piątek, 21 sierpnia 2015

#19 Dluzej, niz do smierci



   Dwudziesty szósty grudnia 2014 roku. Dzień ślubu dwójki moich przyjaciół nastał znacznie szybciej, niż bym się tego spodziewała, ale jednocześnie aż za późno, jeśli chodziło o tę parę.
   Wyglądało na to, że to miało być dwanaście ciężkich godzin. Przynajmniej dla mnie, jako, iż byłam jedną z czterech druhen, u boku Ino, Hinaty i - rzecz jasna - tej najważniejszej, pierwszej, czyli Tenten. Praktycznie wszystko załatwiałyśmy same, w związku z czym byłam przerażona ewentualną reakcją Temari. Początkowo zamierzałyśmy iść jej tokiem myślenia, jednak - kiedy zmieniła zdanie po raz enty - udałyśmy się po pomoc do jej narzeczonego. To właśnie Shikamaru dał nam specjalne błogosławieństwo i pomógł w dopracowaniu wszelkich detali, jednocześnie trzymając Sabaku z daleka od wszystkiego.
   Punkt dla niego. Oby tylko się nie pomylił, bo zamiast ślubu, mielibyśmy uciekającą pannę młodą. Chociaż, znając zdenerwowaną Temari, to raczej jej przyszły mąż zwiewałby sprzed ołtarza.
   - Nie macie w lodówce nic do jedzenia - burknął Sasuke.
   Przeniosłam na niego rozdrażnione spojrzenie. Dochodziła dziesiąta, a on nadal nie pozbierał się do wyjścia. 
   - Nie, żebym cię pospieszała, ale wypad - syknęłam, gwałtownie odrzucając na kanapę gazetę, która mówiła o najróżniejszych sposobach rozkładania zastawy stołowej. - Ino się zaraz obudzi, nie wspominając o tym, że lada moment wpadną tutaj dziewczyny.
   Wywrócił teatralnie oczami i zatrzasnął drzwiczki maszyny, a zaraz potem zeskoczył z podestu, zgarniając po drodze jabłko. Zaczął kierować się w moją stronę, co ani trochę mi się nie spodobało. Hm, czy mogłam rozprawiać o tym, jak to jest być dziewczyną Uchihy? Miałam ten zaszczyt od przeszło dwóch dni, choć poza statusem praktycznie nic się nie zmieniło. Może poza tym, że bez skrępowania został u mnie na noc.
   - To straszne - skomentował z udawanym przejęciem. - Matka Shikamaru zobaczy, że nocuje u ciebie twój chłopak. Z pewnością da znać twoim rodzicom, a oni zaproszą mnie na obiad, żeby porozmawiać o antykoncepcji - zadrwił, nonszalancko wkładając dłonie do kieszeni.
   Nie robiłabym sobie żartów z tego, że Yoshino mogła dać znać moim rodzicom. Znali się od wieków, zresztą podobnie było z wujkiem Naruto, Jirayą, matką Kiby, a także rodzinami Ino i Choujiego. Nie chciałabym być w skórze Sasuke, gdyby mój ojciec zażądał spotkania z nim. Tym bardziej, że ostatnio - nieumyślnie - ograniczyłam kontakty z ojcem i matką do minimum.
   - Mówię poważnie, zbieraj się - rozkazałam.
   Prychnął pod nosem i przyciągnął mnie do siebie, zaciskając jedną z dłoni na mojej talii. Zaraz potem skradł mi krótkiego całusa. Matko, nawet nad ranem pachniało mu z ust miętą i jabłkiem.
   - Im bardziej się wkurzasz, tym większą ochotę mam na to, żeby zostać.
   Omiotłam go pełnym dezaprobaty spojrzeniem, jednak w tej samej chwili usłyszeliśmy odchrząknięcie. Oboje odwróciliśmy głowy, żeby dostrzec Ino w progu drzwi, które prowadziły do jej pokoju. Miała na sobie kapcie-pieski i ocieplany szlafrok, a jej włosy wołały w tej chwili o pomstę do nieba, powykrzywiane we wszystkie strony.
   - Cześć - przywitał się luźno Sasuke.
   Uniosła zdawkowo brew.
   - Nie, żeby przeszkadzała mi twoja obecność. Porównując to do tego, co słyszałam w nocy, zachowujecie się cicho jak myszki - zapewniła, a ja automatycznie spaliłam buraka. - Ale przed chwilą dzwonił do mnie Shikamaru i mówił, że musimy naprawdę się wyciszyć, żeby zaraz przyjąć te dwa tornada.
   Nie miałam wątpliwości, że mówi o Temari i Yoshino. Te dwie, najbliższe Narze kobiety w jednym pomieszczeniu? To mogło skończyć się albo tragicznie, albo perfekcyjnie. Modliłam się o drugą opcję.
   - Naprawdę, strasznie wam współczuję - zagwarantował, jednak jego ton był tak ironiczny, że odruchowo uderzyłam go piąstką w ramię. - No co? Idę już, idę. Spotkamy się na miejscu - oznajmił, po czym dość niechętnie skierował się w stronę wyjścia.
   Gdy drzwi się zatrzasnęły, Yamanaka wbiła we mnie karcące spojrzenie.
   - Zamierzasz ze mną o tym porozmawiać? - zapytała, tupiąc nerwowo nogą. - Wreszcie?
   Zachichotałam niewinnie.
   - Nie tak wreszcie - sprecyzowałam, unosząc do góry palec. - Jesteśmy razem dopiero od dwóch dni.
   Zastanowiła się, a gdy w końcu coś wymyśliła - szerzej otworzyła oczy.
   - Czekaj - uniosła dłoń, uniemożliwiając mi wydobywanie z siebie głosu. - Od świątecznej kolacji?
   Przytaknęłam.
   - Mniej-więcej - przyznałam.
   Ino jeszcze przez chwilę wyglądała tak, jakby coś sobie kalkulowała, aż w końcu pisnęła. Pisnęła tak głośno, że moje uszy zaczęły niemo wzywać pomocy, a sąsiedzi, którzy jeszcze nie zdecydowali się wrócić z krainy Morfeusza, teraz zrobili to wbrew swojej woli. Blondynka rzuciła się w moją stronę i przytuliła tak mocno, że kompletnie przestałam orientować się w tym, o co może jej chodzić.
   - Miałam rację, w święta zdarzają się cuda! - stwierdziła, na co moja mina automatycznie zrzedła. Uważała, że mój związek z Sasuke to cud? Że niby co, byłam aż tak słaba, że moja relacja z tym arogantem musiała być ,,cudem"? Najprawdopodobniej wyglądałam naprawdę ponuro, bo gdy tylko rzuciła wzrokiem na moją twarz, natychmiast się odsunęła. - Nie, nie, źle mnie zrozumiałaś!
   Skrzyżowałam ręce na piersi, licząc na to, że będzie miała dobrą wymówkę.
   - Więc może to sprostuj?
   - Ja i Kiba też do siebie wróciliśmy. Po świątecznej kolacji - odpowiedziała bezceremonialnie, wprawiając mnie w całkowite oszołomienie. Co? Więc, oni... do siebie, w końcu?! - Zgrany z nas duet, Haruno, nie sądzisz?
   Jak cholera. Zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, to ja ją uścisnęłam. Jak długo czekałam na ten moment? Jak długo czekałam na to, by uśmiechnęła się w taki sposób, w jaki robiła to teraz? Sześć lat. Ostatni raz była taka szczęśliwa jeszcze wtedy, gdy była dziewczyną Inuzuki. To musiał być dobry znak. Dwa, mijające się głąby do siebie wróciły, ja i Sasuke staliśmy wreszcie na czymś stabilnym, a Temari i Shikamaru mieli się pobrać.
   - Nie masz pojęcia, jak się cieszę! - jęknęłam, odsuwając się od niej na odległość ramion. - Wszyscy będą zadowoleni. Mieliśmy was kompletnie dość.
   Wydęła wargi, analizując moje słowa.
   - To... fajnie. Chyba - skwitowała.
   Zaraz potem parsknęłyśmy śmiechem, aczkolwiek - zanim wznowiłyśmy dyskusję, dzieląc się szczegółami, do naszego mieszkania wparowało tornado. Bez pukania.
   Typowa Temari.



   Rodzice Temari nie żyli. Zarówno ojciec jak i matka kobiety zginęli w wypadku samochodowym, kiedy ona miała dziesięć lat. Katastrofę przeżył tylko jej młodszy brat, Gaara - prawdopodobnie jako jedyny miał zapięte pasy. Wyżej wymienioną dwójkę i najstarszego członka rodzeństwa, Kankuro, pod swoją opiekę wziął brat ich ojca, Baki. Z opowieści Temari wiedziałam tylko tyle, że ich stryj nigdy się ich nie wyparł i zawsze stawał po ich stronie. Początkowo bał się nawet mieć jakiekolwiek życie poza trójką zaadoptowanych bratanków, jednak ostatecznie znalazł sobie żonę - Mikoto - z którą był do dziś. Ostatnim członkiem rodziny panny młodej, który żył i z którym utrzymywała kontakt był brat jej matki, Yashamaru. Niestety, na co dzień mieszkał w Korei i przyjechał jedynie na ślub.
   Do czego dążyłam? Karura, matka Temari, była dla niej bardzo ważna. Miały niesamowity kontakt i ilekroć pojawiał się temat rodziców, narzeczona Shikamaru natychmiast o niej mówiła. Stawała się wtedy na wpół smutna, a na wpół podekscytowana, bo chociaż na chwilę mogła wrócić do wspomnień. W każdym razie - przez swoją relację z Karurą, Sabaku miała zaplanowany ślub od chwili, w której skończyła osiem lat. Zamierzała pobrać się na obrzeżach Tokio - ze zwykłej drogi, która prowadziła wprost do stolicy, skręcało się w poboczną dróżkę. Dwa kilometry jazdy przez las i dojeżdżało się do olbrzymiej polany, na której stały trzy budynki, najprawdopodobniej stworzone właśnie na takie okazje. Jednym z nich była niewielka, biała kapliczka z mnóstwem olbrzymich okien, dzięki którym można było oglądać piękny krajobraz. W tej chwili były to pokryte śniegiem drzewa i rwący potok, który - pomimo niskiej temperatury - nadal nie zamarzł. Drugą budowlą była ,,sala przygotowawcza". Dzieliła się ona na dwie części - jedną dostępną tylko dla pana młodego, a drugą dla panny młodej. To właśnie to miejsce było przeznaczone do wszelkich przygotowań tych, którzy niebawem mieli wziąć ślub. Ostatnim, a jednocześnie największym budynkiem była sala ślubna. Z zewnątrz prezentowała się ona całkiem normalnie - biały, stworzony w barokowym stylu gmach - jednak w środku wszystko było piękne. I drogie, niezaprzeczalnie. Ten, kto decydował się na urządzanie wesela właśnie tutaj, miał prawo zadecydować o każdym aspekcie wystroju sali. 
   Jak można się spodziewać, całe to przedsięwzięcie było bardzo drogie. Mogli sobie na nie pozwolić jedynie najbogatsi obywatele, aczkolwiek Sabaku nie zamierzała pobrać się gdzieś indziej. Pragnęła tego cichego, leśnego zakątka, bo to właśnie tutaj pobrali się jej rodzice. Rozprawiała o tym, że może przez pięćdziesiąt lat zbierać oszczędności, ale wyjdzie za mąż właśnie tam. Problem w tym, że jej narzeczony był bardzo niecierpliwy. I - nade wszystko - bezgranicznie ją kochał. Pewnie dlatego, mimo wszelkich przeciwności, udało mu się wynająć owe miejsce.
   Samo to dowodziło, że odpowiednio wybrała partnera.
   Znajdowałyśmy się w pomieszczeniu przygotowawczym już od dwóch godzin. Dobiegała piętnasta, co oznaczało, że ślub miał się rozpocząć za dokładnie trzy godziny. Poza czwórką druhen, także matka Shikamaru - Yoshino - i żona Bakiego, Mikoto, postanowiły zawracać pannie młodej tyłek. Obserwując to wszystko z boku, obiektywnie musiałam stwierdzić, że wesele było równie pięknym, co strasznym przeżyciem. Jakby głównej bohaterce dzisiejszego wieczoru nie wystarczył stres związany z tym, że ma się z kimś związać na całe życie, to jeszcze wszyscy wokół wariowali.
   - Temari, przestań się kręcić, już kończę - syknęła Ino.
   Makijaż nadal przed nimi, ale przynajmniej była niemal na mecie, jeśli chodziło o fryzurę panny młodej. Spięła włosy Sabaku w wysokiego koka, a teraz zostały tylko fragmenty ozdobne - białe różyczki, brokat, trzy tony lakieru. 
   - Pamiętam te nerwy związane ze ślubem - rzuciła Yoshino. Swoją drogą, na całe szczęście, dogadywały się z panną młodą nadzwyczajnie dobrze. - Zastanawianie się nad tym, co będzie, a prawda jest taka, że po ślubie wszystko staje się tylko mniej ekscytujące.
   - Prawda? - wtrąciła natychmiast Mikoto, podpierając podbródek na dłoni. - Myślisz, że będzie cudownie, a rzeczywistość jest całkiem inna. Do związku wdziera się monotonia - dodała z przekąsem.
   Zerknęłam porozumiewawczo na pozostałe druhny, które były równie poddenerwowane tą sytuacją. Temari i tak dostawała bzika.
   - Tak, przychodzi nuda - przyznała matka Shikamaru, wzdychając cicho. - Facet przestaje się starać, ty przestajesz o siebie dbać...
   - Nie pomagacie - wysyczała przez zaciśnięte zęby Sabaku.
   Mikoto zignorowała blondynkę, ochoczo kiwając głową.
   - Każdy dzień staje się taki sam, a ty zmieniasz się w kurę domową - wymamrotała. 
   - Dokładnie! I później pojawiają się jeszcze dzieci - stwierdziła Yoshino, machając niedbale ręką. - Nie dość, że musisz się nimi zajmować, to zaczynasz podejrzewać męża o zdradę.
   Tenten uderzyła pięścią w blat biurka - i zrobiła to tak mocno, że pojawiło się na nim niewielkie pęknięcie. Nie przejęła się tym zbytnio, miażdżąc wzrokiem dwie, najstarsze kobiety w tym pomieszczeniu. Właśnie od tego była pierwsza druhna - od dbania, by nikt nie mieszał pannie młodej w głowie.
   - Paniom podziękujemy - oznajmiła, wskazując palcem na wyjście.
   ,,Matki" zerknęły po sobie, po czym zachichotały nerwowo.
   - Przecież to nie znaczy, że znika miłość! - stwierdziła żona Bakiego, ruszając w kierunku Temari. - Fakt, pojawiają się trudności, ale uczucie nie wygasa.
   Yoshino kiwnęła głową.
   - Tak, dokładnie! Pielęgnuje się je codziennie tak samo - stwierdziła, żeby zaraz się skrzywić. - I tak samo, i tak samo...
   - WYJAZD! - wrzasnęła Tenten.
   To chyba wystarczyło, bo obie kobiety się poddały. Jezusie, były najgorszymi pomocnicami ślubnymi, jakie świat widział. Wybąknęły coś na kształt ,,przepraszam" i obie zniknęły za drzwiami, które Hinata - polać jej - zamknęła za nimi na klucz. Piątka dziewczyn zdecydowanie wystarczyła, jeśli mówić o piętnastu metrach kwadratowych.
   - Gotowe - mruknęła Ino, wyraźnie dumna ze swojego dzieła. - Podoba ci się? - zwróciła się bezpośrednio do Temari.
   Dopiero teraz na dłużej utkwiłam spojrzenie w jej twarzy. Wypisane było na niej tak wiele uczuć, że nie byłam w stanie zdefiniować wszystkich - przerażenie, powątpiewanie, nerwy, niezrozumienie. 
   - Słyszałyście? - wymamrotała, podnosząc się do pozycji stojącej. Nawet nie spojrzała na swoją fryzurę. - Nie mogę za niego wyjść. Wszystko się spieprzy. Przestanę o siebie dbać, a on mnie zdradzi...
   Wzniosłam wzrok do sufitu i podniosłam się z kanapy.
   - Przestań wariować - mruknęłam, zatrzymując się naprzeciwko kobiety. - To tylko takie głupie gadanie. Zresztą, sama powinnaś wiedzieć, że Shikamaru cię nie zdradzi. Nikt normalny by się na to nie odważył.
   Parsknęła śmiechem, przejeżdżając dłonią po czole. Hyuuga i Yamanaka bardzo szybko pojawiły się obok nas, choć żadna nie miała wystarczającego doświadczenia, by cokolwiek zdziałać.
   - Poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy - odezwała się Ino, unosząc palec ku górze. - Nara jest zbyt leniwy, żeby szukać kandydatki na kochankę. 
   Zgromiłam ją spojrzeniem. Wiedziałam, że chciała dobrze, ale nie wyszło - Temari nie była teraz normalnym człowiekiem. Była mieszanką wybuchową, a biorąc pod uwagę jej charakter na co dzień - prawdziwym wulkanem, który mógł wybuchnąć lada chwila.
   - Sugerujesz, że zdradziłby mnie, gdyby chciało mu się ruszyć tyłek?
   - Nie, nie to chciała powiedzieć - wtrąciła Hinata, uśmiechając się pociesznie. - Chodziło jej o to, że ty mu wystarczysz. Zawsze będziesz.
   Sabaku uniosła brwi i już chciała się kłócić, gdy ktoś donośnie prychnął. Odwróciłam się i dostrzegłam Tenten opartą luźno o ścianę. Oglądała właśnie swoje paznokcie, kompletnie nie przejmując się zamieszaniem.
   - Przestańcie traktować ją jak biednego kotka - zażądała hardo. - Zaczyna fiksować.
   - Och, może powiesz w tym temacie coś więcej? - mruknęła Temari, kładąc dłonie na biodrach.
   Tenten wreszcie wbiła w nią rozgniewane spojrzenie.
   - Proszę bardzo - wzruszyła ramionami. - Przestań pieprzyć.
   - Co proszę?
   - To, co słyszałaś - odwarknęła, ruszając w naszą stronę. - Chcesz mi powiedzieć, że masz jakiekolwiek wątpliwości co do tego, żeby poślubić tego mężczyznę? Po tym, jak pomógł ci uwolnić Bakiego? Po tym, jak znalazł dawcę dla Gaary? Po tym, jak spełniał każdą twoją zachciankę? Po tym, jak niejednokrotnie bezpodstawnie wydzierałaś na niego mordę, a on pokornie to przyjmował? Po tym, jak ci się oświadczył? Po tym, jak przeznaczył wszystkie oszczędności swojego życia na urządzenie wesela w tym miejscu, bo ty tego chciałaś? 
   Temari rozchyliła delikatnie wargi.
   - Ja...
   - Kochasz go jak jasna cholera - przerwała jej przyjaciółka, uśmiechając się nieco zbyt łobuzersko. - I doskonale wiesz, że jesteście sobie przeznaczeni. Nawet mam na to dowód.
   Sabaku uniosła brwi. Nasza trójka postanowiła sobie pomilczeć. Umówmy się - jeśli ktokolwiek był w stanie uspokoić to żyjące tornado, to tylko jej najlepsza przyjaciółka. Była jedyną osobą, poza Shikamaru, która potrafiła do niej dotrzeć. Właśnie teraz widziałam, jak bardzo są ze sobą połączone. Jak ja i Naruto.
   - Jaki dowód? - zapytała wreszcie.
   Tenten spoglądnęła przelotnie w naszym kierunku.
   - Zmieniłyśmy kolor paska do twojej sukienki - oznajmiła, wycofując się, żeby sięgnąć do jednej z szafek. - Teraz jest fioletowy.
   Nigdy nie widziałam, by ktoś w jednej sekundzie stał się purpurowy ze złości, ale Temari się to udało.
   - Co, kurwa, zrobiłyście?
   Natsu wywróciła oczami i wyciągnęła ukryty przez nas bukiet ślubny, po czym rzuciła go wprost do rąk Sabaku. Ta przejechała po nim spojrzeniem i dosłownie zamarła.
   - Wiem, że miał się składać z samych twoich ukochanych konwalii, ale zmieniłyśmy zdanie - oświadczyła mrukliwie. - Shikamaru kazał dodać fioletowe lilie. To, zdaje się, ulubione kwiaty twojej mamy. Chyba, że kłamał...?
   Panna młoda zamilkła na długą chwilę. Wbijała spojrzenie w bukiet przed sobą i wydawało mi się, że odpłynęła do innego świata. Błąd - szybko uzyskałam dowód, że nadal znajdowała się pomiędzy nami. Zacisnęła palce na uchwycie bukietu, a w jej oczach - autentycznie - pojawiły się łzy. Bardzo rzadko dane mi było widzieć, żeby Temari płakała. To była jedna z tych chwil godnych zapamiętania.
   - Masz rację - przyznała drżącym głosem, przecierając twarz dłonią. - Kocham go jak jasna cholera.


***


      To, co działo się wokół mnie, przypominało istną maskaradę. Prawdę mówiąc, miałem problem ze zrozumieniem, co w ogóle tutaj robię. Były tylko cztery druhny, co oznaczało, że wystarczyło tyle samo drużb. Shikamaru miał Choujiego, a także Kibę, Naruto i Nejiego - dlaczego musiał wciągnąć w to wszystko także mnie? Wystarczyło jedno ,,nie" z jego strony i miałbym święty spokój. Niestety, najwidoczniej chciał zrobić mi na złość. Teoretycznie sam mogłem odmówić, ale to nie on poinformował mnie o moim tajemniczym zadaniu, tylko Temari. Powiedzieć tej kobiecie ,,nie", to jak strzelić sobie w nogę. Albo gorzej - popełnić samobójstwo.
   Jakby mało mi było zadań na ślubie samym w sobie, to miałem do odczytania także mowę weselną Itachiego. Zmusił mnie, żebym zgodził się ją przeczytać i ubłagał, żebym przed weselem nie zaglądał do środka. Zgodziłem się. Nie wiedziałem dlaczego - może chciałem zwyczajnie mieć niespodziankę? Tak, prawdopodobnie.
   W każdym razie, cieszyłem się, że jestem facetem. Do ślubu pozostało piętnaście minut, a my byliśmy gotowi. Prawdę mówiąc, od ponad dwóch godzin siedzieliśmy na kanapach i opowiadaliśmy sobie głupie żarty, by zająć czymś czas. Przygotowanie faceta a kobiety znacznie się różniło - Shikamaru tyko ubrał się w smoking i zdawał nie przejmować. To było dla niego typowe. Stracił humor tylko raz - gdy Kankuro i Gaara wyciągnęli go na poważną rozmowę dotyczącą ich kochanej siostrzyczki.
   Szatana, a nie siostrzyczki.
   Tak czy siak, kiedy Yoshino - matka pana młodego - wparowała tutaj pół godziny temu i zaczęła rozprawiać o tym, że dziewczyny nadal są ,,w proszku", ciężko było mi powstrzymać rozbawienie. Miały dokładnie cały dzień na to, żeby wszystko ogarnąć, a mimo wszystko - w ostatniej chwili - to właśnie one miały mnóstwo problemów. 
   - Myślicie, że powinniśmy się zbierać? - rzucił Naruto, wykładając się wygodniej na kanapie. Od kilkudziesięciu minut próbował rozpracować, jak działa jojo.
   Neji przetarł twarz dłońmi.
   - Naprawdę sądzisz, że by po nas nie przyszły? - zapytał retorycznie. - Poza tym, droga wolna, jeśli chcesz wyjść. Masz pojęcie, co się tam dzieje?
   Shikamaru westchnął.
   - Zaczynam się zastanawiać, czy w tym całym szale przygotowań nie zapomną, że przydałoby się przyjść po pana młodego - bąknął z rozbawieniem, kładąc dłonie za głową. - Może spostrzegą moją nieobecność, gdy już Temari stanie przed ołtarzem sama?
   Pokręciłem głową.
   - Nie liczyłbym na to, że zauważą to chociaż wtedy - mruknąłem z drwiną.
   - Tak właściwie, to zachowujesz się całkiem normalnie - wtrącił Kiba, przeczesując włosy dłonią. - Nie denerwujesz się?
   To było dobre pytanie.
   - Nie, chyba nie - odpowiedział niepewnie, marszcząc brwi. - Zawsze myślałem, że nigdy nie dam zaciągnąć się do ołtarza, ale tak po prostu wyszło. Nie mam się czym denerwować, bo to Temari. Nie umiałbym sobie wyobrazić, żeby kiedyś nie było jej obok mnie. 
   To chyba był ten moment, w którym kobiety wydałyby z siebie standardowe ,,oooch", ale my zareagowaliśmy jak typowi mężczyźni - milczeniem. Sam starałem się zrozumieć Shikamaru, choć miałem z tym spory problem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak daleko w tyle jestem, jeśli chodzi o uczuciowość. Zależało mi na Sakurze, ale coś takiego jak ślub nigdy nie przeszło mi przez myśl. Zdaje się, że właśnie na tym polegała dojrzałość emocjonalna - całkowitym oddaniu i pewności w swoich poczynaniach. Shikamaru nie miał żadnego problemu z tym, żeby określić, co czuje. Trochę mu tego zazdrościłem. On i Temari faktycznie byli dla siebie stworzeni.
   Nim spróbowaliśmy kontynuować temat, do sali gwałtownie wparowała Ino. Miała sobie taką samą sukienkę, jaką nad ranem widziałem w pokoju prostaczki. Od pasa w górę obcisła, bez ramiączek, z lekkim dekoltem i naładowana srebrnymi cekinami, a poniżej bioder rozkloszowana, w fioletowym kolorze. Do wszystkiego dobrane wysokie, purpurowe szpilki. Mogłem się tylko domyślać, że to specjalne kreacje dla druhen i wszystkie cztery pojawią się w identycznych kieckach.
   - Co ty tutaj robisz? Do kaplicy, idioto! - wrzasnęła do Nary, machając rękami na wszystkie strony. Zaraz potem przeleciała spojrzeniem po całej reszcie. - A wy wszyscy za mną, bo jesteście potrzebni na sali weselnej. Tylko szybko!
   Byłem chyba jedynym, który nie posłuchał jej rozkazu. Kilkadziesiąt sekund po tym, jak się zjawiła, siedziałem w pomieszczeniu sam. No, właściwie w towarzystwie Nary, ale on niezbyt ochoczo zbierał się do wyjścia. Uznałem, że to idealny moment, by przeprowadzić z nim pewną rozmowę.
   - Shikamaru? - odezwałem się, wstając z kanapy.
   Spojrzał na mnie pytająco. Cholera, to nie było takie proste, jak się spodziewałem. W ogóle nie powinienem zawracać sobie głowy takimi błahostkami, ale traktowałem Temari jak rodzoną siostrę. To był swego rodzaju obowiązek.
   - Streszczaj się, bo mnie zjedzą, jeśli nie pojawię się tam w ciągu minuty - przypomniał.
   Wziąłem głęboki wdech.
   - Wiem, że Kankuro i Gaara już z tobą rozmawiali, ale oni na co dzień tutaj nie mieszkają. Nie obracają się w naszym towarzystwie, więc nie mogą mieć cię na oku - stwierdziłem.
   Zmarszczył brwi, kompletnie zdezorientowany.
   - O czym ty mówisz? - zapytał, przechylając głowę. - Paliłeś coś?
   Co za żenująca sytuacja...
   - O tym, że jeśli skrzywdzisz Temari, to dostaniesz w mordę - oznajmiłem bez ogródek. - Prawdopodobnie tego nie zrobisz, ale wolałem cię ostrzec. Traktuję ją jak siostrę i nie pozwolę, żeby ktoś ją zranił.
   Przez dłuższą chwilę był zwyczajnie zszokowany, jednak w końcu uniósł wargi w pełnym rozbawienia uśmiechu.
   - Myślisz, że Temari pozwoliłaby się zranić? Sama dałaby mi w mordę - zauważył. Fakt, nie należała do kobiet słabych psychicznie. - Matko, ten dzień nie może być dziwniejszy... - dodał z przekąsem.
   Parsknąłem cicho.
   - Żebyś wiedział.


***



      Prawie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zegar wybijał dokładnie 17:55, Shikamaru grzecznie czekał przed ołtarzem, sala była idealnie przystrojona, a wszystkie druhny przebrane w swoje sukienki. Goście pozajmowali miejsca w kaplicy, a my z dziewczynami nabiegałyśmy się do tego stopnia, iż ustaliłyśmy, kto dzisiejszego wieczoru będzie abstynentem, żeby odwozić ludzi do domów. Padło na Tenten, która podjęła się tego brzemienia jako pierwsza druhna, Gaarę - który sam się zgłosił i Kurenai, która była w ciąży. Ponadto, zamówiliśmy także kilka taksówek, które czekały w pogotowiu na podjeździe do budynku przygotowawczego. Wymarzona organistka Temari siedziała już przy organach i wyczekiwała wybicia pełnej godziny. Dosłownie - prawie wszystko było idealne. Prawie wszystko. Zaledwie pięć minut przed ślubem, wraz z Sasuke, Naruto i pozostałymi druhnami zauważyłyśmy, że zniknął jeden z gości. Dość ważny. 
    Panna młoda.
    Podejrzewaliśmy, że popadła w podobne wariactwo, z którego jeszcze niedawno wybudziła ją Tenten. Tym razem nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu ku temu, by ją odnaleźć i motywować, toteż się rozdzieliliśmy. Osobiście swoje kroki skierowałam do budynku przygotowawczego i - dzięki Bogu - spotkałam tam naszą zgubę. Siedziała na jednej z kanap i zakrywała twarz dłońmi.
   - Temari? - mruknęłam, podchodząc do niej dość wolno. - W porządku?
   Przez chwilę milczała, a w końcu gwałtownie poderwała się do pozycji siedzącej. Była tak zdezorientowana, że zbiła mnie tym z pantałyku. Wodziła pustym spojrzeniem po pomieszczeniu, żeby wreszcie zatrzymać je na mnie.
   - Shikamaru już tam jest? - wypaliła cicho.
   - Tak, przyszedł przed chwilą - potwierdziłam.
   Uniosła brwi, po czym wydęła z irytacją wargi.
   - Przed chwilą? Oczywiście - żachnęła się, machając dłońmi. - Miał tam być od dziesięciu minut! Jak może się spóźniać w taki dzień?!
   Czułam się jak bohaterka jednego z tych seriali na MTV, gdzie panny młode przedstawiają widzom swój ślub, a w ostatniej chwili - przez nerwy, skłócone matki i napięcie - dostają bzika.
   - Nie chcę nic mówić, ale to ty jesteś spóźniona...
   - Co ja w ogóle robię?! - przerwała zdenerwowana, chodząc wte i wewte. - Wychodzę za idiotę - mamrotała.
   Przymknęłam na chwilę powieki, by nie stracić cierpliwości i w końcu ją zatrzymałam, kładąc dłonie na jej ramionach. 
   - Temari - ryknęłam, patrząc prosto w jej zielone tęczówki. - To najbystrzejszy facet na planecie.
   Przez chwilę przyglądała mi się z powątpiewaniem, a w pewnym momencie spostrzegłam, że jej oczy się zaszkliły. Zaraz potem ułożyła usta w tzw. podkowę, co przeraziło mnie do reszty.
   - Masz rację - przytaknęła. - Nie zasługuję na niego.
   Boże, dopomóż.
   - Oczywiście, że na niego zasługujesz. Kochasz go, a on kocha ciebie. Jesteś po prostu przerażona tym, że zamierzasz spędzić resztę życia z osobą, która znaczy dla ciebie aż tak dużo - stwierdziłam, unosząc wargi w delikatnym uśmiechu. Zaraz potem zerknęłam na pobliski wazon i wyjęłam z niego bukiet panny młodej. - Tylko wiesz, czego dokładnie się boisz? Tego, że każdego dnia będziesz szczęśliwsza. Tego, że przyjdzie czas, w którym urodzisz mu urocze maleństwo. Tego, że już zawsze będziesz miała na wyciągnięcie dłoni to, czego pragniesz.
   Przez dłuższą chwilę mi się przyglądała, kalkulując wszystko, co powiedziałam. Wiedziała, że mam rację. Wystarczającym dowodem na to był fakt, że wreszcie się uśmiechnęła, a jej oczy zaszkliły jeszcze bardziej.
   - Tak, chyba tak.
   - Nie płacz, bo Ino nas pozabija - syknęłam, ścierając z jej policzków słoną wodę. Miała cudowny makijaż. 
   Zanim wznowiłam rozmowę, do pomieszczenia weszło dwóch, przystojnych panów o nazwisku Sabaku.
   - Możemy ją przechwycić? - zapytał z rozbawieniem Kankuro, zerkając w moją stronę. - Chyba, że sama planujesz odprowadzić ją do ołtarza?
   Parsknęłam śmiechem i pokręciłam powoli głową. Jeszcze na chwilę spoglądnęłam na narzeczoną Nary, żeby wsadzić w jej dłonie bukiet, złożony z konwalii i lilii.
   - Głowa do góry, Sabaku. Dasz sobie radę. Kto, jak nie ty?
   Puściłam do niej perskie oko, a kilka sekund później opuściłam pomieszczenie.




   Zaczęło się.
   Hinata weszła do kościoła, pod ramię z jednym z drużb - Naruto. Byłam następna w kolejce i - prawdę mówiąc - dość zabawny był fakt, że moją ,,parą", okazał się właśnie Uchiha. Miałam sporo podejrzeń, że to wszystko sprawka Ino, ale nie było czasu, żeby ją o to zapytać. Gdy tylko arogant wyciągnął ramię w moją stronę, wzięłam głęboki wdech i je ujęłam. Nie miałam pojęcia, jak czuje się Temari, ale naprawdę jej współczułam. Sama byłam przerażona i poddenerwowana, a przecież musiałam tylko przejść wzdłuż kapliczki i stać w szeregu, wraz z innymi druhnami. 
   Swoją drogą - kościół także wyglądał niesamowicie, za co należało podziękować Tenten. Pani architekt zadbała o każdy, najmniejszy szczegół - jasne światła, przepiękne witraże, zwisające z różnych miejsc bukiety konwalii i lilii, białe wstęgi i - przede wszystkim - odsłonięte, szklane okiennice, przez które można było obserwować prószący na zewnątrz śnieg. 
   - Zdenerwowana? - mruknął, nie spuszczając wzroku z ołtarza. - Trzęsiesz się jak osika. 
   Nie zareagowałam na jego zaczepkę ten jeden, jedyny raz.
   - Podekscytowana - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, zerkając na niego kątem oka. - Nie udawaj, że ty nie jesteś.
   Zanim zdążył mi odpowiedzieć, nasze drogi się rozeszły. Z gracją ruszyłam w kierunku Hinaty, która już szeroko się uśmiechała. Stanęłam przed nią, żeby zaraz po mojej lewej stronie pojawiła się Ino i - w końcu - Tenten. Wraz z Choujim stali najbliżej państwa młodych, jak przystało na świadków. Teraz pozostało tylko wyczekiwać bohaterki wieczoru - i chociaż cholernie chciałam ją zobaczyć, przechodzącą między tymi wszystkimi ludźmi - to Shikamaru był najbardziej zniecierpliwiony. Bez dwóch zdań.
   I wtedy pojawiła się w drzwiach, a wszystkim zaparło dech w piersiach.
   Kankuro i Gaara prowadzili ją przez środek kaplicy luźnym, spokojnym krokiem. Sama panna młoda prezentowała się zjawiskowo. Suknia zdawała się pasować do niej jeszcze bardziej, niż w dniu, w którym wybierałyśmy ją razem z nią. Sunęła zwiewnie wzdłuż wyznaczonej drogi, a goście obserwowali ją z zachwytem w oczach. Z wyjątkiem Shikamaru. Z jego tęczówek biła czysta, nieprzenikniona miłość i duma. Duma, że ta piękna kobieta miała od dziś należeć tylko do niego. 
   Gdy trójka rodzeństwa dotarła pod sam ołtarz, bracia Sabaku powoli odchylili z jej twarzy spory welon. Teraz wydawała się być jeszcze piękniejsza, o czym świadczył uroczy uśmiech na twarzy Nary. Ino spięła jej włosy w wysokiego koka, przyozdabiając go sporą ilością małych, białych różyczek i błyszczącym brokatem. Jeśli chodziło o makijaż, który - mogłam być z siebie dumna - nie spłynął z jej twarzy, idealnie podkreślał przepiękne oczy kobiety. Jej pełne usta wykrzywiały się teraz w uroczym uśmiechu. Uraczona całusami od braci, podała dłoń swojemu przyszłemu mężowi, a ten ujął ją bez wahania.
   - Śliczna - szepnęła do mnie Yamanaka, nie kryjąc ekscytacji.
   Tym razem się z nią zgadzałam.
   - Drodzy państwo! Zebraliśmy się tutaj dzisiaj, aby połączyć więzłem małżeńskim tę piękną parę. Temari i Shikamaru zamierzają ślubować sobie bezwarunkową i niekończącą się miłość - oświadczył głośno ksiądz. - Młodzi, jest mnóstwo rzeczy, które mógłbym wam teraz powiedzieć, ale wolę posłuchać tego, co macie do powiedzenia sobie nawzajem. Temari?
   Jeszcze nic nie rozpoczęło się na dobre, a moje serce już podchodziło do gardła. W kaplicy zapanowała kompletna cisza, a goście - w tym przypadku 46 osób - zamilkli, pozostawiając pole do popisu głównym bohaterom.
   Panna młoda początkowo tylko przyglądała się mężczyźnie przed sobą, żeby w końcu wziąć głęboki wdech.
   - Shikamaru... nawet nie wiesz, jak trudno było mi napisać tę mowę. Nie dlatego, że mam jakikolwiek problem z wymienieniem, za co cię kocham, a dlatego, że ciężko byłoby wymienić to wszystko w godzinę, a co dopiero pięć minut - zaczęła nawijać, a na twarzy Nary natychmiast pojawił się uśmiech. - Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiem w takim momencie w chwili, w której po skończeniu liceum oznajmiłeś, że nigdy się ze mną nie ożenisz. Już wtedy wiedziałam, że to planujesz - stwierdziła pewnie, wywołując lekki chichot wśród ludzi. - Zawsze zastanawiałam się nad tym, co we mnie widzisz. Od dnia, w którym pierwszy raz cię zobaczyłam, byłam tobą zafascynowana. Fakt, byłeś szowinistyczną, męską świnią, ale ciekawiło mnie to, co znajduje się pod tą maską. Niestety, jako wredna zołza, robiłam wszystko, by trzymać cię jak najdalej. Na szczęście byłeś upartym osłem i nie dałeś sobie spokoju. Niezależnie od tego, jak cię traktowałam, zawsze trwałeś u mojego boku - wymieniała, a jej głos powoli zaczął się załamywać. - Nie wiem, co takiego we mnie dostrzegłeś, ale bardzo się cieszę. Cieszę się, bo pokochałam cię bezgranicznie. Tak bardzo, że chociaż wiem, że nigdy byś mnie nie skrzywdził, to widząc przy tobie jakąś kobietę myślę sobie: ,,Zniszczę tę sukę" - stwierdziła, przyjmując ton ,,na dresiarę", czym wywołała salwę śmiechu w całej kaplicy. - To jasno świadczy o tym, że bierzesz za żonę wariatkę. Chodzi o to, że w życiu najważniejsze jest, żeby znaleźć osobę, która zna wszystkie twoje złe cechy, słabości i nawyki, a mimo to nadal uważa cię za kogoś wspaniałego. Dziękuję ci za to - wyszeptała, a po jej policzku spłynęła niechciana łza. - Więc, skoro już wiemy, że jesteś idiotą, który zamierza stać przy mnie bez względu na wszystkie moje wady, obiecuję ci. Obiecuję ci, że ja także będę przy tobie zawsze. Obiecuję krzyczeć na ciebie nawet wtedy, gdy stracę umiejętność mówienia, bo od czego są symulatory mowy? Kiedy zajdzie potrzeba, zrobię wszystko, by poprawić twoje życie. Zetrę każdą łzę, przejmę twoje cierpienie, pozwolę ci nawet bez sensu wylegiwać się na leżaku w ogrodzie i oglądać te twoje chmury - rzuciła, parskając śmiechem przez łzy. Zaszklone oczy Shikamaru świadczyły o tym, jak bardzo ujmują go jej słowa. - Obiecuję, że będę kochać cię znacznie dłużej, niż do śmierci. Bezwarunkowo, już na zawsze. 
   Moje oczy zaczęły przeraźliwie piec, ale resztkami sił wstrzymywałam słoną wodę, pamiętając o przepięknym makijażu wykonanym przez Ino. Wiedziałam, że Temari jest dla Shikamaru wszystkim i spodziewałam się, że to jego mowa zwali mnie z nóg, ale w tej chwili zaczęłam mieć olbrzymie wątpliwości. Zerknęłam przelotnie na ludzi, orientując się, że połowa kobiet już zdążyła wyciągnąć chusteczki. Zresztą, Hinata także chlipała pod nosem. 
   - Shikamaru? - odezwał się wreszcie ksiądz.
   Jednak on zdawał się odpłynąć. Wpatrywał się w Temari z takim uczuciem, iż było to po prostu niezwykłe. Tak, jakby żaden ślub nie miał miejsca, a wokół nich nie znajdowało się mnóstwo ludzi. Widział tylko ją. Zawsze. W końcu przełknął ślinę i wziął głęboki wdech.
   - Temari - wypowiedział z trudem, tak, jakby głos próbował zatrzymać się w jego gardle. - Od małego powtarzałem, że nigdy się nie ożenię. Pamiętam, jak zapytałem swojego ojca, dlaczego wyszedł za taką straszną kobietę jak moja mama - zaczął, a w kościele znowu rozległ się chichot. - Powiedział wtedy, że nawet najbardziej nieposkromiona kobieta jest czuła dla swojego mężczyzny. Nie rozumiałem jego słów, dopóki nie poznałem ciebie - oznajmił, mocniej zaciskając palce na jej dłoni. Z ust Ino wydobyło się głośne ,,oooch". - Od kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Wtedy, kiedy na ciebie wpadłem. Przeprosiłem i chociaż większość kobiet odpowiedziałaby uśmiechem, albo słowami ,,nic się nie stało", to ty dosłownie zrównałaś mnie z ziemią. Przepiękna, krzykliwa bestia. Nie kontrolowałem tego, jak bardzo zaczęło mnie do ciebie ciągnąć - wzruszył ramionami, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Sabaku cała dygotała. - Wtedy obiecałem, że jeśli wygrasz ze mną w shougi, to dam ci spokój. Byłem pewny, że ci się nie uda. Nigdy nikomu nie udało się ze mną wygrać, nie, żebym się chwalił - uniósł dłoń w geście obrony, a ja parsknęłam cichym śmiechem. - Jednak, chociaż nikt tego nie wie, to teraz postanowiłem się przyznać. Istnieje osoba, która ze mną wygrała. Wtedy, jak i za każdym, kolejnym razem, bo używa tego triku, gdy chce, żebym pozmywał za nią naczynia. To byłaś ty, Temari. I nie możesz mieć mi za złe, że automatycznie się w tobie zakochałem - stwierdził, delikatnie kręcąc głową. Jego oczy po raz kolejny się zaszkliły, w związku z czym zamrugał i położył dłoń na jej policzku. - Zawsze utrzymywałaś dystans, bo bałaś się, że zostaniesz zraniona. Ze wszystkim chciałaś radzić sobie sama. Nie mogłaś i boję się, że nadal nie możesz uwierzyć, że ktoś może cię kochać. A ja cię kocham. Najbardziej na świecie. I gdybym mógł dać ci jedną rzecz, poza swoim sercem, które należy do ciebie od dawna... - zatrzymał się, żeby wziąć głęboki wdech. Zacisnęłam dłoń na materiale sukienki, przelatując wzrokiem po drużbach. Napotkałam wzrok Sasuke, który - najwidoczniej - przypatrywał mi się od dawna. - Oddałbym ci możliwość spojrzenia na siebie moimi oczami. Tylko wtedy byłabyś w stanie zrozumieć, jak wyjątkowa dla mnie jesteś - oznajmił cicho. Matko, przesadził. Łzy potokiem wypłynęły z moich oczu, przez co bardzo szybko zaczęłam wachlować się ręką. Z pociągnięć nosem wnioskowałam, że większość osób wczuła się w chwilę. - Ślubuję stać przy tobie bez względu na wszystko. Ślubuję przyjmować na siebie twoje nerwowe ataki, ślubuję kochać cię bezgranicznie nawet wtedy, gdy będziesz wyzywać mnie od szowinistycznych świń i leniwych pseudo-geniuszy, chociaż jest w tych słowach sporo racji. Zazwyczaj masz sporo racji. Ślubuję być tylko twój nie do śmierci, ale zawsze. Bo niezależnie od tego, czy istnieje reinkarnacja, niebo i piekło, czy coś jeszcze innego, ja zawsze pójdę za tobą.
   Matka Shikamaru i - co mnie zdziwiło - Tenten, rozkleiły się w tej samej chwili - obie wybuchnęły gwałtownym płaczem, przestając przejmować się makijażem. Choć panna młoda początkowo ze łzami i szczerą miłością w oczach wpatrywała się w swojego prawie-męża, to oboje zerknęli w naszym kierunku. Właściwie, oczy wszystkich obecnych się na nas skupiły.
   - Prze-prze-przepraszam - wychlipała Natsu.
   Na szczęście, z pomocą Ino zdołała uspokoić się w miarę szybko. Byłoby szkoda, gdyby te piękne przemowy nie zostały zwieńczone wkładaniem sobie na palce serdeczne obrączek. Przetarłam twarz dłonią, czując na sobie pełne rozbawienia spojrzenie aroganta. Teraz mógł się pieprzyć. Nie obchodziło mnie, czy uważał to za infantylne. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na obserwowaniu reszty ceremonii.
   Pięknych, acz krótkich ,,tak", drżących dłoni Temari, gdy wkładała pierścionek na palec męża i pewnych siebie ruchów Shikamaru, który nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, co robi. Na koniec ksiądz tylko ogłosił ich małżeństwem, a dwójka głównych bohaterów uraczyła się pięknym pocałunkiem, spotykając się z aprobatą wszystkich obecnych. 


***



   Ceremonia zaślubin skończyła się dwie godziny temu, a mimo to wśród gości nadal unosiła się przede wszystkim romantyczna atmosfera, jaką bohaterowie dzisiejszego wieczoru wywołali jeszcze w kościele. Począwszy od momentu, w którym Temari odmówiła zbierania grosików, którymi ludzie rzucali w państwa młodych. Stwierdziła, że zamierza złamać ten stereotyp, bo nie wierzy w przesądy. Dodała także coś o tym, że ona i Shikamaru piszą swoją własną historię, stawiając czoła wszystkim przeciwnościom losu. Tak wracając do tych ,,przesądów", wielka szkoda, że - pomimo, iż rzekomo w nie nie wierzyła - miała na sobie te wszystkie niebieskie, białe, nowe, stare i pożyczone rzeczy.
   Jak zawsze, myślałem tylko jedno - baby.
   Sala weselna wyglądała jeszcze piękniej, niż sam kościół. Została urządzona w biało-fioletowych barwach, tradycyjnie przez naszą osobistą panią architekt, Tenten. Wszędzie roznosił się zapach konwalii i lilii - w większości fioletowych - które były porozwieszane praktycznie w każdym kącie sali, a także powkładane do wazonów stojących na stołach. A propos - samo pomieszczenie było rozdzielone na dwie części. Trzy, jeśli liczyć niewielką scenę, którą zaskarbiły sobie dwa zespoły - jeden, który grał utwory taneczne i drugi - Skinsi - którzy pojawili się tu tylko i wyłącznie ze względu na długoletnią znajomość ze świeżym małżeństwem. Po lewej stronie sali znajdowały się porozstawiane stoły. Osiem okrągłych, pięknie przyozdobionych stolików, przy każdym szóstka gości. Swoją drogą, nie wnikałem w to, kto rozdzielał miejsca, ale zrobił to bardzo dobrze. Z Shikamaru i Temari siedzieli świadkowie ze swoimi partnerami, przy naszym stoliku reszta ,,rendanowskiej ekipy", a przy kolejnych pozostali - rodzina pana młodego, rodzina panny młodej, przyjaciele z pracy jednego i drugiego, single i ludzie w związkach. Wszystko podzielone tak, by nikt nie czuł się źle. Prawa strona pełniła rolę parkietu, który - zresztą - także był pięknie przyozdobiony.
   Jak dotąd zdążono wykonać wszelkie formalności. Tradycyjne fragmenty imprezy z rodzicami młodych, zdjęcia, najważniejsze przemowy. Najpierw przemawiał ojciec pana młodego, potem wujek Temari, a ostatecznie Tenten i Chouji. Uroczystość trwała już dwie godziny, co oznaczało, że ciężka atmosfera powoli miała znikać, ustępując szalonej popijawie. Tyle, że dopiero miała znikać. Po tym, jak Sabaku rzuciłaby bukiet.
   Co właśnie zamierzała robić.
   - Sakura, Hinata, ustawiacie się? - mruknęła z podekscytowaniem Ino, już wstając od naszego stolika. - Bo zamierzam go złapać!
   Dziewczyna Naruto podniosła się bardzo szybko, jednak gdy tylko zerknąłem na Sakurę, nie sprawiała ona wrażenia zmotywowanej. 
   - Zapomnij - rzuciła w końcu, leniwie wstając z krzesła. - Nie wierzę w takie zabawy, ale nie dam ci tej satysfakcji.
   Wywróciłem oczami, spoglądając na Kibę i Naruto. Byli równie zażenowani tym postępowaniem, co ja. Coś jednak było w tych wszystkich, weselnych wróżbach, w które wierzyły dziewczyny. Podążyłem wzrokiem za trzema kobietami, które dołączyły do reszty niezamężnych pań, między innymi Tenten i Hanabi. Aya była zbyt zagadana z Sasorim i Deidarą, żeby zawracać sobie głowę takimi bzdetami.
   Swoją drogą, Sakura prezentowała się naprawdę pięknie. Była co prawda ubrana w dokładnie taką samą kreację, jak trzy pozostałe druhny, ale dla mnie i tak prezentowała się najlepiej. Włosy spięła w wysokiego koka i zdecydowanie najlepiej poruszała się na tak wysokich szpilkach, co było pozytywnym skutkiem noszenia przez tego krasnala wysokich butów na co dzień. Byliśmy ze sobą dopiero od dwóch dni, ale już teraz mogłem stwierdzić, że ani trochę nie żałuję swojej decyzji. Byłem nią niezaprzeczalnie zauroczony. Po kolacji świątecznej po prostu przestałem zaprzeczać samemu sobie, chociaż ukradkowe, znaczące spojrzenia mojego brata także miały spory wpływ na zmianę mojej decyzji. 
   Jestem szczęśliwy.
   Teraz tylko to się liczy.
   Oparłem podbródek na oparciu krzesła i z rozbawieniem przyglądałem się poczynaniom Temari, która już trzeci raz wykiwała krzykliwe pannice. Udawała, że rzuca bukiet, a ostatecznie tego nie robiła. Intrygantka jak cholera. Niemniej, kiedy w końcu kwiaty wysunęły się z jej dłoni, wpadły wprost do rąk... Sakury i Ino.
   - Matko, życzę wam, żeby po tej bitwie obie wyglądały w miarę wyjściowo - rzucił z rozbawieniem Naruto.
   Też sobie tego życzyłem. Przyglądałem się z powątpiewaniem bitwie, jaką rozegrały ze sobą ,,damy" - chociaż w tej chwili było im do nich bardzo daleko - i automatycznie wspomniałem słowa prostaczki. Rzekomo nie wierzy w takie zabawy, czyż nie? Tak czy owak, w pewnym momencie Ino wydała z siebie głośny pisk i pociągnęła za bukiet tak gwałtownie, że kwiaty rozerwały się na dwie części. 
   Kiedy obie kobiety wróciły do naszego stolika ze swoimi ,,łupami", wyglądały na wysoce zadowolone.
   - Widzicie!? Obie mamy po połowie bukietu - ucieszyła się, siadając na kolanach Inuzuki. Nawet nie próbowali kryć się z tym, że do siebie wrócili. - Sakura, może wyjdziemy za mąż tego samego dnia? Wspólny ślub i wesele? - zaszczebiotała, uśmiechając się pociesznie.
   Kiba skradł jej krótkiego całusa.
   - Jak dla mnie, możemy się pobrać nawet jutro.
   Poczułem, że moja brew niebezpiecznie zadrgała.
   - Hola, hola - uniosłem dłoń, przyglądając się słodkiej niczym miód parce. - Ja nie zamierzam.
   Nie miałem na myśli nic złego, ale praktycznie od razu pożałowałem swoich słów. Sakura zmiażdżyła mnie wzrokiem, po czym skrzyżowała ręce pod piersiami i zrobiła minę urażonego dziecka. Nie, żebym nie był do tego przyzwyczajony.
   - Rusz się, bo to ostatnia chwila na przemówienie - burknęła, nawet na mnie nie patrząc. - Później wszyscy będą pijani. Chociaż raz zachowaj się poprawnie i nie przynieś Itachiemu wstydu.
   No i miałem rację. Obraziła się.
   Tyle, że mimo wszystko miała rację. Westchnąłem ciężko i wolno wstałem od stołu, zgarniając z niego białą kopertę, którą nad ranem przekazał mi brat. Teraz, tuż przed samym wystąpieniem, zaczynałem mieć sobie za złe, że posłuchałem jego prośby i nie zajrzałem do środka. Skierowałem się prosto do stolika państwa młodych, gdzie iście entuzjastycznie przywitała mnie panna młoda.
   - Już myślałam, że nie ruszysz tyłka - żachnęła się.
   Urocza jak zawsze.
   Ograniczyłem się do puszczenia w jej stronę perskiego oka, a potem zgarnąłem z blatu kieliszek Choujiego i niewielką łyżeczkę. Kilkukrotnie stuknąłem nią w szkło, ażeby zwrócić na siebie uwagę obecnych. 
   - Drodzy nowożeńcy, szanowni goście! Zapewne macie już dość wszystkich toastów, ale ten będzie bardzo wyjątkowy. Zaprezentuję przemówienie, które w rzeczywistości nie jest nawet moje. Mój brat, który niestety nie mógł się tutaj pojawić, a także jest przyjacielem młodej pary, chciał wesprzeć tę dwójkę czymś od siebie. Efektem jest to - oznajmiłem, niedbale machając kopertą. - Wybłagał, żebym to przeczytał. Prawdę mówiąc, prosił też, żebym nie zaglądał do środka i ja go posłuchałem. Podejrzane, ale czego nie robi się dla starszych braci?
   Zagrałem przeciągłe westchnienie, po czym powoli otworzyłem kopertę. Sam byłem szalenie ciekawy, co takiego nabazgrał Itachi. Nie był specem od spraw sercowych, prawda? On i Samui faktycznie byli cudowną parą, ale na pewno nie dzięki jego pochrzanionym poczynaniom. Rozłożyłem kartkę i odchrząknąłem donośnie.
   - Cześć wszystkim! Z tej strony Itachi i w rzeczywistości brzmię na pewno znacznie weselej, niż ten gbur, który czyta mowę - zatrzymałem się, marszcząc brwi i wysłuchując salwy śmiechu. - Bardzo chciałem być dzisiaj z wami wszystkimi, ale niestety okazało się to niemożliwe. Nie jestem typem człowieka, który odciąga ludzi od zabawy, więc się streszczę - zamilkłem na chwilę, orientując się, że on naprawdę nie przebierał w słowach. - Nie mogę nic powiedzieć o początkach związku Shikamaru i Temari, bo poznałem ich zaledwie trzy lata temu. Wtedy już byli parą i to z całkiem niezłym stażem. Mogę za to powiedzieć coś na temat wyjątkowego uczucia, jakie łączy tę dwójkę. Gdy pierwszy zaraz zobaczyłem Temari, pomyślałem ,,Matko, czy ktokolwiek by z nią wytrzymał?" - zrobiłem postój, żeby wysłuchać zbiorowego chichotu. Tak, trafił w sedno. - Kiedy natomiast spotkałem Shikamaru, pomyślałem ,,żadna kobieta nie chciałaby być z takim leniwym zarozumialcem". Wiecie, co jest najzabawniejsze? Następnym razem spotkałem ich jako parę i zrozumiałem, jak cudowną całość potrafią stworzyć - odczytałem, wznosząc oczy znad kartki i omiatając spojrzeniem młodą parę. - Niezależnie od tego, jak wybuchową postacią jest ona i jak często nazywa go irytującym, leniwym, ewentualnie spaczonym, on zawsze stoi po jej stronie. To dlatego, że niewiarygodnie mu na niej zależy. No właśnie, co z nią? Ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy, że przeciwnością miłości nie jest nienawiść, a obojętność. Ilekroć Temari krzyczy na Shikamaru, pokazuje, że nie jest jej obojętny. Woli psuć sobie tonę nerwów, bo wie, że w życiu nie mogłaby go zostawić. Całość polega na tym, że jeśli trafia się osoba, co do której nie potrafisz być obojętny, a która znosi wszystkie twoje wyskoki, zatrzymaj się. Kto wie, czy nie patrzysz wtedy na miłość swojego życia? - zakończyłem akapit, po czym wzniosłem spojrzenie, by wbić je w Sakurę. Itachi był bystrym gadem. Bardzo, bardzo bystrym. I chociaż przemowa odnosiła się do nowożeńców, to nie miałem najmniejszych wątpliwości, że ma głębsze znaczenie. Skierowane do mnie. Wziąłem wdech i powróciłem wzrokiem do kartki. - Na koniec powiem tylko, że to twoja kolej.
   Zamrugałem gwałtownie. Sens tego zdania absolutnie do mnie nie dotarł i dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, dlaczego dokładnie. Dupek. Co za podstępny dupek! Obróciłem papier z nikłą nadzieją, że znajdę coś po drugiej stronie, ale wysoce się zawiodłem. Zaplanował to. Chciał, żebym sam kontynuował przemówienie. Powinienem był przejrzeć jego zamiary i zajrzeć do tej cholernej kartki. Tym bardziej, że milczenie i atmosfera oczekiwania zaczynały mnie przygniatać.
   - To by było na tyle - odezwałem się wreszcie, drapiąc się z zakłopotaniem w tył głowy. - Mój brat chciał najwyraźniej utrzeć mi nosa, bo wiedział, że sam nigdy nie podjąłbym się wygłoszenia toastu ślubnego. Jestem zbyt napuszonym gburem i arogantem, jak ma mnie w zwyczaju nazywać Temari... - dodałem, po raz kolejny zatrzymując się tylko po to, by wysłuchać salwy śmiechu.
   Właściwie, miałem w planach na tym poprzestać. Dłuższe robienie sobie wstydu nie miało najmniejszego sensu, tym bardziej, że młoda para wydawała się być wystarczająco zadowolona z tekstu, który napisał mój brat. Niemalże wykonałem krok do przodu, by stąd uciec, ale napotkałem szmaragdowe spojrzenie. Spojrzenie, które mówiło, że liczy na coś więcej. Ono było pełne wiary w to, że nadejdzie coś jeszcze. Omiotłem wzrokiem oblicze Sakury, nie przejmując się tym, ile czasu - w rzeczywistości - to zajmuje. Była piękna. Teraz, wcześniej, już zawsze miała być. Tylko ona potrafiła sprawić, że moje serce gwałtownie przyśpieszało. Tylko ona potrafiła mnie zmienić - mnie, Uchihę. Tylko ona umiała pociągnąć mnie do góry, gdy spadałem na dno. Od dnia, w którym ją poznałem, moje życie stawało się lepsze. Miała cechę, której brakowało niemalże wszystkim ludziom, których spotykałem. Odwagę. Odwagę, by we mnie wierzyć. Wierzyła we mnie nawet wtedy, gdy ja się poddawałem.
   Sam nie spostrzegłem, kiedy stała się moim światem.
   Odłożyłem na blat stolika kartkę Itachiego i nie spuszczając oczu ze spokojnej twarzy potwory, złapałem dłonią kieliszek napełniony szampanem. Wziąłem głęboki wdech.
   - Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o sprawy sercowe. Prawdę mówiąc, jestem kompletnym osłem, jeśli o nie chodzi - oświadczyłem, wzruszając ramionami. - Jednak kiedy myślę o prawdziwej miłości, natychmiast widzę te dwójkę - dodałem, wskazując na młodą parę. Też byli zaszokowani, że podjąłem się przemówienia. - Widzicie, potrafię obserwować. I to, co zaobserwowałem pomiędzy nowożeńcami już lata temu, to... fakt, że chętnie by się pozabijali. Mój brat się nie pomylił, gdy mówił, że obojętność jest przeciwieństwem miłości. Gdyby w związku nie było kłótni, nie należałoby go nazywać prawdziwym. I właśnie taka jest relacja pomiędzy Shikamaru, a Temari. Prawdziwa. Nieważne, jak wiele razy się kłócą, w rzeczywistości są sobie przeznaczeni w większym stopniu, niż nienaganne, słodkie parki - stwierdziłem pewnie, rozglądając się wolno po całej sali. - Zaledwie dziesięć minut przed ceremonią, razem z pozostałymi drużbami odbyliśmy z panem młodym krótką rozmowę. Przez cały czas był nadzwyczaj spokojny, więc zapytaliśmy go, czy się nie denerwuje. Wiecie, co odpowiedział? ,,Nie. Tak powinno być. Nawet nie potrafiłbym sobie wyobrazić, że kiedyś nie byłoby jej obok mnie" - zacytowałem, po czym w sali rozległy się - kto by pomyślał - ,,oooh" i "awww". - Zrozumiałem wtedy, że jest mi bardzo daleko do Shikamaru. Jestem w tyle, jeśli chodzi o pojmowanie uczuć. On miał to szczęście, by doświadczyć tych najsilniejszych i zrozumieć coś, o czym ja, póki co, tylko marzę. Jak wszyscy na tej sali, przypuszczam - rzuciłem, wysłuchując cichych parsknięć. Moje oczy machinalnie skierowały się w stronę Haruno. Uśmiechała się. - Pewnego dnia chciałbym być na tyle świadomy, co ta dwójka. Mam nadzieję, że znajdę osobę, która pomoże zrozumieć mi tę abstrakcję, którą państwo młodzi zdążyli już pojąć. Podejrzewam, że właśnie to jest od dzisiaj moim marzeniem. Dotrwanie do chwili, w której z taką samą pewnością, jak Shikamaru kilka godzin temu, będę mógł powiedzieć, iż nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez tej jednej, jedynej osoby przy boku - zakończyłem, unosząc wargi w uśmiechu i unosząc kieliszek z szampanem. - Za państwa Nara!
   Moje słowa spotkały się z taką aprobatą, że sam byłem tym zaskoczony. Tyle tylko, że moje oczy bezustannie wpatrywały się w różowowłosą zmorę, która unosiła swój kieliszek i delikatnie kiwała głową. Jeśli zaskarbiłem sobie jej uznanie po tym, jak obraziła się na mnie przy stoliku, to mogłem być z siebie dumny. Niemniej, ledwie upiłem łyk alkoholu i poczułem, jak ktoś - niezwykle mocno - mnie obejmuje. Zerknąłem w dół i zdałem sobie sprawę, że to ten szatan w sukni ślubnej, co szczerze mnie zszokowało.
   Powoli odwzajemniłem uścisk.
   - Temari, czy ty...
   - Zamknij się - warknęła, po czym powoli odsunęła głowę, by zerknąć mi w oczy. - Chcę się nacieszyć tą chwilą, gdy mam cię za wartościowego, inteligentnego faceta.
   Zmieszałem się.
   - Już nie graj takiej złej - jęknąłem, delikatnie czochrając jej idealną fryzurę, przez co wydęła ze złością wargi. - I tak wiem, że mnie uwielbiasz.
   Prychnęła cicho.
   - Nawet jeśli, to w tym momencie znacznie bardziej, niż na co dzień - odpowiedziała, unosząc kąciki ust w uroczym uśmiechu. - Dziękuję.
   Delikatnie kiwnąłem głową, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, poczułem, że ktoś klepie mnie po plecach. Zaraz potem Shikamaru pojawił się obok i mrugnął do mnie.
   - Podziękuj też Itachiemu. Bracia Uchiha powinni pomyśleć o tym, by pisać wspólnie toasty ślubne. Ten interes mógłby przynieść wam spore dochody - stwierdził, po czym wyciągnął dłoń w stronę blondynki. - A teraz przepraszam, ale zamierzam wykorzystać ten klimat, który stworzyłeś. Mogę porwać swoją żonę do tańca?
   Parsknąłem i przekazałem mu pannę młodą. Przez chwilę po prostu stałem na poboczu i obserwowałem, jak wyżej wymieniona dwójka tańczy do romantycznej, wolnej piosenki. Bardzo szybko dołączyły do nich także inne pary - Ino z Kibą, Neji z Tenten, Naruto z Hinatą, Chouji z Karui, Asuma z Kurenai, Gaara z Matsuri, a także rodzice Shikamaru. Może faktycznie powinienem pomyśleć o pisaniu ckliwych przemówień? Wyglądało na to, że z jakiegoś powodu jestem w tym dobry.
   - Niezła mowa.
   Odwróciłem się i dostrzegłem nieco rozbawioną, ale jednocześnie szczęśliwą Sakurę. Jej oczy błyszczały w zachęcający sposób, toteż bez pytania złapałem jej dłoń i pociągnąłem w stronę parkietu. Gdy już tam dotarliśmy, objąłem ją w talii i pozwoliłem, żeby wygodnie ułożyła dłonie na moim karku. 
   - Podobało ci się? - zapytałem, wpatrując się w nią z zaciekawieniem.
   Zagryzła wargę.
   - Jestem zaskoczona - przyznała, wodząc tęczówkami po mojej twarzy. - Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie.
   - Może jestem pełen niespodzianek?
   Parsknęła cicho.
   - Więc mam nadzieję, że odkryję ich jeszcze trochę, ale koniecznie tych pokazujących twoją lepszą stronę.
   Uniosłem kąciki ust i odgarnąłem z jej twarzy różowy kosmyk.
   - Tylko tobie chciałbym ją pokazać - oznajmiłem, zjeżdżając wzrokiem do jej pełnych, lekko rozchylonych ust. - Pieprzyć to. Niech się dowiedzą.
   Nie dałem jej odpowiedzieć - po prostu skradłem kobiecie pocałunek.


***



      Od przemówienia Sasuke minęła jakaś godzina, a ja nadal niesamowicie się nią ekscytowałam. Nigdy, ale to nigdy nawet nie przeszłoby mi przez myśl, że jest zdolny do czegoś takiego. Może miał rację? Może nie powinnam go oceniać, dopóki nie poznam jego tajemniczych, ukrytych cech? Jeśli wszystkie były tak pozytywne, jak ta, której użył dzisiaj, to miałam wielką ochotę stać przy nim pomimo trudnego charakteru. 
   Poza tym, miałam dziwne wrażenie, że jego przemówienie było związane ze mną. Chciałabym, żeby było.
   - Poncz - stęknęła Ino, która właśnie wróciła z parkietu. Deidara porwał ją tam dziesięć minut temu, co spotkało się z dezaprobatą Inuzuki. - Umieram. Błagam, kotku, przynieś mi trochę ponczu - wymruczała wprost do jego ucha, nie zważając na nietęgą minę mężczyzny.
   Tak jak się spodziewałam, skrzywił się i odwrócił głowę w drugą stronę.
   - Poproś swojego chłoptasia, żeby ci przyniósł.
   Wolałam, żeby nie zaczęli kolejnej kłótni, nie tylko dlatego, że dopiero co do siebie wrócili, a przede wszystkim dlatego, że to było wesele naszych przyjaciół. Wstałam od stołu i objęłam Uchihę od tyłu, przyglądając się naszym ,,stolikowym" współtowarzyszom. Trójka z nich nie miała żadnego problemu z naszym związkiem, ale Naruto wyraźnie kręcił nosem.
   - Ja przyniosę. I tak idę do stołu, bo muszę zgarnąć więcej miodownika, zanim mi go wyżrą - oznajmiłam, wzruszając ramionami. - Ktoś chce coś jeszcze?
   - Możesz przynieść więcej, niż jedną porcję ponczu - odparła z przekąsem Ino. - Trzeba tu kogoś upić, żeby przestał się boczyć.
   Dobrze, to mi wystarczyło. Odsunęłam się do swojego chłopaka i znacznie oddaliłam od towarzystwa, mijając po drodze tańczącą z Rockiem Lee Tenten, ojca Shikamaru z jego żoną i Ayę, którą Chouji porwał w obroty. Zatrzymałam się dopiero przy podłużnym stole z jedzeniem, który był swoistym rajem dla obżartuchów mojego pokroju. Rozejrzałam się ze smakiem, zastanawiając się, czy wziąć coś poza swoim ulubionym ciastem. Sałatki, krewetki, sushi, był nawet ramen - olaboga - który państwo młodzi zamówili specjalnie na życzenie pewnego blondyna.
   - Znowu na siebie wpadamy, Haruno.
   Odwróciłam głowę i dostrzegłam przed sobą dwie, uśmiechnięte twarze braci Sabaku. Odpowiedziałam im tym samym gestem, jako iż szczerze cieszyłam się, że ich widzę. Pamiętałam ich jeszcze z czasów, gdy chodzili z nami do jednego liceum. Gaara był rok starszy, a Kankuro reprezentował już całkiem inną ligę, bo trzecioklasistów. Podziwiałam go i przez dłuższy czas nawet mi się podobał, ale wtedy wydawał się być nieosiągalny. Starszy brat Temari, w którego ja i Ino - zwykłe małolaty - byłyśmy wpatrzone. Z tego co się orientowałam, krótko po tym, jak wyjechałyśmy na studia, oni dwaj przeprowadzili się do Jokohamy.
   - Wygląda na to, że dzisiaj kręcą się koło mnie przystojni mężczyźni - odparłam luźno, podpierając biodro dłonią. - Przeciwieństwa się przyciągają, co?
   Parsknęli śmiechem.
   - Jesteś jeszcze ładniejsza, niż w liceum - stwierdził Gaara.
   Jeejku, nadal był taki kochany, jak w tamtych czasach. Dżentelmen nad dżentelmeny, który zawsze próbował znaleźć pokojowe wyjście z sytuacji. Miał praktycznie tak dobre serce, jak Hinata i zawsze zastanawiałam się nad tym, jak to możliwe, żeby takie dwa wulkany jak Kankuro i Temari były połączone z nim więzami krwi.
   - Więc? Jak się masz? - zapytał luźno brunet, luzując sobie krawat.
   Zastanowiłam się.
   - Chyba dobrze. Skończyłam studia i dorwałam niezłą pracę - powiadomiłam. - Co z wami? Firma się rozwija?
   Bracia lata temu założyli wspólną wytwórnię muzyczną, która prosperowała całkiem nieźle. Niestety, miała swoją siedzibę w Jokohamie.
   - Lepiej. Rozrasta się - poprawił Gaara.
   Uniosłam pytająco brwi.
   - Otwieramy drugi punkt Sabaku no Brothers. Tutaj, w Tokio - poinformował dziarsko Kankuro. - Przeprowadzam się tu po nowym roku.
   Rozchyliłam delikatnie wargi, nie dowierzając w jego słowa. Tutaj? Kankuro miał tutaj wrócić? Mało tego, prawdopodobnie dołączyć do naszej rendanowskiej ekipy? Podekscytowanie ogarnęło moje ciało tak szybko, że wyszczerzyłam zęby.
   - Temari nic mi nie mówiła - oznajmiłam, jakby nie było to jasne. - Najwidoczniej chciała zrobić nam niespodziankę. Strasznie się cieszę!
   Zanim zdążyli nam odpowiedzieć, dobiegła do nas zaspana Tenten. Podparła dłoń na moim ramieniu i z trudem próbowała unormować oddech, który gwałtownie przyspieszył.
   - Lee... jest straszny... jest... zabierzcie go... ode mnie - wypaliła z trudem, po czym podniosła głowę, żeby posłać braciom szeroki uśmiech. Rock Lee zawsze był pełen energii. Przynajmniej tak go zapamiętałam z liceum, bo później - przez swoją sportową karierę - raczej przestał utrzymywać z nami kontakt. Podobnie, jak Sai, który też się tu dzisiaj pojawił. - Mówiłam wam już, że wyprzystojnieliście? Jak Matsuri?
   Z trudem powstrzymałam się od śmiechu, a zrobiłam to tylko i wyłącznie dlatego, że bałam się rozzłościć trzeźwą Tenten. I tak miała mieć dzisiaj przekichane. Zresztą, podobnie jak Gaara.
   - Ty się wcale nie zmieniłaś - stwierdził kąśliwie Kankuro, a zaraz potem tyknął ją palcem w czoło. - Nadal przypominasz tę małą dziewczynkę, która razem z moją spaczoną siostrą wydzierała się na mnie, gdy chowałem wszystkie lalki barbie.
   Natsu prychnęła.
   - To dlatego, że sam lubiłeś się nimi bawić - zripostowała.
   Nie minęło kilka sekund, a wszyscy skomentowaliśmy te słowa gromkim śmiechem.
   - Z Matsuri w porządku - odpowiedział młodszy, uśmiechając się delikatnie. Ożenił się z tą kobietką trzy lata temu i na swoje nieszczęście, ominęłam ten ślub. - Niedawno otworzyła własny butik.
   - No w końcu! - ucieszyła się Tenten, jednak jej wzrok błądził po sali. Zatrzymała go w końcu na pewnym punkcie i westchnęła. - Chętnie porozmawiałabym z wami dłużej, ale muszę przypilnować Nejiego. Jeśli wypiją z Lee za dużo, skończy się to źle.
   Zasalutowała, a zaraz potem opuściła nasze towarzystwo. Zdążyłam zakodować, że Kankuro bardzo długo spoglądał w stronę, w którą pobiegła.
   - Co z tobą? - mruknęłam niewinnie, unosząc brew. - Czemu tak się jej przypatrujesz?
   Ku mojemu zaskoczeniu, to Gaara zachichotał.
   - Kankuro zawsze lubił Tenten - odpowiedział, zerkając kątem oka na bruneta. - Wygląda na to, że nadal lubi. 
   Starszy tylko wzruszył ramionami.
   - Prawdopodobnie. Zawsze mi się podobała, ale kiedy się ocknąłem, już była z Nejim - oświadczył, co nawet mnie zaskoczyło. Nie wiedziałam, że ta dwójka kiedyś ze sobą kręciła. - Trudno. Nie miałbym serca wścibiać się między nich, tworzą piękną parę.
   Co racja, to racja. Odruchowo powędrowałam spojrzeniem do stolika, przy którym siedział Lee i pokręciłam delikatnie głową. Sportowiec trzymał w dłoni butelkę sake, śpiewając jedną z pijackich pioseneczek i wpychając alkohol do rąk Hyuugi, którego - z kolei - Natsu próbowała odciągnąć. Istny cyrk.




   Kilka godzin później na sali zapanował istny chaos. Dla niektórych impreza definitywnie miała się zaraz skończyć. Żeby nie powiedzieć, że dla większości. Alkohol był uważany za przyjaciela, albo za wroga człowieka - i śmiałam twierdzić, że w tym wypadku był on zdecydowanie pozytywnym aspektem wesela. Ja nie przesadziłam dzisiaj z alkoholem. Nadal pamiętałam wstyd, jaki zaserwowałam sobie w Rendanie, gdy pierwszy raz spotkałam Sasuke. Ino także nie miała ochoty się upijać, w związku z czym wszystkie dziewczyny były na tyle podpite, by mieć dobry humor, ale na tyle trzeźwe, by wszystko ogarniać.
   Szkoda, że nie można powiedzieć tego samego o facetach.
   Spodziewałam się wielu niespodzianek tej nocy. Co jak co, ale wesele odbywało się raz w życiu. To oczywiście zadecydowało o tym, że przyjaciele nie mogli zostawić Shikamaru ,,w potrzebie" i, najkrócej mówiąc, schlali gęby razem z nim. Nawet Sasuke. Jak dotąd nie miałam okazji widzieć go pijanego, a już tym bardziej w tak dobrym humorze. Poniekąd byłam wdzięczna Naruto, że postanowił zmusić wszystkich mężczyzn do picia. Teraz było przynajmniej wesoło.
   A dlaczego?
   Ano dlatego, że razem z dziewczynami stałyśmy koło stolików, podczas gdy specjalna, wykwalifikowana ekipa taneczna postanowiła dać nieziemski pokaz swoich umiejętności. Drużyna - w składzie Naruto, Sasuke, Kiba, Neji, Shikamaru, Chouji, Rock Lee i Kankuro - spita, rzecz jasna, w trzy dupy zdecydowała się dać przepiękny pokaz. Kiedy arogant pocałował mnie w nos i wybełkotał coś o tym, że dedykuje to przedstawienie właśnie mnie, poczułam się w pewien sposób wyróżniona.
   Teraz się taka nie czułam.
   Teraz, razem z resztą partnerek ,,tancerzy", miałam ochotę stąd uciec i nigdy nie przyznawać się, iż mam cokolwiek wspólnego z tymi baranami. Pomijając to, że potykali się o własne nogi, postanowili także dać cudowny koncert. Sasuke miał tyle szczęścia, że to Uzumaki i Inuzuka szczycili się najbardziej donośnymi głosami. Zaprezentowali ulepszoną wersję ,,I will always love you" Whitney Houston, a ja szczerze współczułam Ino, gdy jej chłopak klęknął przed nią i tak fałszował, że bębenki niektórych gości po prostu musiały popękać.
   To była noc godna zapamiętania.
   Gdy z rozbawieniem przyglądałam się temu, jak Sasuke, Shikamaru i Neji ustalają plan zrobienia piramidy godnej cheerleaderek, zaraz obok mnie pojawiła się Aya.
   Cholera, tak pięknie unikałam jej przez cały wieczór.
   - Kiedyś tańczył lepiej - rzuciła, zerkając na mnie przelotnie. - Myślisz, że to dlatego, iż dawał pokaz lepszej partnerce?
   Zacisnęłam dłonie w pięści, jednak próbowałam nie dać się sprowokować.
   - Czego chcesz?
   Westchnęła pokrętnie i upiła ze swojej szklanki sporą ilość alkoholu.
   - Nie mogę zacząć przyjacielskiej pogawędki? - zapytała z ironią, nie spuszczając spojrzenia z Sasuke. - Dużo lepiej wygląda bez koszulki, nieprawdaż? Z tego co pamiętam, potrafiliśmy nie wychodzić z łóżka tygodniami.
   Zirytowałam się, ale nadal próbowałam trzymać fason. W odpowiedzi jedynie parsknęłam cynicznym śmiechem.
   - Frustracja aż od ciebie bije - stwierdziłam tak luźno, że byłam z siebie dumna. - Ile już wypiłaś, żeby na nas patrzeć? Podejrzewam, że potrzebujesz jeszcze kilku szklanek, żeby móc udawać kompletnie obojętną.
   Pokręciła delikatnie głową.
   - Zapominasz się, laleczko. To ja go zostawiłam - przypomniała, próbując dokopać mi jeszcze bardziej. Wbiłam w nią nienawistne spojrzenie. - Nieważne, nie o tym chciałam rozmawiać.
   - Więc?
   Obserwowała, jak Uchiha wrzeszczy na Uzumakiego, przez co lekko uniosła kącik ust ku górze.
   - Powiem to szybko - oświadczyła, po czym odwróciła się w moją stronę. Z jej ciemnych tęczówek bił taki chłód, że niemal zrobiło mi się zimno. - Nie wiem, dlaczego z tobą jest, ale to jego wybór. Pamiętaj tylko, że jeśli go zranisz, to bardzo tego pożałujesz.
   Uniosłam zdawkowo brwi.
   - Grozisz mi?
   - Ostrzegam - sprecyzowała, zmniejszając odległość między nami. - Poza tym, miej się na baczności. Zawsze mogę próbować go odzyskać.
   Tylko ona potrafiła sprawić, że w jednej chwili zaczynałam dygotać ze złości. Nienawidziłam jej. Dlaczego, do cholery, nadal zagarniała sobie do niego jakiekolwiek prawa? Poza tym, słyszenie ,,jeśli go zranisz..." z jej fałszywych ust było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam. Co za hipokrytka. Nigdy na niego nie zasługiwała.
   Zanim jednak odpowiedziałam, pojawił się przy mnie nie kto inny, jak Sasuke. Zatrzymał się obok nas i przenosił spojrzenie z jednej, na drugą, przyglądając się temu, jak próbujemy pozabijać się wzrokiem.
   - Wszystko w porządku?
   Przez chwilę milczałam. Przez chwilę - dopóki nie zdałam sobie sprawy, że ta marna prowokacja z jej strony miała tylko obniżyć moją pewność siebie. Dyskusje były bezsensowne. Tak, jak i jakiekolwiek słowa. Uniosłam kąciki ust w bezczelnym uśmiechu, a zaraz potem przyciągnęłam swojego chłopaka za krawat, by złożyć na jego ustach pocałunek.
   Rzuciła mi wyzwanie, a ja je przyjęłam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




No, jest 20! Jakoś idzie to dodawanie ostatnio, hehe <3 Robaczki, ogólnie to sobie jeszcze wyjechałam na wakacje, dlatego rzadziej bywam na facebooku i w ogóle <3 Niemniej, rozdział jest i...


SHIKATEMA OTP <33



I mam nadzieję, że wszyscy zrozumiecie moje posunięcie, bo akurat dziewiętnastkę dedykuję konkretnej osobie - Chustii, kochanie! Nie wiesz, jak TL mnie natchnęło do pisania tego ślubu i bardzo ci jestem za to wdzięczna, hihi <33



Buziaki dla wszystkich <3 

PS: Nie wiem, dlaczego końcówka wygląda tak dziwnie, bo trylion razy próbowałam to zmienić i bez skutku - blogger ostatnio szaleje -.-''''

16 komentarzy:

  1. LALALALA, myślałam, że już zapomniałaś, że dzisiaj piątek! W ogóle co za lekcja życia...walnęłaś kilka takich zdań, że i Ciebie można teraz cytować, rany...........
    A przy tym tak dużo słodkości, że miałam ochotę czytać dzisiaj tylko o parze młodej, serio #walićSasuSaku <3 I ekipowe akcje nadal tryskają radością nade wszystko.
    No, oczywiście nieświadoma jeszcze twojej żądzy krwi nie spodziewałam się chamskiego zakończenia, no aaaale, już teraz zapamiętam. Powiedziałabym, że Sakurcix się nie da, ale że zapowiadałaś jakiś ból i tak dalej, to trochę zaczynam się cykać :-///////////////
    Miłego wyjazdu swoją drogą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, za tydzień ostatni rozdział przed finałem. 21 to finał pierwszego sezonu, to się musi dziać! :D
      A dziękuję <3

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle CUDOWNY! ;D SHIKATEMA Awww *-* ich przemowy były takie urocze że aż... znowu Aww *-* (Sasukie i Itachiego z resztą też ;))
    Ojj Aya nie powinna być taka pewna swego - oby Sakura dała jej popalić ;pp
    Upity Sasuke? Hahha wyobraziłam go sobie takiego zataczającego się i bełkoczącego coś pod nosem :D haha --> to byłby widok bezcenny :)
    Kurcze, już nie mogę się doczekać następnego piątku, nawet jeśli to ostatni piątek wakacji ;( po prostu uwielbiam twoje opowiadanie <3
    Mam tylko nadzieję, że nie będzie długiej przerwy po pierwszym sezonie do drugiego ;) Nika

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślub był cudowny. Szczerze mówiąc, nigdy nie szalałam za parą ShikaTema, ale jakoś jestem w stanie ich w pewnym sensie polubić w tym opowiadaniu. Kiedy czytałam ich przemowy ślubne - nie powiem - łezka zakręciła mi się w oku. Zwłaszcza, ze jutro sama wybieram się na wesele to jestem podekscytowana zarówno rozwojem akcji, jak i ceremonią ślubną, która mnie czeka. Mam nadzieję, że w następnym tygodniu rozdział pojawi się równie punktualnie jak dzisiaj.
    Życzę ci mnóstwa weny no, i cieplutkich wakacji, które - o zgrozo - już niebawem odlecą!

    OdpowiedzUsuń
  4. ShikaTema, ShikaTema, ShikaTema, boshe jak ja to kocham, jak ja cię kocham :3. Ryczałam jak głupia czytając przemowy nowożeńców,śmiałam się przez łzy (też jak głupia) w tych pięknych i zabawnych momentach (patrz szowinistyczna świnia, wredna zołza, zabiję tę sukę :D).Kocham przemowy w wykonaniu Uchiha Brothers ❤. Jenyy,kobieto coś ty ze mną zrobiła. Przed znalezieniem twojego bloga rzadko płakałam, śmiałam się i wgl okazywałam o wiele mniej emocji niż teraz :') już nie zachowuję się jak osoba mająca ochotę pociąć się nożem do masła xD
    No dobra,za bardzo się rozpisałam o sobie.
    Tuli tuli i życzę weny tak silnej jak moja świadomość, że kończą się wakacje
    Yoshiko-chan

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Itachi moim mistrzem xd dawno się tak nie uśmiałam w trakcie czytania czegokolwiek więc na plus :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę, naprawdę się wzruszyłam. ShikaTema jest moim drugim ulubionym pairingiem. A w Twoim opowiadaniu, jest po prostu genialne. Przy każdej notce podziwiam Twoją lekkość w pisaniu grupowych scen, które angażują wielu bohaterów. Są fantastyczne! Obawiam się tylko, co się stanie z moim ukochanym SasukSaku... wyczuwam kłopoty, ale mam nadzieję, że się mylę! Czytam każdy rozdział i jestem pełna podziwu, że dodajesz je raz w tygodniu. Od dwóch tygodni sprawiasz, że każdy piątek brzmi jeszcze lepiej! Tak więc z niecierpliwością czekam do kolejnego piątku :) Przy okazji, zapraszam Cię do siebie, gdzie udało mi się wstawić nowy rozdział :) (high-school-adventure-sasusaku.blog.onet.pl)

    Całusy!
    Lady.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak można pisać tak szybko coś tak wspaniałego?
    To moje słowa podziwu i uznania.
    Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam całego twojego bloga i przy tej notce wypowiem się ogólnie.
    Błędów raczej nigdzie nie znalazłam(np. literówek).
    Tematyka ciekawa. Nie typowa. Paring Sasusaku szczególnie przypadł mi go gustu.
    To walka między uczuciami. Walka między ogniem i wodą. Tylko jeszcze nie wiem kto kim jest.
    Wszystko jest przemyślane i logiczne.
    A tak nawiązując do tej notki...
    To co powiedział Sasuke...Zaprało mi dech w piersiach. On chyba na prawdę kocha Sakurę. :)
    Pozdrawiam i czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy:*
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. * szatański, psychopatyczny, sadystyczny śmiech *
    Warto, kurde, było czekać ~~~ <3
    Pozdrawiam, życzę weny i czasu ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy mówiłam ci już, że jesteś moim mistrzem?

    OdpowiedzUsuń
  12. Bedzie jutro nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyno! Nie nadążam z komentowanie, no xD
    Znaczy, to bardzo dobrze, że tak szybko piszesz, ale kurcze nie wyrabiam xD
    Dobra tam, pomarudziłam, jestem szczęśliwa xD
    Boożeeee, Boożee, Bożenko, ten ślub to bajka ♡♡
    To było tak mega, hiper, zajebisto słodkie, że kurcze belek, też tak chcę xD Tylko, że ja wolę kogoś innego niż Shikamaru ^.^
    Dobra, kończę, było super, mega, świetnie.
    Soł weny i do następnego \(-ㅂ-)/ ♥ ♥ ♥





    Meheheheheheheh, czyli do jutra ^o^









    Znaczy mam nadzieję 😘😘
    ~Yuki

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochane, przemowa, wystep dzentelmanow i sytuacja z Aya.wyzwanie dobrze ze przyjela, nie ma do niego zadnych praw juz. Stracila swoja szanse to niech teraz spieprza falszywiec jeden. Jak ja jej nienawidze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przemowa państwa młodych....zrób to co Shikamaru proponował Sasuke. Zacznij pisać przemowy młodych par za pieniądze. Szybko się wzbogacisz

    OdpowiedzUsuń