poniedziałek, 6 lipca 2015

#13 Co teraz?


   Przez całą drogę do Kioto zastanawiałem się tylko nad tym, czy postąpiłem prawidłowo w stosunku do Sakury. Zostawienie jej bez słowa w moim apartamencie, szczególnie po takiej nocy, nie było pewnie zbyt uprzejme. Przeciwnie - było całkiem w moim stylu, choć tym razem wyglądało to nieco inaczej. Zawsze, gdy sypiałem z kobietami, zostawiałem je kolejnego dnia i błagałem los o to, by mnie nie nagabywały. Tak było z wszystkimi panienkami, do których nie żywiłem żadnych, głębszych uczuć.
   Co innego, jeśli mówić o prostaczce.
   Zawróciła mi w głowie już jakiś czas temu, jednak to dopiero wczoraj straciłem nad sobą kontrolę. Złożyło się na to wiele czynników - odnalezienie przez nią Kimmimaro, poświęcenie w Victroli i nasza rozmowa w moim salonie. Nie mogłem wstrzymywać się dłużej. Dałem ponieść się emocjom jak głupi dzieciak, nie zważając na to, jakie mogą być konsekwencje moich działań. Byłem wściekły na samego siebie. Za to, że do tego dopuściłem. Za to, że nie potrafiłem oderwać od niej zarówno rąk, jak i wzroku. I przede wszystkim za to, jak potraktowałem ją ostatecznie.
   Uciekłem. Niczym tchórz.
   Planowałem wyjazd do Kakashiego od tygodni, ale równie dobrze mógłbym się do niego wybrać dzień, albo chociaż godzinę później. Poczekać, aż potwora się obudzi i grzecznie ją o tym poinformować. Wolałem jednak obserwować śpiącą diablicę, której udało się mnie omotać. Robiłem to zaledwie pięć minut, zanim nabazgrałem na kartce idiotyczną wymówkę i wyszedłem. Nie chciałem zmierzyć się ze skutkami wczorajszej nocy. Nocy, która - choć brzmi to dość banalnie - była jedną z lepszych w moim życiu. Zostawiłem ją całkiem samą z masą wątpliwości, a także wyłączyłem swój telefon. 
   Niezależnie od tego, jak bardzo mi na niej zależało, nie mogłem się ugiąć. Wiedziałem, że oddanie dziewictwa nie było dla niej prostą sprawą i właśnie za to plułem sobie w brodę. Żałowałem tego, co jej zrobiłem, ale jednocześnie nie mogłem zmienić zdania. Nie byłem księciem z bajki i nie nadawałem się na partnera życiowego. Ba, ja wcale nie zamierzałem nim być. Nie dlatego, że moje ciało jakoś specjalnie się przed tym wzbraniało. Chodziło o to, że wciągnąłbym ją w swoje życie jeszcze bardziej. Pozwoliłbym, żeby zobaczyła prawdziwego mnie, a dotąd i tak zarejestrowała zbyt dużo rzeczy, na co nie powinienem był pozwolić. Zasługiwała na coś lepszego, niż facet, który ściągnąłby na nią same kłopoty. Zasługiwała na spokojne życie u boku kogoś ułożonego, a nie na byt przy arogancie, który nie ma wahań przed mijaniem się z prawem.
   Zresztą, teraz już nie było odwrotu. Musiałaby całkowicie stracić rozum, by przymknąć oko na taki wybryk.
   Skupiając się na tym, jak minął mi dzień - biorąc pod uwagę, że wyjechałem z Tokio przed dziesiątą, powinienem zjawić się w Kioto po około sześciu godzinach. Niestety, tradycyjne natrafiłem na masę korków i pod domem Kakashiego stanąłem dopiero o dwudziestej. Nie mogłem zaprzeczyć, że urządzili się całkiem nieźle - miły domek jednorodzinny z ogrodem. Aż ciężko było uwierzyć w to, że Hatake zgodził się ustatkować. Starość nie radość.
   Nacisnąłem dzwonek dwa razy, zanim usłyszałem znajomy, leniwy głos człowieka, z którym byłem nawet bliżej, niż z Obito. O ile Itachi odwiecznie lepiej dogadywał się z naszym rodzonym wujkiem, to ja znacznie lepsze kontakty miałem z Kakashim, którego traktowałem praktycznie jak ojca. Kiedyś. Przed tym, jak zniknął bez słowa i ukrywał się jak zwyczajny tchórz. 
   Drzwi gwałtownie się otworzyły i dostrzegłem w nich mężczyznę po trzydziestce, ubranego w zwykłą, szarą koszulkę i bojówki. Jego siwe włosy sterczały w każdą stronę, a źrenice zmniejszały się gwałtownie z każdą, kolejną sekundą. 
   - Cześć - wypaliłem, uśmiechając się impertynencko. - Tęskniłeś?
   


   Dwadzieścia minut później siedziałem już w salonie Kakashiego wyczekując na herbatę, którą uparła się zrobić Shizune. Podobnie jak jej partner, przez ten rok nie zmieniła się praktycznie w ogóle. Doceniałem, że zostawiła nas samych, choć nie uzyskałem dzięki temu nic specjalnego. Oboje milczeliśmy, zbywając się jakimiś półsłówkami. 
   Nie zamierzałem tego ciągnąć.
   - Całkiem tutaj ładnie - rzuciłem z ironią, wygodniej rozkładając się w fotelu. - Szkoda, że sami nie zdecydowaliście się pochwalić.
   Zmrużył powoli powieki, przyglądając mi się niejednoznacznie.
   - O czym ty mówisz? 
   Prychnąłem. Po Kakashim spodziewałem się wielu rzeczy - tłumaczeń, lekceważenia, nawet braku poczucia winy. Nie sądziłem jednak, że postanowi udawać idiotę.
   - O tym, że ukryliście się całkiem dobrze. Niełatwo było was znaleźć - zapewniłem, nie spuszczając z niego surowego spojrzenia. - Pewnie byłeś mistrzem zabawy w chowanego, co?
   Przyglądał mi się tak, jakbym co najmniej oszalał.
   - Sasuke? - mruknął, uśmiechając się nieco nerwowo. - Dobrze się czujesz?
   W pierwszej chwili pomyślałem, że to prowokacja. Chciałem nawet pozwolić, żeby pociągnął mnie do działania i wszcząć awanturę, ale powstrzymałem się. Głównie przez to, co dostrzegłem w oczach właściciela domu.
   - Ja? Świetnie - potwierdziłem. - Przejdę do rzeczy. Miałeś jakiś konkretny powód, żeby zerwać ze mną kontakt, czy to takie widzimisię?
   Zaskoczyłem go.
   - Zerwać z tobą kontakt? - powtórzył, marszcząc brwi. - Przecież to ty się nie odzywałeś - dodał.
   Zniecierpliwiłem się.
   - Ciężko, żebym się odezwał, skoro o niczym mnie nie poinformowałeś - spostrzegłem. - Zniknąłeś przed rozprawą Itachiego, nie zostawiłeś mi żadnego adresu ani danych kontaktowych, nie zadzwoniłeś nawet raz - wymieniałem, wyliczając na palcach.
   Przerwał mi ruchem dłoni.
   - Przecież zostawiłem wszystko Itachiemu. Miał ci przekazać - burknął.
   Po raz pierwszy, od kiedy wszedłem do tego domu, nie miałem ochoty otwierać jadaczki. Wpatrywałem się w niego, oczekując jakiegoś ,,żartuję", ale go nie otrzymałem. Przeciwnie - mina Hatake wskazywała na to, że był śmiertelnie poważny.
   - Itachi... cały czas miał wasz adres?
   Kiwnął głową.
   Nie wierzyłem w to. Nie chciałem w to uwierzyć. Przecież to, do cholery, niemożliwe! Milion razy rozmawiałem z nim o Kakashim, narzekając, że zachował się jak ostatni dupek. Jak mógł mi nie powiedzieć? Mówiąc wprost - jak mógł mnie okłamać? Po co?
   - Niczego mi nie powiedział - mruknąłem w końcu, zaciskając dłoń w pięść. - Poza tym, to cię nie usprawiedliwia. Skoro ja się nie odzywałem, to ty nie mogłeś tego zrobić?
   Westchnął.
   - Chciałem - przyznał. - Nawet planowałem się do ciebie odezwać, ale wtedy... - zatrzymał się.
   Ta rozmowa zaczynała irytować mnie coraz bardziej.
   - Co wtedy?
   - Aya wróciła - odparł, początkowo badając moją reakcję. Te słowa nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, co nawet nieco mnie zdumiało. - Powiedziała, że chcesz zerwać wszelkie więzy przeszłości. Twierdziła, że się rozstaliście i że poprosiłeś, żeby przekazała nam, żebyśmy się z tobą nie kontaktowali.
   W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, podczas której z trudem próbowałem przyswoić sobie jego słowa. Tyle, że ilekroć podejmowałem taką próbę, wszystko wydawało się jeszcze bardziej absurdalne. Czemu Aya wymyśliła wszystkie te bzdury? Co więcej, to przez nią urwał się mój kontakt z Kakashim? Pokręciłem głową, nie dowierzając w to, co usłyszałem.
   - Zerwała ze mną - sprecyzowałem słowo ,,rozstaliście", podpierając przedramiona na kolanach i pochylając się nad stołem. - Twierdziła, że nie możemy dłużej być razem, bo kocha Itachiego.
   Tym razem to na twarzy mojego rozmówcy pojawił się szok.
   - Mówisz poważnie? - mruknął, po czym nieznacznie się skrzywił. - Przecież to niemożliwe. Nie mogła pozbierać się przez jakiś miesiąc - dodał z wahaniem.
   Parsknąłem, bo ta wymiana zdań wydawała mi się coraz zabawniejsza.
   - Nie prosiłem ją o to, żeby cokolwiek wam przekazywała - wyjaśniłem, coby sprawa była jasna. - Nawet nie wiedziałem, że u was będzie. Mówiła, że wyjedża za granicę, żeby na nowo zacząć studia.
   To do reszty wyprowadziło go z równowagi. W momencie, w którym tak opanowany człowiek jak Kakashi dosłownie łapie się za głowę, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jak irracjonalna musi być dyskusja.
   - Jakie, kurwa, studia? Przecież ona niczego nie zaczęła - żachnął się, uderzając dłonią w stół. Dopiero teraz naprawdę się zdenerwował. - Przez miesiąc nie wychodziła z domu. Później regularnie wyjeżdżała i wracała. Kilka tygodni przebywała u nas, a kilka, jak twierdziła, w podróżach.
   Po raz kolejny pokręciłem głową. Dlaczego okłamała zarówno mnie, jak i swoją siostrę? Jaki, do cholery, miała w tym cel? Nie rozumiałem, dlaczego wymyśliła takie pierdoły. Nie rozumiałem także, dlaczego Itachi mnie okłamał. Najbardziej absurdalne było jednak to, co mówił Hatake - jej wielkie cierpienie trwające miesiąc. Obstawiałem, że to oni wywnioskowali, że załamała się tak przez nasze rozstanie. Byłem skłonny podejrzewać, że to wszystko spowodowała tęsknota za Itachim. Tylko, jeśli już, to dlaczego wolała uciec, zamiast pomóc mi w wydostaniu go z więzienia? Przecież i tak nie zaczęła rzekomych studiów, prawda?
   Kłamliwa łachudra.
   - Robi się coraz ciekawiej - stwierdziłem, kładąc dłonie za głową i unosząc wargi w zawadiackim uśmiechu. - Chętnie bym to z nią wyjaśnił.
   Kakashi westchnął ze znudzeniem, kierując swoje spojrzenie na okno. W tym samym czasie Shizune weszła do salonu z tacą, na której stały trzy filiżanki. Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę.
   - Cieszę się, że w końcu nas odwiedziłeś, Sasuke - zapewniła sympatycznie.
   - Zrobiłby to wcześniej, gdyby nie twoja siostra - mruknął pod nosem, a potem uśmiechnął się zagadkowo. - Będziesz miał swoją okazję. Właśnie przyjechała.
   Początkowo nie zrozumiałem, o czym mówił. Dopiero później połączyłem to ze swoimi wcześniejszymi słowami. Znieruchomiałem, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Kiedy mówiłem, że chętnie bym to z nią wyjaśnił, nie miałem na myśli tej chwili. Wolałbym wcześniej się przygotować. O ile w ogóle można przygotować się do spotkania swojej byłej dziewczyny po całym roku, podczas którego w ogóle się nie kontaktowaliśmy.
   - Shizune, pani Tomori kazała ci przekazać, że masz do niej zadzwonić! - krzyknęła. - Mamy gościa?
   Minęło kilka sekund - kilka długich i nieznośnych sekund, zanim pojawiła się w drzwiach. Założyła obcisłe, czarne rurki, białą bokserkę i jeansową koszulę, a do wszystkiego dobrała wysokie szpilki. Jej czarne, długie loki opadały kaskadą na plecy. Nawet, gdybym próbował sobie wmawiać, że nie ma w niej nic specjalnego, to byłoby to bezcelowe. Naprawdę należała do pięknych okazów. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. 
   Przez chwilę byłem w stanie dojrzeć w jej ciemnych oczach zaskoczenie i przestrach, ale bardzo szybko wzięła się w garść. Nonszalancko oparła się o próg, skrzyżowała ręce pod piersiami i uniosła wargi w pogardliwym uśmiechu.
   - Ah, to tylko ty - odezwała się, bez skrępowania taksując mnie spojrzeniem. - Długo zabawisz?
   Shizune natychmiast ją ofuknęła.
   - Zachowuj się!
   Ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że bynajmniej nie jestem specjalnie podekscytowany jej obecnością. Sam nie wiedziałem, czy po zebraniu wszystkiego w całość przeważały we mnie pozytywne, czy negatywne odczucia wobec jej osoby. Wiedziałem jednak, że najpotężniejszą emocją ze wszystkich jest wściekłość.
   - Wybrałaś idealny moment - wyręczył mnie Kakashi, podnosząc się i wbijając w nią rozgniewane tęczówki. - Będziesz musiała sporo wyjaśnić.
   Zerknęła na niego. Przez chwilę dostrzegałem na jej twarzy wahanie, co oznaczało, że próbowała dojść, czy Kakashi mówi o jej drobnych kłamstewkach. Wreszcie jednak zrozumiała aluzję i ruszyła przed siebie. Wyminęła go bez choćby jednego słowa, tylko po to, by zaraz obejść także swoją starszą siostrę. Zatrzymała się dopiero obok mojego fotela, nawet na mnie nie patrząc.
   - Wstawaj, pogadamy na osobności - oznajmiła, po czym zerknęła przez ramię na właścicieli budynku. - Wam wyjaśnię później.
   Była równie bezczelna, co kiedyś.



   Skończyło się na tym, że wylądowałem w - jak przypuszczałem - jej pokoju. Na to wskazywały ściany w kolorze ciemnego fioletu, olbrzymie łóżko z toną poduszek i drewniana toaletka, na której kosmetyki były poukładane w perfekcyjnym porządku. Wszystko idealnie kojarzyło się z Ayą. Gdy usłyszałem dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, obróciłem się na pięcie i ponownie skonfrontowałem nasze spojrzenia. Spodziewałem się, że przy naszym kolejnym spotkaniu będę oczekiwał od niej wyjaśnień, ale dotąd byłem pewny, że będą to kwestie innego rodzaju. Wsadziłem dłonie w kieszenie jeansów, obserwując, jak opiera się o ścianę.
   - Stęskniłeś się, Sasuke? - mruknęła kokieteryjnie.
   Przechyliłem delikatnie głowę, starając się pohamować litość, jaka cisnęła mi się na twarz.
   - Na pewno nie za tobą, studentko - odpowiedziałem z ironią. - Widzę, że nieźle sobie radzisz.
   Uśmiechnęła się pogardliwie.
   - Boli cię to?
   Powoli pokręciłem głową.
   - Niespecjalnie. Jesteś ostatnią osobą, której bym współczuł - przyznałem obojętnie, wykonując kilka kroków w jej kierunku. - Chociaż przyznam, że fakt, iż skończyłaś dwadzieścia trzy lata i nadal siedzisz na garnuszku siostry bardziej wzbudza mój żal, niż rozbawienie.
   Przygryzła wargę, nie powstrzymując parsknięcia. Na chwilę uciekła wzrokiem w drugą stronę.
   - Auć - syknęła, żeby wrócić ciemnymi tęczówkami do mojej twarzy. Sprawiała wrażenie cholernie pewnej siebie. - Pewnie bym się przejęła, gdyby nie mówił tego desperat, który chcąc uwolnić swojego brata z więzienia, przez ponad rok szukał nieodpowiedniej osoby.
   Udało jej się mnie zirytować. Wiedziałem, do czego biła. Kakashi zdążył wspomnieć już na początku rozmowy o tym, że nie wie, gdzie jest Obito. Przysięgał mi to i chociaż mógłbym spodziewać się tego, że będzie chciał kryć przyjaciela, to znałem Hatake. Na tyle dobrze, by doskonale wiedzieć, kiedy kłamie. Był w tym okropny.
   - Może nie musiałbym szukać, gdyby jakaś wywłoka nie uraczyła go masą bzdur?
   Skrzywiła się.
   - Kiedyś nie byłeś taki niemiły - stwierdziła posępnie.
   Wzruszyłem ramionami.
   - Kiedyś nie byłaś taką ignorantką - odpłaciłem się.
   Zamilkła, zawieszając na mnie swoje spojrzenie. Teoretycznie nadal była w tym pokoju, ale praktycznie odpłynęła myślami o wiele dalej. Próbowała trzymać fason, ale znałem ją zbyt dobrze, by dać się oszukać. Umyślnie zbaczała z tematu i przybierała pozę obojętnej suki. Robiła to najprawdopodobniej po to, żebym dał jej spokój, ale nie zamierzałem skapitulować. Czasy, w których faktycznie mi na niej zależało, minęły dawno temu. Zachowała się jak ostatni tchórz, zostawiając i mnie i Itachiego, którego ponoć kochała. Byłem w stanie znieść idiotów, prostaczki, a nawet oszustów. Nie miałem jednak żadnego szacunku do strachliwych kotów.
   Pewnie dlatego tak bardzo zależało mi na tym, żeby szczerze ze mną porozmawiała. Zawdzięczałem jej bardzo wiele i nie wierzyłem, by nagle stała się całkowicie inną osobą.
   - Czemu okłamałaś Kakashiego? - zapytałem, nieco zbyt niepewnie. - Czemu uciekłaś?
   Popełniłem błąd, bo wychwyciła zmianę w moim głosie. Jeszcze przez chwilę nad czymś dumała, żeby wreszcie westchnąć i machnąć niedbale ręką. 
   - Nie musimy o tym rozmawiać - stwierdziła, po czym odepchnęła się nogą od ściany. Spoglądając mi w oczy, zmniejszyła odległość między nami. - Nie widzieliśmy się rok.
   Zmarszczyłem brwi.
   - W co ty grasz?
   Przygryzła wargę, a ja powoli zaczynałem rozumieć, do czego dąży. Robiła to za każdym razem, gdy chciała sprowokować mnie do czegoś więcej, niż niewinna rozmowa. Mało tego - zazwyczaj to działało. Zazwyczaj, bo w tej chwili nie byłem specjalnie podatny na jej urok. Mogłem się tylko domyślać, że winna jest temu pewna różowowłosa potwora.
   - Jesteś jeszcze przystojniejszy niż wcześniej, nieprawdaż? - mruknęła cicho, przejeżdżając dłonią po mojej koszulce. Przez chwilę lubieżnie taksowała wzrokiem moje ciało, żeby w końcu powrócić nim do twarzy. - Nie udawaj, że za mną nie tęskniłeś. 
   Obecnie twierdziłem tylko tyle, że oszalała.
   - Aya...
   Nim skończyłem, położyła palec na moich ustach. Pochyliła się wolno nad moim uchem, przez co do moich nozdrzy doszedł intensywny zapach jej perfum. Tych samych, których używała kiedyś. 
   - Zero zasad. Pamiętasz, Sasuke? - wyszeptała, zahaczając nosem o moje włosy. Zaraz potem powoli odchyliła głowę, by niebezpiecznie zbliżyć usta do moich. - Potrafiłbyś mnie odepchnąć?
   Nie mogłem zaprzeczyć temu, że była piękna. Nie mogłem zaprzeczyć temu, że układało nam się całkiem dobrze, a seks był niesamowity. Nie mogłem zaprzeczyć temu, że kiedyś coś do niej czułem. Kiedyś. Teraz wzbudzała u mnie jedynie sentyment, który nie mógł na niczym zaważyć.
   Położyłem dłoń na policzku kobiety i przez chwilę drażniłem jej skórę oddechem, manewrując spojrzeniem pomiędzy jej czarnymi tęczówkami, a pełnymi ustami.
   - Nie ma w tobie już nic, co by mnie pociągało - wychrypiałem, żeby delikatnie odepchnąć ją od siebie drugą ręką. - Rozmawiam z tobą tylko dlatego, że próbuję się czegoś dowiedzieć. Streszczaj się, albo spieprzaj - dodałem surowo.
   Była całkowicie zszokowana tym, co zrobiłem. Przez jedną, krótką chwilę dałbym sobie głowę odciąć, że dojrzałem w jej oczach cierpienie. To teraz postanowiła czegoś żałować? Taka postawa zwyczajnie mnie bawiła.
   Spuściła wzrok, prychając cicho.
   - Kiedyś byłeś bardziej rozrywkowy - zirytowała się, a zaraz potem mnie wyminęła. Usiadła na łóżku i, choć zrobiła to z wyraźnym trudem, przeniosła spojrzenie na mnie. - Co chcesz wiedzieć? Tylko szybko. Tik-tok, tik-tok!
   Zdziwiłem się, że poszła na to tak chętnie.
   - Dlaczego powiedziałaś Kakashiemu, że chcę zerwać kontakt?
   Założyła nogę na nogę i oparła dłonie na kolanie.
   - Bo twój brat mnie o to poprosił - odpowiedziała wreszcie, a z jej tęczówek wyczytałem, że jest szczera. - Bał się, że nie dasz sobie spokoju z tą sprawą.
   Parsknąłem śmiechem, w którym nie było cienia wesołości. To po części wyjaśniałoby fakt, że nie przekazał mi adresu i danych kontaktowych Hatake. Cholerny Itachi.
   - I ty postanowiłaś posłusznie wykonać jego polecenie - zakpiłem. - Naprawdę myślałaś, że dam sobie spokój?
   Zaprzeczyła ruchem głowy.
   - Zrobiłam to, bo mi też na tobie zależało - sprecyzowała, na chwilę zaciskając wargi w cienką kreskę. - Poza tym, wiedziałam, że nie odpuścisz. To nie zmienia faktu, że trochę cię opóźniłam, prawda? - uniosła wargi w pełnym zadowolenia uśmiechu.
   Zacisnąłem dłoń w pięść, rozdrażniony do granic możliwości.
   - To najgłupsze tłumaczenie, jakie kiedykolwiek słyszałem - oznajmiłem, ze zniecierpliwieniem krzyżując ramiona na piersi. - Mogłabyś przynajmniej wysilić się na coś lepszego.
   Westchnęła przeciągle, rozkładając się na łóżku niczym księżniczka.
   - Naprawdę uważasz, że kłamię? Nie wydaje ci się, że to co mówię jest logiczne?
   Trafiła w sedno.
   - Rozstając się ze mną powiedziałaś, że kochasz mojego brata - zauważyłem. - Wybacz, że powoli ciężko łapię.
   Parsknęła śmiechem i z szybkością strusia podniosła się do pozycji siedzącej. Patrzyła na mnie w taki sposób, jakbym co najmniej powiedział coś, co było zagrożone karą śmierci.
   - Nie pomyślałeś, że kochałam was obu? - zapytała szelmowskim tonem.
   Przez moje ciało przeszedł niezrozumiały dreszcz, jednak bardzo szybko zdusiłem go w zarodku. Aya była mistrzynią manipulacji, ale ja nie zamierzałem dać się wcągnąć w jej gierki. Trafiła na mocnego przeciwnika.
   - Wątpię - mruknąłem z nutą rozbawienia.
   Po raz kolejny zagryzła wargę, jednak zaraz potem uniosła kąciki ust w zagadkowym uśmiechu.
   - Masz rację - uniosła dłonie w geście obrony. - Kochałam tylko jednego.
   Zupełnie, jakby ta informacja była mi niezbędna do życia. Ashida była rozdziałem zamkniętym. Przeszłością, do której nie chciałem wracać, ale która - niczym bumerang - kierowała się z powrotem w moją stronę. Nie miałem ochoty dłużej się z nią bawić. Wszystko, czego potrzebowałem, to prawda. Nie to, czym - razem z moim bratem - faszerowali mnie od roku.
   - Powtórzę po raz ostatni - warknąłem, kucając, żeby nie mogła zwiać wzrokiem w bok. - Jeśli faktycznie go kochałaś, to dlaczego uciekłaś? 
   Przez chwilę wyglądała tak, jakby chciała to przeciągać, ale ostatecznie się poddała.
   - Kto powiedział, że uciekłam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, mocniej zaciskając dłonie na kolanie. - Zbierałam informacje. 
   Uniosłem brwi.
   - I?
   Żachnęła się gorączkowo.
   - Wiesz już, kto był anonimowym świadkiem, prawda?
   Nieco szerzej otworzyłem oczy, nie dowierzając, że ona także jest posiadaniu tej wiadomości. Wyglądało na to, że faktycznie nie próżnowała. Uśmiechnąłem się ironicznie.
   - Zgadnij.
   - Nadal jestem krok przed tobą - stwierdziła, podnosząc się z łóżka. Skierowała się w stronę szafki, żeby zaraz wyjąć z szuflady jakieś dokumenty. Przez chwilę je przeglądała, po czym wróciła na swoje poprzednie miejsce. Rzuciła papierzyska na moje kolana, a potem, w nieco prześmiewczym geście, stuknęła mnie palcem w czubek nosa. - Proszę.
   Uniosłem brew, przyglądając się pierwszej stronie.
   - Co to jest?
   - Aktualny adres Izuny - odpowiedziała luźno.
   Zamarłem, gdy sens jej słów wreszcie do mnie dotarł. To niemożliwe. Przez rok nie doszedłem do niczego i prawdopodobnie nadal byłbym w kropce, gdyby nie Sakura, a Aya - sama - nie tylko dowiedziała się, kim był świadek, ale także go odnalazła? Pośpiesznie przejechałem wzrokiem po stronie, natrafiając na jedną, jedyną linijkę, która była niezwykle istotna. Sapporo. To tam ukrywał się zombie, który wsadził mojego brata za kratki.
   - Jak go znalazłaś? - zapytałem, wznosząc spojrzenie i wbijając je w twarz dziewczyny. Uśmiechnąłem się wdzięcznie, choć z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że z tej euforii autentycznie mam ochotę ją przytulić. - Przecież...
   - Mam swoje sposoby, dobra? - przerwała, podpierając podbródek na dłoni i świdrując mnie tęczówkami. - Wiedziałam, że sobie nie odpuścisz. Po prostu to przyśpieszyłam. Gdybym wszystko zostawiła tobie, Itachi szybciej wyszedłby za dobre sprawowanie - rzuciła uszczypliwie, machając lekceważąco ręką.
   Nawet nie miałem siły się na nią denerwować.
   - Nawet nie zmienił nazwiska - spostrzegłem, podnosząc się. Nieco mnie to zdziwiło, ale jak wiadomo, najciemniej pod latarnią. - Jeszcze to obgadamy - dodałem mrukliwie, po czym skierowałem się w stronę drzwi.
   - Jak to? - uniosła się. - Kiedy?
   Zerknąłem na nią przez ramię i nonszalancko wzruszyłem ramionami.
   - Muszę załatwić kilka spraw. Madara myśli, że przyjechałem tutaj w interesach, a ja nie chciałbym dawać mu powodów do podejrzeń - wyjaśniłem pokrótce. Ashida już od dawna wiedziała o tym, że nasz stryj bezsprzecznie jest wmieszany w tę sprawę. Od początku też w niej uczestniczyła. - Zostanę tydzień. Kakashi i Shizune się ucieszą, ale coś mi się wydaje, że najbardziej uradowana będziesz ty.
   Zaczęła mamrotać pod nosem coś o tym, że jestem upierdliwy, ale nie zdecydowałem się poświęcić jej więcej czasu. Musiałem dokładniej wypytać Hatake o Obito, albo - po prostu - nadrobić stracony rok. Już naciskałem klamkę, gdy moja eks odchrząknęła.
   - Sasuke? - zaczęła, a w jej głosie wyczułem wahanie. - Masz kogoś?
   To interesujące, że ją to obchodziło. 
   - Nie twój biznes - odpowiedziałem oschle.
   Nie czekając ani chwili dłużej, zniknąłem za drzwiami. 

   


   Tydzień.
   Dokładnie tyle czasu minęło od pamiętnej soboty, w którą popełniłam największy błąd swojego życia. Wtedy uważałam to za prawidłową kolej rzeczy, ale już następnego dnia rano zrozumiałam, co oznacza poczuć się naprawdę oszukaną. Mogłam posądzać aroganta o wszystko. O to, że będzie mnie obrażał. O to, że nigdy w życiu nie spodobam mu się taka, jaka jestem. Nigdy nie podejrzewałabym jednak, że zabawi się mną niczym szmacianą lalką, a później wyrzuci. I to w najgorszy z możliwych sposobów, bez chociażby słowa wyjaśnienia. Z jedną, głupią kartką, na której niedbale nabazgrał słowa ,,Wyjeżdżam. Klucz oddaj Naruto." Poczułam się jak rasowa dziwka, choć zawsze myślałam, że jest mi do niej całkiem daleko.
   Nie mogłam pogodzić się z tym, co się stało. Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości tego, że nie odczuł tej nocy nawet w połowie tak, jak ja. Bo nie mogłam zaprzeczyć temu, że zanim słońce wzeszło, było to kilka najlepszych godzin mojego życia. W kółko i w kółko odtwarzałam sobie fragmenty feralnej nocy: jego dotyk, pełne pożądania oczy, miękkie usta i lekko zarumienione policzki. Przypominałam sobie, jak niesamowicie czułam się w jego objęciach i tylko coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi tego brakuje. W każdej sekundzie. O ile wcześniej ostatkami sił mogłam się przed nim wzbraniać, tak przez ten krótki czas sprawił, że się zauroczyłam. Pragnęłam go. Nienawidziłam go, ale jednocześnie przez cały czas chciałam go zobaczyć. Miałam go za ostatniego dupka, a jednak ciągle pałętał się w moich myślach.
   Najgorsze były pierwsze trzy dni. Te, podczas których radziłam sobie ze wszystkim sama. Wydzwaniałam do niego non stop, jednak za każdym, pieprzonym razem odpowiadała mi poczta głosowa. Czułam się bardziej bezsilna, niż kiedykolwiek wcześniej. Wyrzucona jak śmieć desperatka, która przez cały czas nie daje spokoju osobie, która ma ją gdzieś. Im dłużej nie odbierał, tym większą miałam nadzieję, że wreszcie to zrobi. 
   Płakałam. Nie chciałam tego, bo okazywanie słabości było jedną z najgorszych, możliwych opcji, nawet, gdy byłam sama. Nastał jednak dzień, w którym przyłapała mnie Ino. Jak mogłam spodziewać się po swojej najlepszej przyjaciółce, nie dała się zbyć. Zresztą - nawet specjalnie nie próbowałam jej się sprzeciwiać. Byłam kompletnie zniszczona psychicznie. Opowiedziałam jej wszystko. Kolejne dwie godziny spędziłam na słuchaniu kazania o tym, jak lekkomyślnie postąpiłam, oraz,  że nie powinnam przejmować się takim draniem. Gdyby Sasuke znajdował się w tamtej chwili w pobliżu, Yamanaka z pewnością pozbawiłaby go możliwości życia. Pocieszała mnie dobrych kilka godzin, zanim zasnęłam.
   Następnego dnia wzięłam się w garść. Przestałam płakać, a także obiecałam sobie, że nie będę aż tak przejmować się arogantem. Zasługiwałam na coś więcej. To właśnie dzięki takiemu myśleniu wytrwałam do kolejnej soboty. Było mi dużo łatwiej, choć Sasuke mimo wszystko cały czas nawiedzał moją głowę. Zaletą całej sytuacji było to, że prawdę znała tylko blondynka. Bałam się myśleć, co by się stało, gdyby Naruto się o tym dowiedział.
   - Mieszasz tę herbatę od pięciu minut - zagadnęła moja przyjaciółka.
   Obudziłam się, przenosząc na nią swoje spojrzenie. Siedziała po drugiej stronie stołu i intensywnie się we mnie wpatrywała.
   - Przepraszam - stęknęłam, niedbale przeczesując włosy dłonią. - Mówiłaś coś?
   Jej brew niebezpiecznie zadrgała.
   - Znowu o nim myślisz? - zapytała nieco marudnie.
   Nie było żadnego sensu w okłamywaniu jej, dlatego skupiłam się na szklance z gorącym napojem. Zaczęłam wodzić po niej dłońmi, rozkoszując się ciepłem, jakie przekazywała.
   - Sakura, rozmawiałyśmy o tym - zrugała mnie. - Miałaś dać sobie spokój, pamiętasz?
   Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. 
   - I chcę, po prostu... - zatrzymałam się, wznosząc wzrok do sufitu i kładąc głowę na oparciu ławeczki. - Im bardziej próbuję o tym nie myśleć, tym częściej to robię.
   Westchnęła, przecierając twarz dłońmi. Powoli przestawałam się dziwić, że traci do mnie resztki cierpliwości. Sama miałam siebie dość.
   - Nigdy nie mówiłam, że będzie łatwo - odezwała się wreszcie, kładąc palce na mojej dłoni i mocno ją ściskając. - Wiem, że teraz ci się wydaje, że seks to wielka rzecz i skoro mu się oddałaś, to powinien być tym jedynym, ale to bzdura.
   Biorąc pod uwagę to, że kim ona straciła dziewictwo - i to pod koniec gimnazjum - szczerze wątpiłam w to, że zwyczajnie o tym zapomniała. Ba, ja byłam pewna, że było wręcz odwrotnie.
   - Może i jestem świeżo upieczoną nie-dziewicą, ale nie idiotką, Ino. Nie uważam, że największy łajdak w Tokio mógłby być tym jedynym - zapewniłam. - Popełniłam gafę i muszę pogodzić się z tym, że to pozostawi jakieś piętno. Ty też pamiętasz swój pierwszy raz, co?
   Uniosła wargi w uroczym uśmiechu. Chyba trochę jej zazdrościłam. Swój pierwszy raz miała z mężczyzną, którego kochała. Mężczyzną, który kochał ją. I pomimo tego, że od tamtej chwili minęło już ponad osiem lat, a oni się rozstali, to nadal byli w sobie zakochani. Osobiście uważałam, że ich zejście się jest tylko kwestią czasu, szczególnie teraz.
   - Owszem - przytaknęła. - Próbuję tylko powiedzieć, że chociaż jest ci ciężko, to minie. To, że jest pierwszym, nie oznacza, że jednocześnie ostatnim. Mogę się założyć, że będziesz miała jeszcze wielu partnerów łóżkowych, zanim trafisz na tego odpowiedniego.
   Pokręciłam głową w niemym rozbawieniu. Potrafiła pocieszyć człowieka w alarmowej sytuacji, nie ma co.
   - Ja z kolei podejrzewam, że ty mimo wszystko skończysz z tym pierwszym - rzuciłam luźno, puszczając w jej stronę perskie oko.
   Rozpromieniła się, uradowana zmianą tematu.
   - Jak to było? ,,Nigdy nie przestanę jej kochać"? ,,Już zawsze będę ją kochał"? - zagryzła wargę i niemal pisnęła z zachwytu. - ,,Nie wyobrażam sobie dnia, kiedy nie będę"! 
   Od kiedy poinformowałam ją nie tylko o tym, co Kiba powiedział mi podczas naszej ostatniej rozmowy, ale także o jego zerwaniu z Hanabi, Yamanaka stała się lepszą wersją samej siebie. Uśmiechała się praktycznie non stop. Czułam w tym trochę swojej zasługi. Oficjalnie powodem rozstania Inuzuki i Hyuugi była awantura, którą zrobiła mu o pracę, ale w praktyce musiało chodzić o coś zupełnie innego. O kogoś. Sama byłam skłonna stwierdzić, że po prostu znalazł dobrą wymówkę, żeby ją zostawić.
   - Zamierzasz wreszcie coś z tym zrobić?
   Popatrzyła na mnie tak, jakbym przypominała kosmitę.
   - Dlaczego ja miałabym coś z tym robić? - żachnęła się. - To on jest facetem. Mogę tylko czekać.
   Dwoje nieporadnych oszołomów.
   - Mogłabyś przynajmniej ułatwić mu sprawę i nie spotykać się z Deidarą - spostrzegłam.
   Zadarła nos.
   - Ja i Deidara tylko się przyjaźnimy - stwierdziła. Pewnie, bo przyjaciele chodzą ze sobą na randki. - Kiba wie, co robić. Zaufaj mi!
   To teraz nagle stała się taka pewna siebie? 
   Zdążyłam jedynie wywrócić oczami, nim ktoś - najpierw zapukał do drzwi - a sekundę potem, nie czekając na żadne ,,proszę", wpakował się nam do mieszkania. Widząc gościa, ani trochę nie byłam zaskoczona tym bezceremonialnym wejściem. 
   - No wchodź, Hinata - ryknęła gniewnie Temari, wodząc wzrokiem po całym salonie. Spojrzenie zatrzymała dopiero na Yamanace, która praktycznie zesztywniała ze strachu. - Ty!
   Nie miałam pojęcia, co przeskrobała Ino, ale naprawdę musiała wpienić Sabaku.
   - Co zrobiłam? - zapytała, śmiejąc się nerwowo i powoli przesuwając wzdłuż ławeczki, by zwiększyć odległość, jaka dzieliła ją od narzeczonej Nary. - Sakura, dzwoń na pogotowie. To ten moment, w którym osiągnęła apogeum fioła - mruknęła cicho w moją stronę.
   Temari skrzyżowała ręce na piersi i ze zniecierpliwieniem tupnęła nogą, tymczasem Hyuuga delikatnie zamknęła drzwi. Byłam w szoku, że nadal trzymają się w zawiasach.
   - Gdzie Tenten? - wtrąciłam z zaciekawieniem, nie przejmując się tym, że zbliża się trzecia wojna światowa. - Też ma dzisiaj wolne, prawda?
   O ile blondynka ze spiętymi włosami nadal wpatrywała się w moją przyjaciółkę, o tyle Hinata postanowiła mi odpowiedzieć.
   - Neji zabrał ją na kolację - obwieściła, po czym wyraźnie się rozmarzyła. - Do Kobe Beef Kaiseki 511. Ot, bo miał taki kaprys.
   Ze wszystkich facetów w naszej ekipie to Neji był tym, który nie tylko mógł szczycić się mianem dżentelmena, ale równocześnie sprawiał, że wszystkie kobiety zaczynały zazdrościć Tenten. Traktował ją jak księżniczkę i co rusz zaskakiwał nowymi doświadczeniami. Kobe Beef Kaiseki 511 była jedną z najlepszych, a zarazem najdroższych restauracji Tokio. Cóż, niezaprzeczalnie bardzo ją kochał i według mnie, byli kolejną - po Shikamaru i Temari - parą, którą mieliśmy zobaczyć przed ołtarzem.
   - Zazdroszczę jej - jęknęła Ino. - Mój przystojniak nawet nie chce się do mnie zbliżyć - burknęła.
   Nasza piątka była specyficzną grupą kobiet. Pomimo, iż nie opowiadałyśmy sobie wszystkiego, co działo się w naszych życiach to i tak wiedziałyśmy o sobie bardzo dużo. Akurat o tym, kto się której podoba, rozmawiałyśmy ponad tydzień temu. Upiłyśmy się w Rendanie i jakoś tak wyszło, że nawet ja wspomniałam o Sasuke. Na szczęście, Hyuuga była tak zaabsorbowana mówieniem o Naruto, że nie miałam czasu się roztkliwiać.
   - Szczytem możliwości Naruto jest przyniesienie do domu dwóch paczek ramen na wynos, żebyśmy zjedli je na kolację - podchwyciła temat Hinata. - Najczęściej kończy się tak, że jeszcze oddaję mu swoją porcję.
   Uderzyłam czołem o drewniany stolik.
   - Mój obiekt westchnień cały czas nazywa mnie prostaczką i irytującym babsztylem.
   Temari prychnęła tak donośnie, że przyciągnęła wszystkie spojrzenia w pomieszczeniu. Już zapomniałam, że była zirytowana.
   - I wy macie czelność narzekać? Najromantyczniejszym miejscem, do którego kiedykolwiek zabrał mnie mój przyszły mąż, było wesołe miasteczko - rzuciła gniewnie, oglądając swoje paznokcie. - Nie dość, że zrobił to tylko dlatego, że był nawalony i chciał przejechać się na kolejce górskiej, to jeszcze faktycznie to zrobił. Same sobie wyobraźcie, co stało się z całym alkoholem, który znajdował się w jego żołądku.
   Ta scena prawdopodobnie miała prześladować mnie do końca życia. Ino wydała z siebie długie ,urgh bleh urgh", a ja uniosłam kciuk do góry. Nara Shikamaru - marzenie każdej kobiety. 
   - Chciałaś czegoś, prawda? - zwróciłam się do Sabaku, za co Yamanaka natychmiast zgromiła mnie spojrzeniem. - Chętnie się dowiem, co zrobiła - dodałam, wskazując na blondynkę.
   Oficjalnie stałam się jej wrogiem numer jeden.
   - Zdrajca - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
   Temari zamrugała gwałtownie, żeby w końcu luźno parsknąć śmiechem.
   - Sprawa życia i śmierci - zapowiedziała, podpierając biodra dłońmi. - Jutro przyjeżdżają rodzice Shikamaru. Jego mama naciskała, twierdząc, że pomoże mi w ostatnich poprawkach do wesela...
   - Ostatnich poprawkach? - ucięłam, unosząc kąciki ust w sarkastycznym uśmiechu. - Więc zrobiłaś cokolwiek poza kupieniem sukienki?
   Powinnam okiełznać swój zły humor i chęć do prawienia kąśliwych uwag, a przynajmniej, jeśli chodziło o przyszłą pannę młodą. Nie należała do istot pełnych empatii, a gdybym przekroczyła granicę chociaż o milimetr, prawdopodobnie skończyłabym gorzej niż Yamanaka.
   - Zgaduję, że osa ugryzła cię dzisiaj w dupę, ale to nie mój problem - odpyskowała. - W każdym razie, Yoshino to najstraszniejsza kobieta, jaką poznałam i tylko ty możesz mi pomóc, barbie.
   Nie wiedziałam, na co miałam większą ochotę. Na to, żeby powiedzieć, że nie widziała w lustrze samej siebie odnośnie słów dotyczących matki Shikamaru, czy raczej zaaprobować nową ksywę nadaną Ino. Ostatecznie dostosowałam się do swoich wcześniejszych myśli i podobnie jak Hinata, udałam, że mnie tu nie ma.
   - Nazwij mnie barbie raz jeszcze, a nie ma szans, żebym pomogła ci pozbyć się tego stylu babochłopa - żachnęła się, wstając od stołu i taksując Temari wzrokiem. - Nie wspominając o tym, że znam matkę Shikamaru znacznie lepiej, wiedźmo - dodała, wystawiając jej język.
   Parsknęłam perlistym śmiechem.
   - Uznam to określenie za komplement - burknęła Sabaku i gwałtownie pociągnęła Ino za fraki, żeby zaraz skierować się do jej pokoju. - Sakura, herbata!
   Już się robi, cesarzowo. 
   Podniosłam tyłek z ławeczki i posłałam w stronę Hinaty delikatny uśmiech, wskazując jej miejsce przy barze. Chwilę potem wskoczyłam na podest i postawiłam wodę.
   - Napijesz się? - rzuciłam w stronę Hyuugi, kradnąc z tacy jabłko. Podparłam przedramiona o blat baru, stając naprzeciwko niej. - Obiecuję, że spróbuję cię nie otruć.
   Uśmiechnęła się subtelnie, po czym przeczesała włosy dłonią. Poruszyłam brwiami, biorąc porządnego gryza owocu.
   - Chętnie - odparła. - Ostatnią osobą, która tak oryginalnie zaproponowała mi herbatę, była Aya.
   Zaprzestałam ruchu szczęką, zanim jeszcze do końca udało mi się pogryźć glostera. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w Hinatę w milczeniu, nic sobie nie robiąc z tego, że nie ma pojęcia, o co mi chodzi. Dlaczego? Kiedy wreszcie udało mi się odsunąć temat Sasuke na bok, ktoś musiał wspomnieć o jego byłej. Powoli przełknęłam zawartość swojej jamy ustnej. Aya. Aya to, Aya tamto, Aya sramto. Nie cierpiałam tej dziewczyny. Po nocy z Uchihą te emocje tylko się nasiliły - mnie olał po jednej nocy, a z nią był dwa lata. To ona go zostawiła.
   Co takiego w sobie miała?
   - Musi być całkiem bystra - stwierdziłam, nie powstrzymując tony ironii w głosie. Na całe szczęście, Hyuuga chyba uznała to za nawiązanie do samych słów, a nie eks aroganta. - Była dziewczyną Sasuke, prawda?
   Odwróciłam się, żeby uniemożliwić jej obserwowanie mojej twarzy. Od razu zrozumiałaby, że coś jest nie tak. Z Hinatą dogadywałyśmy się całkiem dobrze - próbowałam spiknąć ją z Naruto przez całe liceum, ale on zaczął dostrzegać oczywiste rzeczy dopiero po zyskaniu pełnoletności. Niemniej, w głowie cały czas szumiały mi słowa Inuzuki.
   Najbardziej zżyła się z Hinatą.
   - Przez dwa lata - potwierdziła. - Była też częścią paczki. Równa babka, więc wszyscy zapałali do niej sympatią.
   Dziękuję, droga Hinato, za rozpoczęcie opowieści. Jest mi z pewnością niezbędna do życia.
   - Naprawdę? - zagadnęłam, szykując szklanki i po kolei wrzucając do nich torebeczki z herbatami. - Wszyscy?
   Po raz kolejny nie wyczuła sarkazmu w moim głosie.
   - Jasne. Dogadywała się nawet z Temari - zapewniła entuzjastycznie. - Poza tym, jeśli Naruto kogoś akceptuje, to tę osobę raczej da się lubić.
   Te słowa zszokowały mnie tak bardzo, że do ostatniej szklanki nalałam zbyt dużo wody. W związku z tym, rozlała się ona niemal po całym blacie, a ja zaklęłam siarczyście pod nosem.
   - Naruto ją polubił? - zapytałam, udając, że aż tak bardzo mnie to nie interesuje.
   - Polubił? On ją uwielbia! - stwierdziła donośnie, wprawiając mnie w jeszcze większą chandrę. - Kiedyś jechali jednym autem. Naruto tradycyjnie pędził jak oszalały, a dodatkowo nie wziął prawa jazdy. Zatrzymali ich, ale Aya zdążyła zmusić go do tego, by zamienił się z nią siedzeniem. Pokazała swoje prawko i dostała dziesięć punktów karnych. 
   Wazeliniara, co?
   Jestem kretynką. Zazdrosną i niesprawiedliwą.
   Nawet, gdybym nie usłyszała całej tej historyjki, to nie mogłam zaprzeczyć jednej rzeczy. Jeśli Naruto żywił do kogoś sympatię, oznaczało to, że ta osoba miała w sobie coś wartego uwagi. Coś, co - nawet pomimo wielu wad, jak u Sasuke - czyniło z niej dobrą istotę. Uzumaki miał moc wyczuwania w ludziach tych tajemniczych cech. Wyglądało na to, że niezależnie od tego, jak bardzo nie próbowałabym stawiać Ayi w złym świetle, nie była ona uosobieniem zła.
   - Czemu wyjechała? - zmieniłam temat, przecierając blat ściereczką. Był już całkiem suchy, ale nadal nie chciałam pokazać swojego oblicza Hyuudze. - Tak nagle?
   Zamilkła na dłuższą chwilę.
   - Nie wiem - przyznała posępnie. - Strasznie kochała Sasuke. Jestem tego pewna. Właśnie dlatego nigdy nie potrafiłam zrozumieć powodu, który mu podała. Myślę, że byli dla siebie stworzeni.
   Nie mogłam dłużej wytrzymać tego trajkotania. Obróciłam się na pięcie i z impetem postawiłam szklankę z herbatą na blacie. Nie tylko zachowywałam się jako robot, ale i miny nie miałam najwidoczniej zachęcającej, bo źrenice Hinaty natychmiast się rozszerzyły. Wiedziałam, że nie chciała zrobić nic złego - była ostatnią osobą, która umyślnie sprawiłaby komuś przykrość. Nie zmieniało to jednak faktu, że poczułam się tak, jakby ktoś przyłożył mi z płaskiej. 
   - Byli, ale to czas przeszły, prawda? - zauważyła, śmiejąc się odrobinę nerwowo. - Sasuke równie dobrze może poznać kogoś innego. Kogoś, kto mógłby pasować do niego nawet bardziej!
   Nie mogłam przyglądać się temu, jak rozpaczliwie próbuje uratować sytuację. Zmusiłam się do uspokajającego uśmiechu.
   - Herbata stygnie, Hinata! - zganiłam ją, drapiąc się niepewnie po głowie. - Lepiej mi opowiedz, co u ciebie i tego idioty.
   Perfekcyjna zmiana tematu. O kim jak o kim, ale o blondynie moja rozmówczyni mogła rozprawiać bez przerwy.



***



   Tym razem spędzałam sobotni wieczór w domu. Hinata, Temari i Tenten - która zdążyła wrócić z randki i wszystko nam opowiedzieć - wymyśliły babski wypad na miasto. Yamanaka nie mogła na niego iść, w związku z tym, że jeszcze dzisiaj miał pojawić się u niej kurier z jakąś istotną paczką. Wiedziałam jednak, że nie miała najmniejszej ochoty na siedzenie w domu. Ja natomiast znacznie chętniej zostałabym w mieszkaniu coby jeszcze bardziej się nad sobą poużalać. Każda dziewczyna ma takie prawo, ot co! Dlatego właśnie wysłałam swoją współlokatorkę na imprezę, obiecując, że przyjmę przesyłkę za nią.
   Czasami lubiłam, gdy w domu było całkowicie cicho. Nie musiałam spodziewać się żadnej reprymendy od blondynki, telewizor był wyłączony, nikt nie tuptał i nie uderzał łyżeczką o ściankę szklanki. Zdążyłam wziąć długą, relaksującą kąpiel, spiąć włosy w kucyka, włożyć piżamę - złożoną z bawełnianych, zielonych spodni za kostki i starej koszulki z podobizną Barta Simpsona - a także wygodnie usadowić się na kanapie w salonie. Chowałam się pod kocem i dzierżyłam w dłoni ,,Pięćdziesiąt twarzy Greya". Ino zmuszała mnie do przeczytania tej powieści od ponad dwóch lat, ale tak naprawdę dopiero teraz znalazłam na to trochę czasu.
   Nie żałowałam.
   Wciągnęła mnie tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy zegarek wybił północ. Chłonęłam rozdział za rozdziałem, zachwycając się równie intrygującym, co bałamutnym Christianem i nieco nieporadną życiowo Aną. Kibicowałam im. Każda, pojedyncza scena łóżkowa przyprawiała mnie o zawrót głowy, nie tylko ze względu na to, że wyobraźnia autorki musiała być naprawdę bogata. Chodziło raczej o to, że przed moimi oczami stawał nagi Sasuke. Czułam jego dotyk i pragnęłam, by był moim Greyem.
   Ale tak było tylko przez kilka pierwszych sekund. Potem wracałam do rzeczywistości i przypominałam sobie wszystko, co zrobił. Przypominałam sobie to piekielne uczucie pustki i porzucenia, gdy zrozumiałam, że umyślnie wyjechał bez słowa. To uczucie bezsilności, które pojawiało się, ilekroć natrafiałam na pocztę głosową.
   Sasuke był draniem. Seksownym, ale to niczego nie zmieniało. Jeszcze nigdy dotąd nie żywiłam względem niego tylu negatywnych uczuć jednocześnie. 
   Z lektury wyrwał mnie nagły dzwonek do drzwi. Chociaż początkowo podskoczyłam ze strachu, zaraz zdałam sobie sprawę, jaki nieznajomy odwiedza nasze mieszkanie po północy. Kurier wreszcie dotarł. Rychło w czas, czyż nie? Zsunęłam się z kanapy i wsunęłam na nogi kapcie-króliczki, które Naruto podarował mi na dwudzieste trzecie urodziny. Poczłapałam do drzwi, modląc się, by dostawca nie zaliczał się do przystojnych panów. Wolałabym zapaść się pod ziemię, niż pokazać się komuś atrakcyjnemu w takim stroju.
   - Zaczynałam się martwić - krzyknęłam, przekręcając wszystkie zamki. Zaraz potem pociągnęłam drzwi do siebie. - Myślałam, że...
   Wmurowało mnie w ziemię. Dosłownie. Byłam stuprocentowo pewna, że na dłuższą chwilę nie tylko zapomniałam o umiejętności oddychania, ale także moje serce się zatrzymało. Stanęło w miejscu, sprowokowane głębokimi, czarnymi tęczówkami. Moją osobistą trucizną. Wpatrywałam się w przybysza i nie byłam w stanie wydusić ani słowa, choć wydawał się równie zaskoczony, co ja.
   - Spodziewałem się Ino - oznajmił równie obojętnie, co zazwyczaj, jednak po chwili podrapał się w tył głowy. - Czekasz na kogoś?
   Jak...
   Jak on w ogóle śmiał tu przychodzić? Jak śmiał się do mnie odzywać? Nie wspominając nawet o tym, że wrócił. Po raz kolejny poczułam przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej, czując się jak ostatni śmieć. Wrócił i nawet nie pomyślał o tym, żeby mnie powiadomić? Nie potrzebowałam już żadnych, innych dowodów na to, że jest tylko pieprzonym dupkiem, który mnie wykorzystał. Zabawił się i nawet nie miał przez to wyrzutów sumienia.
   - Czego chcesz od Ino?
   Mój głos był tak oschły, że sama go nie poznałam. Z arogantem najwidoczniej było podobnie - dostrzegłam w jego oczach cień zaskoczenia, choć kompletnie mnie to nie obchodziło.
   Wreszcie pomachał mi przed oczami niewielką paczuszką.
   - Kurier się zgubił i do niej zadzwonił, więc wysłała go do Rendanu - sprostował, nie spuszczając ze mnie spojrzenia. - Byłem na tyle sympatyczny, żeby jej to podrzucić. Naruto mówił, że jesteś z dziewczynami na mieście.
   Zacisnęłam dłoń w pięść. Więc mało tego, że się mną zabawił, to jeszcze postanowił mnie unikać? Doprawdy, stałam się tylko następnym numerem na liście zaliczonych panienek.
   - Miłosierny Sasuke - skomentowałam z drwiną, kręcąc głową w niemym niedowierzaniu. - Jak widzisz, wyszło inaczej.
   Nie czekając na nic więcej, impulsywnie wyrwałam przesyłkę z jego dłoni. Serce nadal łomotało mi w piersi jak oszalałe, choć nie byłam już w stanie ocenić, czy z nienawiści, czy wręcz przeciwnie. Musiałam się go stąd pozbyć. Właśnie dlatego już zatrzaskiwałam drzwi, aczkolwiek arogant zatrzymał je w ostatniej chwili.
   - To wszystko? - mruknął, na powrót je odpychając. Zdawał się być rozczarowany. - Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
   Parsknęłam śmiechem bez cienia wesołości.
   - Ja przynajmniej powiedziałam cokolwiek, prawda?
   Chyba trafiłam w sedno, bo postanowił przestać się wydurniać. Zamilkł, cały czas taksując moje oblicze spojrzeniem. Tym razem przekroczył granicę. Kiedy na niego patrzyłam, czułam tylko obrzydzenie - zarówno do niego, jak i do samej siebie.
   - Przepraszam - palnął, podpierając dłoń o próg. - Zrobiłem wszystko źle. Moja wina - przyznał pokornie.
   Przez chwilę z dystansem wodziłam spojrzeniem po jego twarzy, żeby zrozumieć, że widnieje na niej skrucha. Prawdziwa i szczera. Nie wiedziałam tylko, co mają mi dać te przeprosiny. Przeprosiny z łaski, bo przecież nawet nie planował tutaj przyjść. Niemniej, złość rosnąca w moim ciele od tygodnia zaczęła topnieć, ustępując miejsca frustracji i smutkowi. Nienawidziłam samej siebie za to, że działał na mnie w ten sposób.
   - Nie chcę twoich przeprosin, Sasuke - odpowiedziałam wreszcie.
   Był coraz bardziej zdumiony.
   - Daj mi wytłumaczyć - poprosił, unosząc nogę, by wejść do środka. - Spróbuj zrozumieć...
   Prychnęłam.
   - Nie zbliżaj się - ostrzegłam, a on zatrzymał się wpół kroku. - Nie chcę tłumaczeń. Nie rozumiesz? To był tylko jeden raz. Jeden.
   Uniósł znacząco brwi.
   - Myślałem, że cztery.
   Perfekcyjnie. Udało mu się doprowadzić do tego, że moje policzki klasycznie zaczęły płonąć. Dlaczego musiał być taki bezpośredni? Bezczelny? Kiedyś myślałam, że to cechy wrodzone Uchihów, ale Itachi był kompletnym przeciwieństwem swojego brata. Przymknęłam oczy, starając się zignorować jego słowa.
   - Wiesz, Sasuke... - zaczęłam powoli, przygryzając delikatnie wargę i odważnie wbijając spojrzenie w jego oczy. - Wszystko, czego chciałam, to ci pomóc. Próbowałam doszukać się w tobie tego, co zobaczył Naruto.
   - Sakura... - odezwał się błagalnie, ale przerwałam mu ruchem dłoni.
   Wzięłam głęboki wdech, mrugając śpiesznie. Czułam, że nieproszona ciecz już zbiera się w środku.
   - Starałam się. Za wszelką cenę chciałam przekonać cię do zrzucenia maski. Do tego, żebyś mi zaufał. Pokazał prawdziwego siebie, bez kłamstw i udawania - zaczęłam wymieniać, czując, że moje oczy nieposłusznie się zaszkliły. Musiałam wziąć spory wdech, by powstrzymać drżenie głosu. - Problem w tym, że to nie jest maska. To twoja przeklęta, zarozumiała osobowość. 
   Prychnął pod nosem, choć wyraźnie dostrzegałam na jego twarzy frustrację. 
   - Spodziewałaś się księcia z bajki? - zapytał z sarkazmem. - Ostrzegałem cię, pamiętasz? 
    Nie mogłam uwierzyć, że mimo wszystko nadal zachowuje się tak samolubnie.
   - Przestań pieprzyć, ty cholerny egoisto! - ryknęłam, nieco zbyt późno zdając sobie sprawę, że pozwoliłam jednej łzie na spłynięcie. - Uwierzyłam w ciebie, wiesz? - dodałam szeptem.
   Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił. Naprężył wszystkie mięśnie, przyglądając się mojemu obliczu z wyraźnym przerażeniem w oczach. Nie rozumiałam tej reakcji, ale też nie zamierzałam próbować jej zrozumieć. Czasy, w których odpuszczałam mu wszystkie wybryki minęły. Koniec szczęścia początkującego. 
   Czekałam na to, aż się poruszy. Na to, aż w końcu wróci do rzeczywistości i zaserwuje mi złośliwy komentarz, żebym mogła zatrzasnąć drzwi przed jego nosem. Jednak on milczał. Milczał tak intensywnie, jak nigdy dotąd. Atmosfera stała się tak ciężka, że niemal mnie przygniatała. 
   Zamiast się odezwać, zaczął kierować dłoń w stronę mojego policzka. Nie, nie tym razem. Odsunęłam się gwałtownie i rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Rozchylił delikatnie usta i przez chwilę wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale nie jest w stanie wykrztusić z siebie słowa.
   - Nie płacz - wydusił lękliwie, a zaraz potem znacznie mocniej zacisnął palce na progu. - Błagam cię, nie płacz.
   Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mówił coś takim tonem. Błagalnym. Niemalże modlitewnym. Najpewniej dlatego zawiesiłam wzrok na jego czarnym spojrzeniu na długą chwilę, nim wzięłam się w garść.
   Przetarłam twarz dłonią.
   - Od tej pory nasze kontakty będą ograniczały się do sprawy Itachiego - poinformowałam szorstko, bojąc się, że w każdej chwili mogę mu się poddać. - Radzę ci zapomnieć o tej nocy. Ja już to zrobiłam - wzruszyłam nieporadnie ramionami.
   Zatrzasnęłam drzwi, zanim zdążył powiedzieć chociaż słowo. Zatrzasnęłam je, zanim rzuciłam mu się na szyję, błagając, żeby został, a właśnie tego pragnęło moje serce. Zatrzasnęłam je, zanim wybuchnęłam płaczem pełnym goryczy. Oparłam się plecami o drewniane wrota i zsunęłam się na ziemię, podciągając kolana pod brodę.
   Co ja do niego czuję?
   
  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jestem zła. Zła, zła, zła. Przepraszam i podziwiam, że wytrzymujecie, no </3

Rozdział miał się pojawić tuż po zakończeniu roku szkolnego, ale miałam drobne opóźnienie, a potem padł mi laptop. </3 Dlatego przepraszam i was, tutaj i ludzi, którym nie odpisałam na gg - mam nadzieję, że mi wybaczycie <333


W zamian za to, teraz naprawdę postaram się dodawać rozdziały normalnie, ot co! Jestem właśnie po ,,Naruto Gaiden" (awwww <333 Bartek, miałeś rację :>) i odcinku, więc - pełna weny, biorę się do pisania. 

PS: Poznaliście Ayę i mam nadzieję, że uda mi się wykreować ją tak, jak sobie wyobraziłam *.* Za to podejrzewam, że za końcówkę dostanę baty </3

Buziaki i życzę wam świetnych wakacji!
   


12 komentarzy:

  1. Rozdział kompletnie wbił mnie w fotel, czytałam go z otwartą gębą i tak mi do teraz zostało.
    Genialny, naprawdę genialny.
    Aya - nie cierpiałam jej od pierwszej wzmianki a teraz mam ochotę udusić ją gołymi rękami. Jedyna rzecz jaka mnie powstrzymuje to fakt, że nie istnieje xd .
    Charakterkiem przypomina mi Katherine z TVD [ którą kocham i kochać będę, btw ^^ ]. I te cięte odzywki.
    Sasuke - dupek.
    Sakura - współczuję jej. I dobrze, że tak powiedziała Saskowi na końcu - niech cierpi. Tylko ciekawe ile wytrzyma.

    Weny ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem cichą czytelniczką, która nie komentuje, ale ten rozdział wzbudził we mnie tyle emocji, że musiałam to zrobić! Przez cały rozdział, cierpiałam wraz z Sakurą, a na końcu aż mi łzy poleciały. Sasuke zachował się niesamowicie dupkowato(nawet jak na niego), skopać go! A Ayi nie lubię taka jakaś się wydaje być fałszywa. To pozdrawiam, życzę weny i do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ŁAAAŁ ;o w tygodniu znalazłam tego bloga i szybciutko wszystko przeczytałam :) będę tu zaglądać cały czas :D świetnie piszesz. A ten rozdział... Sasuke świnia ale Sakura dała radę na koniec i dobrze :) czekam na więcej i więcej ^^ pozdrawiam i życzę weny na kolejne świetne rozdziały! Ooo właśnie zobaczyłam że 14 już piszesz <3
    Do nastepnego ;) P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, więc...
    Jako, że lubię takie dramaty, to obejdzie się bez batów. Wręcz przeciwnie! Masz u mnie wielkiego plusa za ten rozdział!
    Skrycie miałam nadzieję, że Sakura obudzi się sama, bo liczyłam na dramat. NO I MAM DRAMAT <3
    Sasuke... Aj Sasuke, pozamiatałeś sobie, ale to fajnie XD
    Cieszy mnie, że potraktował Ayę, tak jak potraktował, ale mam dziwne przeczucie (a to bardzo złe przeczucie), że Aya będzie próbowała czegoś, czego byśmy nie chcieli.
    Zrobiłaś coś, czego uniknęłabym we własnej powieści.
    GREY.
    Byłam zaskoczona. Chyba nawet pozytywnie, jednak pociągnęło to za sobą negatywne skutki.
    Na koniec, gdy Sakura miała łzy w oczach, szeptała do Sasuke załamana, gdy Sasuke tak bardzo prosił, błagał, aby nie płakała... Właśnie wtedy zamiast Sasuke i Sakury miałam przed oczami Anę i Christiana, których ofc uwielbiam... Musiałam ten fragment przeczytać twice, aby mieć Sasuke i Sakurę na miejscu.
    Całość - oczywiście - czyta się zdumiewająco szybko i przyjemnie, no jak zawsze, jak zawsze...
    No i na koniec...
    Jednak wrócę do tych batów!
    Codziennie, przynajmniej dwa razy na dzień i raz na noc sprawdzałam, czy jest rozdział, bo może jednak zapomniałaś napisać na gg. Mam ogromną nadzieję, że już nic nie będzie Ci się psuło.
    No więc... Do jak najszybszego następnego! <3

    ps. Masz już w głowie wszystko zaplanowane jak co się potoczy, czy piszesz na żywioł? Liczę na odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ogólnie mam wszystko rozplanowane - opowiadanie będzie podzielone na trzy sezony i mniej-więcej wiem, jakie będą w nich ,,główne wątki", poboczne z kolei wymyślam na bieżąco :D

      Usuń
  6. Od publikacji rozdziału minęło kilka dni, ale jakoś po przeczytaniu nie umiałam tego ocenić. W celu sprawdzenia tego czy dobrze widzę, przeczytałam ten rozdział jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Bardzo podobało mi się że Sasuke spotykając byłą nie dał się jej skusić. Sasek jest tchórzem, ale myślę że to trochę pokazuje, że mu zależy. Żal mi Saki przez to co ten małot zrobił. Ich ostatnia rozmowa wycisnęła ze mnie kilka łez. To było wspaniałe przeżycie. Dziękuje i powodzenia w dalszym pisaniu. (Już nie mogę się doczekać :D)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde belek, polubiłam Ayę. Sama nawet nie wiem dlaczego xd Wydaje mi się taka, w miarę ogarnięta xd
    Dobra tam mniejsza z nią. Czas zjechać Uchihę. Co za tępa dzida. No bicz plis, zostawić ją po takiej nocce. Bardzo dobrze zrobiła Sakura, że mu zatrzasnęła drzwi przed nosem! Chociaż, jestem w szoku, że Sasuke tak przepraszał Haruno. Coś w tym musi być ^^ Ogólnie rozdział cud, miód, paluszki!
    Do następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie cierpię Cię, cholero mała! Ja chyba porzucę pisanie ff, bo kurna nie mogę. Zostawię to takim mistrzom jak Ty. <3

    Co więcej, wybacz, za mój brak odzewu przez ostatni czas. Chciałam sobie zostawić wszystkie rozdziały na przeczytanie w szpitalu, a jak już w nim byłam, to nie miałam czasu na czytanie blogów. Ale już wróciłam, jestem i nadrabiam powolutku.

    Nie wiem jak Ty to robisz, ale przez wszystkie nadrabiane rozdziały wychodziłam z siebie. Przez te kilka rozdziałów tyle się działo. Najpierw dowiedzieliśmy się nieco o tym, że Madara ma jakiś związek ze sprawą Itachiego, potem spotkanie z Kilimandżaro (Kimimaro), potem to co Sakura odstawiła w klubie - kompletnie nie spodziewałam się tego po niej... I najważniejsze! Sasuke i Sakura spali ze sobą. <3 Choć później byłam mega wkurwiona na Sasuke, typowy facet. Rozdziewiczył biedną dziewczynę i spierdolił. Ja na miejscu Sakury to chyba bym go zatłukła.
    Swoją drogą biedna Sakura, szkoda mi jej. Naprawdę. Przecież to takie wbicie noża prosto w serce, uczucie gorsze chyba nawet od zdrady. Przydałby się w tej chwili Naruto, żeby skopał Sasuke tyłek, a Sakurę pocieszył.
    No i została jeszcze sprawa z Itachim i Ayą, no właśnie, przede wszystkim Ayą... Kurcze nie mogę rozgryźć tej laski. Mam tylko nadzieję, że nie zejdzie się znowu z Sasuke, bo chyba bym nogi z dupy powyrywała. XDDD Chociaż wydaje się całkiem ciekawą osobą i w sumie ciekawi mnie dlaczego tak postanowiła. Pewnie chciała razem z Itachim chronić Sasuke, tylko pytanie przed czym? Hm... Kurczę, niecierpliwie będę czekać na rozwój wypadków.

    Ty nas tutaj nie katuj, tylko pisz! Widzę już ładne 30% 14 rozdziału. <3 Już nie mogę się doczekać. :3

    Weny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama nie wiem czemu Aya postanowila oklamac wszystkich. Moze tak jak sama przyznala, bylo to przez Itachiego, ktory jej kazal? Sasuke i Kakashi niezle sie wkurzyli, nie dziwie sie. Jedyna dobra rzecza w tym wszystkim jest to, ze siostra Shizune odnalazla animowego swiadka razem z jego miejscem zamieszkania. Teraz trzeba tylko czekac na to, jakie kroki podejmie mlodszy Uchiha.
    Temari i Shikamaru biora slub... Mozna by tez sie spodziewac, ze juz niedlugo to samo stanie sie z TenTen i Nejim.
    Minal tydzien, a Sakura nadal nie moze sie pozbierac. Nic dziwnego, w sumie tylko kilka dni minelo od owego zdarzenia. Juz prawie zapominala o tym wszystkim, az tu nagle w progu staje... On. I wszystko od nowa. Dobrze go potraktowala, jednak czyzby Sasuke mial wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobil?

    Na poczatku dlugosc rozdzialu przerazila mnie, myslalam juz, aby sobie odpuscic, ale jednak podjelam sie zadania. Ku mojemu zdziwieniu, szybko wchlonela mnie Twoja opowiesc, a przeczytanie mi zajelo naprawde chwile. Bardzo mi sie spodobalo :)
    Czekam na nowy rozdzial, abym mogla uzyskac wszystkie ( no moze ) odpowiedzi na moje pytania.
    Pozdrowienia!

    P.S zapraszam rowniez do siebie na freedom-is-paradise.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział swietny ! I ciesze sie ze Sakura mu nie wybaczyła :D
    Aya jakos nie przypadła mi do gustu :c Nie wiem czemu Sasuke z nią był bo ona od początku jak zaczeli o niej mowic to mnie drażniła :P
    Może Sakura zacznie teraz troche krecić z Sasorim? Uwielbiam go :P
    Pozdrawiam i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Zginiesz marnie za to zakonczenie rozdziału. T_T

    OdpowiedzUsuń