poniedziałek, 9 listopada 2015

#22 Ostatnie trzy miesiace



Retrospekcje



7.01.2015r.



   Ostatni tydzień bez wątpienia był najgorszym w moim życiu. Gorszym od tego, w którym - jeszcze w liceum - miałam potężnego doła, zdając sobie sprawę, że jestem jedyną ,,samotną" w naszej paczce. Gorszym od tego, gdy nie zdałam - pierwszej w życiu - sesji. Gorszym od tego, w którym nie odzywałam się do rodziców po tym, jak podczas kłótni posunęli się zbyt daleko. Gorszym od tego, gdy Ino wylądowała w szpitalu po przedawkowaniu. Gorszym od tego, w którym moja mama walczyła o życie, zaraz po wypadku. 
   Najgorszy.
   Przejrzałam się w lustrze wiszącym na w szafie i przeczesałam włosy dłonią. Miałam na sobie czarną sukienkę bez dekoltu, z rękawami do łokcia i nieco ponad kolano, a jako buty wybrałam lity. Bez zmian. To pewnie w nich chciałby mnie zapamiętać - taką, jaka byłam. Szybko spięłam włosy w niedbałego koka i westchnęłam ciężko. Nawet tony pudru nie zatuszowały ciemnych plam pod oczami.
   Zgarnęłam z krzesła torbę i wyszłam ze swojego pokoju, od razu dostrzegając Ino krzątającą się po kuchni. Zerknęła na mnie ukradkiem, jednak nic nie powiedziała. To było bardzo wymowne milczenie. Na blacie zauważyłam szklankę z herbatą, toteż dość leniwie ruszyłam w tamtą stronę. Zajęłam miejsce na krzesełku i wbiłam tępe spojrzenie w obiekt przed sobą. Odruchowo zaczęłam uderzać łyżeczką o wewnętrzne ścianki naczynia.
   Nie potrafiłam uwierzyć. Nie potrafiłam zrozumieć. Nie potrafiłam się z tym pogodzić.
   Dlaczego, do cholery, to musiało spotkać właśnie jego?
   - Kiba zaraz tutaj będzie - odezwała się wreszcie Yamanaka, choć jej głos był wyprany z emocji. - W porządku?
   Oczywiście, że nie było w porządku.
   Uznałam, że wie to bardzo dobrze, więc nie zdecydowałam się odpowiedzieć.
   Najgorszy w całej tej sytuacji był fakt, że nie miałam żadnego wsparcia ze strony Sasuke. Zniknął. Usłyszał dwa słowa - dwa, przeklęte słowa z ust lekarza i zniknął. Zostawił mnie w szpitalu. Wiedziałam tylko, że Aya wybiegła za nim. Ja nie byłam w stanie się ruszyć. Byłam zbyt sparaliżowana. Próbowałam jednak skontaktować się z nim później - raz, drugi raz, osiemdziesiąty. Po każdym, czwartym sygnale włączała się jego skrzynka pocztowa. Z tego, co było mi wiadomo, nie skontaktował się z nikim. 
   Mierzył się z tym wszystkim sam, co oznaczało, że wybrał najokropniejszy z możliwych sposobów.
   Drzwi do naszego apartamentu otworzyły się dość gwałtownie, toteż od niechcenia powędrowałam wzrokiem w tamtą stronę. Kiba, ubrany w czarną kurtkę i ciemne spodnie, rozejrzał się niepewnie po naszym mieszkaniu. Dobrze, że był przynajmniej on.
   Przez chwilę panowała kompletna cisza, jednak - w pewnym momencie - Ino rozbiła talerz. Być może zrobiła to niechcący - ze stresu - ale podejrzewałam, że nie do końca tak było.
   - Ino - stęknął, po czym do niej dobiegł. Przyklęknął i złapał jej drżące dłonie, by nie mogła zbierać nimi szkła. Też chwilowo traciła umiejętność logicznego myślenia, ale jej nie winiłam. - Skaleczysz się - dodał łagodniej.
   Przygryzłam wargę, biorąc głęboki wdech. Czułam się tak, jakby od siedmiu dni na moich płucach ciążył niesamowity ciężar.
   - Co z nią? - zapytałam bez wstępów.
   Ja nie czułam się na siłach, by spojrzeć jej w oczy.
   Zacisnął szczęki, wyciągając z szafki zmiotkę i szufelkę. Przez dłuższą chwilę próbował dobrać słowa, sprzątając kawałki stłuczonego szkła. 
   - Shikamaru i Temari ją przywiozą - odpowiedział wreszcie, po czym przeniósł na mnie swoje spojrzenie. - Sasuke się do ciebie odzywał?
   Delikatnie pokręciłam głową.
   Podparłam policzek na dłoni i dopiero wtedy dostrzegłam gazetę, która leżała w tym miejscu od kilku dni. Przysunęłam ją bliżej siebie i omiotłam wzrokiem pierwszą stronę, a moje serce zabiło dwukrotnie szybciej. Powoli, niemal z utęsknieniem, przejechałam palcami po wielkim, wydrukowanym zdjęciu i poczułam pieczenie w okolicach tęczówek.
   Nagłówek głosił: ,,Nie żyje świetnie zapowiadający się polityk i najmłodszy członek parlamentu - Hyuuga Neji."



***


   Kiedy tylko dotarłam na miejsce i - już z oddali - dostrzegłam Tenten, moje serce dosłownie pękło. O niczym nie marzyłam tak, jak o tym, by odebrać od niej cały ból. Szczególnie teraz, gdy nosiła pod swoim sercem maleństwo. Niewinne maleństwo, które przez zrządzenie losu - albo raczej człowieka, którego szczerze znienawidziłam - będzie musiało wychowywać się bez ojca. Wszyscy próbowaliśmy ją wspierać, ale to praktycznie nic nie dawało. Im silniejsza próbowała być, tym trudniej było jej się ze wszystkim pogodzić. Nie mogła wziąć żadnych lekarstw. Nie mogła się upić. Miłość jej życia, ojciec jej dziecka i najprawdopodobniej przyszły mąż w jednym, zwyczajnie odszedł. Zniknął. Jednego dnia był z nami i wygłaszał najpiękniejsze przemówienie w swojej krótkiej, acz znaczącej karierze, a drugiego, około drugiej w nocy, uderzył samochodem w drzewo by ratować swoich przyjaciół. Właśnie taki był. Dobry, inteligentny, dojrzalszy od nas wszystkich. 
   Nie zasługiwał na to, co go spotkało.
   Przełknęłam ślinę i uciekłam spojrzeniem od zapłakanej brunetki do reszty gości. Zgodnie z życzeniem przyszłej mamy, załatwiliśmy wszystkie formalności związane z tym, by na pogrzeb miała wstęp jedynie rodzina i najbliżsi. Byli już prawie wszyscy. Ekipa z Rendanu, Hanabi, Konohamaru, Aya, Sasori, Deidara, Samui, Lee, Sai, Kankuro, Gaara z Matsuri. Wujostwo, które wychowało Nejiego, a także rodzice Tenten. Na poboczu znajdowało się także kilku mężczyzn w garniturach, których specjalnie nie kojarzyłam. Musieli być jego współpracownikami.
   Nie było tylko Sasuke.
   - Sakura-chan - zagaił łagodnie Naruto, kładąc dłoń na moim ramieniu. Lękliwie wbiłam tęczówki w jego błękitne oczy. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zaczął kierować się w moją stronę. - Jak się czujesz?
   Potarłam dłońmi oba swoje ramiona i lekko nimi wzruszyłam.
   - Jak myślisz? - zapytałam sztywno, biorąc głęboki wdech. Powietrze było koszmarnie chłodne. - Pewnie nie lepiej, niż ktokolwiek tutaj obecny.
   Przyglądał mi się z troską, żeby wreszcie kiwnąć głową.
   - Przepraszam, że nie byłem u ciebie za często, ale Hinata...
   - Przestań się tłumaczyć - żachnęłam się.
   Hinata wychowywała się z Nejim w jednym domu. Byli, praktycznie rzecz ujmując, przybranym rodzeństwem. Nie miał prawa nawet przez chwilę rozmyślać o tym, że nie fair w stosunku do mnie było zostanie przy niej. Potrzebowała go bardziej. I - przede wszystkim - to ona była jego dziewczyną.
   Ja nawet nie wiedziałam, jakie relacje łączyły mnie z moim ,,chłopakiem".
   - Odzywał się do ciebie? - wypalił wreszcie, mocniej zaciskając dłonie w pięści. - Nie, prawda? Cholerny Sasuke...
   Odchrząknęłam. Nie chciałam, żeby denerwował się w takim miejscu, a już tym bardziej w takiej chwili. Wskazałam podbródkiem na zgromadzenie i zaraz oboje ruszyliśmy w jego stronę. W pierwszej kolejności udałam się do Tenten, z którą automatycznie złapałam kontakt wzrokowy. Jej łzy roztapiały moje serce. 
   - Posłuchaj - wypowiedziałam to z wielkim trudem, przy czym mój głos niebywale drżał. Przełknęłam ślinę. - Ja...
   Zarzuciła mi ręce na kark i wtuliła się w moje ramię tak mocno, że nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać. Oddałam jej uścisk i z każdym, kolejnym szlochem Natsu z moich oczu zaczęło wypływać coraz więcej łez. Nawet nie potrafiłam się postawić i zabronić jej płakać, ze względu na dobro dziecka. Mogliśmy tylko dziękować, że Temari była nieugięta nawet w takich sytuacjach. Zawsze umiała myśleć racjonalnie.
   Nawet nie spostrzegłam, kto zaczął odciągać mnie od Tenten, gdy ta rozryczała się na dobre. Wiedziałam, że państwo Nara za wszelką cenę chcą ją uspokoić, a ja... zostałam wciągnięta w kolejne, męskie ramię. Mężczyzna przytulał mnie tak mocno, że chociaż początkowo opornie ściskałam palcami jego koszulę, szybko je rozluźniłam. Wtuliłam głowę w kojące ramię przybysza i zaszlochałam gwałtownie, pomimo zaciśniętych zębów. Próbowałam być silna, ale mi także nie było łatwo. Podczas, gdy przez ostatni tydzień każdy z moich znajomych miał partnera do rozmowy, ja zostałam z tym wszystkim sama. Mój wybawiciel powoli zaczął głaskać ręką moją głowę.
   - Ciii - wyszeptał, odciągając mnie nieco dalej. - Wszystko będzie dobrze.
   Bardzo chciałam, żeby miał rację. Tylko, że teraz już nic nie miało być dobrze. Wszystko się spieprzyło i mogło być tylko gorzej. Neji był martwy. Właśnie mieliśmy pochować swojego przyjaciela. Kompana. Niemalże przywódcę. Zadrżałam, po czym spróbowałam wziąć głęboki wdech. Wreszcie zdecydowałam się uspokoić - powoli uniosłam wzrok i natychmiast dojrzałam czekoladowe tęczówki Sasoriego.
   - Dziękuję - bąknęłam cicho.
   Zdołał jedynie kiwnąć głową, a zaraz potem czule objął mnie ramieniem.
   Ceremonia rozpoczęła się w mgnieniu oka, ale ja nie mogłam słuchać księdza. Nie mogłam się skupić. Ciągle rozglądałam się wokół w poszukiwaniu osoby, która miała obowiązek tutaj być. Dokładnie tak, jak my wszyscy. Jego pieprzone humory niczego nie usprawiedliwiały. 
   Sam opowiedział, co zrobił Neji. Ich samochód był skazany na totalną masakrę. Dwa tiry z przodu, żadnej, możliwej drogi do udanej ucieczki. Zginęliby wszyscy, albo przynajmniej zostaliby ciężko ranni. Neji nie zaryzykował. Miał do wyboru dwie możliwości. Pierwszą - uderzyć w tiry i skazać wszystkich pasażerów na podobne obrażenia, ze średnią możliwością przeżycia. I drugą - uratować wszystkich poza sobą, uderzając w drzewo tą stroną lamborghini, po której siedział. To było skazanie siebie samego na pewną śmierć.
   Wybrał tę drugą opcję. Naruto powiedział, że ostatnie, co usłyszał z jego ust, to słowa ,,Wy, z tyłu, na lewą stronę. Sasuke, zajmij się Tenten." 
   Oto, kim był Neji Hyuuga. Bohaterem. I najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć.
   Pozwoliłam, by kolejna łza spłynęła po moim policzku i właśnie wtedy dostrzegłam postawnego mężczyznę o czarnych włosach, ubranego w skórzaną, węglową kurtkę i tego samego koloru spodnie. Nie podszedł bliżej. Przyglądał się wszystkiemu z daleka, nonszalancko opierając się o drzewo. Jego ciemne, zupełnie puste spojrzenie było utkwione we mnie. 
   Jeszcze nigdy, ale to nigdy nie widziałam na jego twarzy takiego cierpienia.



   A pilot on a cold, cold morn’ 
155 people on board
All safe and all rescued 
From the slowly sinking ship
Water warmer than
His head so cool 
In that tight bind knew what to do
And you have proved to be
A real human being And a real hero
   


***

29.01.2015r.


See the stone set in your eyes 
See the thorn twist in your side 
I wait for you 
Sleight of hand and twist of fate 
On a bed of nails she makes me wait 
And I wait without you 
With or without you 
With or without you 
  


   Moje życie ostatnimi czasy wróciło do swojego starego, nudnego ,,porządku". O ile tak można nazwać sytuację, w której przesiadywałam w domu i użalałam się nad samą sobą. Śmierć Nejiego zmieniła wszystko. Regularne spotkania w Rendanie - rzecz jasna - przestały mieć miejsce, ja rzuciłam się w wir pracy, a Sasuke... Sasuke już tutaj nie było. Ostatni raz widziałam go na pogrzebie, ale zniknął przed zakończeniem ceremonii. Nikt z nim nie rozmawiał. Zresztą, nikt nie miał z nim żadnego kontaktu, a przynajmniej tak przypuszczałam. Naruto tylko wspominał o tym, że wziął urlop na czas nieokreślony.
   No właśnie. Naruto. Dzisiejszego, piątkowego wieczoru to on był moim wybawieniem. Miałam do wyboru oglądać jakieś ckliwe filmy i pogrążać się w depresji, albo spełnić prośbę Hinaty. Dziewczyna Uzumakiego zadzwoniła do mnie z prośbą, żebym zaniosła mu do klubu jakieś kanapki. Ponoć sama zapomniała zapomniała zrobić mu lunch. W normalnej sytuacji zwyczajnie bym to wyśmiała, ale - na dłuższą metę - przez ostatni miesiąc głąb nie przypominał samego siebie. Pracował bardzo ciężko, praktycznie dzień i noc, do pomocy mając jedynie Konohamaru. Uchiha postawił go pod ścianą. Poza tym - Ino jak zazwyczaj wyszła z Kibą, więc cały dzień przesiedziałam w czterech ścianach, samotnie.
   Nie było bata, żebym zrobiła inaczej.
   Znalazłam się w Rendanie i czekałam w barze jakieś piętnaście minut - zachwycając się wraz z Hanabi nowymi kawałkami Skinsów - i wtedy pojawił się blondyn. Od samego początku rozmowy sprawiał wrażenie nieco nieobecnego, wręcz zrównoważonego. Był tak małomówny, że wzbudziło to moje podejrzenia. Chociaż, może to tylko zmęczenie?
   Bezapelacyjnie - wory pod oczami wskazywały na brak wystarczającej ilości snu.
   - Dzięki, Sakura-chan - rzucił serdecznie, zerkając pomiędzy złożone kromki chleba. - Z serem? - stęknął.
   Zgromiłam go spojrzeniem.
   - Coś nie pasuje?
   Uniósł dłonie w obronnym geście i pokręcił głową.
   - Nie, nie, skąd. Uwielbiam ser. Nawet trochę przypominam mysz, nie? - stwierdził z ironią, unosząc brew. - Nie miałaś szynki?
   Wydęłam wargi.
   - Było jej szkoda dla takiego błazna - odwarknęłam, zsuwając się z krzesełka. Uniosłam dłoń w geście pożegnania. - Do zobaczenia!
   Już wykonałam kilka kroków w stronę wyjścia, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Gwałtownie odwróciłam się w stronę Uzumakiego i dostrzegłam, że przygląda mi się z niepewnością.
   - Czego?
   Zmrużył powieki.
   - Powinnaś iść do pomieszczenia dla pracowników - oznajmił tajemniczo, po czym wziął głęboki wdech. - Teraz.
   Nie miałam zielonego pojęcia, po co mnie tam wysyłał, ale jedynie kiwnęłam głową. W sumie, byłam odrobinę ciekawa ,,niespodzianki", którą mi zaserwował. Co to mogło być? Miałabym zastać Konohamaru w dwuznacznej sytuacji z jedną z klientek?
   Nie, to nie była przyjemna wizja.
   Skierowałam się we wskazaną stronę i zaledwie dwie minuty później stałam pod odpowiednimi drzwiami. Położyłam dłoń na klamce, jednak zanim ją nacisnęłam, coś mnie powstrzymało. Uczucie, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Przestrach. Ostrzeżenie. Zupełnie jakbym pisała się na coś, na co - przynajmniej w tej chwili - nie byłam gotowa.
   Niemożliwe. Naruto w nic by mnie nie wrobił.
   Właśnie taka była moja przewodnia myśli, gdy popchnęłam drzwi i znalazłam się w środku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i w pewnej chwili zwyczajnie zamarłam. Umięśniony mężczyzna, ubrany w ciemną bluzę i jeansy, stał teraz odwrócony do mnie plecami. Nawet, gdybym nie rozpoznała go po niepowtarzalnej sylwetce i charakterystycznej, hebanowej fryzurze, to bez problemu byłam w stanie ocenić zapach. Woń znajomych, męskich perfum, które kochałam wdychać nade wszystko.
   Sasuke.
   - Wróciłeś - wydusiłam z trudem.
   Wcześniej nie zauważył mojej obecności. Albo - po prostu - nie spodziewał się, że gościem jestem ja, bo właśnie chciał podnieść ze stolika jakąś kartkę i zatrzymał rękę w połowie drogi. Moje serce przyśpieszyło gwałtownie, oczekując, aż po raz kolejny będę mogła spojrzeć w jego hipnotyzujące tęczówki.
   Niestety, nie obrócił się.
   - Nie powinnaś być w domu? - zapytał, wypranym z emocji głosem.
   To trochę zabolało.
   Spoglądnął w kartkę, udając, że jej zawartość interesuje go znacznie bardziej ode mnie. Byłam w stanie zrozumieć wszystko. Jego ogromny ból po tym, co stało się Nejiemu. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, dlaczego uciekał. Przed czym uciekał. Przed przyszłością. Miał wyrzuty sumienia i wmawiał sobie, że śmierć naszego przyjaciela to jego wina. Tak nie było. Wszyscy zgłosili się na ochotnika, a Hyuuga sam zadecydował, że woli poświęcić swoje życie dla przyjaciół. Nikt nie miał prawa go za to oceniać. Niemniej, minął miesiąc - Sasuke zniknął, nie utrzymywał z nikim kontaktu i miałam nikłą nadzieję, że udało mu się z tym wszystkim pogodzić.
   Bynajmniej. Tak prawdopodobnie nie było.
   - Uważasz, że nie zasługuję nawet na jedno spojrzenie? - rzuciłam, krzyżując ramiona pod piersiami. - Na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia?
   Parsknął śmiechem bez cienia wesołości.
   I wtedy to zrobił. Odwrócił się w moją stronę i wbił tęczówki prosto w moje oczy. Widziałam w nich dokładnie to samo, co na pogrzebie - pustkę. Wszechogarniającą pustkę. Próbował wyzbyć się emocji? Bo patrzył na mnie w tej chwili ze spokojem, a jego źrenice nawet nie drgnęły. To było... nowe.
   - Może zasługujesz - potwierdził, wzruszając ramionami. - To nie znaczy, że zamierzam ci cokolwiek tłumaczyć.
   Znowu powiało chłodem.
   - Nie dawałeś znaku życia. Nikomu. Gdyby Aya nie powiedziała nam o tym, że jesteś u Kakashiego, ześwirowałabym - poinformowałam. - Przyjechałeś, żeby zrzec się udziałów, prawda?
   Prychnął.
   - Podziękuj jej - polecił, kręcąc głową z wymuszonym rozbawieniem. - Dzięki niej nie dostałaś fioła, chociaż trochę bym się o to spierał. Nie masz go przypadkiem od dawna?
   Przymknęłam powieki, by nie stracić cierpliwości. Znowu podejmował taktykę obronną, a tego dosłownie nienawidziłam.
   - Nie rób tego. Nie dawaj Madarze satysfakcji. Śmierć Nejiego to nie twoja wina - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, z trudem pokonując kilka kroków, by chociaż odrobinę się do niego zbliżyć. - Czemu wolisz uciekać, zamiast o tym porozmawiać?
   Przez jego twarz przeszedł ponury cień.
   - Śmerć Nejiego to jest moja wina, Sakura. Pora, żebyś i ty to przed sobą przyznała - stwierdził, kręcąc z odrazą głową. - Gdybym im tego nie powiedział, nie upieraliby się, żeby mi pomóc. Gdybym postąpił zgodnie ze swoją intuicją, odrzuciłbym ich troskę. Gdybym ją odrzucił, Neji nie wsiadłby za kółko. Nie uciekałby przed ludźmi Madary. Nie poświęciłby swojego życia, żeby nas ratować, kurwa! - wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę za mną.
   Przez moment patrzyłam na niego zlękniona, jednak ten niewytłumaczalny strach zniknął bardzo szybko. W momencie, w którym - po raz pierwszy od wypadku - dostrzegłam w jego tęczówkach emocje. Cierpienie, smutek, bezsilność i zaprzeczenie. Nie pogodził się z tym, co się stało - dokładnie tak, jak się spodziewałam. Wzięłam głęboki wdech i po omacku odnalazłam jego dłoń, którą ścisnęłam.
   - To nie twoja wina, Sasuke - oświadczyłam łagodnie, biorąc głęboki wdech. - To wypadek, a jeśli faktycznie chcesz kogoś winić, to tylko Madarę. Nie siebie. On sam o sobie decydował. Każdy z nas ma w życiu coś, czego nikt nie może mu odebrać. Prawo wyboru. Wiem, że jest ci ciężko, ale razem jakoś sobie z tym poradzimy...
   Nie dał mi dokończyć. Parsknął ponurym śmiechem, wznosząc wzrok do sufitu i wyrywając dłoń z mojego uścisku. Nigdy nie widziałam aroganta w takim stanie. Jasne, z reguły był dupkiem, ale jak dotąd byłam pewna, że swoje najgorsze oblicze pokazał podczas naszego pierwszego spotkania. Co, jeśli piekielnie się pomyliłam?
   - Nie ma żadnego razem - ryknął bez cienia wątpliwości. - Jeszcze nie załapałaś, że żadnych ,,nas" już nie ma?!
   Być może tego właśnie chciał. Za wszelką cenę próbował udowodnić mi, jak strasznym człowiekiem może być. Na siłę starał się przybierać pozę obojętnego, zgorzkniałego typa, który nie ma żadnych uczuć. Typa, który nie interesuje się problemami innych. Jednak właśnie po to tutaj byłam. Niezależnie od tego, jak bardzo próbował mnie odepchnąć, powinnam stać u jego boku. Zagryzłam delikatnie wargę i odważyłam się postawić kolejny krok. Położyłam dłoń na jego policzku, nie zważając na żadne protesty. Nawet, jeśli był perfekcyjnym kłamcą, mnie nie mógł oszukać.
   - Powtarzam ci, że sobie z tym poradzimy, rozumiesz? - zakomunikowałam wprost. - Nie mogę obiecać, że naprawię wszystkie twoje problemy, ale moge przysiąc, że nie będziesz radził sobie z nimi sam. Nieważne, co zrobisz. Nieważne, jak będziesz mnie traktował. Zawsze, ale to zawsze będę obok. Nigdy cię nie zostawię.
   Nawiązałam do naszej rozmowy z odrzutowca, a on przez dłuższą chwilę przypatrywał mi się z niedowierzaniem. Nie mógł pojąć, że jego idiotyczna taktyka się nie sprawdza? Nie miałam innej możliwości, niż zachować się w ten sposób. Papiery na winę jego stryja, które znaleźli feralnego dnia w sejfie, spłonęły podczas wypadku. Mimo to, poddanie się było - po prostu - nie do przyjęcia. Nie po tym, jak Hyuuga o niego walczył.
   - Dlaczego jesteś taka uparta? - zapytał cicho.
   W jego oczach, poza zniecierpliwieniem i złością, pojawiło się także kolejne uczucie. Te, które już znałam. Czułość. Zaledwie skrawek czułości, ale ważne, że ją tam dostrzegłam. To właśnie ona dała mi odwagę, by przekroczyć granicę.
   - Wiem, że to nie będzie łatwe. To będzie bardzo trudne, ale chcę tego. Chcę tego, bo chcę ciebie. Na zawsze, ty i ja - wyszeptałam, wodząc kciukiem po jego skórze. Serce podskoczyło mi w piersi, a gardło odmawiało posłuszeństwa. Strach dosłownie sparaliżował moje ciało, ale teraz nie miałam już odwrotu. Nie byłam tchórzem. - Uchiha Sasuke... kocham cię.
   Miałam wrażenie, że świat zwyczajnie się zatrzymał.
   Jeszcze nigdy nie widziałam na jego twarzy tak jawnego zszokowania. Zazwyczaj próbował ukrywać tę emocję, ale tym razem mu się nie udało. Przyglądał mi się w ciszy, licząc najwyraźniej na to, że okaże się to snem. Wiedziałam, że się tego bał. Zobowiązania były jego słabą stroną - miał bzika na punkcie narażania swoich bliskich. Niemniej, chciałam odpowiedzi. Żądałam jej. Potrzebowałam. Byłam w stanie walczyć bardzo długo i przymknąć oko na wszelkie, dotychczasowe wybryki tego gbura. Jedyne, co musiał zrobić, to mi zaufać. Zresztą, jak bardzo nie starałby się grać - jego oczy mówiły teraz za niego. Rozszerzone źrenice, nieufność, rozterka.
   Na moje nieszczęście, po kilku sekundach - a może minutach - milczenia, wyraz jego twarzy zmienił się całkowicie. Napiął mięśnie, zacisnął szczęki, a w jego tęczówkach na powrót pojawiła się pustka. Przeraźliwa i chłodna pustka. Położył palce na dłoni, którą nadal trzymałam na jego policzku.
   - Nie obchodzi mnie to - odpowiedział wreszcie, bez cienia emocji.
   Zaraz potem gwałtownie odepchnął moją rekę i wyszedł.
   Tak po prostu wyszedł.
   Pozostawiając mnie samą, zawstydzoną, niepewną i przede wszystkim załamaną. Rozerwał moje serce. Sprawił, że straciłam wszelką chęć do walki. Sprawił, że straciłam wszelkie swoje cele. Właśnie taki miał na mnie wpływ. Zlekceważył mnie w jednej z najważniejszych chwil mojego życia, a ja nawet nie potrafiłam się wściec. Pozwalałam jedynie, by łzy strumieniami ciekły po mojej twarzy.
   Właśnie taka byłam. Słaba.



14.02.2015r.



   Miałam wrażenie, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy naprawdę zaprzyjaźniłam się z Itachim. Był całkowicie inny, niż jego brat - dżentelmen, wyrozumiały, potrafił słuchać i przejmował się problemami innych. Prawdę mówiąc, czasami - słuchając, jak mówi o swoim kretyńskim bracie albo Samui - szczerze jej go zazdrościłam. Potrafił cieszyć się najmniejszymi rzeczami, był wyjątkowo inteligentny i nie narzekał, choć nie miał najlepszej sytuacji. Itachi Uchiha był unikatem. Do tego stopnia, że zaskarbił sobie moje pełne zaufanie. Wizyty, jakie mu składałam, już dawno temu przestały ograniczać się do spraw prawniczych. 
   W każdym razie, dzisiaj także się do niego wybrałam. Jak co sobotę. Pomijając, że dzisiejsza sobota powinna być inna. Nie miałam w walentynki do roboty nic lepszego, niżeli spotkanie ze swoim klientem. Zresztą, co innego mogłam robić? Wszyscy z ekipy mieli plany ze swoimi drugimi połówkami, poza - oczywiście - Tenten, która na jakiś czas zdecydowała się zaszyć u rodziców.
   Wolałam pracować, niż siedzieć w domu.
   Niemniej, moje spotkanie z Uchihą trwało już ponad pół godziny. Omówiliśmy wszystkie, konkretne sprawy, które chciał załatwić i... zaczęliśmy milczeć. Ja odpłynęłam myślami do innej krainy. Do krainy ,,zażenowania", którą odwiedzałam notorycznie, od kiedy wyznałam arogantowi swoje uczucia. Albo, raczej, od kiedy to zignorował. Następnego dnia publicznie zrzekł się udziałów, a potem zniknął i nikt nie wiedział, dokąd się udał. Nawet Naruto, który po raz kolejny musiał radzić sobie z klubem sam. Przepłakałam kilka nocy, zanim zdałam sobie sprawę, jak bezsensowne to jest. Każdy miał prawo wyboru - to były moje słowa. Sasuke go dokonał, a ja musiałam ruszyć dalej.
   Gdyby to było takie proste...
   - Odzywał się do ciebie?
   Uniosłam spojrzenie, dostrzegając zaciekawioną minę swojego klienta.
   - Nie - przyznałam, wzruszając ramionami. - Do ciebie?
   Pokręcił powoli głową.
   - To znaczy, był u mnie, kiedy wrócił od Kakashiego - sprecyzował, wzdychając. - Nic z niego nie wyciągnąłem. Poza tym, że wyjeżdża i może się przez jakiś czas nie pokazywać.
   Parsknęłam pesymistycznym śmiechem i wplotłam dłoń we włosy. Prawdę mówiąc, zaczęłam przeczesywać je w kółko i w kółko, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego. Nikomu, poza Ino, nie powiedziałam o sytuacji z Rendanu. Gdybym wygadała się Naruto, pewnie nie zawahałby się przed odnalezieniem aroganta na końcu świata i daniem mu w pysk. Znałam jednak Itachiego wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak potrafi okręcić sobie ludzi wokół palca. Mieszał w głowie do tego stopnia, że w końcu nawet nie musiał pytać, a każdy wylewał przed nim gorzkie żale.
   - Ty też się z nim widziałaś - stwierdził pewnie.
   Zagryzłam wargę i zerknęłam na niego z powątpiewaniem.
   - Może.
   - Mów - nakazał.
   Właśnie o to mi chodziło. Niespotykana siła perswazji. Wystarczyło jedno słowo, bez namawiania, a ja miałam ochotę wszystko mu wykrzyczeć.
   - Nie za bardzo jest co - bąknęłam pod nosem. - Wyznałam mu miłość, a on powiedział, że go to nie obchodzi.
   Początkowo zdawał się być zaskoczony, a zaraz potem - rozgniewany.
   - Poczekaj, niech to sobie poukładam. Bez słowa rozmył się w powietrzu po śmierci waszego przyjaciela, nie pokazywał się miesiąc i nie odpowiadał na telefony, a ty na niego czekałaś. Zobaczyłaś go po czymś takim i wyznałaś mu miłość - zatrzymał się, unosząc palec do góry. - I on powiedział, że ma to gdzieś?
   Potaknęłam.
   - Najgorsze jest to, że pewnie zrobiłabym to jeszcze raz.
   Wyglądał tak, jakby nie chciał w to wszystko uwierzyć. Wreszcie potężnie uderzył pięścią w stolik i napiął wszystkie mięśnie. W tej postaci trochę przypominał mi Sasuke. Na całe szczęście, Itachi nie był pieprzonym dupkiem.
   - Ten kretyn na ciebie nie zasługuje - wycedził.
   Uniosłam wargi w wymuszonym uśmiechu i podparłam przedramiona na blacie. Bardzo możliwe, że miał rację, ale niespecjalnie mnie to obchodziło. Teraz nie miałam siły do niczego, co było związane z tym potworem. Musiałam zapomnieć i tylko to się liczyło.
   - Wrócimy do rozmowy o...
   - Naprawdę go kochasz, prawda?
   Nie spodziewałam się takiego pytania. Przez kilka sekund wodziłam spojrzeniem po łagodnej, acz nieco rozczulonej twarzy więźnia. Czy ja naprawdę go kocham? Obawiałam się, że to zbyt mało powiedziane. Zdałam sobie sprawę ze swoich uczuć stosunkowo niedawno, ale nie mogłam nie wziąć po uwagę faktu, że nigdy wcześniej nie miałam przygód miłosnych. On mnie na to wszystko otworzył. Szkoda, że jednocześnie kompletnie mnie zamknął.
   Pieprzony Uchiha!
   - Jak myślisz? - zapytałam wymijająco, zirytowana na to, że moje oczy ponownie zaczynają niebezpiecznie piec. - Oczywiście, że go kocham.
   Westchnął ze zrezygnowaniem.
   - Tak, jak myślałem - stęknął, choć absolutnie nie zrozumiałam tej reakcji. - W porządku. Powiem ci.
   Zmarszczyłam brwi.
   - Co mi powiesz?
   - Są dwa powody, a nie jeden - oświadczył, pochylając się nad stolikiem. - Z dwóch powodów nie chcę przyznać, że jestem niewinny.
   Przez dłuższą chwilę myślałam, że zwyczajnie się przesłyszałam.
   - Czy ty... właśnie przyznałeś, że jesteś niewinny? - upewniłam się.
   Uniósł wargi w łobuzerskim uśmiechu, po czym odchrząknął.
   - Podejrzewam, że Sasuke opowiadał ci naszą historię ze swojego punktu widzenia - mruknął, huśtając się na krześle niczym dziecko.
   Nie wiedziałam, czy można to wziąć za ,,opowieść", ale to fakt. Arogant raz wspominał o swojej przeszłości. Kiedy wróciliśmy z Sapporo i spotkaliśmy się z całą resztą w Rendanie - wtedy zdecydował się streścić swoje przeżycia, podczas których Itachi był obecny przez cały czas. Musiałam jednak przyznać, że nie robił tego zbyt dokładnie. Nigdy nie zapytałam go o stare czasy przez to, że wszystko opowiedział mi starszy z braci. Teraz odrobinę tego żałowałam, ale nadal nie miałam pojęcia, co to wszystko ma do rzeczy. Co za różnica, czy opowiadali mi coś oboje, czy nie?
   - Coś wspominał - potwierdziłam.
   Więzień posłał mi wymowne spojrzenie.
   - Zauważyłaś jakąś różnicę w naszych dwóch wersjach? Nieścisłość?
   Zastanowiłam się.
   - Nie, chyba nie - zaprzeczyłam niepewnie.
   Westchnął zniecierpliwiony.
   - Skup się - rozkazał.
   Jęknęłam i przetarłam twarz dłońmi. Czy on naprawdę sądził, że pamiętałam obie opowieści ze szczegółami? Każdym, nawet najmniejszym? Jeśli nie spostrzegłam żadnej różnicy przy prezentacji Sasuke, to prawdopodobnie nie było szans, żebym zauważyła ją teraz. Nie mogłam jednak sprzeciwiać się sposobom Itachiego, skoro wreszcie postanowił się trochę otworzyć. Od początku - dzieciństwo obu braci, ojciec, który był ciągle poza domem, troskliwa matka, wypadek, oddanie udziałów Madarze...
   Stop. Oderwałam dłonie od twarzy i wbiłam w niego wahliwe spojrzenie. Czy to możliwe, żeby chodziło właśnie o to?
   - Kiedy Sasuke mówił o wypadku, powiedział, że tylko ty przeżyłeś - zaczęłam, natarczywie wodząc tęczówkami po jego obliczu. - Ty nie wspominałeś, że brałeś w nim udział.
   Po raz kolejny się uśmiechnął, chociaż tym razem nieco smutno.
   - Wiedziałem, że jesteś bystra - pochwalił. - Tak, brałem udział w wypadku. Tyle, że Sasuke nie posiada wszystkich informacji. Chociażby tego, że to ja byłem kierowcą.
   Zaskoczył mnie.
   - Czemu o tym nie wie? - zainteresowałam się, podpierając podbródek na dłoni. - I co to ma wspólnego z twoim pobytem tutaj?
   Prychnął, na co automatycznie przypomniałam sobie jego brata.
   - Madara. Zaczynam myśleć, że ten skurwiel jest odpowiedzią na wszystko - rzucił, parskając nienawistnie. - Zrobił to samo, co w przypadku Sasuke. Wrobił mnie. Wiedział, że ojciec pozwoli mi prowadzić auto, bo chciał przygotować mnie do zrobienia prawa jazdy. 
   Zamrugałam.
   - Możesz po kolei?
   - Kierowałem. Jechaliśmy bardzo szybko i chociaż śledztwo tego nie wykazało, hamulce przestały działać. Nie mogłem zapanować nad pojazdem, a po pasach przed nami przechodziła grupka dzieciaków. Nie miałem wyjścia, musiałem je ratować. Skręciłem w bok i uderzyłem w słup - wyznał, a ja od razu spostrzegłam, jak ciężko mu jest.
   Ukrywał to przez tak długi czas? Po co? Przecież to logiczne, że nie był winny. Starał się zrobić wszystko jak najlepiej i - jak na człowieka, który ma siedemnaście lat i działa pod presją - zachował się bardzo racjonalnie. Nawet ja bym tak nie potrafiła.
   - Nie zrobiłeś nic złego - stwierdziłam łagodnie.
   Jego wzrok stał się beznamiętny. Nieobecny.
   - Chciałem wszystko powiedzieć policji, ale Madara pojawił się u mnie przed nimi. Powiedział, że nie mogę tego zrobić, bo Sasuke zostanie sam. Zażądał, żebym tymczasowo przekazał mu udziały, a on wszystko załatwi - wyjaśnił, a jego ton był tak chłodny, że niemal czułam to na skórze. - Oszukał mnie, ale to już wiesz. Minęło trochę czasu, robiłem się inteligentniejszy, skończyłem zarządzanie. Spodziewał się, że będę chciał odebrać mu firmę, więc w końcu pojawił się u mnie po raz kolejny. W noc pożaru.
   Nieco szerzej otworzyłam oczy.
   - Zagroził ci?
   - Kiedy zaraz po śmierci moich rodziców stwierdził, że wszystko załatwi, zrobił to. W raporcie ostatecznym nie było słowa o niedziałających hamulcach czy kierowcy bez prawa jazdy. Wszystko zostało uznane za nieszczęśliwy wypadek - wytłumaczył jeszcze, po czym wziął głęboki wdech. - Tamtego wieczora rozmawiałem z Obito. Zaraz potem wróciłem do domu, a stryj już tam czekał.
   Albo czegoś tu nie rozumiałam, albo wręcz przeciwnie - pojęłam, jak przebiegłą szują jest Madara. Pojęłam, że faktycznie bez problemu może trzymać wszystko w ryzach.
   - Zaraz po rozmowie? Chcesz mi powiedzieć, że...
   - Był u mnie, gdy ktoś wzniecił ogień w firmie. Tak, dokładnie to chcę powiedzieć - przyznał, a ja rozchyliłam usta ze zdziwienia. - Wtedy postawił sprawę jasno. Powiedział, że pójdę do więzienia z wiadomych względów. Gdybym się nie zgodził, Sasuke nie tylko by się wszystkiego dowiedział, ale także byłby w niebezpieczeństwie.
   Powoli zaczynałam się gubić.
   - Myślisz, że by ci nie wybaczył? - zdumiłam się. - Naprawdę sądzisz, że uwierzyłby Madarze?
   Westchnął.
   - Sasuke jest bardzo naiwny. Kieruje się emocjami, a Madara potrafi manipulować ludźmi. Zresztą, zebrał dowody świadczące o mojej rzekomej winie. Chociażby nagranie na dyktafonie, moment wyrwany z kontekstu, który nie brzmiał najlepiej - wzruszył ramionami. - Poza tym, nawet jeśli uwierzyłby mi i nie zdecydowałby się mnie znienawidzić, to na kogoś musiałby wylać tę żółć.
   - Na waszego kochanego stryja - wtrąciłam bez namysłu.
   Potaknął.
   - Wiedziałem, że on by się przed niczym nie zawahał - burknął, kładąc dłonie z tyłu głowy. - Madara dał mi prosty wybór. Pójdę do więzienia jako podpalacz, który zwyczajnie dokonał zemsty, a mój brat pozostanie bezpieczny, albo... - zatrzymał się na chwilę. - Albo policja zajmie się sprawą wypadku ponownie. Dzięki jego podrobionym dowodom wylądowałbym w więzieniu, on miałby pełne pole do popisu w sprawie Sasuke. Najpewniej próbowałby pozbyć się także jego.
   Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Czy on... naprawdę poświęcił się tak bardzo tylko i wyłącznie po to, by ratować swojego brata? Przecież to był Itachi. Musiał wiedzieć, że sprawę wypadku prędzej czy później by się wyjaśniło. Nie było żadnych podstaw by twierdzić, że to on zepsuł hamulce. Który sąd dałby wiarę temu, że zepsuł je w aucie, którym sam jechał? Albo lepiej - nawet gdyby sprawa hamulców nie wyszła na jaw, który sąd dałby wiarę temu, że bogaty siedemnastolatek bez powodu spróbuje rozwalić auto, w którym siedział wraz ze swoimi rodzicami? Nawet, gdyby ostatecznie wylądował w więzieniu - co było wątpliwe - to na krótko. Wyglądało na to, że robił to dla bezpieczeństwa brata.
   Tylko, że Sasuke już nie był bezpieczny.
   - Opowiedziałam ci ze szczegółami, co stało się w sylwestra. Opowiedziałam ci o szantażu Madary względem twojego brata. Podejrzewam, że Naruto i Kiba wspominali ci o mercedesach - wyliczyłam, milknąc na chwilę. - Sasuke już nie jest bezpieczny. Madara złamał obietnicę, nie widzisz tego?
   Uśmiechnął się ponuro.
   - Właśnie dlatego próbowałem trzymać Sasuke z dala od tego wszystkiego - przypomniał. - Ale on musiał węszyć. Mogę tylko mieć nadzieję, że skoro zrzekł się udziałów, to Madara da mu spokój.
   Nie wierzyłam w to, co słyszałam.
   - Uważasz, że to dobrze, że zrzekł się udziałów? Tylko dlatego, że wasz stryj chwilowo dał mu spokój? Przecież jeśli użył szantażu raz, to będzie próbował nim kierować bez końca. Nie byłoby lepiej, gdybyś wyszedł i... - rozprawiałam, jednak w pewnym momencie zamilkłam. Zamilkłam, bo coś stało się dla mnie zupełnie jasne. Szkoda, że tak późno. Tajemniczy, drugi powód. To było tak oczywiste, że było mi wstyd, iż nie pomyślałam o tym wcześniej. Prawdopodobnie była to tajemnicza rzecz, która wyjaśniała całą tę nielogiczną sytuację. - Co jeszcze on na ciebie ma?
   Itachi tylko uniósł wargi w zagadkowym uśmiechu.
   - Wystarczy ci jeden powód - odpowiedział bez ogródek. - Musisz mi obiecać, że będziesz milczeć. Są dwa warianty na temat przyszłości, jeśli mój brat czegokolwiek się dowie. Pierwszy, znienawidzi mnie i da manipulować sobą Madarze, co skończy się bardzo źle. Drugi, wytoczy Madarze wojnę, a to nie skończy się dobrze. Sama zdążyłaś zobaczyć, do czego on jest zdolny.
   O tak, cholera. Zdążyłam. Doprowadził do śmierci naszego najlepszego przyjaciela, doprowadził do śmierci rodziców Itachiego i Sasuke, zamknął tego pierwszego w więzieniu, a tego drugiego szantażował. Bawił się uczuciami ludzi, a jedyna osoba, która nigdy się od niego nie odwróciła, mieszkała teraz w Sapporo. Osoba, która w stolicy została uznana za zmarłą i mogłam się tylko domyślać, że to także stało się z winy tego śmiecia. I nawet teraz, gdy arogant wyniósł się z Tokio przez to wszystko... nie było wiadomo, kiedy wróci. Czy w ogóle wróci. I ja miałam siedzieć na tyłku i udawać, że nic się nie stało? Przymknąć oko na całą tę sytuację tylko po to, by nie zadzierać ze starym perwersem? To teraz wszystko miało zakończyć się na tym, że on pozostanie bezkarny i będzie żył swoim luksusowym życiem, jako jedyny właściciel firmy, która nawet nie powinna należeć do niego?
   Najgorsze było to, że odpowiedzią na te wszystkie pytania - przynajmniej póki co - było słowo ,,tak". Nie miałam żadnej możliwości, żadnej, najmniejszej broni, która mogłaby go pokonać. Nagle zdałam sobie sprawę, jaki ciężar nosi na sobie Itachi. Bezsilność była najgorszym z możliwych uczuć. W tej chwili, aby chronić swojego głupiego brata, mógł tylko wysłuchiwać poleceń Madary i błagać Sasuke, żeby się nie wychylał. Paradoksalnie, jego brat robił wszystko na odwrót. Uparty osioł.
   Tak, teraz nazywałam go upartym osłem, a do niedawna sama zachęcałam go do walki.
   - Obiecuję - wydusiłam wreszcie, mocniej zaciskając palce na kolanie. - Ale powiedz mi o tej drugiej części. Tej, która nie pozwala ci stąd wyjść i wspomóc nas w walce z tym prymitywem, jednocześnie dając możliwość trzymania Sasuke w ryzach. Co on na ciebie ma?
   Omiótł mnie tajemniczym spojrzeniem, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej. Do pomieszczenia weszło dwóch policjantów, którzy - jak zawsze - musieli zabrać stąd mojego klienta.
   - Nie powinnaś wiedzieć za dużo - stwierdził, puszczając mi perskie oko. Zaraz potem wstał i wyciągnął ręce w stronę gliniarzy, by ci mogli założyć mu kajdanki. - Uważaj na siebie.
   - Ta - wymamrotałam niechętnie.
   Łatwo było mu mówić. Zrzucił na mnie bombę, o której nie mogłam nikomu powiedzieć. Zastanawiałam się, jak wiele osób miało pojęcie o wypadku. Albo, przynajmniej o tej drugiej rzeczy... Obito? Tylko on rozmawiał z Itachim tamtego dnia. Tylko on był z nim na tyle blisko, by - ewentualnie - wiedzieć jeszcze więcej, niż Sasuke. Arogant był raczej trzymany od wszystkich problemów z daleka, co wydawało mi się dość kretyńskie. Itachi nadal traktował go jak dziecko, którym już nie był. Nie licząc epizodów.
   - Jeszcze jedno - odezwał się, stając w progu i przenosząc na mnie łagodne spojrzenie. - Nie czekaj na niego. Musisz ruszyć dalej, Sakura.


***


27.02.2015r.

   Piątek, pierwsze od śmierci Nejiego spotkanie w Rendanie



   Kiedy Tenten zwołała całą ekipę do Rendanu byłam jednocześnie zaskoczona, jak i szczęśliwa. To oznaczało, że udało jej się nieco podnieść na duchu i mogłam tylko mieć nadzieję, że nasze częste wizyty jakoś na to wpłynęły. Nasze i Kankuro, który - notabene po swojej przeprowadzce do Tokio - bardzo często odwiedzał Natsu. Z tego, co słyszałam, potrafił dotrzeć do niej jeszcze lepiej niż Temari. Miało to prawdopodobnie związek z tym, że znał ją już wtedy, gdy byli dzieciakami, sprzeczającymi się o najmniejsze drobnostki.
   Siedziałam na kanapie i od dłuższej chwili zajmowałam się przypatrywaniem całej reszcie. Wszyscy starali się wrócić do normalnego życia, choć teraz - szczególnie, gdy tutaj siedzieliśmy - nie było już tak samo. Przed oczami stawały mi wszystkie, wspólne chwile z Nejim i przede wszystkim jego ostatnia przemowa, która chwyciła za serce nas wszystkich. On się do niej zastosował. Jeden za wszystkich. Zrobił coś, do czego byłaby zdolna zaledwie garstka ludzi.
   Niestety, to spotkanie nie wyglądało normalnie. Chouji nie jadł, Temari i Shikamaru się nie kłócili, Tenten zdawała się być nieobecna, a Kankuro głaskał ją czule po ramieniu. Naruto odpłynął już jakiś czas temu, Hinata zastosowała się do wszechogarniającej ciszy - co nie było dla niej żadną nowością - a Kiba i Ino trzymali się za ręce, zerkając na mnie z troską. Nic nie było takie samo.
   W pewnym momencie Tenten podniosła się z miejsca, odstawiając szklankę z sokiem na stolik. O ile do trzeciego miesiąca potrafiła perfekcyjnie ukryć niewielki brzuszek, tak teraz było go widać doskonale. Zaokrąglony, wzbudzający w drugiej osobie same ciepłe uczucia, ukryty pod luźną, czarno-białą sukienką. Piąty miesiąc. Zostało mniej, niż pół roku, żeby na świecie pojawił się mały Hyuuga. Ewentualnie mała, mi pasowały obie te opcje. 
   Brunetka ofuknęła Temari, która od razu wstała, by jej pomóc i zatrzymała się dopiero przy barierkach. Przeżyłam małe deja vu - Neji, wygłaszając swoją przemowę, stał dokładnie w tym saym miejscu, co ona teraz. Natsu z pewnością o tym wiedziała, bo westchnęła i przeniosła na nas swoje spojrzenie.
   - Nie zwołałam was bez powodu - poinformowała, zerkając porozumiewawczo na Kankuro. - Nie dam rady tak dłużej.
   Moje serce zabiło szybciej, ale to Ino podskoczyła w miejscu.
   - O czym ty mówisz? - żachnęła się z irytacją.
   Tenten początkowo zmarszczyła brwi, a potem zaśmiała się nerwowo.
   - Nic, o czym, zdaje się, pomyśleliście - uspokoiła nas, po czym spojrzała na swój brzuch. Położyła na nim dłoń. - Bardzo kochałam Nejiego. Wy wiecie o tym lepiej, niż ktokolwiek. Był ważny dla nas wszystkich, choć dla mnie był całym życiem.
   Zamilkła, a ja natychmiast przypomniałam sobie naszą rozmowę z Hyuugą. Tę ostatnią, podczas której poprosił mnie, żebym w Nowy Rok odebrała od jubilera pierścionek, dla przepięknej damy, która właśnie do nas przemawiała. Przypomniałam sobie niezaprzeczalny zapał w jego oczach i bijące zewsząd szczęście, na powrót tracąc cały humor.
   - Jednak teraz jest jeszcze ktoś. Ktoś, kto niebawem pojawi się na świecie, a już teraz jest dla mnie wszystkim - oznajmiła, ścierając z policzka samotną łzę. - To dlatego kogoś muszę być silna i proszę was, żebyście też to zrobili. Nigdy o nim nie zapomnimy, ale musimy żyć dalej. Nie wytrzymam dłużej waszych ciągłych wizyt, pytań o to, jak się czuję i przede wszystkim... tego - oznajmiła, rozkładając dłonie i patrząc prosto na nasz stolik. - Was. Przygnębionych i milczących. Muszę wrócić do normalności, ale nie zrobię tego bez waszej pomocy. Więc proszę, żebyśmy znowu zaczęli spotykać się jak dawniej, w każdy piątek. Proszę, żebyśmy przynajmniej starali się żyć w taki sposób, żeby Neji, spoglądając na nas z góry, mógł być zadowolony. Możecie to dla mnie zrobić? Dla nas? 
   Cholera. Gdyby ktoś odpowiedział ,,nie", to osobiście bym go wypatroszyła. 



   Wszyscy przystaliśmy na propozycję Tenten. Po przemyśleniu tego wszystkiego, zaczynałam podejrzewać, że była najsilniejsza z nas wszystkich. Nie mogliśmy pogodzić się ze śmiercią przyjaciela. Rozpamiętywaliśmy coś, czego nie mogliśmy zmienić i w kółko byliśmy naburmuszeni. Ilekroć ktoś odwiedzał Tenten, atmosfera była ponura, przez masę niepotrzebnych pytań. I to ona okazała się tą, która pchnęła nas do tego, byśmy zaczęli żyć jak dawniej. Byśmy nie zawiedli Nejiego.
   Gdy już miała wychodzić z Rendanu - jako kobieta w ciąży nie mogła się przemęczać - zaciągnęła mnie na bok, twierdząc, że pilnie musi ze mną o czymś porozmawiać. Zaciekawiła mnie. 
   - Sakura, do ciebie mam osobną sprawę - powiadomiła, przyglądając mi się troskliwie. W tej sekundzie zrozumiałam, jak musiała się czuć przez ostatnie dwa miesiące. - Słyszałam, że umawiasz się ostatnio z Sasorim.
   Uniosłam z zaskoczeniem brwi, po czym zaczęłam nerwowo machać rękami.
   - Nie, to nie tak - zaprzeczyłam natychmiast. - To tylko takie przyjacielskie wypady do kina, albo kawiarni. Często rozmawiamy. Nic wielkiego...
   - Sakura - przerwała, poważniejąc. - Powinnaś ruszyć dalej.
   W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o czym mówi, jednak wszystko zaczęło składać się w całość, im dłużej się nad tym zastanawiałam. Najpierw Itachi. Potem Ino. Później Naruto i Temari. Wszyscy mówili to samo, a ja nadal się nie przełamałam. Gdzieś w moim umyśle świtało, że ja i Sasuke to tylko przeszłość. Szczególnie po naszej ostatniej rozmowie. Znowu nie dał znaku życia przez miesiąc. Aya też zniknęła, ale ona przynajmniej wytłumaczyła się wyjazdem do Kakashiego i Shizune. On... dlaczego nie potrafiłam o nim zapomnieć?
   - Sasori jest miłym gościem. Przystojnym - zaznaczyła, unosząc wargi w uśmiechu. - Czemu z nim nie spróbujesz?
   Sama tego nie wiedziałam.
   - Czekam, aż odezwie się ktoś inny... - wychrypiałam ze wstydem.
   Jak żałosna musiałam być? 
   Tenten tylko westchnęła.
   - Odzywa się - oznajmiła cicho, a moje źrenice automatycznie rozszerzyły się do maksimum. - Do mnie. Od pogrzebu dzwoni regularnie, co tydzień. Odwiedził mnie też wtedy, kiedy był w Tokio. Strasznie się o mnie troszczy. Może to przez prośbę Nejiego, a może przez te jego bzdurne wyrzuty sumienia, ale to robi.
   Zacisnęłam dłonie na przedramionach.
   - Więc wiesz, gdzie jest?
   Pokręciła głową.
   - Nie, tego nie powiedział. Wiem tylko, że nie zamierza prędko wrócić - wyjaśniła, przeczesując rozpuszczone włosy dłonią. - Nie słucha mnie. Wini się za to wszystko. Po prostu... zmienił się i zdecydowanie powinnaś sobie odpuścić.
   Łatwo było powiedzieć. Uciekłam spojrzeniem w bok, starając się nie dać nic po sobie poznać. Przecież to, że postanowił stać się jeszcze większym dupkiem i to, jak mnie traktował, nie mogło tak zwyczajnie zmienić moich uczuć. Ja go pokochałam. Był pierwszym mężczyzną, który zakorzenił się w moim sercu. W krótkim czasie stał się dla mnie tak ważny, że zaczynało mnie to przerażać - a teraz miałam swoje konsekwencje. Wiedziałam jednak, że muszę posłuchać ich wszystkich. To najwyższy czas na to, by przestać się nad sobą użalać.
   Szczególnie, że nawet Tenten to zrobiła. Na chwilę wróciłam do niej spojrzeniem i zdecydowałam, że temat Sasuke nie może być ciągnięty dalej. Były ważniejsze rzeczy. Obiecałam sobie dawno temu, że kiedyś przekażę jej pewien drobiazg. Obiecałam sobie, że niezależnie od tego, jak potoczą się nasze losy, Natsu pozna zamiary ojca swojego dziecka. Bez namysłu sięgnęłam do torebki i wymacałam w niej malutkie, ozdobione kokardką pudełeczko w kolorze słońca. Powoli je wyciągnęłam i podałam zaskoczonej Natsu.
   - Co to? - zapytała niepewnie.
   To był ostatni raz, gdy miałam zamiar ją nim zamęczać. Ostatni, ale najważniejszy.
   - Otwórz - ponagliłam.
   Przez chwilę przyglądała mi się sceptycznie, ale zaraz potem uchyliła wieczko. Gdy dostrzegła zawartość paczuszki, lekko rozchyliła wargi z niedowierzania. W środku znajdował się platynowy pierścionek z brylantem, który - według mojego skromnego gustu - był najpiękniejszym drobiazgiem, jaki moje oczy kiedykolwiek miały możliwość oglądać. Ładniejszy nawet od zaręczynowego akcentu Temari - srebrnego pierścionka ze szmaragdem, który według Shikamaru, pasował do jej malachitowych oczu. Oczywiście, bez wątpienia był także niesamowicie drogi. Tenten drżącą dłonią wyjęła zawartość pudełeczka i jeszcze raz spojrzała na mnie pytająco, choć tym razem w jej oczach tliła się rozpacz.
   - Zamierzał ci się oświadczyć podczas bankietu - oświadczyłam wreszcie, delikatnie przygryzając wargę. - Dowiedziałam się o tym przypadkowo, ale chyba byłam jedyna. Poprosił, żebym odebrała go w Nowy Rok u jubilera, bo obiecał ci, że pojedziecie do Jokohamy. Bardzo cię kochał, Tenten.
   Po jej policzku spłynęła jedna łza. Powoli zaczęła kiwać głową, żeby wreszcie oddać mi pudełko. Sama bez zastanowienia włożyła pierścionek na palec serdeczny i obejrzała go z zachwytem. O nim świadczył szczery uśmiech, jaki zjawił się na jej twarzy.
   - Piękny! Tak, Neji - wyszeptała cicho, a zaraz potem z jej oczu stróżkami zaczęły wypływać kolejne pokłady wody. Tak gęste, że odrobinę się przeraziłam. - Tak bardzo go kochałam...
   Nie musiałam usłyszeć nawet słowa więcej. Przyciągnęłam przyjaciółkę do siebie i pozwoliłam, by wtuliła się w moje ramię.



***

Noc z 27.03.2015r. na 28.03.2015r. - czasy obecne



   Zgodnie z propozycją Tenten, którą kobieta złożyła nam miesiąc temu, cotygodniowe spotkania w Rendanie na powrót stały się naszą tradycją. Nie narzekałam. Chociaż pierwsze z nich było ciężkie dla nas wszystkich, bardzo szybko się wczuliśmy. Ponownie, za każdym razem, byliśmy świadkami kłótni Shikamaru i Temari, obserwatorami wybryków Naruto i ofiarami, które musiały słuchać zirytowanej ciężką pracą Ino. Teraz miałam to szczęście, że to głównie na Kibie się wyżywała. Dodatkowo, do naszego zgromadzenia dołączył Kankuro. Początkowo zastanawiałam się, czy to dobrze, by ktoś ,,nagle" zastępował Nejiego, ale Naruto szybko sprowadził mnie na ziemię. Przypomniał, że Sabaku miał wrócić do Tokio już wcześniej i deklarował, nawet przy Hyuudze, że do nas dołączy. Zresztą, na dłuższą metę bardzo to pochwalałam - przypomniałam sobie, za co tak bardzo lubię brata Temari. Nie zmienił się specjalnie od czasów liceum, chociaż - prawdę mówiąc - przykładał większą wagę do przyjaźni. Szczególnie do przyjaźni z Tenten, choć spodziewałam się, że między tą dwójką na niewinnych spotkaniach się nie skończy.
   Dzisiaj postanowili urządzić mi urodziny. Sasori robił wszystko, żeby opóźnić moje dotarcie do klubu i dopiero, gdy w końcu się tam znaleźliśmy - godzinę po czasie - zrozumiałam, że to była tylko jego ukryta misja. To moi drodzy przyjaciele zażądali, żeby mnie przetrzymywał, by urządzić mi przyjęcie-niespodziankę. Matko, nienawidziłam ich. Przynajmniej do dzisiaj. Jak się okazało, impreza okazała się totalnym sukcesem. Cały klub odśpiewał mi ,,sto lat" co najmniej dziesięć razy, a wszyscy przyjaciele bawili się bardzo dobrze. Prawdopodobnie wytańczyłam się za wszystkie czasy, a dodatkowo - czułam się kompletnie zawstydzona przez wszystkie zadania, jakie musiałam wykonać. Co gorsze, Akasuna na to wszystko patrzył i chociaż ostatecznie stwierdził, że ,,wyglądałam słodko jedząc budyń z zamkniętymi oczami, bez sztućców" to i tak byłam odrobinę zażenowana.
   W każdym razie, udało mi się nie upić, a to już był jakiś sukces. Wszystkie prezenty zostawiłam w biurze Uzumakiego, obiecując, że przybędę po nie za jakiś czas. Nie dotargałabym ich do domu w rękach, nawet pomimo niewielkiej odległości pięćdziesięciu metrów. Było już po drugiej, kiedy wychodziłam z Rendanu, z trudem żegnając się ze znajomymi. Ino wolała zostać trochę dłużej, chociaż podejrzewałam, że i tak nie wróci do mieszkania na noc. Ostatecznie odesłałam Sasoriego do domu, nalegając, żeby jechał ostrożnie i wróciłam do siebie.
   Zaczęłam wlec się po schodach do góry, rozmyślając nad tym, że jestem... szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy od długich, trzech miesięcy byłam w stanie przyznać to przed sobą całkowicie szczerze. Miałam wspaniałych przyjaciół, dobrą pracę i od trzech tygodni byłam w związku z Sasorim, przy czym układało nam się bardzo dobrze. Mogłabym żądać czegoś więcej? Nie. Nie powinnam.
   Gdy zostało mi do pokonania zaledwie kilka schodków, spostrzegłam, że światło na korytarzu - na naszym piętrze - jest zapalone. Zmarszczyłam brwi i nieco przyśpieszyłam kroku, aczkolwiek gdy już dotarłam na górę i się rozejrzałam, nie dostrzegłam nikogo. Albo komuś zebrało się na żarty, albo zwyczajnie ktoś zapomniał o tym, że należy oszczędzać prąd. Wolnym krokiem skierowałam się do naszych drzwi i dopiero po dłużej chwili dostrzegłam pudełko z kokardą, do którego przyczepiona była karteczka. Uniosłam brwi i podniosłam zawiniątko z ziemi, chwytając palcami zwitek papieru.
   ,,Skończyłaś dwadzieścia cztery lata, więc mam nadzieję, że trochę zmądrzałaś. Wszystkiego najlepszego, Haruno. PS: Teraz możesz trzymać ją w domu."
   Uśmiechnęłam się odruchowo, po raz kolejny rozglądając się po korytarzu. Niestety, nie zastałam tutaj nikogo. Wyjęłam z kieszeni klucz i otworzyłam drzwi, zatrzaskując je za sobą bez zastanowienia. Na chwilę położyłam paczkę na półce w przedpokoju, a sama zdjęłam z siebie ciepłą, beżową kurtkę i komin. Odwiesiłam obie rzecz w odpowednie miejsce, po czym otarłam obie dłonie o siebie nawzajem. Marzec już dobiegał końca, ale nie warto było ryzykować, spacerując w środku nocy w nieodpowiednim stroju. Sięgnęłam po prezent i omiotłam go spojrzeniem, nie mając pojęcia, kto mógł go przysłać. Rodzice? Lee albo Sai? Może Kate? 
   Uchyliłam wieczko i zastygłam w bezruchu. W środku znajdował się sporej wielkości kryształ, a wewnątrz niego - przepiękna, biała lilia wodna. Oparłam plecy o drzwi i nie mając siły na myślenie, przyglądałam się swojej niespodziance z milionem uczuć chodzących mi po głowie. Jak... kiedy on...? Dlaczego? Dlaczego, kiedy wreszcie pogodziłam się z jego odejściem, on ponownie musiał wkroczyć? Zsunęłam się na ziemię i zaklęłam siarczyście, chwytając kryształ w dłoń. W pierwszej chwili miałam ochotę nim rzucić, ale ostatecznie nie mogłam tego zrobić. Mocniej zacisnęłam na nim swoje palce i nim się zorientowałam, zaczęły kapać na niego spore krople. Moje łzy. 
   To był najlepszy prezent, jaki dostałam w całym swoim życiu.



-----------------------------------------------------------------------------------


Tadam!
Doczekaliście się i z góry przepraszam za wszystkie literówki, ale nie zdążyłam sprawdzić - rozdział był gotowy na niedzielę, tak jak obiecałam, ale ze względow technicznych (net mi siadł wczoraj), dodaję dopiero dzisiaj. Padam ze zmęczenia, więc wszelkie literówki poprawię jutro, po prostu nie chciałam, żebyście czekali jeszcze dłużej.

No i, oczywiście przepraszam za taki długi czas, ale to już naprawdę nie są żarty. Jestem w klasie maturalnej, planuję poza podstawami napisać 4 rozszerzenia i to na wysokim poziomie, nie mam czasu nawet na własne życie na dobrą sprawę, a co dopiero pisanie bloga. Dlatego gwarantuję, że rozdziały nie będą już pojawiały się co tydzień, a przynajmniej nie do maja! Szkoła jednak na pierwszym miejscu. No, postaram się dodawać je regularnie raz na miesiąc - naprawdę się postaram! - chociaż nic nie obiecuję, bo potem będą opóźnienia i ://

W każdym razie, enjoy! Buziaki <3 


45 komentarzy:

  1. Pierwsza 🤗 Wcześniej nie komentowałam, ale od dzisiaj zaczne 😌 Blog masz świetny i ciesze się, że wkońcu zaczęła się kontynuacja 😍😍 Tak w tajemnicy njalepsze opowiadanie jakie czytałam 📲 Życzę weny na przyszłość i nie mogę się doczekać nowego rozdziału ! ⏳⏳✍🏻❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział piękny, muzyka wspaniale dobrana (nawet zapisałam sobie przeboje na własnej playliście hehe) i jestem mega zadowolona z akcji opowiadania. ucieszył mnie fakt, że Sasori i Sakura wreszcie się zeszli (ale fanką SasuSaku na zawsze pozostanę, to bez zmian), bo bądź co bądź, każdy ma jakiś limit do wyczerpania. Przeczuwam, że Uchiha dostanie jeszcze swoją szansę na odbicie Sakury, a jeśli nie - to i dobrze. Wolałabym, żeby Sakura była szczęśliwa z kimś, kto nie szuka niczego więcej, a ciepłej, dobrej miłości.
    Pozdrawiam gorąco i życzę dobrych wyników w nauce:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzbudziłaś moje emocje. Poryczałam się dwa razy.
    Sasuke to ja nie wiem... Raz jest, raz go nie ma, raz mówi, że nie interesuje go, że ona go kocha, a potem daje jej prezent...
    Itachi taki kochany. Lubię go. Chce go więcej. :D
    No i niech Sasuke wróci, tęsknie za nim, a nie ma go tylko jeden rozdział.
    Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Bardzo fajny i wzruszający rozdział. Czekam na nowy z niecierpliwością.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiłaś Nejiego :'( Jak mogłaś, ryczałam jak głupia. Ale najwyraźniej Kankuro ładnie zajmie się Tenten i dzieckiem. Mama nadzieję, że Sasuke się ogarnie,bo zrobię mu krzywdę (jakoś xd) Rozdział jak zawsze boski. Jesteś świetna Baddie. Życzę dużo weny i wytrwałości w nauce.
    Buziaczki 💋

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny (jak zawsze z resztą ;p) ale nieee, Sasuke :( no dlaczego ją zostawił grr.. jakby nie mógł już jej powiedzieć, że też ją kocha echh.. ale chociaż prezent piękny dał ;D mam nadzieję, że wróci, bo chociaż Sasori to z pewnością świetny facet to do Sakury nie pasuje tak jak Sasuke ;)
    No zobaczymy jak to się dalej potoczy ;)
    Pozdrawiam i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mistrzu!!! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam kiedy zobaczyłam nowy rozdział! Co tu dużo mówić - jest po prostu genialny! Łzy w oczach, multum emocji... Jeśli o Sasuke, czułam w kościach, że zachowa się właśnie tak... No cóż, nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na ciąg dalszy!! Pozdrawiam, wierna czytelniczka! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uśmierciłaś Nejiego ;-----; Jak mogłaś to zrobić? Ja bym nie potrafiła zabić jakiegoś mojego bohateram. Zwłaszcza takiego jak Neji. I przez to TenTen i dziecko zostali sami! Idę się wypłakać... *idzie w kącik i zaczyna zawodzić, jak zraniony wieloryb*
    *piętnaście minut później*
    Ale Sasusia to ja bym sprała! Oj, szykuj się, Uchiha! *przybiera wojowniczą pozę*
    Jak mógł zostawić Sakurę w okresie, kiedy najbardziej go potrzebowała? A, no tak. To jest przecież Sasuke. On jest egoistą. Nie myśli o innych ludziach, ani o ich szczęściu.
    Podwójnie wkurza mnie to, że obwinia o wszystko siebie. Za to to ja już w ogóle wyrzuciłabym go przez okno z dziesiątego piętra! Kretyn jeden.
    Ej, ej! Nie tak prędko, Sasori! Wszyscy wiemy, że jesteś ciepły, kochany i niemal idealny, ale od Sakurci to precz z łapkami! >< Ona jest zajęta! Znaczy, niby już nie... ale jednak jest! (#logika)
    Nic, tylko czekać na następny rozdział ;--;
    No i na koniec... SASUCZ, TY DEKLU, MIGUSIEM DO SAKURY, PADAJ NA KOLANA I BŁAGAJ, ŻEBY CI WYBACZYŁA!
    Ekhem!
    To wszystko ^^
    Weny, czasu i sprawnego kompa!
    Shori

    OdpowiedzUsuń
  9. Nienawidze cie.. Jak mogłaś Neji'ego uśmiercić?😓 Płacze, becze, wyje... O matko, nie moge złapać tchu. Choć spodziewałam się, że to Neji to nie zdawałam sobie z tego sprawy, że będę tak płakać za nim:(( Biedna Tenten, ani nie może żadnych leków a nawet uchlać się nie może. Podziwiam ją i to bardzo..taka kochana i wspaniała. Jestem tak przejęta tym faktem, że nawet nie myślę o Sakurci i jej nowym związku. Nie no uśmierciłaś najlepszego bohatera...naskrobałaś sobie:(( Fajnie, że Sasuke dba o Tenten i maleństwo a tak wg to zdaje mi się, że będzie chrzesnym a Sakurcia chrzesną...I ten pierścionek.. Nie no rycze ..nie mogę więcej pisać..😓

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeny przeczytałam twojego bloga w dwa dni i nie mam już co czytać :). Muszę przyznać że świetnie piszesz. Jak zaczęłam czytac to nie mogłam przestać, a tu taka niespodzianka jak mogłaś zabić Nejiego no jak, powiec mi no jak nawet nie poznał płci swojego dziecka :( . Normalnie się popłakałam. I tak na końcu dodam że jak bym cię spotkała to bym cię chyba udusiła za taką akcję z Nejim :)
    Yuki-pink

    OdpowiedzUsuń
  11. OMGFOMGFOMGF!!! NARESZCIE WRÓCIŁAŚ <3 Jak ja cię kocham xD Rozdział jest jednym z najlepszych jak dla mnie, ponieważ jak dotąd jeszcze żaden nie wywołał u mnie tylu emocji ;')))
    PS: Może jak urodzi się chłopczyk to Tenten da mu imię po tatusiu? ;33

    OdpowiedzUsuń
  12. HAAA! WIEDZIAŁAM, DO CHOLERY CIEMNEJ, NO!
    Naprawdę wiedziałam, że uśmiercisz przyszłego-niedoszłego prezydenta. No po prostu czułam to w moich marnych kościach!
    Chciałam coś fajnego tu napisać, ale za Chiny nie potrafię blefować.
    Szkoda mi TenTen. Kobiecina została sama z - nienarodzonym jeszcze - potomkiem Hyuuga. Naprawdę mi jej szkoda.
    Zachowanie Siusaike. Mam nadzieję, że ten idiota był w stu procentach pewien, co może stracić i na co się pisze popełniając tak karygodny błąd.
    To było pewne, że Sasori nie będzie próżnował w czasie wyjazdu gbura. Po części to dobrze. Na miejscu Różowej, też brałabym się za siebie. Nie lubię Ayi. Nie lubię. Do ciężkiej cholery, naprawdę jej nie lubię.
    To nie to, że była ex Sasuke, ale sama jej postać wydaje mi się wkurwiająco-irytująca. (nie planowałam cię obrazić, broń Boże!)
    Nosz kurde! Chyba dalej będę czepiać się Siusiake.
    Boże, Boże, Boże
    Ta mu mówi jak to bardzo go kocha, a ten spaczony do reszty idiota, mówi jej, że go to nie obchodzi. W tamtej chwili miałam ochotę dać mu porządnego sierpowego w mordę, naprawdę, do cholery. (wiem, wiem. Powtarzam się z tą 'cholerą'. :v) To było już przesądzone, że będzie siebie obwiniać. Srraszliwie ciekawi mnie, co on robi na tym wyjeździe.
    W końcu uchyliłaś nam rąbka tajemnicy!
    Byłam szczerze zaskoczona tzw. 'wyznaniem' Itachiego. Bez żartów.
    Podejrzewam, że ten czarny egoista, dostanie jeszcze jedną, pieprzoną szansę, na zawalczenie o Sakurę.
    Jesteś moim mistrzem.
    Wszystko świetnie zaplanowane. Muzyka idealnie dobrana, pod rozwój akcji 👌
    Ogólnie zajebiście wręcz, wyszedł ci ten rozdział.
    Btw, drugiej osobie udało się mnie wzruszyć. Ty jesteś tą drugą osobą, oczywiście.
    To chyba tyle :D
    Weny, czasu i przede wszystkim, sukcesów w nauce. Hehe, widzisz, zyskałaś nową, stałą czytelniczkę B). Pamiętaj, ja będę czekać na ciąg dalszy do usranej śmierci.
    PS. Mam cichą nadzieję, że moje długie komentarze cię nie zrażą XD
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy kolejny rozdzialik...? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy kolejny rozdział ?! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Brawo ... fascynujące i wciągające czekam na cdn .

    OdpowiedzUsuń
  16. Następny w sobotę!
    Nie nienawidźcie mnie, ale klasa maturalna naprawdę nie daje żyć, a ja sama porwałam się trochę z motyką na słońce :/

    OdpowiedzUsuń
  17. Aleee super! :) niech już będzie sobota!

    OdpowiedzUsuń
  18. O której można spodziewać się nowego rozdziału?xDD

    OdpowiedzUsuń
  19. Cały czas mam nadzieję, że jeszcze sobie poczytam przed snem :D <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja tak samo :')))

    OdpowiedzUsuń
  21. nie żeby coś ale sobota była wczoraj haha >.<
    a nie wiem czy czekać na ten rozdział czy się uczyć dalej :D hahaha

    OdpowiedzUsuń
  22. Hmm... Chyba nie doczekamy się rozdziału ;/ Widzę klasa maturalna pochłonęła Baddie całkowicie :c
    Pozdrawiam,
    Violetta ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ehhh kiedy rozdział ??? Jakieś info chociaż ;((((

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy pojawi się nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  25. Od zeszłej soboty pobiłam chyba swój rekord w ilości wejść na tego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Kurcze fajnie było by jeśli byłaby jakaś informacja . Rozumiem że masz ciężko , ale poinformować nie jest trudno.

    OdpowiedzUsuń
  27. To może dzisiaj rozdział się pojawi? :)

    OdpowiedzUsuń
  28. nie żeby coś ale troche czasu już minęło od 9.01 hehe
    plus byłoby fajnie gdybyś informowała nas na fb o jakiś "problemach" bo codzienne sprawdzanie czy jest coś nowego stało się moją rutyną . :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku i opóznienie jest spowodowane tylko natłokiem pracy w szkole... Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Halo,może ŁASKAWIE dasz jakieś powiadomienie na temat rozdziału lub jakąś informację?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja rozumiem naprawdę WSZYSTKO, ale nie to, że od ponad miesiąca nie dajesz znaków życia! Codziennie wchodzę na tą strone i patrzę czy jest nowy rozdział, a tu pustka! Daj chociaż znać czy z tobą wszystko dobrze, bo zaczynam mieć coraz czarniejsze scenariusze... i myślę, że nie tylko ja.

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  33. Halo, halo! Nawet jeśli nie masz czasu na nowy rozdział, daj znak, że żyjesz! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  34. Misie, żyję! Mam bardzo dużo problemów teraz, poważnych zresztą i nie jestem w stanie teraz myśleć o blogu. Przepraszam was za to. Spróbuję wrócić w przyszłości, ale naprawdę nie wiem kiedy, a nie chcę już niczego obiecywać. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  35. Uff! Z mojej strony możesz liczyć na pełne zrozumienie, mam nadzieję, że wszystko się ułoży :* trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  36. Czekam i czekam i mam nadzieje, że wkrótce pojawi się nowy rozdział. Życzę powodzenia i więcej czasu na pisanie :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Wcześniej nigdy nie komentowałam blogów , ale widząc tak za przeproszeniem zajebiste opowiadanie po prostu nie mogłam się powstrzymać. Błagam napisz kolejny rozdział bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. W tym rozdziale się aż popłakałam! Nie muszę chyba w tedy tłumaczyć jak twój blog świetnie się prezentuje dla czytelników. Jestem pod wrażeniem i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Życzę weny ! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  38. Podpisuje się pod tym co wypisywano przede mną. :)
    Matura ważna sprawa, na szczęście kończy się już w maju! :D
    Czekam! :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Wracaj do nas dziewczyno :c

    OdpowiedzUsuń
  40. Nadal czekam z utęsknieniem

    OdpowiedzUsuń
  41. Tak dla przypomnienia...to nadal czekamy na ciag dalszy ;);D

    OdpowiedzUsuń