środa, 15 lipca 2015

#14 Ona jest moja



   To zastanawiające.
   Jak jedna rozmowa może przygnieść zwykłą osobę do tego stopnia, iż nagle zdaje ona sobie sprawę, że wszystko robi nie tak? Że niezależnie od tego, jak cholernie starałaby się postępować prawidłowo, to i tak ogół wyjdzie źle? Bardzo. Najwidoczniej - bardzo.
   Ostatni raz czułem się tak beznadziejnie w chwili, w której sędzia wydał wyrok Itachiego. Wiedziałem, że to miało zmienić moje dotychczasowe życie, ale tamtym razem przynajmniej nie doprowadziłem do tego samodzielnie. Wczorajsza rozmowa z Sakurą uświadomiła mi, że jestem opóźnionym umysłowo kretynem. Postanowiłem ją chronić dopiero wtedy, gdy już nie miałem żadnych opcji? Na co ja liczyłem? Na to, że prostaczka przymknie oko na moją wpadkę i będziemy udawać, że nic się nie stało? Nie chcąc jej ranić, doprowadziłem ją do łez.
   Co za paradoks.
   Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Nie była tą samą Sakurą, którą tydzień temu pozostawiłem we własnym mieszkaniu. Stała się ludzkim uosobieniem królowej lodu - zimna, oschła, surowa, smutna i stanowcza. Nie uraczyła mnie ani uśmiechem, ani nawet jedną, obrażoną miną. Zmieniła się. Ja ją zmieniłem. W najgorszym znaczeniu tego słowa.
   Kurwa.
   Jakby brakowało mi kłopotów z nią, tydzień spędzony u Kakashiego też przysporzył sporo problemów. O ile w miarę udało mi się załatwić sprawy firmy, tak cała reszta utknęła w martwym punkcie. Kilka dni przesiedziałem w pokoju Ayi, pracując z nią nad całą tą sprawą. Kakashi od czasu do czasu też próbował nam pomagać, ale ilekroć Shizune widziała, że się wtrącał, wyganiała go z domu. Podejrzewałem, że nadal liczyła, iż zejdziemy się z jej siostrą. Niemniej, nie doszło między nami do żadnej, dwuznacznej sytuacji. Co zaskoczyło mnie bardziej - byliśmy zgranym duetem. Może dlatego, że przestałem żywić do niej jakąkolwiek urazę?
   Zasługa potwory. Ponownie.
   Zakląłem pod nosem, uderzając pięścią w szafkę kuchenną. Dochodziła dziesiąta, a ja paradowałem po kuchni w samych bokserkach, nie przejmując się absolutnie niczym. Miałem gdzieś Rendan, Uchiha Company i Madarę. Jedna z lepszych niedziel w tym roku. Byłem tak wściekły i bezradny, że najchętniej wyładowałbym się na ustawce. Chociaż, rozważałem też inną kwestię - powiedzenie Naruto o tym, co się stało. Najprawdopodobniej by mnie zabił, co rozwiązałoby wiele zagadnień. 
   - Co się z tobą dzieje, Sasuke?
   Odwróciłem się, dostrzegając Ayę ubraną w czarną bieliznę i krótki, jedwabny szlafrok, który zresztą pozostawiła rozpięty. Opierała się o ścianę i wpatrywała we mnie wyczekująco, niczym rodzic czekający na odpowiedź dziecka. 
   - To, że chwilowo pozwoliłem ci tutaj zostać nie oznacza, że możesz biegać po apartamencie roznegliżowana - zrugałem ją, krzywiąc się nieznacznie. - Poszukaj sobie ubrań.
   To fakt, pozwoliłem jej pomieszkać przez jakiś czas w swoim apartamencie, ale korzystała z sypialni gościnnej. Zresztą, zrobiłem to ze względu na naszą wspólną umowę. Podczas mojego pobytu w Kioto uznaliśmy, że rozwiązywanie wszystkiego we dwójkę pójdzie nam znacznie szybciej, niż pojedynczo. Dlatego też Ashida zdecydowała się opuścić swoją siostrę i przenieść do stolicy.
   Wywróciła teatralnie oczami.
   - Mi tam wcale nie przeszkadza, że widzę cię w takim wydaniu - odpowiedziała, zagryzając wargę i bez skrępowania lustrując moje ciało spojrzeniem. - Poza tym, nie oszukujmy się, Sasuke. Niejednokrotnie widziałeś mnie w takim stroju, a jeszcze częściej bez niego.
   To, że była bezczelna, wiedziałem od dawien dawna. Zaczynałem jednak przypuszczać, że jest także niewyżyta. Niemniej, miała rację - ,,za dawnych czasów", widywałem ją nagą przez kilka dni w tygodniu non stop, gdy popadaliśmy w dość oryginalne maratony.
   - Może aż za często - burknąłem, mrugając w jej stronę. - Najwidoczniej mi się znudziłaś.
   Odwróciłem się z powrotem w stronę szafek, słysząc, jak parska ironicznym śmiechem.
   - Ostatnio masz chyba gorszą formę, jeśli chodzi o uszczypliwości - rzuciła melodyjnie. - Powiesz mi co ci jest? Od kiedy wróciłeś z Rendanu, zachowujesz się tak, jakbyś popełnił najgorszą zbrodnię wszechczasów.
   Prychnąłem pod nosem, gdy tylko usłyszałem jej słowa i przelotnie zerknąłem na nią przez ramię.
   - To zabawne, ale chyba trafiłaś w sedno.
   Zmarszczyła brwi. 
   - To znaczy?
   Nie odpowiedziałem od razu. Wyjąłem z lodówki butelkę z wodą i upiłem z niej spory łyk. Suchoty najprawdopodobniej były spowodowane moją wczorajszą popijawą w przydrożnym barze, do którego trafiłem zaraz po opuszczeniu bloku Haruno. Nie mogłem pozbyć się widoku jej twarzy. Nie mogłem pozbyć się jej głosu, który tak bezwzlędnie oznajmia, że mam zapomnieć o tej nocy. Jak bardzo ją zraniłem, skoro powiedziała coś takiego? Nawet głębiej nie zastanawiałem się nad tym, jak może się poczuć. Wcześniej wykorzystywałem dziewczyny, ale tym razem było to coś innego. Zależało mi na niej. Wnioskowałem, że skoro to akurat mi zdecydowała się oddać, jej też musiało na mnie zależeć.
   Naprawdę jej na mnie zależało. I to spierdoliłem.
   - Kiedy zobaczyłem jej łzy... - zacząłem cicho, zanim w ogóle zastanowiłem się, z kim rozmawiam. Zacisnąłem palce na butelce tak mocno, iż ją zgniotłem. - Znienawidziłem samego siebie.
   Nie patrzyłem w stronę Ayi, ale tak naprawdę nie musiałem tego robić. Samo jej milczenie tylko upewniło mnie, że ją zszokowałem. Nic dziwnego - nawet ja sam nie mogłem pojąć tego, co stało się ze mną na przestrzeni ostatnich czterech tygodni. Dlaczego pozwoliłem jej na to, by mnie zbałamuciła? Co lepsze, potwora myślała całkowicie odwrotnie. Była pewna, że nigdy nie przedstawiłem jej swojej ,,prawdziwej twarzy", aczkolwiek było kilka takich momentów. Nie zamierzałem zaprzeczać temu, że jestem zarozumiałym arogantem, ale kilka razy pokazałem przy niej oblicze, które poznali jedynie moi najbliżsi. Zapomniała? Albo - próbowała zapomnieć? Wmówić sobie, że te przebłyski były tylko grą i w rzeczywistości jestem hipokrytą?
   Dobrze. Lepiej dla niej.
   - Sasuke?
   Nie miałem ochoty się odwracać. Najmniejszej. Problem w tym, że Ashida złapała palcami mój podbródek i zmusiła do tego, bym na nią spojrzał. Zrobiłem to bez cienia emocji, choć w jej oczach dostrzegłem istny batalion uczuć. I to takich, które ciężko mi było usprawiedliwić. Niedowierzanie, żal, przygnębienie, smutek i może zazdrość? Liczyła na to, że nigdy nie pozbieram się po tym, co zrobiła rok temu? Kobiety były naprawdę skomplikowane. Same coś kończyły, żeby później tego żałować.
   Czy Sakura też mogłaby żałować?
   Notabene, zanim zacząłem spotykać się z Ayą, przyjaźniliśmy się przez długi czas. To ona wyciągnęła mnie z przepaści, w której prawdopodobniej zleciałbym na samo dno. Ufałem jej. Zwyczajnie.
   - Chcę dobrze. Żeby osiągnąć cel, poszedłem niewłaściwymi drogami, ale już nie miałem innego wyjścia - wytłumaczyłem pokrętnie, kręcąc wolno głową. - Tak będzie dla niej lepiej.
   Milczała przez dłuższą chwilę.
   - Dla kogo będzie lepiej, Uchiha? - zapytała chwiejnie. - I kim jest ,,ona"?
   Uniosłem zdawkowo brwi, myśląc o tym, jak nielogicznie muszę brzmieć. Nie istniało żadne usprawiedliwienie. Jeśli chciałem zgrywać bohatera, powinienem był to robić zanim się z nią przespałem. Nienawiść to najlepsze uczucie, jakie potwora mogła żywić do mnie w tej chwili. Jedyne właściwe.
   - Prostaczką - odpowiedziałem niewzruszenie, lekko unosząc kąciki ust w uśmiechu. - Najbardziej irytującą babą na świecie.
   Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, o co mi chodzi.
   Nie miałem jednak zamiaru rozmawiać z nią o tym dłużej. I tak powiedziałem za wiele, w związku z czym przeklinałem się w duchu. Nawet, jeśli jej ufałem, była ostatnią osobą, której powinienem się zwierzać. Zdjąłem jej rękę i cofnąłem się kilka kroków, by zaraz zająć miejsce na jednym z krzeseł. 
   - Więc jednak kogoś masz?
   Chciałbym, żeby to było takie proste.
   - Odwiedziłaś już Itachiego? - zręcznie zmieniłem temat, unosząc prowokacyjnie jedną brew. - Lepiej uważaj. Samui jest w mieście.
   Nie zdawała się być zmartwiona tym faktem. Prawdę mówiąc, w ogóle nie zareagowała na moje słowa, cały czas bijąc się z myślami. Nie potrafiłem dociec, o czym myśli i nawet nie miałem ochoty próbować. Sięgnąłem po jabłko leżące na tacy i obejrzałem je z wszystkich stron.
   Niestety, kwestią sekundy było to, żeby owoc wylądował na ziemi a moja współlokatorka niebezpiecznie się nade mną pochyliła. Jej mordercze spojrzenie wprawiło mnie w amok.
   - Ubieraj się - rozkazała. - Wychodzimy za pięć minut.
   Że co proszę?



***



      
   Miałam nadzieję, że przesiedzę całą niedzielę w domu. Nie było to szokujące, jako, że nazywałam się Sakura Haruno. Naruto niejednokrotnie krzyczał, że powinnam załatwić sobie plakietkę z napisem ,,domator". Na całe szczęście, nie mogłam zostać aż takim samotnikiem, bo miałam niezastąpionych przyjaciół. Na przykład dzisiaj, moja współlokatorka niemal siłą wyciągnęła mnie na drinka, twierdząc, że pilnie musi ze mną porozmawiać. Co miałam zrobić? Wskoczyłam w rurki, fioletową koszulę i lity, a potem poczłapałam do klubu za nią.
   Standardowo, była to tylko wymówka. Siedziałam przy barze w Rendanie już bite piętnaście minut, z czego aż dziesięć przebywałam tam całkiem sama. Ino poszła do łazienki i rozpłynęła się w powietrzu, podczas, gdy ja piłam już swoje drugie mojito. Może nie powinnam tak galopować - zwłaszcza, że dochodziła osiemnasta, a ja rozpoczynałam pracę o ósmej - ale nie potrafiłam inaczej przetrawić życia. Po wczorajszej rozmowie z Sasuke było ze mną tylko gorzej. Nawet nie wspomniałam o niej Yamanace, żeby niepotrzebnie nie psuć jej humoru. Próbowałam radzić sobie sama i - choć było to nieco zaskakujące - szło mi znacznie lepiej, niż wcześniej. Wychodziło na to, że musiałam wykrzyczeć arogantowi kilka gorzkich słów prosto w twarz. Dzięki temu poczułam się znacznie raźniej.
   - Od kiedy pijesz w niedziele?
   Zaprzestałam ssania rurki i nie wyciągając jej z ust, przeniosłam spojrzenie na przybysza. Czy on musiał wyglądać zjawiskowo nawet wtedy, gdy przybierał styl na ,,mam wszystko w dupie"? Miał na sobie zwykłe jeansy, białką koszulkę z czarnym nadrukiem ,,1" i buty new balance. Na włosy, których prawdopodobnie nawet nie uczesał, naciągnął bawełnianą czapkę. Moją pierwszą myślą były słowa ,,swag posypany", w związku z czym uznałam, że muszę spędzać mniej czasu z Konohamaru i Kibą.
   - Wróciłeś do licem? - zapytałam z ironią, ignorując jego wcześniejsze pytanie.
   Uniósł wargi w bezczelnym uśmiechu i pstryknął palcami na barmana.
   - Piwo - rzucił nonszalancko, żeby zaraz wrócić spojrzeniem do mnie. - Pomyślę o tym. Ah, te licealistki - mruknął, unosząc dłonie w prześmiewczym geście.
   Uraczyłam go sztucznym uśmiechem.
   - No tak, twój poziom umysłowy - stwierdziłam, kiwając pobłażliwie głową. - Tylko uważaj. Ponoć pedofilia jest karana.
   Pochylił się nade mną bez skrępowania i parsknął.
   - Wtedy znajdę sobie dobrego adwokata - mruknął zaczepnie. - Znasz jakiegoś?
   Przymknęłam powieki, jako, iż ta dyskusja powoli zaczynała mnie irytować. Gdzie polazła ta cholerna Ino?
   - Żadnego, który chciałby cię reprezentować - odpyskowałam, powracając do sączenia swojego drinka.
   Westchnął ze zrezygnowaniem. Czego on jeszcze ode mnie chciał? Wydawało mi się, że wczorajszego wieczora wyraziłam się dostatecznie jasno. Zresztą, zrozumienie Sasuke było kompletnie niemożliwe. Ilekroć próbowałam to robić, wychodziłam na tym koszmarnie. Przykładowo teraz - sam robił wszystko, bym dała mu spokój, a gdy wreszcie to zrobiłam, nadal coś mu nie pasowało. I mówią, że to kobiety są skomplikowane.
   - Nie traktuj mnie tak. Cierpię - teatralnie położył dłoń na sercu, a zaraz potem parsknął śmiechem. Byłam pewna, że żyłka na moim czole niebezpiecznie zadrgała. - Jesteś strasznie przewidywalna, prostaczko.
   Miło. Zanim jednak skomentowałam jego słowa w jakikolwiek sposób, dostrzegłam, że wyciąga z kieszeni paczkę papierosów. Uniosłam brew, zdając sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widziałam go z fajką w ustach. Nie miałam pojęcia, że pali.
   Wyciągnął opakowanie w moją stronę, na co tylko prychnęłam.
   - Bawisz się w to gówno? - rzuciłam, podpierając przedramiona na blacie przed sobą. Przy okazji posłałam mu także pogardliwe spojrzenie. - Gratuluję. Osiągnąłeś szczyt debilizmu.
   Uniósł brew i nie zważając na moje słowa, włożył papierosa do ust.
   - Dotąd bawiłem się w nie bardzo rzadko - odpowiedział, używając zapalniczki i podpalając peta. Złapał go dwoma palcami, głęboko się zaciągnął, a zaraz potem chuchnął mi dymem prosto w twarz. - Ale skoro tak bardzo to aprobujesz, to zwiększę częstotliwość.
   Zacisnęłam dłoń na materiale spodni i z wielkim trudem powstrzymałam się od tego, żeby go uderzyć. Potrafił wyprowadzić mnie z równowagi jak nikt inny. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, jaki ma w tym wszystkim cel. Niepotrzebnie w ogóle dałam sprowokować się do rozmowy. Gdy tylko to sobie uświadomiłam, wzięłam głęboki wdech i przeniosłam spojrzenie na jakiś punkt przed sobą.
   - Czego w słowach ,,nasze kontakty ograniczają się teraz do sprawy Itachiego", nie zrozumiałeś? - zapytałam przez zaciśnięte zęby.
   Prychnął pod nosem, a potem po raz kolejny zaciągnął się nikotyną.
   - Ty to powiedziałaś - zauważył, wiercąc mi spojrzeniem dziurę w profilu. - Kto mówił, że się zgadzam?
   Zadrżałam. Nie zgadza się? Czy to nie do tego dążył od samego początku? Robił wszystko, żeby pokazać, jak bardzo ma mnie gdzieś, a gdy w końcu mu odpuściłam - pojawia się obok i mówi, że się na to nie zgadza? Sasuke nie był tylko skomplikowany. On autentycznie musiał mieć coś z łbem.
   - Czy ty... - zaczęłam, przenosząc na niego wzrok i przygryzając delikatnie wargę. - Uderzyłeś się ostatnio w głowę?
   Ku mojemu zaskoczeniu, natarczywie przyglądał się moim ustom.
   - Nie rób tak - upomniał. 
   Nie zrozumiałam, o czym mówił, dopóki nie skojarzyłam swoich czynów z tym, co się działo. Chodziło mu o przygryzanie wargi. Naprawdę? To go prowokowało? Żartował sobie ze mnie? Dostał to, czego chciał. Jeśli liczył, że to może się powtórzyć, to naprawdę był idiotą.
   - Sakura! - wrzasnęła Ino. Choć pozornie jej ton przypominał szczebiotanie, pod warstwą zewnętrzną wyczułam kilka ton rozdrażnienia. Zapewne chodziło jej o Sasuke. - Mam dla ciebie niespodziankę.
   Zerknęłam na nią i lekko przechyliłam głowę.
   - Niespodziankę?
   Kiwnęła entuzjastycznie głową.
   - Wiesz, kogo tu spotkałam? Deidarę. Wracał z kolegą z siłowni - poinformowała, puszczając w moją stronę perskie oko. - Zaproponowali podwójną randkę, a ja zgodziłam się też w twoim imieniu.
   Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 
   Jak się jednak okazało, nie musiałam robić tego od razu - Uchiha wypuścił masę dymu nikotynowego prosto na twarz Yamanaki, a w jego oczach dostrzegłam zirytowanie.
   Zniecierpliwiła się od razu.
   - Tutaj w ogóle można palić? - syknęła.
   Wzruszył ramionami, unosząc wargi w iście butnym uśmiechu.
   - Ja mogę.
   Bezczelny arogant! 
   Przez moment była zaskoczona tą reakcją - cóż, jeszcze nie znała Sasuke - jednak zaraz przybrała minę rozwścieczonego tygrysa. Stąpał po cienkim lodzie. Po tym, co mi zrobił, i tak była do niego uprzedzona. Zanim jednak moja przyjaciółka wydobyła z siebie chociaż jedno słowo, usłyszałam za plecami melodyjny, intrygujący głos.
   - Te, playboy, zbieramy się.
   Obróciłam głowę i już po chwili zrozumiałam, że był to jeden z większych błędów, jakie popełniłam. Przede mną stała przepiękna kobieta o idealnej figurze, błyszczących włosach i oczach przenikających na wskroś. Ubrana w czarną, prześwitującą w niektórych miejscach sukienkę i louboutiny przypominała gwiazdę, która przed chwilą zeszła z czerwonego dywanu. Tyle, że mnie zmartwiło coś innego. Nie jej śnieżnobiały uśmiech, nie niezwykłe oczy skryte pod długimi rzęsami, nie szczupła sylwetka i nie to, że chociaż w Rendanie nie znajdowało się teraz wielu mężczyzn, to większość i tak spoglądała w tym kierunku. Mnie zmartwiło, a wręcz wprawiło w histerię, coś innego.
   To była Aya.
   I bezsprzecznie mówiła do Sasuke.
   - Miałaś pogadać z Naruto - burknął pod nosem arogant.
   Wywróciła teatralnie oczami i podparła biodro dłonią.
   - Zrobiłam to, ale mnie wygonił. Powiedział, że go rozpraszam - wzruszyła ramionami, a zaraz potem przeniosła swoje tęczówki na mnie i Ino. Cóż za zaszczyt, że w ogóle nas zauważyła. Cóż za większy zaszczyt, że uniosła wargi w ambrozyjskim, cholernie idealnym uśmiechu. - Chwila! Różowe włosy i nieziemsko ładna blondynka? Sakura i Ino, prawda?
   O ile ja poczułam się zażenowana, tak twarz Yamanaki natychmiast się rozpromieniła. Jeśli ktoś na początku znajomości nazywał ją ,,nieziemsko ładną blondynką", mógł być pewny, że sobie zaplusował. Tym bardziej, że po porównaniu tego z określeniem ,,różowe włosy", wypadała przy mnie jak bogini.
   - Tak, Yamanaka Ino - odpowiedziała uradowana. - A ty to?
   Wzniosłam oczy do sufitu.
   - Nie sądzisz, że najpierw powinnaś się przedstawić?
   Chyba była zaskoczona tym, że zwróciłam się do niej w taki sposób. Czyżbym była pierwszą osobą, na której jej ,,niesamowity urok" nie zrobił oszałamiającego wrażenia? Jak przykro! Jej mina bardzo szybko z zadowolonej zmieniła się w rozeźloną.
   - Sądzę, że będę robiła to, na co mam ochotę - odwarknęła.
   Zaśmiałam się gardłowo i jednym haustem pozbyłam się całej reszty alkoholu ze swojej szklanki. Nawet nie zerknęłam w stronę Uchihy, obrażona na śmierć.
   - Tak cię nauczyli tam skąd przyszłaś?
   Już wcześniej rozpoczęłyśmy walkę na spojrzenia, ale dopiero teraz obie wyglądałyśmy tak, jakbyśmy chciały się pozabijać. Ino spoglądała to na mnie, to na nią i tak w kółko, najwidoczniej wyczuwając najgorszą atmosferę wszechczasów. 
   Nie mogłam uwierzyć, że ten pilny wyjazd Sasuke to ten sam, o którym mówił mi znacznie wcześniej. Tłumaczył, że musi odwiedzić Kakashiego i wypytać go o Obito, ale oczywiście nawet słowem nie wspomniał o tym, że będzie tam Aya. Teraz wszystko zaczynało nabierać sensu - wyjechał bez słowa do Kioto, spędził tam tydzień i wrócił ze swoją byłą dziewczyną. Nawet, gdybym była największą idiotką na świecie, domyśliłabym się, co to oznacza.
   - Nie wnikam, skąd ty musisz pochodzić, skoro tak się witasz - odpowiedziała wreszcie, krzyżując ramiona pod piersiami. - Wystarczy mi sposób prezentacji i już wiem, że jesteś co najwyżej zdesperowanym, zazdrosnym zerem.
   Zacisnęłam zęby.
   - Poważnie? - roześmiałam się, taksując jej stój wzrokiem pełnym litości. - Usłyszenie, że jestem zerem od takiego kurwiszona czyni z tego słowa komplement.
   Myślałam, że rzuci się na mnie z łapskami, ale Ino bardzo szybko stanęła pomiędzy nami, wybuchając nerwowym i wymuszonym śmiechem. Kątem oka niecierpliwie zerknęła na Sasuke, który nie ruszył się nawet o milimetr. Oderwałam wzrok od jego eks i ponownie wbiłam go w blat baru. Wściekłość? Nazwanie tego, co właśnie działo się w moim ciele wściekłością, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Krew dosłownie we mnie wrzała. Chciałam zabić zarówno tę lampucerę, jak i Uchihę. Wzór cnót, proszę państwa! Zostawiła mężczyznę wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebował, oznajmiając, że kocha jego brata. Co więcej - zamiast pomóc mu ratować tego brata, uciekła. Pieprzona hipokrytka. Jak śmiała kogokolwiek oceniać? Zaczęłam tak natarczywie tłuc paznokciami w blat, że farba zaczęła z niego schodzić.
   Arogant niespodziewanie złapał moją dłoń, ale odepchnęłam go z impetem i posłałam spojrzenie tak przepełnione nienawiścią, że się przeraził. Nawet on musiał wiedzieć, że tym razem przekroczył granice i żadne słowa na nic się nie zdadzą.
   - Przepraszam, Sakura nie czuje się dzisiaj zbyt dobrze - oznajmiła Ino, szczerząc się jak koń. - Jak ty się nazywasz?
   Zawahała się, jednak ostatecznie skapitulowała.
   - Aya. Aya Ashida - odpowiedziała. Poczułam głęboką satysfakcję, gdy przez setną sekundy dojrzałam w tęczówkach Yamanaki frustrację. Może teraz mogłaby przestać tak nas uspokajać? - Jeśli tak zachowuje się wtedy, gdy nie czuje się najlepiej, to co robi, gdy czuje się źle? Sięga po pistolet?
   Jeśli miałabym strzelać do niej, to bardzo chętnie.
   - Zamiast dumać nade mną, lepiej obciągnij sukienkę - poleciłam, podpierając podbródek na dłoni. - Albo coś innego, bo sprawiasz wrażenie osoby, która to lubi.
   Ino zgromiła mnie spojrzeniem, przez co nie zdążyła zatrzymać rozwścieczonej Ashidy. Kobieta już kierowała się w moją stronę z zamiarem rozpoczęcia bójki, a ja - coby pokazać jej swoją chęć wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu - wstałam. Zanim jednak doszło do rękoczynów, arogant postanowił wrócić do świata żywych i objąć swoją, byłą-nową dziewczynę od tyłu w talii, ażeby uniemożliwić jej dostanie się do mnie. Szkoda, że tylko bardziej mnie to zirytowało. 
   - Przeszkadzamy?
   Przeniosłam spojrzenie na mężczynę, który przed chwilą się do nas odezwał. Był nim wysoki, przystojny blondyn w koszulce bez rękawów i ze sportową torbą przewieszoną przez ramię. Znacznie bardziej zainteresował mnie jednak jego towarzysz - tylko odrobinę niższy, ale jeszcze przystojniejszy mężczyzna z plecakiem. Miał na sobie koszulkę bez rękawów i dresowe spodnie, dzięki czemu - po raz pierwszy - tak naprawdę zobaczyłam, jak niesamowitym ciałem może się szczycić. Na co dzień ukrywał je pod garniturem. 
   - Sasori? - wymamrotałam ze zdziwieniem.
   Ino odetchnęła, najwyraźniej zadowolona, że przyszli właśnie w takim momencie.
   - Mówiłam ci, że załatwiłam nam randkę - przypomniała, ruszając w kierunku Deidary. - Nie boisz się chyba małego wypadu do kina ze swoim szefem, co? - dodała prowokacyjnie.
   Wiedziałam, po co to robi. Chciała, żebym poszła nie tylko dlatego, żeby przyjemnie spędzić wieczór. Szczwany lis doradzał mi, bym zgodziła się na to na oczach Uchihy. I chociaż za żadną cenę nie zamierzałam wykorzystywać Sasoriego, to i tak zamierzałam się zgodzić. Po części ze względu na Ayę, ale znacznie bardziej przez to, jakie wrażenie zrobił na mnie Akasuna w tym stroju.
   Zerknęłam przelotnie na aroganta, który wyglądał tak, jakby miał ochotę kogoś zabić. Nawet intensywnie wpatrywał się w jedną osobę. Myślał, że jestem jego zabawką? Niedoczekanie.
   - Zamierzasz umówić się ze swoją własną pracownicą? - rzuciłam łobuzersko w jego stronę. - Już ci mówiłam, że to nieprzyzwoite.
   Chociaż początkowo próbował zrozumieć, co działo się tutaj przed ich przybyciem, to teraz już całkowicie skupił uwagę na mnie. Uniósł wargi w szelmowskim uśmiechu i luźno pokonał odległość, jaka dotychczas nas dzieliła. Absolutnie nie przejmował się pozostałą czwórką.
   - Myślisz, że mnie to obchodzi? - odpowiedział buntowniczo. - Poza tym, możemy się ukrywać. Romanse biurowe są teraz w modzie - mruknął, poruszając znacząco brwiami.
   Znowu to robił. Wydurniał się.
   - Co jeśli wszystko się wyda?
   Udał, że się zastanawia.
   - Nic. Nawet, jeśli Kato cię zaatakuje, to jesteś zbyt łagodna by się jej odpłacić - stwierdził.
   Wtedy usłyszałam znajome prychnięcie. Przeniosłam wzrok na Uchihę, który już nie trzymał Ayi. 
   - Łagodna? Sakura nie jest łagodna - stwierdził, wbijając wzrok w mojego rozmówcę, a zaraz potem konfrontując go z moim. - Nadal mam szramy na plecach, żeby to udowodnić.
   Nie.
   Nie powiedział tego.
   Po prostu nie.
   Pomimo tego, że nadal stałam pomiędzy piątką innych ludzi, poczułam się tak, jakby wciągnęła mnie jakaś czarna dziura. Dziura, którą stworzył sam arogant. Mógł zrobić wiele rzeczy - i naprawdę wiele się po nim spodziewałam - ale na pewno nie tego, że będzie starał się mnie upokorzyć. Co innego wyśmiewać mnie sam na sam, a co innego wspominać przy innych, co robię w łóżku. Jednak mimo tego, że wpatrywałam się w niego już od dłuższego czasu, wyraz jego twarzy się nie zmienił. Miał mi coś za złe?
   - Śmieszne. - Z zamysłu wyrwał mnie Sasori, toteż wróciłam spojrzeniem do niego. Przez chwilę miał przymknięte powieki, ale zaraz je uniósł i obdarzył mnie cudownym uśmiechem. - Zostaw te dowody dla siebie, Sasuke. Będziesz miał jakąś pamiątkę - burknął z ironią.
   I chociaż już same jego słowa zszokowały mnie tak bardzo, że moje serce niemal się zatrzymało, Akasuna na tym nie poprzestał. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie.
   - Saso... - zaczęłam. 
   - Ino, Deidara, lecimy - oznajmił, ciągnąc mnie w kierunku wyjścia.
   Ostatnią rzeczą, którą zanotowałam, była zapełniona bezwzględną i przerażającą wściekłością twarz aroganta. Chociaż napawało mnie to lękiem, byłam skłonna stwierdzić, że bez wahania zabiłby teraz mojego szefa.


***

      Skończyło się na tym, że obejrzeliśmy Hobbita. Ino co prawda usilnie naciskała na to, żebyśmy zdecydowali się na jakiś romans, ale tym razem zawiodła nawet jej siła perswazji. Ja wolałam iść na film, na którym nie widziałabym wokół siebie kilkunastu miziających się par, z kolei Deidara i Sasori - jak to faceci - gdy tylko zobaczyli, że trzecia część filmu na podstawie powieści Tolkiena już wyszła, przestałyśmy mieć cokolwiek do gadania.
   Nie, żebym narzekała. Dzieło skutecznie odciągnęło moją uwagę od tego, co stało się w Rendanie. Dzięki temu, że skupiłam się na fabule i niezwykłym tle przyrodniczym, nie myślałam ani o arogancie, ani tym bardziej o tej jego słodkiej idiotce. Niemniej, podświadomie musiałam się o to zamartwiać, bo wtrąbiłam dwa duże, karmelowe popcorny i kubek pepsi. No dobra, swój i trochę Sasoriego. Później moje poczynania przyniosły konsekwencje, za które dostałam potężną reprymendę od Yamanaki. Zaraz po tym, jak film się skończył, spędziliśmy w kinie jeszcze z piętnaście minut, bo czekałam w kolejce do łazienki.
   Jakiś czas potem wylądowaliśmy w kawiarni. Osobiście proponowałam, żebyśmy odwiedzili jakiś bar, ale Ino makabrycznie mnie za to zrugała. Stwierdziła, że chyba padło mi na mózg, jeśli z powodu jakiejś pyskatej panienki mam zamiar upić się w niedzielny wieczór, tym bardzej, że o ósmej miałam rozpocząć pracę. Przyjęłam to kazanie z pokorą, aczkolwiek nawet przez chwilę nie chodziło mi o Ayę. Bar był po prostu pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi na myśl.
   Obecnie kończyłam pić kawę, która faktycznie trochę mnie rozgrzała. Kiedy szliśmy ulicą w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego lokalu, Sasori powiedział, że wyglądam jak śmierć na chorągwi. Moja przyjaciółka tradycyjnie wzięła te słowa do siebie i wciągnęła nas do pierwszej kawiarni, jaką napotkaliśmy. Nie, żebym narzekała. Chciała postawić mi kawę, ale wtedy nasi towarzysze zaoferowali, że zapłacą za nas.
   A proszę bardzo.
   - Więc pracujesz u Sasoriego? - zapytał ponownie Deidara, wpychając sobie do ust ostatni kawałek ciasta. - Byłem trochę zaskoczony, kiedy Ino nas zobaczyła i wiedziała, kim jest - przyznał.
   Kiwnęłam głową, zerkając na szefa Hittori, który siedział tuż obok mnie.
   - Jak też nie wiedziałam, że się przyjaźnicie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
   Mało tego - gdy dowiedziałam się, że Deidara także należał do paczki, w której obracali się Akasuna i Itachi, byłam w ciężkim szoku. Tokio nie było najwyraźniej aż takie duże. Podobno, poza ich trójką, do ekipy należała także Samui, oraz dwójka nieznanych mi osób - Pain i Konan. Ten pierwszy był sierżantem w wydziale, w którym Deidara był detektywem, z kolei kobieta miała swoją własną kwiaciarnię.
   Ino westchnęła ze znudzeniem.
    - Teraz możemy być fantastyczną czwórką, co wy na to? - rzuciła z ironią, podpierając policzek na dłoni. - Ja będę niewidzialną kobietą, Sasori człowiekiem pochodnią, Deidara panem elastycznym, a Sakura... rzeczą.
   Spiorunowałam ją spojrzeniem. Dlaczego to ja zawsze otrzymywałam najgorsze określenia, bądź role? Irytujący babsztyl, pierwsze zauroczenie Naruto, ,,Różowe włosy" i teraz jeszcze to. Nie skomentowałam jednak jej słów, upijając z kubka resztę gorącego napoju.
   - Czemu jestem człowiekiem pochodnią? - zainteresował się z rozbawieniem Sasori.
   Posłałam mu litościwe spojrzenie.
   - Wolałbyś być skalnym mięśniakiem, rudzielcu? - wtrącił blondyn.
   Wzniosłam oczy do sufitu.
   - Dzięki - bąknęłam.
   Akasuna fuknął na pół lokalu.
   - To szkarłat, a nie rudy - warknął w stronę randki Ino. - Hamuj się, Drag Queen.
   Tamten już miał mu odpowiedzieć, gdy Yamanaka po raz kolejny zdecydowała się mnie skompromitować.
   - Sakura zawsze dostaje takie role. W gimnazjum, kiedy grałam Kopciuszka, ona grała macochę, a w liceum jej potencjał wzrósł jeszcze bardziej. W adaptacji Romea i Julii zagrała drzewo - rzuciła, parskając śmiechem. Czułam się tak, jakby ktoś zrzucił na mnie tonę gruzu, szczególnie, gdy mężczyźni jej zawtórowali. - To znaczy, nie zawsze było tak źle, nie? W przedszkolu zagrałaś Śnieżkę - spostrzegła.
   Miałam jej powoli dość. Poczułam na sobie świdrujące spojrzenie Akasuny, który zaraz uniósł kąciki ust w uśmiechu.
   - Zagrałaś śnieżkę?
   Blondynka początkowo zagryzała wargi, ale ostatecznie nie wytrzymała.
   - Skończyło się na tym, że zapomniała tekstu i nikt nie był w stanie jej podpowiedzieć - wypaliła. - W związku z tym, rozpłakała się i uciekła.
   Prychnęłam.
   - Takie to śmieszne? - zagaiłam, uśmiechając się łobuzersko. - Kiedy Ino miała osiem lat, to wpadła na świetny pomysł, żeby włożyć łepetynę do farby olejnej. Czarnej. Przez kilkanaście dni miała twarz w tym kolorze. Myślisz, że nie mam zdjęć?
   Rozchyliła wargi w geście niedowierzania.
   - Nie - skomentowała, uderzając dłonią w blat stołu. - Nie waż się!
   Wyprostowałam się chełpliwie i nonszalancko spojrzałam na swoje paznokcie.
   - Ze względu na to, że gdzieniegdzie pozostały jej też białe kawałki skóry, nadali jej ksywę ,,cętkowany bambus" - sprecyzowałam.
   Wydała z siebie przeciągły jęk i uderzyła głową w ramię Deidary, który - podobnie jak Sasori - śmiał się w najlepsze. Mi z kolei powróciła masa wspomnień. Podstawówka. Ja, Ino, Chouji, Shikamaru, Naruto i Kiba. Co najzabawniejsze, to właśnie ten ostatni nadał Yamanace charakterystyczne przezwisko. Z tego co zapamiętałam, od tamtej pory się nienawidzili i ten stan rzeczy trwał aż do czasów gimnazjum. W ostatniej klasie Ino zaczęła mieć problem z narkotykami i kiedy wszyscy stracili już siłę - nawet ja i Shikamaru - to Inuzuka był tym, który został z nią. Wyciągnął ją z tego bagna. Szkoda, że ostatecznie się upiła i go zdradziła. To niewątpliwie było największym błędem w jej życiu.
   Dostrzegłam, że blondyn wpatruje się w swojego przyjaciela - i prawdopodobnie już miał coś o nim mówić - gdy w całym lokalu rozległ się dźwięk starego zegara, wybijającego pełną godzinę. Zerknęłam w tamtym kierunku i uniosłam brwi.
   - Już dwudziesta pierwsza? - wypaliłam, przygryzając wargę. - Muszę się zbierać. Nie przejrzałam jeszcze papierów na jutro.
   Deidara parsknął.
   - Jestem pewien, że twój szef wyjątkowo ci odpuści - stwierdził, puszczając mi perskie oko.
   Zerknęłam porozumiewawczo na Sasoriego, który kiwnął głową. Oboje wiedzieliśmy, co by się wtedy stało.
   - On tak - przytaknęłam. - Kato nie. Bawcie się dobrze, łobuzy!
   Uniosłam wargi w sympatycznym uśmiechu i szybko zwinęłam z krzesła kurtkę, którą zaczęłam nakładać na siebie po drodze. Nim jednak w ogóle dotarłam do drzwi, Akasuna zdążył do mnie dobiec.
   - Czekaj, odwiozę cię - poinformował. Uniosłam brwi i już chciałam się przed tym wzbraniać, ale posłał mi gniewne spojrzenie. - Przecież i tak wracam, więc co za różnica?
   Westchnęłam. Niech będzie.



   Praktycznie całą drogę z kawiarni do mojego bloku przejechaliśmy w milczeniu. Trwało to co prawda góra dziesięć minut, ale i tak nie czułam się zbyt dobrze. Ilekroć kierowca próbował rozpocząć jakiś temat, ja zbywałam go półsłówkami. Najpewniej stało się tak dlatego, że przypomniałam sobie to, co stało się w klubie. Cholera. Ze wszystkich rzeczy, jakimi mogłabym się teraz przejmować, ta była niewątpliwie ostatnią. Sasuke niczego mi nie obiecywał. Sama wskoczyłam mu do łóżka, choć miałam świadomość, że jest draniem. Mogłam winić tylko siebie. 
   Kłopot w tym, że ja sama nie wiedziałam, w czym tkwi problem. Pomijając zazdrość. Nie wiedziałam, dlaczego od razu sprowokowałam Ayę do kłótni. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle pozwoliłam sobie rozmawiać z arogantem. Jednak przede wszystkim nie wiedziałam, dlaczego aż tak bardzo przejmuję się tym, że wybaczył tej wywłoce. Tak po prostu do niej wrócił. Dotąd byłabym w stanie powiedzieć o nim wiele rzeczy, ale nie to, że jest idiotą.
   Z zamyślenia wyrwałam się dopiero w chwili, w której Sasori zatrzymał auto tuż przy chodniku. Spoglądnęłam w okno i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy na miejscu. Szereg nowoczesnych, czteropiętrowych bloków, wszystkie otoczone żywopłotem, który akurat o tej porze roku nie sprawiał piorunującego wrażenia. Znajomy przystanek autobusowy, kebab pana turka i babcia-plotkara na spacerze ze swoim kundelkiem.
   Byłam w domu.
   - Powiesz mi, co się dzieje?
   Wróciłam spojrzeniem do swojego szefa i nagle zdałam sobie sprawę, że natarczywie mi się przygląda. 
   - Co? - burknęłam nierozumnie.
   Oparł głowę o siedzenie i ze zniecierpliwieniem przymknął powieki. 
   - Całkowicie odpłynęłaś - zauważył.
   Fakt. Szkoda, że nie wymyśliłam na to jakiejś wiarygodnej wymówki. Nie wiedziałam jednak, czy w ogóle chcę go okłamywać. Znałam Sasoriego od miesiąca i mimo, iż był moim szefem, złapaliśmy świetny kontakt. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że się zaprzyjaźniliśmy. Czułam się w jego towarzystwie luźno i bezpiecznie. Tyle tylko, że dopiero dzisiaj tak naprawdę spojrzałam na niego jak na mężczyznę. Ostatni raz zrobiłam to wtedy, gdy po raz pierwszy spotkałam go w Victroli. Był piekielnie przystojnym facetem. Wysoki, świetnie zbudowany, o kocim spojrzeniu i przyjemnym uśmiechu. Jakby zalet zewnętrznych nie wystarczyło, mógł też szczycić się magicznymi cechami charakteru: był zabawny, bystry, lojalny, pyskaty i nigdy się nie poddawał. No i jego rzęsy...
   Nie. Stop. Przede wszystkim był moim szefem i nie mogłam myśleć o nim w taki sposób. Cholera, czy swoich szefów nie powinno się nienawidzić?
   - Sakura? - wznowił temat, zerkając na mnie kątem oka. - Co jest między tobą, a Sasuke?
   Zadrżałam. Dlaczego cokolwiek miałoby między nami być? Przecież nie obnosiliśmy się... no dobrze. Zbyt dyskretni też nie byliśmy. Pomijając przedstawienie, jakie urządził arogant, gdy Sasori był u mnie w domu, to dzisiejszy tekst Uchihy w Rendanie także pozostawiał wiele do życzenia.
   Nie było sensu kręcić.
   - Nie wiem - przyznałam posępnie, opierając czoło o szybę. - Czasami wydaje mi się, że jest intrygujący, ale znacznie częściej go nienawidzę.
   Zagwizdał pod nosem.
   - Nienawiść to mocne słowo - spostrzegł.
   Potaknęłam.
   - Wiem.
   Chyba zrozumiał. Przez dłuższą chwilę panowało między nami zagadkowe napięcie.
   - Czemu on? - żachnął się nagle, nie ukrywając zbulwersowania. Natychmiast przeniosłam na niego swój wzrok. - Jesteś kobietą, która powinna dostać wszystko, co najlepsze. Czemu chcesz użerać się z typem, który wcale na ciebie nie zasługuje?
   Delikatnie rozchyliłam wargi, kompletnie nie spodziewając się takiego wybuchu z jego strony. Sasori... się tym przejmował? Dlaczego? 
   Musiała minąć długa chwila, zanim do tego doszłam. Połączyłam te słowa ze wszystkim, co przede mną odstawiał. Często wydurniał się na temat tego, że moglibyśmy być parą, ale - no właśnie - zawsze brałam to za zwykły żart. Chociaż, gdyby skupić się na tym bardziej, może tylko to sobie wmawiałam? Widziałam, że jest wobec mnie nadzwyczajnie opiekuńczy, zawsze mi pomaga i znajduje różne preteksty, by znajdować się blisko. Problem w tym, że to ja nie chciałam go dopuścić.
   Byłam zbyt zapatrzona w kogoś, kto miał mnie gdzieś.
   - Kto powiedział, że chcę to robić?
   Zwyczajnie nie mogłam nic poradzić na to, co do niego czułam. 
   Wodził tęczówkami w kolorze mlecznej czekolady po mojej twarzy, doszukując się - najwidoczniej - jakichś oznak smutku bądź niepewności. Nie udało mu się nic znaleźć. W pewnym momencie przysunął dłoń do mojej twarzy i odgarnął za ucho kosmyk moich włosów.
   - Okej - odezwał się wreszcie, unosząc kącik ust ku górze. - Kwestia czasu. Zostaw to mnie - dodał zagadkowo.
   Nie wiedziałam, czy w ogóle chcę wiedzieć, co ma na myśli - ale zaraz potem uraczyłam go niewinnym całusem w policzek i opuściłam samochód.



***

   Godzina.
   Sześćdziesiąt minut.
   Trzy tysiące sześćset sekund męki, niepewności i niepohamowanej wściekłości. Obiecałem sobie, że Sasori nie pożyje zbyt długo już w chwili, w której ten pieprzony gad odważył się złapać ją za rękę. Ją. Sakurę. MOJĄ Sakurę. Ponieważ jak bardzo nie próbowałbym sobie zaprzeczać i wypierać tych uczuć, one faktycznie istniały. To dlatego nie mogłem usiedzieć w klubie i to dlatego nieomal pobiłem Konohamaru, gdy zjawił się trzy minuty po dwudziestej drugiej. Trzy minuty spóźnienia, do cholery!
   Noc po spotkaniu z Haruno była okropna. Podobnie zresztą, jak początek dnia - przynajmniej do chwili, w której Aya zabrała mnie do miejsca, które wszystko mi uświadomiło. Pokazało, że ucieczka jest najgłupszym z możliwych rozwiązań, a czas goni nieubłaganie. Zaciągnęła mnie na grób moich rodziców. 
   Właśnie o tym chciałem porozmawiać z potworą w Rendanie. Może nadal nie zmieniłem swoich poglądów i nie zamierzałem się złamać, ale ona miała prawo wiedzieć, dlaczego to robię. Nie mogła żyć w kłamstwie i sądzić, że jej nienawidzę. Nie mogłem pozwolić na to, by takie głupoty w ogóle przychodziły jej do głowy. Szkoda, że zanim w ogóle zacząłem temat, rozpoczęła się cała ta szopka.
   Nigdy nie widziałem prostaczki w takim amoku.
   Byłem pewny, że najchętniej rzuciłaby się na Ayę z pazurami. I chociaż nie miałem wątpliwości, że była to czysta zazdrość, wcale nie sprawiała mi ona uciechy. Nawet miałem od razu ją o wszystkim powiadomić, ale wtedy pojawił się ten kundel. Śmieć. Czy fakt, że się do niej zbliżał świadczył o jego odwadze, czy raczej głupocie? Wyraźnie dałem mu do zrozumienia, że Sakura jest zajęta. Tyle, że nie wziął tego do siebie. Dzisiaj autentycznie rzucił mi wyzwanie, a ja miałem zamiar je przyjąć.
   Niewiedza rozrywała moje komórki. Od kiedy tylko Haruno opuściła z nim klub, zastanawiałem się nad tym, co robią. Aż do momentu, w którym godzinę temu dostrzegłem jego samochód, kierujący się w stronę jej bloku. Dlatego teraz tam biegłem. Po to, by przyjąć wyzwanie i dołączyć do Itachiego za kratkami.
   Zatrzymałem się pod drzwiami kobiet i bez najmniejszego zawahania zacząłem w nie walić. Bez przerwy. Tak mocno, iż przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz wypadną z zawiasów. Nie przejmowałem się ani sąsiadami, ani ciszą nocną. Miałem tylko jeden cel.
   Sasoriego.
   - No idę, cholera! - wrzasnęła z rozdrażnieniem prostaczka, a moje ciało po raz kolejny przeszedł gwałtowny dreszcz. Otworzyła drzwi i pierwszą rzeczą, jaka pojawiła się na jej twarzy, był szok. - Wyjazd - warknęła.
   Chciałaby.
   Bezceremonialnie wparowałem do domu, wymijając ją w drzwiach. Przez sekundę poczułem cień ulgi, że była ubrana w to samo. Potem bez skrępowania ruszyłem na przeszukania.
   - Gdzie on jest? - wrzasnąłem, uderzając w ścianę. Jej pokój był pusty. - W łazience?
   Patrzyła na mnie tak, jakbym kompletnie postradał zmysły. I dobrze. Może postradałem? Z impetem wtargnąłem do łazienki, dostrzegając, że również jest pusta. To samo, jeśli chodziło o pokój jej współlokatorki. Gdy wreszcie, rozeźlony do granic, wróciłem do salonu, zauważyłem, że zdążyła zatrzasnąć drzwi. Skrzyżowała ramiona pod piersiami i wpatrywała się we mnie gniewnie.
   - Świr - skwitowała.
   Zacisnąłem dłonie w pięści i prychnąłem donośnie.
   - Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia. Gdzie jest twój szef? - ponowiłem pytanie, kierując się w jej stronę. - Skończył robotę i się zmył? Nieładnie - dodałem cynicznie.
   Uniosła brwi, kompletnie zaskoczona moimi słowami. Przez chwilę próbowała je przyswoić, a zaraz potem jej mina zmieniła się dość drastycznie - wyglądała tak, jaby chciała obić mi pysk.
   - Co cię obchodzi to, gdzie jest Sasori? - odwarknęła w końcu, jednocześnie wbijając mnie w ziemię. Nie zaprzeczyła. - Zajmij się swoją dziewczyną.
   Jaką dziewczyną?
   Zresztą, nieważne!
   - Dotknął cię? - wymamrotałem, choć dotąd nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Moje oczy błądziły po jej twarzy, doszukując się tam jakiejkolwiek odpowiedzi. - Kurwa, dotknął cię?
   Uniosła wargi w pogardliwym uśmiechu.
   - Nawet jeśli, to co? - zapytała niewinnie, przygryzając delikatnie wargę. - To nie twoja sprawa.
   Zamarłem. Na sekundę straciłem czucie we wszystkich kończynach. On... on położył na niej swoje łapska? Na Sakurze? Na mojej prostaczce? Przygryzała wargę w ten sposób wtedy, gdy była tylko z nim? Czy on... krew przestała dopływać mi do mózgu. 
   Parsknąłem, dostrzegając na jej twarzy przestrach.
   - Chcesz wiedzieć co? Jestem pieprzonym egoistą i się nie zmienię - wysyczałem, unosząc wargi w cynicznym uśmiechu. - Zabiję go.
   Tym razem mówiłem całkiem poważnie. Z marszu skierowałem się w stronę drzwi z zamiarem udania się do domu Akasuny i skręcenia mu tego czerwonego łba.
   - Co proszę? Sasuke! - nawoływała, ale się nie wycofałem. Problem w tym, że mnie dogoniła i stanęła przed drzwiami, żeby oskarżycielsko tyknąć mnie palcem w klatkę piersiową. - Nie, dupku. Tym razem nie uciekniesz. Najpierw porozmawiamy.
   Prychnąłem po raz kolejny, konfrontując się z nią na żądne mordu spojrzenia.
   - Nie zamierzam z tobą gadać - syknąłem, chwytając jej nadgarstek i zatrzymując dłoń, którą dotąd mnie dotykała. Magiczny dreszcz ponownie przeszedł przez moje ciało. - Przesuń się, albo cię zmuszę.
   Pokręciła z niedowierzaniem głową, a zaraz potem wyrwała rękę z mojego uścisku. Zacisnęła palce u rąk tak mocno, że pobielały jej kłykcie.
   - Co zrobisz? - rzuciła z rozbawieniem, zmniejszając odległość między nami. - Uderzysz mnie? - dodała prowokacyjnie.
   Wiedziała, że nigdy bym tego nie zrobił i tylko wykorzystywała ten fakt. Zakląłem w myślach, na moment gubiąc się w jej zielonych oczach. Jak mogła mi to zrobić?
   - I co, Sakura? Masz teraz porównanie? - zapytałem melodyjnie, unosząc wargi w kolejnym, złośliwym uśmieszku. - Wiesz, który jest lepszy w łóżku, żmijo?
   Uniosła brwi tak wysoko, że niemal zniknęły w jej włosach, a potem zrobiła coś, co kompletnie mnie zszokowało - odepchnęła mnie od siebie. Ze szczerą nienawiścią w oczach.
   - Spieprzaj do swojej dziewczyny, ty parszywy hipokryto - wrzasnęła, czerwieniąc się z nerwów. - Wyjazd się udał? Dostarczył sporo wrażeń?
   Zacząłem dyszeć ze złości. Przez chwilę nawet nie mogłem pojąć znaczenia jej słów. Brzmiały tak absurdalnie, że niemalże złapałem się za głowę, jak to jeszcze niedawno zrobił Kakashi.
   - Myślisz, że pojechałem tam dla Ayi?
   - Myślę, że się cieszysz, że ją tam spotkałeś!
   Wzniosłem oczy do sufitu.
   - Wiesz co? - odparłem ze zniecierpliwieniem. - Nie przespałem się z nią, ale chyba to zrobię. Jest seksowniejsza, bystrzejsza i przede wszystkim, znacznie normalniejsza niż ty! - ryknąłem.
   Ruszyła w moim kierunku niczym rozwścieczony byk i zatrzymała się dopiero jakieś kilka centymetrów naprzeciwko. Wspięła się na palce i przez moment tak intensywnie drażniła moją skórę oddechem, że straciłem zmysły. Była piękna. Jej oczy, skóra, nawet pieprzone i nielogiczne pyskówki. 
   - Czyżby? To leć! - zaproponowała, parskając histerycznym śmiechem. - Między mną i Sasorim też nic nie było, ale specjalnie dla ciebie to zmienię. Teraz.
   Nim zdążyłem mrugnąć, zaczęła kierować się w stronę drzwi. Nie przespała się z nim. Nie zrobiła tego. Nadal byłem jedynym, który jej dotknął i nie zamierzałem pozwolić, by to się kiedykolwiek zmieniło. Dogoniłem ją w sekundę, złapałem za nadgarstek i przyciągnąłem bliżej siebie, żeby złączyć nasze usta w najbardziej płomiennym pocałunku, jaki kiedykolwiek przeżyłem.
   Odwzajemniła go, zarzucając ramiona na mój kark.
   Nie bawiąc się w żadne gierki, zjechałem dłońmi z jej talii znacznie niżej, żeby zaraz zacisnąć palce na pośladkach kobiety. Uniosłem ją do góry i pozwoliłem, żeby objęła mnie nogami w pasie. Nawet nie wiedziałem, gdzie idę - to nie było istotne. Wyszło na to, że kilka sekund później brutalnie usadziłem ją na blacie baru i zjechałem ustami niżej, obdarzając namiętnymi pocałunkami jej szyję. W tym samym czasie Sakura zręcznie pozbyła się mojej koszulki. 
   Była najbardziej irracjonalnym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek spotkałem. Pragnąłem jej dotykać. Pragnąłem ją całować. Pomimo tego, jak bardzo potrafiła mnie zirytować, chciałem być blisko niej cały czas. Ilekroć wydawałem sobie rozkazy, nie byłem w stanie ich spełnić. Na przykład teraz - pożądanie było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Wodziła dłońmi po moim torsie, żeby zaraz zjechać nimi niżej, do mojego paska. Rozpięła go tak zręcznie, że już miałem rzucić jakąś celną uwagę, ale zamknęła mi usta pocałunkiem. I od tej chwili już absolutnie nie miałem kontroli nad tym, że moje ręce wodziły po całym jej ciele.
   Tak. Sakura jest moja.
 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i macie :D Mówiłam, że teraz będą w miarę regularne, chyba powrócę do dodawania w piątki, hmm...

W każdym razie - sama za nimi (SS) powoli nie nadążam, hehe ;> 

Plus, kochani, dziękuję za komentarze <3 Nie wiecie, ile każdy z osobna dla mnie znaczy i jakiego dają kopa <3 Buziaki i miłej środy! 

 
 

20 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, zwłaszcza koniec ^^ widać że miedzy Sasuke i Sakura jest miłość. mam nadzieje ze twoje kolejne rozdziały będą takie jak ten i poprzednie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez cały czas miałam banana na twarzy a pod koniec to nawet łezka (nie wiem czego ) mi z oka poleciała. Gdy skończyłam tamten rozdział zaczęłam sobie wyobrażać co dalej i nawet trochę trafiłam. Wspaniały rozdział jak jego była się pojawiła to było tylko: ,,A ta żmija co tu robi". KOCHAM, KOCHAM I JESZCZE RAZ KOCHAM jak Sasek jest tak zazdrosny, nie wiem czemu, ale uwielbiam jego zazdrość i chciałabym zobaczyć więcej pojedynków z Sasorim. Co do tej małej wojny Saku i tej jędzy to normalnie cały czas miałam ogniki w oczach. Dziękuje, za tak szybkie dodawanie rozdziałów i czekam. STOP nie czekam ja po prostu umieram z wyczekiwania ich. Ta dwójka jest jak ogień i woda, ale i tak mimo wszystko potrzebują siebie bu ugasić uczucie w środku. Bez ładu i składu, ale jest. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurwa, co tu się stało... Właśnie przeczytałam i jestem pod wrażeniem. Wooow, serio. Ten rozdział jest, jak na razie, moim najulubieńszym xD
    Dobra od początku. Sasuke zaskoczył mnie tym wyznaniem. Dodatkowo podzielił się tym z Ayą. Nie rozumiem dlaczego nadal jej ufa.
    Akcja w klubie <333 Kocham, uwielbiam i podziwiam. Sasori ma u mnie ogromnego plusa, za to co powiedział Saskowi, jak wyjechał z tymi plecami. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że Sakura potrafi być taka agresywna ;3
    I ta kłótnia SasuSaku na końcu. Cuuudooo. Serio, kocham ten rozdział i nie mogę doczekać się następnego.
    Dużo, dużo weny i jeszcze więcej czasu <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny, więc skomentuję, ot co! Matko BoskO, coś pięknego! Od teraz, od tego rozdziału zmieniam mojego ulubionego bloga o SS na Twojego. Masz mistrzowskie poczucie humoru, te sceny w kawiarni miażdzą :D śmiałam się dość głośno, stąd podejrzenia mojego M, o moją niepoczytalność, no bo halo, śmieję się do telefonu. Ale TEN moment 'Godzina.......'... No cóż, ciary były, wstrzymywanie oddechu, autentycznie. Poczułam się jak na początku swojego związku, kiedy to z moim-już-teraz-mężem, byliśmy o siebie tak zazdrośni, kłotnie podbne, zakończenia również.. Ach, chyba dlatego tak mnie zauroczyło to opowiadanie. Jest proste, lekkie, a przede wszystkim życiowe. Dziewczyno gratuluję talentu! Mimo że nie komentuję to czytam i czekam na dalsze części :* no nic, idę jeszcze raz przeczytać. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobieto, to jest GE NIAL NE!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No normalnie jesteś boska! ;) Najlepszy rozdział na całym blogu, ta zazdrość Sasuke *-* Sakura w tym barze była zimną suka, ale kocham ją za to <3 Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, buziaki ;*
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Skonczylam poplakalam sie ze szczescia, umieram z wyczekiwania na nexta, pogodzili sie i ta zazdrosc Sasuke, ze az chcial zabic Sasoriego ale koncowka genialna. Okresle to jednym slowem epickie. I ta wojna pomiedzy Sakura i Aia zmija jedna

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam już od dawna, ale komentuję pierwszy raz ;)
    Nigdy nie lubiłam opowiadań SS, bo wręcz niecierpię Sakury i szczerze mówiąc to za te wzięłam się tylko dlatego, że już nie miałam co czytać, ale niesamowicie się cieszę, że to zrobiłam, bo kurcze... CUDOWNE JEST NOOO ;3
    Jest po pierwszej w nocy i prawde mówiąc nie chce mi sie już pisać wszystkiego co sądzę o tym opowiadaniu, więc powiem tylko, że ten rozdział pobił wszystkie na głowę. Uwielbiam go normalnie <3 Mimo że było niby poważnie, to w moim odczuciu wyszła ci z tego niezla komedia, ale oczywiście w jak najlepszym znaczeniu. Uśmiałam się niesamowicie z sytuacji w Rendanie i mieszkaniu Sakury :')))
    Btw. to jedyne opowiadanie, w którym lubię tą różowowłosą płaczkę. Za to postać Ayi na razie w ogóle do mnie nie przemawia, a zazwyszaj lubię podobne charaktery ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tyle emocji naraz, moje ciało i mój mózg tego nie pojmują, poważnie. Tak dużo się stało w tym rozdziale, doznałam tylu wrażeń, masakra :D
    Pierw sprawa pomiędzy Ayą i Sakurą... Nie no myślałam, że zaraz się tam pobiją! xD To normalne, że Saku nie przepada za nią, w końcu zraniła Sasuke w tak bezczelny sposób, po czym uciekła, a teraz nagle po tych wszystkich wydarzeniach wparowuje razem z nim do baru.
    Po tym nagle przyszedł Sasori - piekielnie przystojny szef Sakury. Początek wątku miedzy nim, a Sakurą, wydawał się, jakby byli kochankami od dłuższego czasu. Sasuke pewnie tak pomyślał i dlatego w nim aż tyle złości :D
    No i na samym końcu szefunio odwiózł Sakurcie do domu. Jednak zastanawia mnie, co znaczyły jego słowa na sam koniec. Czyżby podkochiwał się w swojej pracownicy, a jego zamiarem była nie mila konfrontacja z Sasuke? Dzieje się, dzieje :D
    Końcówka według mnie najlepsza. Wparował jej po prostu do domu, wypowiedzieli sobie kilka nie miłych słów, a na końcu... Wielkie baaaam! Cudowne! Ciekawi mnie, jak będzie wyglądało ich nastawienie, gdy (prawdopodobnie) obudza się obok siebie xD
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam! :)

    P.S u mnie news :) freedom-is-paradise.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, że Sasek znowu zwieje xDDD
      ~Yuki

      Usuń
  10. SS może oznaczać sasusaku Ale sasosaku też xd seks na zgodę tak bardzo a Sasori wielki plus; D

    OdpowiedzUsuń
  11. O matulu, dziewczyno! Ty wiesz jak zadowolić czytelników, Ty wiesz jak mnie zadowolić! <3

    Oesu, to jedno z najzajebistszych opowiadań jakie dane mi było czytać. <3333 Jaram się opornie każdym rozdziałem. ;3

    Kurcze, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, w końcu Sakura miała ograniczać kontakty z Sasuke jedynie do sprawy Itachiego, a tu proszę... Ta kłótnia w barze z Ayą wymiatała, aczkolwiek nie mam nic do Ayi, to Sakura w tym starciu wymiatała. <3 No i doliczmy do tego pojawienie się Deia i Sasoriego, który porwał potworę. <3 Lubię SasuSaku, ale wizja SasoSaku tutaj nie jest aż taka zła, zwłaszcza, że Sasori jest taki fajny. <3 Już miałam nadzieję na jakiś pocałunek, a tu tylko buziak w policzek, buuuuuuu... (Y)
    Ale nic, dosłownie nic, nie jest w stanie się mierzyć z opętaniem Sasuke, kiedy wpadł zazdrosny do mieszkania Haruno, umarłam na całej linii. To było zajebiste. I jeszcze ich kłótnia, i groźby Saska, i te jego myśli, że Sakura jest JEGO. UMARŁAM. <333333
    No, i końcowa scena, która jest wisienką na torcie. Byleby Sasuke znowu nie porzucił różowej potwory, bo nie wytrzymam... ;---------;
    20% nexta, umieram ze szczęścia. <3

    Oesu, ile serduszek w jednym komentarzu, ile miłości. Wybacz. Zbyt się tym jaram. XD

    Pozdrawiam i weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. GENIALNEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
    CHCE WIECEJ <3 :o
    bosko piszesz serio :D Życzę Weny ;) oraz szybkiego opublikowania 15 :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Bad! Wciągnęłaś mnie w świat Sasuke i Sakury na tyle, że nie dałam za wygraną, dopóki nie zaznajomiłam się z ich historią do ostatniej deski... w skutek czego poszłam spać przed szóstą rano, a budząc się o dziesiątej, wyglądałam jak nieszczęść siedem. Co ty ze mną robisz?
    Nie będę lamentować na temat fabuły - zrobiły to moje poprzedniczki/poprzednicy. :)
    Ale chętnie ci posłodzę! <3 Jestes genialna, niesamowita, nieprzewidywalna... Z jedną skazą: dlaczego jeszcze nie ma piętnastki?! :(
    Nie męczę cię już!
    Ale przesyłam pokłaadyyy weny!
    :) :*

    Aerix [hellheaven-ss]

    OdpowiedzUsuń
  14. Załóżmy stronę na facebooku. Fani baddiekix ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele próśb słyszałam o to, żebym założyła stronę i skoro tak wam zależy, to niebawem zakładam i wam ją podam, o <3

      Usuń
  15. 70% - 15 kocham <3 i nie mogę się doczekać. Rozdział cudny, jestem bardzo a to bardzo ciekawa jak zareaguje Aya (czy jak to się pisze ) i jak będą zachowywać się po. XD

    OdpowiedzUsuń
  16. Można wiedzieć kiedy piętnasty rozdział? Twój blog wciąga i uzależnia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Można wiedzieć kiedy piętnasty rozdział? Twój blog wciąga i uzależnia.

    OdpowiedzUsuń