeśli nawet Inuzuka komentował pytanie z nią związane w taki sposób, to nie spodziewałam się niczego dobrego.
   - Aya Ashida była dziewczyną Sasuke - odpowiedział, a moje ciało przeszedł dreszcz. Przynajmniej miałam pewność. - Pierwszą i jedyną.
   Nie czułam się specjalnie zaskoczona. Arogant nie był przykładem idealnego faceta, chyba, że w zdaniu ironicznym.
   - Opowiedz o niej coś więcej - poprosiłam.
   Skupił się na dłuższą chwilę.
   - Jest piękna. I tym razem zupełnie nie przesadzam - zagwarantował. - Charakterem trochę przypomina Sasuke. Jest bystra, pyskata i odważna. Czasami miewała ciche dni, ale nie do końca wiem, czym były spowodowane. Wiem tyle, że nie dało się jej nie lubić. Prawdę mówiąc, szybko stała się częścią naszej paczki. Najbardziej zżyła się z Hinatą.
   Nie miałam prawa do żalu względem Hyuugi, ale poczułam dziwne ukłucie w okolicach serca. Nie miałam prawa nawet nie lubić Ayi, aczkolwiek - delikatnie mówiąc - nie mogłam zapałać do niej sympatią.
   - Co dokładniej było między nią, a Sasuke?
   Wziął głębszy wdech.
   - Poznali się, kiedy jeszcze oboje byli nastolatkami. Podobno bardzo mu w czymś pomogła - zatrzymał się na chwilę. - Spotykali się przez dwa lata. Nie jestem fachowcem, ale sprawiali wrażenie zakochanych. Strasznie im na sobie zależało. Sasuke wiecznie się o nią zamartwiał, z kolei ona nie odpuszczała go nawet na krok. Współczułem wszystkim laskom, które go wtedy podrywały. Aya jednym, trafnym zdaniem robiła z ich życia apokalipsę.
   Zagryzłam delikatnie wargę. Sprawiali wrażenie zakochanych. Musiałam więc zmierzyć się z tym, że arogant naprawdę kogoś kochał. Z jakiegoś powodu, zazdrość natychmiast ogarnęła moje ciało.
   - Więc co się stało? - zapytałam, choć ciężko było mi wydobyć z gardła jakikolwiek dźwięk.
   Wydął dolną wargę.
   - Ciężko powiedzieć - przyznał. - Wszystko było między nimi w porządku do czasu całego incydentu z Itachim. Później strasznie często się kłócili, a jakiś czas po rozprawie rzuciła go i wyjechała. Powiedziała mu tylko tyle, że kocha jego brata i nie może dłużej z nim być. Od tamtej pory się tutaj nie pojawiła, a Sasuke stał się jeszcze bardziej nieznośny. 
   Parsknęłam nerwowo.
   - Teraz tylko idiotycznie reaguje na sam wydźwięk jej imienia, bo przypomina mu to tamte czasy - zrozumiałam.
   Niepotrzebnie w ogóle to mówiłam. Od tego zaczął się nasz temat, w związku z czym niedaleko było mi w tej chwili do ,,Mr. Obvious". Kiba powiedział wszystko i choć chciałam zapytać go o jeszcze kilka rzeczy, uznałam, że będzie to odrobinę desperackie posunięcie. Nie znałam tej kobiety, a już darzyłam ją kilkoma uczuciami. Zazdrością, bo nie tylko znalazła sposób na przejście muru Sasuke, ale także go w sobie rozkochała. Złość, bo gdy odeszła, stał się jeszcze większym gburem. Niedowierzanie, bo posiadała Uchihę tylko dla siebie i sama z tego zrezygnowała. I - przede wszystkim - nienawiść, choć ku temu nie miałam konkretnego powodu. 
   - Dość o pępku świata - mruknął z rozdrażnieniem, machając lekceważąco ręką. - Opowiadaj lepiej, jak praca.
   Cóż, miałam jeszcze pół godziny.


 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Haha, ostrzegam, że czeka was wieeele zwrotów akcji!

Swoją drogą - 15 komentarzy! <3 Coraz was więcej, co niesamowicie mnie cieszy! Każdy komentarz zachęca mnie do pisania, krytyka dodaje skrzydeł, a pochwały to już w ogóle nie będę mówić, bo mnie za bardzo rozpieszczacie >;>

Tak ładnie za oknem, że postaram się do poniedziałku napisać przynajmniej połowę jedenastki. Trzymajcie kciuki <33

Miłego weekendu, robaczki! :*


 

19 komentarzy:

  1. Coś nie chce mi się wierzyć, że to było 20str XDD
    Coś głębszego jutro, bo spanko ♥

    Dobranoc :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za szybko się czyta te Twoje rozdziały, dziewczyno! Znowu włączył mi się tryb zerkania na suwak notki podczas czytania - zawsze patrzę na niego z przerażeniem, że tak pędzi ._. Najpierw był na górze, a po chwili już na dole... ale jak to tak? :C

      Początek... rozbroił mnie xd No po prostu ta zaciętość Sasuke, żeby dostać się do środka i broń boże nie dać się wyrzucić za drzwi, bo przecież Sasori był w środku więc musiał go pilnować... to było cudowne xd Ja myślałam, że on chciał tą bluzę z powrotem, a on kazał jej ją założyć, bo "ZIMNO". Taaaa, jasne, panie Uchiha, my już znamy pana sztuczki :p Po prostu chłopaczyna nie chciał, żeby i Sasori mógł patrzeć na taką seksowną Sakurę - seems legit xd W każdym razie, cieszyłam się, kiedy już sobie Czerwony poszedł i, o tak, miałam ochotę walnąć cię przez komputer za to, że Ino musiała się tam pokazać >.< Chociaż była zabawna i w ogóle, kibicuję jej i Kibie, no ale.... ale pocałunek miał być noooo!!!! Chociaż to SS, to i tak takie pocałunki mnie ekscytują xd Jeszcze tak opisane! Doskonale pokazujesz to, jak ich do siebie ciągnie, chociaż oni wcale nie chcą, żeby ich ciągnęło i.... aaach!

      Dobra, koniec. Sasuke w Victroli... dobrze, że nie przesłał się z tamtą dziunią, bo inaczej zupełnie straciłabym do niego jakikolwiek szacunek xd ale nie, wybrnął chłopaczek zgrabnie, mówiąc, że chce, ale nie z nią... on woli dziewice, co za perwers!!!! :OOOO

      Czuję, że jeśli Sakura kiedyś spotka Ayę (a pewnie spotka), to przypierdoli jej równo XDD I w ogóle to tak mi teraz wpadło do głowy... że to może ona jest tym tajemniczym świadkiem? ;>

      Podsumowując: PODOBAŁO SIĘ! Mam nadzieję, że następny rozdział za tydzień i ani dzień później, bo już nie mogę wytrzymać z niecierpliwości....

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Sytuacja w domu Sakury trochę mnie rozbawiła. xD Sasuke zazdrosny, kocham go takiego! A ja tak czekałam, aż się pocałują! Nie wiem skąd, ale domyślałam się, że akurat wtedy wejdzie Ino. Tylko nie spodziewałam się, że tak. xD
    Plus dla Sasuke za to, że nie przespał się z tamtą dziewczyną z Victroli.
    Mam nadzieję, że kiedy Sasuke i Sakura będą razem (bo mam wielką nadzieję, że tak się stanie), to nie pojawi się Aya i wszystkiego nie zniszczy, choć wiem, że tak będzie.
    Chyba już nie mam nic więcej do dodania. :)
    Czekam na kolejny! xo
    Weny! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie uwielbiam twój styl pisania! Zawsze doszukuje sie jakiegoś błędu ale u ciebie go poprostu nie ma! Wszystko czyta sie tak przyjemnie i szybko, zdecydowanie za szybko. Podziwiam że rozdziały sa tak długie chociaż jak dla mnie to i tak jeszcze za krótkie.
    Nawiązując do wydarzeń, to o jezu, wszystko idzie tak płynnie, pięknie opisujesz daną sytuację, pięknie ją wypełniasz, nasycasz czytelnika!
    Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział bo mega jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy!
    p.s mam pytanie, czy jest jakaś możliwość żebyś mogła mnie informować kiedy pojawiają sie nowe rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da się zrobić ;) Myślę nad założeniem strony na fejsie, ale póki co jeszcze jej tam nie ma, więc pozostaje gg - 8251414 (; Odezwij się, napisz kim jesteś i postaram się informować :)

      Usuń
    2. problem w tym że nie mam gg :(

      Usuń
    3. Więc e-mail? Albo prywatnie na e-maila facebook'a? Z prywatnego konta zawsze dać znać mogę też ;)

      Usuń
  4. Sprawdzam codziennie Twojego bloga w oczekiwaniu na nowy rozdział <3 Nie mogę się doczekać aż założysz stronę na fb czy coś!
    Rozdział genialny, czekam na więcej!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. "- Przestań molestować mnie wzrokiem - zganił mnie." Uwieelbiaaam <333
    Jeszcze Sakura dorzuciła: "taki odruch", to ja leżę i nie wstaję xD Serio, uśmiałam się przy tym.
    Nie mam pomysłu na ten komentarz ;c Chciałam tylko napisać mój ulubiony moment i to tyle xD
    Jak zwykle cudnie się czytało i nie mogę się doczekać następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rodział ! Kiedy następny ? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy będą jakieś seksy? :33

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam, że rozdział przeczytałam praktycznie w dzień publikacji, jednak chyba zbytnio się rozleniwiłam, bo nie miałam siły go skomentować, ale po tygodniu chyba czas się wziąć w garść. Także no, lecimy z tym koksem.

    Dobrze, że w domu Haruno nie doszło do rękoczynów, mimo wszystko lubię tutaj Sasoriego, chociaż i tak wiernie kibicuję SasuSaku, to jednak lubię gościa, nawet jak "zarywa" do Sakury. Jednak chyba najbardziej z tego wszystkiego jestem zadowolona z zazdrosnego Sasuke, który jest taki uroczy! No kurde, aż się jaram xD
    A późniejsza scena, to już wgl. odpływam! Szkoda, że Ino z Kibą im przerwali... :c :D
    No i trochę już relacje między Kibą a Ino robią się nieco irytujące XDD Przecież oni się kurde kochają... co za ludzie ;-------;
    I w końcu dowiadujemy się więcej o Ayi! Szczerze nic do niej nie mam, ciekawi mnie tylko dlaczego odeszła od Sasuke (bo przecież mogła z nim nadal być, nawet po tych problemach z firmą), a to z tym, że kocha Itachiego wydaje się całkiem podejrzanie... Nie mówcie mi tylko, że to ona jest tym tajemniczym świadkiem albo osobą, która podpaliła budynek, no... XD
    No i zazdrosna Sakura też jest słodka! :D

    Dobra, ja już tu czekam na kolejny rozdział, pisz, pisz! <3
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. Za każdym razem historia twojego autorstwa tak mnie wciąga. Ahh ja jak uwielbiam ukrytą zazdrość Saska i nienawidzę Ino za to że się tam wpakowała. Jednak wyznanie Kiby poruszyło moje serce. Nooo kiedy oni będą się miziać. I niech żadna była im nie przeszkodzi. A co do wyznań to Sasuke w klubie mnie powalił. :)
    Weny~~~

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy można się spodziewać 11'stki? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy tak mniej więcej planujesz pokazać 11 rozdział??? :))))

    OdpowiedzUsuń