niedziela, 6 września 2015

#21 FINAL S1: Game on&Game over

2Chainz ft. Wiz Khalifa - We own it

I never feared death or dying, I only fear never trying
I am whatever I am, Only God can judge me now
One shot, everything rides on tonight
Even if I've got three strikes, Ima go for it,
This moment, we own it
And I'm not to be played with, because it can get dangerous
See these people I ride with! This moment, we own it!


   Misja rozpoczęta.
   Zatrzymaliśmy wszystkie trzy lamborghini w dość sporych odległościach od siebie, w tym - jeśli chodzi o dziewczyny - postawiły swoje tuż przy wejściu, żeby Sakura miała dokładny wgląd na sytuację. Nie uśmiechało mi się zostawiać jej samej w aucie, ale z dwojga złego była tam bezpieczniejsza, niż mogłaby być w środku. Teraz nie miałem nawet cienia wątpliwości. Nie po przemowie Hyuugi i nie po rozmowie z prostaczką. Nie mogłem zawieść nikogo z ekipy. Za bardzo się dla mnie poświęcili, żebym teraz okazał jakąkolwiek słabość. 
   Neji zaciągnął ręczny, po czym bez ostrzeżenia wyłączył silnik. W aucie zapanowała całkowita cisza, co było dość dziwne, zważając na obecność Naruto. Wszystko było gotowe. Mieliśmy nawet maleńkie słuchawki w uszach, odpowiadające krótkofalówkom, ale na nieco mniejszy zasięg. 
   - Sasuke! To co, spinamy dupska? - Usłyszałem w słuchawce głos Kiby, na co wywróciłem oczami. - Ty tu rządzisz.
   Byłem zaskoczony, że oddał komuś możliwość dowodzenia.
   - Tak, lepiej się pośpieszmy - dodała Temari, a ja spoglądnąłem przez okno w stronę pojazdu, w którym siedziały dziewczyny. - Zaraz zacznie się pojawiać mniej ludzi i mogą sprawdzić nas dokładniej.
   Miała rację. Tłok przed drzwiami wejściowymi zaczął gwałtownie maleć, więc odchrząknąłem i otworzyłem drzwi od lamborghini. To był wystarczający znak - cała reszta podążyła za mną i ruszyliśmy do drzwi jako trzy, osobne grupy. Shikamaru dostał przepustkę, która mówiła, iż rzekomo jest zamówionym przeze mnie ekspertem do naprawy komputerów i ma się udać do mojego gabinetu. Kiba i Aya udawali jego pomocników.
   W każdym razie, to oni weszli jako pierwsi i z tego co zauważyłem, nie mieli z tym najmniejszych problemów. Modliłem się, żeby w środku nie napotkali żadnych przeszkód, ale - z drugiej strony - Aya doskonale orientowała się w terenie. Znała nawet firmowe skróty, bo poniekąd biegała po tym budynku wraz ze mną, gdy mieliśmy po dwanaście lat.
   Kolejną grupką były trzy dziewczyny - na początku dumnie kroczyła Temari. Musiałem przyznać, że naprawdę się postarały. Wyglądały jak najprawdziwsze damy, ściągnięte z wyższych sfer. Wszystkie trzy sprawiały wrażenie osób z klasy pokroju szlachty, co trochę było zasługą Ino, a trochę ich aktorskich umiejętności. Niemniej, jeszcze zanim weszły do środka - z czym nie było żadnego problemu - zdołały omotać sobie wokół małych paluszków bramkarzy. 
   - Nie sądzicie, że Hinata za bardzo się mizdrzy? - burknął mrukliwie Naruto.
   Dobrze, że Tenten i Sakura zostały, a Shikamaru i Kiba tego nie oglądali. Poważnie, gdyby Inuzuka zobaczył, jak jeden z bramkarzy patrzy na Ino, plan ległby w gruzach.
   - Zamknij się - warknąłem na niego, żeby zaraz uderzyć Choujiego w plecy. Czas najwyższy na schowanie chipsów. - Idziemy.
   Nie musiałem powtarzać im tego dwa razy. Posłusznie ruszyli do przodu wraz ze mną. Dziarskim krokiem wyminęliśmy kolejkę i zatrzymaliśmy się dopiero przy bramkarzach, nie zważając na protesty i pełne dezaprobaty spojrzenia wyczekujących. Naprawdę miałem ich w tej chwili gdzieś.
   - Hej, nie widać, że jest... - zaczął krzykliwie jeden z ochroniarzy, jednak kiedy tylko spostrzegł, kim jestem, zamknął jadaczkę. - Pan Sasuke! Przepraszam, nie poznałem pana.
   Machnąłem niedbale ręką, zatrzymując się tuż przed nimi.
   - To moi goście - powiadomiłem, wskazując na trójkę mężczyzn obok. - Współpracownice jednego z nich są już w środku.
   Drugi bramkarz ochoczo pokiwał głową.
   - Tak, towarzyszki pana Hyuugi są już na sali - potwierdził, uśmiechając się chełpliwie. - Dać znać panu Madarze, że pan przyszedł?
   Pokręciłem spokojnie głową.
   - Nie - zaprzeczyłem, unosząc kąciki ust w figlarnym uśmiechu. - Chcę mu zrobić niespodziankę.
   Nie wypytywali już o nic więcej. Wpuścili naszą czwórkę do środka, a Uzumaki niemal od razu zaczął podniecać się tym, że potrafię zachować zimną krew. On ekscytował się jak oszalały i, prawdę mówiąc, niespecjalnie mu się dziwiłem. Też czułem adrenalinę, z tym, że potrafiłem skutecznie ją ukrywać.
   Żaden z ochroniarzy nie zerkał w naszym kierunku podejrzliwie. Jeśli tylko jakiś mnie zauważył, uśmiechał się sympatycznie, a niektórzy nawet zniżali się do machania. Gdybym tylko miał pewność, którzy z nich stoją po mojej stronie, a którzy po stronie prymitywa, byłbym znacznie szczęśliwszy. Dotarliśmy do windy i w mgnieniu oka znaleźliśmy się na górze, choć i tam natrafiliśmy na komplikacje. Gdy wysiedliśmy, pozostało otworzyć drzwi do ostatniego poziomu. Włamywanie się do swojej firmy nie było najtrudniejszym zadaniem. Wystarczyło przyłożyć dłoń do czytnika, a ten natychmiast rozpoznawał użytkownika. 
   Już chwilę później maszerowaliśmy korytarzem, na którym nie było żywego ducha. Wyglądało na to, że Madara naprawdę na tę jedną noc zdecydował się przymknąć oko. Chociaż, faktycznie - kto spodziewałby się, nawet nie tyle samego napadu, co tego, że dokonamy go w sylwestra? 
   - Liderzy grup, zgłoście się - zażądał Shikamaru.
   Tak, to także było jasne. Musieliśmy ustalić przywódców i zajął się tym właśnie Nara, a ja w pełni się z tym zgadzałem. On musiał niańczyć Kibę i Ayę, Temari dziewczyny, a ja swoich towarzyszy. Cieszyłem się, że przynajmniej Neji jest osobą rozumną.
   - Bez problemów - wymamrotała Temari.
   - Tutaj też - odpowiedziałem. Gdy nie usłyszałem kolejnego głosu, zmarszczyłem niepewnie brwi. - Sakura?
   - Wyobraź sobie, że nic mi nie jest - żachnęła się. Nadal była urażona, że nie poszła z naszą grupą. - Największą katastrofą, jaka mogłaby się wydarzyć ze mną w roli głównej, jest teraz moje niespodziewane odpłynięcie do krainy Morfeusza. Z nudów.
   Wywróciłem teatralnie oczami, choć w uchu zabrzęczało mi kilka chichotów. 
   Shikamaru westchnął.
   - Przecież też jesteś potrzebna - przypomniał. - Masz obserwować wejście.
   - Nie pogarszaj sytuacji - wysyczała prostaczka.
   Aya prychnęła cicho.
   - No co ty, Sakura. Dostałaś najbardziej odpowiedzialne zadanie - rzuciła nonszalancko. - Możesz siedzieć na tyłku i nic nie robić. Idealne rozwiązanie dla takiej nieprzydatnej bździągwy.
   - Jeszcze jedno słowo, wywłoko, a przysięgam...
   - Nie, to ja przysięgam - przerwała ostro Temari. - Zapomniałyście, co macie robić? Jeśli się nie zamkniecie, to obie ode mnie oberwiecie. Teraz wszyscy do roboty.
   Zgadzałem się z nią.
   Moja była i obecna się uciszyły, choć widziałem oczami wyobraźni ich dwie, naburmuszone twarze. Dlaczego miałem słabość do pyskatych, upartych, okropnie irytujących bab? Czy ze mną coś było nie tak? Nie, taka chyba była kolej rzeczy. Shikamaru był nawet inteligentniejszy ode mnie, a pojął za żonę potwora.
   - Sasuke, poziom zażenowania na twojej twarzy mnie przeraża - mruknął z rozbawieniem Neji, wskazując na drzwi od gabinetu. - Otwieraj.
   Dobrze, że przynajmniej on zachowywał zimną krew. Tenten nie narzekała, że została. No dobra, kiedy wszyscy - oszołomieni informacją o jej ciąży - natychmiast zamieniliśmy się w troskliwych wujków i ciocie, każąc jej zostać w domu, o mało nas nie zaatakowała. Ciężko było się dziwić, ale to było poprawne rozwiązanie. Teraz musiała przede wszystkim na siebie uważać, a akcje pokroju tej, którą właśnie przeprowadzaliśmy, były zwyczajnie niebezpieczne.
   Położyłem dłoń na czytniku i - zgodnie z moimi przypuszczeniami - na ekranie pojawiła się także informacja o tym, że trzeba wprowadzić hasło. Uważał na mnie. Nie, żeby mnie to szokowało - ja też wprowadziłem w swoim gabinecie dodatkowe zabezpieczenie.
   - Cholera - jęknął Naruto, przyglądając mi się natarczywie. - Co teraz?
   Uniosłem rękę, nakazując mu gestem, by się przymknął.
   Naprawdę sądził, że nie przygotowałem się na taką ewentualność? Wyjąłem z kieszeni zwitek papieru, na którym wcześniej nabazgrałem kilka dat. Były to - między innymi - dokładny dzień i rok urodzenia Izuny, matki prymitywa, a także pewnej kobiety. Byłem niemalże pewien, że to ten ostatni numer okaże się słuszny i - jak się zaraz okazało - wcale się nie pomyliłem.
   - Skąd wiedziałeś...? - wymamrotał Chouji.
   Prychnąłem cicho.
   - Mam sposoby - mruknąłem, po czym pchnąłem potężne drzwi. Zerknąłem porozumiewawczo na Akimichiego i Hyuugę, którzy pokiwali głowami, a potem wciągnąłem Naruto do środka. - Shikamaru?
   - Jeszcze chwila - odpowiedział naprędce. - Prawie go mamy.
   Wziąłem głęboki wdech i oparłem ramię o żelazne drzwi sejfu. Był naprawdę potężny, jak na zwykły, biurowy schowek. Madara od zawsze strzegł go bardzo pilnie, ale nigdy dłużej nie zastanawiałem się nad tym, co może tam trzymać. To najpewniej przez to, że niezbyt interesowałem się sprawami firmy, skupiając swoją uwagę na Itachim. To był mój błąd.
   Zaledwie kilka minut później, Nara się roześmiał.
   - Najciemniej pod latarnią. Madara naprawdę jest przebiegły - stwierdził z rozbawieniem. - Sasuke, szyfr do sejfu to twoja data urodzenia.
   Co proszę?
   - Co proszę? - wypaliła w tej samej chwili Sakura.
   - Sukinsyn - wymamrotałem, po czym szybko wpisałem kod do sejfu. Geniusz się nie pomylił - drzwiczki natychmiast się otworzyły. - On nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Działa, Shikamaru. Zmywajcie się stamtąd - rozkazałem.
   Uniosłem spojrzenie na Uzumakiego, który skinął głową.
   - A my bierzmy się do roboty - mruknął, mrugając do mnie.


***


   Na dłuższą metę, siedzenie w aucie nie było aż takie znowu złe. Mogłam przynajmniej obserwować, jak dwaj bramkarze usilnie bawią się z ludźmi. Czasami podrywali kobiety, które niemal od razu dawały im kosza, innym razem kłócili się z pijanymi mężczyznami. Zazwyczaj nie kończyło się to ciekawie, w każdym razie nie dla tych wstawionych biedaków. Dla mnie, jako czynnej obserwatorki, była to całkiem niezła rozrywka.
   Tym bardziej, że teraz mogłam już być spokojna. Dziewczyny wyłączyły krótkofalówki, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń Madary, ale ja cały czas miałam swoją. Sytuacja była pod kontrolą. Prawdę mówiąc, od kiedy Nara podał kod do sejfu stryja aroganta, zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywiście taki sprytny chwyt, czy ten starzec miał nie po kolei pod kopułą. Naprawdę miał obsesję na punkcie Sasuke, choć ten nic takiego mu nie zrobił. Do dzisiaj. Jeszcze nigdy nie pragnęłam czegoś tak bardzo, jak tego, żeby - poza dowodami świadczącymi o winie Uchihy - znaleźli także coś na tego perwersa. Jedna rzecz i moglibyśmy trzymać go w garści. Zero policji, zero kłopotu, musiałby być grzeczny. Wtedy mielibyśmy pełne pole do popisu w sprawie Itachiego.
   Szczególnie, gdybyśmy...
   Zamarłam. Dosłownie - dojrzałam kolejnego mężczyznę, idącego w stronę wejścia i na dłuższą chwilę przestałam oddychać. Nawet kilka razy przetarłam oczy, by się upewnić, że od tych wszystkich emocji i bezczynności nie zaczynam mieć zwidów. Niestety - wszystko, co widziałam, było prawdą.
   Izuna Uchiha, we własnej osobie, rozmawiał właśnie w z bramkarzami. Mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy, a przez moją głowę przeszło jakoś z tysiąc obaw. Co on tutaj robił? Czego chciał? Jeszcze nie rozmawiał z Madarą? Co, jeśli...
   - Sasuke? - warknęłam, a gdy nie uzyskałam odpowiedzi, zaklęłam siarczyście. Mocniej przycisnęłam słuchawkę do ucha. - Sasuke, słyszysz mnie? Ktokolwiek?
   Zero reakcji.
   Pieprzone krótkofalówki. Musiały się zepsuć akurat w takiej chwili? Zagryzłam delikatnie wargę i obserwowałam rozwój sytuacji, nie mając pojęcia, co powinnam zrobić. W międzyczasie pod firmę zaczęły podjeżdżać kolejne pojazdy - chyba z pięć sporych mercedesów, z których, póki co, nikt nie wysiadał.
   Musałam działać. Sięgnęłam po swoją torebkę i migiem wyjęłam z niej dwa rekwizyty: brązową perukę, którą zakupiłam ,,w razie w" - i okazało się to dobrą decyzją - a także przepustkę Tenten, którą przyszła mamusia wcisnęła mi jeszcze w Rendanie. Miałam wrażenie, że obie podświadomie przewidziałyśmy rozwój sytuacji.
   Szczelnie schowałam swoje różowe, rzucające się w oczy włosy pod perukę, po czym bez zastanowienia wysiadłam z auta. Mieliśmy mało czasu. Bardzo mało czasu.
   


   Kilka minut później znajdowałam się już na sali balowej. Bramkarze uwierzyli w moją bajeczkę o tym, że nie przyszłam z resztą dziewczyn, bo szykowanie się zajęło mi więcej czasu. Dlaczego na tych pozycjach zazwyczaj zatrudniali idiotów? Chociaż, wróć. Nadal pamiętałam, że gdyby nie ochroniarz z Victroli, pewnie bardzo kiepsko potoczyłaby się moja druga wizyta w tamtym miejscu.
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam sporo znajomych twarzy. Znajomych, ale z telewizji. Jacyś urzędnicy, gdzieniegdzie celebryci. Dziewczyny spostrzegłam przy Madarze, który wydawał się być nieco zniecierpliwiony ich obecnością. Odetchnęłam, rozumiejąc, że Izuna nadal tam nie dotarł i dokładnie przeanalizowałam okolicę. Zrozumiałam, dlaczego starszy współwłaściciel był taki rozdrażniony - jego brat zerkał na niego spod kaptura, machając jakimś dyktafonem. Nie miałam praktycznie żadnych wątpliwości co do tego, co jest na nim nagrane. Zresztą, nawet jeśli się myliłam, to nie było warto ryzykować.
   Wyminęłam kilkoro gostków w garniturach i pań z klasą, żeby dotrzeć do swojego celu. Pracownik firmy ubezpieczeniowej początkowo mnie nie zauważył, w związku z czym bez namysłu wykorzystałam sytuację - wyrwałam dyktafon z jego dłoni i wrzuciłam go do ponczu.
   - Ups - wypaliłam z udawanym przejęciem, zakrywając usta dłonią. - Przepraszam, to przypadkowo.
   Spojrzał na mnie z takim zszokowaniem w oczach, że nawet trochę mnie to rozbawiło. Nie wiedziałam, czy to dlatego, że nadal nie może uwierzyć w to, co zrobiłam - czy raczej zastanawia się nad tym, czy ktoś faktycznie mógł być tak bezczelny.
   - Czy ty właśnie... - zaczął, gdy nagle - przez jego oczy - przeszedł znajomy, ponury cień. - Sakura?
   Przechyliłam delikatnie głowę i uśmiechnęłam się uroczo.
   - My się znamy? - zapytałam, zerkając z ukosa na dziewczyny. Nadal mnie nie zauważyły, bystre bestie. - A, tak. Chyba gdzieś się widzieliśmy.
   Dopiero teraz na jego twarzy pojawiło się prawdziwe rozdrażnienie. Miałam to szczęście, że byliśmy w sali balowej pełnej szych z całej Japonii - nie mógł mi nic zrobić, bez zwracania na nas uwagi.
   - Miałaś różowe włosy - wysyczał.
   - Ah, tak, to była peruka. Nie sądziłeś chyba, że naprawdę mam różowe włosy? - wyśmiałam, choć w głębi duszy naprawdę się przez to gotowałam. Cholera jasna! Różowe włosy były wyjątkowe! - Co tutaj robisz?
   Gwałtownie złapał mój nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie. Zbyt blisko. Przyjemnie pachniał. Ogólnie, przypominał Sasuke tak bardzo, że zaczynało mieszać mi się w głowie.
   - Nie udawaj idiotki - warknął ostrzegawczo. - Czemu to zrobiłaś? I gdzie twój chłoptaś?
   Wydęłam wargi, wodząc po jego obliczu pełnym irytacji spojrzeniem.
   - Ta twoja nędzna kopia? Już się nie spotykamy - poinformowałam z dozą protekcjonalności w głosie. Miałam nadzieję, że się na to nabierze. - Co do dyktafonu, mówiłam już. Zwykły przypadek.
   - Posłuchaj mnie, ty...
   - Przepraszam - przerwał nam jeden z gości, unosząc wargi w uśmiechu. - Nie wiedzą państwo, gdzie znajdę najbliższą toaletę?
   To była moja szansa, żeby zwiać. Wyrwałam dłoń z uścisku Izuny i cofnęłam się kilka kroków, jednak zanim faktycznie udałam się do wyjścia, w głowie zaświtał mi pewien pomysł. Warto zatrzeć za sobą wszystkie ślady, prawda?
   - Będę leciała - powiadomiłam, machając do niego przymilnie. - Swoją drogą, Koyama. Nazywam się Sakura Koyama - skłamałam, puszczając w jego stronę perskie oko.
   Jeśli zrozumiał moje przedstawienie w taki sposób, w jaki to sobie rozplanowałam, póki co miałam z nim spokój. Nie flirtowałam z nim bez potrzeby. Mógł pomyśleć, że zależy mi tylko na przystojnej twarzyczce i należę do tych idiotek, które zostawiają młodszych facetów, by ustabilizować się z tymi starszymi. Jeśli łyknął samo to, na pewno stwierdził, że przedstawiłam się, bo chciałabym mieć z nim do czynienia znacznie więcej. To jednocześnie oddaliłoby jakiekolwiek domysły, że kłamałam.
   Gdyby cokolwiek powiedział Madarze, opisałby mnie jako Sakurę Koyamę, irytującą brunetkę. Taka nie istniała na terenie Tokio.
   Shikamaru byłby ze mnie dumny.
   Gdy byłam pewna, że wmieszałam się w tłum ludzi na tyle, żeby zgubić swojego poprzedniego rozmówcę, skierowałam się w stronę dziewczyn. Przechodząc obok nich, ukradkiem złapałam dłoń Ino i pociągnęłam ją nieco dalej. Pamiętała, jak byłam ubrana, więc od razu połapała się w sytuacji.
   Gdy byłyśmy w bezpiecznym miejscu, żachnęła się cicho.
   - Sakura, co ty...
   - Izuna tu jest - oświadczyłam bez ogródek, rozglądając się wokół. - Moja krótkofalówka nie działa. Skontaktuj się z pozostałymi i powiedz Temari, że czekam w aucie. Misja zakończona.
   Chciała mnie chyba o coś zapytać, bo już otwierała usta, jednak na dłużej zapatrzyła się w przestrzeń za mną. Usłyszałam już wcześniej dobiegające z korytarza szmery, jednak specjalnie się nimi nie przejęłam - to w końcu sylwester, prawda? Gdy jednak moja przyjaciółka nie odzyskiwała kontaktu ze światem, zerknęłam przez ramię na drzwi wejściowe.
   Po korytarzu biegali postawni, uzbrojeni faceci w ciemnych strojach. Moje serce na chwilę przestało bić. Wtedy, kiedy pojęłam, że oni rozchodzą się po wszystkich piętrach. 
   - Nie wyglądają na ochroniarzy - wymamrotała Yamanaka. - To gliny?
   Przypomniałam sobie o mercedesach, które przyjechały pod firmę i z przerażeniem pokręciłam głową.
   Ten pieprzony sukinsyn...
   - To nie gliny - wyszeptałam cicho, rozumiejąc, co się święci. - Ino, ruszaj się. Musimy uciekać - warknęłam.


***



   Przeszukiwaliśmy sejf już po raz trzeci. Poza masą pieniędzy, którą Madara posiadał z nieznanych dla mnie przyczyn, był tam stos bezwartościowych papierzysk. Nie znaleźliśmy nic konkretnego, przynajmniej do teraz. On był kryminalistą większego stopnia, niż się domyślałem. ,,Szemrane interesy" nie były tak niewinne, jak się z tego spodziewałem. Umówmy się, czy trzymałby wszystkie kwity i dość niepotrzebne dokumenty, gdyby było odwrotnie? Mieszał firmę w kontakty z ludźmi, których - jak przypuszczałem - naprawdę się obawiał. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby utrzymywał jakieś stosunki z mafiozami. To by do niego pasowało.
   Niemniej - przeglądałem kolejną stertę papierzysk, a czasu było coraz mniej. Nigdzie. Nigdzie nie było kartek z teczki, którą pokazywał mi przed świętami. Nawet, gdybym chciał się okłamywać, to nie mogłem - ich tutaj zwyczajnie nie było. Po prostu. Zdenerwowałem się z tego powodu tak bardzo, że przeczesując kolejne dokumenty, zacząłem gwałtownie rwać i gnieść kartki. 
   - Uspokój się - mruknął Naruto, przyglądając mi się znad skoroszytu. - Jeśli nie ma tu tych chwytów na ciebie, to znajdziemy coś na niego. Też będziesz mógł go szantażować.
   Parsknąłem śmiechem.
   - Pewnie, bo to takie proste - syknąłem ironicznie, uderzając pięścią w metalową blachę sejfu. 
   Nienawidziłem go z całego serca. Niszczył mi życie. Zabrał Uchicha Company, zamknął Itachiego, a teraz uczepił się także mnie. Dlaczego pałał takim jadem do naszej rodziny? Chciał się zemścić, bo dla naszego dziadka był tylko bękartem? Niechcianym bachorem, zrodzonym z jednorazowej przygody?
   - Sasuke - burknął Naruto, a ja automatycznie wbiłem w niego rozjuszone spojrzenie. - Nie jestem ekspertem, ale to chyba coś mocnego. Sprowadzanie broni nie należy do rzeczy legalnych, nie?
   Uniosłem z zaskoczeniem brwi i wyrwałem skoroszyt z jego dłoni. Wbiłem w zapisane kartki zachłanny wzrok, błagając w duchu los, by tym razem mi sprzyjał. Przecież to nie było tak dużo, do cholery!
   I miałem to szczęście, że mnie posłuchał. 
   Głąb miał rację. Te dokumenty były istotne. Były bardzo, ale to bardzo istotne. Znajdowały się na nich wszystkie dane, cennik i podpisy współpracowników, a także samego prymitywa. Mówiły o sprowadzaniu niebezpiecznej broni z terenów USA, oczywiście w sprzeczności z japońskim prawem. Gdyby był to tylko głupi wybryk, to może dałoby się to przebaczyć, aczkolwiek nie był. Madara sprowadzał arsenał ze Stanów kilkadziesiąt razy i zazwyczaj - jeden taki epizod - to tony uzbrojenia. Tony. Zresztą, cennik jasno mówił, jak wiele dostawał za każdy taki przemyt. Miliony. Dopiero teraz jasnym stało się dla mnie, skąd wzięły się te góry banknotów w jego sejfie. Nie wiedziałem, co było gorsze: to, że prawdopodobnie sprowadzał je dla przestępców, czy to, że robił to pod przykrywką UC. 
   Łajdak, ale przynajmniej go mieliśmy.
   - Naruto - wymamrotałem, kręcąc delikatnie głową. - Zniszczymy go. To nam wystarczy - wypaliłem z pełnym satysfakcji uśmiechem.
   Niestety, nie mogliśmy nacieszyć się odkryciem specjalnie długo. Najpierw dobiegł nas przeciągły krzyk z korytarza, a zaraz potem Chouji wparował do środka. Był przerażony.
   - Zmywamy się - powiadomił.
   Nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale powoli kiwnąłem głową i udałem się za nim i Naruto na korytarz. Dopiero tam zrozumiałem, o co tyle szumu. Hyuuga siedział okrakiem na postawnym mężczyźnie, zakrywając jego usta dłonią. Tuż obok nich leżał pistolet. Niewiele czasu zajęło mi poukładanie sobie tych faktów - polityk zdążył rozbroić tego... kogoś.
   - Co się tutaj dzieje? - zapytałem.
   Nim uzyskałem odpowiedź, na korytarz wbiegł kolejny mężczyzna, ubrany podobnie do poprzedniego. Rozejrzał się w poszukiwaniu kompana, a gdy wreszcie dostrzegł go na ziemi - zaczął do nas celować.
   - Na ziemię - ryknął ostrzegawczo. - Bo was pozab...
   Nim zdążył skończyć słowo, a także, zanim my zdążyliśmy chociażby ruszyć palcem - ktoś wybiegł zza drzwi i uderzył mężczyznę tak mocno, że ten wylądował na przeciwległej ścianie. Wypuścił z dłoni kolejny pistolet, a ja starałem się otrząsnąć.
   Zrobiłem do dopiero, gdy zrozumiałem, że naszym ,,wybawicielem" był nie kto inny, jak Kiba. Ustawki się przydały.
   - Krótkofalówki się spieprzyły - oznajmił, co było nawet nieco logiczne. - To ludzie Madary. Sakura ich zauważyła. Zajęła się też Izuną.
   Zastygłem w bezruchu.
   - Sakura? 
   - Sakura-chan?
   Spoglądnąłem na Uzumakiego, który pomyślał - najprawdopodobniej - o tym samym co ja. Inuzuka niecierpliwie fuknął.
   - Nic jej nie jest. Zostaliście tylko wy, a nadawałem się najbardziej, żeby was ostrzec - zauważył, zerkając na mężczyznę, który nadal próbował wyrwać się Nejiemu. - Odurz go.
   Hyuuga prychnął donośnie.
   - Myślisz, że wiem jak?
   Moment. Musiałem sobie to wszystko poukładać. Nasza misja szła całkiem dobrze, dopóki nie zepsuły się krótkofalówki. Gdy byliśmy od nich odcięci, pojawił się Izuna, którego powstrzymała - kurwa, dlaczego - Sakura, a teraz napadali na nas ludzie Madary? Czemu... 
   Przewidział to? Niemożliwe. Nie mógł przewidzieć tego, że go napadniemy. Przez cały czas był na dole, z dziewczynami... chyba, że miał tutaj swojego człowieka. To nie byłoby nawet takie szokujące. Przed chwilą na własne oczy widziałem dowody na to, że sprowadzał broń i utrzymywał pozytywne stosunki z tutejszymi przestępcami. Mogłem tylko domyślać się reszty. Chociażby tego, że ci goście z pistoletami, byli członkami jego zaprzyjaźnionej mafii.
   Jak jakiś pieprzony kryminał.
   Trzepnąłem głową, by nieco się rozbudzić, po czym podszedłem do Hyuugi i jego ,,kolegi". Sięgnąłem po broń, którą wypuścił chwilę wcześniej i bez ceregieli przyłożyłem mu nią tak mocno, że prawdopodobnie złamałem mu szczękę. Liczyło się jednak to, że stracił przytomność - to było najistotniejsze.
   - Ilu ich jest? - Naruto postanowił mnie wyręczyć, zwracając się do Kiby.
   - Pięć mercedesów - wyjaśnił szybko. - Szukają was na wszystkich piętrach. Wyszliśmy, zanim się pojawili, dziewczyny też czekają w samochodzie.
   Kiwnąłem powoli głową.
   - Weź pistolet - nakazałem Inuzuce, po czym zacząłem bez wahania przeć do przodu. Nie bałem się. To znowu była ta sama sytuacja, jaką niejednokrotnie przeżywałem na ustawkach - adrenalina, cholerna pewność siebie i nienawiść w stosunku do prymitywa. - Musimy dostać się na dół.
   W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy windzie. Tym razem zachowałem pełną ostrożność - zażądałem od chłopaków, by mnie osłaniali, a kiedy tylko drzwi się rozchyliły i ukazał się w nich następny, ponury mężczyzna, bez wahania zasadziłem mu porządnego kopa. Wystrzelił, ale zdążyłem złapać za jego pistolet i skierować lufę w stronę sufitu. Później tylko uderzyłem głową typa o jedną ze ścianek i wypchnąłem go na korytarz.
   - Zacznę chodzić z wami na te ustawki. Przysięgam - zdeklarował się Neji, przyglądając się nieprzytomnemu facetowi. - Jak to możliwe, że nie słyszą tego na dole?
   - Ściany są dźwiękoszczelne - sprecyzowałem. Czekając, aż wejdą do środka, wpisałem specjalne hasło, które nakazywało zatrzymać się windzie dopiero na piętrze, które zostanie wskazane jako pierwsze. W naszym przypadku, był to parter. - Kiedy tylko dostaniemy się na dół, od razu biegniemy do wyjścia, a później do aut. Wszystko robimy zgodnie z planem, rozjeżdżamy się w trzy strony.
   Zgodzili się.
   Trzydzieści sekund później drzwi ponownie się rozchyliły. Od razu zobaczyłem przed nimi kolejnego z mężczyzn, jednak - tym razem - Naruto mnie wyręczył. Wciągnął go do środka, zręcznie pozbawił broni, a później także przytomności. Posłałem mu łobuzerski uśmiech, ale on jedynie wzruszył ramionami.
   - Nie myślałeś chyba, że będziesz jedynym bohaterem w historii, którą później opowiemy reszcie - stwierdził z rozbawieniem.
   Wtedy też ktoś z sali balowej, pomimo głośnej muzyki, dostrzegł nieprzytomnego mężczyznę w windzie i chaos rozpętał się na dobre.



   Jakimś cudem wydostaliśmy się z budynku jeszcze przed tym, jak goście zaczęli wybiegać z imprezy. Rozdzieliliśmy się z Kibą i kilkanaście sekund później, siedzieliśmy już w naszym lamborghini. Ilość mercedesów się zwiększyła. Podejrzewałem, że w niektórych siedzieli ludzie, którzy mieli za zadanie nas gonić. Ba, ja byłem tego stuprocentowo pewny!
   Z przerażeniem obserwowałem auto dziewczyn, modląc się w duchu, żeby nic im się nie stało.
   Neji włączył silnik, ale powstrzymałem go ruchem dłoni. Tym razem siedziałem z tyłu, z Choujim, bo Naruto postanowił bawić się w dorosłego i zająć miejsce z przodu. Tak, jakby to były jakieś zawody.
   - Poczekaj, dziewczyny muszą wyruszyć pierwsze - stwierdziłem, nie przestając obserwować ich pojazdu. Domyśliłem się, że drużyna Shikamaru czeka dokładnie na to samo, co ja. - Temari nie będzie w stanie prowadzić jak ty czy Kiba. Będziemy je osłaniać i kiedy już pojadą, odciągniemy resztę.
   Hyuuga przez chwilę sceptycznie mi się przyglądał.
   - Myślisz, że ktoś został w tych autach? - zapytał Uzumaki, zerkając na mnie przez ramię.
   - Kiba mówił o pięciu sztukach, teraz jest ich osiem - zauważyłem, hamując irytację. Czasem mógłby być choć odrobinę bardziej uważny. - Poza tym, na pewno będą nas gonić. Wszystkich.
   Właśnie to przerażało mnie najbardziej. Martwiłem się o wszystkich po kolei i każdego z osobna. To wszystko było moją winą. Co z tego, że mieliśmy te przeklęte papiery? Wiedziałem, że cała ta akcja będzie bardzo niebezpieczna. Miałem złe przeczucia. Mimo to, uległem całej bandzie i się zgodziłem. Teraz każdy z nich był narażony na niebezpieczeństwo.
   Sakura była narażona na niebezpieczeństwo. Była w aucie sama, gdy przyjechały wszystkie te mercedesy. Weszła do środka, gdy pojawił się Izuna i z nim zadarła. Teraz jeszcze miała jechać samochodem, z daleka ode mnie i być ścigana przez psychicznych kryminalistów, którzy nie mieli żadnych skrupułów. Była osobą, której chciałem bronić najbardziej na świecie, a w efekcie cały wieczór narażała się bardziej, niż ja.
   - Odjeżdżają - mruknął Neji.
   Zamrugałem, żeby wrócić do rzeczywistości i wbiłem spojrzenie w lamborghini znajdujące się nieopodal. Miał rację. Temari ruszyła w miarę spokojnie, próbując nie zwracać na siebie większej uwagi. Chyba im się udało - przez to, że miały przepustki i całą noc spędziły z Madarą, zaledwie jeden mercedes ruszył w ślad za nimi, w dodatku bardzo wolno. Tak, jakby tylko chcieli je obserwować. Wystarczy, że postąpią zgodnie z planem - po drodze wstąpią do warsztatu mojego znajomego, przesiądą się do innego auta i nim wyjadą, a będą bezpieczne. Odczekaliśmy kilkadziesiąt sekund, a w końcu - zarówno Kiba jak i Neji - włączyli silniki, wcisnęli pedały gazu i odjechali w dwóch, kompletnie przeciwnych kierunkach.
   Było tak, jak się spodziewałem. Cztery mercedesy natychmiast podążyły za naszymi wozami - dwa za nami, a dwa za Kibą. Mieliśmy spotkać się na jednym ze skrzyżowań, żeby udać się do warsztatu w tym samym czasie i miałem potężną nadzieję, że do tej chwili Neji zdąży zgubić tych śmieci.
   - Wytrwali są, co? - rzucił z przekąsem Hyuuga, gwałtownie driftując na jednym z zakrętów. Skręcił w uliczkę, której nigdy wcześniej nie widziałem. - Zgubimy ich - stwierdził pewnie.
   Oby się nie mylił.
   Pędziliśmy ponad 140 km na godzinę - na zwykłej drodze, zresztą - a ludzie Madary nie odpuszczali nas nawet na krok. Zaczynałem tracić nadzieję, że faktycznie uda nam się uciec.
   Tym bardziej, że zbliżaliśmy się do skrzyżowania.
   - Nie chcę was martwić, ale oni wyciągają broń - wrzasnął Naruto, żeby - jak na zawołanie - kula przebiła lusterko przy jego drzwiczkach. - Nosz kurwa!
   Przetarłem twarz dłońmi, tak, jakby dopiero teraz to do mnie doszło. Oni nie zamierzali odpuścić. Chcieli osiągnąć swój cel za wszelką cenę, a my byliśmy tylko ofiarami. Kiedy kolejna kula uderzyła wprost w tylną szybę i ją rozbiła, Hyuuga zaklął pod nosem i przyśpieszył do granic możliwości. Nie miał innego wyjścia.
   - Dalej, Neji, spieprzymy mu - zachęcał Chouji.
   Spoglądałem na napiętą twarz Hyuugi i wiedziałem, że sytuacja naprawdę jest kryzysowa. Zostało nam może ze sto metrów do skrzyżowania, na którym mieliśmy spotkać się z drugą drużyną, która - jak przypuszczałem, choć wolałbym, żeby było odwrotnie - także nie zgubiła tych typków.
   I wtedy zobaczyłem coś, co mnie przeraziło. Z uliczki, w którą chciał skręcić Hyuuga, wyjechały kolejne dwa mercedesy. Nie. To nie możliwe. Przecież... do cholery, przecież to było pieprzone morderstwo! 
   Przynajmniej byłoby, gdyby Neji nie był doskonałym kierowcą. W ostatniej chwili skręcił w jedyną, możliwą drogę, jaka nam pozostała - zdecydował się jechać pod prąd. Właściwie, nie miał żadnego wyjścia, nawet najmniejszego.
   - Dobrze Neji! - wrzasnął Naruto, szczerząc się jak głupi. - Nie pojadą dalej, nie byliby tak...
   Uciszył się, co dało mi do myślenia. Spojrzałem na przednią szybę i dosłownie zamarłem. Przed nami jechała olbrzymia ciężarówka i właśnie w tym momencie próbowała wyprzedzać ją druga. Kierowcy zauważyli to zbyt późno, by któryś z nich się wycofał i pozwolił nam przejechać. To był koniec. Nie było najmniejszych szans na to, żebyśmy przeżyli zderzenie czołowe z dwoma tirami, podczas, gdy wszystkie drogi za nami były zablokowane. Zresztą, nawet gdyby nie były, nie było już czasu zawrócić.
   Musieliśmy pogodzić się z własnym losem. 
   Jaka powinna być ostatnia myśl przed moją śmiercią?
   To infantylne, ale pomyślałem o najbardziej irytującej babie na świecie. O tym, że prawdopodobnie ją kocham.
   Poraziły mnie jasne światła, usłyszałem, że Neji coś krzyczy, a zaraz potem... samochód wypadł z drogi. Nie, on nie wypadł. Neji w ostatniej chwili przekręcił kierownicę, tak, że wjechaliśmy wprost w pobocze. Próbował nas ratować. I w tej chwili dzieliły nas już tylko centymetry od potężnego dębu, w który mieliśmy uderzyć z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.
   Chwilę później nastała zupełna ciemność.


***


   Temari była... naprawdę dobrym kierowcą. Musiałam cofnąć wszystko, co myślałam na temat jej wariackiego sposobu jazdy. Tenten w zwyczajny dzień, jadąc zaledwie 80km/h potrafiła doprowadzić wszystkich pasażerów do białej gorączki, wpadając w poślizgi na zakrętach. Przy trzydziestu stopniach Celsjusza. W każdym razie - o ile spodziewałam się, że pani Nara, zgodnie ze swoim szatańskim charakterem będzie jeździła niebezpiecznie - bardzo się pomyliłam. Nawet, gdy krok w krok za nami jechał jeden, czarny mercedes, zachowała pełny spokój. Nie przyśpieszała, nie zwalniała - zachowywała się najzupełniej normalnie. Dopiero później pokazała swoją stronę ,,szybkiej i wściekłej" - znienacka postanowiła go zgubić i jej się to udało. Mercedes rozmył się w powietrzu, gdy wjeżdżałyśmy do warsztatu, by zmienić auto.
   Spotkałyśmy go ponownie jakiś czas później, ale to już nie było to samo. Siedziałyśmy teraz w zwyczajnym Passacie, każda nieco odmieniona - ja bez peruki, mężatka w okularach przeciwsłonecznych nasuniętych na nos, Hinata w czapce z daszkiem, a Ino schowana pod kapturem. Nie byłyśmy nawet w kręgu podejrzanych, gdy wyjeżdżałyśmy z warsztatu, a mężczyźni w ciemnym aucie rozglądali się za lamborghini, które zgubili kilka ulic temu.
   Bez problemu i ogona dojechałyśmy do naszego mieszkania. Byłam szczęśliwa, spokojna i przede wszystkim bezpieczna. To spora ulga, kiedy masz świadomość, że po tym, jak trafiłaś  środek niebezpiecznej sytuacji - już nic ci nie grozi. Temari zaparkowała samochód pod naszym blokiem, a potem szybko skierowałyśmy się na górę.
   Mimo wszystko, nadal bałam się o chłopaków. Wnioskując po tym, że kryminaliści tak łatwo dali nam się zgubić, mogłabym szydzić z ich wątpliwej inteligencji - podejrzewałam jednak, że w pościg za pozostałymi drużynami wyruszy znacznie więcej, niż po jednym mercedesie. Byłam tego praktycznie pewna. Pozostawało wierzyć w umiejętności Nejiego i Kiby, którzy niezaprzeczalnie byli świetnymi kierowcami. Tylko, im bardziej próbowałam sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze i niebawem tutaj dotrą, tym bardziej nachodziło mnie złe przeczucie.
   Weszłyśmy do mieszkania i od razu dostrzegłyśmy Tenten - wyłożoną na kanapie, oglądającą w telewizji przebieg sylwestrowej nocy z Kioto, z paczką chipsów w dłoni. Gdy na stoliku przed nią dostrzegłam masę opakowań po jogurtach, słoik z ogórkami kiszonymi i talerz po makaronie z sosem, miałam ochotę zwymiotować.
   - Smacznego - wypaliła kwaśno Ino. Myślała chyba o tym samym, co ja. - Chłopaki jeszcze nie wrócili?
   Natsu zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
   - Nie, jesteście pierwsze - odpowiedziała, podpierając głowę na dłoni. - Czemu pytasz? Powinni już być?
   Wszystkie spiorunowałyśmy Yamanakę wzrokiem. Może nie miała doświadczenia z małymi dziećmi i cudownym okresem oczekiwania, ale nawet najgorszy tuman wie, że nie denerwuje się kobiet w ciąży. 
   - Przeciwnie - odparła Temari, przybierając luźny ton. - Wyjechałyśmy pierwsze i wybrali nam najkrótszą drogę, więc na pewno zjawią się po nas.
   Teraz już nie było co do tego wątpliwości.
   - Nieważne - rzuciła ze zniecierpliwieniem brunetka. - Opowiadajcie!
   Zerknęłyśmy po sobie i każda ruszyła do przodu, chcąc uniknąć tematu. Ino udała się do lodówki tylko po to, żeby wyjąć z niej sok, Hinata uciekła pod pretekstem potrzeby zadzwonienia do siostry, a ja i Temari nieco niechętnie dołączyłyśmy do Tenten.
   - Więc... - zaczęłam niepewnie, szukając pomocy w tęczówkach mężatki.
   Ta tylko wywróciła ukradkowo oczami.
   - Nie znaleźliśmy tej teczki z dowodami na Sasuke, ale chłopaki mają ponoć coś lepszego na Madarę - stwierdziła, prezentując na początek same pozytywy. - Później sytuacja się trochę skomplikowała.
   - To znaczy?
   Westchnęłam.
   - Madara musiał mieć w firmie innych ludzi. Pod UC znalazły się, nie wiadomo skąd, ciemne mercedesy - oznajmiłam, badawczo obserwując jej reakcję. - Do firmy zaczęli wbiegać podejrzani mężczyźni i próbowali złapać chłopaków, ale bez obaw. Udało im się uciec. Wszyscy dotarli do samochodów, ale wyruszyłyśmy pierwsze.
   Skrzywiła się nieznacznie.
   - Gonili was?
   - Tak - wtrąciła się Ino. To teraz zdecydowała się na odwagę?! - Jednak i tutaj nie ma się czego bać. Jeśli Temari tak łatwo zgubiła tego, który jechał za nami, Neji i Kiba nie będą mieli żadnego problemu.
   Widziałam w jej oczach szczerą wiarę w to, co powiedziała. Bardzo dobrze. Nie pozostało nam teraz nic innego, jak spokojnie wyczekiwać na przybycie reszty.
   - Oczywiście, że nie będą - stwierdziła zbulwersowana Tenten. - Przecież to nasi faceci, prawda?
   Co za paradoks. Najbardziej opanowaną kobietą w towarzystwie była dama w trzecim miesiącu ciąży.



   Jednak oni nie wracali.
   Minęła godzina od chwili, w której wróciłyśmy do domu. Zegar wybijał trzecią nad ranem, a my wszystkie - przerażone i milczące - oczekiwałyśmy niecierpliwie, aż drzwi od mieszkania wreszcie się otworzą. Niepotrzebnie. Nikt się nie pojawiał. Ba, chłopaki nawet nie odbierali swoich telefonów - u niektórych włączała się poczta, a u innych, pomimo pięciu, długich sygnałów, nie doczekałyśmy się odzewu. Byłam wściekła i przestraszona jednocześnie. Wściekła na siebie, świat i przede wszystkim Madarę. Nie mogłam pogodzić się z tym, że zaciągnął do Uchiha Company kryminalistów, którzy nie mieli żadnych skrupułów. Z kolei strach towarzyszył mi cały czas, choć z każdą, kolejną minutą powiększał się jeszcze bardziej. Ciężko było mi nawet oddychać. 
   Nawet nie chciałam wiedzieć, jak musi odczuwać to wszystko Natsu.
   Wszystkie byłyśmy zmartwione, o czym bezsprzecznie świadczyła cisza, jaka panowała w pomieszczeniu. Póki co żadna nie wyraziła swoich obaw na głos - po części pewnie dlatego, że nie chciałyśmy dopuścić do siebie nieprzyjemnych myśli, a po części ze względu na Tenten. Temari właśnie ją do siebie przytulała i głaskała po głowie jak małe, nierozgarnięte dziecko.
   - To przesada - wymamrotała cicho Natsu, przyciągając do siebie wszystkie spojrzenia. - Niemożliwe, żeby to im tyle zajęło. Coś musiało się stać.
   Spoglądnęłam porozumiewawczo na Narę i powoli kiwnęłam głową.
   - Bzdura. Jestem pewna, że czekali dłużej w warsztacie, aż te psychole odjadą - stwierdziłam, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie. - Niedługo wpadną tutaj jak tornado i jeszcze będziemy się z tego śmiać.
   Oby.
   - Tenten, nie ma się co martwić - zagaiła Hinata, przyklękając tuż przy przyszłej mamie i chwytając jej rękę w geście wsparcia. - Sama zauważyłaś, że to nasi faceci. Nie dadzą się tak łatwo.
   Na dłuższą chwilę w pomieszczeniu po raz kolejny zrobiło się zupełnie cicho. Miałam czas, żeby bić się z własnymi myślami. Dlaczego tak długo zwlekali? Cholera, przecież to niemożliwe, żeby ich złapali! Nie wierzyłam, że plan Shikamaru mógłby skończyć się w ten sposób. To my mieliśmy być górą, shannaroooo!
   Wtedy zadzwonił telefon Ino.
   Blondynka ledwie spojrzała na wyświetlacz i podparła dłoń o blat baru.
   - To Aya - poinformowała. Chociaż powinnam poczuć ulgę, coś ścisnęło mnie w żołądku. - Halo?
   Obserwowaliśmy jej twarz w takim skupieniu, że równie dobrze mogłybyśmy zostać uznane za szachistki tysiąclecia. Jedna wskazówka zegara się przesunęła. Źrenice Ino się rozszerzyły. Druga wskazówka się przesunęła. Moja przyjaciółka mocniej zacisnęła dłoń na telefonie. Trzecia wskazówka się przesunęła. Yamanaka bezwiednie opuściła rękę w dół, nawet nie wciskając czerwonej słuchawki.
   - Wypadek - wyszeptała z niedowierzaniem. - Mieli wypadek. Nic nie wiem. Wszyscy są w Szpitalu Hiroo.


***


   Nie miałam pojęcia, jak w ogóle dostałyśmy się do szpitala. Wiedziałam, że wszystkie wpakowałyśmy się do Passata, a Temari upierała się, że da radę prowadzić. Prawdopodobnie prowadziła. Nie wiedziałam, jak długo jechałyśmy. Nie byłam w stanie nawet myśleć. W mojej głowie w kółko pojawiały się tylko pytania. Co z nimi? Czy wszyscy przeżyli? Jak źle jest? Jak groźny był wypadek? Czy to wszystko przez ludzi Madary? Które auto uległo katastrofie? Oba? Jednak, niezależnie jak wiele pytań sobie zadawałam, miałam tylko jedną odpowiedź.
   Nie wiem.
   Dopiero zobaczę.
   Byłam przerażona. Zestresowana, zlękniona, pełna przeróżnych obaw.
   Sasuke. 
   Naruto.
   I cała reszta.
   Wysiadłyśmy z auta, a potem zaczęłyśmy biec w stronę szpitala. Temari wyprzedziła nas dwukrotnie i szczerze, nie miałam pojęcia, skąd bierze tyle siły i odwagi. Niezależnie od tego, jaką gardę próbowała trzymać, kochała Shikamaru do granic możliwości. My, chociaż maszerowałyśmy bardzo szybko, zostałyśmy razem z Tenten. Nie pozwalałyśmy jej lecieć przed siebie na złamanie karku. Wystarczyło jej zmartwień - już i tak usilnie trzymała się za brzuch.
   Nie byłabym w stanie zliczyć, jak wielu przechodniów trąciłam ramieniem. To samo tyczyło się szpitalnego korytarza, w którym po jakimś czasie się znalazłyśmy. Aya mówiła, że będą na trzecim piętrze. Nie byłyśmy na tyle cierpliwe, żeby czekać na windę i w ślad za panią Nara ruszyłyśmy w kierunku schodów.
   Pierwszy stopień.
   Czwarty stopień.
   Dwudziesty stopień.
   Mocne trzaśnięcie drzwiami.
   Trzydziesty drugi stopień.
   - Ty idioto! - ryknęła potężnie Temari. Jej głos był naładowany przejęciem, troską, ulgą i nieokiełznanym strachem. - Kurwa, ty idioto! Masz w ogóle pojęcie, jak się bałam?!
   Przynajmniej miałyśmy pewność, że Shikamaru był cały. Zostały nam jeszcze tylko dwie serie, po dziesięć schodków. Zachęcone krzykiem naszej przyjaciółki, przyśpieszyłyśmy jeszcze bardziej, a Hinata gwałtownie się potknęła. Tenten - co powinno dać nam do myślenia - jako jedyna zachowała zimną krew i w ostatniej chwili chwyciła ją za rękę. Kobieta w ciąży była spokojniejsza, niż my.
   Wstyd.
   Trzy, dwa, jeden.
   Ino pchnęła drzwi, którymi mężatka trzasnęła kilka sekund temu - sekund, które już w tej chwili wydawały się długimi minutami. Wparowała na korytarz, a my - nie czekając na jej reakcję - zrobiłyśmy to zaraz za nią.
   Omiotłam spojrzeniem szpitalny korytarz, modląc się, by dostrzec tam wszystkie, znajome twarze. Albo chociaż dwie. Te konkretne dwie. Im dłużej przyglądałam się podłużnemu pomieszczeniu, tym bardziej dochodziły do mnie oczywiste fakty. Choć zastanawiałam się, czy to zwidy, ogłuszający krzyk Ino potwierdził moją wersję.
   Kiba natychmiast znalazł się przy niej i objął ją tak mocno, że chyba mógłby ją udusić.
   Przełknęłam ślinę, wreszcie dopuszczając do siebie prawdę. Shikamaru i Kiba byli jedynymi z ekipy, którzy znajdowali się w tej chwili na korytarzu. Właściwie, tylko nasza siódemka okupowała to miejsce. Poczułam, że Tenten mocniej ściska moją dłoń i spoglądnęłam na nią. W przeciwieństwie do Hinaty i Ino, nie uroniła nawet jednej łzy. Nie wiedziałam, czy była po prostu tak zszokowana jak ja, czy na tyle twarda.
   - Gdzie reszta? - zapytała nagle Temari, odsuwając się od swojego męża. - Gdzie oni są?!
   Panowie spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
   - Nasze auto jest całe. To oni mieli wypadek. Widzieliśmy to - powiadomił Nara, zaciskając dłonie w pięści. - To nie wyglądało najlepiej. Wszystko przez tego pierdolonego...
   - Sukinsyna - przerwał Kiba, zaciskając szczęki tak mocno, że zmieniły mu się rysy twarzy. - Aya jest...
   Hinata wybuchnęła gwałtownym rykiem. Ten dźwięk, przepełniony cierpieniem i niepokojem, sprowadził mnie na ziemię. Auto, w którym byli Sasuke, Naruto, Neji i Chouji uległo wypadkowi. Nie wyglądało to najlepiej. Wszystko przez Madarę. Oni... gdzie oni w tej chwili byli? Walczyli o życie? Resztkami sił podtrzymywałam Tenten, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie mogli... nie mogłam ich stracić. Po prostu nie mogłam.
   - Hinata, uspokój się, jeszcze nic nie wiadomo - zapewnił cicho Inuzuka, podchodząc do niej i ściskając ją w ramionach. Ino i Temari podeszły z kolei do nas, chyba po to, by próbować nas pocieszać. - Sakura, Sasuke oberwał najmniej. Jest w sali trzysta pięć, opatrują go. Aya też tam jest.
   Przez chwilę nie mogłam przyswoić sobie jego słów, jednak kiedy w końcu to zrobiłam, moje oczy automatycznie się zaszkliły. Arogant był przytomny. Arogant oberwał najmniej. Arogant wcale mnie nie zostawił i poczułam dzięki temu ulgę, choć nadal nieopisanie martwiłam się o pozostałą trójkę.
   - Naruto, Neji i Chouji są w kiepskim stanie. Póki co, nie powiedzieli nam nic więcej - poinformował z trudem Shikamaru.
   Pod Natsu ugięły się nogi. Spoglądnęłam na nią z niepewnością, jednak Temari bez słowa zabrała ją z moich objęć. Prawidłowo. Prawdę mówiąc, to przecież ona była jej najlepszą przyjaciółką. Zacisnęłam dłonie w pięści i ostatkiem sił spojrzałam na Ino.
   - Zajmij się Hinatą - zażądałam, a zaraz potem wyminęłam Shikamaru. 
   Musiałam dostać się do jednego z pokoi. Musiałam go zobaczyć. Musiałam czuć jego obecność, gdy nie miałam pojęcia, co dzieje się z Naruto.
   Pchnęłam energicznie drzwi, które natychmiast rozwarły się na oścież. Zachłannie rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam dwie osoby - Ayę, stojącą przy parapecie i Sasuke, siedzącego na łóżku szpitalnym. Nie miał na sobie koszulki - na jego ciele dojrzałam sporo zadrapań, ale nie było to raczej nic poważnego. Największą uwagę przyciągały zabandażowane oczy.
   Otworzyłam usta, ale nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
   - Nic mu nie jest - rzuciła Aya, kierując się wolno w moją stronę. - Kilka odłamków szkła dostało się do środka, więc się ich pozbyli. Będzie to nosił góra trzy dni.
   Powoli kiwnęłam głową, po czym niepewnie skierowałam się w jego stronę. Sprawiał wrażenie nieobecnego. Nie wiedziałam, czy nadal był zszokowany przez wypadek, czy chodziło o coś innego. Niemniej, przełknęłam ślinę i usiadłam obok swojego chłopaka. Położyłam dłoń na jego policzku i przytknęłam zmarznięty policzek do jego rozgrzanego ramienia. Prawie natychmiast położył palce na mojej ręce. Nie miał najmniejszego problemu z rozpoznaniem mnie, choć nic nie widział.
   - Zostawię was - oznajmiła cicho Ashida, a zaraz potem zniknęła za drzwiami.
   Nie wiedziałam, o co mogłabym teraz zapytać. Wszystkie słowa zdawały się nie mieć najmniejszego znaczenia. Nie teraz, gdy trójka naszych przyjaciół walczyła o życie. Gdy Naruto walczył o życie.
   - Jak się czujesz? - zagaiłam drżącym głosem, dopiero teraz orientując się, że łzy od dłuższej chwili spływają po moich policzkach.
   Nie odpowiedział. Prawdę mówiąc, przez jakieś dwie minuty milczał.
   - To moja wina - wycedził w końcu, mocniej zaciskając palce na materiale kołdry. - To wszystko przeze mnie.
   Wzniosłam wzrok do sufitu. Właśnie tego się obawiałam.
   - To nie twoja wina. Jedyną osobą, która ponosi tu jakąkolwiek winę, jest Madara - stwierdziłam hardo.
   Pokręcił głową.
   - Naruto może...
   - Zamknij się - syknęłam ostrzegawczo. - Nic mu nie będzie, słyszysz? Nikomu nic nie będzie. 
   Delikatnie uniósł kąciki ust ku górze, choć był to typowy, sztuczny uśmiech. Przez łzy, jak to się mówiło. Uchiha bez ostrzeżenia podniósł się do pozycji stojącej i pociągnął mnie za rękę.
   - Chodź, dołączymy do reszty - zaproponował.
   Nie odpowiedziałam. To prawda. Powinniśmy czekać tam razem z nimi wszystkimi. Jeśli mieliśmy dostać jakieś wiadomości, to jako ekipa, a nie jako pojedyncze osoby. Wolno wyprowadziłam aroganta na korytarz, obserwując rozwój sytuacji. Zmusili Tenten, żeby usiadła na krzesełkach, a po obu jej stronach siedziały Ino i Temari. Hinata dalej trwała w objęciach Inuzuki, a Shikamaru nonszalancko opierał się o ścianę. Z Ayą było podobnie.
   Sama nie wiem, jak długo staliśmy w bezruchu. Nikt nic nie mówił. W powietrzu wisiała atmosfera oczekiwania, ale tym razem nie radosnego, jak jeszcze kilka godzin temu w Rendanie. Minęło kilkadziesiąt sekund, może kilkadziesiąt minut, a może ponad godzina. Nie byłam w stanie połapać się w czasie. Cały czas obejmowałam Sasuke, który zdawał się oddalać coraz bardziej. Wszystko się pochrzaniło. I nawet nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo lęk o Naruto sparaliżował całe moje ciało.
   Wtedy z sali powoli wyszedł lekarz. Wszyscy natychmiast wstali, wbijając w niego wyczekujące spojrzenia. Byłam tak zestresowana, że niemalże zmiażdżyłam rękę Sasuke, który cierpliwie to zniósł. Doktor przez chwilę przyglądał nam się w milczeniu, a w końcu wziął głęboki wdech.
   - Dwóch jest w stanie stabilnym. Wyjdą z tego - poinformował, wodząc po nas spojrzeniem. - Jeden niestety nie żyje.
   Zamarłam. Na dłuższą chwilę po prostu przestałam oddychać, zdając sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie czułam się tak bezsilna. Taka... nieprzydatna. Jeden z moich przyjaciół zginął. Po prostu - umarł. Już go tutaj nie było. Już nigdy nie miał pojawić się w Rendanie i już nigdy nie miał się do nas uśmiechnąć.
   Naruto. Neji. Chouji.
   - Który? 
   Głos Temari. Zniekształcony od niedowierzania i niewiarygodnego cierpienia. To pytanie zdawało się teraz takie banalne. Zwykłe słowo. Zwykłe słowo, na które odpowiedzią były dwa kolejne zbiory literek. Imię i nazwisko.
   Przestałam kontaktować. Straciłam umiejętność słuchu i z ruchu warg odczytałam, co wypowiedział lekarz.
   Hinata upuściła na ziemię szklankę, która roztrzaskała się na milion kawałeczków. Zupełnie, jak moje serce w tym momencie. Jak nasze serca.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uprzedzając wasze pytania - tak, wiem, że mnie zabijecie.
Zlinczujecie i takie tam, ale chociaż ostrzegałam, że sielanka trwać nie będzie...
To nawet mi jest strasznie przykro po tym rozdziale. I jeszcze ciężej będzie napisać kolejny.

W każdym razie - bardzo się cieszę, że SEZON PIERWSZY DOBIEGŁ KOŃCA!
Dziękuję wam za wszystko, jesteście najlepsi! <3 Aż brak mi słów, żeby opisać, jak bardzo się cieszę, że was mam, bo wtedy pisanie ma jakiś sens! <333

Jak mówiłam ostatnio, wrócę z sezonem drugim do MIESIĄCA CZASU. Teraz laptop idzie grzecznie do naprawy, bo boję się, że jeśli dalej będę się z nim użerać sama to padnie na dobre, a wolę nie ryzykować. Jakoś się doczekacie, no!

Jeszcze raz dziękuję <3
I teraz idę sobie chyba posmutać, eh...


39 komentarzy:

  1. Nie, nie, nieee tylko nie Naruto! Jak mogłaś?? Czemu on? ;_; A może jednak wzorowałaś się na mandze i to Neiji? Hinata na wieść o obu mogłaby tak zareagować ;c I jeszcze rozdział DOPIERO za miesiąc! Nie wytrzymam tego ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieee, boże ryczę ;( Błagam tylko nie Naruto, błagam, błagam, błagam :(
    Cały ten miesiąc będzie męczarnią normalnie.
    Grr.. jak ja NIENAWIDZĘ Madary, cholerny sukinsyn -.-

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow!!! Tego nikt się nie spodziewał :O W sumie trochę szkoda akurat Naruto (a nie można zrobić tak, że coś pomylili, jak to lekarze, i to Chouji kaput...?), ale w końcu jakieś sceny poważnego dramatu!
    I malutka uwaga na kolejne rozdziały... Nie używaj pisarskiego kage bunshin i nie pisz, że teraz Sasuke zrywa z Sakurą, żeby ją chronić, bo to już było... :/ I w innych blogach, nawet w całym mnóstwie książek, młodzieżowych czy nie... Oczywiście nie chcę Ciebie pouczać, ale nie chcę też, żeby wciągający blog tak uzdolnionej pisarki się sknocił...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiadomo, czy to na pewno Naruto - równie dobrze może być Chouji albo Neji, przekonamy się ;)

      Usuń
    2. Nadzieja umiera ostatnie ;)

      Usuń
  5. Straszny jest brak 100%pewności czy to Naruto zginął.
    Szczerze mówiąc ciężko będzie przyzwyczaić się żeby nie wyczekiwac piątku w nadziei na nowy rozdział.
    Ciężko stwierdzić co wymyśli Sasek po tych wydarzeniach, na pewno coś nie mądrego ��.
    Nie wiem czemu ale po tym jak Madara wstawił datę Saska na szyfr mam wrażenie że on lub jego brat to taki "I'm tour father" jednak to tylko domysły ��.
    Rozdział ogolnie strasznie smutny więc ciężko mi na serduszku mimo to świetnie napisany ��.
    Lunia-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "I'm your father"* znów autokorekta ��������

      Usuń
  6. Jednak oni nie wracali. Zdanie przez, które moje serce pękło na milion kawałków...Myślałam że będzie Happy End i byłam tego pewna aż nie pojawili się ludzie Mandary. Wtedy jedyne co miałam w głowie to skrót wtf. Potem było coraz gorzej (rozdział super, chodzi mi o moje emocje ) musiałam sobie powtarzać. "Hej przecież jeszcze dwa sezony...nic im się nie stanie prawda? Prawda?! Gdzieś w głębi wiedziałam że coś się komuś stanie, ale śmierć? Niee o tym bym nigdy nie pomyślała. Co do tożsamości zmarłego. To, to niekoniecznie musi być Naruto. Czemu?
    1. Jest bardzo ważną postacią, trochę zbyt ważną
    2. Możliwe że chciałaś trzymać się mangi (SPOJLER) i to Neji zginie, ale wątpię. To by było okropnie smutne dziecko bez ojca.
    3. Stawiam na naszego kochanego grubaska i tego będę się trzymać
    4. Myślę, że specjalnie napisałaś, że Hinata upuściła szklankę byśmy podejrzewali, że to Naruto zginął, ale przecież może tylko ona miała co upuścić?
    Smutno mi z powodu Sasuke bo zakładam że będzie miał straszne poczucie winy...
    Jest mi strasznie smutno, więc żegnam i wyczekuje następnego rozdziału. Pierwszy sezon był naprawdę udany i myślę że to jeden z najlepszych blogów sasusaku.
    Miłego wieczoru~~~

    OdpowiedzUsuń
  7. NIEEE! Ja naprawdę uwielbiam ten blog i nie wyobrażam sobie, że kogoś zabraknie. Nie chcę kwestionować twoich decyzji, ale PROSZĘPROSZĘPROSZĘ nie uśmiercaj nikogo, niech stanie się cud (np. zwykła pomyłka, śmierć kliniczna) i niech ten blog pozostanie wesoły. Była by to miła odmiana, bo czytam wiele blogów, oj uwierz jest ich bardzo dużo (zakładki pękają w szwach) i w każdym jest tragedia tego właśnie pokroju :"((((( nie będzie już tego uroku w tym blogu bez jednego z bohaterów, co będzie z ekipą?! Proszę przemyśl to <3<3<3 do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to już jest przesada! Żeby Naruto?! Serio?!
    Ryczę po prostu ryczę! Nie byłam na to gotowa.. :(
    No nienawidzę Madary! Po prostu go nienawidzę! :(
    Mój kochany Naruto :(
    Ja nie chce czekać miesiąc na nowy rozdział. :(
    Ale będę silna! Dam radę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Obstawiam Neji'ego. Powód? Bardzo prosty, ostatnio bardzo dużo o nim było, wiele rozmów z Sakurą. Moja intuicja mi to podpowiada xD Tylko, że cholerstwo zawsze mnie myli T_T
    I obstawiam, że Sasuke bez względu na to, kto umrze, Uchiha będzie się obwiniać.
    Czekać miesiąc na kolejny sezon to katorga ;< idę się schować do lodówki, może to będzie jak wehikuł czasu xD Będę Yuki-wynalzca ^o^
    Dobła, kończę.
    Będę tęsknić i dzień w dzień przyłazić tu i sprawdzać! I tak na koniec naprawdę podziwiam.
    To do następnego ;>
    ~Yuki





    P.S. Ostatnio, rzadko piszę ze swojego konta. Czuję się anonimowa >_< szkoda, że się podpisuję xDD

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabij Choujiego.Zabij Choujiego. Nie chcę być suką, ale zabij Choujiego. Nie wolno ci zabić Naruto i ty o tym wiesz.Jeśli zabijesz Nejiego Japonia popadnie w ruinę. Tenten się załamie. Dziecko będzie bez ojca :'''( Zabij Choujiego!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny ten Chouji! Mam wrażenie, że jemu większość życzy śmierci teraz! ;(

      Usuń
    2. Choujiego też kocham, ale nie zgadzam się na śmierć Naruto! To zakazane!!! Na śmierć Nejiego też się nie zgadzam,bo już tego doświadczyłam oglądając Shippuuden,a poza tym będzie miał dziecko! Nie zabijaj ich :'(

      Usuń
  11. Dlaczego mam wrażenie że to Neji? Sakura miała odbierać pierścionek, miał dostać awans, dziecko w drodze...Nie żeby inni nie mieli cudownego życia..Wg to wszystko co wydarzyło sie w tym rozdziale jest bardzo ważne dla każdego z bohaterów. Podejrzewam, że Sasuke będzie się obwiniać o to co sie stało. Mam nadzieje tylko że nie zrobi najgłupszej rzeczy na świecie - nie odsunie się od kobiety którą kocha i która kocha jego. Tylko w ten sposób będą mogli przetrwać to co się wydarzyło. Takie jest przynajmniej moje zdanie. A mam jeszcze jedno pytanie. Gdzie są teraz te dokumenty które zabrali? Sory z błędy ale pisze z Tel. Pozdrawiam. Życzę weny i nie mogę się doczekać następnego sezonu.
    Ściskam i całuję bo na to zasługujesz:*
    Kawal dobrej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  12. Co się stało z dokumentami? Przekonamy się ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak mogłaś kogoś uśmiercić? ;-; No jak?! To okrutne! Wiedz, moja droga, że jeśli zginął Naruto, lub Neji przestaję czytać tego bloga (tak, to jest groźba!). Dobra, nie przestałabym czytać, ale zapewne miałabym tak ciężkiego focha, że nie zaglądałabym tu przez najbliższe kilka miesięcy xd
    Oho, już przewiduję, jak Sasek obwinia się o wszystko. Baddie, dlaczego mam niemiłą wizję tego, jak Sasuke rzuca Sakurę, mówi, że już jej nie kocha (co oczywiście nie jest prawdą), wyjeżdża do innego kraju, po czym dziesięć lat później spotykają się ponownie, ale Saki jest totalnym wrakiem człowieka? Wyjaśnij mi, dlaczego mam taką niefajną wizję ._. Bo jeśli podobny pomysł roi się w twojej główce, to mój foch będzie jeszcze cięższy, niż za samą śmierć Naruto lub Nejiego. Tak ciężki, że Cię przygniecie!

    Weny i do zobaczenia za miesiąc!
    Shori

    OdpowiedzUsuń
  14. Tylko nie Naruto ;--;
    Trzeba było zabić grubego! ;_;
    Teraz będę tak cholernie płakać, dzięki. ;__:
    Ale to było idealne... Poza tą śmiercią (nie wybaczę Ci jej. Nigdy!)
    Weny ;_; 💔 <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeeeej, myślałam, że MUSI SIĘ DZIAĆ, MUSI! będzie dotyczyło tylko i wyłącznie Saska i Sakury. Toś wykiwała moją banie.
    W ogóle tak to rozkminiałam, że przecież Hinata jest też rodziną Neji'ego i w ogóle, więc to taka unikatowa osóbka, choc w pierwszej chwili od razu pomyślałam o Naruto. Ale że przypisałaś Neji'emu tą piękną przemowę, rozwijanie kariery, nie mówiąc i dziecku i zaręczynach..........stwierdzam, że jesteś podła XD
    PS. biedny Chouji, jak widzę po komciach, lool

    OdpowiedzUsuń
  16. TY, TY, TY MAŁPO JEDNA! TAK TY BADDIE! CZEMU TAK SIĘ BAWISZ MOIMI EMOCJAMI, NO CZEMU? NO PŁACZĘ. :(((((((((((((((((((((

    Ej, nie. Nie lubię jak ktoś umiera, a w dodatku nawet nie wiem teraz kto, to takie frustrujące. I znienawidziłam cię dzołcha, a jednocześnie kocham cię za to epickie opowiadanie. No popatrz jakie skrajności we mnie wywołujesz!
    Ogólnie miałam kilka rozdziałów do nadrobienia, a wraz z rokiem szkolnym czasu coraz mniej, ale cieszę się, że się ogarnęłam i nadrobiłam...
    Ale teraz wpadam w koszmarny humor, no! :(((((
    Mimo wszystko było epicko, epicka akcja, epicko, no epicko! Wysłowić się nawet nie potrafię.
    Chociaż cieszę się, że Sasuke ucierpiał najmniej z wypadku, to mimo wszystko popadam w żałobę, przez to, że któryś z tych najcudowniejszych panów pod słońcem nie żyje.
    :((((
    Nie pozdrawiam, bo jestem zła i smutna, ale powiem tyle, niech wena się Ciebie trzyma!
    I pamiętaj, że mimo wszystko, że nawet jeśli cię kocham i nienawidzę, to nadal jestem wielką fanką twojego opowiadania i stylu i mimo że jestem zła i smutna nadal będę wierną czytelniczką.

    I jeszcze raz nie pozdrawiam. :c

    OdpowiedzUsuń
  17. Boże popłakałam się, proszę tylko nie Naruto, a Neji będzie ojcem. Jeju dlaczego musiał zdarzyć się ten wypadek, dlaczego??!?! :''''''''(

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz, że niedługo mija miesiąc, nie? ._.
    Still waiting

    OdpowiedzUsuń
  19. Już miesiąc minął xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiem, że minął, wiem! <3 Rozdział chyba dopiero w przyszły weekend, miśki, bo niestety mój laptop był dwa tygodnie ostatnie ZNOWU w naprawie, tym razem ta część chłodząca była wymieniana, a dodatkowo mam strasznie dużo roboty w szkole. Dosłownie non stop jestem zajęta, musicie mi wybaczyć zwłokę <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy będzie kolejny rozdział? bo tęsknie za twoim blogiem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak! W końcu, Baddie Kix, dałaś jakiś znak życia! Czekam na kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  23. To jak z nowym rozdziałem? xD
    Może będzie dzisiaj? <3

    OdpowiedzUsuń
  24. jak nie wczoraj to może dzisiaj ? ;p

    OdpowiedzUsuń
  25. kiedy będzie nowy rozdział :O

    OdpowiedzUsuń
  26. Długo jeszcze... :/
    Trochę znudziło się to 85%... :P

    OdpowiedzUsuń
  27. Długo jeszcze?
    Nie mogę się doczekać drugiego sezonu^^
    Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  28. Żałuję, że dzisiaj to nie jutro :P :'(

    OdpowiedzUsuń
  29. A może jednak wyrobisz się na dzisiaj Baddie? :*

    OdpowiedzUsuń
  30. o której bedzie można spodziewać się rozdziału ?: )

    OdpowiedzUsuń
  31. ej ile można czekać >.<

    OdpowiedzUsuń
  32. haloo
    zyje tu ktos ?
    jutro juz wtorek a rozdzialu nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
  33. Dalej czekam :)
    Yuki-pink

    OdpowiedzUsuń