niedziela, 30 sierpnia 2015

#20 Ekipa na zawsze



   Od chwili, w której Sakura zniknęła za drzwiami sypialni minęło już jakieś piętnaście minut. Nie wiedziałem, czemu w ogóle się tam udała, bo nadal byłem na wpół w krainie Morfeusza, ale jakimś cudem zakodowałem jej nieobecność. Niemniej, im dłużej jej nie było, tym większe wątpliwości zaczęły mnie nachodzić.
   Podniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem plecy o wezgłowie łóżka. Sylwester. Doczekałem dnia, którego obawiałem się znacznie bardziej, niż ognia. Shikamaru dopracowywał swój plan na milion sposobów, żeby nic nie zdołało nas zaskoczyć. Między innymi poprosił mnie o to, bym zdobył dla niego wszystkie dane programowe - czymkolwiek były - i zbiór haseł z całej firmy. Z pomocą Omoiego udało mi się dotrzeć do obu tych rzeczy i przekazać je grupowemu hakerowi, który twierdził, że z ich pomocą nie będzie problemu ze złamaniem szyfru Madary. Cóż, oby. Jeśli chodzi o resztę, to każdy wziął się za swoje zadanie bardzo poważnie. Aya prosiła mnie o dokładną mapę firmy, Kiba cały czas miał oko na prymitywa, a Neji - zgodnie z obietnicą - załatwił dziewczynom przepustki. Póki co, mieliśmy wszystko pod kontrolą, ale obawiałem się, iż to tylko stan tymczasowy.
   Patrząc na to obiektywnie, musiałem stwierdzić, że to wszystko jest jak wyciągnięte z jakiegoś kryminału. Szaleństwo. Fabuły filmów kryminalnych nie sprawdzają się zazwyczaj w prawdziwym życiu, prawda? I nawet fakt, że byłem współwłaścicielem UC - co oznaczało, że włamujemy się nie do samej firmy, a do gabinetu Madary - to i tak nie czułem się zbyt pewnie. Miałem nadzieję, że nie wpakuję swoich przyjaciół w żadne kłopoty. To chyba byłaby jedyna rzecz, której nigdy bym sobie nie wybaczył. Ściągnięcie na nich problemów.
   Westchnąłem ze zrezygnowaniem i wreszcie podniosłem się z łóżka. Cisza, jaka dochodziła z kuchni, zaczynała wzbudzać mój strach. Sakura już tam była i chociaż nie miałem pewności, to domyślałem się, że i Aya nie zamierza wylegiwać się w łóżku bez końca. Pozabijały się? Parsknąłem pod nosem i wciągnąłem na siebie pierwsze-lepsze jeansy, po czym wyszedłem z pokoju.
   Kiedy już dotarłem do kuchni, zdałem sobie sprawę, że mojej eks tam nie ma. Prostaczka wydawała się mieć doskonały humor, kiedy biegała pomiędzy garnkami w tej samej koszuli, którą wczoraj ze mnie zrzuciła. No właśnie, jako, iż dzień wcześniej był ostatni wtorek w roku, spędziłem w firmie praktycznie cały dzień. Kiedy wróciłem do własnego apartamentu z zamiarem położenia się do łóżka i przespania kilkunastu godzin, zorientowałem się, że potwora już na mnie czeka. Nie interesowałyby jej żadne wymówki, zresztą, nawet nie zamierzałem ich stosować. Musiałem zrelaksować się w czasie, który miałem pomiędzy dniem spędzonym z prymitywem, a dniem, w którym planowaliśmy ze znajomymi napad.
   Odchrząknąłem, na co Haruno gwałtownie odwróciła się w moją stronę.
   - Do twarzy ci w niej - skomentowałem, nawiązując do mojej części odzieży, którą miała na sobie. Zaraz potem rozejrzałem się po pomieszczeniu. - Więc, gdzie schowałaś ciało? W szafie?
   Początkowo zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, o czym mówię - jednak kiedy tylko jej spojrzenie zatrzymało się na drzwiach od pokoju gościnnego, prychnęła uroczyście.
   - Zabawne - skwitowała, a ja zająłem jeden ze stołków barowych. Krzątała się po jego drugiej stronie blatu. - Nawet jestem trochę zaskoczona, że nie wróciła na noc.
   Zdumiałem się.
   - Nie wróciła?
   Pokręciła głową.
   - Może w końcu znalazła sobie innego faceta, zamiast lepić się do ciebie? - zaszczebiotała, a zaraz potem zalała dwa kubki kawy wrzącą wodą. Wywróciłem oczami, powstrzymując się od komentarza. - To duża dziewczynka, na pewno nie zginęła.
   Tak, co do tego, że potrafiła sobie poradzić, nie miałem najmniejszych wątpliwości. Sakura nie była taka zaradna, gdy zostawała sama - ale, oczywiście, nie śmiałem o tym wspomnieć. Wolałem dożyć przyszłego roku.
   Przez dłuższą chwilę przyglądałem się temu, jak zmienia wodę fioletowym liliom, które stały tutaj od ślubu Temari. Czas nie dał forów także im - wyglądały znacznie gorzej, niż tamtego dnia, żeby nie stwierdzić, że praktycznie obumarły. Zdawała sobie z tego sprawę, prawda? 
   - Czemu tak usilnie chcesz utrzymać je przy życiu? - zaciekawiłem się.
   Zerknęła na mnie pytająco, a zaraz potem powróciła spojrzeniem do kwiatów.
   - Bo je uwielbiam. Lilie są piękne - stwierdziła, pochylając się nad nimi i wdychając przyjemny zapach. - Szczególnie wodne, ale z nimi problem polega na tym, że nie da się trzymać ich w domu. Niestety.
   Faktycznie. Tragedia.
   Kiedy postawiła przede mną kubek z czarną, aromatyczną cieczą, odetchnąłem cicho. Nie sprawiała wrażenia przestraszonej, ani - w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa - niepewnej. Naprawdę ani trochę nie przejmowała się dzisiejszą misją, czy zakładała maskę, żeby mnie uspokoić?
   I tak by mi nie powiedziała.
   - Opowiadałem ci o UCC? - zmieniłem temat.
   Zastanowiła się.
   - Uchiha Company Celebration, tak? - upewniła się, na co potaknąłem. - Tak, coś tam wspominałeś. 
   - Madara chce, żebyśmy jeszcze dzisiaj dali mu znać, czy wybieramy się z kimś, czy sami - zacząłem, choć ciężko było mi ubrać wszystko w słowa. - Idziesz jako moja para, tak?
   Przyglądała mi się ze zdziwieniem, które bardzo szybko ustąpiło miejsca rozbawieniu. Podparła łokcie na blacie, przygryzając delikatnie wargę.
   - To ma być propozycja? - burknęła. - Powinieneś ją sformułować ładniej.
   Wiedziałem, że mnie do tego zmusi. 
   - Sakuro Hachi Haruno - zacząłem, nie powstrzymując się od cynicznego wplątania w te słowa jej drugiego imienia. - Czy pójdziesz na UCC jako moja para?
   Uniosła wargi w delikatnym uśmiechu.
   - Mogłabym - stwierdziła, przejeżdżając palcem po dolnej wardze. - Dobra, pójdę. Ale jeśli jeszcze raz wypowiesz imię ,,Hachi", to tego pożałujesz.
   Prychnąłem pod nosem.
   - Hachi - wypaliłem.
   Nim dobrze zorientowałem się w sytuacji, wskoczyła na blat baru i prawie strąciła z niego kubek z kawą. Zaraz potem, niczym niewyżyty morświn, zarzuciła mi ręce na kark i robiła wszystko, żeby strącić mnie z krzesełka. Znacznie przeceniła swoją siłę. Wstałem bez najmniejszego problemu i doprawdy musiało to wyglądać komicznie, bo prostaczka nadal była na mnie uwieszona. Przypominała małpę usilnie trzymającą się gałęzi.
   - Co wy robicie? - Usłyszałem za plecami, toteż - razem ze swoją pawianicą - odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał głos. Aya wpatrywała się w nas tak, jakbyśmy co najmniej mieli problemy psychiczne. - Nie, wróć. Chyba nie chcę wiedzieć. Pójdę teraz do siebie, a kiedy wrócę, będę udawała, że nic nie widziałam. Tak będzie lepiej, jeśli chcę zachować zdrowe zmysły. Ciao, ciao! - pomachała nam na odchodne i zniknęła za drzwiami pokoju gościnnego z szybkością geparda.
   Zanim ja przyswoiłem sobie tę sytuację, potwora wybuchnęła śmiechem.


***


   Dzień minął stosunkowo szybko. Rozpoczęcie całej akcji mieliśmy zaplanowane na dwudziestą trzecią, w związku z czym - już o dwudziestej - wszyscy zebrali się w Rendanie. Tradycyjnie oddaliśmy klub pod opiekę Konohamaru, obiecując mu sporą podwyżkę od kolejnego roku. Sami usadowiliśmy się przy słynnym już stoliku, na początku obiecując sobie, że tych kilka godzin spędzimy jak rodzina.
   To były nasze ostatnie, wspólne chwile w tym roku i mieliśmy zamiar wykorzystać je w poprawny sposób. Też tego chciałem. Chociaż na jakiś czas zapomnieć o wszelkich problemach - o Madarze, Itachim, Obito, Izunie. O wszystkim, co wiązało się z negatywnymi rzeczami. Z tego co zauważyłem, reszta była bardzo podobnego zdania. Wszyscy, choć pełni zapału i zdeterminowania, by nasza misja okazała się udana, także potrzebowali tej ,,rodzinnej chwili".
   Pomiędzy kolejną kłótnią Kiby i Naruto, a opowieścią Choujiego dotyczącą restauracji, w której gotował, Temari odciągnęła mnie na bok. Nie wiedziałem, czego ode mnie chciała, ale nie śmiałbym się jej przeciwstawiać. Umówmy się - tego nie można było robić. Ani wcześniej, ani teraz, gdy nosiła inne nazwisko. Zatrzymaliśmy się dokładnie w tym samym miejscu - na balkonie, przy poręczy - gdzie Sakura oznajmiła mi, iż jest adwokatem mojego brata. Uśmiechnąłem się na samo to wspomnienie. Teraz, z biegiem czasu, zdawało mi się, że to było rozpoczęcie nowego etapu w moim życiu. Lepszego etapu.
   - Czemu mnie tu zaciągnęłaś, nicponiu?
   Zerknęła na mnie przez ramię z takim politowaniem w oczach, że mogłem tylko parsknąć śmiechem.
   - Nie mieliśmy czasu pogadać, od kiedy wróciła Aya - zauważyła, odwracając się przodem do mnie i opierając pośladki o poręcz. - Albo zręcznie mnie unikałeś, tchórzu. Jaka jest prawda?
   Prychnąłem donośnie. Nie unikałem jej... no, przynajmniej nie umyślnie. Był cień szansy, że nie chciałem z nią rozmawiać. Miałem jednak głowę przepełnioną masą kłopotów i nawet przez chwilę nie zastanawiałem się, dlaczego nie chcę się z nią konfrontować. Może dlatego, że bałem się jej oceny? Temari była najszczerszą osobą na tej planecie i jedyną, która nigdy nie miała do mnie słabości.
   Kto by pomyślał, że Uchiha Sasuke obawia się spojrzenia strony obiektywnej?
   - Mam lepsze rzeczy do roboty, niż układanie sobie grafiku w taki sposób, żeby cię nie napotkać - zapewniłem nonszalancko. - Chociaż, na dłuższą metę, twoje towarzystwo faktycznie mnie drażni.
   Uśmiechnęła się słodko.
   - Jak mi przykro - zapewniła, teatralnie kładąc dłoń na piersiach. - Teraz mów - ponagliła.
   Zmarszczyłem brwi.
   - Co mam mówić?
   Zniecierpliwiła się.
   - Myślisz, że nie widzę? Cały czas się czymś zamartwiasz - stwierdziła, przechylając delikatnie głowę. - Nie, żeby twoje uczucia cokolwiek mnie obchodziły, ale mamy misję do zrealizowania.
   Z pewnością - Temari o kamiennym sercu miała gdzieś, co czuję.
   Śmieszne.
   Nie mogłem jednak zarzucić jej braku wyczucia. Robiłem wszystko, żeby nie okazywać na zewnątrz swoich obaw i próbowałem za wszelką cenę cieszyć się towarzystwem ekipy, ale - najwyraźniej - pani Nara była na to zbyt bystra. Nawet Naruto i Sakura nie zauważyli, że coś ze mną nie tak. Ba, próbowałem okłamywać samego siebie! Czemu ona zawsze musiała pojawić się bez zapowiedzi i równać mnie z ziemią?
   - Tak, zamartwiam się - przyznałem. - Sądzę, że branie na tę ,,misję" rozwrzeszczanej, upartej baby przyniesie same komplikacje. Co ty na to, żeby zostać?
   - Sasuke - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
   Jeśli nawet nie pokusiła się o ripostę, stałem na przegranej pozycji. Wywróciłem teatralnie oczami, żeby wreszcie zmniejszyć odległość między naszą dwójką.
   - Nie chciałem was do niczego mieszać. Sakura i Naruto namawiali mnie, żeby wszystko wam powiedzieć, do tego ten szantaż Madary... - wymamrotałem, przecierając czoło dłonią. - Tak wyszło. I jeśli chcesz wiedzieć, to najchętniej cofnąłbym czas. Wiedziałem, że nie będziecie mnie słuchać. Napadanie na czyjąś firmę? Przecież to niebezpieczne, a ja mam dodatkowo złe przeczucia - wyjaśniłem dość zwięźle.
   Wzięła głęboki wdech.
   - Jak zwykle chrzanisz - stwierdziła, unosząc wargi w pogardliwym uśmiechu. - Bekso.
   Jeśli chciała mnie zdenerwować, to jej się udało. Zdecydowałem się na to, by zdradzić komuś - poważne, notabene - obawy, a ona po prostu mnie wyśmiała? Krew w całym moim ciele zaczęła praktycznie wrzeć. Dlaczego zadawałem się z takimi idiotami? Czy oni naprawdę nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji, jakie mogą nas czekać?
   - Wiem, że jesteś inteligentna, ale czasami twój brak myślenia przerasta nawet idiotyczne zagrywki Karin - stwierdziłem cynicznie, nie bacząc na słowa. Temari widziała Hebi zaledwie kilka razy, ale zdążyła doszczętnie ją znienawidzić. - Rozumiesz, co do ciebie mówię?
   Parsknęła niecierpliwie.
   - Rozumiem, że jesteś pieprzoną beksą, Sasuke. Wszyscy są tutaj, bo chcą ci pomóc. Shikamaru ułożył bezbłędny plan, każdy się stara, a ostatnie dwa tygodnie były jednym, wielkim przygotowaniem całej tej akcji. Tylko ty nie jesteś w stanie się przełamać - stwierdziła z lekką odrazą. - Widziałeś ich wszystkich? Są zdeterminowani. Tylko ty postanowiłeś się bać. 
   - Nie boję się! 
   - Nie? Więc przestań bawić się w logistyka. Przestań mieć ciągłe wątpliwości. Chcesz pokonać Madarę? - warknęła, mocno uderzając dłonią w moją klatkę piersiową. - To bądź mężczyzną, do cholery!
   Przez chwilę konfrontowałem się z nią na spojrzenia, jednak - widząc niezaprzeczalną stanowczość w jej zielonych tęczówkach - musiałem pozwolić, by jej słowa do mnie dotarły. Bo miała rację. Wszyscy zdecydowali się stanąć do walki i nie robili tego na moją prośbę, tylko dlatego, że sami tego chcieli. Wszyscy cechowali się w tej chwili pewnością siebie, niezłomnością i chęcią zaprowadzenia mojego stryja na dno. Tylko ja ciągle byłem wycofany.
   - Masz rację.
   - Nawet Sakura zrobiła wszystko, żeby ci... - zatrzymała się, unosząc brwi. - Co proszę?
   Uciekłem wzrokiem w bok. Jeszcze nigdy, ale to nigdy otwarcie nie przyznałem, że się z nią zgadzam. 
   - Powiedziałem, że masz rację - powtórzyłem. - Wezmę się w garść.
   Przyglądała mi się z lekkim niedowierzaniem, jednak w końcu wyszczerzyła zęby w szerokim, pełnym satysfakcji uśmiechu. Zerknęła przelotnie w stronę naszego stolika, a wreszcie położyła dłonie na obu moich ramionach.
   - Wiesz, w życiu, szczególnie w takich sytuacjach jak ta, trzeba posiadać dwie zalety - stwierdziła cicho. - Bycie kochanym przez kogoś daje ci siłę, a kochanie kogoś daje ci odwagę. Myślę, że możesz podziękować Sakurze za obie te cechy - sprecyzowała, puszczając w moją stronę perskie oko.
   Nie czekając na moją reakcję, wyminęła mnie i ruszyła z powrotem do naszego stolika, wyraźnie z siebie zadowolona. Jeszcze przez chwilę analizowałem jej słowa, żeby wreszcie dojść do pewnego wniosku.
   - Tak, szajbusko. Chyba masz rację - wymamrotałem.




***



   Kochałam takie momenty. Przez te krótkie trzy godziny nikt z nas nawet nie myślał o napadzie, Madarze i wszelkich, innych kłopotach, a przecież każdy je posiadał. Wszyscy robiliśmy tylko jedną rzecz - cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Wspominaliśmy stare czasy, wyśmiewaliśmy to jedną, to drugą osobę i rozkoszowaliśmy się powrotem Temari i Shikamaru do normalności. Właściwie, ona wróciła do normalności jeszcze na weselu, gdy wszyscy zamierzali zbierać się do domów, a jej mąż ledwo stał na nogach. Tylko - no umówmy się - Naruto spił wszystkich facetów. Prawie. Sama ledwo zmusiłam Sasuke, żeby wsiadł do samochodu, a dodatkowo musieliśmy gnieździć się tam z Ino i nawalonym Kibą. Tenten od razu zaznaczyła, że nie zamierza rozjeżdżać się po całym Tokio i obie mamy przygarnąć facetów pod swój dach.
   Ogólnie, wspominałam ślub bardzo dobrze. Gorzej z następnym dniem, kiedy to nogi bolały niemiłosiernie, a jakby tego było mało - musiałam biegać przy umierającym chłopaku. Miałam to ,,szczęście", że wszystkie dziewczyny z naszej ekipy rozumiały mój ból.
   Poza Ayą, ale ona generalnie była wrzodem.
   Nawet teraz, obserwując jak świetnie dogaduje się z Choujim i Naruto, wydawała mi się złem wcielonym. Szkoda, że nikt inny tego nie widział. Nawet moja osobista, najlepsza przyjaciółka ją lubiła. Kiedy dowiedziałam się, że Ino - pomiędzy ślubem a sylwestrem - wybrała się z tą wywłoką na zakupy, myślałam, że zrobię coś karalnego. Mało jej było tego, że próbowała podebrać mi Sasuke? Musiała dowalić się także do mojej prawie siostry i głąba?
   Z nią definitywnie było coś nie tak. Może jakiś kompleks? 
   Co za bzdura. To ja mogłam mieć kompleksy przy niej.
   - I to jest niby szczyt braku ogarnięcia? - fuknęła Ino, prychając donośnie. Zgubiłam się, toteż przejechałam wzrokiem po zgromadzonych. - Kiedy byliśmy w gimnazjum na wycieczce w Berlinie i mieliśmy czas wolny, wybrałyśmy się z Sakurą i resztą na zakupy. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przy kawiarni i uznaliśmy, że na trochę przystaniemy. Oczywiście, Sakura niczego nie spostrzegła i szła dalej. Zaczęłam ją wołać, ale jak to ona, była w swoim świecie. Wiecie, kiedy pojęła, że nie ma nas obok? Kiedy po jakichś kilkunastu metrach, gdy jadaczka jej się nie zamykała, ,,Naruto" jej nie odpowiadał. Sęk w tym, że to wcale Naruto nie był.
   Słysząc, jak Uchiha - siedzący obok mnie - parsknął śmiechem, a za nim poszła cała reszta, spaliłam soczystego buraka. Blondynka była okropna. Czemu, ilekroć wyciągała wstydliwe sytuacje z przeszłości, musiała posługiwać się akurat moimi nieciekawymi doświadczeniami? Naruto miał ich znacznie więcej.
   No dobrze. Kogo to obchodziło, skoro on na każdym kroku coś odstawiał?
   - Typowa Sakura - skwitował z przekąsem arogant.
   Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, a potem wbiłam wzrok w resztę.
   - Shikamaru opowiadał kiedyś, jak pożyczył ojcu golarkę... - zaczęłam.
   - Nie waż się - zaznaczył natychmiast Nara.
   Temari przez dłuższą chwilę wodziła spojrzeniem ode mnie, do niego i z powrotem, a w końcu się żachnęła.
   - Nie zabraniaj jej niczego - warknęła w jego stronę. - Sakura, mów!
   Jej rozkazów się słuchało.
   - Shikaku poprosił go o golarkę, mówiąc, że chce zrobić niespodziankę jego mamie. Shikamaru, widząc jego brodę, oczywiście mu ją pożyczył - opowiedziałam, przyglądając się geniuszowi dość łobuzersko. - Chyba z miesiąc przeżywał, że gdy jego ojciec pół godziny później wyszedł z łazienki i oddał mu sprzęt, nadal miał brodę.
   Wygrałam z opowieścią Yamanaki - najpierw wszyscy zerknęli w jego stronę, a potem zaczęli tarzać się ze śmiechu. W przenośni, chociaż patrząc na Uzumakiego...
   - Dlaczego o tym nie wiedziałem? - oburzył się.
   - Właśnie dlatego, kretynie. Nawet teraz o mało się nie posikałeś - stwierdził Nara, oskarżycielsko wskazując na niego palcem. - Czemu uwzięliście się na mnie? Pamiętacie, jak Kiba rozstał się z Ino?
   - Zabiję cię, jeśli coś powiesz - ryknął Inuzuka.
   Nie miałam pojęcia, o czym rozprawiał mąż Temari. Prawda była taka, że przez jakiś czas po tym, jak Yamanaka - nie do końca świadoma swoich czynów - go zdradziła, Kiba przestał zachowywać się normalnie. Unikał mnie jak ognia, najpewniej myśląc, że stoję po jej stronie, a sam zaczął imprezować kilkukrotnie bardziej, niż wcześniej. Jeśli faktycznie zrobił coś w tamtym okresie, to nie mogłam o tym wiedzieć.
   Naruto odchrząknął.
   - Mi tak groził kilkaset razy, więc już mówię. Kiba zaliczył mnóstwo jednonocnych epizodów, kiedy rozstał się z Ino - powiadomił, chociaż sporo o tym wiedzieliśmy. To było już w liceum. Bałam się tylko, że Yamanaka - jako jego obecna dziewczyna - może niekoniecznie chce o tym słuchać. - Raz nawet nie spostrzegł, że przyprowadził do domu tę samą laskę, co kilka tygodni wcześniej. Nie przyznała się, kim jest i stwierdziła, że lubi ostre przygody. Ten kretyn się zgodził, a kiedy już go związała, stwierdziła, że jest dupkiem i ignorował ją po ich pierwszym razie. Zostawiła tego idiotę na podłodze i rozwiązała go dopiero mama!
   Przez chwilę myślałam, że umrę, o ile można umrzeć od napaści ,,śmiechawki". Dobra, fakt, że jako pierwsza skomentowałam tę opowieść w ten sposób - tym bardziej, że przyjaźniłam się z obecną partnerką Inuzuki - był dosyć nie w porządku, ale nie mogłam się powstrzymać. Zresztą, zaraz za mną poszła cała reszta i ku niezadowoleniu Kiby, także Ino.
   - To dlatego kiedy ostatnio ją odwiedziliśmy powiedziała, żebyś zawsze nosił ze sobą scyzoryk, bo jestem impulsywna? - zapytała pokrętnie. - Myślałam, że się boi, że mogę cię zabić!
   To wygrało. Zlekceważyliśmy to, że bohater opowieści zrobił się czerwony jak burak i dawaliśmy upust swojej radości. Właśnie dlatego. To był powód, dla którego uwielbiałam te spotkania. Zapomnieliśmy całkowicie o sprawach przyziemnych i pozwalaliśmy sobie rozkoszować się ostatnimi, miłymi chwilami, jakie czekały nas w tym roku.
   Temari westchnęła.
   - Chcecie wiedzieć, jak Tenten radzi sobie z dziećmi? - zapytała pani Nara, poruszając gwałtownie brwiami i nie przejmując się rozgniewanym spojrzeniem przyjaciółki. - Raz miała pilnować czteroletniej córki swojej kuzynki. Zostawiła małą w pokoju obok, żeby ta pobawiła się zabawkami, bo musiała mi coś powiedzieć. Była zazdrosna o jakąś głupią koleżankę z samorządu Nejiego i wykrzykiwała coś w stylu ,,wszystkie słodkie, pomocne i dobroduszne baby są w rzeczywistości dziwkami". Pięć minut później wróciłyśmy do pokoju, w którym była Nana. Przebrała się w żeńskie ciuchy i szpilki, które wygrzebała z szafy, po czym zaczęła w nich paradować. Tenten, najlepsza ciocia pod słońcem, powiedziała wtedy ,,jaka piękna dama!". Nana natomiast odpowiedziała, że nie jest damą, tylko dziwką.
   Miałam wrażenie, że harmider po każdej, kolejnej opowieści tylko wzrastał. Ja musiałam złapać się za brzuch, zerkając z rozbawieniem w kierunku nowej bohaterki i jej przyszłego narzeczonego. Ku mojemu zdziwieniu, Tenten chichotała nerwowo, podczas, gdy Neji przyglądał jej się z wyraźną dezaprobatą.
   - To było lata temu - rzuciła, machając od niechcenia dłonią.
   - Więc teraz moja kolej. Sasuke myśli, że go oszczędzę, ale może zapomnieć - odezwała się Aya, na co ja natychmiast się najeżyłam. Spoglądnęłam na swojego chłopaka. - Nie wszyscy wiecie, ale chodziliśmy razem do jednego liceum. Oczywiście, Sasuke mister świata od zawsze był przystojnym bożyszczem, więc już wtedy wszystkie dziewczyny na niego leciały. Raz, podczas mikołajek, wylosowała go jedna z fanek. Zapytała, co chciałby dostać. Wyśmiał ją i stwierdził, że najlepiej ją, zapakowaną w wielki prezent. Naiwna, nie znała tego gbura i nie przyjęła pokićkanego komplementu. Przypomniała, że prezent miał być do trzydziestu złotych, a on na to, że może dorzucić bombonierkę.
   Zareagowałam podobnie do reszty, śmiechem, choć szczerze się zawiodłam, że zawstydzoną ofiarą nie był on. Zerknęłam na niego i dostrzegłam, że uśmiechał się z wyższością. Cholera, czy ten przeklęty Uchiha naprawdę był taki nieskazitelny? Matulu, przy nim prezentowałam się jak wór porażek i błędów. Nie, żebym jakoś specjalnie nad tym ubolewała. Może wszystkie te zabawne historie, które teraz opowiadaliśmy, na początku były niezbyt miłe - ale po tak długim czasie przyjemnie było mieć takie wspomnienia.
   - Sasuke dostał nawet własną historyjkę, w której jest panem cynicznym - żachnął się Naruto. - Dlaczego dzisiaj nie mówicie nic o mnie?
   Hinata podrapała się niepewnie za uchem.
   - Chyba chcieli cię oszczędzić, kochanie.
   Na jego twarzy pojawiło się zrezygnowanie, w związku z czym odetchnęłam głęboko. Miałam w zanadrzu jeszcze kilka opowieści z nim w roli głównej, których nikt nie znał.
   - Byłam z tym głąbem na zakupach. Jego wujek wysłał go do hipermarketu, żeby uzupełnił zapasy domowe. Kupiliśmy, między innymi, dwie zgrzewki papieru toaletowego. W międzyczasie Jiraya zadzwonił i poprosił, żeby Naruto skoczył do apteki po jakieś leki - zatrzymałam się, obserwując z ekscytacją żądzę mordu w jego oczach. Obiecałam kiedyś, że tego nie wyciągnę, ale sam się o to prosił. - Kiedy dotarliśmy, trzymałam dwie torby pełne jedzenia i środków czystości, więc musiał wziąć papier ze sobą. Wiecie, co było dalej? Naruto wszedł do apteki dziarskim krokiem, z tymi zgrzewkami pod pachą i nie przejmując się ilością ludzi w pomieszczeniu, oznajmił sprzedawcy, że chce jakieś skuteczne środki na biegunkę.
   Myślałam, że Sasuke - gbur nad gbury - posika się ze śmiechu. Komentowanie reakcji reszty nawet nie było na moje możliwości, bo ten zbiorowy chichot był tak zaraźliwy, że nawet ja i Naruto go przechwyciliśmy. Matko, tamtego dnia nie było tak fajnie. Tamtego dnia wstydziłam się, że byłam tam z nim.
   - Sakura-chan... - jęknął cicho, drapiąc się po głowie.
   - Wystarczy na dzisiaj - stwierdziła z przestrachem Ino, chichocząc. Jasne, że wystarczy. Bała się, że postanowię jej się odpłacić i opowiem jakąś historię ze studiów. - Neji, nie chciałeś przypadkiem czegoś powiedzieć? - zagaiła.
   Fakt, już na początku informował nas o tym, że ma niespodziankę. Nie byłam specjalnie zszokowana, obstawiając, że chce powiedzieć o swoim awansie. Tym, o którym już wiedziałam, hehe!
   Hyuuga zerknął porozumiewawczo na swoją prawie-narzeczoną i uśmiechnął się delikatnie. Zaraz potem podniósł tyłek z kanapy, unosząc do góry kufel z sokiem. Sokiem, bo nikt z nas dzisiaj nie pił. Nigdy nie wiadomo, kto będzie musiał prowadzić, nawet pomimo braku prawka.
   I to ja byłam przedstawicielką prawa?
   - Są trzy rzeczy, które zamierzam dzisiaj zakomunikować - oznajmił, biorąc głęboki wdech. Zdziwił nawet mnie. - Pierwszą z nich jest wiadomość, która, mam nadzieję, ucieszy was wszystkich. Tak jakoś wyszło, że Neji Hyuuga bardzo szybko wspina się po szczeblach kariery. To pewnie przez moją niesamowitą prezencję... - zawiesił głos i poruszył brwiami. - Zostałem jednym z członków parlamentu. Oficjalnie ogłoszę to w styczniu.
   Wszyscy próbowali przyswoić sobie tę niezwykłą wiadomość, podczas gdy ja zastanawiałam się nad dalszą częścią jego zamierzeń. Jeszcze dwie rzeczy? Jedną z nich było na pewno przemówienie, które prezentował nam co sylwestra, ale trzecia? Czyżby oświadczył się Tenten znacznie wcześniej, niż miał to w planach?
   - Mówisz poważnie? - odezwał się Naruto.
   Szok, że wiedział, czym jest parlament.
   - Zaskakujesz mnie, Hyuuga - mruknął Sasuke, unosząc rękę ze swoim naczyniem pełnym cieczy. - Twoje zdrowie. Może ktoś w końcu zmieni ten kraj.
   Miałam nieodparte wrażenie, że tak mówią w każdym państwie. I przy każdym, nowo wybranym przywódcy. Niemniej, reszta także okazała aprobatę, ale Neji szybko ich uspokoił.
   - Jest jeszcze coś - oznajmił, po czym przeniósł wzrok na swoją dziewczynę. Podał jej dłoń i pomógł wstać, a na twarzy kobiety widniał zachęcający uśmiech. Więc miałam rację. Ten skurczybyk oświadczył się wcześniej, a ja nawet nie zauważyłam pierścionka na... - Tenten i ja spodziewamy się dziecka.
   Jej palcu.
   Zamarłam. Kompletnie. Na dłuższą chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością i miałam podejrzenia, że wszyscy obecni zareagowali bardzo podobnie. Tenten... była w ciąży? To znaczyło, że za kilka miesięcy - w naszej ekipie - pojawi się nowy jegomość? Mały, słodki, niewinny? Miałam zostać... ciocią? Cholera, miałam zostać CIOCIĄ?! Niedawno sama zaczęłam współżyć, a moi przyjaciele - jedni brali ślub - a drudzy spodziewali się dziecka? 
   Uniosłam kąciki ust tak wysoko, że musiałam wyglądać jak Joker. Nie było tajemnicą, że z wszystkich ludzi tutaj, a może i w mieście pałałam największą miłością do maluchów.
   - Poważnie? To wspaniale! - wrzasnęłam wreszcie, gwałtownie podnosząc się z miejsca. - Jak wy, to znaczy, ile to ukrywaliście?
   Dopiero teraz rozejrzałam się po obecnych i zauważyłam, że szok na ich twarzach zmienia się w szczerą, najprawdziwszą radość. Najlepszą z możliwych!
   Temari też wstała, oskarżycielsko wskazując na ową dwójkę palcem.
   - Wiedziałam! Od dawna unikałaś picia, na moim weselu zgłosiłaś się na ochotniczkę, żeby rozwozić ludzi... - zaczęła wyliczać na palcach. - Ten twój wybuch płaczu na ceremonii i reakcja, kiedy opowiedziałam historyjkę! Cholera, jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?!
   Tenten parsknęła śmiechem.
   - Wybacz. Obiecaliśmy sobie, że powiemy wam w sylwestra, żeby było wyjątkowo - odpowiedziała, po czym z wyraźnym uczuciem pogłaskała się po brzuszku. - Musiałam dotrzymać słowa.
   Naruto podskoczył w miejscu i tak głośno krzyknął ,,YATAAAA", że musiałam odruchowo złapać się za uszy.
   - Będę wujkiem!? - upewnił się z ekscytacją. - Cholera, będę wujkiem! Będę zabierał go na spacery...
   - Albo ją - poprawił Neji. - Poza tym, nie zostawię mojego dziecka pod twoją opieką - żachnął się.
   Blondyn zaraz zaserwował mu łańcuszek pretensji, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Przejechałam dłonią po policzku, który automatycznie się zarumienił. Nowe życie. Tenten nosiła w sobie nowe życie, które - w jakiś pokręcony sposób - już teraz było częścią naszej niezbitej drużyny. To oznaczało tyle, że nie mogliśmy przegrać. Zerknęłam na Sasuke, który wydawał się być równie szczęśliwy, co ja. Zastanawiałam się, czy wie, o czym myślę.
   - Tak - wypalił, zupełnie, jakby czytał mi w myślach. Zaraz potem zacisnął palce na mojej dłoni. - Teraz wstyd byłoby nie dać sobie rady.
   Uniosłam kąciki ust, czując wszechogarniającą radość. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni widziałam w jego oczach taką determinację. Włączył mu się instynkt... wujkowski? Może, w końcu cuda się zdarzają. Mieliśmy na to dowód.
   - Który to tydzień? - zainteresował się Kiba, także podnosząc się z miejsca.
   W ślad za nim poszło kolejnych kilka osób, bo wszyscy chcieli złożyć parze gromkie gratulacje.
   - Trzeci - odparła z rozbawieniem przyszła mama. - Miesiąc.
   Jeśli oni oboje mieli z nas ubaw, to naprawdę powinni dać sobie spokój. Już samą informacją o dziecku doprowadzili, choćby Shikamaru - który z przerażeniem zerkał na Temari - do zawału.
   - Żartujesz sobie? - żachnęła się Ino.
   Tenten pokręciła głową.
   - Byłam taka zabiegana i zestresowana, że nie zwracałam większej uwagi na brak okresu. Na początku, gdy się spóźniał, zwaliłam to na masę problemów w pracy, a później zapomniałam - wyjaśniła, machając dłonią. Tak, to bardzo logiczne, nie zauważyć, że nie ma się okresu. Może tak już było, gdy związek cieszył się dłuższym stażem? - Później naszły mnie nudności, więc poszłam do lekarza...
   - Fuj, nie opowiadaj! - zażądał Kiba, za co jego dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. - No co? Ale z dzidziusia też się cholernie cieszę! - usprawiedliwił się.
   - Chodźcie tutaj! - ryknął Chouji, a w jego oczach pojawiły się szczere łzy. - Nawet nie wiecie, jak bardzo poprawiliście nasze samopoczucie! - stwierdził w imieniu wszystkich.
   Miał rację.
   Dyskusja przestała mieć miejsce na kilka, a może kilkanaście minut. Każdy postanowił złożyć przyszłym rodzicom gratulację, co - głównie w przypadku kobiet - znacznie się przeciągało. Byłam drugą, po Temari, osobą, która mogła dotknąć brzuszka mamusi. Poczułam wtedy nieograniczone ciepło i chociaż wiedziałam, że ten chłopczyk albo dziewczynka jest w chwili obecnej wielkości ziarnka kawy, to i tak cała pływałam w euforii, jaka zrodziła się ze szczęśliwej nowiny.
   Gratulacje nie ustawały jeszcze przez jakiś czas - dopóki Neji nie odchrząknął, przypominając, że chce powiedzieć coś jeszcze. Musiał się streszczać, bo do wyjścia pozostało nam jakieś pół godziny.
   - Nawijaj, tatuśku - rzucił dziecinnie Naruto.
   Neji westchnął, po czym przejechał wzrokiem po wszystkich po kolei.
   - Tradycyjnie, zamierzam was chwilę pomęczyć i wygłosić przemowę. Zazwyczaj podsumowuję w niej poprzedni rok, ale wyjątkowo, w tego sylwestra zagłębię się w to bardziej. Może dlatego, że dziewczyny wróciły, a może dlatego, że obudziły się we mnie ojcowskie uczucia - wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. - Uwielbiam swoje życie. Nie przez swoją uprzywilejowaną pozycję w polityce czy kasę, a przez to, że posiadam takich przyjaciół jak wy. Za dwadzieścia lat zamierzam spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, że byliście jedynymi osobami, które znały prawdziwego mnie. Krótkie spotkanie z wami potrafi zamienić największe naburmuszenie w uśmiech, a sposób, w który każdy z was potrafi zmusić mnie do uniesienia głowy i parcia przed siebie w momencie, w którym sam tracę wiarę, jest unikatowy. Jesteście tymi, którzy akceptują każdą decyzję, którą podejmuję i wspieracie mnie w działaniach, niezależnie, czy moje wybory wam się podobają, czy nie. Jedynymi, z którymi w każdej sytuacji mogę dzielić się smutkami i radościami - zatrzymał się na chwilę, unosząc kąciki ust ku górze. Miał rację. - Podejrzewam, że każdy z was odczuwa to w podobny sposób, co ja. Jesteśmy ekipą. Nieważne, ile razy się kłócimy, ani jak śmiertelnie się na siebie obrażamy, ostatecznie zawsze stoimy po swojej stronie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - stwierdził, unosząc do góry kubek z sokiem. - Wszystko, czego pragnę, to żebyśmy już zawsze trzymali się razem. Żebyśmy za dziesięć, dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat przyszli do Rendanu i niezależnie, jak wiele przeszkód napotkamy na swojej drodze i jak wiele zmieni się w naszych życiach prywatnych, nadal dogadywali się tak jak teraz. Bo jesteśmy przyjaciółmi. Na zawsze.
   Neji był moim osobistym mistrzem. Nic dziwnego, że tak szybko piął się po szczeblach kariery politycznej, skoro w krótkim czasie potrafił ubrać w słowa to, co czuliśmy my wszyscy. Uśmiechnęłam się odruchowo, podczas, gdy reszta przyswajała jego słowa.
   - Za Ekipę Rendanowską! - wrzasnął nagle Uzumaki.
   Jak to on - spotkał się z potężną aprobatą ze strony reszty.



***


   Zostało niecałe dziesięć minut do wyjścia. Przez chwilę byłam trochę zdenerwowana, ale gdy Shikamaru od początku przedstawił nam plan - nie pomijając najmniejszych szczegółów - zdecydowanie się uspokoiłam. Nasze instrukcje nie zmieniły się specjalnie od dnia, gdy w ogóle wymyśliliśmy cały ten napad. Mieliśmy być podzieleni na trzy grupy. Dziewczyny - Temari, Hinata i Ino - miały zająć Madarę na dole. Tenten spotkała się z pierwszym przejawem przyjacielskiej opiekuńczości, bo wszyscy zdecydowanie rozkazali zostać jej w domu. Jej głównym zadaniem było czekanie w naszym mieszkaniu, które miało być miejscem, w którym wszyscy spotkają się po powrocie. Ja zostałam obarczona siedzeniem w samochodzie i pilnowaniem okolicy, choć nie byłam z tego specjalnie zadowolona. Druga grupa - Aya, Shikamaru i Kiba - mieli udać się do piwnic, bo tam znajdowało się centrum kontrolne. Zołza miała ich tam zaprowadzić, Inuzuka stać na czatach, a Nara jak najszybciej złamać szyfr. Wyciągnął od Sasuke spis wszystkich haseł i dane programowe firmy, więc nie powinien mieć z tym najmniejszego kłopotu. Ostatnia czwórka miała wybrać się na najwyższe piętro. Tam był gabinet Madary. Neji i Chouji zostali obarczeni podobnym zadaniem, co Kiba, a Naruto i Sasuke mieli dostać się do środka, użyć zdobytego przez geniusza szyfru i przeszukać sejf. Wszystkie kamery były wyłączone, a ochrona oszukana przez samego Uchihę, miała całkiem opuścić ostatnie piętro i piwnicę. Ponoć arogant wymyślił, że da im wolne, a Madara był zbyt zaabsorbowany sławnymi gośćmi, aby to spostrzec.
   W każdym razie - mimo tego, że powinnam zbierać się do wyjścia razem z resztą, uległam błaganiom biednego Konohamaru. Był sylwester. Ruch w Rendanie był niemiłosierny i on, wraz z Hanabi, powoli przestawali sobie radzić. Poprosił mnie o to, bym ceny większości alkoholi spisała na kartkę, bo poprzednia gdzieś się zapodziała i barmani zaczynają panikować. To nie było tak wiele pracy, więc się zgodziłam.
   Stałam właśnie przy blacie i zapisywałam na białej kartce cenę ginu i toniku, gdy na horyzoncie pojawił się mój najlepszy przyjaciel. Ba - szef tego miejsca!
   - Zmartwiona? - zagadnął.
   Automatycznie uniosłam kąciki ust i pokręciłam głową.
   - Niezbyt - przyznałam zgodnie z prawdą. - Jest się czym denerwować? Dzisiejszej nocy jesteśmy tą ekipą, która wozi się trzema lamborghini - zauważyłam, mrugając to niego znacząco.
   Parsknął. Nie zdążyłam zapytać Sasuke, skąd wytrzasnął trzy tak dobre auta, ale miałam nadzieję, że jedynie je wypożyczył. Szastanie kasą na prawo i lewo, nawet jeśli miało się jej aż za dużo, nie było konieczne.
   - Tęsknię za tobą - zmienił temat, na co uniosłam z zaskoczeniem brwi. Zdawał się być strapiony. - Dawno nie gadaliśmy, zauważyłaś? Kiedyś robiliśmy to codziennie - spostrzegł ze smutkiem.
   Cholera, nienawidziłam, gdy Naruto się smucił. Ani, gdy miał rację, a tym razem nie mogłam zaprzeczyć jego słowom. Fakt, byliśmy dorośli i oboje mieliśmy dla siebie mniej czasu, ale kompletne zaniedbywanie takiej relacji było karygodne. Moja przyjaźń z Naruto była ważniejsza, niż cokolwiek innego.
   - W porządku - odezwałam się, biorąc głęboki wdech. - Jutro zabierasz mnie na randkę.
   Przez chwilę przyglądał mi się tak, jakbym miała problemy psychiczne.
   - Na randkę? Ty, na randkę, ze mną? - powtórzył z lekkim niedowierzaniem, po czym pokręcił głową. - Nope. To się nie stanie. Jestem w stanie uwierzyć w cud poczęcia, ale ty nie chadzasz ze mną na randki - stwierdził, nieco naburmuszony.
   Przygryzłam lekko wargę i z rozbawieniem poczochrałam jego złote włosy.
   - Tym razem pójdę. Tylko nie zdradź naszego sekretu Hinacie i Sasuke - zażądałam konspiracyjnym tonem, zmniejszając odległość między nami. - Rozumiemy się?
   Wyszczerzył się szeroko.
   - No pewnie, Sakura-chan! Będę trzymał gębę na kłódkę! - obiecał, po czym przez chwilę wodził spojrzeniem po mojej twarzy. - Tylko gdzie chcesz iść? Jakaś droga restauracja?
   Westchnęłam teatralnie.
   - Ramen.
   Zmarszczył brwi.
   - Chcesz iść ze mną na ramen? Wszystko dobrze? - upewnił się.
   Uraczyłam go porządnym kuksańcem w bok.
   - Tak, chcę - potwierdziłam. - Ale ty płacisz.
   Odrobinę się nabzdyczył, jednak ostatecznie kiwnął głową.
   - Poświęcę się ten raz.
   Roześmiałam się perliście, a w jego oczach dostrzegłam zagadkowy błysk. Sama nie wiedziałam, dlaczego przełamałam się po tylu latach. Poczułam silną potrzebę spełnienia jego zachcianki. Ogólnie, od dawna chciałam się także z nim spotkać i porozmawiać tak, jak robiliśmy to lata temu dzień w dzień. Nawet, jeśli musiałam przez to wciągać ramen, którego - prawdę mówiąc - nie lubiłam.
   - Sakura-chan... - zaczął, żeby zaraz podrapać się po głowie.
   Potaknęłam.
   - Ja ciebie też.
   Martwił się, nawet, jeśli próbował zgrywać chojraka. Po moich słowach jednak uśmiechnął się z pełną determinacją i zasalutował, żeby zaraz opuścić mnie dla towarzystwa Kiby. Tamten krzyczał coś o tym, które auto bierze jego drużyna.
   Spokojnie wróciłam do spisywania cen kolejnych alkoholi, na dłużej zatrzymując wzrok na kilkunastoletnim Jack'u Danielsie. Czy to możliwe, żeby jakiś alkohol kosztował tak dużo? No, byłabym jeszcze w stanie to znieść, gdyby faktycznie należał do niezwykłych okazów - ale whisky? Była gorzka, za mocna, a napis ,,Jack Daniel's" dobrze wyglądał głównie jako nadruk na koszulkach i rekwizyt do zdjęć nierozgarniętych małolat.
   - Znalazłaś nową pracę, Haruno? - Usłyszałam za plecami, toteż szybko się obróciłam. - Naruto płaci lepiej, niż Hittori?
   Parsknęłam teatralnie.
   - Raczej Konohamaru - poprawiłam, wywracając teatralnie oczami. - Stara się, ale nie może sam tego wszystkiego ogarnąć. 
   Neji pokiwał głową.
   - Nic dziwnego, idioci zrzucili na niego całą odpowiedzialność.
   Cali Naruto i Sasuke. Leniwe osły. Chociaż, tym razem musiałam ich nieco usprawiedliwić - raczej nie mieli innego wyjścia.
   - Odwiozłeś Tenten?
   - Odprowadziłem - sprecyzował. - Była strasznie niepocieszona, że musi zostać w waszym mieszkaniu, dopóki nie otworzyła lodówki. Kazała z góry przeprosić, że pozbędzie się waszych zapasów.
    Roześmiałam się szczerze. Nadal oswajałam się z faktem, ze Natsu lada... miesiąc urodzi dzidziusia.
   - Na zdrowie - skwitowałam.
   Gdy myślałam o tym, jak przez następne sześć miesięcy wszyscy będziemy ją dokarmiać i wyręczać w każdej sytuacji, trochę jej współczułam. To mogło się skończyć lenistwem drugiego stopnia, prawie na poziomie Shikamaru.
   - Słuchaj, Sakura, mam do ciebie prośbę - oznajmił, rozglądając się wokół, czy aby nikt nas nie podsłuchuje. - Zamówiłem pierścionek. Niestety, moja uparta dziewczyna chce odwiedzić jutro swoich rodziców. Nie mogę zmyślić nic o pracy, bo to Nowy Rok. Wygląda na to, że będę musiał pojechać - stwierdził z przekąsem.
   Uniosłam z zaciekawieniem brwi.
   - Tak, co dalej?
   Uniósł wargi w nieco gałgańskim uśmiechu.
   - Pani ze sklepu jubilerskiego zadzwoniła dzisiaj i powiadomiła, że jest gotowy - wyjaśnił. - Kazała odebrać go jutro, a że nie mogę...
   - No jasne, że go odbiorę! - zapewniłam, natychmiast przeczesując włosy dłonią. - Powiedz tylko, który jubiler.
   Odetchnął z zadowoleniem, po czym wyciągnął z kieszeni małą, zapisaną karteczkę i kwitek. Wepchnął je do moich rąk, w związku z czym od razu przeanalizowałam je wzrokiem. Sklep w centrum. Najdroższy z możliwych.
   - Tutaj masz wszystkie dane i kwit. Dam im zaraz znać, że przyjdzie po niego moja przyjaciółka - oznajmił, po czym zrobił coś, czego jawnie nienawidziłam - poczochrał ręką moje włosy. - Dzięki, Sakura-chan!
   Zgromiłam go spojrzeniem. Umyślnie naśladował Naruto.
   - Jeszcze raz...
   - Tak, tak - uciął, machając niedbale ręką. Wreszcie puścił mi perskie oko. - Powodzenia.
   Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, zniknął w tłumie, prawdopodobnie w poszukiwaniu Choujiego. To było zabawne. Ich idiotyczne kłótnie o to, kto będzie prowadził auto tylko dlatego, że było drogie i szybkie. Zabawniejsze jednak były spory dziewczyn - ja, Ino i Hinata wykłócałyśmy się z Temari tylko dlatego, że bałyśmy się, iż będzie jechała jak wariatka. Zważając jednak na fakt, że z naszej czwórki tylko ona i Hyuuga miały prawko, lepiej na kierowcę lamborghini nadawała się pani Nara.
   Ledwie wzięłam się za spisywaniem kolejnych cen, a ktoś szturchnął mnie w ramię. Straciłam cierpliwość, w związku z czym uderzyłam notesem w blat baru i z rozdrażnieniem odwróciłam się w stronę przybysza.
   Sasuke był zdegustowany moim zachowaniem.
   - To ja stoję w kolejce do ciebie, tylko dlatego, że nagabuje cię masa innych facetów, a ty witasz mnie w ten sposób? - żachnął się, krzyżując ramiona na torsie. - Jak powinienem się czuć?
   Zastanowiłam się.
   - Zlekceważony?
   Próbował powstrzymać zawadiacki uśmiech, ale mu się nie udało.
   - Wszystko w porządku? - zapytał, bacznie mi się przyglądając. - Wiesz, nadal możesz...
   Przerwałam mu ruchem dłoni.
   - Uda nam się, Uchiha - stwierdziłam cicho, przejeżdżając dłonią po jego policzku i uśmiechając się zachęcająco. - Wierzę w to.
   Przez chwilę przyglądał mi się z powątpiewaniem, jednak ostatecznie zrobił coś, co bardzo mnie zaskoczyło - przyciągnął do siebie i uścisnął tak mocno, jakby to miał być co najmniej nasz ostatni uścisk na wieki.
   Nie był. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Przepraszam was, ale to tak trochę wszystko przeciwko mnie - laptop znowu padł! Nie włączył się w piątek i wczoraj, dzisiaj jakimś cudem załapał, chociaż nie wiem co się z nim dzieje ;x Stwierdziłam, że ogarnę finał, a potem będziecie mieli trochę przerwy, bo oddam go do naprawy wreszcie ;o

Btw, za tydzień finał! Zleciało ;o!

Oczywiście, muszę to napisać: Dziękuję wam! Strasznie! W tym tygodniu wybiło 50 000 wejść, przez co jest mi niewiarygodnie miło <3 Uwielbiam was!

Ten rozdział by taki lekki, cisza przed burzą, ale postaram się, żeby finał wam się spodobał! <3 Buziaki, kochani!

5 komentarzy:

  1. Kochana tęskniłam!
    Wspaniały rozdział! Czołówka z Przyjaciół tak bardzo dopasowana. Co do dzidzi nie spodziewałam się. Dziś niestety nie mogę się rozpisać, ale postaram się coś dodać później

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy w piateczek nie wyszedł rozdział dostałam lekkiej epilepsji jednak gdy dziś zerknelam moje serduszko zaczęło się radowac ale nie potrwalo to długo ponieważ dowiedziałam się o nieszczęściu jakie padło Na twój magiczny laptopik ��.
    Myślę że nie pozostało nam nic prócz wiary iż to tylko jakąś błachostka ��
    Rozdział cudny jednak czuję że finał przebije wszystko co było napisane do tej pory ��.
    Życzę wełny bo talent to już masz��
    PS.Patrząc jak Sakura lubi dzieci myślę że Saskłacz ma się czego obawiać w najbliższym czasie ������
    -Lunia-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weny nie wełny ��
      Kochana autokorekta ��

      Usuń
  3. <33333333333333333 przez tą sielanę jeszcze bardziej się cykam na myśl o finale </3333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. To się nazywa prawdziwa przyjaźń. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. :)
    W tym rozdziale jest mnóstwo emocji. Co prawda czytałam go w szkole na przerwach, ale mimo wszystko wydaje mi się że nawet gdybym miała czas to nie przeczytałabym całości od razu. Postawiłaś sobie wyzwanie jeżeli chodzi o 21 rozdział. Tu jest full emocji, a tam według mnie będzie tzw punkt kulminacyjny. Szczyt wszystkich emocji. Szczyt wszystkich szczytów - jak Mount Everest.
    Wierzę w ciebie. Wierzę, że ci się uda:)
    Powodzenia.
    Pozdrawiam i życzę weny, dużooo weny :*

    OdpowiedzUsuń