piątek, 31 lipca 2015

#16 Sapporo



   Naprawdę nie spodziewałam się, że wytrwam do końca tej podróży. Po pierwsze, nie zdążyłam nawet wykąpać się po powrocie z pracy, bo Sasuke już czekał u nas w mieszkaniu. Zabrał moje bagaże i wytargał mnie stamtąd niemalże siłą, mówiąc, że mamy tylko ten weekend. Obstawiałam, że pójdziemy do jego jeepa, albo ewentualnie na pociąg, żeby szybciej dostać się do Hokkaido. Jakże się pomyliłam! Wsiedliśmy do taksówki, która zabrała nas na lotnisko. I czego się tam dowiedziałam? Tego, że lot do Sapporo zajmie nam półtorej godziny. Dokładnie, lot - ponieważ naszym środkiem transportu okazał się prywatny odrzutowiec. Co ciekawsze, owy dżet był własnością aroganta. 
   Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pomyślę, iż już niczym nie może mnie zaskoczyć.
   W każdym razie - przespałam praktycznie całą podróż. Gdy samolot wylądował, Sasuke obudził mnie bez nici empatii i jeszcze stwierdził, że nie tylko chrapię jak niedźwiedź, ale też rzucam się na wszystkie strony, przez co rozbolało go ramię. Cóż za dżentelmen! Taksówka dowiozła nas do hotelu, którym - dzięki Bogu - zajmowałam się ja, a nie pan bogacz. 
   Gdy tylko weszliśmy do okazałego lobby, zaczęłam z zachwytem rozglądać się wokół. Mieszkałam w Japonii od urodzenia, a zaledwie jeden raz odwiedziłam Sapporo. Na wycieczce w gimnazjum, na której towarzyszyli mi Naruto, Ino, Kiba, Shikamaru i Chouji. Zapamiętałam z niej głównie trzy incydenty; Inuzukę, którego Ino przyłapała na podglądaniu, w związku z czym wykorzystał sytuację i rozgadał wszystkim, że moja przyjaciółka rzekomo ma na nogach milion pryszczy, Choujiego, który włamał się w środku nocy do hotelowej kuchni i przede wszystkim mój spacer z Naruto, gdy wymknęliśmy się w środku nocy tylko po to, by pooglądać fajerwerki. Zdaje się, że wtedy w Sapporo był jakiś festiwal. Rzecz jasna, mieszkaliśmy w dużo mniej sympatycznym hotelu od tego, ale i tak wspominałam ten wyjazd bardzo dobrze.
   Nim się obejrzałam, kolejka znacznie się zmniejszyła i teraz to my staliśmy przed panią recepcjonistką, która wyczekiwała jakichkolwiek słów z naszej strony.
   - Dzień dobry - przywitała nas, unosząc wargi w szerokim uśmiechu.
   Zerknęłam z ukosa na Uchihę, który miał ją gdzieś. Ponura bestia! Zirytowałam się w duchu, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Odwzajemniłam uśmiech pracownicy hotelu.
   - Witamy - rzuciłam sympatycznie, odgarniając za ucho kosmyk włosów. - Mamy rezerwację na nazwisko Haruno - dodałam.
   Kiwnęła głową i zaczęła wodzić spojrzeniem po ekranie komputera. 
   - Faktycznie, jest - przyznała, po czym pochyliła się nad szafką z kluczykami. Wzięła jeden z nich, a zaraz potem wyciągnęła go w moją stronę. - Pokój dwuosobowy z jednym łóżkiem, numer trzysta dwa.
   Poczułam na sobie jedno z najbardziej krytycznych spojrzeń, jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć u gbura. Pff, tak, jakby faktycznie miał mi to za złe. Nie skomentowałam jednak reakcji Uchihy i zabrałam klucz od kobiety, wysilając się na jeszcze jeden uśmiech na odchodne.
   Jakieś trzydzieści sekund później oboje jechaliśmy windą, całkiem sami.
   - Jedno łóżko? Poważnie? - nawiązał, przybierając nonszalancki ton.
   Zacisnęłam dłonie w pięści i gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Spiorunowałam go wzrokiem, delikatnie przekrzywiając głowę w bok. Sprawiał wrażenie niewzruszonego.
   - Jak coś ci się nie podoba, to możesz spać na podłodze - warknęłam ostro, machając kluczykiem tuż przed jego twarzą. - Możesz też wrócić na dół i zapytać, czy mają jeszcze wolne pokoje, albo najlepiej spać na zewnątrz.
   Westchnął niecierpliwie.
   - Jesteś napaloną frustratką - skomentował.
   Już otwierałam usta, by go zrugać, gdy do winy wsiadła jakaś para z dzieckiem. Zaklęłam w duchu i odwróciłam się tyłkiem do swojego towarzysza, kryjąc, iż uraził moją dumę. 



   Nie odezwałam się do niego słowem, nawet wtedy, gdy weszliśmy do pokoju. Od razu udałam się do łazienki z zamiarem wzięcia prysznica, co uniemożliwił mi wtedy, gdy jeszcze byłam w swoim mieszkaniu. Zegar wybijał dwudziestą drugą, a ja już padałam z wycieńczenia. Gorąca woda, która właśnie obijała się o moje ciało, była niemalże zbawieniem. Sama nie wiedziałam, dlaczego jestem tak bardzo cięta na tego aroganta. Prawdę mówiąc, jego zachowanie nie różniło się specjalnie od tego, co pokazywał tradycyjnie.
   Cóż, miałam wiele powodów do frustracji.
   Jeszcze w odrzutowcu, zanim odpłynęłam do krainy Morfeusza, wyjaśnił mi, dlaczego musimy się tak śpieszyć. Nie przepadałam za Madarą, głównie od chwili, w której uznałam go za podstarzałego perwersa, ale jednocześnie nie żywiłam do niego nienawiści. Do teraz. Wszystko składało się w logiczną całość. Pozbył się konkurencji w formie Itachiego, a teraz próbował zrobić dokładnie to samo z Sasuke. Wiedziałam, że arogant zachowuje się zbyt ryzykownie, ale tłumaczenie czegokolwiek tak upartemu osłu było bezcelowe. Nie mogłam pojąć tylko jednej rzeczy - dlaczego Madara dał mu wybór, skoro mógł bez problemu się go pozbyć? Podobnie jak Sasuke, nie uwierzyłam w bajeczkę w stylu ,,to dlatego, że mi na tobie zależy". Gówno prawda. O ile byłam w stanie zrozumieć, że bał się tego, iż wydanie bratanka nadszarpnie reputację firmy, tak druga opcja była zupełnie nielogiczna. Skoro chciał pozbyć się go z firmy, dlaczego zaproponował, że - poza ustąpieniem z pozycji właściciela - Sasuke nadal będzie członkiem UC? Jaki miał w tym interes? 
   Póki co, mogłam gdybać. Wiedziałam tylko tyle, że za żadną cenę nie mogę pozwolić na to, by arogant się ugiął. Bycie współwłaścicielem Uchiha Company było nie tylko jego przeznaczeniem, jako syna założyciela - podobnie się to zresztą miało w przypadku Itachiego - ale jednocześnie jedyną możliwością trzymania pieczy nad Madarą. Gdyby przestał mieć dostęp do swojego stryja także w firmie, od razu bylibyśmy na przegranej pozycji.
   Cholera. Madara nie był jedyną sprawą, jaką przejmowałam się w tej chwili. Ilekroć próbowałam zrozumieć Sasuke, zawsze kończyło się to fiaskiem. Powątpiewałam, by on sam rozumiał swoje poczynania. Zniknął po tym, jak spędziłam z nim noc. Pojawił się w moim mieszkaniu po tym, jak byłam na randce z Sasorim, żeby go ,,zabić". Znowu stało się to, co się stało i byleby zatrzymać go przy sobie, rzuciłam tekst o braku zobowiązań. Wyglądało jednak na to, że i tym razem popełniłam błąd, bo Sasuke utrzymywał między nami nieznośny dystans. Domyślenie się, czego on w ogóle chciał, było praktycznie niemożliwe.
   Wyszłam spod prysznica, nie mając siły na to, by jeszcze umyć głowę. Obiecałam sobie, że zrobię to z samego rana i rozejrzałam się wokół za ręcznikiem. Przetarłam nim przemoczone ciało, a gdy już miałam sięgać po pidżamę, zorientowałam się, że zostawiłam ją w torbie. Byłam tak zła na gbura, że całkiem o tym zapomniałam. Zaklęłam pod nosem i zerknęłam w lustro. Nie wyglądałam najgorzej, przynajmniej jak na kobietę, która dopiero co skończyła swój roboczy tydzień. Lekki makijaż, włosy spięte w wysokiego kucyka i owinięta ręcznikiem, który ledwo sięgał ud. Nie miałam ochoty, by pokazywać mu się w takiej wersji.
   Głównie przez to, że nie potrafiłam przewidzieć jego reakcji. Chociaż, z drugiej strony... co, jeśli sama odrobinę bym go sprowokowała? Nie mogłam nikogo oszukiwać. Liczyłam na to, że ten wyjazd będzie czymś więcej, niżeli możliwością spotkania z Izuną. Krytyczne spojrzenie Sasuke nie było bezpodstawne - miał rację. Umyślnie zamówiłam pokój, w którym będzie tylko jedno łóżko. Miałam nadzieję, że wykorzystamy ten fakt w przyzwoity sposób. I nawet, jeśli nie mogłam przewidzieć, czego on dokładnie ode mnie chciał - nie zamierzałam się poddać. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
   Sasuke kucał przy jednej z szafek nocnych, odwrócony do mnie plecami. Z tego, co udało mi się dojrzeć, usilnie przegrzebywał mebel, zupełnie, jakby spodziewał się znaleźć tam złoto. Oparłam się luźno o próg i nie przestając go obserwować, westchnęłam cicho.
   Do Sharon Stone z ,,Nagiego Instynktu" było mi daleko, ale przynajmniej się starałam!
   - Przestałaś się dąsać, królewno?
   Moja brew niebezpiecznie zadrgała, ale powstrzymałam komentarz, który cisnął mi się na usta.
   - Przyszłam po coś - odparłam niewinnie.
   Prychnął pod nosem, żeby zaraz wstać i spojrzeć w moją stronę. Początkowo w jego tęczówkach dostrzegłam tylko brak cierpliwości, ale bardzo szybko jej miejsce zajęły inne uczucia. Odrobina zaskoczenia, masa pożądania i nutka irytacji. Niemniej, trafiłam w sedno - Sasuke długo nie mógł oderwać wzroku od mojego ciała, lustrując niemal każdy jego skrawek. 
   Chyba dlatego zebrałam się na odwagę. Wolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku, zachęcona tym, że się nie cofnął. Zatrzymałam się zaledwie kilka milimetrów przed nim, nie przejmując się już niczym. Po prostu wodziłam tęczówkami po jego twarzy i ciele, które - póki co - było skryte za jeansami i czarną bluzą z kapturem. Jeśli jeszcze we wtorek twierdziłam, że usycham z tęsknoty, to bardzo się myliłam. Teraz, nie mogąc go dotknąć, nie potrafiłam znieść go w pobliżu. Minęło pięć dni, od kiedy pozwoliłam sobie na swobodniejsze gesty. Pewnie dlatego wspięłam się na palce z zamiarem skradnięcia mężczyźnie pocałunku.
   Problem w tym, że w ostatniej chwili odwrócił głowę.
   - Sakura - jęknął nerwowo.
   Wywróciłam teatralnie oczami i wydymałam policzki. 
   - O co ci znowu chodzi? - burknęłam, uciekając spojrzeniem w bok. Zawstydził mnie jak cholera. - Nie mogę za tobą nadążyć.
   Wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo, a zaraz potem ponownie poczułam jego wzrok na sobie.
   - Dlaczego? - zapytał z rozdrażnieniem. - Bo nie chcę z tobą sypiać? - dodał kpiąco.
   Poczułam się jeszcze gorzej. Zacisnęłam palce na ręczniku, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Czemu się tak zachowywał? Po pierwszym razie mogłam wmawiać sobie, że to była dla niego tylko przygoda. Jednak po całym teatrzyku, jaki odstawił w przypadku Sasoriego i tym, co stało się w niedzielny wieczór, niczego już nie rozumiałam.
   Moje milczenie musiało trwać dłuższą chwilę, bo mężczyzna w końcu się poddał i usiadł na brzegu łóżka. Pieprzony arogant! Nie miał prawa bawić się mną w ten sposób. Nie miał prawa do tego, by traktować mnie jak swoją własność, której mógł używać, gdy tylko mu się tego zachciało.
   - Świetnie - warknęłam ostro, obracając się na pięcie. 
   - Poczekaj - mruknął nieco łagodniej, a moje nogi - wbrew poleceniom mózgu - zwyczajnie się zatrzymały. Zerknęłam na niego przez ramię i włożyłam w to spojrzenie tak wiele jadu, na ile tylko było mnie stać. Niestety, to, co zobaczyłam, zupełnie mnie zaskoczyło. Sasuke wyciągał w moją stronę dłoń, a jego twarz nie przypominała już oblicza drania. - Chodź tutaj - ponaglił.
   Przez sekundę biłam się z myślami, jednak ostatecznie podałam mu rękę. Powoli przyciągnął mnie do siebie i usadził tuż obok, wyraźnie nad czymś dumając.
   - Niczego nie rozumiesz - oświadczył, przeczesując włosy dłonią. Naprawdę zdawał się być zakłopotany. - Gdzie masz ubrania?
   Uniosłam brwi, ale po chwili zrozumiałam, o co pytał. Matko. Nadal miałam na sobie tylko ręcznik, a to z pewnością nie ułatwiało mu sprawy. Prawdę mówiąc, wyglądał tak, jakby resztkami sił powstrzymywał się od rzucenia się na mnie.
   - W czerwonej torbie - odparłam luźno. Dokładnie w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mieliśmy ze sobą żadnej, czerwonej torby i zaklęłam w duchu. - Tej, która została w moim pokoju.
   Spodziewałam się, że po raz kolejny się zirytuje, ale on tylko parsknął śmiechem. Szczerym, co niezmiernie mnie ucieszyło. Zaraz potem pochylił się nad swoją torbą i wyjął z niej czarną koszulkę, w której widywałam go bardzo często. Widocznie ją lubił. Wyciągnął część odzieży w moją stronę i uniósł karcąco brew.
   - Ubierz się, bo zaraz zrobię coś, czego będę żałował.
   Nie wiedziałam, czy powinnam się ucieszyć, czy raczej nabzdyczyć.
   - Więc może się nie ubiorę? - odparłam niewinnie, zabierając od niego koszulkę. - Wtedy ja dostanę to, czego chcę.
   Uchiha uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi, a zaraz potem odwrócił się do mnie plecami. Wystarczył jeden uśmiech, właśnie taki, a moje serce od razu miękło. Powinnam rzucić na niego jakąś klątwę. Zrzuciłam z siebie przemoczony materiał i włożyłam koszulkę aroganta, która była na mnie kilka razy za duża. Niemniej, zakrywała co trzeba i sięgała do połowy ud. Odwiesiłam ręcznik na kaloryfer, a chwilę potem usadowiłam się wygodnie na łóżku.
   - Już - poinformowałam. Zerknął na mnie przez ramię, toteż - jak dorosła osoba - wystawiłam mu język. - Zadowolony?
   Pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem, po czym zajął miejsce tuż obok mnie. Przestałam się wstydzić. Teraz tylko wyczekująco się w niego wpatrywałam, licząc na to, że świdrowanie go wzrokiem da jakiekolwiek pozytywne skutki. 
   Cholera, tak bardzo chciałam go dotknąć!
   - Szczerze? - zapytał, najwyraźniej nawiązując do mojego wcześniejszego pytania. - Myślę, że w tej koszulce prezentujesz się jeszcze lepiej, niż nago.
   Spaliłam soczystego buraka, a moje serce natychmiast zabiło dwukrotnie mocniej. 
   - Skończ mieszać mi w głowie - zażądałam ostatkiem sił, przesuwając dłonią po czole. - Zacznij mówić.
   Westchnął, przenosząc spojrzenie ze mnie na jakiś punkt, który nie miał większego znaczenia.
   - Jak myślisz, o co mi chodzi? - zapytał, zbijając mnie tym z pantałyku. - Dlaczego zachowuję się tak, jak się zachowuję? Tylko szczerze - rozkazał.
   Zastanowiłam się.
   - To trudne pytanie - spostrzegłam. - Ale skoro chcesz wiedzieć, to w porządku. Nie rozumiem, o co ci chodzi. Raz zachowujesz się tak, raz siak, a czasami jeszcze inaczej. Nie mogę dociec, czego ode mnie chcesz. Traktujesz mnie tak, jakbym była twoją zabawką. Jakbyś mnie nienawidził.
   - Myślisz, że cię nienawidzę? - przerwał, z nutą niedowierzania w głosie. Zaraz potem mogłam ponownie patrzeć w jego ciemne, nieodgadnione tęczówki. - Odpowiedz.
   Zawahałam się. Teraz albo nigdy.
   - Tak, czasami właśnie takie wrażenie odnoszę - przyznałam, zaciskając palce na materiale kołdry. - Zależy mi na tobie i przeraża mnie to, że im bliżej pozwalam ci wejść, tym bardziej ty się na mnie zamykasz. 
   Zacisnął usta w wąską linię i spuścił głowę. Nie zrozumiałam tej reakcji, ale tak, jak przed chwilą przyznałam - bardzo często nie mogłam pojąć, o co chodzi temu mężczyźnie. Wreszcie wziął głęboki wdech i uniósł wzrok.
   - Im bardziej mi na tobie zależy, tym bardziej próbuję się od ciebie odsunąć - oznajmił. - Im bardziej próbuję się od ciebie odsunąć, tym bardziej się do ciebie zbliżam.
   Musiałam kilka razy powtórzyć sobie te słowa w myślach, by je przyswoić.
   - Teraz to już naprawdę nie łapię - burknęłam ponuro. - Możesz jaśniej?
   - Nie nienawidzę cię, Sakura. Wręcz przeciwnie - wyznał, po omacku odnajdując moją dłoń i zaciskając na niej swoje palce. - Problem w tym, że to źle. Nie możemy być razem. Nie będziemy.
   W porządku. Uchiha Sasuke był jedynym człowiekiem, który chodził po tym świecie i w jednej sekundzie potrafił uczynić mnie najszczęśliwszą, a jednocześnie najsmutniejszą osobą na planecie. Czy ten typ w ogóle wiedział, co mówi? Czy on zdawał sobie sprawę z absurdalności swoich słów?
   - Zależy ci na mnie i dlatego nie możemy być razem?
   Kiwnął głową. Szybko jednak zdał sobie sprawę z irracjonalności tej sytuacji i odchrząknął.
   - Ściągam nieszczęścia na wszystkie osoby, które pojawiają się w moim życiu. Moi rodzice nie żyją, Itachi siedzi w więzieniu, Naruto i Kiba zaczęli chadzać na ustawki, a Aya, zamiast skończyć studia, od roku zajmuje się sprawą mojego brata - wymienił, zaciskając szczęki. - Nikogo z nich nie obchodzi to, że znajomość ze mną może być niebezpieczna. 
   - Sugerujesz, że przynosisz pecha?
   Zaprzeczył.
   - Z jakiegoś powodu jestem głównym celem Madary - sprecyzował. - On zrobi wszystko, żeby zniszczyć mi życie. I doskonale wie, że znacznie bardziej niż o siebie, martwię się o swoich bliskich. Dlatego wsadził Itachiego za kratki, dlatego nie obchodzą go Yuugo, Karin i Suigetsu, dlatego nawiązał do Kakashiego i dlatego Obito wyniósł się z kraju. Nie mogę dopuścić cię zbyt blisko, bo zrozumie, jak bardzo się liczysz.
   Powoli zaczęło do mnie dochodzić to, co miał na myśli. Nie chciał, żebym za bardzo się zbliżyła, bo się o mnie martwił. I chociaż w pewnym sensie było to cholernie słodkie, to jednocześnie wprawiało mnie w prawdziwą irytację. 
   - Potrafię sama o siebie zadbać - żachnęłam się. - Nie możesz pozwolić, żeby on cię przestraszył, Sasuke!
   Zniecierpliwił się.
   - Nie pytałem cię o zdanie. Chciałaś odpowiedzi, więc ją dostałaś. Póki sądzi, że jesteś najwyżej moją przyjaciółką, podobnie jak Naruto, Tenten, czy Shikamaru, jesteś bezpieczna. Tyle mi wystarczy - oświadczył hardo, dając mi jednocześnie do zrozumienia, że żadne sprzeciwy na nic się nie zdadzą. - Niezależnie od tego, co myślisz, mi też nie jest łatwo. Po prostu bądź grzeczna i zachowuj się przyzwoicie, dobrze?
   Prychnęłam tak donośnie, że pani recepcjonistka mogłaby mnie usłyszeć. Skrzyżowałam ramiona pod piersiami, kręcąc głową z dezaprobatą i jednocześnie piorunując go spojrzeniem. Wiedziałam, że żadne namowy nie miałyby najmniejszego sensu. Sasuke nie reagował na słowa, a co najwyżej na czyny. Najwidoczniej czekała mnie długa i wyboista droga, bo nie zamierzałam się poddać. 
   - Jeśli sądzisz, że ułatwię ci ten idiotyzm, to grubo się mylisz - poinformowałam, uśmiechając się tak słodko, jak tylko potrafiłam. Zaraz potem opadłam głową na poduszkę i wypuściłam z ust haust powietrza. - Za jakie grzechy...
   Ponownie parsknął śmiechem, przez co uniosłam brew ku górze. 
   - To, że nie jesteśmy parą, to jeszcze nie koniec świata. Zawsze możemy być przyjaciółmi. Inne dziewczyny odsyłam z kwitkiem, wiesz?
   Miałam ochotę zabić go gołymi rękami.
   - Cóż za zaszczyt - odparłam z przekąsem. - Doprawdy, czuję się wyjątkowa!
   Westchnął z rezygnacją, a zaraz potem zrobił coś, co po raz kolejny wprawiło moje ciało w drgawki. Położył się tuż obok, przytykając nos do mojego policzka i zamykając oczy. Pachniał jeszcze lepiej, niż zawsze. Poza tym, w tej pozycji wyglądał przeuroczo. Mogłam się na niego wściekać i mieć całkiem odmienne zdanie, ale było sporo rzeczy, które powinny czynić mnie szczęśliwą. Chociażby to, że on - arogant - otworzył się przede mną. 
   - Bo jesteś - wymruczał cicho.
   Choleraaaaaaaaa! Dlaczego on tak na mnie działał?!
   - Sasuke? - wypaliłam cicho, szturchając go dłonią w ramię.
   - Mhm? - wymamrotał.
   Miałam tylko nadzieję, że jeszcze nie śpi, bo zamierzałam skorzystać z jego nieposkromionej szczerości.
   - Jestem jeszcze w stanie zrozumieć to, że nie chcesz ze mną być. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego ukrywasz prawdę przed całą resztą - żachnęłam się, przeczesując włosy dłonią. - Nie ufasz im?
   Parsknął pod nosem.
   - Oczywiście, że im ufam. Po prostu nie chcę ich w to wszystko mieszać.
   Automatycznie przypomniałam sobie słowa Nejiego i jego szczerą prośbę. To nie Sasuke miał rację, tylko Hyuuga. Nie mylił się, kiedy mówił, że Uchiha jest upartym osłem, który popełnia błąd za błędem. Odpychanie przyjaciół było największym z nich. Zalecając się do tego, że przyszły narzeczony Tenten uważał, że tylko ja mogę mieć wpływ na aroganta - postanowiłam spróbować go do wszystkiego przekonać.
   - Powiedz im - chlapnęłam wreszcie, wodząc spojrzeniem po suficie. Cały czas czułam na szyi jego ciepły, miarowy oddech. - Dobrze wiesz, że nie radzisz sobie sam. Szczególnie teraz, po tym, co uknuł twój stryj. Chociaż raz pozwól sobie pomóc i wszystko im wyjaśnij, bo sam wiesz, że zawsze możesz na nich liczyć. Pomogą ci. 
   - Co niby mogą zrobić?
   Ucieszyłam się, że przynajmniej rozważa moją propozycję.
   - Może dużo, a może niewiele. Ważne jest to, że w kupie siła. Madara nie skrzywdzi nas wszystkich, nie będzie mógł kontrolować każdego z osobna - zauważyłam, kątem oka obserwując jego twarz. Była nadzwyczajnie łagodna, toteż zdecydowałam się brnąć w to dalej. - Proszę cię, Sasuke...
   Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała kompletna cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. Zagryzłam delikatnie wargę, niecierpliwie wyczekując jego odpowiedzi. To ostatnia szansa. Gdyby udało mi się przekonać go do porozmawiania z resztą, to automatycznie zrobilibyśmy krok do przodu.
   - Jeśli się zgodzę, dasz mi wreszcie spać?
   Gdy znaczenie jego słów wreszcie do mnie dotarło, wyszczerzyłam się od ucha do ucha. Dobra, w tej chwili zachwyciłam nawet samą siebie! Dałam radę, złamałam największego uparciucha w kraju! Byłam tym faktem tak uradowana, że niespodziewanie wydałam z siebie coś na kształt ,,hihihi". 
   Wtedy też arogant uniósł powiekę, chcąc najwidoczniej sprawdzić, czy wszystko w porządku.
   - Umowa stoi - odpowiedziałam wreszcie. 
   Podniósł się i odetchnął, a ja skarciłam się w duchu. Leżenie tak blisko niego było cholernie przyjemne, a możliwość usypiania u jego boku też nie należała do najgorszych wizji. Gdy jednak zauważyłam, że zwyczajnie pozbywa się swoich spodni i zostaje w samych bokserkach, także zmieniłam pozycję na siad. Przez sekundę miałam nadzieję, że może jednak zmienił zdanie także co do mnie, ale się pomyliłam. 
   Przyklęknął na łóżku i niebezpiecznie pochylił się nad moją twarzą, unosząc kąciki ust w szelmowskim uśmiechu. Bałamutnik! Doskonale wiedział, co robi i jakie emocje we mnie wywołuje!
   - Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał niewinnie, wodząc spojrzeniem po mojej twarzy.
   Uniosłam zdawkowo brwi.
   - Jesteś odważny, jeśli wchodzisz ze mną pod jedną kołdrę i nie boisz się, że się nie powstrzymam - stwierdziłam eterycznie.
   Pokręcił głową z rozbawieniem, przejeżdżając palcami po moim kolanie.
   - Wiem, że nic nie zrobisz, bo mam na ciebie haka - mruknął, puszczając do mnie perskie oko. - Czekaj, jak brzmiało twoje drugie imię? 
   Zastygłam w bezruchu. Skąd on...? Recepcja. No tak, wystarczyło tylko jedno spojrzenie na listę sporządzoną przez pracownicę hotelu, by odkryć moją mroczną tajemnicę. Jak dotąd poznał ją jedynie Naruto, a i to stało się przez przypadek. Oboje byliśmy zdeklarowanymi kibicami F.C Tokyo niemalże od przedszkola. Zazwyczaj na mecze zabierali nas rodzice, ale raz zdarzyło się tak, że nikt nie mógł wziąć nas, niepełnoletnich osiemnastolatków, pod opiekę. Stało się to akurat podczas derbów Japonii. Rzecz jasna, nie mogliśmy przegapić takiego widowiska, w związku z czym postanowiliśmy podrobić sobie dowody. Wszystko poszło dobrze - przynajmniej do chwili, w której nie zgubiłam dowodu. Znalazł go Uzumaki i przez przypadek przeczytał, jak brzmi moje drugie imię.
   Od tamtej pory nie dawał mi żyć, ale zgodnie z moimi rozkazami, nikomu nie zdradził sekretu. Dobrze wiedział, że gdyby to zrobił, nie pożyłby długo.
   - Czego chcesz od imienia ,,Hachi"? - żachnęłam się w końcu.
   - To imię dla psa.
   - Sam jesteś jak ten pies.
   Zadarłam nos niczym urażone dziecko, jednak w tej samej chwili mój towarzysz uniósł kołdrę do góry. Wywróciłam oczami i wykonałam jego polecenie bez słowa, czując, że i moje ciało ogarnia zmęczenie. Położyłam się na boku i jeszcze zanim dobrze wtuliłam się w poduszkę, poczułam ciało mężczyzny zaraz obok swojego. Uchiha najpierw delikatnie pocałował mnie w głowę, a potem czule objął od tyłu. Nawet odnalazł moją dłoń i zacisnął na niej palce, a jego intensywny oddech wyczuwałam na swoim karku.
   - Dobranoc - wymruczał.
   Boże, ja naprawdę stałam się jego własnością.
   - Tak, dobranoc - wyszeptałam, przymykając oczy.
   To jedna z tych nocy, które - mimo wszystko - miałam zapamiętać na długo. 





   
   Ostre, przeszywające łuny poraziły moją twarz, w związku z czym - zupełnie odruchowo - uniosłem powieki. Pożałowałem tego już po chwili, odczuwając, jak promienie słoneczne drażnią moje tęczówki, przez co po raz kolejny odciąłem je od dopływu światła. Zakląłem w duchu, przypominając sobie, że to środek grudnia. Nie, żebym narzekał na średnią temperaturę, ale zaczynałem tęsknić za normalnymi zimami. Tymi, które przeżywałem jeszcze będąc dzieckiem.
   Moją głowę niemal od razu nawiedziły wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Sakura, prowokacyjna Sakura, zła Sakura, uparta Sakura, natrętna Sakura i przeurocza Sakura, wszystkie tak różne od siebie, że ciężko było uwierzyć, iż w rzeczywistości stanowiły zaledwie jedną osobę. Doskonale zdawałem sobie sprawę z wagi obietnicy, jaką jej złożyłem. Nie, żebym teraz tego żałował. Wiedziałem, że nie było innego wyjścia. Cudem darowała mi to, do czego się przyznałem, jeśli chodziło o naszą dwójkę. Miała prawo uważać to za głupotę, ale jednocześnie ja miałem prawo robić to, co mi się żywnie podobało.
   Stała się dla mnie zbyt ważna, żebym pozwolił jej się narażać. Wyciągnąłem rękę, próbując wymacać zgrabne ciało kobiety obok, ale im dłużej wodziłem dłonią po prześcieradle, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że jej tam nie ma. Wreszcie podniosłem się na łokciu i przecierając oczy dłonią, wolno rozejrzałem się po pomieszczeniu. Miałem rację - prostaczka zniknęła.
   - Sakura? - mruknąłem, podnosząc się niechętnie do pozycji siedzącej. - Porwało cię ufo?
   Może bym się nie zdziwił?
   Niestety, z łazienki także nie dobiegła mnie żadna odpowiedź. Westchnąłem i niechętnie wyszedłem spod kołdry, żeby zaraz - przypadkiem - dostrzec leżący na szafce nocnej zwitek papieru. Sięgnąłem po niego bez wahania, a zaraz potem na moją twarz wstąpił szczery uśmiech.

   "Będę w kawiarni :)
            Sakura.
   PS: Spałeś za słodko, żebym cię obudziła.
   PS2: Nie, żebym uważała, że jesteś słodki!"

   Różowowłosa potwora była jedyna w swoim rodzaju.



      Dwadzieścia minut później byłem na dole. Zdążyłem nie tylko wziąć prysznic, ale też wciągnąć na siebie szare chinosy, Air Force'y i luźną, czarną bluzę z kapturem. Włosy wysuszyłem z kolei tak niedbale, że gdzieniegdzie nadal były mokre. Zależało mi na tym, żeby jak najszybciej dołączyć do prostaczki. Nie miałem pojęcia, kiedy się obudziła, ale obecnie dochodziła jedenasta. Poinstruowany przez recepcjonistkę, dotarłem do końca korytarza i znalazłem się przed drzwiami, które prowadziły do hotelowej kawiarni.
   Jeszcze zanim zdążyłem dobrze przekroczyć próg, podbiegła do mnie średniego wzrostu blondynka z niebieskimi oczami, ubrana w zwiewną, białą sukienkę i koturny. 
   - Przepraszam - odezwała się, unosząc kąciki ust w przeuroczym uśmiechu. - Nie wiesz może, gdzie znajdę recepcję?
   Uniosłem brwi, powstrzymując się od uraczenia jej jakąś kąśliwą uwagą. Byłem przyzwyczajony do tego, że kobiety podchodziły do mnie na każdym kroku, dlatego liczyłem, że - przynajmniej - wysilą się od czasu do czasu na jakiś intrygujący podryw. Zapytanie, gdzie znajduje się punkt hotelu, który można dostrzec zaraz po wejściu do budynku, zdecydowanie nie było intrygujące. Wzywało o litość.
   - Nie - odburknąłem.
   Ignorując swoją rozmówczynię, zacząłem bacznie rozglądać się po sali. Sakurę dostrzegłem przy drewnianym stoliku w jednym z kątów pomieszczenia. Czytała gazetę i była nią tak zaabsorbowana, iż nie miała pojęcia, co dzieje się wokół niej.
   - Trudno - stwierdziła subtelnie blondynka, na powrót przyciągając moje spojrzenie. - W takim razie, może chciałbyś chwilę porozmawiać? Stawiam kawę!
   Miałem wrażenie, że to nie jedyna rzecz, którą chciała dzisiaj postawić.
   Westchnąłem i niecierpliwie założyłem ramię na jej kark, żeby zaraz odwrócić ją w drugą stronę i wskazać stolik, przy którym siedziała Haruno.
   - Widzisz tę brzydulę w różowych włosach? - zapytałem. Kiwnęła głową. - To moja żona. I jest znacznie bardziej interesująca, niż ty.
   Szczerość była w modzie, co?
   Kobieta przez chwilę próbowała przyswoić moje słowa, żeby w końcu prychnąć, zadrzeć nos i się ode mnie odsunąć. 
   - Nie to nie, twoja strata - oceniła.
   Odprowadziłem ją spojrzeniem, niemal karząc się w duchu za to, że przepuściłem taką okazję. Żartuję. Tak poważnie, to uznałem, że chwyt na mówienie, iż prostaczka jest moją żoną działa całkiem dobrze. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w kierunku swojej zmory, która nadal nie zauważyła mojej obecności. Wyglądała zwyczajnie, a jednocześnie dość atrakcyjnie. Włosy pozostawiła rozpuszczone, a na siebie włożyła jeansowe rurki, luźny sweterek i - klasycznie - lity. 
   Bez pytania zająłem miejsce naprzeciwko niej, opierając przedramiona na blacie stolika.
   - Popatrzcie państwo, niedźwiedź powstał - rzuciła z ironią, nawet na mnie nie patrząc.
   Nie, żeby mnie to denerwowało.
   - Nieładnie tak zostawiać męża w łóżku - odparłem kąśliwie, jednocześnie zmuszając ją do tego, by wbiła we mnie zaciekawiony wzrok. - No właśnie, mówiłem już, że jesteś moją żoną?
   Pokręciła głową, wyraźnie zdezorientowana.
   - Nie, ale cieszę się, że ostatecznie zechciałeś mnie poinformować.
   Uniosłem kąciki ust w łobuzerskim uśmiechu, po czym wskazałem jej blondynkę stojącą nieopodal drzwi. Nadal nienawistnie zerkała w naszym kierunku, a - właściwie - w kierunku potwory.
   - Zaczęła mnie napastować, więc wymyśliłem, że jesteśmy małżeństwem - wyjaśniłem pokrótce, kładąc dłonie z tyłu głowy. - Zadziałało!
   Wywróciła teatralnie oczami.
   - Oryginalne - skwitowała.
   Już po tej krótkiej wymianie zdań mogłem stwierdzić, że pomimo naszej wczorajszej rozmowy, prostaczka nie jest przesadnie rozeźlona. Wręcz przeciwnie - wydawało mi się, że tryska zadowoleniem. Moim priorytetem było dowiedzenie się, czym jest to spowodowane, bo szczerze wątpiłem, że samym snem przy moim boku.
   - Coś się stało?
   Odpowiedziała mi szerokim, chełpliwym uśmiechem.
   - Kiedy spałeś, ja zwiedziłam hotel i dowiedziałam się wielu rzeczy o Izunie Uchiha - oświadczyła, odgarniając za ucho kosmyk włosów. - Trzy informacje powtarzały się w kółko i w kółko.
   Uniosłem brwi, zaskoczony tym, że zdążyła zrobić już tak dużo. 
   - Więc? - ponagliłem.
   Upiła ze swojej szklanki łyk kawy i odchrząknęła.
   - Po pierwsze, jest niebywale przystojnym kawalerem. Po drugie, jest asystentem szefa tutejszej agencji ubezpieczeniowej, która nazywa się ,,Tori" - wymieniła, zerkając kątem oka na gazetę, a potem wracając spojrzeniem do mnie. - Po trzecie, jest niebywale przystojnym kawalerem.
   Skrzywiłem się nieznacznie. Zdawałem sobie sprawę z większości, o której mnie poinformowała. Nie znałem się może na tym, jakimi kryteriami ocenia się urodę u mężczyzn, ale niejednokrotnie słyszałem, że Izuna miał największe powodzenie, jeśli chodzi o starszą część całej naszej pochrzanionej rodziny. Poza tym, pięćset razy słyszałem, jaki to nie jestem do niego podobny - z tym, że nie zamierzałem powiadamiać o tym potwory. Niech ma niespodziankę.
   - Nie wiedziałem, że pracuje w agencji ubezpieczeniowej.
   Powoli kiwnęła głową.
   - Właściwie, dlaczego on ma na nazwisko Uchiha? - zapytała, przechylając głowę w bok. - Mówiłeś, że to Madara jest bękartem ze zdrady waszego dziadka, prawda?
   Westchnąłem, uświadamiając sobie, że faktycznie - jeszcze jej tego nie wyjaśniłem.
   - To pokićkana sprawa - zacząłem. - Nasz dziadek miał brata, a matka Madary i Izuny najwidoczniej pała słabością do Uchihów.
   Lekko rozchyliła wargi, nie dowierzając moim słowom.
   - Poczekaj, bo się gubię - przerwała, przymykając na chwilę powieki. - Ojciec Madary i ojciec Izuny to bracia?
   Przytaknąłem.
   Parsknęła odrobinę histerycznym śmiechem, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jeśli sądziła, iż zaraz powiem, że to tylko taki głupi żart, to bardzo się przeliczyła. Pomimo tego, że znałem tę historię od podszewki i słyszałem ją kilkaset razy, od różnych członków rodziny, to sam także nie do końca się do niej przekonałem. To zjawisko rodem z opery mydlanej.
   - Co z tą agencją? - zmieniłem temat, zauważając, że Haruno coraz bardziej duma nad nieistotnymi detalami. - Znalazłaś ją?
   - Jakbyś mnie nie znał - odparła mrukliwie, podając mi gazetę, która dotąd tak bardzo ją interesowała. - Mają siedzibę tutaj, w Sapporo. Odwiedzimy ich dzisiaj.
   Uniosłem wargi w pełnym satysfakcji uśmiechu, uznając, że prostaczka naprawdę jest nieoceniona. 
   

***


   Kilka godzin później oboje znajdowaliśmy się w siedzibie ,,Tori". Budynek agencji od zewnątrz nie prezentował się zbyt wyjątkowo - zwyczajny, czteropiętrowy blok, w dodatku zniszczony przez niedogodne warunki pogodowe. Znacznie lepiej przedstawiał się wewnątrz - odniosłem nieodparte wrażenie, że wszystko było remontowane całkiem niedawno. Różnokolorowe, acz stonowane ściany, stały dopływ światła ze sporej ilości okien, nowoczesne podłogi i przede wszystkim nowe meble, które aż zachęcały do tego, by z nich korzystać. Jak na niewielką firmę ubezpieczeniową, całość sprawiała całkiem dobre wrażenie. Przynajmniej na Sasuke-biznesmenie, bo z moją drugą naturą było trochę inaczej. Wystrój wnętrz niespecjalnie mnie obchodził.
   Od ponad piętnastu minut siedzieliśmy na czarnej, skórzanej kanapie. Niestety, towarzystwo prostaczki nie było jedynym, które musiałem znosić. Poza nami, w recepcji znajdowała się także inna dwójka wyczekujących - starsza pani chodząca o lasce i, na oko, trzydziestoletni blondyn, który przez cały czas wpatrywał się w recepcjonistkę tak, jakby co najmniej miał się na nią rzucić. Sama pracownica nie różniła się specjalnie od innych kobiet piastujących podobne urzędy - ubrana w czarną spódniczkę i białą koszulę brunetka, z okularami nasuniętymi na nos. 
   Zaczynałem się irytować. Już w chwili, w której tu weszliśmy, zostaliśmy poinformowani o tym, że nie spotkamy się z Izuną, jeśli nie byliśmy wcześniej umówieni na spotkanie. Niestety, żadne z nas nie pomyślało o tym wcześniej, a do końca misji pozostały niecałe dwa dni. Naszym planem awaryjnym było siedzenie w lobby i trzymanie się tego, że brat mojego stryja pojawi się w firmie, a wtedy my moglibyśmy na niego napaść. Najgłupsza wersja z możliwych, ale obecnie nic lepszego nie przychodziło mi do głowy.
   Nam obojgu.
   Zerknąłem na swoją towarzyszkę, która od dłuższej chwili opierała głowę o wezgłowie kanapy i intensywnie nad czymś dumała. Nie mogłem wyczytać niczego z jej napiętej twarzy, a zielone tęczówki ukryła pod powiekami. Myślała nad tym, czy moglibyśmy postąpić w tej sytuacji inaczej? Najprawdopodobniej. Taka już była - za wszelką cenę starała się znaleźć jak najwięcej opcji, by pomóc swoim najbliższym. Nawet trochę się za to karciłem, bo to ja powinienem być tym, który w tej sytuacji myślałby logicznie. Niestety, mój umysł zajmowało coś kompletnie innego. Ktoś. Właśnie ona. Wielokrotnie wałkowałem w głowie jej temat, ale nigdy nie doszedłem do niczego konstruktywnego. Potwora jest wspaniała, ale muszę, choćby nie wiem co, trzymać się od niej z daleka. Muszę chronić ją przed Madarą. Muszę chronić ją przed samym sobą. Zasługiwała na coś lepszego i chociaż doskonale o tym wiedziałem, nie potrafiłem nawet myśleć o tym, że jakikolwiek inny facet mógłby się do niej zbliżyć. Coraz bardziej powątpiewałem w to, że uda mi się dobić do celu, jaki sobie wyznaczyłem. Dekoncentrowała mnie. Jej obecność, choć po części mi nie przeszkadzała, była także niekomfortowa. Miałem ją za kogoś znacznie ważniejszego, niż przyjaciółkę, a ona sama również niczego mi nie ułatwiała.
   Nawet moja wola, wola połączona z upartym charakterem Uchihy Sasuke, zdawała się mieć w tej chwili nikłe szanse na przetrwanie. Dlaczego dopuściłem do tego, by sprawy zaszły tak daleko? Dlaczego stała się dla mnie tak ważna? 
   - Siedzenie tutaj w niczym nam nie pomoże - burknęła nagle, otwierając oczy i od razu napotykając moje tęczówki. - Mógłbyś coś wymyślić, Lordzie Vaderze. Intrygi to specjalność czarnych charakterów.
   Uniosłem brwi.
   - Czy ty chociaż oglądałaś ,,Gwiezdne Wojny"? - zapytałem, nieco zaskoczony jej porównaniem. - Naprawdę przypominam ci Anakina?
   Naburmuszyła się.
   - Jako młodzieniec był przystojny, później stał się zgorzkniałym bucem i robił za zły charakter, chociaż ostatecznie walczył w imię swojej rodziny - wyjaśniła pokrótce, przejeżdżając palcami po swoim czole. - Nie zauważyłeś, że przypominasz go mimiką? Jeszcze zanim zaczął przebierać się w czarnego rycerza, wiecznie był ponurym, zrzędliwym zarozumialcem.
   Prychnąłem cicho.
   - Ty prezentacją ogólną najbardziej przypominasz Yodę - odparłem kąśliwie. - Szkoda, że rozumem ci do niego daleko.
   Parsknęła gniewnie, jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. Obróciła się przodem do mnie i choć początkowo omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, ostatecznie utkwiła je we mnie.
   - Więc spałeś z Yodą - rzuciła niewinnie, uśmiechając się z wyraźną satysfakcją.
   Cholera. Przebywanie ze mną chyba czyniło z niej osobę mocną w gębie. Przez moment tylko wodziłem wzrokiem po jej twarzy, jednak ostatecznie skapitulowałem. Ani kłótnia, ani silenie się na riposty nie były nam teraz potrzebne. Mieliśmy znacznie poważniejsze zmartwienia i to na nich powinniśmy się skupić. Kątem oka zerknąłem na siedzących za nami gości. Babcia była zbyt głucha, by cokolwiek usłyszeć, a blondyn nadal przyglądał się recepcjonistce.
   - Zacznij myśleć nad tym, co możemy zrobić - poleciłem karcącym tonem, czochrając dłonią jej rozpuszczone włosy. - Co, jeśli...
   - Przepraszam, czy wasza dwójka nie czeka przypadkiem na pana  Uchihę? - odezwała się pani zza lady, zwracając się bezpośrednio do nas. Powoli kiwnąłem głową. - Przykro mi, ale pan Izuna zjawi się dopiero jutro. 
   Zakląłem siarczyście pod nosem, czując na sobie świdrujące spojrzenie prostaczki. Świetnie, więc mogliśmy zapomnieć o tym, że się z nim spotkamy. Póki co, wszystko układało się zdecydowanie nie po mojej myśli. Itachi w więzieniu, tajemnice Ayi, szantaż Madary, brak możliwości zbliżenia się do Sakury i teraz jeszcze to. Jedyna osoba, która mogłaby pomóc mi wyjść z tej sytuacji cało, zwyczajnie nie została zaszczycona opcją spotkania z nami.
   Mogło być gorzej?
   - Sasuke...
   Zignorowałem ją, zaciskając mocno szczęki. Podniosłem się z kanapy i wykonałem kilka pierwszych kroków, nawet nie czekając na swoją towarzyszkę. Niepotrzebnie się za mną przypałętała. Ostatnio też była tylko źródłem moich problemów.
   - Idziemy - oświadczyłem oschle.
   Wykonałem jeszcze kilka kroków, zbliżając się do drzwi wyjściowych, gdy coś niezwykłego wyrwało mnie z amoku. Krzyk potwory. Gwałtownie odwróciłem się na pięcie i dostrzegłem ją przy blacie, za którym stała recepcjonistka.
   - Czy jest pani w stanie zrozumieć, że my MUSIMY spotkać się z Izuną? - warknęła, uderzając dłonią w drewnianą powierzchnię. - Nie wiedzieliśmy, że trzeba się wcześniej umówić. Przyjechaliśmy z daleka i mamy czas zaledwie do jutra, więc błagam, niech pani coś zrobi!
   Byłem zszokowany tym, że zdecydowała się poświęcić do tego stopnia.
   - Czy pani oszalała? - wrzasnęła pracownica firmy, podrywając się do pozycji stojącej. - Proszę natychmiast stąd wyjść, bo wezwę ochronę!
   Ocknąłem się. Szybkim krokiem dotarłem do kobiet i złapałem nadgarstek Haruno.
   - Chodźmy, nic nie pora...
   Wyrwała mi się. 
   - Błagam panią. On jest naszą ostatnią szansą - jęknęła, przelotnie na mnie spoglądając. - Była pani kiedyś w sytuacji bez wyjścia?
   Kobieta wyraźnie traciła cierpliwość.
   - Byłam, ale nie jestem w stanie nic zrobić. Mogę panią umówić na inny termin, to wszystko.
   Sakura zagryzła delikatnie wargę. Bezsilność i pragnienie, by się jej pozbyć, zajmowały na jej ślicznej twarzy miejsca naczelne. Nie powinienem pozwalać, by robiła dla mnie coś takiego. Nim jednak zdążyłem ostrzej poinformować ją o tym, że wystarczy tego przedstawienia, ona przyciągnęła mnie bliżej siebie.
   - To mój mąż. Nie wiem, czy dostrzega pani podobieństwo między nim, a Izuną, ale są rodziną - oznajmiła. Cholera, mogłem powiedzieć jej o tym, że nazywanie nas ,,podobnymi" to trochę za mało. - On potrzebuje krwi. Zostało mu bardzo niewiele czasu. Widzi pani, jaki jest blady? - zapytała zrozpaczona, zaciskając palce na jednym z moich policzków. Kompletnie się pogubiłem. - Dostał przepustkę ze szpitala tylko na ten weekend, po to, by się z nim spotkać. Jego rodzice nie żyją i Izuna jest jedyną osobą w rodzinie, która ma taką samą grupę krwi. Błagam panią, niech nam pani pomoże!
   Recepcjonistka wydawała się być zszokowana słowami mojej ,,żony". Co więcej, po szybkim przeanalizowaniu sytuacji musiałem stwierdzić, że przysłuchuje nam się także reszta obecnych - babcia, blondyn i dwójka ochroniarzy, stojąca przy drzwiach. Nie uważałem, by ta scenka mogła przynieść coś dobrego, ale teraz mogłem zdać się tylko na Haruno i jej kobiecą intuicję. 
   - Oczywiście, że dostrzegam podobieństwo - odpowiedziała wreszcie, wbijając we mnie ciemne tęczówki. - Ale to nie zmienia tego, że...
   - Jestem w ciąży - wypaliła drżącym głosem Sakura, a na te słowa wszyscy zamarli. Nawet ja, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, że to kłamstwo. Przejechała dłonią po brzuchu i z jakiegoś powodu wywołało to we mnie same ciepłe uczucia. - W drugim miesiącu. Chce pani pozbawić nas ostatniej szansy ku temu, by maleństwo miało ojca? - zapytała, a jej oczy automatycznie się zaszkliły.
   Nigdy, przenigdy, w żadnym wypadku nie wyśmieję więcej prostaczki, mówiąc, że nie potrafi kłamać.
   - Niechże im pani pomoże! - krzyknęła kobiecina, wolno kierując się w naszą stronę. - Przecież musi być jakiś sposób, prawda? - zachichotała, kładąc dłoń na brzuchu Sakury.
   Z trudem powstrzymałem się od wywrócenia oczami.
   - Junko, ta pani ma rację - odezwał się jeden z ochroniarzy, zerkając porozumiewawczo na drugiego. - Ten raz przymknij oko na zasady.
   - Tak, Junko, zrób to!
   Spuściłem głowę, gdy zrozumiałem, że blondyn także postanowił się wtrącić. To była jednocześnie najbardziej żenująca i zaskakująca sytuacja w moim życiu. Potwora przeciągnęła na swoją stronę wszystkie osoby, które znajdowały się w tym pomieszczeniu w niecałą minutę. Naszła mnie bzdurna myśl, że gdybym kiedykolwiek chciał poślubić wariatkę, to powinienem wybrać właśnie ją.
   - Dobrze - odpowiedziała w końcu recepcjonistka, biorąc głęboki wdech. Zaraz potem szybko wpisała coś w swój komputer i przeniosła na nas litościwe spojrzenie. - Robię to tylko dlatego, że to wyjątkowa sytuacja. Jesteście umówieni na jutro, godzina czternasta.
   Sakura...
   Zrobiła to.
   Dla mnie.



***


Beyonce - Drunk in Love

Chyba +18, przynajmniej po części


   Od kiedy wyszliśmy z siedziby firmy ubezpieczeniowej, Sasuke usilnie próbował mnie unikać. Odpowiadał półsłówkami, uciekał spojrzeniem na boki i nie raczył porozmawiać ze mną nawet wtedy, gdy znaleźliśmy się w pokoju hotelowym. Najpierw zniknął, tłumacząc się tym, że ,,idzie się przejść", a kiedy wrócił - po dwudziestej drugiej - od razu zamknął się w łazience. Nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego się tak zachowuje. I tym razem absolutnie nie przesadzałam, a fakt, że był on Sasuke Uchihą - najbardziej skomplikowanym mężczyzną na świecie - niczego nie usprawiedliwiał. Jeszcze w lobby, czekając na pojawienie się Izuny, sam obdarowywał mnie toną kąśliwych uwag. Z tego, co udało mi się zapamiętać, później tylko uratowałam jego tonący tyłek. Podczas, gdy on chciał się poddać, ja z całych sił starałam się załatwić nam spotkanie. I, no proszę, udało mi się to.
   Spodziewałam się, że będzie choć trochę wdzięczny, tymczasem on zachowywał się tak, jakbym co najmniej bardzo go skrzywdziła.
   Zważając na to, że z pewnością miał coś nie tak pod kopułą, powinnam bać się przebywać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu. Prychnęłam cicho, zgniatając szóstą z kolei kartkę i wyrzucając ją do kosza. Próbowałam zająć głowę rysowaniem zdeformowanych postaci, ale nie szło mi to najlepiej. Niemal każdy obrazek, gdy byłam już w połowie, zaczynał przypominać ponurego mężczyznę o nieodgadnionym spojrzeniu. Ostatecznie dzieło kończyłam tak, że podpisywałam je słowami ,,pieprzony arogant" bądź ,,ostatnia świnia" i miażdżyłam w dłoni. Najchętniej zrobiłabym to samo z Sasuke.
   Zaraz, zaraz - dlaczego nie?
   Zasługiwałam na jakieś wyjaśnienia. Owszem, zasługiwałam. Jednak zanim zrobiłam cokolwiek, by je zdobyć, w głowie zaświtała mi kolejna myśl. Skoro Uchiha podchodził do mnie w tak lekceważący sposób, to niby dlaczego ja miałabym go nie ignorować? Nie byłam marionetką, którą mógł kierować. Poza tym, zdecydowanie zbyt długo okupował łazienkę. 
   Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i owinęłam ciało ręcznikiem, który od wczoraj wisiał na kaloryferze. Uniosłam kąciki ust w uśmiechu, odrobinę zadowolona ze swojego ,,diabelskiego" planu i bez słowa wpakowałam się do łazienki. Szybko przeanalizowałam pomieszczenie wzrokiem, dostrzegając aroganta w wannie. Był do połowy zanurzony w pianie, jednak w tej chwili - zamiast nadal się relaksować - bacznie mi się przyglądał. Szybko zrozumiałam, że moje gwałtowne posunięcie było błędem. Zbyt długo wierciłam pożądliwym spojrzeniem dziurę w jego klatce piersiowej, aczkolwiek wreszcie się ocknęłam. Odwróciłam się plecami do mężczyzny, wbijając wzrok w ścianę.
   - Strasznie mi przykro, że przeszkadzam, ale chyba się zapomniałeś - wysyczałam pod nosem. - Nie mieszkasz w tym pokoju sam. Też chciałabym się wykąpać, więc wyjazd.
   Byłam dumna ze swojego stanowczego głosu.
   Minęło kilka, długich sekund, nim Sasuke zareagował. Kiedy jednak w końcu to zrobił, tylko bardziej mnie zirytował. Parsknął śmiechem. On parsknął śmiechem w chwili, w której ja niemalże płonęłam ze wstydu, nieświadoma tego, o co mu chodzi. Zerknęłam na niego przez ramię, nie kryjąc rozdrażnienia. 
   - Chcesz się wykąpać? - powtórzył luźno, odgarniając z czoła wilgotne włosy. - Więc na co czekasz? Dołącz.
   Zamrugałam, nie będąc pewną, czy to taki głupi żart, czy raczej sarkazm. Obie opcje były prawdopodobne, jako, iż była mowa o największym arogancie w kraju. Spróbowałam powstrzymać rumieńce i uniosłam głowę do góry.
   - To nie jest śmieszne - stwierdziłam chłodno.
   Jeszcze przez chwilę bezczelnie świdrował mnie wzrokiem, co wprawiało mnie w niemałe zakłopotanie. Zaczęłam nawet przebierać nerwowo nogami, ale dokładnie w tej samej chwili brunet wyciągnął w moją stronę dłoń. Obserwowałam ją przez moment, żeby wreszcie zdać sobie z czegoś sprawę.
   On mówił poważnie. O tym przekonały mnie nie tylko jego gesty i słowa. Miał wszystko wypisane na twarzy - łobuzerski uśmiech i masa pragnienia w oczach. Naprawdę chciał, żebym do niego dołączyła. I chociaż absolutnie, nawet w najmniejszym stopniu nie rozumiałam tego obrotu sytuacji, to zamierzałam się zgodzić. Uchiha miał kaprys, a ja podawałam mu się jak na tacy. Tak chyba już było. 
   Nieśmiało zrzuciłam z siebie ręcznik, obserwując, jakie wrażenie wywrze to na moim współlokatorze. Moje nadzieje zaczęły się sprawdzać - pożądliwie otaksował tęczówkami moje ciało, żeby ostatecznie wrócić nimi do mojej twarzy. Gubiłam się w jego poczynaniach. Prawdopodobnie on sam także się w nich gubił, bo nic, co robił, nie było logiczne. Wzięłam głęboki wdech, by zebrać się na odwagę i ruszyłam w stronę wanny. Podałam swoją dłoń mężczyźnie, a on mocno zacisnął na niej swoje palce. Z jego pomocą dostałam się do środka a kilka sekund później siedziałam pomiędzy jego nogami, ocierając się plecami o tors swojego koszmaru i zbawienia zarazem.
   Przez moje ciało przechodziły gwałtowne dreszcze. Jego intensywny, nieziemski zapach, w połączeniu z bliskością ciała i gorącym oddechem, jaki pozostawiał na moim karku, przyprawiały mnie o zawrót głowy. Byłam kompletnie nienasycona. Najprawdopodobniej nigdy nie miałam się nim nasycić. Może miał trochę racji, gdy stwierdził, że jestem napaloną frustratką? Nie mogłam utrzymać zbereźnych myśli na wodzy. Im bliżej się znajdował, tym bardziej pragnęłam go dotykać. Stał się moim osobistym narkotykiem.
   - Sakura - wychrypiał mi wprost do ucha, jedną dłoń kładąc na moim brzuchu, a drugą bawiąc się moimi włosami. - Dziękuję.
   Rozkoszowałam się drżeniem ciała, które pojawiało się pod wpływem jego dotyku. Podziękował mi. Zrobił coś, czego - teoretycznie - nigdy bym się po nim nie spodziewała. Właśnie dlatego zdecydowałam się chociaż spróbować myśleć trzeźwo.
   - To trochę odmienne od tego, co pokazujesz przez niemal cały dzień - spostrzegłam.
   Parsknął śmiechem, choć tym razem był on znacznie bardziej uroczy niż poprzednio.
   - Wiem, ale musiałem sobie to wszystko poukładać - zreferował, zjeżdżając dłonią z mojego brzucha, wzdłuż uda, dopóki nie zniknęła ona w pianie. - Chciałem ci też powiedzieć, że jesteś nieznośna.
   Uśmiechnęłam się figlarnie, opierając głowę na jego ramieniu tylko po to, by choć przez chwilę móc oglądać jego przystojną twarz. 
   - Co takiego robię?
   - Istniejesz - objaśnił automatycznie, chwytając miękką gąbkę i przejeżdżając nią wzdłuż mojej nogi. - To mój największy problem.
   Nabzdyczyłam się.
   - No przepraszam pana arystokratę, jeśli sama moja obecność aż tak go kłopocze - odpowiedziałam sarkastycznie, jednak w tej samej chwili Uchiha przeciągnął myjkę wzdłuż wewnętrznej strony mojego uda i nie tylko, wywołując ciche westchnienie z moich ust. - Przestań!
   Prychnął gorączkowo.
   - Nie chcesz, żebym przestał - stwierdził bez cienia wątpliwości. - Posłuchaj, Sakura, chciałbym porozmawiać z Izuną sam.
   - Chyba śnisz - ucięłam.
   Nie widziałam teraz jego twarzy, ale mogłam się założyć, że wywrócił oczami. Nieważne, bo i tak nie zamierzałam dać za wygraną. Nie w tej sprawie. Sasuke był równie inteligentny, co porywczy. Kiedy coś miało dla niego spore znaczenie, nie potrafił zachowywać się racjonalnie i zaczynał działać pod wpływem impulsu, a to nigdy nie przynosiło niczego dobrego.
   - Dlaczego jesteś taka uparta? - burknął. - Przecież nie zrobię niczego głupiego.
   Wzruszyłam ramionami.
   - To nieistotne - sprecyzowałam. - Nie zostawię cię samego i już.
   Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, jednak w pewnym momencie oddech Sasuke gwałtownie przyspieszył. Przejechał gąbką wzdłuż mojego mostka i pochylił się nad szyją. Przez moment drażnił ją oddechem, żeby wreszcie delikatnie złapać skrawek skóry między zęby. Stęknęłam przeciągle, plując sobie w twarz, że nie jestem w stanie tego kontrolować. 
   - Czy to nie ty mówiłeś o tym, że musimy trzymać się od siebie z daleka?
   Jeszcze zanim uzyskałam odpowiedź, poczułam jego swawolne palce pomiędzy swoimi nogami. Drażnił mnie, wodząc nimi wokół punktu kulminacyjnego, ale ostatecznie nie robiąc nic więcej.
   - Dlaczego robisz dla mnie to wszystko? - wychrypiał pytająco, wodząc pełnymi wargami po mojej szyi. Rozkosz, jaka zaczynała ogarniać moje ciało, była dziwnie znajoma. Aya miała rację - byłam w nim beznadziejnie zauroczona. - Czemu aż tak się poświęcasz?
   Mój oddech znacznie przyśpieszył. Nie miałam pojęcia, jakim cudem on jest w stanie trzymać fason w takiej chwili. Oblizałam usta, spragnione warg Uchihy i spróbowałam nieco się uspokoić.
   - Bo chcę - wymamrotałam szczerze.
   Moje tętno znacznie przyśpieszyło. Sprawy miały się chyba bardzo podobnie, jeśli chodziło o mojego towarzysza - na chwile wstrzymał się z obdarowywaniem mojej szyi pieszczotami. Na chwilę, w której gwałtownie wbił palce w pewne miejsce, wywołując mój przeciągły jęk. Matko, należałam do niego. Mógł sprawować nade mną pieczę.
   - Mówiłem, że mamy trzymać się od siebie z daleka - przyznał cicho, żeby zaraz przygryźć skrawek mojego ucha. Był mistrzem w tej grze. - Jednak mówiłem też, że jesteś problemem i przynosisz mnóstwo komplikacji. Na czas tego wyjazdu możemy chyba przymknąć oko na moje postanowienie... - stwierdził, po czym kilka razy poruszył dłonią, wprawiając mnie w oszołomienie. - Co sądzisz?
   Tak, tak, po stokroć tak.
   Odchyliłam głowę i po omacku odnalazłam szyję Uchihy. Przez setną sekundy wpatrywałam się w jego czarne, pełne żądzy tęczówki, żeby wreszcie przyciągnąć jego głowę do swojej i złączyć nasze usta w pocałunku.
   To była najlepsza odpowiedź.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jest piątek, jest rozdział. Mam nadzieję, że fakt, iż ten jeden chapter przeznaczyłam tylko i wyłącznie dla tej dwójki, zdobędzie wasze uznanie ;> 

Swoją drogą - obiło mi się o uszy, że IRHF został zgłoszony do konkursu ,,Blog Lipca" na Świat Blogów Narutomania -  i chociaż wcześniej nie miałam o tym pojęcia (Baddie i jej ogar), to chciałam pięknie podziękować osobom, które go tam zgłosiły. Nie wiem, kto dokładnie (poza Sasame <3, kochaną) ale wszystkim jestem równie wdzięczna, jest mi bardzo miło i w ogóle jesteście najlepsi 



PS: Końcówka nie miała być zboczona, ale przez KOGOŚ tak wyszło! Co poradzę...

Buziaki misiaki i do następnego <3 


14 komentarzy:

  1. <3 No i jak tu nie głosować na ten blog, jak tak bardzo rozpieszczasz czytelników. Rozdział baaardzo mi się podobał. Uważam że relacje sasusaku na twoim blogu są tak bardzo, tęczowo urocze, że pragnie się ich więcej i więcej. Każda wzmianka o naszych bohaterach jako małżeństwie sprawiała że uśmiech się poszerzał. Było poważnie, śmiesznie i romantycznie. Podsumowując genialnie. Życzę powodzenia w pisaniu i czekam do piątku. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że będą mieli wspólny pokój xD
    Ja pierdykam, jak ta Sakura potrafi nakłamać i namieszać, to poezja jakaś! Ale przecież dla swojego aroganta zrobi wszystko ;3
    Końcówka nie miała być zboczona, ale była xD Jakbyś widziała mnie i moje reakcje, kiedy ją czytałam, to umarłabyś ze śmiechu! Wyobraź to sobie:
    Shori leży sobie w swoim piętrowym łóżku, opatulona kołderką tak szczelnie, że aż się poci i co chwila chichrająca się, albo chowająca głowę pod nakrycie z zażenowania. Były jeszcze krótkie komentarze wypowiadane do samej siebie, ale raczej nie chcesz wgłębiać się w szczegóły ich treści xdd
    Mam nadzieję, że mimo wszystko Sasuke dopuści Saku bliżej. I nadal podtrzymuję moją prośbę o skopanie Ayi tego jej pewnego siebie dupska! xD
    Pozdrawiam cieplutko
    Shori

    OdpowiedzUsuń
  3. O kochana ! Poleciałaś, rozdział niesamowity kocham tą historię i wogóle jak Ty to wszystko słodko przedstawiasz :3 <3 Omomomom jak przyjemnie mi się to czyta, pozdrowionka i weny życzę :* (P.S. tak bez ładu i składu, ale jeszcze nie ochłonęłam xD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno nawet nie masz pojęcia jak nam przykro z powodu tego, że końcówka była zboczona. Nie dość, że sam tekst wyszedł ci zajebiście to było to napisane nie wiem jak to ująć... zmysłowo? o_O Nie wiem, może. Czekam na kolejny rozdział. Twojego bloga znalazłam jakiś czas temu zapisałam na blogerze i oglądałam tylko powiadomienia, że wstawiłaś rozdział przeczytałam tylko pierwsze 3 rozdziały i wiedziałam, że nie wyrobie czekając przez jakiś czas na dalszy FRAGMENT historii. Dlatego ja i moja inteligencja wpadłyśmy we dwie... czyli jakby w jedną :) na wspaniały pomysł: POCZEKAM!!. Wytrzymałam do dziś i przeczytałam od nowa te 3 rozdziały i potem wszystkie, które celowo ominęłam i pomimo całego apsurdu mojego pomysłu opłaciło się. Cała fabuła jest po prostu fenomenalna (bo inaczej nie mogę tego określić). Teraz takie moje domysły: Co do byłej Sasuke... została zmuszona do opuszczenia go bo taki był plan Madary? To miało pokazać Itachiemu, że może poważnie zagrozić Sasuke ? Nie mam pojęcia czy dobrze łapie zobaczę później. Zapraszam też na swój blog :http://czarnalamcia-ss-one-shot.blogspot.com/ Jedna historia już jest zakończona teraz zaczęłam nową. Może Cię zainteresuje :) Do zobaczyska :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie wyczekuj ;> Jak ogarnę chwilę, żeby ponadrabiać wszelkie wasze blogi, to wpadnę <3

      Usuń
  6. Wiesz, że trochę zarwałam noc nad Twoim blogiem? Naprawdę miłe uczucie. Tak mnie wciągnęła historia, że po prostu musiałam przeczytać ją do końca. Poza tym przeczytałam zakładkę "O mnie" i masz u mnie gigantyczne propsy za Tolkiena - lubię ludzi, którzy potrafią docenić jego twórczość :) Ale wracając do Twojego bloga... Bardzo przyjemnie i lekko piszesz. Zdarzały się tam jakieś literówki, małe błędy, ale zupełnie się ich nie pamięta. Uwielbiam Twoje dialogi - są przezabawne! Zaskakujesz nas dużą ilością nowych wątków, nowych faktów, po kolei odsłaniasz nowe karty. Bardzo mi się to podoba. Uwielbiam również relację Sakury z Naruto. Myślę, że dla części bloggerów jest to ciężka relacja do opowiedzenia "w prawdziwym świecie" jeżeli chcemy się jakkolwiek wzorować na mandze. Ty sobie z tym świetnie poradziłaś, co więcej, potrafiłaś znaczną większość relacji z mangi i anime przenieść właśnie na opowiadanie. I zrobiłaś to ze sporym wdziękiem :) Napisałaś naprawdę świetną historię, z ciekawymi i niejednowymiarowymi bohaterami, wciągającą fabułą, która sprawia, że czytelnik tak jak ja, nagle musi to wszystko pochłonąć na raz! Dziękuję Ci bardzo za taką możliwość! :) Dodam Cię do linków na moim blogu (high-school-adventure-sasusaku.blog.onet.pl) - mam nadzieję, że to nie problem. Oczywiście jakby co to zapraszam :) Zdecydowanie będę do Ciebie zaglądać, a jakbyś mogła mnie poinformować byłoby mi jeszcze milej. Anyway, jestem serio pod wrażeniem :) Ściskam Cię ciepło, Lady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie ;) Do linków też dodam i jak tylko znajdę chwilę, to na pewno wpadnę <3 Co do informowania, robię to na facebooku, bo na gg i blogach zwyczajnie zapominam (brawo ja), ale spróbuję! Ja też ściskam! :)

      Usuń
  7. Badd, Ty zua kobieto!
    Ty mi się tu nie wymiguj, że ta końcówka jest zboczona przez kogoś(CO ZŁEGO TO NIE JA XD), bo wszyscy wiemy, że to tylko wymówka, bo tak naprawdę z Ciebie jest zboczuszek. <3 XDD

    W sumie rozdział był przyjemny, raczej akcji w nim nie było (no chyba, że ten teatrzyk co Sakura odwaliła, ryłam przy tym jak nie wiem <3) i ogólnie mi się podobało. A najbardziej chyba ten wieczór kiedy przyjechali i Sakura leżała z Sasuke w jego koszuli, rozpłynęłam się, dziołcha! Uwielbiam ich relacje tutaj. I mimo że Sasuke to gbur, to rozumiem, że się martwi o Sakurę, zwłaszcza, że to nawet słodkie. :3
    Jak już wspominałam o teatrzyku... Miazga! Szczególnie tekst o ciąży xDDDD Uwielbiam :D
    I ostatnia scena: OHOHOHOHOHO - chyba więcej nie muszę mówić, zboczuchu B|

    Pozdrawiam! I aż nabrałam weny na pisanie, ale cóż... Trzeba pierwsze sprawdzić rozdziały :v

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham cię jak cholera za tego bloga. To jest Zajebiste, fantastyczne,no i oczywiście zajebiste
    do potęgi. Ja nie wiem co się dzieje w twojej głowie kiedy piszesz,ale wiem, że w mojej znajduje się tylko.
    ,,O mój...nie wierzę";,,o jprdl, że co?! "i,, *boom* "
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Weny itp. ;*
    Yoshiko-chan

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyno, co Ty mi z głową robisz.... Rozdział genialny, w sumie ostatnio coś przekręciłam i na szczęście pojechali SS, ale taka Aya mogła tam namieszać. Kurczę, za szybko czyta mi się Twoje rozdziały! Reklamację zgłaszam :) ogólnie TA ostatnia scena.... Jak ja takie lubię 😎😈 więcej, więcej chcę! Czekam na ciąg dalszy, robi się coraz ciekawiej, interesuje mnie, jak rozegrasz sprawę Madary i Itachiego, czemu Saske jest głównym celem Madzi, czemu Aya zostawiła S, wątek Sasori-Sakura, kurde, ale najbardziej to Itachi i madara mnie zastanawiają, przeciągniesz ten wątek na te 3 serio, czy coś szybciej się wyjaśni. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś wyjaśni się szybciej, rozłożę to i stopniowo będę odkrywać karty ;)

      Usuń
  11. ech, zauważyłam dopiero, że skomentowałam pod poprzednim postem, a że jestem na telefonie, to łatwiej mi po prostu o tym poinformować tutaj :D A PRZYSZŁAM, BO SPRAWDZAM CZY SĄ NOWOSTKI, wieeeec dalej dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń