niedziela, 14 czerwca 2015

#12 Victrola


   6 grudnia 2014 roku. 
   Dzień, o który modliłem się od roku. Dzień, który jednocześnie był zamknięciem jednego rozdziału, a rozpoczęciem kolejnego. Dzień, podczas którego wreszcie zrobiliśmy krok naprzód w sprawie uwolnienia mojego brata. 
   Dzień, który w końcu nastał.
   Kiedy Sakura zadzwoniła do mnie w zeszły wtorek, byłem praktycznie pewny, że nie ma dla mnie dobrych informacji. Było późno i chociaż wierzyłem, że spędziła cały dzień w archiwum Hittori, to spodziewałem się tego, co stało się w przypadku wszystkich poprzednich adwokatów mojego brata. Słów ,,przykro mi, nie istnieje nic, co mogłoby być poszlaką". Próbowałem nawet przygotowywać się na tę informację, by znieść kolejny zawód znacznie lepiej, niż poprzednie.
   Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że potwora nie tylko coś znalazła, ale również od razu załatwiła spotkanie.
   Przez cztery ostatnie dni powinienem był zastanawiać się nad sprawą Itachiego jeszcze intensywniej. Szczególnie, że lada dzień miałem udać się do Kakashiego. Powinienem, ale nie potrafiłem wystarczająco się skupić. W mojej głowie zapanował jeden, wielki chaos, który mogłem zamknąć w worku i podpisać ,,Sakura". Myślałem o niej na tysiąc różnych sposobów, a mimo to nadal nie potrafiłem jednoznacznie określić swoich odczuć. Coraz trudniej było mi trzymać się od niej z daleka. Nawet, kiedy próbowałem, ona i tak się pojawiała. Przykładowo dzisiaj rano, gdy spotkałem ją w więzieniu, wychodząc z odwiedzin. Poinformowała mnie, że jedzie do Victroli razem ze mną i Naruto, w związku z czym nie mam nic do gadania. 
   I osiągnęła to, co chciała - siedziała właśnie obok mnie, irytując tym samym Inuzukę i Uzumakiego, którzy wylądowali na tylnym siedzeniu. Przynajmniej nie musiałem wysłuchiwać entej kłótni dotyczącej tego, kto ma usiąść z przodu. Jak z dziećmi.
   - Czemu zawsze dowiaduję się o wszystkim ostatni? - burknął pod nosem Kiba. - O tobie i prowadzeniu firmy dowiedziałem się po Naruto, o ostatniej ustawce wspomnieliście przypadkiem, a o Sakurze i Itachim w ogóle nie miałem pojęcia. To nie fair.
   Sakura zerknęła na nich przez ramię.
   - Bo jesteś idiotą i za dużo gadasz - oznajmił blondyn. Dobrze, że ten opis znacznie bardziej pasował do niego. - Poza tym, nie narzekaj. Jesteś jednym z czwórki wtajemniczonych. Reszta mogłaby być znacznie bardziej niezadowolona.
   Zrobił to w dość głupi sposób, ale byłem pewny, że chce tylko zacząć intrygujący temat, aby zająć myśli Sakury. Próbował ratować sytuację po tym, jak Inuzuka wspomniał o ustawce i chyba trochę mu się to udało, bo Haruno zmarszczyła brwi.
   - Czwórki? - powtórzyła pytająco.
   Zamierzałem zignorować tę kwestię, ale świdrowała mnie spojrzeniem tak natarczywie, że się poddałem.
   - Temari też trochę wie - przyznałem, skręcając w kolejną uliczkę. - O apartamencie, o tym, że łączy mnie z firmą coś więcej, niż ojciec, o mojej przeszłości i o tym, że chcę wyciągnąć Itachiego z więzienia za wszelką cenę.
   Zagryzła delikatnie wargę. 
   Tak, Sabaku miała znacznie więcej informacji. Jeśli chodziło o ekipę w całości, to istniało w niej przekonanie, że chociaż mój ojciec był właścicielem Uchiha Company, to ja zrezygnowałem ze swoich udziałów na rzecz klubu. Okłamałem ich. Powiedziałem, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego przez oszustwo, które dotknęło Itachiego. O nim z kolei wiedzieli tyle, że utknął w więzieniu za coś, czego nie zrobił. Akurat do tego nie musiałem ich przekonywać - znali mojego brata zanim poszedł do więzienia i byłem skłonny zaryzykować stwierdzenie, ze lubili go nawet bardziej, niż mnie. Nie ukrywałem przed nimi swoich problemów dlatego, że im nie ufałem. Chodziło raczej o to, że nie chciałem mieszać ich do tego wszystkiego. Wystarczyło, że wciągnąłem w to o trzy osoby za dużo.
   - Tylko tyle? - upewniła się wreszcie.
   Kiwnąłem głową.
   - Wystarczy jej to. Wychodzi z założenia, że jeśli będę chciał powiedzieć jej więcej, to to zrobię - odpowiedziałem, na chwilę przenosząc na nią znaczące spojrzenie. - Nie to, co poniektórzy.
   Wydęła wargę i przeniosła spojrzenie na przednią szybę. Przypominała w tej chwili obrażone dziecko, które nie dostało cukierka.
   - Kim jest ten gość, który chce rozmawiać z Yuugo? - odezwał się ponowie Kiba.
   Westchnąłem pod nosem.
   - To były współpracownik Madary - wyjaśniłem pokrótce. Haruno co prawda opowiedziała mi wszystko ze szczegółami, ale ta historia rodziła więcej pytań, niżeli odpowiedzi. Pamiętałem Kimmimaro z firmy, kilka razy nawet pojawił się na posiedzeniach jako doradca mojego stryja, ale nigdy nie przyciągnął mojej uwagi na dłużej. Gdy dowiedziałem się o jego przeszłości, byłem w takim samym szoku, jak prostaczka. - Na dłuższą metę to trochę skomplikowane. Ważne, że może mieć do powiedzenia coś ważnego.
   Naruto parsknął, opierając swoje nogi o moje siedzenie. 
   - Lepiej, żeby miał, bo nawet ja stracę nadzieję - bąknął pod nosem. - Chociaż, myślę, że pójdzie po naszej myśli! Wszystko, czego dotknie Sakura-chan, zamienia się w złoto! 
   Z jednej strony nie robił nic nowego - tradycyjnie jej się podlizywał, ale jej mina, która dotąd przywoływała na myśl sfochanego bachora, zmieniła się na uroczy uśmiech. Zdążyłem zauważyć, że Naruto był jedynym człowiekiem, który znał ją tak dobrze. Potrafił poprawić humor potwory dosłownie w każdej sytuacji, a przecież nie należała ona do ,,prostych w obsłudze". Więź, o której sami mówili i o której sam wcześniej nieco słyszałem, zdawała się faktycznie istnieć.
   - Tym razem się zgodzę - mruknął Inuzuka, podpierając przedramię na siedzeniu potwory i pochylając się nad nią. - Nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych, co, Haruno?
   - Nie spoufalaj się tak - warknął blondyn.
   Gwałtownie pociągnął go za ramię, jeszcze bardziej wgniatając stopy w moje siedzenie. Zniecierpliwiłem się.
   - Zabieraj te kopyta - fuknąłem ostrzegawczo, próbując skupić się na ulicy. Ta banda dzieciaków zaczynała mnie irytować. - I przestańcie się tak podniecać. Miała szczęście.
   Słabo wyrażałem swoją wdzięczność, choć była ona niewyobrażalnie duża. Wiedziałem, że Naruto i Kiba doskonale zdają sobie z tego sprawę. Najpewniej dlatego zignorowali moje słowa i kontynuowali swoją sprzeczkę, tym razem skupiając się na tym, że wczorajszego dnia ten pierwszy wygadał się Hanabi, że Inuzuka - będąc w pracy - musiał udać się do, jak to określał, kurwidołka.
   Osobiście miałem szczerą nadzieję, że z rozmowy Kimmimaro i Yuugo wyjdzie coś konkretnego. Gdy poinformowałem swojego kumpla o tym spotkaniu, był jednocześnie zaskoczony i szczęśliwy. Nie miał zielonego pojęcia o tym, że Kaguya mógłby wiedzieć cokolwiek na temat pożaru, ale jednocześnie dawno go nie widział. Zresztą, nawet gdyby nie miał ochoty się z nim spotkać, pewnie zrobiłby to ze względu na mnie i Itachiego. Liczyłem na niego. Teraz tylko on mógł próbować wyciągnąć z kogoś informacje, które były naszą ostatnią deską ratunku.
   - Sasuke? - usłyszałem cichy, nieco niepewny głos kobiety. Przeniosłem na nią swój wzrok i dopiero teraz dostrzegłem, że jest jakaś niewyraźna. - Myślisz, że nam się uda?
   Była ostatnią osobą, którą posądziłbym o powątpiewanie. Domyśliłem się jednak, że poniekąd mogło to mieć związek z moimi wsześniejszymi słowami. Kłóciliśmy się milion razy, a ona wzięła moją cyniczną uwagę do siebie właśnie dzisiaj?
   - Jeśli zamierzasz mieć takie podejście, to zacznij szukać nowej pracy. Na przykład jako krawcowa, albo bibliotekarka - odparłem nieco zbyt surowo. 
   Opuściła głowę, nie kryjąc zrezygnowania. Ten widok sprawił, że nie mogłem udawać rozgniewanego. Zerknąłem w lusterko, upewniając się, że idioci są zajęci sobą nawzajem, żeby zaraz wrócić nim do drogi. Po omacku odnalazłem dłoń Sakury i delikatnie ją ścisnąłem.
   Zdumiła się.
   - Sasu...
   - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że się uda - odpowiedziałem nieco łagodniej, zerkając na nią przelotnie. - Nie mam ich, od kiedy się pojawiłaś.
   Przyglądała mi się z niedowierzaniem. Przyswoiła moje słowa dopiero wtedy, gdy zabrałem rękę, zmuszony położyć ją na kierownicy. Jej policzki zaczerwieniły się, dodając kobiecie jeszcze więcej uroku. Nie byłem typem człowieka, który mówił takie rzeczy bezpodstawnie. Prawdę mówiąc, nigdy specjalnie nie musiałem się wysilać, żeby poderwać jakąś dziewczynę. To one biegały za mną. W tej chwili byłem szczery - nie tylko z Sakurą, ale również z samym sobą. W końcu.
   - Rozumiem - mruknęła cicho, unosząc kącik ust w uśmiechu.
   Zrobiłem to samo.
   - Wylałeś colę, imbecylu!
   - Przecież nawet nie była otworzona, oszołomie!
   Dlaczego ja w ogóle ich ze sobą zabrałem?



***


   Kiedy Sasuke wreszcie zatrzymał się pod Victrolą, poczułam niewyobrażalną ulgę. Jazda samochodem, chociażby przez pół godziny z tymi dwoma głąbami była straszna. Bębenki niemalże zaczęły mi pękać, porażone ilością ,,kurw" i ,,debili" w krótkiej, nieznaczącej sprzeczce. Zaczynałam powoli rozumieć, dlaczego Sasuke traci cierpliwość tak często - gdybym przebywała z wyjątkowym duetem tyle, co on, też pewnie diametralnie bym się zmieniła. 
   Gdy dotarliśmy na miejsce, posłusznie ruszyłam za całą trójką. Wolałam nie ryzykować tym, co stało się tutaj podczas mojej ostatniej wizyty. Na całe szczęście (albo, raczej, wręcz przeciwnie) moi przyjaciele i gbur byli całkiem dobrze znani na terenie klubu nocnego. Spróbowałam zlekceważyć komentarze blondyna i bruneta, którzy tradycyjnie zagadywali nas przy wejściu i pospieszyłam przodem, wraz z Naruto. Spóźniliśmy się. Było już pięć po ósmej i miałam nadzieję, że Yuugo mimo wszystko wywiązał się z powierzonego mu wcześniej zadania.
   - Sakura-chan? - zagadnął mój przyjaciel, w związku z czym przeniosłam na niego swoje spojrzenie. - Jesteś pewna, że chcesz nadal działać w sprawie Itachiego?
   Chyba nie zrozumiałam.
   - Co to za pytanie? - żachnęłam się, unosząc zdawkowo brew. - Coś się stało?
   Pokręcił powoli głową i schował ręce do kieszeni. Na chwilę oderwał ode mnie wzrok, wbijając go w jakiś punkt przed sobą, ale nie dałam się zbyć. Znałam Naruto zbyt dobrze, żeby nabrać się na głupie zaprzeczanie.
   - Jadaczka nigdy ci się nie zamyka - zauważyłam zaczepnie, przechylając delikatnie głowę. - Nie będziesz mi chyba wmawiał, że wszystko jest w porządku, podczas, gdy bardziej przypominasz Arktosa, niżeli Tabalugę.
   Parsknął pod nosem i ponownie na mnie zerknął. W jego oczach dostrzegłam masę sprzecznych uczuć. Od smutku, poprzez zmartwienie, aż do entuzjazmu.
   - Kiedy zajmowaliśmy się tą sprawą tylko z Sasuke i Kibą, nie było tak źle. Zdawaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale od tego są faceci. Od tego, żeby stawiać mu czoła - spostrzegł, zatrzymując się. Zrobiłam to samo. - Kobiety powinny być tymi, które bronimy. Ja zawsze broniłem ciebie. I...
   Przerwałam mu ciężkim westchnieniem.
   - I nie potrafisz dopuścić do siebie myśli, że jestem już dużą dziewczynką? - mruknęłam, krzyżując ramiona pod piersiami. - Bo jestem, Naruto. Radzę sobie sama.
   Prychnął pod nosem.
   - Nigdy nie będziesz radziła sobie sama, bo nigdy nie zostawię cię z niczym samej - oznajmił, kładąc dłonie na moich ramionach. - Nie zamierzam przekonywać cię, żebyś sobie odpuściła, bo to egoistyczne i bezcelowe. Chcę tylko, żebyś mi coś obiecała.
   Nie miałam pojęcia, co chodzi mu po głowie, ale powoli przytaknęłam.
   - Jeśli sprawy zajdą na tyle daleko, że będziesz musiała łamać swoje własne zasady, zrezygnujesz. 
   Patrzyłam w jego błękitne oczy przepełnione determinacją i nie rozumiałam praktycznie nic z tego, co mówił. Jeśli sprawy zajdą na tyle daleko, że zacznę łamać swoje zasady? W takim razie, jak daleko wybiegał myślami w przyszłość? Albo lepiej - co planowali wraz z Sasuke? Bo co do tego, że ma on prawo bytu w tych ,,sprawach", nie miałam wątpliwości. Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy powinnam się z nim o to wykłócać, ale sobie podarowałam. Nikt nigdy nie dbał o mnie tak, jak Uzumaki i ufałam mu bezgranicznie.
   Uśmiechnęłam się najsympatyczniej, jak tylko potrafiłam i uniosłam do góry dwa palce.
   - Obiecuję.
   Wyraz jego twarzy drastycznie się zmienił. Najpierw pojawiła się na niej ulga, a zaraz potem mój przyjaciel wyszczerzył się od ucha, do ucha. Wyglądało na to, że powrócił Naruto pacan. Nim zorientowałam się w sytuacji, rzucił się na mnie z łapskami i objął tak mocno, że poczułam się jak sardynka w puszce.
   - Sakura-chan, Sakura-chan! Kiedy ty tak wyrosłaś? - wrzasnął mi do ucha głosem zrozpaczonego dziecka. Definitywnie, mój zidiociały przyjaciel pojawił się z powrotem. - Zawsze myślałem, że na starość będziesz siedziała w domu i opiekowała się naszymi dziećmi podczas, gdy ja będę zarabiał jako trener FC Tokyo. 
   Nie wiem, czy bardziej przerażało mnie to, że opisał nasze życia słowami ,,starość", czy to, że kiedykolwiek układał sobie plany na przyszłość ze mną w roli swojej żony.
   - Myślałeś o mnie jak o kurze domowej? - warknęłam.
   Żachnął się pod nosem.
   - To się w dzisiejszych czasach nazywa gospodyni, Sakura-chan - burknął. - Wracałbym wieczorem, a ty szykowałabyś na kolację ramen! Witałabyś mnie uśmiechem, a potem z szóstką naszych dzieci zasiadalibyśmy do stołu.
   Załamałam się do reszty.
   - Mało, że kura domowa, to jeszcze maszyna do rodzenia dzieci? - rzuciłam, zaciskając dłoń w pięść. - Nigdy bym ci nic nie ugotowała! Kretyn - syknęłam drażliwie, choć na twarzy miałam delikatny uśmiech.
   Naruto. Dziękuję.
   - Czasami się zastanawiam, co by się stało, gdyby nasze losy potoczyły się inaczej - mruknął, spoglądając na mnie z góry. Zaraz jednak się uśmiechnął. - Ale to nieważne, prawda? Nie mamy co narzekać na to, co dostaliśmy od życia.
   Zdecydowanie. Nigdy nie żałowałam żadnej z decyzji, które podjęłam. Wiedziałam, że chociaż Naruto lubi się wydurniać i wspominać czasy, gdy był we mnie zakochany, Hinata była jego miłością. Tą szczerą i najprawdziwszą, która dała mu poczucie szczęścia i spokoju. Była dla niego idealną partią - cierpliwa i wyrozumiała kobieta o dobrym sercu. Prawdę mówiąc, czasami trochę zazdrościłam im tego, co mają. U mnie, jak dotąd, było raczej krucho ze sprawami sercowymi.
   - Naruto, od podstawówki ci powtarzam, że to bezsensowne - odezwał się Kiba, sprawiając, że oboje odwróciliśmy się w kierunku jego i Sasuke. - Ona cię nie chce, idioto.
   Naruto, jak to zazwyczaj bywało, dał się sprowokować już w pierwszej chwili. Na dłuższą metę utkwiłam jednak spojrzenie w arogancie, który nonszalancko oparł się o ścianę i przyglądał Uzumakiemu, kompletnie ignorując moją obecność. On chyba uwielbiał mnie drażnić.
   - Zamknij mordę, Inuzuka! Ja przynajmniej mam dziewczynę - wypalił, unosząc kciuk, a zaraz potem kierując go w dół. - Poza tym, Sakura-chan właśnie powiedziała, że gdyby nie Hinata, to pewnie byłaby moją dziewczyną.
   Uniosłam brwi, wbijając w niego zaskoczone spojrzenie.
   - Oh, powiedziałam tak?
   Pokiwał entuzjastycznie głową, kompletnie nie przejmując się ironią zawartą w moich słowach.
   - Oczywiście, to kwestia tego, czy ja bym cię wtedy chciał...
   Nie zdążył dokończyć, bo zdzieliłam go po łbie. Stęknął przeciągle, ale nie powiedział nic więcej. Przynajmniej kogoś innego udało mi się uradować - Kiba umierał ze śmiechu. Uchiha również sprawiał wrażenie rozbawionego, chociaż ukrywał to znacznie lepiej niż jego towarzysz.
   - Wystarczy - przerwał wreszcie arogant, nie kryjąc lekkiej frustracji. - Ruszcie się, bo i tak jesteśmy spóźnieni.
   Faktycznie, Kimmimaro. Z tego wszystkiego zdążyłam zapomnieć, po co dokładnie tutaj przybyliśmy. Wpierw zgodziłam się z Uchihą, a potem ruszyłam pędem w stronę drzwi, na których kończył się korytarz. Tym razem nie bałam się nawet troszeczkę, co - szczerze mówiąc - było zrozumiałe. Wchodziłam do środka z trójką dorosłych, mężnych facetów, którzy byli tu znani z ustawek i... bycia zajebistymi. Tak po prostu.
   Weszłam na parkiet i rozejrzałam się wokół, wyszukując w tłumie jakiejś znajomej czupryny. Niestety, moje węszenie spełzło na niczym. Wokół roiło się od pięknych pań w przeróżnych strojach, podstarzałych mężczyzn, młodych chyba-bandytów i ludzi, którzy znaleźli się tu z innych pobudek, nie do końca dla mnie jasnych. Zaklęłam pod nosem, gdy dostrzegłam obok siebie Inuzukę.
   - Nie przyszedł? - zapytałam cicho. - Uciekł?
   Nikt nie zdążył udzielić mi odpowiedzi, bo w klubie rozległ się pisk, który zagłuszył nawet głośną muzykę. Odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam właścicielkę owego głosu w towarzystwie Suigetsu.
   - Sasuke! Wreszcie - jęknęła, przyśpieszając kroku i zatrzymując się przy brunecie. Bez wątpienia była wstawiona. - Kiedy chłopaki powiedzieli mi, że byłeś tutaj tydzień temu, miałam ochotę ich zabić. Dlaczego nikt mnie nie poinformował? - burczała ze złością.
   Suigetsu westchnął, ale zamiast przywitać któregokolwiek z moich towarzyszy, podszedł właśnie do mnie.
   - Już ci mówiłem, że mieliśmy lepsze zajęcia - odwarknął w jej stronę, a potem spojrzał na mnie z uznaniem. - No witam, Haruno! Jeśli na każdej wizycie tutaj zamierzasz wyglądać tak, jak dzisiaj, to nalegam, żebyś wpadała częściej!
   Zerknęłam na swoje odzienie, jednocześnie nieco się kłopocząc. Nie uważałam, żebym wyglądała jakoś nadzwyczajnie. Rzecz jasna, to Ino doradziła mi ciuchy. Tym razem postawiłyśmy na czerwoną sukienkę bez ramiączek. Górna część była obcisła i posiadała spory dekolt, z kolei dolna była rozkloszowana. Oba fragmenty rozdzielał cienki, czarny pasek. Do wszystkiego dodałam wysokie szpilki, włosy pozostawiając rozpuszczone, a twarz doprawiając lekkim makijażem.
   Podparłam biodro dłonią, przyglądając mu się wyzywająco.
   - W innym outficie mam się tutaj nie pokazywać?
   Parsknął, wyczuwając moją prowokację i zbliżając się jeszcze bardziej.
   - Jak dla mnie, możesz przychodzić nago - oznajmił, uśmiechając się szelmowsko. - Tak byłoby nawet lepiej.
   Nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, Naruto odciągnął go ode mnie za materiał bluzy i stanął pomiędzy naszą dwójką, miażdżąc mojego dotychczasowego rozmówcę spojrzeniem.
   - Może jeszcze nikt ci o tym nie wspomniał, ale ona jest dla mnie jak siostra - poinformował całkiem surowo. - Zbliż się do niej na mniej, niż pięć metrów, a osobiście pogruchotam ci kości. 
   Wziął to chyba za bardzo do siebie, choć, prawdę mówiąc, takie zachowanie w wykonaniu Naruto nie było dla mnie żadną nowością. Nie miałam starszego brata, w związku z czym to on przejął jego obowiązki. Zawsze pilnował, żeby faceci trzymali się z daleka ode mnie, za co zrobiłam mu niejedną awanturę. Nie spodziewałam się jednak, że zostało mu to do tej pory.
   Gdy już miałam go uspokajać, moją uwagę przyciągnęło coś innego. Mina Sasuke. Przyłapałam go na tym, jak się we mnie wpatruje, w związku z czym od razu odwrócił wzrok. Nie udało mu się jednak ukryć złości. Złości i - co na wpół mnie rozbawiło, a na wpół zszokowało - zazdrości. Sasuke Uchiha chyba był o mnie zazdrosny.
   - Przestańcie pieprzyć. Boże, dwóch idiotów... - wymamrotała Karin, a zaraz potem ponownie uwiesiła się na ramieniu Uchihy. Nie wyglądał na zadowolonego. - Sasukeeeeee? To prawda, że ostatnio wolałeś towarzystwo Nany od mojego?
   Nany? Jakiej Nany? Jakie towarzystwo? 
   Hm. Ja chyba też byłam zazdrosna o Sasuke Uchihę.
   Wpatrywałam się w niczego wyczekująco, jednak tradycyjnie postanowił to zlekceważyć. Tak samo, jak rudą jędzę, z której uścisku właśnie się wyrwał.
   - Widzieliście Kimmimaro? - przeszedł do rzeczy, spoglądając na Suigetsu. - Był tutaj?
   Udało mu się zakończyć wszelkie spory. Wszyscy z zainteresowaniem skierowaliśmy wzrok w stronę Hozukiego, który lekko się nabzdyczył po ataku Naruto.
   - Nie był, tylko jest - odpowiedział ze znudzeniem. - Rozmawia z Yuugo w jego pokoju i to od jakichś dziesięciu minut.
   Jest tutaj. Przyszedł. Nie rzucił słów na wiatr, nie zdecydował się nas oszukać i faktycznie się pojawił. Poczułam olbrzymią ulgę i chyba odrobinę zaaprobowałam swoje działania. Nie byłam chyba aż tak bezużyteczna. Odnalazłam wzrokiem ciemne tęczówki Sasuke, z których też buchało zadowolenie. Gdy spostrzegł, że się w niego wpatruję, posłał mi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
   Boże, dlaczego on był taki przystojny? Nie mógł mieć równie gburowatej twarzy, co osobowości?
   - Zamierzamy to opić? - krzyknął Naruto, zarzucając ramię na mój kark. - Pierwsza kolejka za zdrowie Sakury-chan!
   Puściłam w jego stronę perskie oko, ale zanim zdążyliśmy pójść gdziekolwiek, Kiba całkowicie zniszczył klimat.
   - Chyba będziemy mieli lepsze rzeczy do roboty - stwierdził cicho. - Sasuke, mamy towarzystwo.
   Nie zrozumiałam, o czym mówił. Przynajmniej do chwili, w której nie zobaczyłam miny aroganta, wpatrującego się w wejście do klubu. Powędrowałam tęczówkami w tym samym kierunku i dostrzegłam wysokiego, postawnego mężczyznę, na oko czterdziestoletniego. Nie byłoby to nic dziwnego, szczególnie w takim klubie, ale wiedziałam, kim jest ów przybysz. Charakterystyczne czarne włosy i oczy. Sukinsyn, którego zdjęcie widniało w aktach podpisanych słowami ,,Uchiha Madara".
   - Co on tutaj robi, do cholery? - syknęłam, żwawo ruszając w stronę Sasuke. Zacisnęłam dłoń na jego przedramieniu. - Musisz się go stąd pozbyć, zanim znajdzie Kimmimaro - dodałam cicho.
   Powoli kiwnął głową, nawet na mnie nie patrząc. Za plecami usłyszałam tylko siarczyste przekleństwo z ust Naruto. W porządku, z tego co mówił gbur, Victrola należała do koncernu UC. Oznaczało to, że nikt nie miał prawa wyrzucić stąd Madary. Trzeba więc było skupić się na czymś innym - zatrzymaniu tego oszusta i wyprowadzeniu stąd Kaguyi, tak, by tego nie zauważył.
   - Sakura, idźcie ostrzec Yuugo. Postaram się go zatrzymać.
   Nie czekałam na nic więcej. Wycofałam się z towarzystwa wraz z Suigetsu, który wcześniej wepchnął Karin w grono swoich znajomych i rozkazał się nią zająć. Podczas, gdy znikaliśmy w tłumie, Madara zdążył dobić do trójki moich przyjaciół. Zaklęłam w myślach, obiecując sobie, że nie pozwolę, by spotkał tutaj swojego byłego pracownika. Najpewniej nie skończyłoby się to dla niego dobrze, a przecież tylko chciał nam pomóc.
   Otworzyłam drzwi do znajomego pomieszczenia, pomimo ostrzeżeń Hozukiego, że Takara może się przez to zdenerwować.
   - Yuugo! - krzyknęłam już na wejściu, przyciągając uwagę obydwóch mężczyzn siedzących na kanapie. - Madara tutaj jest. 
   Tak jak przypuszczałam, nie musiałam tłumaczyć im niczego zbyt długo. Oboje wstali praktycznie od razu, a w oczach jednego z właścicieli Victroli dostrzegłam lęk i rozdrażnienie. Więc się nie pomyliłam. Gdyby Madara spotkał tutaj Kimmimaro, nie wyszedłby on z tego bez szwanku.
   - Wyprowadzę go tylnym wyjściem - poinformował, zgarniając ze stolika paczkę papierosów. - Po prostu go czymś zajmijcie, bo musimy przejść kilka kroków przez salę główną.
   Zaklęłam w myślach, aczkolwiek nim zdążyłam dodać coś jeszcze, w pomieszczeniu pojawił się zsapany Kiba.
   - Nie ma czasu - poinformował na wstępie. - Madara ma gdzieś rozmowę z Sasuke. Twierdzi, że pilnie musi zobaczyć się z tobą - skierował swoje słowa do Takary.
   Zacisnęłam dłoń w pięść. 
   - Zajmijcie go czymś do cholery - warknął zirytowany. - Sakura?
   Dlaczego zawsze ja? Cholera. Nie miałam najmniejszego pomysłu na to, jak przyciągnąć uwagę tego starucha na dłużej. Jeśli nie udało się to trójce mężczyzn, którzy wcześniej mieli z nim do czynienia, to co mogłam zrobić ja? Kobieta, której nigdy dotąd nie widział?
   - Pośpiesz się - ponaglił Kiba.
   Prychnęłam, przeczesując włosy dłońmi.
   - Co mam niby zrobić?
   - Coś wymyślisz - stwierdził Yuugo, popychając mnie w stronę wyjścia.
   Dzięki za pomoc, chłopaki!
   - Sakura, jesteś kobietą - przemówił Hozuki, w związku z czym zerknęłam na niego przez ramię. - Przypomnij sobie, co mówiłem.
   Początkowo nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Co mówił? To, że gdybym częściej się tak ubierała, to by go to cieszyło? Jaki związek miało to z... stop. Czy on myślał o tym, o czym ja pomyślałam w tej chwili? Doradzał mi, żebym zatrzymała go dzięki temu, że jestem dziewczyną? Pfu, mówiąc wprost - chciał, żebym zaintrygowała go swoimi atutami?
   Najgorsze było chyba to, że nie miałam lepszego pomysłu. Wybiegłam z pomieszczenia i dopiero teraz dostrzegłam, że Madara już kieruje się w stronę podestu, nie zważając na nawoływania Sasuke i Naruto. Przypominali w tej chwili desperatów, którzy błagają jakąś niedostępną laskę o randkę, ale nie mogłam się śmiać. Byłam zestresowana, pełna adrenaliny i zdeterminowana, by za wszelką cenę wyratować Kaguyę. Nie mogłam zostawić go po tym, jak zdecydował się nam pomóc.
   Właśnie dlatego zaczęłam działać w afekcie. Moje nogi poruszały się samoistnie, a wzrok gorączkowo wodził po wnętrzu klubu w poszukiwaniu inspiracji do działania. Jak na złość, nie pojawiła się żadna podpowiedź. Nie kontrolując swoich poczynań do końca, wyrwałam piwo z ręki jakiegoś mężczyzny i zbiegłam ze schodków. To, co chciałam zrobić, było prawdopodobnie najgłupszym pomysłem wszechczasów.
   Dotarłam do trójki, do której kierowałam się od samego początku. Wzięłam głęboki wdech i odegrałam scenę swojego życia. Przeszłam tuż obok Madary. Udałam, że się potknęłam i wylałam całą zawartość swojego pucharu na jego białą koszulę. 
   Automatycznie przypomniałam sobie swoje pierwsze spotkanie z arogantem. Zaczynało się podobnie, a skończyło tragicznie. Było jednak za późno, bym się tym przejmowała. Czułam na sobie zszokowane spojrzenia Sasuke i Naruto, jednak całą swoją uwagę skupiłam na najstarszym. 
   Raz kozie smierć.
   - Strasznie pana przepraszam! - jęknęłam, teatralnie zakrywając usta dłonią. Mogłam tylko liczyć na to, że mój znikomy urok zadziała chociaż ten jeden, jedyny raz. - Niezdara ze mnie, mogłabym pomóc? - zapytałam, podnosząc głowę i konfrontując swoje spojrzenie z jego oczami. Z całych sił próbowałam zamienić się w kota ze shreka.
   Ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna nie wydawał się rozgniewany. Przeciwnie - sprawiał wrażenie nieco rozbawionego.
   - Nie mógłbym być zły na taką uroczą dziewczynę - stwierdził, unosząc kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Nie był brzydki, ale i tak czułam jedynie obrzydzenie. - Po prostu na siebie uważaj, dobrze? 
   Obdarzył mnie uśmiechem godnym perwersyjnego dziadka i wyminął. Dopiero wtedy dostrzegłam, że twarze mężczyzn jakby zastygły w bezruchu. Zignorowałam blondyna, oddając swoją uwagę arogantowi. Wpatrywał się we mnie w sposób, który mówił ,,co to, kurwa, miało być?". Bardzo chciałam odpowiedzieć na to pytanie, ale nie miałam pojęcia jak. Mogłam tylko robić to, co podpowiadał mi mój pokręcony umysł. Dlatego też obróciłam się na pięcie i dogoniłam współwłaściciela UC, zagradzając mu drogę.
   - Chciałabym to panu wynagrodzić - obwieściłam hardo, zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość. Zagryzłam delikatnie wargę i starając się opanować drżenie rąk, ścisnęłam palcami jego koszulę. - Nie mogę sprawić szkody i udać, że nic się nie stało. To nie dałoby mi spokoju.
   Przechylił delikatnie głowę i wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem. Zainteresowaniem, które bardzo szybko zastąpiła żądza. Bezczelnie zlustrował wzrokiem moje ciało i odważył się przejechać dłonią po mojej talii. Hehe, przynajmniej byłam na tyle niebrzydka, żeby go zatrzymać.
   Kyrie Elejson, moja samoocena musiała sięgać zera.
   - Co proponujesz? - wychrypiał.
   Obleśny, obleśny, obleśny perwers! 
   Sama nie wiedziałam, jak brzmiała moja propozycja. Wiedziałam tylko tyle, że seks był ostatnią rzeczą, o której w ogóle bym pomyślała. Samo to, że mnie dotknął, wywoływało we mnie same negatywne uczucia. Pozostała mi improwizacja. Przejechałam wzrokiem po klubie i kilka metrów za Madarą dostrzegłam bar, przy którym stał Suigetsu. Było milion rzeczy, które mogłam zrobić ja, a które mógł zrobić on. Nigdy w życiu nie przepuszczałabym jednak, że zacznie nieumiejętnie tańczyć burleskę.
   Burleska! Lekko rozchyliłam wargi, przerażona swoim odkryciem. Nie, on wcale się nie wydurniał. Próbował pokazać, co mogę zrobić, chociaż nie miałam tego za najlepszy pomysł. Co prawda, znałam kilka ruchów, bo podczas trzeciego roku studiów Ino zaciągnęła mnie na kilka zajęć z tego tańca, ale nigdy specjalnie się do tego nie przykładałam. Może dlatego, że nie przypuszczałam, iż w przyszłości będę musiała dać darmowy pokaz podstarzałemu oszustowi?
   - Więc? - ponaglił, nieco zniecierpliwiony.
   Wróciłam spojrzeniem do jego oczu i wzięłam głęboki wdech. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, toteż musiałam zaryzykować.
   - Lubi pan burleskę?
   Zamrugał kilkukrotnie. 
   - Burleskę? - powtórzył. - Taki taniec?
   Nie wyśmiał mnie, w związku z czym zyskałam trochę pewności siebie. Pokiwałam twierdząco głową i wbrew każdej komórce, jaka znajdowała się w moim ciele, przejechałam paznokciami po jego odkrytej klatce piersiowej.
   - Dokładnie - odparłam subtelnie. - Może na początek mały pokaz? A później... - prowokacyjnie oblizałam usta, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.
   Był tylko facetem.
   I to dzięki temu mi się udało! W jego oczach dostrzegłam taką ilość pożądania, jakbym co najmniej już teraz stała przed nim nago. Zlekceważyłam to, zadowolona, że wreszcie pokiwał głową.
   - Mam nadzieję, że pana nie zawiodę - mruknęłam.
   W odpowiedzi wymusiłam nonszalancki uśmiech, żeby zaraz wyminąć perwersa. Nie wiedziałam, co wprawiało mnie w większe zażenowanie. Fakt, że zaraz miałam tańczyć burleskę na oczach całego klubu, czy to, że Sasuke przyglądał się temu wszystkiemu. Niemniej, zręcznie uniknęłam jego spojrzenia i ruszyłam w stronę baru. Poleciłam Hozukiemu, by puścił z głośników ,,Sohodolls - Stripper". Uznałam również, że jest moim aniołem stróżem, gdy po kolei kazał mi wypić duszkiem trzy kieliszki wódki.




   Nim się zorientowałam, już stałam na blacie baru. Czułam na sobie spojrzenia większości ludzi znajdujących się klubie. O ile dzikie tańce striptizerek były tutaj normą, zapewne goście nie byli przyzwyczajeni do tego, by to któraś z podpitych kobiet postanawiała się kompromitować. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przynajmniej przez pierwszych kilkadziesiąt sekund. Później stwierdziłam, że alkohol zaczyna działać. Przyjemnie rozlewał się po moim ciele, dzięki czemu czułam się nieco lepiej. Musiałam tylko odnaleźć zapalnik, który zmusiłby mnie do wykonania pierwszego ruchu.
   I znalazłam go. Stał nieopodal, pomiędzy swoim stryjem, a moim najlepszym przyjacielem. Miał na sobie ciemne jeansy, szarą koszulkę i skórzaną kurtkę. Wyglądał tak, że najchętniej rzuciłabym się na niego z łapskami. Gdy na sekundę skonfrontowałam spojrzenie z jego oczami, dostrzegłam w nich zaintrygowanie. I właśnie wtedy tak bardzo zapragnęłam pokazać mu, że nie jestem od nikogo gorsza. Zapragnęłam doprowadzić go do obłędu. Sprowokować. Chciałam, żeby to on pragnął mnie. 
   Muzyka zaczęła wydobywać się z głośników, a ja nie potrzebowałam ani chwili więcej. Zaczęłam poruszać się w jej rytmie, ignorując pogwizdywania i zachęcające krzyki mężczyzn. Nie obchodzili mnie. W swoim mniemaniu wykonywałam ten pokaz dla jednego z nich. Zgrabnie kołysałam biodrami, wolno schodząc ciałem do parteru i podnosząc je z powrotem. Przymknęłam oczy, wplątując dłoń we włosy i do reszty zatracając się w erotycznej grze. Gdy już zaczęłam, nie było to wcale takie trudne. Biorąc pod uwagę ogólną aprobatę mężczyzn, mogłam zaryzykować stwierdzenie, że nie radzę sobie najgorzej.
   


***


   Była niesamowita.
   Piękna, fascynująca, figlarna, namiętna i niemożliwie uwodzicielska, a zarazem nietknięta. Delikatna. Niewinna. Sposób jej poruszania się wprawiał mnie w szał, którego nie potrafiłem zrozumieć. Połączyły się we mnie wszystkie uczucia, których tak bardzo nie chciałem do niej żywić. Pożądanie, zazdrość i pragnienie, by ją stąd zabrać. Nie chciałem, żeby jakikolwiek inny facet oglądał ją w takim tańcu, bo nie potrafiłem nawet myśleć o tym, co mogą sobie wyobrażać. Znienawidziłem Madarę do reszty przez samo to, że odważył się jej dotknąć. Nie miał prawa.
   Sakura jest moja.
   Niezależnie, czy jej się to podobało. Niezależnie, jak zamierzałem to rozwiązać. Rozpaliła we mnie tak wielki ogień, że nie byłem w stanie go okiełznać. Nie mogłem przez nią racjonalnie myśleć. Nigdy wcześniej nie odczuwałem niczego tak bardzo - nawet z Ayą. Wszystko, czego chciałem to opuścić ten zapyziały klub, wcześniej ją stamtąd ściągając. Przerażało mnie to, że nie mogłem oderwać od niej oczu. Przerażało mnie to, jak reagowałem na jej słodki uśmiech. Przerażała mnie ona.
   Sakura nie była tylko moją zmorą.
   Stała się pragnieniem. Uosobieniem wszystkiego, o czym kiedykolwiek marzyłem.
   - Sasuke - odezwał się Naruto. Miałem go gdzieś. - Wyszedł.
   Początkowo sens tych słów do mnie nie docierał. Początkowo, bo jakimś cudem przypomniałem sobie o Kimmimaro. Zerknąłem na blondyna, a ten tylko pokiwał głową. Zaraz potem przeniosłem spojrzenie na Madarę, który wpatrywał się w prostaczkę w taki sposób, jakby co najmniej proponowała mu seks. Już miałem okazać swoje wkurwienie, ale Naruto mocno zacisnął palce na moim ramieniu. Powróciłem nienawistnym wzrokiem do niego, ale tylko pokręcił głową. Miał coś w oczach... coś, czego nie rozumiałem.
   - Jeśli ją zranisz, urwę ci łeb - powtórzył dokładnie te same słowa, które usłyszałem od niego jakiś czas temu. Zaraz potem uniósł wargi w zagadkowym uśmiechu. - Zabieraj ją stąd. Zajmę Madarę.
   Czy on... czy to możliwe, żeby znał mnie lepiej, niż ja sam?
   Czy wiedział, że się starałem? Że za wszelką cenę próbowałem trzymać się od niej z daleka? Tyle, że to po prostu było niemożliwe. Sakura była kobietą, która odwróciła moje życie do góry nogami. Uczyniła je lepszym. Na każdym kroku sprawiała, że nieświadomie zbliżałem się do niej jeszcze bardziej. W tak krótkim czasie zrobiła dla mnie tak dużo, że prawdopodobnie nigdy nie byłbym w stanie jej się za to odwdzięczyć. Zatańczyła burleskę w klubie ze striptizem, tylko po to, żeby ratować mój tyłek.
   Ona... była niezwykłą kobietą.
   - Dzięki - zdążyłem wypalić, zanim zniknąłem w tłumie.
   Kilka minut później stałem już po drugiej stronie baru. Zdążyłem wściec się na komentujących, napalonych mężczyzn i podnieconego Suigetsu. Gdy wyciągnąłem rękę do tańczącej kobiety, myślałem tylko o tym, by uniemożliwić tym wszystkim świniom patrzenie na nią. Chciałem jej tylko dla siebie.
   - Sakura - syknąłem niecierpliwie. - Złaź.
   Spoglądnęła na mnie przez ramię, żeby zaraz zaprezentować mi równie zadziorny, co wyniosły uśmiech. Odwróciła się wolno w moją stronę i rytmicznie zeszła do parteru, prowokując mnie jeszcze bardziej. Kilka sekund później siedziała na blacie ze spuszczonymi nogami, świdrując mnie spojrzeniem. Mogłem śmiało powiedzieć, że moje poczynania nie spodobały się tłumowi wokół.
   - Przerwałeś przedstawienie - burknęła, odrzucając włosy na plecy. - Nie podobało ci się?
   Przygryzła wargę, doprowadzając mnie tym samym na skraj wytrzymałości. Kim była kobieta, która siedziała przede mną? Może i wypiła trzy kieliszki, ale to czyniło z niej złą dziewczynkę? Poprawka - może to pomagało wyjść jej na wierzch?
   - Powinnaś się uspokoić - zrugałem ją, nadal utrzymując trzymetrowy dystans. - Jutro będziesz tego żałować.
   Uniosła brwi, po czym zrobiła coś kompletnie niezrozumiałego dla mnie - lekko rozchyliła nogi i przywołała mnie do siebie ruchem dłoni.
   - Chodź - ponagliła. - Przecież się nie boisz, prawda?
   Przeciwnie. Zaczynałem się jej bać.
   Moje ciało miało jednak przewagę nad mózgiem. Machinalnie zrobiłem kilka kroków, zatrzymując się dopiero parę centymetrów naprzeciwko Sakury. Patrzyłem na nią z góry i choć z całych sił starałem się trzymać fason, nie potrafiłem się kontrolować. Kim była i co zrobiła z prostaczką?
   - Idziemy - rozkazałem.
   Zlekceważyła moje słowa, wodząc zielonymi tęczówkami po całej mojej twarzy. 
   - Od kiedy to ty jesteś tym ułożonym?
   Uśmiechnąłem się cynicznie.
   - Od kiedy mam obowiązek cię ratować - wyjaśniłem krótko.
   Nie czekałem na to, aż pociągnie dyskusję dalej. Położyłem dłoń pod jej kolanami i na plecach, a zaraz potem - nie zważając na sprzeciwy - ściągnąłem ją z baru. Była zbyt wstawiona, żebym się z nią wykłócał, a nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Naruto nie mógł zajmować Madary wiecznie. Wraz z ciężarem na rękach skierowałem się do tylnego wyjścia.



   Dwadzieścia minut później byliśmy już w drodze. Kilka kilometrów od miejsca, z którego wyruszyliśmy. Z jakiegoś powodu czułem dzięki temu ulgę, pomimo, iż nie zdążyłem porozmawiać z Yuugo. Jeśli faktycznie się czegoś dowiedział, to równie dobrze mogło to poczekać do jutra. Na głowie miałem znacznie większe zmartwienie - trzeźwiejącą kobietę po swojej prawej stronie. Dzięki zimnemu powietrzu i ciszy, procenty zaczęły powoli ulatywać z jej ciała. Milczała od dłuższej chwili, opierając czoło o szybę.
   Mógłbym odezwać się pierwszy, ale to było ryzykowne. Przed oczami nadal miałem to, co stało się w Victroli. I nawet, jeśli w jakiś sposób udało mi się ujarzmić uczucia, mogły one pojawić się z powrotem.
   - Cholera - wypaliła, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. - Musisz zawrócić.
   Chyba oszalała.
   - Bo?
   - Dzięki tobie zostawiłam płaszcz i torebkę - oznajmiła, przeczesując włosy dłonią. - Mam tam kluczyki. Ino wyjechała na weekend do rodziny, więc...
   - Nie ma wyjścia - przerwałem, nie powstrzymując bezczelnego uśmiechu. - Skończysz u mnie.
   Zamrugała kilkukrotnie. Nie mogłem być pewny, że ta propozycja jej się spodobała, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Nie zamierzałem wracać do Victroli, tym bardziej, że znajdowaliśmy się zaledwie pięćset metrów od mojego apartamentowca. 
   - Skąd pewność, że chcę?
   Zerknąłem na nią przelotnie.
   - Nie pytałem cię o to - spostrzegłem.
   Prychnęła, wprawiając mnie tym w niemałe rozbawienie. Chwilę wpatrywała się we mnie, żeby wreszcie - bez jakiegokolwiek wstępu - wyjąć z kieszeni mojej kurtki komórkę.
   - Co ty robisz? - wycedziłem z niezrozumieniem.
   - Dzwonię - sprecyzowała szybko, a zaraz potem wybrała jakiś numer. Nie miałem siły z nią dyskutować. - Naruto? Jesteś jeszcze w Victroli?
   Wywróciłem teatralnie oczami, skręcając na parking, który znajdował się najbliżej mojego miejsca zamieszkania. 
   - W porządku, jestem z nim. Zabierz moje rzeczy z szatni, kiedy będziesz wychodził, dobra? - poprosiła, zatrzymując się na chwilę. - Czemu? Hanabi nie może? - zdziwiła się. - Zerwali?
   Przeniosła na mnie zaskoczone spojrzenie. 
   - Pośpiesz się, plotkaro - syknąłem.
   Zgromiła mnie wzrokiem.
   - Nie wspominał mi - przyznała, milknąc na dłuższą chwilę. - Przekażę. Trzymaj się.
   Nie mówiąc nic więcej, wcisnęła czerwoną słuchawkę i niedbale odrzuciła komórkę do schowka. 
   - Naruto mówi, że masz do niego zadzwonić zaraz, jak dojedziemy - poinformowała w chwili, w której wyłączyłem silnik. Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i utkwiłem w niej swoje spojrzenie. - Chyba się udało - dodała tajemniczo, po czym otworzyła drzwi od strony pasażera.
   Udało się.





   Skończyłem rozmawiać z Naruto ponad dziesięć minut temu, a nadal nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Po części cieszyłem się z tego, że wszystko poszło po naszej myśli i na światło dzienne wyszło sporo istotnych spraw - nie wspominając o tym, że mogliśmy ruszać dalej ze śledztwem - ale po części byłem zawiedziony i zły. Zakląłem, kładąc głowę na oparciu kanapy. Kimmimaro wcale nie stracił przytomności, tak, jak twierdził podczas rozprawy. Przeciwnie, widział wszystko doskonale. Dzięki niemu nie musieliśmy mieć więcej żadnych wątpliwości, dotyczących tego, kim był anonimowy świadek.
   Prostaczka zniknęła za drzwiami łazienki kwadrans temu. Nie miałem pojęcia, co tam wyczynia, ale jednocześnie nie zamierzałem się do niczego wtrącać. Była kobietą, a to mówiło samo za siebie. Niemniej, kiedy na powrót pojawiła się w salonie, utkwiłem w niej swoje spojrzenie. Jej wygląd nadal wprawiał w zachwyt.
   - I co? - zainteresowała się, na chwilę zatrzymując wzrok na shōchū, tradycyjnej wódce japońskiej, którą wcześniej postawiłem na stole. - Wszystko w porządku?
   Westchnąłem, pochylając się nad stołem i rozlewając sporą ilość alkoholu do obu szklanek. Nie wiedziałem, czy będzie miała ochotę spróbować - i, prawdę mówiąc, z jej głową nie było to wskazane - ale jednocześnie musiałem zachować resztki kultury. Wskazałem jej naczynie, po czym wbiłem spojrzenie w jakiś punkt przed sobą.
   - W pewnym sensie - przyznałem, kątem oka dostrzegając, że usiadła zaraz obok mnie. - Kimmimaro nie stracił przytomności podczas pożaru, ale musiał milczeć. Madara nie dał mu wyjścia.
   Sięgnęła po szklankę, wpatrując się we mnie wyczekująco.
   - Możesz od początku?
   Prychnąłem pod nosem, kręcąc delikatnie głową. Mogłem. Nawet powinienem. Nie tylko po to, żeby ona to zrozumiała, ale po to, bym sam wszystko sobie poukładał.
   - Mój dziadek był nieco parszywym człowiekiem. Spłodził z babcią mojego ojca, a później ją zdradził - wyjaśniłem w skrócie, oglądając lampkę z alkoholem, którą trzymałem w dłoni. - Z tej zdrady powstał bękart. Madara. Babcia wybaczyła dziadkowi, a on starał się pomagać swojemu nieślubnemu dziecku, choć było ono pod opieką matki. Widzisz, mój stryj miał jeszcze jednego przyrodniego brata. Jego matka wzięła się w garść, znalazła kolejnego mężczyznę i tak narodził się młodszy o osiem lat brat Madary, Izuna - zatrzymałem się, przenosząc na nią niepewne spojrzenie. - Mieli ze sobą niesamowitą więź. 
   Uniosła zdawkowo brew.
   - Jak ty i Itachi? - zapytała, na co kiwnąłem głową. - Dlaczego używasz ciągle formy przeszłej?
   Uniosłem wargi w zagadkowym uśmiechu.
   - No właśnie. Izuna kończyłby w tym roku trzydzieści dwa lata. Kończyłby, ale rzekomo zginął w wypadku cztery lata temu - wyjaśniłem. - Kimmimaro go znał. Spotkał go na tej rozprawie o korupcję, w której Madara był oskarżycielem.
   - Co z tym?
   Westchnąłem, choć przyzwyczaiłem się do tego, że jest w gorącej wodzie kąpana.
   - Mój kochany stryj udawał, że jest mu przykro, gdy Kaguya okazał się niewinny. Nie tylko zaproponował mu pracę, ale też stałą dostawę drogich leków, które można dostać jedynie poza granicami kraju. Tylko one mogły przedłużyć życie Kimmimaro - tłumaczyłem, jednak po ostatnich słowach dostrzegłem w jej oczach błysk. - Jest nieuleczalnie chory. 
   Posmutniała. Ten widok wcale nie polepszył mojego nastroju, ale też nie mogłem zrobić nic więcej.
   - Dlaczego zrezygnował?
   - Musiał kłamać przed sądem, bo mój drogi stryj zagroził, że wrobi go w przemyt nielegalnych środków uzależniających. Nie miał wyjścia i na to przystał, jednak zaraz potem odszedł z firmy. Nie chciał mieć więcej do czynienia z Madarą.
   Parsknęła śmiechem, bez cienia wesołości.
   - Ciężko mu się dziwić - stwierdziła. - Więc czemu zgodził się nam pomóc?
   Zamilkłem na dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle powinienem z nią o tym rozmawiać. Nie chciałem psuć jej humoru do reszty, ale jednocześnie wiedziałem, jaka jest.
   - Po pierwsze, cały czas był winny Yuugo przysługę - wyliczyłem. - Po drugie, umiera. Zostało mu kilka tygodni, może miesięcy. Stwierdził, że przed śmiercią chce zrobić coś dobrego.
   Pokiwała delikatnie głową, choć wyraźnie dostrzegałem na jej twarzy rozczarowanie i bezsilność. 
   - Więc? Co dokładnie powiedział?
   Tym razem się uśmiechnąłem, choć nie było w tym krzty zadowolenia.
   - Tamtego dnia był w lewym skrzydle. Nie stracił przytomności, tak, jak zeznawał w sprawie. Mało tego, wiedział, że pożar zaczął się od środka. To oznacza, że Itachi nie mógł wzniecić go z zewnątrz - zauważyłem, upijając spory łyk wódki ze swojej szklanki. - Tamtego dnia widział w firmie Izunę.
   Wyglądała na kompletnie zszokowaną.
   - Ten, który miał być martwy?
   Przytaknąłem.
   - Co jest zabawniejsze, to on był świadkiem w sprawie - uraczyłem ją najciekawszym kawałkiem i uniosłem wargi w bezczelnym uśmiechu. - Upozorował swoją śmierć, a trzy lata później zeznawał w procesie. Jesteś w stanie pojąć, jak to w ogóle możliwe?
   Pokręciła powoli głową.
   Cóż, ja też starałem się do tego dojść, ale nie byłem nawet blisko. Jeśli Izuna mógł być świadkiem w rozprawie sądowej, kilka lat po swojej rzekomej śmierci, to coś definitywnie tu nie grało. Policja raczej zdawałaby sobie sprawę, że powinien być martwy od dłuższego czasu. Więc? Co zrobił? Zmienił nazwisko, wkupił się w ich łaski z pomocą Madary, czy to wszystko było zaplanowane od dawien dawna?
   - Dowiemy się tego - stwierdziła cicho, odstawiając szklane naczynie, opróżnione niemal do połowy. Zaraz potem położyła dłoń na moim ramieniu. - Znajdziemy go, choćby miał inne nazwisko, obywatelstwo i twarz. 
   Przeniosłem na nią nieco wahliwe spojrzenie. Myślałem, że po prostu pocieszająco się uśmiechnie, ale ona tego nie zrobiła. Przyglądała mi się ze szczerą determinacją. Jej szmaragdowe tęczówki błyszczały od zapału, jaki się w nich wezbrał. Czy ona była normalna? Musiała zdawać sobie sprawę, że odnalezienie Izuny jest praktycznie niemożliwe. Nawet ja nie robiłem sobie żadnych, specjalnych nadziei. Irytowało mnie to, że z nią było odwrotnie. Nie chciałem, żeby się zawiodła i kiedykolwiek obarczała winą. Odstawiłem naczynie na stolik i po omacku położyłem rękę na dłoni, którą trzymała na moim ramieniu. 
   - Sakura - zacząłem surowo, odnajdując wzrokiem jej tęczówki. Nie zraziła się moim tonem. - Odnalezienie go jest praktycznie niemożliwe. Pogódź się tym zawczasu - poleciłem, strącając jej rękę.
   Przez chwilę przyglądała mi się w ciszy, żeby wreszcie parsknąć gniewnie.
   - Jeśli zamierzasz mieć takie podejście, to zapomnij, że uwolnisz Itachiego - odezwała się, a moje ciało znieruchomiało. - Znajdź sobie inne zajęcie. Szyj, albo czytaj książki - wzruszyła nieporadnie ramionami.
   Zrozumiałem, co chciała przez to powiedzieć. 
   Nie rozumiałem jednak, dlaczego to robiła. Dlaczego tak bardzo poświęcała się dla tej sprawy? Dlaczego ratowała mój tyłek kosztem utraty własnych nerwów? Dlaczego godziła się na to, by pomóc w wyciąganiu mojego brata z więzienia, chociaż musiała łamać przy tym wszystkie swoje zasady? I przede wszystkim nie rozumiałem, dlaczego siedzi teraz obok mnie, zamiast szczerze mnie nienawidzić i przeklinać. Nie potrafiłem pojąć, dlaczego Sakura jest sobą.
   Tak jak tego, co czuję względem niej.
   Nie kontrolowałem swoich ruchów. Odnalazłem jej dłoń, którą wcześniej strąciłem i splotłem z nią swoje palce. Miałem już dość ciągłego hamowania się i wmawiania wszystkim wokół, ze sobą na czele, że ona nic dla mnie nie znaczy. Chciałem jej dotykać. Chciałem znowu ją pocałować. Weszła w moje życie tak głęboko, że teraz nie byłem w stanie jej z niego wykurzyć. Wpatrywałem się w jej zarumienioną twarz, kląc w duchu na to, że jest taka piękna. Unikatowa. Jej lekko zarumienione policzki wywoływały mój uśmiech, a szmaragdowe tęczówki nawiedzały moją głowę, ilekroć zamykałem powieki.
   - Wszystko, co dla mnie zrobiłaś - zacząłem, nie odrywając wzroku od jej twarzy nawet na chwilę. Wziąłem głęboki wdech. - Nie istnieje kobieta, która dorównywałaby ci w jakimkolwiek stopniu.
   Spodziewałem się, wielu reakcji. Że się zarumieni, nie będzie mogła przyswoić tych słów, albo sypnie cyniczną uwagą w stylu ,,nie wierzę, że Sasuke Uchiha powiedział coś takiego". Żadna z tych rzeczy nie miała jednak miejsca. Wpatrywała się we mnie dłuższą chwilę, a na jej twarzy dostrzegłem cień uśmiechu. Zbliżyła się powoli i musnęła wargami moje usta. Krótko i delikatnie, acz znacząco. Luźną dłoń bez skrępowania umieściła na moim policzku, chłonąc spojrzeniem każdy kawałek mojej twarzy.
   - Chcę - wyszeptała, odpowiadając na moje nieme pytanie.
   Nie potrzebowałem niczego więcej. Pragnąłem jej tak bardzo, że to rozrywało wszystkie komórki w moim ciele. Ponownie złączyłem nasze wargi w pocałunku, przyciągając ją do siebie za talię. Usiadła na mnie okrakiem, pogłębiając pieszczotę jeszcze bardziej. Wyłączyłem myślenie. Gdzieś tam miałem świadomość co do wszystkich gróźb i zakazów, jakie stosowałem wobec samego siebie, jeśli chodziło o jej osobę. Gdzieś tam wiedziałem, że nie powinienem, ale przestało mnie to obchodzić. Nie zamierzałem jej skrzywdzić. Nigdy. Jedyna rzecz, która się liczyła, to fakt, że Sakura była teraz moja. To mi się oddała. 
   Była taka niepewna, że zacząłem uważać to za słodkie. Ze skrępowaniem wodziła dłońmi po mojej koszulce, w związku z czym zdecydowałem się jej pomóc. Zdjąłem ją z siebie i odrzuciłem byle gdzie, umiejscowiając usta na szyi kobiety. Wytoczyłem nimi drogę do jej dekoltu, czując zachłanne, delikatne dłonie na swoich ramionach. Jedną z rąk wplątałem w jej rozczochrane włosy, drugą siłując z się z upartym zamkiem od sukienki. Jakimś cudem udało mi się odblokować to dziadostwo, w związku z czym kiecka dołączyła do mojej koszulki. Gorączkowo wodziłem spojrzeniem po jej ciele okrytym jedynie koronkową bielizną, tylko upewniając się w swoich wcześniejszych przypuszczeniach. Seksowna jak diabli. Nie dała mi jednak nacieszyć się tym widokiem zbyt długo - zarzuciła ramiona na mój kark, po raz kolejny złączając nasze usta w pocałunku. Zjechałem dłońmi nieco niżej i korzystając z okazji, zacisnąłem palce na pośladkach kobiety, żeby zaraz podnieść się wraz z nią.
   Modliłem się, by po omacku trafić do sypialni.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Haha, game on bitches!
Nie myślcie sobie - tak naprawdę dopiero teraz zaczynamy całą zabawę ;>

Ostatni fragment, cóż... pierwszy raz pisałam coś takiego i trochę się wstydzę (no, przecież!), ale czekaliście aż trzy tygodnie (cholerna szkoła!) i chciałam wam to jakoś wynagrodzić. Mam nadzieję, że się udało.

Następny pewnie za dwa tygodnie, ale to ostatni taki raz! W wakacje wracam do regularnego dodawania rozdziałów, obiecuję!

Buziaki kochani! :*


12 komentarzy:

  1. O jeny, wygrałam życie.
    Przepraszam, ale te cztery słowa wyrażają wszystkie moje emocje po przeczytaniu tego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. O////O
    Komentarza słownego spodziewaj się, kiedy już uspokoję swoje serce, bo po przeczytaniu wali mi, jakby chciało zgnieść żebra ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty cholero jedna! Zrobiłam sobie "krótką przerwę" w nauce, mówiłam "przeczytam tylko pierwszą scenę i skończę jutro w autobusie". NI CHUJA! Jak zaczęłam, to przepadłam. Jak nie zaliczę chemii, to się na tobie zemszczę. Jeszcze nie wiem, w jaki sposób, ale na pewno to zrobię.

    Ostatnia scena to mistrzostwo ♥

    I nie napiszę nic więcej, bo nie potrafię znaleźć słów (i ponieważ nie mam czasu).

    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za chemię!
      Ja jutro mam skazanie z historii, też trzymaj, haha <3

      Usuń
  4. Dziewczyno, zniszczyłaś mi komentarz ;-; Gdy czytałam, to wszystko mi się w główce ułożyło, żeby choć ten jeden komentarz wyszedł rozgarnięty. Najpierw chwila o rozmowie w samochodzie, potem klub, spotkanie z Madarą, a ty mi tu końcówką wszystko popsułaś ;c

    Po tym, to wiadomo, że seksy wyjdą na prowadzenie!!! A potem się zobaczy xD
    Too, więc tak: O.MÓJ.BOŻE. TO BYŁO CUUUDNE. Jeszcze te słowa Sakury, że była pewna, że chce to zrobić z Sasuke ^^ To takie słodkie *^* Jeszcze zobaczyła jak się uśmiecha, zazdro w bardzo xD

    I właśnie w tym momencie nie wiem co dalej.

    O, właśnie, ta scenka w aucie skojarzyła mi się z typową drogą rodzinki, na wakacje. Rodzice z przodu, a dzieci z tyłu. Kiba z Naruto to takie bliźniaki, które o wszystko się kłócą, doprowadzając tym rodziców do szaleństwa (i do chęci ich zakneblowania) xD A to z colą utwierdziło mnie tylko ;D

    Chociaż Naruto to takie duże dziecko, to i tak go kocham <3 Jak rozmawiał z Sakurą, to aż jej pozazdrościłam takiego przyjaciela. Zabrałabym go stąd. Nie wiem jak, ale się dowiem xD
    Spotkanie z Madarą, jak dla mnie okej xD Chyba wszystko wyszło tam, co miało wyjść, nie? xd

    Co jeszcze, co jeszcze... Chyba nic, jak zwykle cud, miód, pluszaki, ja chcę więcej. Dobrze, że wakacje, to może będzie co tydzień xD
    O, jak tak trzymasz kciuki, to trzymaj też za mnie, za WOS, za angielski też, i za polski. Aż czasem żałuję, że doba ma tylko 24h :D

    To co, do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekaj....uspokajam serce.
    Nigdy nie komentuję, ale widzę na przykład po Sheeiren, że komentowanie daje kopa na popęd. Więc Waszej dwójce postaram się dawać tego kopa regularnie :)

    No więc... Zacznę od tego, że powinnaś wiedzieć, że na milion blogów o tematyce SS, które czytam, to Twój i Imai mną zawładnęły.

    Skupiając się na tym rozdziale...
    W sumie nie wiem od czego zacząć ;_; więc moje przemyślenia będą roztrzepane, niepoukładane i chaotyczne :")

    Uwielbiam gdy Sasuke jest zazdrosny. Uwielbiam sposób w jaki napisałaś, że Sakura uświadomiła sobie (znowu), że jest zazdrosna. Ten moment " Nana? Jaka Nana? Jakie towarzystwo?"... Cóż, leżę i płaczę ze śmiechu i modlę się o oddech.
    Ciągle mam przed oczami to jak Sakura oblała Madarę piwem i wyobrażam sobie minę Sasuke. Świetny pomysł z tym piwem tak w ogóle. Boziu uwielbiam wszystko co piszesz.
    Kocham Naruto. To w jaki sposób troszczy się o Sakurę - piękne.
    Scena w samochodzie. Oczekiwałam kłótni. HEHE. Patrz ci co dostałam zamiast kłótni...
    A więc...
    HMMM...
    Dostałam długo wyczekiwany seksior.
    ROZCHARATAŁAŚ MOJE SERCE TĄ SCENKĄ! Uwielbiam rozmyślania Sakury. To jak uświadomiła sobie, że to właśnie On. Sasuke. Hmmmmm SASUKE (moja fikcyjna miłość hihi). Sasuke i jego uśmiechy, zarumienione policzki i omg cała jego zajebistość, którą OCZYWIŚCIE perfekcyjnie przez cały czas ujmujesz. W sumie wiesz, że myślałam, że Sakura jeszcze go trochę powodzi za nos? TO DLATEGO OSTATNIA SCENA BYŁA DLA MNIE SZOKIEM, ZASKOCZENIEM I KSDHBBGVKDJBVKJUHS. Kocham moment, w którym Sasuke uświadamia sobie, że Sakura działa na niego - omg znowu mam fikcyjną nienawiść haha - bardziej niż Aya.
    To by było uwieńczenie tego oto skromnego (nawiasem mówiąc (lub raczej pisząć) drugiego mojego komentarza w ciągu chyba 4 lat czytania SS).
    Tak jeszcze dodam, że te 3 tygodnie rozłąki było bardzo długimi trzema tygodniami i proszę mnie juz tak ługo nie trzymać. PROSZĘ. NIE TERAZ. NIE PO TYM ROZDZIALE. NIE PO TYM ZAKOŃCZENIU NOOO.
    Powodzenia w szkole i do jak najszybszego następnego!

    ps. i dzięki za informowanie na gg! uwielbiam takie wiadomości <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, rozdział cudeńko! Nie znam tylu słów, żeby go opisać. Czytam i zastanawiam się, jak ty to robisz? Ja powinnam spać! A siedzę i uśmiecham sie jak głupia do telefonu. Ale nic nie poradzę, że jak widzę rozdział i ciebie to piszczę ze szczęścia. Och, częstsze rozdziały :3 czekam na wakacje! :)
    Już mi się oczka zamykają, więc dobranocki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, jakie to jest świetne! Strasznie podoba mi się klimat tego opowiadania, No jest genialny! Te akcje pomiędzy Saske i Sakura są przeurocze. Podoba mi się ze jest tak mało Hinaty, haha. Naruto najbardziej podoba mi się w tym opowiadaniu, ale to nic nowego, kocham tego chłopaka. Jestem zaintrygowana Kiba i Ino, mam nadzieję ogromna na tą dwójkę, bo wykreowalas im tak świetne charaktery, ze oni po prostu muszą być razem. Ta cała sprawa z Itachim martwi mnie, oby Sakurze udało się zwrócić wolność starszemu Uchiha. I ta cała Aya... coś mi mówi, ze jeszcze ja spotkamy tutaj i sporo namiesza.
    No nic, jeśli mogę prosić o informowanie o rozdzialach na gg? Byłabym wdzięczna. 40945340.
    Pozdrawiam.
    /~Kim EveLin.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu mam dziwne wrażenie, że teraz pojawi się Aya i namiesza Sasuke w głowie? Może ja zawsze doszukuję się jakiś intryg i nie wierzę w długie, szczęśliwe sielanki, jednak tym razem ta wizja jest bardziej niż rzeczywista. Oczywiście mam ogromną nadzieję, że nasza Wisienka będzie żyła długo i szczęśliwie u boku przystojnego gbura.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Kwiat Konohy.

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy następny rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj dobrze to wynagrodziłaś xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochani, laptop padł! Postaram się dodać jak najszybciej, bo rozdział mam na telefonie, ale musicie poczekać aż dorwę jakiś komputer gdzieś! <3

    OdpowiedzUsuń