piątek, 14 sierpnia 2015

#18 Noc cudów



  Ino była zakochana w świętach od kiedy dane mi było sięgnąć pamięcią. Uwielbiała różnego rodzaju ozdoby, prezenty, klimatyczne spotkania z przyjaciółmi i kolędowanie. To głównie ze względu na nią wspólne celebrowanie Bożego Narodzenia stało się naszą tradycją. Powtarzaliśmy ten rytuał dokładnie co roku, poczynając od pierwszej klasy szkoły wyższej. Nawet, gdy studiowałyśmy w USA, odwiedzałyśmy Japonię raz do roku - i nie mogłyśmy robić tego podczas wakacji, bacząc na jej miłość do grudniowych ekscesów. Nie, żeby ktokolwiek z nas narzekał. Aura, którą zawsze rozsiewała wokół siebie blondynka, udzielała się dosłownie wszystkim. W związku z tym, że w zeszłym roku na wspólnym świętowaniu zabrakło akurat naszej dwójki - w tę gwiazdkę moja przyjaciółka dosłownie oszalała. Od niemal dwóch tygodni trąbiła o kupowaniu prezentów i składników do potraw. Postanowiła ochrzcić mieszkanie i urządzić wszystko u nas, dlatego od kilku dni krzątało się po nim więcej, niż kilka osób. Ino początkowo goniła wszystkich do sprzątania, a później do dekorowania. Zdecydowała się nawet zdać na designerskie zdolności Tenten, jednak w przypadku świąt nawet pani architekt nie miała nic do powiedzenia. Yamanaka wyprawiła wszystko po swojemu, a w efekcie nasze lokum przypominało choinkę. 
   Wszyscy byliśmy umówieni na osiemnastą, jednak to same kobiety zajmowały się ostatnimi poprawkami. Chłopaki zmyli się pod pretekstem pojechania po Choujiego, wymyślając na poczekaniu, że Akimichi mógłby zjeść tort, który w takim dniu był absolutnie niezbędny. Ino była tak podekscytowana wieczorem, że nawet nie zainteresowała się tym, że zabrali się w dwóch autach i to dwie godziny za wcześnie. Nie wyprowadziłam jej z błędu tylko i wyłącznie przez usilne błagania Naruto - wcale nie dziwiłam się temu, że woleli uciec. Niemniej, teraz pozostała już tylko nasza szóstka i każda miała swoje zajęcie. Temari klęła pod nosem na pedantyzm naszej kierowniczki, szorując po raz trzeci podłużny, niski stolik ulokowany na środku salonu. To Shikamaru - wiedziony rozkazami szatana - wypożyczył go z pobliskiego sklepu. Tenten próbowała krzykiem zmusić do działania lampki świąteczne, które Hanabi - stojąc na jednej nodze na blacie kuchennym - usilnie starała się zawiesić na karniszu. Ino stała właśnie przy Hinacie, krytykując sposób, w jaki ta przecierała porcelanową zastawę stołową. Mogłabym jej współczuć, ale wiedziałam, że jestem następna w kolejce.
   Gdy tylko wszechwidzące oczy bazyliszka uniosły się znad rąk Hyuugi, wbiłam wzrok w szklaną miskę, która stała przede mną. Zaczęłam poprawiać ułożenie pomidorów w sałatce, modląc się, by blondynka zajęła się teraz kimś innym. Na próżno.
   - Temari, pośpiesz się z tym stołem, bo trzeba rozstawiać talerze. Matko, ile można wycierać drewno - rzuciła, spoglądając na nią z wyższością. Wychwyciłam kątem oka, że Sabaku zatrzęsła się nerwowo i zacisnęła szczęki. Rozumiałam ją. Ino w okresie przygotowań świątecznych była nie do zniesienia. Jakby na potwierdzenie tych słów, blondynka znalazła się zaraz przy mnie. - Co ty robisz, Sakura?
   Miałam problem z odczytaniem, czy liczy na odpowiedź, czy to raczej pytanie retoryczne. Podejrzliwie przyglądała się moim dłoniom, nad którymi powoli traciłam panowanie. 
   - Kończę sałatkę - poinformowałam i sięgnęłam po oliwę z oliwek, bo to była pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl. 
   - Kończysz ją od dwudziestu minut! - żachnęła się. Owszem, bo tak naprawdę skończyłam ją już wtedy, ale nie chciałam dostać kolejnego zadania od tej czepialskiej jędzy. - Gdzie jest kurczak? Miałaś zrobić kurczaka! - wrzasnęła mi do ucha.
   Ja też już traciłam cierpliwość. Gwałtownie odłożyłam butelkę z oliwą na stół, po czym posłałam Yamanace ostrzegawcze spojrzenie. Chyba zrozumiała, bo wysiliła się na przymilny uśmieszek.
   - Jeszcze się piecze - wyjaśniłam spokojnie. - Hinata go pilnuje.
   Ino tylko potulnie kiwnęła głową i zniknęła mi z pola widzenia, omijając także rozjuszoną Temari. Tym razem zdecydowała się ponownie powyżywać na Tenten.
   Przez kilka kolejnych minut sytuacja nie uległa zmianie. Aż do momentu, w którym drzwi mieszkania się otworzyły. Do pomieszczenia najpierw weszła choinka, a zaraz za nią Kiba. Yamanaka, gdy tylko dostrzegła, że jej ukochany/znienawidzony Inuzuka przyniósł prawdziwy świerk, zaczęła niemal piszczeć z zachwytu. 
   - To prawdziwa? Skąd ją wziąłeś, Kiba? - jęczała, obmacując przyniesione przez niego drzewko. 
   - Superman nie zdradza swoich sposobów - odparł dziarsko.
   Tak szeroko, jak ona w tej chwili, uśmiechały się chyba tylko dzieci przekonane o istnieniu mikołaja. Pomimo, że to Ino tryskała szczęściem z każdej strony, moją uwagę przykuł sprawca całego zdarzenia. Przyglądał jej się z lekkim uśmiechem na twarzy, choć z jego oczu biła prawdziwa miłość. Jak bardzo musiał się natrudzić, by zdobyć żywą choinkę w ostatniej chwili? Nie uciekł z tymi cymbałami. Obstawiałam, że jeździł po całym Tokio tylko po to, by znaleźć choć jedno miejsce, w którym jeszcze sprzedawano jakieś okazy. I wszystko tylko dlatego, że na krótko przed ich wyjściem blondynka zaczęła zrzędzić o tym, że święta bez prawdziwego świerka i jego zapachu, to nie święta. Zastanawiało mnie, czy ta idiotka w ogóle zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę. 
   Gdy Ino zaczęła mamrotać coś o tym, że właśnie dla takiego przypadku kupiła więcej ozdób świątecznych i zniknęła za drzwiami swojego pokoju, Inuzuka powoli skierował się w moją stronę. Trochę jej zazdrościłam. Mogłam przyrównać do siebie te dwie sytuacje i płakać nad tym, że Sasuke nie jest nawet odrobinę podobny do adoratora Yamanaki. O ile w ich przypadku zejście się było tylko kwestią czasu, swojego położenia nie rozumiałam w ogóle. Nie rozumiałam Uchihy. Znałam nawet jego reakcję na to, co zobaczyłam przed chwilą. Spojrzałby na wszystko z pogardą i skomentował słowem ,,bezsensowne" bądź ,,strata czasu". 
   - Wszystko wygląda pysznie, Haruno - stwierdził, sięgając po jedną z czekoladowych babeczek.
   W porę zdzieliłam go po łapskach.
   - Zostaw, bo to ty będziesz tłumaczył się ancymonowi z tego, że jednej brakuje. Nie martw się, wszystko dokładnie przeliczyła - ostrzegłam go, po czym przetarłam czoło ręką. Parsknął śmiechem, ponownie przyciągając do siebie mój wzrok. Wydawał się być szczęśliwy. - Wiesz, co na siebie ściągnąłeś? Teraz zawlecze cię do ubierania tej choinki. Jeśli chcesz mojej rady...
   Przerwał mi ruchem dłoni.
   - Daj spokój, Sakura. Mówisz tak, jakbym nie znał Ino - spostrzegł, mierzwiąc swoją czuprynę dłonią. - Jakoś sobie z nią poradzę - dodał, mrugając do mnie.
   Nie wiedziałam, czy powinnam się wtrącać, ale musiałam coś zrobić. Miałam już dość tego, że tych dwoje idiotów ciągle się ze sobą mija - raz z winy jednego, raz drugiej.
   - Czemu jej nie powiesz?
   Uniósł wargi w nieco tajemniczym uśmiechu.
   - Wszystko w swoim czasie, Haruno - zawiadomił. Zaraz potem zrobił taką minę, jakby sobie o czymś przypomniał. - Właśnie! Sasuke do mnie dzwonił. Stwierdził, że skontaktowanie się z tobą i Naruto graniczy z cudem. Mówił, że trochę się spóźni i przyprowadzi więcej, niż jedną osobę.
   Powoli kiwnęłam głową, jednak nim zdążyłam zapytać o coś jeszcze, na horyzoncie ponownie pojawiła się Yamanaka. Tak jak przewidywałam, natychmiast zmusiła Inuzukę do roboty. Skorzystałam z okazji i na chwilę ulotniłam się z salonu, barykadując tyłek we własnym pokoju. Przeszukałam go dwukrotnie, nim odnalazłam komórkę pod łóżkiem. Dopiero wtedy dostrzegłam dwa połączenia nieodebrane od Uchihy, trzy od Sasoriego i jedno od Deidary. Jęknęłam, przypominając sobie o tym, że miałam do nich zadzwonić. Bez namysłu wybrałam numer Akasuny, a jego głos w słuchawce usłyszałam już po drugim sygnale. 
   - Oto Sakura Haruno! Kobieta, która zaprasza szefa na świąteczną kolację, prosi go o przysługę, obiecuje zadzwonić, a na koniec ignoruje wszelkie telefony!
   Gdy przedstawiał to w ten sposób, faktycznie brzmiało dość nieciekawie. Westchnęłam.
   - Przepraszam, ale bóstwo umiłowane przez twojego przyjaciela z kucykiem zmieniło się w tyrana i odseparowało nas od świata - wyjaśniłam w skrócie, niemal od razu słysząc śmiech po drugiej stronie słuchawki. - Jak poszło?
   - Pamiętaj, że ja zawsze dotrzymuję obietnic - odparł zagadkowo. - Trochę się spóźnimy, ale warto czekać! 
   Nim odpowiedziałam, mój irytujący szef postanowił się rozłączyć. Jęknęłam przeciągle, na chwilę opadając głową na poduszkę. Naprawdę zależało mi na tym, by wszystko poszło zgodnie z planem. Gdy z karteczek Ino - przeznaczonych do wylosowania osoby, której miało się robić prezent - wyciągnęłam właśnie Sasuke, praktycznie od razu pomyślałam właśnie o tym. Co prawda, w ramach alternatywy kupiłam mu także zegarek, ale to nie było to samo. Chciałam sprawić mu prawdziwą przyjemność. Chciałam chociaż raz poczuć, że zrobiłam dla niego więcej, niż Aya.
   Nie zamierzałam jednak dalej się nad tym zastanawiać. Musiałam przygotować się do kolacji. Zsunęłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku szafy, żeby zaraz wygrzebać z jej najgłębszych czeluści wełniany, czerwony sweter w renifery, mikołaje i choinki. Był podstawą moich świąt Bożego Narodzenia. Od kiedy babcia zrobiła go dla mnie na drutach i podarowała, gdy miałam sześć lat, zakładałam go co roku. Sprytna seniorka Haruno od razu uszyła go w takim rozmiarze, bym mogła dopasować go nawet wtedy, gdy dorosnę. Tyle, że trochę minęła się myślami z moim przyszłym ,,ja" - otóż, nie miałam obecnie dwóch metrów wzrostu i nie ważyłam ponad sto kilogramów. O ile, gdy miałam sześć lat sweter sięgał mi do kostek i cała się w nim topiłam, tak teraz zakrywał mi pupę i, prawdę mówiąc, nadal odrobinę na mnie wisiał. Nie zamierzałam jednak się tym przejmować. Zakładałam go rok w rok i rezygnowanie z tradycji było ostatnią rzeczą, jaką miałam w planach. Zrzuciłam z siebie białą koszulkę i włożyłam świąteczne odzienie, które z czarnymi rurkami prezentowało się całkiem przyzwoicie. Przeczesałam włosy palcami i ruszyłam do wyjścia, bo chaos panujący w salonie zdawał się być jeszcze większy. 
   To, co tam zastałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Naruto, Shikamaru, Neji i Chouji dotarli z powrotem, jednak nie przywieźli ze sobą tylko tortu! Co to, to nie. Po pierwsze, wrócili w całkiem odmienionym stanie - Uzumaki przebrał się za mikołaja, Nejiego i Choujiego wcisnął w stroje elfów, a Shikamaru był wyraźnie zażenowany swoim kostiumem renifera. Parsknęłam śmiechem, gdy tylko omiotłam ich wszystkich spojrzeniem. Zdecydowali się nawet zaprzestać zmuszania Kiby do zakładania rogów Rudolfa Czerwononosego, byleby tylko wbić we mnie spojrzenie.
   - Szybcy jesteście - stwierdziłam, dostrzegając, że zdążyli nakryć do stołu.
   Temari prychnęła donośnie.
   - Nie myślisz chyba, że to ich sprawka? - upewniła się, ustawiając olbrzymi, czekoladowo-śmietankowy tort na środku stolika. - To ja i Hinata.
   Tak, pewnie powinnam się była tego domyślić. Wyłapałam starszą Hyuugę w tym tłumie i zdałam sobie sprawę, że razem z Yamanaką kończą przystrajać świerk. Co więcej, prezentował się on naprawdę pięknie. 
   Z zamyślenia wyrwał mnie Naruto.
   - Przynieśliśmy przebrania! Facet z wypożyczalni powiedział, że są przecenione bo to ostatnia chwila, więc uznaliśmy...
   - Ty uznałeś - sprecyzował Shikamaru. - My mówiliśmy, że im się to nie spodoba.
   Blondyn łypnął na niego spode łba.
   - Masz rację, Shikamaru. Tobie znacznie bardziej pasowałby strój Dziadka Mroza - stwierdził urażony.
   Zaczyna się.
   - Nie skończyłeś mówić - upomniałam go.
   Wyprostował się i znowu wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Dla wszystkich dziewczyn mamy przebrania śnieżynek! - oznajmił, wyciągając z pudła jedną z przykrótkich, czerwono-białych sukieneczek. Nim jednak dodał coś jeszcze, dokładniej zmierzył mnie spojrzeniem. - Ale widzę, że ty już masz kostium, Sakura-chan!
   Odruchowo rzuciłam w niego pilotem, który akurat miałam pod ręką. Niestety, zwinnie go uniknął. Oczywiście, wszyscy moi przyjaciele już niejednokrotnie oglądali mnie w tym sweterku, ale za każdym razem mieli taki sam ubaw. 
   Na moje szczęście, nim zaczęli docinki i w tym roku, głos Sabaku zagrzmiał w całym mieszkaniu.
   - Czy wy naprawdę myślicie, że my to ubierzemy? - zapytała, przykładając sukienkę do swojego ciała. Gdyby ją włożyła, materiał ledwo zakrywałby jej tyłek, nie wspominając o pokaźnym dekolcie. - Bierzecie tę kolację za jakiś wstęp do porno, debile?
   Zmiażdżyła spojrzeniem wszystkich po kolei, najdłużej zatrzymując się na Shikamaru, chociaż jeszcze przed chwilą mówił o tym, że od razu uważał to za zły pomysł. 
   - Och, przestań narzekać! - fuknęła Ino, wyrywając odzienie z jej ręki. Im dłużej się mu przyglądała, tym bardziej promieniała. - Przecież są czadowe!
   Brakowało tylko tego, żeby zaczęła skakać w miejscu. Akurat reakcji Ino nikt nie brał na poważnie, zważając na jej uwielbienie do świąt i wszystkiego, co z nimi związane. Nawet, gdyby przynieśli jej bieliznę stworzoną z samych lampek świątecznych, to natychmiast by ją założyła.
   - Widzicie? Ino się podoba - żachnął się Uzumaki. Zaraz potem uwiesił się na Hinacie. - Hinatka też się przebierze, prawda?
   Hyuuga spaliła soczystego buraka. Domyślałam się, że nie ma najmniejszych chęci co do tego, by spełnić jego żądania. Już nawet miałam ratować ją z opresji, jako iż sama pewnie nie odmówiłaby temu głąbowi, ale wyręczyła mnie Hana. Wyrwała z ręki swojego przyszłego szwagra kostium i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
   - Raz się żyje, nie? - stwierdziła z rozbawieniem.
   Ku naszemu zaskoczeniu, Tenten także sięgnęła po jedną z sukienek.
   - No co? - burknęła, wyczuwając na sobie spojrzenia wszystkich wokół. - Powinny być trzy śnieżynki, prawda?
   Parsknęłam śmiechem. Ot, tak zwyczajnie, ale przynajmniej skutecznie rozluźniłam atmosferę panującą w salonie. Trzy pomocnice świętego mikołaja zniknęły za drzwiami od pokoju Yamanaki, Naruto kontynuował zmuszanie Kiby do założenia rogów, a ja przysiadłam na jednym z barowych krzesełek, tuż obok Nejiego.
   - Cieszę się, że w czwórkę dopilnowaliście tego, by tort dotarł tu w całości. Bohaterzy tegorocznych świąt - stwierdziłam z lekką ironią.
   Hyuuga westchnął z rozbawieniem.
   - Zdziwiłabyś się, jak ciężko było upilnować Choujiego.
   Machnęłam lekceważąco ręką.
   - Co tam Chouji - zaczęłam, wbijając w niego swoje spojrzenie. - Upilnowanie Naruto przez dwie godziny, to dopiero wyzwanie!
   Tym razem zachichotał, schylając się po coś, co wcześniej spadło mu na ziemię. Już miałam pytać, co to takiego, gdy nałożył mi na głowę czapkę świętego mikołaja.
   - Pasuje do sweterka - skwitował.
   Zaśmiałam się impulsywnie, odrzucając do tyłu dyndający przed moimi oczami pompon. Tę część przebrania byłam w stanie znieść.
   - Wyglądam jak pani mikołajowa? - zapytałam, podpierając podbródek na dłoni i udając, że pozuję.
   Zmarszczył brwi, żeby w końcu westchnąć.
   - To jedno z tych pytań z serii ,,niezależnie jak odpowiesz, i tak się wkurzę" - zauważył, choć w pierwszym momencie nie zrozumiałam, o co mu chodzi. - Jeśli powiem, że nie, to uznasz to za obelgę. Jeśli z kolei powiem, że tak, to uznasz to za jeszcze większą obelgę, bo porównałbym cię do żony Naruto.
   Moje spojrzenie powędrowało na chwilę do blondyna, który jako jedyny zdołał zgarnąć dla siebie strój Świętego Mikołaja. Wtedy też wybuchnęłam śmiechem, obiecując sobie, że pochwalę Tenten za perfekcyjne wychowanie sobie faceta. 
   - Dobrze, że Hinata nas nie słyszała - zauważyłam, choć zdawałam sobie sprawę, że to tylko żarty. Poczochrałam włosy Nejiego, które były znacznie dłuższe, niż moje. - Cieszysz się, że zobaczysz Tenten w przebraniu śnieżynki?
   Skrzywił się nieznacznie.
   - Cieszyłbym się, gdyby przebrała się za nią w sypialni. Mogłaby...
   - Nie, nie, nie - jęknęłam, machając rękami na wszystkie strony. Nie chciałam szczegółowo znać życia seksualnego swoich przyjaciół, a jeśli już byłabym zmuszona do słuchania o tym, to na pewno nie chciałam znać wersji widzianej oczami faceta. - Obejdzie się bez detali, Neji!
   Poruszył prowokacyjnie brwiami.
   - Nie, żeby ktoś plotkował o tobie i Sasuke.
   Zaskoczył mnie bezpośredniością tego stwierdzenia na tyle, że spiekłam raka. Byłabym głupia, gdybym myślała, że niczego nie zauważyli. Byli w końcu naszymi przyjaciółmi. Nie zamierzałam jednak doprowadzać do rozmowy o tym tak szybko. Najpierw sama chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej.
   - Słuchaj...
   - Nie żartuj, Sakura - przerwał, uśmiechając się luźno. - Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Pogadamy, jak będziecie gotowi - stwierdził, podpierając przedramiona na blacie.
   Posłałam mu wdzięczny uśmiech, jednak w tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Były dwie możliwości - albo w naszych skromnych progach pojawił się Sasuke w towarzystwie Ayi i jeszcze jednego, tajemniczego gościa, albo Sasori wreszcie tutaj dotarł.
   - Otworzę! - krzyknęła Temari, wstając od stołu. - Chouji, nie dotykaj tortu! Shikamaru, pilnuj go - rozkazała.
   Serce zabiło mi dwukrotnie szybciej, gdy Sabaku wpuściła trójkę gości do środka. Na początku klasycznie omiotłam wzrokiem przystojnego mężczyznę, który właśnie odwieszał dwa płaszcze. Swój i Ashidy. Moja najdroższa rywalka prezentowała się tak perfekcyjnie, jak zawsze. Jej bystre, czarne oczy wodziły po twarzach wszystkich zgromadzonych, usta układały się w przyjazny uśmiech, a włosy opadały kaskadą na plecy. Nawet jej figura prezentowała się zjawiskowo, choć ubrała zwyczajne jeansy i fioletowy sweter. Nienawidziłam jej niemal tak bardzo, jak byłam o nią zazdrosna. Ostatecznie zawiesiłam spojrzenie na trzecim gościu i jego widok naprawdę mnie uszczęśliwił.
   Nie tylko dlatego, że od dawna chciałam poznać słynną Samui, ale przede wszystkim przez fakt, że przypadkiem to nie Sasuke miał być jedyną osobą, którą tak bardzo ucieszy mój prezent. Narzeczona - była czy nie - Itachiego, naprawdę była piękna. I w przeciwieństwie do całej płci przeciwnej obecnej w pokoju uważałam, że zjawiskowe piersi kobiety mieściły się dopiero na końcu długiej listy jej zalet. 
   Zsunęłam się z krzesełka barowego i ignorując czarnowłosą dwójkę, podeszłam do ostatniego z gości. 
   - Ty musisz być Samui - stwierdziłam, unosząc wargi w życzliwym uśmiechu i wyciągając w jej stronę dłoń. - Jestem...
   - Sakura Haruno - uprzedziła mnie, chwytając wyciągniętą rękę. Uśmiechnęła się tak szczerze, że roztopiła cały stres, jaki przed chwilą mnie nawiedził. - Dużo o tobie słyszałam.
   Zachichotałam nerwowo, przeczesując włosy palcami. Kątem oka zerknęłam też na Sasuke, który przyglądał się całemu zajściu z wyraźną nonszalancją. Król przybył, proszę państwa! Niemniej, zaraz potem wycofałam się, ażeby pozwolić reszcie przywitać się z gośćmi. W końcu żadna z kobiet nie była dla nich zupełnie obca. 
   Na blacie baru dostrzegłam pozostawiony przez któregoś z chłopaków kieliszek wódki - o ironio - jeszcze nie wypity. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w tamtą stronę, a kilka sekund później gorzka ciecz paliła moje gardło. Musiałam się rozluźnić, choć nie należało to do najprostszych spraw. Teoretycznie zgodziłam się na to, by Aya spędzała tu w święta, bo nie chciałam wyjść na egoistkę. Praktycznie - wyszłam na nią jeszcze bardziej, bo wiedziałam, że gdybym nie zgodziła się na jej wizytę, Sasuke zostałby tego wieczoru z nią. Z dwojga złego wolałam mieć ich na oku.
   Nie mogłam cały wieczór trzymać się na uboczu. Wyprostowałam się i już miałam zerkać w stronę zbiorowiska, gdy poczułam, że ktoś od tyłu obejmuje mnie w talii. Nie musiałam się nawet zastanawiać, kto to taki. Ten zapach poznałabym na końcu świata.
   Sasuke.


***


   To śmieszne, jak bardzo życie jednego człowieka może zmienić się w niespełna dwa miesiące. Nie widziałem potwory zaledwie od dwudziestu czterech godzin, a już zdążyłem odczuć jej nieobecność. Zaprzątała mi głowę w każdej sekundzie życia. Dosłownie na niczym nie byłem w stanie całkowicie się skupić. Przez moje myśli co chwila przebiegała jej uparta buzia i ilekroć już zaczynałem o niej myśleć, rozciągało się to do tego, co robi i z kim.
   Miałem już nikogo do siebie nie dopuścić, tymczasem zrobiłem coś odwrotnego. I nawet, gdybym chciał się wycofać, było za późno. 
   Haruno odchyliła głowę, znacznie ułatwiając mi dostęp do swojej szyi. Z trudem powstrzymałem śmiech i napawając się kokosowym zapachem jej włosów, powoli zbliżyłem twarz do karku kobiety. Chociaż wyraźnie na to liczyła, nie zrobiłem nic, poza kilkukrotnym zahaczeniem o jej skórę czubkiem nosa.
   - Droga panno Haruno, ma panna wielki problem z panowaniem nad sobą - wyszeptałem jej wprost do ucha, po czym gwałtownie się odsunąłem.
   Nie zamierzałem pozwolić, by reszta miała jeszcze więcej powodów do plotek. Sakura jęknęła przeciągle, a zaraz potem obróciła się przodem do mnie. Nieco zbyt bezczelnie omiotłem spojrzeniem ją całą, na dłuższą chwilę zatrzymując tęczówki na iście uroczym sweterku.
   - Co ty na sobie masz? - zapytałem, przekrzywiając delikatnie głowę.
   Nie od razu zdała sobie sprawę o co mi chodzi, bo na chwilę przeniosła wzrok na swoje ubrania.
   - Chodzi ci o sweter? - upewniła się, żeby znów spoglądnąć mi w oczy. - Dostałam go od babci kiedy miałam sześć lat.
   Prychnąłem.
   - Wyglądasz jak bombka - skwitowałem.
   Nabzdyczyła się.
   Nie dane jej jednak było obrażać się zbyt długo, bo na horyzoncie pojawił się Uzumaki w przebraniu Świętego Mikołaja. Zarzucił mi ramię na kark i szczerząc zęby od ucha do ucha, pozwolił sobie wtrącić trzy grosze do naszej rozmowy.
   - Sasuke, mam dla ciebie niespodziankę! - poinformował, widocznie dumny z siebie. - Wypożyczyliśmy z chłopakami kilka kostiumów bożonarodzeniowych. Pomyślałem, że pewnie będziesz chciał coś oryginalnego, więc wziąłem ci strój bałwana!
   Sakura skomentowała to gromkim śmiechem, toteż łypnąłem na nią spode łba.
   - Zapomnij - syknąłem w jego stronę.
   - Nie bądź taki sztywny, przebierz się - mruknęła, uderzając mnie piąstką w ramię. - Duszę bałwana już masz, więc czas najwyższy na strój.
   Tym razem to blondyn dał upust swojej radości. Dlaczego ja w ogóle się z nimi zadawałem? Z jakie grzechy los pokarał mnie przyjaciółmi, którzy byli lekko stuknięci? 
   - Jesteeeśmy! 
   Odwróciłem głowę w kierunku, z którego dobiegał krzyk Ino i - chociaż starałem się zachować fason - prezentacja pań robiła spore wrażenie. Wszystkie miały na sobie króciutkie, obcisłe sukieneczki z pokaźnymi dekoltami. Warto dodać, że były one koloru czerwonego, a to z jakiegoś powodu działało na facetów jak płachta na byka.
   - Bo wam gały wyjdą - burknęła ponuro nasza rozmówczyni.
   W przeciwieństwie do Naruto byłem na tyle silny, by powrócić do niej spojrzeniem i darować sobie wcześniejszy widok. Pożałowałem tego już po chwili, dostrzegając, że tylko bardziej się naburmuszyła. Uniosłem jedną brew i po krótkim wahaniu stwierdziłem, że nie dam rady powstrzymać kolejnego komentarza.
   - Jako alternatywę mieliśmy patrzenie na bombkę, więc wybacz oczywisty wybór - zripostowałem.
   Trochę przesadziłem. Doskonale znałem ten wyraz jej twarzy - najpierw pojawił się na niej wstyd, potem złość, aż wreszcie zadarła nos z zamiarem udawania, że wcale jej to nie ruszyło. Podejrzewałem, że będzie obrażała się na mnie do końca wieczoru, dopóki nie postanowię ładnie jej przeprosić. I wcale nie musiałbym używać słowa samego w sobie.
   - Nie pasuje ci patrzenie na bombkę? - odezwała się nagle, unosząc wargi w uśmiechu, który nie zwiastował niczego dobrego. - To zaraz sobie popatrzysz na następną śnieżynkę - obiecała, wymijając mnie bez jednego spojrzenia.
   Przecież tylko żartowałem!
   Tyle się gada o męskiej dumie i ambicji, a to kobiety są znacznie bardziej wyczulone na tym punkcie. Ignorując pytające spojrzenie Naruto, ruszyłem za swoim czortem. Z uwagi na to, że wszyscy byli zajęci podziwianiem trzech śnieżynek stojących na środku salonu, bez pytania wtargnąłem do sypialni Sakury.
   Albo rzeczywiście miała mnie gdzieś, albo usilnie starała się udawać. Przez chwilę przyglądałem się temu, jak zrzuca z siebie wełniane wdzianko i grasuje po pokoju w samym czarnym, koronkowym staniku i rurkach. Skarciłem się za to, że niemal od razu pomyślałem o tym, jak przyjemnie byłoby go z niej zdjąć.
   - Długo zamierzasz się boczyć?
   Zignorowała mnie. Mogłem się tylko domyślać, że sam ją tego nauczyłem. Ściągnęła z głowy czapkę świętego mikołaja i odrzuciła ją machinalnie na łóżko. Zaraz potem maszerowała po pokoju, burcząc pod nosem coś zupełnie niezrozumiałego. Już po chwili zrozumiałem, czym jest to spowodowane - zapomniała z salonu kostiumu pomocnicy Mikołaja. Impulsywnie chciała się wrócić, jednak zagrodziłem jej drogę.
   Spiorunowała mnie spojrzeniem.
   - Odsuń się - warknęła.
   Prychnąłem z irytacją.
   - Nie ma mowy - zaprotestowałem. - Nie wyjdziesz tam w takim stroju.
   Zdawała się być skonfundowana moimi słowami.
   - Za to w stroju śnieżynki już mogę?
   Pokręciłem głową.
   - Nie.
   Nie potrafiła uzmysłowić sobie, o co mi chodzi. Wcale jej się nie dziwiłem - sam nie byłem w stanie wyjaśnić swoich czynów, ale podczas ostatnich kilku tygodni przyzwyczaiłem się do tego stanu rzeczy. Przy różowowłosym potworze zawsze zachowywałem się irracjonalnie. Nie mogłem pozwolić na to, żeby faceci patrzyli na nią w takim stroju. Szlag trafiał mnie nawet wtedy, gdy niewinnie z jakimś rozmawiała. 
   - Nie jesteś do końca normalny - zauważyła ze zniecierpliwieniem.
   Uśmiechnąłem się swawolnie. Traciła rezon. 
   Bez najmniejszego zawahania załapałem jej rękę i przyciągnąłem kobietę bliżej siebie. Nieistotne, jak bardzo starała się powstrzymać półuśmiech, ten i tak zjawił się na jej twarzyczce.
   - Możesz założyć kostium śnieżynki tylko w jednej sytuacji. W sypialni, dla mnie - wychrypiałem, wodząc palcami po jej nagich plecach. Ta kobieta doprowadzała mnie do szaleństwa. - Publicznie wolę cię jako bombkę.
   Zachichotała, co było ostatecznym dowodem kapitulacji. Uniosła swoje szmaragdowe spojrzenie, by w końcu skonfrontować je z moim. Cholera, naprawdę się za nią stęskniłem i odrobinę mnie to przerażało. Zaczęło mi na niej zależeć. Nawet za bardzo. Umieściła obie dłonie na moich policzkach, żeby zaraz się zarumienić. Jasne, doskonale wiedziałem do czego to prowadziło. Wiedziałem też, że to jak zwykle ja będę musiał przystopować. Zresztą, to nie tyczyło się tylko tej chwili - musiałem odseparować się od Sakury. Trzymać się od niej z daleka. 
   - Ile czasu mamy? 
   - Nie mamy - stwierdziłem, karcąc ją spojrzeniem. Sięgnąłem po rozlazły sweter i wręczyłem go dziewczynie. - Ubieraj się.
   Pobąkiwała coś z niezadowoleniem, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Kiedy naciągnęła na siebie rozciągnięty fragment odzieży, nałożyłem jej na głowę czerwoną czapkę. Jak bardzo przesłodzone to było według normalnego Sasuke, tak sądziłem, że wygląda w niej uroczo.
   - Zadwolony? - upewniła się.
   W odpowiedni posłałem jej uśmiech. Nie postanowiła jednak mnie wyminąć - wspięła się na palce, lekko przymknęła powieki i wydęła usta. Była świetna w osiąganiu tego, czego chciała. Lepsza, niż ten podstępny wąż z początków Biblii. Choć było to nieco złośliwe, pochyliłem się nad nią, żeby po kilku sekundach niewinnie pocałować ją w czoło.
   - Idziemy - poinformowałem.
   Jęknęła z taką żałością, że rozbawiła mnie po raz kolejny.


***




   Tuż po powrocie do salonu mogliśmy odetchnąć z ulgą - wyglądało na to, że nikt nawet nie zauważył naszej nieobecności. Wszyscy byli zbyt zaabsorbowani świętami i całym klimatem, który narzuciła Ino. W zeszłym roku nasłuchałem się całkiem sporo o blondynie, która poza skomplikowaną przeszłością z Kibą, miała także kompletnego bzika na punkcie Bożego Narodzenia i zazwyczaj w okresie przedświątecznym zmieniała się w demona. Na całe szczęście nie przekonałem się o tym na własnej skórze, bo byłem mistrzem unikania kłopotliwych sytuacji.
   Oparłem się luźno o jedną ze ścian, przyglądając się całemu zamieszaniu, do którego właśnie dołączyła Sakura.
   - Chouji! - ryknęła Temari, gromiąc biednego kucharza spojrzeniem. - Zostaw ten tort! Jeszcze nie wszyscy przyszli!
   Niestety, pomyślałem.
   - Przepraszam, ale on wygląda tak kusząco...
   - Co właściwie robią śnieżynki? - wcięła się Hana, zwracając się przede wszystkim do grudniowego eksperta. - Bo przecież Mikołajowi pomagają elfy, prawda?
   Ino prychnęła doniośle.
   - Hana, moja droga, wszystko wygląda tak, jak w prawdziwym życiu. Elfy są znane z tego, że pomagają świętemu - zaczęła powoli wszystko wyjaśniać, podczas, gdy Kiba bezczelnie pożerał ją wzrokiem. - W rzeczywistości śnieżynki nie tylko odwalają całą robotę, ale i ładnie wyglądają.
   Tenten parsknęła śmiechem, ale to Sakura zabrała głos.
   - Zacznijmy od tego, że oni wszyscy nie istnieją.
   Shikamaru kiwnął głową.
   - Właśnie, ze skrajności w skrajność - stwierdził.
   Byłem pewien, że zabrał głos tylko po to, by przypodobać się Temari.
   - W przyszłym roku na sto procent dostaniesz przebranie Dziadka Mroza - zapewnił Naruto, rozwalając się na kanapie niczym król. - Póki co możesz wziąć bałwana. Sasuke jak zwykle odmówił udziału w zabawie.
   On tak na poważnie?
   - Te zabawy idealnie odzwierciedlają twoją ociężałość umysłową - zareagowałem.
   Nie była to riposta najwyższych lotów, ale i tak wywołała w pomieszczeniu salwę śmiechu. Podejrzewałem, że to tylko i wyłącznie dlatego, iż wszyscy uwielbiali wyśmiewać się z Naruto. Był ku temu idealny - nie dość, że nie strzelał fochów, to zazwyczaj sam obracał wszystko w dowcip.
   - Kurczak zaraz wystygnie - wtrąciła się narzeczona Shikamaru, kierując swoje kroki do kuchni. - Sakura, długo jeszcze?
   Mój wzrok machinalnie powędrował w stronę potwory. Zerkała w tej chwili na Sabaku i uśmiechała się przepraszająco. Też byłem zniecierpliwiony, ale najprawdopodobniej z innych pobudek, niż spóźnienie samo w sobie. W ogóle nie miałem ochoty oglądać tutaj Sasoriego, ale wiedziałem także, że ma przyprowadzić Deidarę. Obecność tej dwójki chociaż trochę mogła podnieść na duchu Samui, którą obecnie zagadywał Hyuuga.
   - Przyjdą - zapewniła, wstając od stołu i zaprzestając doprowadzania Nary do szału poprzez tarmoszenie jego rogów. - Wszyscy zostawiliście prezenty w przedpokoju? Hinata, chodź, przeniesiemy je pod choinkę.
   Hyuuga pokiwała entuzjastycznie głową, jako iż zdawała się już być znudzona ciągłym tłumaczeniem Naruto, że nie przystoi zasypiać na tak uroczystej kolacji. Albo słabo go znała, albo żywiła względem niego zbyt wielkie nadzieje.
   Gdy Haruno przechodziła obok mnie, bez problemu wyłapałem jej skonsternowane spojrzenie. Martwiła się czymś. Już wcześniej to dostrzegłem, ale te emocje przybierały na sile z każdą minutą. Gdy już miałem podążyć wzrokiem za dziewczynami, z letargu wyrwał mnie znajomy, nazbyt melodyjny głos.
   - Nie mogliście się powstrzymać przez jedną kolację?
   Aya była ostatnią osobą, z którą planowałbym rozmawiać o Sakurze. Niestety, czy mi się to podobało czy nie, znała mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. Nawet nie musiałem się zmuszać do zawadiackiego uśmiechu - sam pojawił się na mojej twarzy.
   - Nie widzę powodu, dla którego mieliśmy powstrzymywać się przed rozmową - odparłem krótko.
   Zaśmiała się perliście.
   - No tak - rzuciła, sięgając dłonią do karku i powoli go rozmasowując. - Wiesz, Sasuke, w pewnym sensie jestem damą, ale zdecydowanie zbyt perwersyjną.
   Gdybym jej nie znał, pewnie uznałbym to za żart. 
   - Zdecydowanie - potwierdziłem.
   Nie miałem głowy do tego, żeby z nią rozmawiać. Znacznie bardziej zainteresowały mnie dwie kobiety, które właśnie wróciły do salonu z toną torebek świątecznych i pudełek. Sam nie miałem problemu z wybraniem upominku dla Naruto, którego dane mi było wylosować. Przez tydzień wmawiałem mu, że dostanie rózgę, tylko i wyłącznie po to, by wyprowadzić go z równowagi. Może i było to dość nikczemne, ale po setnym pytaniu brzmiącym ,,co mi kupisz" miałem go serdecznie dość. Ostatecznie wysiliłem się model samolotu do sklejania; po pierwsze, cymbał jeszcze nie miał z tym styczności i będzie zachwycony, a po drugie - zmusi go to do myślenia. Co jednak stanowiło większą zagadkę, zastanawiałem się nad tym, co dostanę od Sakury. Nigdy specjalnie nie zależało mi ani na samej gwiazdce, ani na prezentach. Podchodziłem do wszystkiego z dystansem, ale z jakiegoś powodu czułem, że podarek od niej spodobałby mi się nawet, jeśli kupiłaby rózgę.
   Wystarczył jeden uśmiech. Ten, którym w tej chwili obdarowywała Hinatę. Szczery i relaksujący, czyli taki, który powinien widnieć na jej twarzy przez cały czas.
   - Zależy ci na niej.
   Wróciłem spojrzeniem do Ashidy, która uniosła kąciki ust w tajemniczym, acz nieco smutnym uśmiechu. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie.
   - O czym ty mówisz? 
   Ponownie obrzuciła mnie wzrokiem.
   - O twoim spojrzeniu - wyjaśniła. - Już kiedyś je widziałam.
   Milczałem. Moją głowę nawiedziło milion myśli - od tego, jak banalnie to brzmiało w jej ustach, przez proste riposty, aż do wspomnień dotyczących naszej dwójki. Nie chciałem być niemiły, szczególnie w taki wieczór, ale Aya nie dorastała Sakurze do pięt. Nigdy. Chociażby przez samo to, jak wszystko między nami się skończyło.
   - Nie twój interes - stwierdziłem chłodno.
   Prychnęła cicho. Jej charakter często mnie dobijał, ale jednocześnie widziałem w tym zachowaniu swoje odbicie lustrzane. Byliśmy podobni pod każdym względem i niezależnie od tego, jak skomplikowane relacje wisiały między nami w tej chwili, na zawsze miałem pozostać jej wdzięczny.
   I choć nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak długo bujałem w obłokach - może kilka sekund, a może minut - z zadumy wyrwały mnie te same, szmaragdowe tęczówki, które ostatnimi czasy towarzyszyły mi niemal wszędzie. W pierwszym odruchu chciałem podbiec i wyjaśnić, że Aya sama do mnie podeszła, ale to było aż nadto głupie. Bardziej w stylu Naruto, niżeli moim. Nie podobało mi się to, że w ogóle przeszło mi przez myśl, żeby się jej tłumaczyć. 
   Niemniej - nie musiałem tego robić. Haruno sama ruszyła w moim kierunku, dumnie unosząc głowę. Chciała najprawdopodobniej przekonać mnie, że obecność Ashidy nie robi na niej żadnego wrażenia, choć nie do końca dobiła celu. Nieistotne. Ważne było to, że nie zamierzała odstawiać już żadnych scen. 
   - Chciałam z tobą porozmawiać o czymś jeszcze - oznajmiła, nie owijając w bawełnę. Ayę zignorowała, bo jakżeby inaczej. Zamiast odpowiedzieć, wpatrywałem się w nią wyczekująco. - Pamiętasz, że to ja robiłam ci prezent, prawda?
   Poważnie? Przyszła rozmawiać ze mną o tym, co kupiła mi pod choinkę? To było dość infantylne nawet jak na Sakurę, która widziała wszystko w ciepłych barwach. 
   - Boisz się, że mi się nie spodoba? Najpewniej tak będzie - oznajmiłem zgodnie z prawdą.
   Przez moment wyglądała tak, jakby chciała mnie zabić, a jej policzki nabrały takich samych kolorów, jak czapka ukrywająca różowe włosy. Co miałem na to poradzić? Kłamać? Praktycznie nigdy nie cieszyłem się z prezentu samego w sobie. Gdy wraz z Itachim byliśmy dziećmi, rozkoszowałem się samymi świętami. Po śmierci rodziców przestałem wierzyć w magię świąt, a obecnie podchodziłem do tego lekceważąco. Nie miałem wątpliwości co do tego, że zarówno czystą kartkę papieru jak i drogi obraz miałbym gdzieś. Z tą różnicą, że w jej przypadku liczył się gest. Wolałem, żeby się do mnie uśmiechnęła, niż wydawała pensję.
   - Dziękuję za informację - fuknęła, krzyżując przedramiona pod piersiami. - Nie, nie o to mi chodziło. Chodzi o to, że Sasori...
   Poczułem przypływ gniewu. Chociaż nie widziałem teraz swojej twarzy, to byłem pewny, że jej wyraz nie budził pozytywnych emocji - Sakura przestała mówić, przypatrując mi się lękliwie.
   Chciała wyjaśnień? Bardzo proszę.
   - Czy Sasori jest jakimś twoim Bogiem? - zapytałem ze złością. - Wiecznie o nim gadasz, a mnie ten gość ani trochę nie obchodzi.
   W pierwszej chwili dojrzałem na jej twarzy szok, jednak szybko zmienił się on w oburzenie.
   - O co ci chodzi? 
   - Mi? - warknąłem. - Jak dotąd nie spotkałem się z przypadkiem, w którym świeżo upieczona prawniczka miałaby aż tak dobry kontakt ze swoim szefem - wyjaśniłem z pewną dozą ironii w głosie.
    Chyba wyprowadziłem ją z równowagi.
   - Zachowujesz się jak niedojrzały kundel, wiesz?
   Prychnąłem.
   - Zachowujesz się jak sfrustrowana ignorantka, wiesz?
   Dokończenie tej rozmowy nie było nam dane. Chociaż właśnie próbowaliśmy pozabijać się spojrzeniami, tę zażartą dyskusję przerwał dzwonek do drzwi. Współlokatorka mojej rozmówczyni postanowiła wnet zgłosić się do mnie.
   - Sasuke, otworzysz? Masz najbliżej!
   - Niech Sakura otworzy - odpowiedziałem od razu, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego. - Nie może się doczekać kolejnego gościa.
   O ile uwielbiałem ją prowokować, często bez powodu, tak tym razem nie rozumiałem swojego zachowania. Nie tylko przez to, że miała to być sympatyczna, świąteczna kolacja, ale przede wszystkim dlatego, że doprowadzałem ją do szału. Nie panowałem nad tym. Gdy tylko słyszałem z jej ust imię Akasuny, moje ciało ogarniała jakaś przeklęta zaborczość. Zagarnąłem dla siebie prawa do Sakury już wcześniej. Ona była moja.
   Nie powiedziała nawet słowa więcej i mnie wyminęła. Krew w moim ciele niemal natychmiast zaczęła buzować. Nigdy nie pałałem do Sasoriego przesadną sympatią. Był tylko kolegą Itachiego i przez chwilę jego prawnikiem, nic więcej. Dotąd nie miałem jednak powodu, by czuć do niego nienawiść. Dotąd.
   - Zazdrośnik - skomentowała Aya.
   Cholera. Zapomniałem, że przez cały czas stała obok.
   Przeniosłem na nią wzrok i już chciałem zripostować jej słowa, aczkolwiek coś innego zaoferowało mnie bardziej. Jej twarz. Była wyobcowana i bardziej zszokowana, niż kiedykolwiek. Wpatrywała się w jakiś punkt za mną i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Może nie zainteresowałbym się tym jeszcze bardziej, gdyby nie to, że gwar w salonie także ustał.
   - Duch? - rzuciłem z rozbawieniem, po czym odwróciłem się na pięcie.
   Zamarłem.
   Gdzieś tam w głowie świtało mi to, że przed chwilą pokłóciłem się z Sakurą, a Sasori stał właśnie obok niej. Jeszcze dalsze echo podpowiadało, że ja i mężczyzna naprzeciwko nie jesteśmy w pomieszczeniu sami. Pewny byłem jednak tylko i wyłącznie jednej rzeczy - przede mną stał mój brat. Uśmiechnięty, ubrany w zwyczajne ciuchy i tak rozpromieniony, jak za dawnych lat.
   Nie zdołałem odpowiedzieć na żadne z miliona pytań, które nawiedziły moją głowę. Jak? Jak to możliwe? Jak Itachi się tutaj znalazł? Jakim cudem go wypuścili? Uciekł? Dlaczego właśnie w święta? Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? Jak i dlaczego...
   - Miałaś rację, Sakura - przemówił, choć jego słowa jeszcze bardziej namieszały mi w głowie. - Jest zaskoczony. Jeśli Sasuke Uchiha jest zaskoczony swoim prezentem, to możesz uznać to za sukces.
   Zaskoczony... prezentem?
   Nim zdążyłem dokładniej przyswoić sobie jego słowa, znalazł się tuż obok. I mnie przytulił. Dał mi mocny, braterski uścisk, który wzbudził we mnie milion różnych emocji. Ale miałem dowód. Nie zwariowałem - Itachi tutaj był. I właśnie w tej chwili go obejmowałem. Mocniej zacisnąłem palce na jego białej koszuli, starając się opanować wszechogarniający szok, coby ustąpił miejsca radości.
   - Niespodzianka, braciszku - poinformował, żeby zaraz poczochrać ręką moje włosy. Chociaż tego nienawidziłem, w tej chwili ten gest wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech. - Sakura jest strasznie uparta, co? Chłopaki żalili się, że przyparła ich wszystkich do muru. Postawiła na nogi całe Hittori, komendę i więzienie, żeby wywlec mnie stamtąd na cztery godziny.
   Mówiąc to wszystko, patrzył mi prosto w oczy. I choć w jego tęczówkach dostrzegłem łagodność, sporo miejsca zajmowała tam także sugestia. Próbował wskazać mi, co powinienem zrobić.
   Sakura. To ona była powodem. To ona była odpowiedzią na wszystkie moje pytanie. To ona była w tej chwili wszystkim. Natychmiast przebiegłem spojrzeniem po tłumie, zatrzymując się na zielonych tęczówkach dziewczyny. Stała pomiędzy swoim szefem a Deidarą, ale to nie miało znaczenia. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
   - Wesołych świąt - rzuciła, bez cienia uśmiechu na twarzy.
   Zaraz potem się wycofała i zniknęła gdzieś za tłumem, który gonił przywitać się z moim bratem. Na czele tego tłumu maszerowała Samui - ze łzami w oczach. Odsunąłem się od brata, by ułatwić jej do niego dostęp. I nie pomyliłem się - rzuciła się na niego, a ten nie był nawet w stanie udawać, że nie chce odwzajemnić jej uścisku.
   Moją głowę zaprzątało jednak jedno imię. Wirowało niczym natrętna mucha: Sakura, Sakura, Sakura. 
   Jestem idiotą.
   Bez zawahania wyminąłem wpierw Naruto, a potem Temari. Swój obiekt docelowy dostrzegłem na balkonie, więc - nie marnując nawet chwili - dotarłem tam już kilka sekund później. 
   - To ty - wypaliłem oskarżycielsko, gdy tylko znalazłem się obok.
   Z łaską przeniosła na mnie swoje spojrzenie. Byłem zbyt podniecony - w każdym tego słowa znaczeniu - by próbować odczytać z jej twarzy jakiekolwiek uczucia.
   - Ja - potwierdziła z irytacją. - Z pomocą kilku osób, w tym Sasoriego.
   Położyła na to słowo specjalny nacisk, ale nie udało jej się mnie zirytować. Idiota. Idiota. Gorszy, niż Naruto. Jak mogłem odzywać się do niej w ten sposób? Nie, wróć. Jak ona mogła zrobić mi coś takiego? Jak w ogóle była w stanie ukryć to wszystko aż do ostatniej chwili?
   Ta kobieta...
   - Sakura - zacząłem, próbując nieco się uspokoić. Nie było to proste, zważywszy na serce, które łomotało mi w piersi jak oszalałe. - Jesteś niemożliwa.
   Jej mina świadczyła o tym, że niczego nie zrozumiała. Nie przejąłem się tym zbytnio, bo nie byłem w stanie dłużej się hamować. Przyciągnąłem ją do siebie i łapczywie złączyłem swoje usta z jej malinowymi wargami. Była zaskoczona, ale pogłębiła pieszczotę. Błąd - nie powinna prowokować mnie w takim stanie. Pchnąłem ją na barierkę i mocniej zacisnąłem ramiona wokół jej ciała. Przeklęta. Przeklęta, przeklęta, przeklęta. Nigdy nie spodziewałem się, że jakiejkolwiek damie uda się doprowadzić do tego, bym stracił dla niej głowę. Do teraz. Miałem ją tuż przed sobą - piękną, inteligentną, zaradną, stanowczą, wyrozumiałą, silną, czułą i piekielnie seksowną. Jej różowe włosy próbowały wydostać się zza czerwonej czapki, a błyszczące tęczówki skryły się pod powiekami. Ucieleśnienie moich wszelkich pragnień.
   Sakura Haruno.
   - Poczekaj, moment - przerwała pieszczotę, jednak nie pozwoliłem jej odsunąć się bardziej, niż na kilka milimetrów. Oboje z trudem próbowaliśmy unormować oddech. - Czy to znaczy, że prezent jednak cię się spodobał?
   Szybko odnalazłem wzrokiem tęczówki, które - świadomy konsekwencji - mógłbym oglądać bez końca. Uśmiechnęła się tak uroczo, że jeszcze bardziej zapragnąłem wyciągnąć ją z tego mieszkania i zaprowadzić gdzieś, gdzie zostalibyśmy całkiem sami.
   - Może być - stwierdziłem z uznaniem, po czym sam posłałem jej łobuzerski uśmiech.
   Już miałem ponownie zmusić ją do pocałunku, gdy położyła na moich ustach palec. Uniosłem z irytacją brew. Wiedziałem, że ktoś musiał przystopować, ale ja tym razem nie byłbym w stanie się na to zdobyć.
   - Wracamy, Uchiha - oznajmiła, łypiąc na mnie krytycznie. - Czeka nas kolacja, a ty musisz nacieszyć się prezentem do dwudziestej drugiej.
   Przez chwilę prowadziłem z nią wojnę na spojrzenia, jednak była nieustępliwa. Westchnąłem ciężko i kiwnąłem głową.
   - Pod jednym warunkiem - zaznaczyłem, przejeżdżając palcami po jej rozgrzanym policzku. - Po kolacji cię gdzieś zabieram. Też musisz dostać swój prezent.
   Uniosła kąciki ust w iście uwodzicielskim uśmiechu.
   - Dobra.
   Zganiłem ją wzrokiem.
   - Nie o tym myślałem - sprecyzowałem.
   Z jej gardła wydobyło się coś na kształt ,,phi". 
   - O tym też - stwierdziła, ponętnie poruszając biodrami. - Jeszcze jakieś konkluzje?
   Mrugnęła do mnie, po czym przeszła tuż obok, znikając zaraz za drzwiami balkonu. 
   Dobra. Przekonała mnie.



   Kolacja świąteczna była jednym z najlepszych momentów w tym roku. Nie tylko przez wzgląd na to, że Ino dopięła wszystko na ostatni guzik, a przede wszystkim dlatego, iż byli tutaj wszyscy moi najbliżsi. Przez prawie cztery godziny miałem czas, żeby nacieszyć się obecnością Itachiego, opowiadać z innymi głupie dowcipy, śpiewać kolędy i rywalizować z Naruto w tak błahych sprawach, jak to, kto zje więcej tortu. 
   Chociaż kompletnie to do mnie nie pasowało, żałowałem, że zaraz wszystko się skończy.
   Te święta przypominały mi ostatnie, podczas których byłem naprawdę szczęśliwy - te z całą rodziną. Obserwowałem Samui i Itachiego, którzy sprawiali wrażenie, jakoby nic nigdy nie stanęło na ich drodze. Zapomnieli o bożym świecie - więzieniu, pożarze i wszelkich niesnaskach, a w zamian za to cieszyli się swoim towarzystwem. Zazdrościłem im tego uczucia. Przede wszystkim im, choć w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka par - według mojego mniemania - praktycznie dla siebie stworzonych. Chociażby Temari i Shikamaru. Właśnie sprzeczali się o to, czy blondynka powinna zgodzić się na przeprowadzenie wywiadu z jakimś przystojnym sportowcem. Nara był temu ewidentnie przeciwny, z kolei jego narzeczona obstawiała przy tym, że jest idiotą i mimo wszystko przyjmie propozycję, bo to jej praca. Gówno prawda. Chciała tylko jak zwykle pokonać go podczas dyskusji, tymczasem w jej oczach dostrzegałem wyraźną uciechę z zazdrości Shikamaru. Nie trzeba było być Einstainem, żeby się domyślić, że specjalnie dla niego i tak nie przyjmie tego zlecenia. 
   Jeżeli ktoś z obecnych w pomieszczeniu był gotowy, by wziąć ślub za dwa dni, to była to właśnie ich dwójka. I chociaż poniekąd traktowałem Sabaku jak siostrę, to w jego ręce mogłem ją oddać bez wahania. Nie, żebym miał jakieś inne wyjście - w końcu i tak zawsze dostawała to, czego chciała.
   Jeśli chodziło o resztę, to każdy miał jakieś zajęcie. Naruto właśnie podlizywał się Hinacie, chcąc, by nie irytowała się już tym, że przypadkowo oblał jej sukienkę barszczem. Twierdził, że równie pięknie wygląda z wielką plamą na dekolcie. Tenten rozmawiała z Hanabi o jakichś sprawach dotyczących ślubu, a Neji - siedzący pomiędzy nimi - sprawiał wrażenie znudzonego do granic możliwości. Chouji objadał się resztkami kurczaka, które pozostawiliśmy na stole, a Deidara po raz enty dzisiejszego wieczoru krytykował strój Kiby. Robił to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę Yamanaki, ale ona dzielnie trwała przy swoim byłym facecie. Oboje przypominali mi dzieci zagubione we mgle. Nawet Aya wydawała się być zadowolona, gdy wspominała z Deidarą - gdy ten już próbował olewać Inuzukę - stare, dobre czasy.
   Pozostawała tylko nasza trójka. Łypnąłem groźnie na Sasoriego, który odważył się usiąć po drugiej stronie Sakury. Ten koleś działał mi na nerwy i ignorował wszelkie ostrzeżenia. To z kolei wyprowadzało mnie z równowagi jeszcze bardziej. Znał moje możliwości, a jeśli pomimo tego i tak lekceważył polecenia, oznaczało to, że naprawdę zależy mu na Haruno.
   - Możemy obejrzeć jeszcze Kevina samego w Nowym Jorku - rzucił w jej stronę.
   Dopiero co oglądaliśmy pierwszą część tego filmu i choć każdy znał go na pamięć, wszystkim się podobało. Proponowanie drugiej części było tylko próbą zatrzymania jej tutaj na dłużej. Akasuna zapominał tylko o jednej rzeczy - od teraz ta kobieta należała do mnie. Dosłownie i w przenośni.
   - Sakura nie będzie miała na tyle czasu - odpowiedziałem za nią.
   Zerknęła na mnie kątem oka, ale się nie odezwała.
   - Tęskniłam za tym. - Tym razem to Ino przemówiła, ściągając na siebie uwagę zgromadzonych. - Za świętami w waszym towarzystwie. Za obżeraniem się ile wlezie, wyciem kolęd, rozmawianiem o bzdurach i olewaniem jutra. Dlaczego tak jest tylko w święta? - stęknęła, opierając głowę o ramię Kiby.
   Temari westchnęła.
   - Pewnie dlatego, że nie wytrzymalibyśmy w roku ani jednej chwili dłużej, w której zachowujesz się jak spaczony tyran - zreferowała.
   Ino trochę się naburmuszyła, a ja poczułem, że Sakura ściska moją dłoń.
   - Wolałabym odpowiedź, że to przez wyjątkowy klimat, ale dzięki za uświadomienie.
   Jej słowa zostały skomentowane gromkim śmiechem ze strony gości.
   - Śmiejcie się, śmiejcie - fuknęła nagle Haruno. - Jednak ja chciałabym przypomnieć, że za dwa dni jest ślub. To oznacza, że ten oto szatan - wskazała palcem na Ino. - Ściągnie nas z łóżek o szóstej i tyrania zacznie się na nowo.
   Temari parsknęła śmiechem.
   - To już wasz problem - stwierdziła. - Ja będę mogła leżeć i pachnieć.
   Sprytna bestia. Nie bez powodu wybrała Ino na przedstawiciela swojego ,,sztabu ślubnego". Wiedziała, że blondynka dokładnie się wszystkim zajmie, a sama mogła uniknąć zbędnych kłopotów. Ot, cała Temari Sabaku.
   - Żałuje, że nie pojawię się na ślubie - mruknął ponuro Itachi, jednak zaraz na powrót się rozchmurzył. - Tak czy siak, życzę wam szczęścia! Prezent i kilka słów więcej przekażę przez Sasuke - poinformował.
   Dobrze wiedzieć.
   Niemniej, kolejną, niebywałą zaletą tego wieczoru było zachowanie moich przyjaciół. Od dawna wiedziałem, że nikt nie wierzy w winę mojego brata. Ba! Teraz nawet chcieli zrobić wszystko, by pomóc mu wyjść zza krat.
   - Spokojnie, Uchiha - zaczął Shikamaru, zerkając z rozbawieniem w kierunku mojego brata. - Chrzcin już nie przepuścisz.
   Nim ktokolwiek z nas zdążył sobie o czymś pomyśleć, Temari z impetem trzasnęła go w ramię.
   - Jakich chrzcin?! - warknęła z rozdrażnieniem. - Nie żartuj sobie, bo Ino zacznie ciągać mnie po lekarzach!
   Sakura zachichotała cicho, a za nią poszło jeszcze kilka osób.
   


***






    Ta kolacja zdawała się być spełnieniem jednego z moich ostatnich marzeń. Pragnęłam, by choć na kilka godzin między wszystkimi zapanował pokój. By wszyscy, choć przez kilka godzin, byli szczęśliwi. I może to tylko moje wrażenie, ale chyba udało się to osiągnąć. Było wesoło, przytulnie i nade wszystko po staremu. Nikt nie próbował się pozabijać, nikt o nic nie wypytywał. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
   Nawet Sasuke wydawał mi się znacznie radośniejszy, niż zazwyczaj. Nie zmieniło się to nawet w chwili, w której chłopaki zabrali z naszego mieszkania Itachiego, żeby - zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami - odprowadzić go do aresztu o odpowiedniej porze. Byłam taka spełniona, że chciałam jedynie położyć się spać, ale Uchiha skutecznie mnie od tego odwiódł.
   Cały czas pamiętał o niespodziance, którą mi obiecał.
   Porwał mnie z mieszkania niemal od razu po wyjściu Itachiego. Próbowałam dowiedzieć się, gdzie chce mnie zabrać jakieś milion razy, ale skutecznie unikał tematu. Najpierw wsiedliśmy do jego jeepa, później w ciszy pojechaliśmy na przedmieścia. Spacerem pokonaliśmy jakiś kilometr, ale wcale na to nie narzekałam. Przez cały czas trzymałam rękę Uchihy, na co nie pozwalał mi praktycznie nigdy. Mijaliśmy mnóstwo świecących choinek i świątecznych szyldów, a z nieba delikatnie prószył śnieg. Niezależnie od tego, co zamierzał zrobić arogant, wszystko wydawało się być bardzo romantyczne.
   Do czasu, aż wprowadził mnie do ogromnego budynku, który odrobinę przypominał stadion. Było jednak zbyt późno, bym lepiej się przyjrzała. Po pierwszych pięciu krokach przebytych w całkowitej ciemności spodziewałam się, że lada moment czeka mnie zaskoczenie. Gdy jednak wykonaliśmy pięćdziesiąt kolejnych, zaczynałam szczerze wątpić w swoje przypuszczenia. Nie tylko musiałam całkowicie zaufać mężczyźnie obok, ale pozwalałam, by co chwilę ciągnął mnie w innym kierunku. Jakim cudem wiedział, gdzie iść?
   - Sasuke, tutaj jest kompletnie ciemno - zauważyłam. Tak, jakby nie było to oczywiste. - Gdzie my idziemy?
   Parsknął pod nosem.
   - Musisz być taka ciekawska? - burknął cicho. - Zabieram cię na randkę.
   Jakiż zaszczyt, Uchiha zabrał mnie na randkę.
    - Oryginalnie - pochwaliłam go z sarkazmem.
   Wiedziałam, że załapie, o co mi chodzi. Jak pokręconym trzeba być, żeby wszystko robić nie po kolei? Najpierw mnie pocałował, później się ze mną przespał - nie raz i nie dwa, swoją drogą - a teraz zdecydował się na to, by zabrać mnie na randkę. I to nie byle jaką! Nie dość, że w święta, to jeszcze na jakieś odludzie. Gdzieś, gdzie nie było żywego ducha. Gdzieś, gdzie panował mrok.
   W pewnym momencie mój towarzysz się zatrzymał. Zrobiłam to samo, wiedziona uściskiem, jaki sprezentował mojej dłoni. Wzięłam głęboki wdech, próbując nie zniecierpliwić się do końca. Powinnam docenić gest, prawda? Przecież to Sasuke Uchiha. Nie mógłby być specem od randek. Szczerze wątpiłam, by kiedykolwiek na jakiejś był, nawet z Ayą. Nie musiał zawracać sobie głowy takimi bzdetami, skoro wszystkie kobiety i tak kleiły się do niego bez specjalnej zachęty. Każda inna, będąc na moim miejscu, skakałaby z radości zważając na sam gest.
   - Gotowa? - wychrypiał wreszcie, a ja poczułam na twarzy jego gorący oddech.
   Mogło nas dzielić góra kilka centymetrów.
   - Na co?
   Nie uzyskałam odpowiedzi słownej, ale nie była mi potrzebna. Moje oczy oślepiło nagłe, niesamowicie jasne światło. Dobiegało ze wszystkich stron, czego za grosz nie potrafiłam zrozumieć. Zasłoniłam oczy dłonią, rażona ilością łun. Co to było? Zamiast czekać na jakąkolwiek podpowiedź, powoli zaczęłam zsuwać dłoń z twarzy. I wtedy zrozumiałam. 
   Byliśmy w ogrodzie. Tyle tylko, że nie w byle jakim - najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. Stworzonym z milionów malutkich, świątecznych lampek w najróżniejszych kolorach. Wszystko było nimi przyozdobione - choinki, drzewa, ławki, nawet niewielkie budynki. Dostrzegłam także sporo figurek świątecznych, które były z nich zbudowane - renifery, elfy, bałwany i sanie świętego mikołaja. Dawało to tak niesamowity efekt, że chłonęłam ten widok jak gąbka, z lekko rozdziawionymi ustami. Najbardziej zaskakujący był jednak fakt, że byliśmy tutaj całkowicie sami. Staliśmy pod daszkiem przywodzącym na myśl wieżyczkę małego kościółka, który także w całości zbudowany był z kolorowych światełek.
   Z trudem powstrzymując się od dalszego zachwytu nad tym miejscem, przeniosłam spojrzenie na mężczyznę przed sobą. W blasku tych wszystkich lampeczek wydawał się być przystojniejszy, niż kiedykolwiek. Przyjął nonszalancką pozę i wpatrywał się we mnie z szelmowskim uśmiechem. Sprawiał, że moje serce próbowało wyrwać się z piersi. Sprawiał, że trudniej było mi oddychać. Sprawiał, że wstydziłam się swoich własnych myśli. 
   Z tysiąca słów, jakie cisnęły mi się na usta, wybrałam te najmniej znaczące.
   - Gdzie my jesteśmy?
   - Na starym stadionie F.C Tokyo - odpowiedział.
   Zaczynałam rozumieć. Media od kilku miesięcy trąbiły o tym, że na nieużywanym już obiekcie sportowym czołowej drużyny piłkarskiej miasta, ma się odbyć największa wystawa świąteczna od ponad dwudziestu lat. Sam Neji wspominał nam o tym, że była z tym masa problemów. Nie tylko ze względu na to, że projekt pochłonął niewyobrażalną ilość funduszy, a przede wszystkim dlatego, że zaledwie niewielki odsetek chętnych otrzymał bilety. Z tego co wiedziałam, zostały one wyprzedane już kilka miesięcy temu i to tylko największym bogaczom, zarówno z kraju, jak i spoza jego granic. 
   Był tylko jeden problem - dałabym sobie głowę uciąć, że wystawa miała odbyć się dopiero jutro.
   - Sasuke... - zaczęłam niepewnie, jeszcze raz obrzucając spojrzeniem kilka świecących drzewek. - Otwarcie miało być jutro.
   Westchnął.
   - I będzie - przyznał, przeczesując dłonią swoją bujną czuprynę. - Powiedzmy, że jesteśmy VIP-ami i wbiliśmy się trochę wcześniej.
   Nie wierzyłam w to, co mówił. Nawet przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego tęczówki, oczekując jakiegoś ,,żartuję", ale się nie doczekałam. Mówił całkowicie poważnie. Jak on zdobył pozwolenie na to, żeby dostać się tutaj przed otwarciem? Jak dopiął tego, żeby zgodzili się pokazać to wszystko tylko i wyłącznie naszej dwójce? Jeśli same bilety kosztowały tak dużo, to...
   - Jak? - zapytałam bez ogródek, ponownie odnajdując jego czarne tęczówki.
   Pokręcił głową ze zniecierpliwieniem.
   - Ciekawska jesteś, co? - mruknął, unosząc brwi ku górze. - Nieważne, ale wszystko odbywa się legalnie, jeśli cię to uspokoi.
   Żachnęłam się. Nie przeszło mi przez myśl, że mogłoby się to odbywać nielegalnie. To znaczy, zapewne pomyślałabym o tym w pierwszej kolejności jeszcze kilka tygodni temu, ale nie teraz. Przypuszczałam, że Sasuke załatwił wszystko pieniędzmi, których ostatecznie mu nie brakowało. Mimo to nie byłam zadowolona z tego, że wydał na mnie aż tyle.
   - Słuchaj...
   - Jedno słowo o moim budżecie, a sobie pójdę.
   Nadymałam policzki, jednak zdecydowałam się go posłuchać. Rzadko trafiała się okazja randki z kimś takim, jak pan stojący naprzeciwko mnie. Zamiast więc dłużej się denerwować, uśmiechnęłam się najwdzięczniej, jak potrafiłam.
   - Dziękuję - zmieniłam temat, po raz kolejny rozglądając się dookoła. Nie mogłam nacieszyć się pięknem tego miejsca. - Niesamowite, prawda?
   Nie zwróciłam większej uwagi na to, że milczał przez dłuższą chwilę. Chciałam zapamiętać zarówno obraz ogrodu, jak i sam ten moment. 
   - Tak, niesamowite... - stwierdził cicho, żeby zaraz położyć palce na moim policzku i obrócić moją głowę w swoją stronę. Znów wpatrywaliśmy się sobie w oczy, choć nie byłam w stanie odczytać dokładnych zamiarów mężczyzny. - Są niesamowite, więc nie zabieraj ich ode mnie.
   Co?
   Dlaczego miałabym zabrać mu światełka? Przecież... nie. Nie, to nie o światełka mu chodziło i czułam się jak idiotka, że zrozumiałam to dopiero po kilku sekundach. Nie spuszczał spojrzenia z moich tęczówek, a z jego mogłam odczytać przede wszystkim jedno - pragnienie.
   - Zabrałeś mnie tu dlatego, że przyprowadziłam Itachiego? - zapytałam cicho.
   Zaprzeczył ruchem głowy, a zaraz potem zmniejszył odległość między nami do minimum. Czułam ciepło jego ciała, słyszałam nieco przyśpieszony oddech i marzyłam jedynie o tym, by zostać tutaj na zawsze. Do czego doszło, żeby jakiemukolwiek mężczyźnie udało się zawrócić mi w głowie?
   - Głupia - zganił mnie z uroczym uśmiechem na twarzy. - Przyprowadziłem cię tu z wielu powodów, ale wśród nich jeden wysuwa się na prowadzenie.
   Uniosłam sceptycznie brwi.
   - Jaki?
   Już nawet nie złościł się za moje pytania. Zjechał spojrzeniem niżej i odnalazł moją dłoń, z którą zaraz splótł swoje palce. Serce zabiło mi dwukrotnie mocniej, bo spodziewałam się, że to nie koniec nowości. Pochylił głowę nad moim ramieniem i przez chwilę postanowił się ze mną drażnić, bo nie odezwał się słowem. Przez chwilę, bo wreszcie wolną ręką lekko podciągnął moją czapkę z pomponem.
   - Jesteś nachalną, irytującą, wciskającą nos w nie swoje sprawy prostaczką - wyszeptał wprost do mojego ucha.
   Zadrżałam, choć nawet w jednej setnej nie oddawało to obecnego stanu mojego ciała. Poczułam, że coś w nim wybuchło. W tej jednej, krótkiej sekundzie eksplodował w nim ładunek, a ja nie mogłam już tego powstrzymać. Zrozumiałam. Przyznałam przed samą sobą to, co powinnam wiedzieć już dawno temu. Sasuke odchylił głowę, a ja ponownie odnalazłam jego czarne tęczówki. Głębokie, tajemnicze -te, które tak bardzo chciałam poznać. Te, które zawsze pragnęłam rozszyfrować. Te, które pokochałam tak, jak jego.
   Kocham Sasuke Uchihę.
   - A ty aroganckim, infantylnym egoistą, niewidzącym nic poza czubkiem własnego nosa - wychrypiałam wprost w jego rozchylone wargi.
   Nie musiałam dłużej czekać. Sasuke pocałował mnie tak intensywnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Jeszcze bardziej euforycznie, niż na balkonie, kilka godzin temu. Odwzajemniłam pieszczotę natychmiast, wiedząc, że niczego nie pragnę bardziej. Ten mężczyzna był dla mnie wszystkim. Zarzuciłam ręce na jego kark, pozwalając, by mocno objął mnie ramionami w talii. Oboje chcieliśmy pogłębić tę czułość, choć było to już praktycznie niemożliwe. Może nawet utkwilibyśmy w tej pozycji na kilka kolejnych godzin, nie zważając na zimno, aczkolwiek musieliśmy zaprzestać. Chociażby po to, by oddychać, bo fizjologicznie byśmy nie przetrwali.
   Z trudem próbowaliśmy unormować duszności, ale nawet wtedy nie dałam mu spokoju. Wolno wodziłam dłońmi po jego rozgrzanych policzkach i rozkoszowałam się sposobem, w który na mnie patrzył.
   - Coś ty ze mną zrobiła - stęknął, przygryzając wargę. Boże, miałam ochotę go przez to pożreć. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Nie powinniśmy, Sakura, wiesz o tym?
   Prychnęłam, tak, jak to on miał w zwyczaju.
   - Nie tobie to oceniać - stwierdziłam, jednak zaraz się ocknęłam. Nie przestając wpatrywać mu się w oczy, w końcu zorientowałam się, o co chodzi. Skapitulował. - Co to znaczy?
   - Obiecaj, że nie będziesz się przesadnie wtrącała i zaczniesz słuchać, co się do ciebie mówi - dyktował. - Mówię poważnie. Muszę być pewien, że nic ci nie grozi.
   Nie obchodziło mnie, co mówił. Dotarł do mnie główny przekaz i nic więcej się nie liczyło. Sasuke, w swój typowy, skomplikowany sposób proponował, byśmy zostali parą. Uśmiechnęłam się tak szeroko, jak to tylko było możliwe i gwałtownie mu przerwałam - kolejnym pocałunkiem.
   - Tak - wypaliłam tylko, gdy już go przerwaliśmy. - Tak, tak, tak.
   Zamierzał mnie wyśmiać, jednak mu na to nie pozwoliłam, znów konfrontując nasze usta. Byłam zbyt szczęśliwa, by czegokolwiek słuchać i zbyt podniecona, żeby marnować czas.
   Sasuke Uchiha oficjalnie jest moim chłopakiem.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   

Boże, jak słodko. Boże, jak anielsko. Motyle latają, słońce świeci...
Lubię pisać takie sceny od czasu do czasu, ale nie na dłuższą metę, ha!
Musi się dziać. Musi być krew, musi być płacz, musi być ból! Wszystko ma być ciekawie, a nie :> Takie tam, przemyślenia! W każdym razie - jeśli lubicie SasuSaku w tym wydaniu, to uwaga uwaga, udzielam dobrej rady: nacieszcie się, póki możecie :>


Tak co do reszty rozdziału, to muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona :D Po prostu uwielbiam pisać sceny całej ekipy, zawsze mam wenę na ich momenty grupowe! :D

Z życia Kix: Jaaaaaaaaaaaaa, tak strasznie zawiodłam się finałem PLL, że to tragedia ;/ Nie zaspojlruję, kto jest kim, nie będę już taka, ale no... serio, Marlene oficjalnie zawiodła mnie na maksa xd Sześć lat na to czekałam! Grrr... a tak z lepszych rzeczy - pół dnia się dzisiaj wylegiwałam na leżaku w ogródku <3 Taki nic-nie-robienie w stylu Shikamaru po prostu uwielbiaaaaaaaam od czasu do czasu! :D 

Btw, co do Shikamaru - spodziewajcie się go całkiem sporo w przyszłym rozdziale :> 

Buziaki! 


9 komentarzy:

  1. Genialny rozdział!
    Tyle romantyzmu w Sasusaku...jednak i tak nie pobili Kiby który tym rozdziałem podbił moje małe serduszko ��
    Postać Ino była tak naładowania energią że aż miło popatrzeć ��
    Życzę weny!
    Abstrahując ponoć coś z Cece czy Wrenem miala być jakaś akcja ale żeby w końcu się dowiedzieć to trzeba ogladac a mnie bardziej ciekawil nowy rozdzialik- tak A musi poczekać ��
    Xoxo Lunia-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę za dużo powiedzieć, żeby ci nie zaspoilerować za bardzo - ale gdyby była faktycznie z Wrenem, to bym była w siódmym niebie w porównaniu do tego, co faktycznie zobaczyłam ;3 Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  2. Jeju, ja chcę Boże Narodzenia. Po ciężkim tygodniu, taaaaki przyjemny rozdział. Ino-Tyran najlepsza :D Sasuke nazywający Saki Czortem- bezcenne. Ogólnie Kiba wysuwa się na moją favourite postać <3 jest taki uroczy. Ejjj, niech SasuSaku będą szczęśliwi, noo. Tak ładnie się prezentują. Jakieś dramaciki okej, ale nie rozdzielaj ich. Podziwiam, że rozdzaiły są regularnie, długie i takie... Emocjonujące, o. Kurde, komentarz na poziomie 6 klasy podstawówki, bez ładu i składu, chaotyczny, ale wybacz, świeżo po przeczytaniu rozdziału i sama rozumiesz, jeszcze jestem w świecie, a raczej scenie, jak Sasuke prosi Sakurę o chodzenie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Krwi, płaczowi i bólowi mówię stanowcze NIE! ><
    Ma być sielsko i anielsko!
    A rozdział super! (Kurna, oni w końcu parą zostali! Wygrałam życie! ;-;)
    Czekam na kolejny!
    Pozdrowionka z wanny
    Shori

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział akurat na urodzniki, ohohoh najlepszy przypadkowy prezencik <3
    Takie to wszystko słodkie, że chyba nie zasnę xD
    Niesamowita jesteś :D
    Dziękuję, pozdrawiam cieplutko i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże!
    Nie możliwe ile pozytywnych emocji wzbudziła we mnie ta notka. Śmieszyło mnie w sumie to, że cały rozdział czytałam z gigantycznym bananem na buzi. Tak zdecydowanie Sasuke i Sakura to idealna para tak jak twój blog wygrał tą notką wszystko.
    Bardzo bardzo i to bardzo czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam sobie twój rozdział w sobotę o 7 rano, jadąc samochodem do rodzinki iii nie musiałam sobie tego nawet umilać muzyką, która jest moim nieodłącznym elementem podczas podróży, ech. Widać, że lubisz opisywać spotkania całej ekipy, bo te sceny są tak bogate w opisy i kipią radością, serio XD
    A co do SasuSaku to rozdział jest przesłodki, nawet bym nie pomyślała o tej akcji z Itachim. I nie psuj ich uroczej relacji, proszę, bo dostarczasz mi ich miłości na tyle, że zupełnie starcza na zapełnienie pustki i żalu, który robi Kishimoto :-( PROSZĘ, NIE BĄDŹ TAKAAAA

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę doczekać się 19'stki ;333

    OdpowiedzUsuń