poniedziałek, 25 maja 2015

#11 Kwiat wisni



   Nigdy nie lubiłem wtorków. Teoretycznie, powinienem się cieszyć, bo był to dzień całkowicie wolny od spraw związanych z Rendanem, ale za to zawsze miałem do załatwienia coś znacznie gorszego. To we wtorki odbywały się posiedzenia Uchiha Company. Ten jeden raz w tygodniu miałem obowiązek udać się do siedziby firmy, która nie wzbudzała we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji i rozmawiać o sprawach, które od jakiegoś czasu spychałem na dalszy plan. Oglądanie gęby Madary było ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Wiecznie wymądrzał się na temat swoich planów dotyczących spółki, a jednocześnie próbował sprowokować mnie do awantury. Tylko ostatkami sił powstrzymywałem się przed tym, żeby pokazać, co naprawdę o nim myślę. Wiedziałem, że to on był wszystkiemu winny. Byłem stuprocentowo pewny, że ten prymityw ma związek z tym, że Itachi siedzi w więzieniu. Przypuszczałem, że osobiście do tego doprowadził.
   Szkoda, że mój brat nie chciał tego przyznać.
   Niemniej, ze snu wybudziło mnie natarczywe dzwonienie do drzwi. Zwlokłem się z łóżka, niedbale przeczesując włosy dłonią. Nie miałem pojęcia, kto mógł sprawić mi wizytę o tej godzinie. Snułem domysły, że może to być Temari. Jej odwiedziny o tak wczesnej porze łatwo byłoby wytłumaczyć tym, że uwielbiała mnie wkurzać. Nie posiadałem jednak żadnych argumentów co do innej opcji - gdyby to faktycznie była Sabaku, to pomyślałaby o lepszym sposobie na dostanie się do środka. Spróbowałaby włamać się do apartamentu niczym światowej klasy przestępca, albo waliłaby w drzwi i piłowała gębę, żebym się pospieszył. Dzwonek zadzwonił po raz kolejny, a ja leniwie skierowałem się w stronę przedpokoju. Byłem zbyt zaspany, żeby przejmować się swoim strojem, złożonym z bokserek. Nie zastanawiając się dłużej, kto taki mógł zwalić mi się na głowę, otworzyłem.
   Spodziewałem się wszystkich, ale nie jej.
   - Co ty tu robisz?
   Prychnęła, a ja pomyślałem, że powinienem poczuć się z niej dumny.
   - No jasne, że chcę wejść, dzięki za propozycję - żachnęła się, bez wahania przekraczając próg. - Zaraz zamarznę.
   Dopiero teraz zwróciłem większą uwagę na to, że wygląda przeuroczo. Włożyła gruby, czarny płaszcz do kolan, a także białe rękawiczki, komin i czapkę z pomponem. Jakby tego było mało, na głowę narzuciła również wypełniony sztucznym futrem kaptur. Największą uwagę zwracały jednak jej szmaragdowe oczy - błyszczały, rozbiegane po całym moim apartemencie. 
   Skąd potwora miała pojęcie gdzie mieszkam? Nie, żeby sam ten fakt mi przeszkadzał, ale jej wszechwiedza powoli zaczynała mnie przerażać. Kiedy zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem i poinformowała, że musimy się spotkać i porozmawiać, spodziewałem się raczej, że da mi znać o ewentualnym miejscu posiedzenia. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że może pojawić się u mnie następnego dnia o siódmej nad ranem.
   - Trzeba było cieplej się ubrać - odparłem z ironią.
   Zważając na to, że wyglądała jak rasowy eskimos, była to chyba całkiem niezła uwaga.
   - Żartowniś już od rana - zaszczebiotała sztucznie, żeby wreszcie wrócić do mnie spojrzeniem. - Mówiłam ci, że musimy pogadać.
   Westchnąłem. Nie miałem siły tłumaczyć jej, o co chodzi.
   - No więc? - ponagliłem, opierając się o ścianę i starając się okazać jakiekolwiek zainteresowanie. - Czego chcesz?
   Skrzyżowała ręce pod piersiami. Nie miałem pojęcia, jak jej się to udało, skoro wyglądała jak typowa kula.
   - Daleko ci do nagrody najmilszego człowieka roku - skwitowała.
   Tak, jakbym się tym przejmował. Uniosłem ręce w nieco prześmiewczym geście niemocy.
   - Wystarczy mi ta dla najseksowniejszego dupka wszechczasów - zapewniłem.
   Doprowadzenie jej do szału zaczęło stawać się moim hobby. Podczas, gdy próbowała ukryć zniecierpliwienie, zacząłem natarczywiej jej się przyglądać. Podchodząc do sprawy nieco poważniej, doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie przyszła tutaj bez powodu. Jeśli zdobyła adres mojego apartamentu i pojawiła się w nim przed pracą, oznaczało to, że chce poruszyć jakieś istotne tematy. 
   Powinienem wziąć się w garść.
   - Póki co, precedens stoi w miejscu. Itachi obstawia przy swoim, nie wiemy kim jest świadek, a Obito zniknął - wyliczyła na palcach, a ja zrozumiałem, jak beznadziejna jest sytuacja. - Wiem, że niedługo spotkasz się z Kakashim, ale nie mamy pewności, że on zna miejsce pobytu twojego wuja. 
   Kiwnąłem powoli głową.
   - Więc?
   Skupiła się na dłuższą chwilę.
   - Muszę znaleźć coś, co mogłoby nam w jakiś sposób pomóc. Poszlakę, szczegół, maleńkie niedopatrzenie. Cokolwiek - wyjaśniła z entuzjazmem. - Wiem, że poprzednim adwokatom się to nie udało, ale wychodzę z założenia, że za słabo próbowali. Wczoraj wygrałam następną sprawę, więc mam dzisiaj trochę czasu. Poszperam w archiwum.
   Uśmiechnąłem się odruchowo. Wzięła się za to na poważnie i chociaż przez długi czas próbowałem znaleźć kogoś, kto walczyłby o mojego brata choć w połowie tak wytrwale, jak ja, wcale nie czułem się szczęśliwy. Nie potrafiłem do końca pogodzić się z tym, że to właśnie Sakura rzuciła się na głęboką wodę. Byłem pełen obaw, że prędzej czy później posunie się za daleko, a Madara tylko na to czekał. Zamierzałem wypytać go dzisiaj o to, czy słyszał coś o nowym adwokacie Itachiego. Gdybym spróbował zrobić Haruno złą reklamę przed stryjem, wbijając mu do głowy, że jest tylko młodziutką prawniczką ze zbyt wygórowanymi ambicjami, to może odpuściłby sobie sprawdzanie jej.
   - Nadal nie łapię.
   - Jeśli wiesz coś, co mogłoby okazać się przydatne, po prostu mi powiedz - przeszła do rzeczy. Zmniejszyła odległość między nami i skonfrontowała nasze spojrzenia. - Zaufaj mi, Sasuke.
   Zawahałem się. 
   - Madara - odpowiedziałem w końcu. - On ma z tym coś wspólnego.
   Zmarszczyła nos.
   - Przecież wiem, że ma. Jest oskarżycielem.
   Wzniosłem wzrok do sufitu, zachowując resztki cierpliwości. Zaraz potem wróciłem tęczówkami do jej twarzy, na której malowało się zagubienie.
   - Nie o to chodzi, prostaczko - powiadomiłem, tykając ją palcem w czoło. - Myślę, że on to wszystko zaaranżował. Wrobił Itachiego.
   Zaskoczyłem ją. Przez chwilę przetrawiała moje słowa, żeby wreszcie przygryźć wargę. Robiła to zawsze, kiedy się denerwowała, albo intensywnie nad czymś myślała. Tym razem chodziło najprawdopodobniej o to drugie, choć po Sakurze spodziewałem się wszystkiego.
   - Jesteś o tym przekonany? - upewniła się w końcu. - W pewnym sensie Madara mógł mieć motyw, ale jednocześnie po co miał robić sobie problemy? Przecież dostał udziały, prawda?
   Ja też wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Rozważałem wszystkie ,,za" i ,,przeciw", a także doszukiwałem się problemu tam, gdzie rzekomo go nie było. Rzekomo, bo moje węszenie nie utknęło w martwym punkcie. Dowiedziałem się o wielu rzeczach z przeszłości swojego stryja, a dodatkowo zawarłem pakt z kilkoma pracowikami, których uważał za wiernych sobie. Wyszło na to, że nigdy nie był do końca pewny swojej pozycji.
   - Obawiał się, że prędzej czy później Itachi zacznie współpracować ze mną, a pokonanie go byłoby dla nas tylko kwestią czasu - wyjaśniłem. - Pomijając, że nasz ojciec osobiście założył firmę, to wyznawał on zasadę, że chce oddać UC dwóm osobom. Mówił, że dwóch liderów sprawdza się znacznie lepiej, niż jeden. Oczywiście, jeśli potrafiliby oni ze sobą współpracować. Cała załoga stosuje się do jego słów i...
   - Jeśli Itachi żyłby na wolności, to woleliby na tej pozycji jego, niżeli Madarę - przewidziała.
   Uśmiechnąłem się lekko w odpowiedzi.
   - Dokładnie - przytaknąłem. - Nie wszyscy, ale zdecydowana większość. Ze mną, na pozycji współwłaściciela, prawie cała rada stanęłaby po stronie mojego brata. Większość udziałowców to ludzie, którzy znali naszego ojca. 
   Prychnęła pod nosem.
   - Więc to logiczne, że widzieli na tych pozycjach dwójkę braci. Szczególnie, że Madara jest dwulicowym sukinsynem - oceniła, wywołując na mojej twarzy kolejny uśmieszek. - Domyślał się tego i postanowił coś zrobić.
   Naprawdę była bardzo bystra. Zaczynałem mieć nieodparte wrażenie, że jest najlepszym z adwokatów, jakich do tej pory wynająłem Itachiemu. Zrozumiała wszystko jeszcze szybciej, niż Sasori, a przecież on znał naszą rodzinę od dawien dawna. Może potwora, poza byciem zmorą w moim życiu, miała być też ratunkiem dla mojego brata?
   - Musiał wszystko dokładnie zaplanować. Zdecydował się na pożar Uchiha Company, bo wiedział, że jako właściciel nie znajdzie się w gronie podejrzanych - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
   - Myślisz, że ma coś na Itachiego?
   Tak, ewidentnie grzeszyła inteligencją, jeśli tylko tego chciała.
   - Wiem, że ma - sprecyzowałem. - Nie jestem tylko w stanie dotrzeć, co to takiego.
   Oparła się o ścianę naprzeciwko i wzięła głęboki wdech. Teraz wiedziała większość. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że to jej praca, to powiedziałem jej znacznie więcej, niż powinienem. Żadnemu prawnikowi, pomijając Sasoriego, nie wspomniałem o swoich domysłach dotyczących Madary. Musiałem mieć pewność, że nikt nie sprzeda mu tych informacji. Jeśli chodziło o Sakurę, miałem do niej zaufanie, choć nie do końca potrafiłem zrozumieć dlaczego. Znałem ją stosunkowo krótko, a pozwalałem, żeby wchodziła z butami w moje życie.
   - Sasuke - odezwała się, zagarniając całą moją uwagę - Masz spis wszystkich pracowników UC?
   Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, do czego jej to potrzebne. 
   - Tak, gdzieś powinienem to mieć - przyznałem, drapiąc się po głowie. - Czemu pytasz?
   Uniosła kąciki ust w beztroskim uśmiechu.
   - Mówiłam, że mam dużo czasu. Sprawdzę wszystkich po kolei i może na coś trafię - wruszyła ramionami. - Przynieś mi listę.
    Uniosłem brwi. Zamierzała sprawdzić przeszłość wszystkich współpracowników mojego stryja? Nie wiązało się to tylko ze zmarnowaniem przez nią wolnego czasu. Musiała zdawać sobie sprawę, że nawet, jeśli znajdzie coś ciekawego, załatwienie wszystkiego legalnie nie wchodziło w grę. Przyznałaby się do przeglądania kartotek, a to przecież nie przeszłoby bez echa. Chciała zaryzykować swoją pozycję tylko i wyłącznie dla Itachiego?
   Zamiast się odezwać, spróbowałem przetrawić ten fakt. Jeśli potwora coś postanowiła, to żadna siła by jej od tego nie odciągnęła. Zostawiłem ją na dłuższą chwilę, kierując się w stronę swojego gabinetu. Jako współwłaściciel Rendanu powinienem mieć porządek w papierach, ale było z tym kiepsko. Nie przykładałem się zbytnio do spraw formalnych, za co mój brat skarcił mnie już wielokrotnie. Przeszperałem wszystkie dokumenty w biurku, później przeglądnąłem barek, jednak w żadnym z tych miejsc nie znalazłem swojego celu. Ostatnią nadzieją były ułożone alfabetycznie teczki, które liczyły sobie kilkaset sztuk. Zakląłem w duchu, jednak bez gderania wziąłem się za penetrowanie. Jako pierwsza w moje ręce wpadła grubawa, fioletowa dokumentacja spod litery ,,E". Nosiła ona nazwę ,,employees", w związku z czym spodziewałem sie odnaleźć tam coś ciekawego. Zacząłem szybko przewracać kartki, ogólny sens ledwo wychwycając oczami. Pensje, stanowiska, ilość, dni wolne. Lista pracowników. Bingo.
   Niedbale wyrwałem kartkę, odkładając teczkę w odpowiednie miejsce. Zaraz potem skierowałem się na powrót do Sakury, taksując spojrzeniem akta. Sam nie wiedziałem, że siedziba firmy w samym Tokio liczyła sobie 150 pracowników. Biorąc pod uwagę, że istniały również skrzydła UC - chociażby na terenie Chin, Korei Południowej czy Indii - łączna liczba siły roboczej musiała wynosić co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy. Nie zamierzałem jednak obarczać jej takim czymś, ograniczając się do samej stolicy.
   - Wiesz, że jest tego sporo? - zagadnąłem, nie podnosząc wzroku z akt. Przynajmniej do chwili, w której spostrzegłem, że jej myślenie trwa zbyt długo. - Sakura?
   Sprawiała wrażenie poddenerwowanej. Upewniłem się w swoich przepuszczeniach, kiedy niespodziewanie przygryzła wargę. 
   - Poradzę sobie - zapewniła, uśmiechając się do mnie nazbyt miło. - Pokaż.
   Wzięła ode mnie kartkę i szybko przejechała po niej spojrzeniem. Mimo wszystko, determinacja nawet na chwilę nie zniknęła z jej błyszczących tęczówek. Przeciwnie, zdawała się być jeszcze bardziej gotowa do działania.
   - Sakura? Wiesz, że jeśli coś znajdziesz, to będziemy musieli kła...
   - Zamknij się - ucięła, nim zdążyłem skończyć. - Coś wymyślimy.
   Miałem rację. Doskonale zdawała sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji, a mimo to wciąż chciała to zrobić. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że nie mieliśmy zbyt wielu opcji, ale mimo wszystko - była adwokatem Itachiego. Osobą, która miała bronić go w sądzie, ale nie kosztem utraty zawodu. Nie była z nami spokrewniona, nawet nie znała zbyt dobrze mojego brata. W głowie zabrzmiały mi wymowne słowa, które usłyszałem od niej jakiś czas temu. ,,No i?" No właśnie. Robiła to, co podpowiadało jej serce i lekceważyła całą resztę.
   Nie odrywała wzroku od dokumentu, toteż nie mogła dostrzec szczerego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Usilnie starała się odgarnąć z twarzy niesforny kosmyk włosów, choć szło jej to bardzo opornie, gdy miała na sobie rękawiczki. Zanim zdążyła poprawić go po raz trzeci, wyręczyłem ją w tym. Delikatnie umieściłem różowe pasmo za jej uchem, przez co po raz kolejny na mnie spojrzała. Nie kryło się w tym żadne z uczuć, które już u niej widziałem - ani wściekłość, ani pożądanie, ani niezrozumienie. Wydawało mi się, że dostrzegam w nich konsternację i rozżalenie.
    Nie przypominałem sobie, bym dał jej powód ku nim.
    - Wszystko w porządku? - zapytałem, przechylając głowę w bok.
    Przez chwilę wpatrywała się we mnie bez słowa, jednak w końcu pokiwała żywiołowo głową. Nie miałem wątpliwości, że próbuje zataić, co dzieje się tak naprawdę.
    - Oczywiście, że tak. Poza tym, przestań się tak zachowywać, bo jeszcze pomyślę, że się martwisz - rzuciła z udawanym rozbawieniem, lekko uderzając piąstką w moje ramię. Była fatalną kłamczuchą. - Zbieram się, bo Sasori nie daruje mi kolejnego spóźnienia. To... do zobaczenia - dodała, znacznie ściszając głos przy końcu.
   Nim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób, zniknęła za drzwiami, ekspansywnie je za sobą zatrzaskując. Przez dobrych kilkanaście sekund wpatrywałem się w miejsce, w którym widziałem ją po raz ostatni. Absolutnie nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego kobiety były tak skomplikowanymi stworzeniami? Nie, wróć. Dlaczego to potwora była tak skomplikowanym stworzeniem? Nigdy dotąd nie trafiłem na kogoś takiego. Nie miałem jednak zamiaru darować jej tego gwałtownego wyjścia. 
   Coś się stało. Wtedy, kiedy mnie nie było.



***


   Odrzuciłam dwudziesty z kolei segregator na stertę tych, które zdążyłam przejrzeć. Zaczynałam odnosić coraz większe wrażenie, że to wszystko jest bezcelowym działaniem. Dzisiaj po raz pierwszy odwiedziłam research i doznałam jednego z większych szoków w życiu. Wiedziałam, że znajduje się on na piątym piętrze, ale nie przypuszczałam, że zajmuje niemal całą jego powierzchnię. Było tutaj kilkaset regałów, sklasyfikowanych pod względem alfabetycznym, tematycznym i gatunkowym. Zaledwie maleńką część piętra zajmowało osobne pomieszczenie, w którym można było odszukać kilkanaście stołów. Może nie powinnam czuć się aż tak zaskoczona, zwłaszcza, że pracowałam w Hittori, ale i tak zrobiło to na mnie potężne wrażenie.
   Gorzej z wywęszeniem jakichkolwiek istotnych informacji.
   Przesiedziałam tutaj grubo ponad dwie godziny, a nadal nie udało mi się niczego odnaleźć. Zgarnęłam kolejny, tym razem fioletowy skoroszyt i opadłam bezwładnie na ziemię. Oparłam głowę o regał za sobą i przymknęłam oczy. Mogłam rozkoszować się wszechogarniającą ciszą. Nie miałam żadnego towarzystwa, a jeśli już ktoś przychodził, to brał to, co było mu potrzebne i znikał.
   Nie mogłam wystarczająco dobrze skupić się na przeszukiwaniu dokumentów. Przed oczami cały czas miałam dziewczynę ze zdjęcia, na które przypadkiem natrafiłam u Sasuke. Gdy zobaczyłam przewróconą ramkę, byłam pewna, że ktoś strącił ją przypadkowo. Nie miałam zielonego pojęcia, że sam właściciel mógł zrobić to umyślnie i ją podniosłam. Był to chyba największy błąd dzisiejszego dnia. Dostrzegłam na nim kobietę tak piękną, że prawie zaparło mi dech. Przypominała trochę żeńską wersję Sasuke. Długie, czarne włosy opadające kaskadą na ramiona, twarz perfekcyjna w każdym calu i uśmiech godny samej Afrodyty. Jednak tym, co przyciągnęło moją uwagę w największym stopniu, były oczy. Duże, czarne niczym niebo nocą tęczówki, skryte pod szeregiem gęstych i długich rzęs, tak pięknych, jak te należące do Itachiego. Dziewczyna ze zdjęcia była uosobieniem piękna. Aya była uosobieniem piękna. W porównaniu z nią przypominałam ogra. W porównaniu z nią byłam dla Uchihy tylko ,,irytującym babsztylem", który napataczał się na każdym kroku. Nie dziwiłam się, że bawił się kobietami. Nie tylko dlatego, że jego była była prawdopodobnie jedną z piękniejszych mieszkanek Japonii, ale także ze względu na to, co mu zrobiła. Opowieść Kiby nadal nie chciała opuścić mojego umysłu. Nawet słowa, które arogant powiedział do jednej z kobiet, gdy pierwszy raz spotkałam go w Rendanie, nabrały nieco więcej sensu. Nie mogłam pojąć, jak mogła zranić go w tak perfidny sposób. Jak mogła odwrócić się i zostawić go w momencie, w którym potrzebował jej najbardziej. Przecież oboje bardzo się kochali. Czyżby rzeczywiście chodziło tylko o Itachiego? Dlatego, że go kochała, postanowiła odmówić pomocy w uwolnieniu go i zwiać? To wszystko nie trzymało się kupy. Ja z kolei, poza jeszcze większą ilością nienawiści żywionej względem niej, nie zmieniłam stosunku do sprawy. Nadal byłam zazdrosna i głupia. Głupia, bo coś takiego jak żal o przeszłość było zwyczajnym idiotyzmem. Nie mogłam cofnąć czasu. Nikt nie mógł.
   Stop. Nieważne. Aya nie była moim priorytetem, mało tego - nie miałam z nią żadnego związku. Nie mogłam więc marnować czasu na myślenie o kimś, kogo nawet nie spotkałam. Istniały ważniejsze rzeczy do roboty.
   Sprawa Itachiego powoli zaczynała przyprawiać mnie o ból głowy. Byłam jego adwokatem mniej, niż tydzień, a już miałam dość. Dość tego, że to wszystko było takie skomplikowane. Dość jego usilnego trzymania języka za zębami. Dość nawet jego przeklętego brata, który był tylko kolejnym powodem, dla którego nie potrafiłam sobie odpuścić. Jego słowa dotyczące Madary tylko upewniły mnie w tym, że starszy Uchiha jest niewinny. O ile byłam jednak w stanie zrozumieć, że nie chce powiedzieć czegoś Sasuke, tak gardziłam tym, że nie mógł na tyle zaufać nawet mnie. Co posiadał Madara i dlaczego zacierał za sobą wszelkie ślady? Jego kartoteka była krystalicznie czysta, podobnie zresztą jak wszystkich pracowników, którzy znajdowali się najbliżej niego. Wierzyłam arogantowi i doceniałam jego pomoc, ale chyba się mylił. Czym ich stryj mógłby...
   Zastygłam w bezruchu, gdy przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni. Więzienie. Kwadratowe, białe pomieszczenie. Dwa krzesła, dwoje ludzi i stół umiejscowiony pomiędzy nimi. Łagodna twarz czarnowłosego mężczyzny i wyraz jego oczu. Oczu, które poza pozorną obojętnością, wyrażały również dobro i smutek. 
   Jego, między innymi, próbuję osłaniać.
   Sasuke? Groził mu tym, że zrobi coś Sasuke?
   Nie, bzdura. Itachi nie byłby tak głupi, żeby reagować na groźby swojego zdesperowanego stryja przyznawaniem się do winy za coś, czego nie zrobił. Za coś, za co miał pozostać w zamknięciu jeszcze przez dziewiętnaście lat. Chyba...
   Chyba, że Madara zdążył pokazać, że jego słowa mają pokrycie. 
   - Niemożliwe - wymamrotałam.
   Madara nie tylko bał się o to, że bracia Uchiha dzięki współpracy odbiorą mu firmę. Bał się przede wszystkim o to, co mogą zrobić wspólnie, ze względu na ich więź. Nierozerwalną, niezwykłą, niespotykaną więź. Może nie znałam ich obu perfekcyjnie i mogłam wzorować się głównie na historii, którą opowiedział mi jeden, ale jednocześnie miałam oczy. Widziałam, że Itachi opowiada  arogancie z uśmiechem na twarzy, martwi się o niego i zamiast zajmować się sobą, prosi własnego prawnika o to, by go okiełznał. Sasuke z kolei zmieniał się diametralnie, gdy rozpoczynałam temat jego brata. Pomimo tego, że wszyscy wokół się poddali, on wytrwale walczył o jego uniewinnienie. To wszystko łączyło się w logiczną całość. Madara zdawał sobie sprawę, że więź braci jest ich największą siłą, ale jednocześnie uczynił z niej największą słabość swoich bratanków. Wykorzystał tego starszego. Wsadził go do więzienia, pokazując, że nie rzuca słów na wiatr. Jednocześnie zarzucił jakąś groźbą dotyczącą Sasuke, która postawiła Itachiego - w jego miemaniu - w sytuacji bez wyjścia. Pomimo, że zastrasznie byłoby wystarczającym podłożem do wszczęcia śledztwa wobec ich stryja, nie mógł niczego powiedzieć bez ryzykowania... no właśnie, ryzykowania czego?
   Tylko tego nie potrafiłam zrozumieć. Madara nie mógł zagrozić mu tym, że zabije Sasuke. Itachi był zbyt inteligentny, by na coś takiego pójść. Wiedział, że arogant i tak prowadzi z nim firmę. Wiedział, że cały czas się ze sobą widują, bo w innym wypadku współpraca byłaby niemożliwa. Poza tym, gdyby powiedział o tym swojemu adwokatowi, bardzo łatwo byłoby ukryć Sasuke do czasu złapania ich stryja. Musiało chodzić o coś więcej. O coś, o czym nie miałam pojęcia ja i o coś, o czym nie miał pojęcia arogant. To musiała być sprawa pomiędzy pozostałą dwójką Uchihów.
   Domyślałam się również, że Obito co nieco o tym wiedział. Cholerny Madara. Wydawać by się mogło, że wszystko idealnie obmyślił. Teraz musiałam tylko potwierdzić swoje przypuszczenia, choć nie miałam zbytnich wątpliwości. Odnalezienie Obito bądź tajemniczego świadka było podstawą. Mogłabym równie dobrze skonfrontować z tym swojego klienta, ale wiedziałam, że nie odpowiedziałby mi wprost. Nie mógłby tego zrobić, nie tylko ze względu na swojego brata, ale także na możliwość, iż jego stryj ma w policji swoich ludzi. De facto, nawet Sasuke i ja mieliśmy tam znajomości. Trudno byłoby uwierzyć, że czterdziestoletni współwłaściciel UC ich nie ma. Jakby wszystkich tych informacji nadal było za mało, zaczęły dochodzić do mnie drobne gesty Itachiego. Prośba, bym powstrzymała jego brata przed wtrącaniem się. Zagadkowe uśmiechy, słowo tajemnica, część o ochranianiu. Robił, co mógł, by podpowiedzieć mi choć odrobinę. I najprawdopodobniej byłam pierwszą osobą, która doszła do tego wszystkiego.
   Jedyne, co musiałam zrobić, to odnaleźć jedną z dwóch osób, które miały niekwestionowany związek z tą sprawą. Szkoda, że nie mogłam niczego powiedzieć Sasuke, ale przewidywałam jego reakcję. Nie potrafiłby załatwić niczego na spokojnie ze względu na to, że chodziło właśnie o niego. Problematyczne, ale jakoś musiałam to rozwiązać. Westchnęłam i gwałtownie otworzyłam kolejny segregator, wbijając wzrok w pierwszą stronę. 
   Nagłówek brzmiał ,,Akta Uchiha Madary".
   Szczegół. Jeden szczegół, który mogłam połączyć z nim, dniem pożaru i anonimowym świadkiem. Jedna osoba. Niekoniecznie z jego firmy - wystarczyło, by miała z nim jakąkolwiek przeszłość. Tylko jedna...
   - Siedzisz tu już dwie godziny. - Podskoczyłam gwałtownie, rozglądając się wokół w poszukiwaniu właściciela głosu. Odnalazłam go po drugiej stronie regału, który stał naprzeciwko mnie. - Znalazłaś chociaż coś ciekawego?
   Uniosłam wargi w łobuzerskim uśmiechu.
   - Sprawdzasz mnie? - zapytałam, kiedy wreszcie wychylił się zza półki. - Próbowałam nie dawać ci do tego podstaw.
   Sasori wzruszył ramionami.
   - Próżne starania.
   Udałam zasmuconą.
   - Przyznaj, że przyszedłeś tylko po to, żeby wymigać się od pracy - poleciłam.
   Upozorował zastanowienie, przeczesując rozwichrzone, szkarłatne włosy dłonią.
   - Nie do końca - zaprzeczył, żeby zaraz zająć miejsce tuż obok mnie. Oparł się o regał, odwracając głowę w moim kierunku. - Przyszedłem, bo chciałem cię zobaczyć.
   Jeszcze przez sekundę nie odrywałam spojrzenia od jego odprężonych oczu, żeby wreszcie zwiać nimi wprost do akt, które trzymałam w dłoniach. Miałam nadzieję, że nie dostrzeże rumieńców na moich policzkach, a na ich istnienie wskazywał delikatny gorąc, który odczuwałam w tamtejszych okolicach. Faceci nie mieli najmniejszego problemu z prawieniem kobietom takich komplementów. Z arogantem było tak samo - też nigdy się ze mną nie cackał. Chociaż, trzeba przyznać, że Sasuke i prawienie komplementu to epitety, których nie da się połączyć w jednym zdaniu.
   - Nie masz nic lepszego do roboty? - żachnęłam się, udając obojętność.
   - Zarumieniłaś się - zauważył, ignorując wcześniejsze pytanie.
   Przeniosłam na niego zirytowane spojrzenie i już miałam zaserwować mu reprymendę godną tych, które otrzymywał ode mnie Naruto, ale coś mnie powstrzymało. Uroczy, zmiękczający serce uśmiech, który widniał na jego twarzy.
   - Idź sobie - zażądałam.
   Pokręcił głową. 
   - Może nikt ci o tym nie wspominał, ale to szef wydaje polecenia - stwierdził, pochylając się nade mną prowokująco.
    Prychnęłam, wydymając dolną wargę.
    - Z całym szacunkiem, szefie - odparłam, kładąc palec na jego klatce piersiowej, ażeby utrzymać między nami dystans. - Moim poleceniom nie radziłabym się sprzeciwiać nawet samemu Bogu.
   Skrzywił się nieznacznie, a zaraz potem uniósł kąciki ust w zawadiackim uśmiechu.
   - Jestem Bogiem - odparł z nonszalancją. - Seksu. Chcesz sprawdzić? - zapytał, poruszając znacząco brwiami.
   Wiedziałam, że się wydurniał, ale chociaż nie miałam nic przeciwko temu, to wolałam, by nikt nie zobaczył nas w podobnej sytuacji. Tylko tego mi brakowało, żeby po firmie rozeszły się jakieś bezpodstawne plotki.
   - Podziękuję za to - wymruczałam, a zaraz potem dałam mu porządnego kuksańca w bok. Najpierw opadł głową na moje ramię, a potem parsknął śmiechem. - Nie spoufalaj się, bo Kato zwolni nas oboje.
    Uniósł wzrok, tak, by móc skonfrontować go z moim i wywrócił teatralnie oczami.
   - Nie mogłaby mnie zwolnić - zauważył.
   Uniosłam zdawkowo brew.
   - Cóż, tak po prostu nie - przyznałam. - Sądzę jednak, że doprowadziłaby cię na skraj załamania nerwowego i sam byś zrezygnował.
   Znowu się zaśmiał, a zaraz potem na powrót oparł się o regał za naszymi plecami. Wyglądało na to, że na tym skończyły się żarty. Kątem oka zerknął na skoroszyt, który trzymałam w dłoniach.
   - Więc? Znalazłaś coś? 
   Nie do końca znalazłam, ale sporo rzeczy wykalkulowałam. Uznałam, że Sasori jest jedyną osobą, z którą faktycznie mogłabym się tym podzelić.



   Dlatego to zrobiłam. Opowiedziałam wszystko od początku, starając się nie pominąć nawet drobnego szczegółu. Powiadomiłam go o wszystkim - o zachowaniu i prośbie Itachiego, o słowach Sasuke dotyczących Madary, o moich domysłach dotyczących stryja braci. Nawet o tym, że moim najważniejszym celem w tej chwili jest znalezienie jednego z dwóch mężczyzn, którzy niekwestionowanie byli związani z tą sprawą. Przez cały monolog Akasuna nie odezwał się nawet słowem, słuchając mnie w kompletnym skupieniu. Miałam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedzie. Znałam go prawie trzy tygodnie i widywałam niemal codziennie, dzięki czemu zdążyłam poznać go całkiem nieźle. Nie tylko jako świetnego prawnika, który zasługiwał na swoją propozycję, ale także jako walecznego i sympatycznego człowieka.
   Gdy skończyłam, siedział cicho jeszcze przez kilka minut.
   - Nie wierzę, że tego nie zauważyłem - przemówił w końcu, przecierając twarz dłońmi. Dopiero teraz dostrzegłam na niej rozdrażnienie. - Nie wierzę, że jestem tak głupi. Znam go od gimnazjum, byłem jego adwokatem zarówno na samym początku, jak i później. Widziałem, jak się zachowywał i nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, do czego ty doszłaś w niecały tydzień. Kurwa, co ze mnie za przyjaciel? - warknął, uderzając pięścią w podłogę.
   Huk był tak głośny, że w pierwszej chwili wystraszyłam się, że coś sobie zrobił. Nie byłam jednak w stanie zastanawiać się nad tym dłużej, biorąc pod uwagę słowa i złość, która pojawiła się na jego twarzy. Był wściekły. Po części czułam się temu winna, choć zdawałam sobie sprawę, że nie miałam ku temu powodu. Akasuna miał prawo być zły na siebie samego, choć to nie była jego wina.
   - Nie zadręczaj się - odparłam cicho, ściskając palcami jego ramię. Zmusiłam go zarazem, żeby spojrzał mi w oczy. - To ciężka sprawa. Gdybym nie poznała Sasuke na tyle, na ile go poznałam, też pewnie niczego bym nie załapała. Kwestia szczęścia.
   Pokręcił głową, próbując zaprzeczyć moim słowom.
   - Jestem przyjacielem Itachiego - powtórzył z irytacją. - Przyjacielem, który nie rozpoznał po swoim kompanie tego, co się dzieje. Nieświadomie ignorowałem wszystkie wskazówki, które mi podsuwał.
   Zamrugałam. Wskazówki, które mu podsuwał? Wyglądało więc na to, że wcale się nie pomyliłam.
   - Wystarczy, Sasori - przerwałam surowo. - Powiedziałam już, że to nie twoja wina. Nie wspominając o tym, że to przeszłość. Skoro mamy zalążek, którego wszyscy szukali od roku, skupmy się na tym.
   Spojrzał na mnie z wahaniem, jednak ostatecznie wziął głęboki wdech.
   - Masz rację - potwierdził. - Pewnie już zdążyłaś to zrozumieć, ale będę dokładniejszy. Wszystko składa się w logiczną całość, nawet, jeśli chodzi o mnie. Itachi zawsze wspominał o różnych rzeczach, ale nigdy nie wydawało mi się, że mogą one tworzyć pełen obraz. Kilka razy nawet tracił cierpliwość i mówił, że jestem zbyt powierzchowny. Myślałem, że chce mnie tylko zdenerwować.
   Pokiwałam głową ze zrozumieniem, wzdychając cicho.
   - Jest inteligentną bestią - stwierdziłam luźno.
   Parsknął, wiercąc mi wzrokiem dziurę w profilu.
   - I kto to mówi, Sakura? - mruknął, jakby sam nadal nie dowierzał mojemu odkryciu. - Jestem pieprzonym szczęściarzem, że mam pod swoimi skrzydłami kogoś takiego.
   Jego słowa skomentowałam równie szerokim, co szczerym uśmiechem. Wiedziałam, że prędzej czy później coś wymyślę. Tak jak już zdążyłam mu wspomnieć - kwestia szczęścia, choć w moim przypadku można to było nazwać przeznaczeniem. O ile nigdy nie potrafiłam radzić sobie ze swoimi problemami, nawet w najgorszej sytuacji znajdowałam sposób, żeby pomóc swoim przyjaciołom. To była jedna z tych cech, przez które chciałam zostać adwokatem.
   - Dziwię się, że mówisz to dopiero teraz - rzuciłam zawadiacko, puszczając w jego stronę perskie oko. - Teraz poważnie. Masz jakieś przypuszczenia dotyczące świadka?
   Zastanowił się.
   - Sasuke już dawno mówił mi o swoich podejrzeniach względem niego, ale to zlekceważyłem. Podpalenie własnej firmy bez wyraźnego motywu, tylko po to, by umieścić niegroźnego bratanka w więzieniu? Bzdura - stwierdził z sarkazmem, najwidoczniej nadal nie mogąc pogodzić się z tym, że zawalił. - W każdym razie, co do samego świadka nie.
   Uniosłam z zaciekawieniem brwi.
   - Ale?
   Dumał jeszcze przez chwilę, aż w końcu pochylił się nad aktami, które nadal trzymałam na kolanach. Skoncentrował się na nich, pędem przewracając kartkę za kartką. Spodziewałam się jakiejkolwiek rady, a nie tego, że na własną rękę postanowi przeszukać te dokumenty. To było trochę opóźnione zadanie, przecież mógł posłuchać...
   - Mimo wszystko, nie olałem Sasuke do reszty - wyjaśnił, zatrzymując się i uderzając palcem w stronę, do której doszedł. - Widzisz mężczyznę, który stoi po prawej stronie Madary?
   Przyjrzałam się zdjęciu nieco lepiej. Faktycznie, tuż obok jednego z właścicieli UC stał średniego wzrostu chłopak o siwych włosach, niemal sięgających ramion i zielonych, podkrążonych oczach. Sprawiał wrażenie chorego. Pośród wszystkich, uśmiechniętych pracowników znajdujących się na fotografii, on jedyny ewidentnie był ponury.
   - Co z nim?
   Sasori podniósł się z podłogi.
   - Przyciągnął moją uwagę. Nazywa się Kimmimaro Kaguya - obwieścił, ruszając w stronę regału, który był oddalony od nas o kilka metrów. Przez chwilę szperał między segregatorami, żeby wreszcie wyciągnąć jeden z nich. - Zdjęcie, które tam widzisz, zostało zrobione rok temu. Niedługo po skazaniu Itachiego, Kimmimaro odszedł z firmy. Podobno poszedł na zwolnienie lekarskie i nie wrócił, ale myślę, że mogło to mieć związek z rozprawą. Widzisz, podczas pożaru znajdował się w lewym skrzydle i jakimś cudem wyszedł z tego bez szwanku. Podczas procesu zeznał, że stracił przytomność i nie pamięta nic ze zdarzenia, aż do chwili, w której znaleźli go strażacy. Przytomnego.
   Powoli zaczynałam się gubić. Szef Hittori zaczął wolno kierować się w moją stronę, po drodze przeglądając kartki w skoroszycie, który ze sobą zabrał. Gdy znalazł to, czego potrzebował, zajął swoje poprzednie miejsce i wręczył mi akta.
   - To jego?
   Potaknął.
   - Kaguya pracował w Uchiha Company jako jeden z doradców Madary. Kilka lat wcześniej jednak, był urzędnikiem w firmie państwowej, a ktoś próbował wrobić go w korupcję - zatrzymał się, wodząc palcami po brodzie. - Sprawa była na tyle poważna, że mógł nie tylko stracić stanowisko, ale również pójść siedzieć na długi czas. W ostatniej chwili pojawił się świadek, który go z tego wyratował.
   Przygryzłam delikatnie wargę, wodząc spojrzeniem po pierwszym akapicie dokumentu.
   - No tak, ale to stało się przed tym, jak zaczął pracować z Madarą, prawda? - upewniłam się, zerkając na niego kątem oka. - Więc to nie ma związku.
   - Też tak myślałem. Do czasu, aż zorientowałem się, kto był oskarżycielem w tamtej sprawie.
   Po raz kolejny uniosłam brwi, natychmiast przenosząc spojrzenie na skoroszyt. Moje źrenice musiały rozszerzyć się naprawdę mocno, bo z trudem opanowałam pierwszy szok.
   - Uchiha Madara?
   Uśmiechnął się bez cienia wesołości.
   - No właśnie - mruknął z rozbawieniem. - Najpierw próbował go wrobić, a później Kaguya zgodził się u niego pracować. Długo ślęczałem nad tą sprawą, ale nie mogłem w żaden sposób znaleźć odpowiedzi na to, dlaczego na to poszedł i czy faktycznie ma to jakikolwiek związek z Itachim. 
   Zagryzłam delikatnie wargę, wracając spojrzeniem do akt.
   - Ciekawe - skwitowałam.
   Wodziłam wzrokiem po papierze, próbując wyłapać jeden, najmniejszy detal. Głupią nieścisłość, która mogłaby być kolejną wskazówką. Nie musiałam jednak specjalnie się wysilać - kiedy przeczytałam jedno zdanie, musiałam zrobić to jeszcze dwa razy, nim rozwarłam usta ze zdziwienia. To niemożliwe. To... ,,kwestia szczęścia"? Zaczęłam kręcic głową w szczerym niedowierzaniu.
   - Sakura? W porządku?
   Parsknęłam pod nosem, po czym przeniosłam na niego spojrzenie.
   - Widzisz, kto był tym świadkiem, który wyratował Kimmimaro? - zapytałam, wskazując na konkretny podpis i zdjęcie mężczyzny. - Yuugo Takara.
   Spoglądnął na mnie z zaciekawieniem.
   - Znasz go?
   Uśmiechnęłam się.
   - Lepiej - machnęłam niedbale ręką, uradowana, że wreszcie mamy trop. - To dobry znajomy Sasuke, który też chce wyciągnąć Itachiego z więzienia.
   Wpatrywał się we mnie tak, jakbym co najmniej powiadomiła go o końcu świata.
   - Niemożliwe - skomentował.
   Wyszczerzyłam się.
   - To się nazywa współpraca, Akasuna - oznajmiłam, unosząc otwartą dłoń. - Zajebisty z nas duet!
   Zaśmiał się po raz kolejny i przybił mi piątkę.



***


   Przemieszczające się wolno wskazówki zegara doprowadzały mnie do obłędu. Podobnie zresztą jak natarczywy, regularny dźwięk, który wydawały. Posiedzenie rady trwało już dwie godziny, a nadal nie udało nam się ustalić nic konkretnego. Ilekroć próbowałem przejść do spraw istotniejszych, Madara podchwycał temat i zręcznie go zmieniał. Nie do końca wiedziałem, w jakim celu to robi. Chciał mnie ośmieszyć? A może miał ukryty motyw w tym, żeby nie rozmawiać o rzeczach najważniejszych? Czyżby się czegoś bał?
   Cholera. Wszystkie przypuszczenia, dotyczące mojego stryja, które od dłuższego czasu nawiedzały moją głowę tylko coraz bardziej mnie irytowały. Rodziły znacznie więcej pytań, niż odpowiedzi. Sprawiały, że nienawidziłem tego człowieka tylko bardziej i bardziej, nie posiadając nawet żadnych dowodów na jego winę. Nie powinienem dawać sobie powodów na to, by jego obecność drażniła mnie jeszcze bardziej. To mogłoby się źle skończyć. Wybuchem, którego srogo bym pożałował. Nie chciałem tego, szczególnie teraz, gdy Itachi trafił na myślącego prawnika. Nie teraz, gdy Sakura wypruwała z siebie siódme poty w archiwum Hittori.
   Za bardzo w nią wierzyłem.
   Wodziłem spojrzeniem po sali, zdając sobie sprawę, że nie słucham swoich współpracowników już od dłuższej chwili. Rozmawiali o tegorocznych składkach na Uchiha Company Celebration, szerzej znanemu jako UCC. Było to wydarzenie, na które zjeżdżali się najważniejsi biznesmeni z całego kraju, a nawet przedstawiciele z innych państw. Przygotowania rozpoczynały się już pół roku przed feralną nocą. Event miał tak wysoką rangę niemal od samego początku swojego istnienia. Odbywał się regularnie, co roku, w drugi wtorek kwietnia. Pozornie był tylko balem, na którym bogacze mogli powymieniać się uprzejmościami i obejrzeć różnego rodzaju widowiska, jednak w rzeczywistości był prezentacją firmy od wewnątrz. Pokazaniem elokwencji pracowników, zachęceniem ważnych ludzi do współpracy i zdobyciem zaufania wśród tych, którzy najlepiej mogli nas promować. Kłopotliwy, ale wysoce opłacalny pomysł mojego ojca.
   Wyłączając mnie i Madarę, rada liczyła sobie osiemnastu członków. Aż sześcioro z nich pracowało w UC jeszcze za czasów mojego ojca, pozostali dołączyli później i podzielili się między stronę moją, a Madary. Oczywiście, na pozór wszyscy tworzyliśmy jedną, wielką rodzinę i każdy się ze sobą zgadzał. Bzdura. Podczas, gdy jeden z mężczyzn rozpoczął kolejny temat, odnalazłem spojrzeniem swojego stryja. I dopiero, gdy utkwiłem w nim wzrok, zrozumiałem, że również mnie obserwował. Oparł łokcie o blat stołu i sprawiał wrażenie głęboko zamyślonego. Nawet jego oczy, które zawsze przypominały mi otchłań piekielną. Niezależnie, jak usilnie próbował mnie sobie zjednać, widziałem w nich czyste zło.
   - Co myślą o tym dyrektorzy naczelni?
   Początkowo pytanie do mnie nie dotarło. Dopiero, gdy mój doradca mnie szturchnął, wróciłem do rzeczywistości. Zerknąłem na niego pytająco. Wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić. Był zaledwie trzy lata starszy ode mnie, jednak idealnie nadawał się na pomocnika. Omoi Hakkiri, syn człowieka, który od początku był prawą ręką mojego ojca, stał się teraz moją prawą ręką. Mało tego, nie mogłem wymarzyć sobie nikogo lepszego na to stanowisko. Jeśli chodziło o interesy, mogłem zaufać mu w pełni. Bardzo często mnie zastępował, a dodatkowo informował o najmniejszych detalach, które w jakiś sposób mogły być istotne.
   - Hm, nie jestem pewny - przemówił Madara. - Co ty o tym sądzisz, Sasuke?
   Jakie było pytanie?
   - Sasuke pewnie nie będzie miał nic przeciwko - odpowiedział za mnie Hakkiri. - Takayama może być motywem przewodnim balu, nie uważasz?
   Ah, więc o to chodziło. Takayama, z tego co pamiętałem, to masto, które zdobyło popularność jako przechowujące wspomnienia o dawnej Japonii, tej z czasów baśni i legend. Dotychczas nigdy nie interesowałem się tematem przewodnim UCC. Ta sprawa jeden raz przewinęła się przez moją głowę. W zeszły piątek, gdy Temari dosiadła się do mnie w Rendanie i zaczęła truć o tym, że w tym roku to ja powinienem coś wymyślić. Twierdziła, że to pokaże, że przynajmniej trochę zależy mi na całym tym evencie.
   - Nie - odpowiedziałem w końcu, rozkładając się wygodniej na krześle. - To nudne.
   Samo to, że się odezwałem w tak ,,błahej" sprawie, wywołało niemałe zaskoczenie wśród zgromadzonych. Tylko Madara wydawał się rozbawiony. Być może liczył, że to tylko moje widzimisię?
   - Więc może masz jakiś pomysł? Podziel się z nami - zaproponował stryj, wskazując ręką na członków rady.
   Prychnąłem pod nosem i przymknąłem powieki. Przed oczami natychmiast pojawił mi się ten sam obraz, który wyobraziłem sobie w klubie. Uśmiechnąłem się.
   - Sakura - powiedziałem wreszcie, unosząc powieki. - Drzewa wiśniowe i ich kwiaty. Są nieodłącznym motywem w kulturze Japonii, mają związek z Samurajami. Są piękne i ludzie raczej za nimi przepadają. Najważniejsze jednak jest to, że kwitną w tym samym czasie, w którym ma odbyć się UCC. Moglibyśmy na jeden dzień wynająć park Ueno do własnej dyspozycji. Urocze miejsce i trzy muzea, dzięki którym nie trzeba byłoby martwić się o atrakcje.
   Prostaczka na coś się przydała. Gdy skończyłem mówić, zauważyłem, że wszyscy wpatrują się we mnie ze szczerym zaskoczeniem. I chociaż to Omoi dosłownie rozdziawił usta, największą satysfakcję wywołało u mnie zdziwienie w oczach Madary. 
   - To świetny pomysł, Sasuke - skomentował wreszcie.
   Bo mój. Proste.
   - Świetny?! - odezwał się mój doradca, który wyglądał na wyraźnie podekscytowanego. - Jest genialny! Powiedziałbym nawet, że jak dotąd żaden motyw w historii UCC nie był tak obiecujący!
   Nie był jedynym, który przyjął to tak ochoczo. Wszyscy członkowie posiedzenia zaraz zaczęli żwawo to komentować i nie dosłyszałem żadnej, negatywnej opinii. Najbardziej rozemocjonowały się panie - a było ich tutaj aż 3 - które zaczęły dyskutować na temat tego, czy nie wprowadzić także tradycyjnych strojów japońskich. 
   - Bardzo dobrze, że wszyscy są za - oznajmiłem nieco głośnej, przerywając nieustające szmery. Spoglądnąłem na Omoiego. - Ty się wszystkim zajmiesz. Wierzę w ciebie.
   Niemalże od razu spróbował zabić mnie spojrzeniem, jednak nim się odezwał, trzy kobiety zdeklarowały się, że mu pomogą. 
   - Postaram się - burknął w końcu.
   - To już wszystko? - zapytałem, podnosząc się z krzesła i kładąc dłonie na stole. Spojrzenie wbiłem w Madarę. - Śpieszy mi się.
   Uśmiechnął się bezczelnie i pokiwał głową z wyraźną łaską.
   - Tak, tak, to już wszystko - potwierdził. Bez namysłu się odwróciłem i zdążyłem zrobić trzy kroki w stronę drzwi, nim mój ,,partner" odchrząknął. - Poczekaj, Sasuke. Z tobą chciałbym jeszcze o czymś porozmawiać.
   Za jakie grzechy? Znosiłem go ponad dwie godziny. Dwie godziny, które i tak stanowiły za dużą ilość czasu tygodniowo na poświęcanie mu swojej uwagi. Niecierpliwie czekałem, aż wszyscy udziałowcy opuszczą salę narad, a gdy drzwi za ostatnią osobą się zamknęły, na powrót obróciłem się w stronę swojego stryja.
   - O czym chcesz rozmawiać? - zapytałem chłodno.
   Próbował przewiercić mnie spojrzeniem na wylot, jednak w końcu westchnął nieznacznie.
   - Ostatnio się o ciebie martwię, Sasuke. Rzadko bywasz w firmie - spostrzegł, podchodząc stanowczo za blisko mnie. Wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby go uderzyć. - Coś nie tak w Rendanie? Albo u twoich przyjaciół?
   Uśmiechnąłem się bez cienia wesołości, patrząc hardo w jego oczy.
   - W Rendanie w porządku, a moi przyjaciele to nie twój interes - odrzekłem chłodno. - Postaram się bywać częściej. Coś jeszcze?
   Zmrużył powieki, przeszywając mnie ponurym spojrzeniem.
   - Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowujesz - skarcił mnie, w związku z czym ledwo zdążyłem ugryźć się w język. - Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy, to jestem tutaj dla ciebie - dodał łagodniej, klepiąc dłonią moje ramię.
   Byłem tak zażenowany tą sceną, że brakowałoby słów, żeby to opisać. Wyjątkowo poczułem do Madary coś więcej, niż nienawiść. Litość. Ta emocja obecnie rządziła w moim sercu. Byłem pewny, że nie mógłby być jeszcze bardziej patetyczny, ale ponownie udało mu się mnie zaskoczyć. Resztkami sił powstrzymując się od obdarzenia go potokiem ostrych słów, zerknąłem na rękę, którą wciąż trzymał na mojej kończynie.
   - Doceniam to - wycedziłem, z trudem powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Na chwilę wróciłem tęczówkami do jego twarzy. - Stryju.
   Nie chciałem włożyć w to słowo tyle jadu, ale nie kontrolowałem tego. Nie mówiąc nic więcej, obróciłem się na pięcie i skierowałem w stronę drzwi, byleby znaleźć się dalej od niego. Z każdym spotkaniem nie znosiłem go jeszcze bardziej. Z każdym spotkaniem tylko upewniałem się, że to on stoi za całą sytuacją z Itachim. Nieważne, jak wiele osób udałoby mu się nabrać na twarz uprzejmego biznesmena, ja nie należałem do tego grona. Prawdopodobnie dlatego, że też nigdy nie byłem święty.


***


   Dzisiejszy dzień zleciał mi znacznie szybciej, niż się tego spodziewałam. Gdy nad ranem wychodziłam z apartamentu Sasuke, myślałam tylko o zdjęciu pięknej dziewczyny i tym, czy uda mi się zdobyć jego uznanie choć w najmniejszym stopniu. Byłam wściekła na kogoś, kogo nie znałam. Byłam wściekła na to, co usłyszałam od Kiby i na to, co pojawiało się w oczach Sasuke, gdy słyszał jej imię. Chciałam, żeby o niej zapomniał. Chciałam chociaż trochę mu ulżyć i zabrać przynajmniej trochę bólu, którego doświadczył w życiu. Właśnie dlatego musiałam w pełni skupić się na Itachim. To było moje dzisiejsze zadanie specjalne.
   Zadanie, które - zdaje się - wykonałam całkiem nieźle. Po odnalezieniu akt Kimmimaro spędziliśmy z Sasorim kolejnych kilka godzin w archiwum. Pomógł mi w sprawdzaniu całej reszty osób, które znajdowały się na liście od aroganta, ale żadna z nich nie zdawała się przyciągać naszej uwagi na dłużej. Wszystko obracało się wokół Kaguyi. Dlatego też, jeszcze po południu, z pomocą Akasuny odnalazłam jego aktualne dane kontaktowe i przesłałam mu maila. 
   Nie mogłam robić nic, poza czekaniem na odpowiedź.
   Z pracy wyszłam dopiero po osiemnastej, tym razem nie zapominając poinformować o tym Yamanaki. Tłukłam się do domu autobusem, a ze względu na korki, dotarcie do mieszkania zajęło mi kolejne dwie godziny. Powinnam wreszcie zainwestować trochę czasu w zrobienie prawa jazdy. Co prawda, póki co nie było mnie stać na auto, ale zawsze mogłam wziąć jakiś kredyt. Efektem moich codziennych, autobusowych wycieczek były okropne bóle nóg, późne powroty i zmęczenie. 
   Przekroczyłam próg mieszkania i zatrzasnęłam za sobą drzwi, wypuszczając z ust haust powietrza. Wreszcie. W pierwszej kolejności zdjęłam z nóg lity, rozkoszując się ulgą, jaka natychmiast ogarnęła moje stopy. Zaraz potem pozbyłam się reszty odzieży wierzchniej - płaszcza, rękawiczek, czapki i komina. 
   - Już jestem - powiedziałam w miarę głośno, zerkając w lustro w przedpokoju. Niedbale przeczesałam włosy dłonią i skierowałam się w stronę salonu, w którym - ku swojemu zdziwieniu - nie znalazłam żywej duszy. - Ino?
   Rozejrzałam się wokół i zauważyłam kartkę leżącą na blacie kuchennym. Leniwie skierowałam swoje kroki w tamtą stronę i podniosłam zwitek, szybko przejeżdżając oczami po zdaniu, jakie nabazgrała tam moja współlokatorka. Znowu poszła na randkę. Mało tego, poszła na randkę w środku tygodnia. Zaczynałam myśleć, że te niewinne spotkania z tajemniczym panem policjantem przeradzają się w coś więcej, niż tylko przelotną znajomość.
   Musiałam radzić sobie sama.
   

   Zaledwie piętnaście minut później siedziałam przy stole, a przed sobą miałam włączonego laptopa i talerz, na którym znajdowała się podgrzana pizza. Yamanaka łaskawie zostawiła mi w lodówce dwa kawałki. Złapałam jeden z nich w dłoń i bez skrępowania ugryzłam spory kawałek. Byłam głodna jak wilk. Prawdę mówiąc, dzisiaj marzyłam już tylko o tym, żeby wziąć gorącą kąpiel i położyć się do łóżka.
   No dobrze, może gdzieś w mojej podświadomości odzywały się także głosy, które mówiły o tym, że bardzo chętnie widziałyby w tym łóżku pewnego gburowatego bruneta. Nie mogłam się doczekać, aż poinformuję go o naszym dzisiejszym odkryciu. Musiałam poczekać jedynie na odpowiedź Kimmimaro, ażeby Uchiha nie napawał się bezpodstawną nadzieją. Nie chciałam go zawieść. Nie tylko dlatego, że zależało mi na tym, żeby mu pomóc. Bardziej dlatego, że to podwyższyłoby moją - cholernie niską - samoocenę. Pragnęłam udowodnić samej sobie nie tylko to, że pięcioletnie zakuwanie na studiach nie poszło na marne, ale również to, że nie jestem gorsza od Ayi. 
   To była głupota. Zaczęłam rywalizować z dziewczyną, której nigdy nie spotkałam. Zaczęłam rywalizować z dziewczyną, którą znałam tylko z opowieści. Zaczęłam rywalizować z jakąś dziewczyną tylko i wyłącznie dlatego, że należała do przeszłości Sasuke. Moje obawy wzrastały za każdym razem, gdy racjonalnie o tym myślałam. Uchiha nigdy niczego mi nie obiecywał. Nawet Ino stwierdziła, że wzięłam pocałunek w Victroli za bardzo do siebie. Dorośli ludzie nie tylko całują się bez zobowiązań, ale również uprawiają taki seks. Moja współlokatorka była chyba najlepszym przykładem.
   Przełknęłam ostatni kawałek pizzy i odwiedziłam swojego e-maila, nie żywiąc specjalnych nadziei, że na coś się tam natknę. Próbowałam po prostu zająć się czymkolwiek, żeby dłużej nie myśleć o Ayi. Właśnie wtedy dostrzegłam nową wiadomość od ,,KKaguya1990@gmail.com". Z podekscytowaniem kliknęłam na link, a zaraz potem rozpoczęłam czytanie.
   
   Droga Sakuro Haruno,
   Dostałem twoją wiadomość. Długo zastanawiałem się, czy faktycznie powinienem się wtrącać, ale chyba nie mam wyjścia. Madara jest oszustem, który wreszcie powinien zapłacić za swoje czyny. Ja nie mam siły na to, by podejmować z nim walkę, ale cieszę się, że istnieją osoby, które tego chcą. Napisałaś, że przyjaźnisz się z Yuugo oraz, że walczycie o to samo. Mam u niego dług, a dodatkowo darzę go zaufaniem. Chętnie spotkam go ponownie. Dowiedziałem się, że nadal prowadzi Victrolę. Jeśli mam rozmawiać z kimkolwiek, to tylko z nim. Od dłuższego czasu mieszkam poza Tokio, ale będę tam przejazdem. Niech Yuugo czeka na mnie w swoim klubie, w sobotę 6.12.2014 o 20:00. To jedyna taka okazja. 
                                                  Pozdrawiam,
                                                  Kimmimaro Kaguya


   Musiałam przeczytać całość dwa razy, żeby wszystko dokładnie zrozumieć. Trafiliśmy w sedno. Cholera, trafiliśmy sedno! Kimmimaro faktycznie posiadał jakieś informacje dotyczące Madary. W obecnej chwili nie przeszkadzało mi nawet to, że chciał rozmawiać tylko z Takarą. Wątpiłam, by miał to być jakiś problem. Sięgnełam z zapałem po telefon i szybko wybrałam numer Sasuke.
   Jeden sygnał.
   Drugi.
   - No odbierz idioto!
   Odebrał chwilę przed tym, jak to wykrzyczałam.
   - Co ci się tak spieszy, prostaczko? - żachnął się natychmiast. - Czemu zawracasz mi tyłek?
   Miałam wrażenie, że ten człowiek nie ma w sobie krzty wdzięczności. Byłam jednakże w zbyt dobrym humorze, by przejmować się jego idiotycznymi komentarzami.
   - Znalazłam - wypaliłam z ekscytacją. - Znalazłam kogoś, kto pomoże nam w sprawie Madary.
   Odpowiedziała mi głucha cisza, która ciągnęła się przez kilka dobrych sekund.
   - O czym ty mówisz? - zapytał ochryple.
  Uśmiechnęłam się.
   - Mówię, że twoja prostaczka siedziała cały dzień w archiwum i doszła do pewnych wniosków - odparłam, podpierając podbródek na dłoni. - Później dołączył do mnie Sasori. Znaleźliśmy kogoś, kto mógłby wiedzieć coś o Madarze.
   Parsknął cicho, choć nie rozumiałam tej reakcji.
   - Moja prostaczka, co? - powtórzył dosyć polubownie. Niemal od razu spaliłam soczystego buraka. - Kogo?
   Wzięłam głęboki wdech.
   - Nazywa się Kimmimaro Kaguya. Wszystko opowiem ci dokładniej, kiedy się zobaczymy - zaznaczyłam na początku, przypominając sobie o niskim stanie swojego konta. - Chce rozmawiać tylko z Yuugo. Będzie w Victroli w sobotę o ósmej wieczorem.
   - Dlaczego tylko z Yuugo?
   - Już ci mówiłam, że to później - syknęłam. - Ważne, że może mieć ważne informacje.
    Wydał z siebie coś na kształt ,,mhm". Czy ja naprawdę liczyłam na tak dużo? Jakiekolwiek dziękuję, albo - chociaż - ,,dobra robota"? Niewdzięczny, zapatrzony w siebie...
   - Jak na takiego irytującego babsztyla spisałaś się całkiem nieźle.
   CHAM.
   Cham, który mimo wszystko wywołał swoimi słowami szeroki uśmiech na mojej twarzy. Mogłabym odpowiedzieć mu w cyniczny sposób, ale nie miałam na to ochoty. Czułam się zwyczajnie szczęśliwa i - w pewien sposób - spełniona. Ruszyłam dalej. Może nie osiągnęliśmy czegoś niewiarygodnego, ale to mimo wszystko był krok do przodu. Krok, którego jak do tej pory Uchiha nie mógł wykonać. 
   - Poradzimy sobie, Sasuke - wyszeptałam łagodnie, odtwarzając sobie w myślach obraz jego niesamowitych oczu. - Wyciągniemy go stamtąd. Obecuję.
   Przez dłuższą chwilę odpowiadało mi głuche milczenie. Słyszałam jedynie jego równomierny oddech. Byłam z nim. Byłam dla niego. Zamierzałam pomóc i jemu i jego bratu za wszelką cenę. I wiedziałam, że nam się to uda.
   - Sakura... - zaczął gardłowo.
   PIIP. PIIP. PIIP.
   Nie, nie, nie, nie. Nie. 
   Tak. Brak dostępnych środków na koncie.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Naprawdę nie mam czasu i baaardzo przepraszam za wszystkie literówki, ale już jest poniedziałek, a wy dopytujecie o rozdział, więc chciałam go wrzucić jak najszybciej <333

Maj w szkole mnie dobija, zawsze! :) Mam nadzieję, że fakt, iż rozdział dłuższy niż zwykle, trochę zrekompensuje wam całe dwa tygodnie <33 A teraz biegnę do matmy...

Do następnego, misie! <3


PS: No tak, mała niespodzianka - zdjęcie Ayi, które widziała Sakura:


10 komentarzy:

  1. Hej, świetny, świetny, najlepszy! Obejrzyj sobie film "Sędzia" z Robertem Downey Jr, sakura mogłaby być takim prawnikiem jak on :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sasori Bogiem seksu awwwww <33 Jak słodziutko... Chociaż Haruno i tak będzie z Sasuke xD
    Niby sporo się dowiedzieliśmy, ale tak naprawdę to nadal nic ;__:
    To, że Madara coś knuje to pewne, że jest wrednym staruchem to też wiadomo.
    Nowa postać- Kimmimaro Kaguya. Stary "znajomy" Madary, który postanawia go udupić, ale najpierw chce się spotkać z Yuugo. Dlaczego? Za Chiny nie wiem ;---;
    Różowa potwora zazdrosna o Ayę </3 Słodko xd
    Znam ból, jak nie ma nic na koncie, a ma się do przekazania coś mega ważnego xDD To takie życiowe ;D
    Nie mam siły na wymyślanie teorii spiskowych, nie dzisiaj.
    Naskrobałam coś, żeby nie było, że mnie nie ma. Bo jestem. Czasem dwa razy dziennie włażę i sprawdzam xD
    Jak wpadnę na jakiś genialny plan, to się odezwę xD
    Sooł, weny życzę i czasu na pisanie.
    I daj nam trochę więcej informacji w następnym rozdziale xD
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do zdjęcia
      Eee tam, Sakura i tak ładniejsza xD

      Usuń
    2. Dziewczyny i tak zawsze będą twierdzić, że każda jest od nich ładniejsza :D

      Usuń
  3. Sakura musi kupiś furę! I wgl wszystko, przecież jest:prawnikiem i to jakim :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam super teorię ogółu historii.
    Aż dumna z siebie jestem xD
    A rozdział bardzo dobrze mi się Czytało.
    Bóg seksu... Nieźle, nieźle.
    Robi się coraz ciekawiej, a akcja nabiera tępa.
    Ale to wszystko tylko "moim zdaniem"
    Weny życze~
    Maj w szkole dobija wszystkich ;_;
    Łączmy się w bólu uczniów [*]

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że długo, ale szkoła mnie zjadła...
      za to napisałam rozdział tak, żeby wam się spodobał!

      Jutro będzie! :D

      Usuń
    2. Czy rozdział pojawi się w takim razie jeszcze dzisiaj?:)

      Usuń
  6. Czekam z niecierpliwością następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń