czwartek, 2 czerwca 2016

#23 Wszystko się zmienia





 Kolejna, niezbyt zwyczajna środa. Nie miałam najmniejszej ochoty, żeby wstawać do pracy. Tym bardziej, że byłby to już trzeci raz, gdy poszłabym do kancelarii w tych samych ubraniach co dzień wcześniej, a wścibskie spojrzenia Kato i niewygodne pytania ze strony Kazumi zaczynały mnie prześladować. Kończyły mi się dobre wymówki, ale nie miałam na to wpływu. Sasori zawsze zaciągał mnie do siebie. Później kończyło się na tym, że czuliśmy się w swoim towarzystwie na tyle dobrze, by zdać sobie sprawę z późnej godziny, gdy dochodziła pierwsza w nocy. Rzecz jasna, sposób, w jaki namawiał mnie do zostania, zawsze był bardzo przekonujący.
   Wczoraj też.
   Niemniej, nastał pierwszy kwietnia. Piekielna zima, której każdy z ekipy miał już dość, miała nareszcie odejść w niepamięć. Mogliśmy zacząć ,,nowy rozdział", jak to nazwała Temari. Nadal ciężko było mi rozmawiać o Nejim, ale każdy dzień przyzwyczaiał do bólu. Nie tylko w jego przypadku.
   Pogodziłam się z odejściem Sasuke. Ułożyłam sobie życie na nowo i byłam z tego zadowolona. Gdy cztery dni temu znalazłam pod swoimi drzwiami pakunek - z pewnością od aroganta - na chwilę się złamałam. Zaczęłam wspominać stare czasy, a właśnie to było wielkim błędem. Przeszłości nie można było zmienić. Musiałam ją zaakceptować i iść dalej, niekoniecznie tymi samymi ścieżkami. Postawiłam kryształ na półce w swoim pokoju, jednak z konkretnego powodu. Nie dlatego, że był przepiękny, a tym bardziej nie z powodu tego, od kogo go dostałam. Był symbolem wspomnień. Przypominał mi, że nie wszystko może wrócić.
   Pomijając fakt, że Sasuke nie skontaktował się od soboty z nikim z ekipy - nawet z Tenten - miałam inne powody, by nie chcieć wracać do tamtego okresu. Nie były one przede wszystkim związane z Uchihą, wręcz przeciwnie. Chodziło o inną osobę. Osobę, która była przy mnie od samego początku. Osobę, która nigdy nie pozwoliła mi cierpieć, która zawsze próbowała mnie wspierać. Osobę, która spełniła swoją obietnicę i ,,wszystim się zajęła".
   Uniosłam kąciki ust, gdy tylko poczułam usta Sasoriego na swoim policzku. Otworzyłam oczy i dostrzegłam naprzeciw siebie burzę czerwonych włosów i na wpółprzymknięte, czekoladowe oczy. Należał do cholernie przystojnych okazów. Sama nie wiedziałam, dlaczego wcześniej nie zwracałam na niego uwagi - tym bardziej, że on od samego początku wykazywał zainteresowanie moją osobą.
   - Oh, kto to się obudził - mruknął z przekąsem.
   Roześmiałam się szczerze i pozwoliłam, żeby przewrócił się na plecy, usadawiając mnie na swoich biodrach. Od razu pochyliłam się nad jego ustami i skradłam mu krótkiego całusa, zaraz wycofując się do poprzedniej pozycji.
   - Musimy iść do pracy - zauważyłam, lekko czochrając dłonią jego włosy. - Wiesz o tym?
   Skrzywił się nieznacznie.
   - Musisz robić tylko to, co każe ci robić szef - stwierdził, poruszając brwiami. - W tym przypadku pozwalam ci się spóźnić.
   Uniosłam wargi w łobuzerskim uśmiechu i delikatnie pokręciłam głową.
   - Mogłabym powiedzieć, że to podejście mnie zaskakuje, ale od kiedy dowiedziałam się o Black Rose nie jesteś w stanie mnie zadziwić - zapewniłam, biorąc spory haust powietrza. - ,,Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą" - zacytowałam, jako, iż to zdanie niezwykle pasowało mi do sytuacji.
   Myślałam, że znam Akasunę bardzo dobrze. Myślałam tak do chwili, w której - jeszcze w lutym - zabrał mnie do nieznanego mi wcześniej klubu, na koncert. Zawsze zastanawiałam się, skąd moi przyjaciele znają jego, Deidarę i resztę spółki, ale nigdy ich o to nie wypytywałam. Temat zwyczajnie się nie pojawiał. Nie zainteresowałam się tym nawet, gdy Ino stwierdziła, że poznała Deidarę na koncercie. Kto by się spodziewał, że to był ICH koncert? Jak się okazało, mój szef był ułożonym prawnikiem jedynie w dzień. Black Rose to zespół rockowy, w skład którego wchodziło czterech członków - Sasori Akasuna grający na perkusji, Deidara Bakuton - gitara, Pain Nagato - bas i Hidan Jashin, zajmujący się wokalem. Ponoć nawet Itachi należał kiedyś do tej ekipy i zajmował się graniem na drugiej perkusji. Kiedyś. Niemniej, po pierwszym koncercie byłam kompletnie zachwycona kawałkami, jakie prezentowali. Nigdy nie wydali płyty i byli raczej weteranami podziemia, ale mieli sporą rzeszę fanów. I fanek, przede wszystkim fanek. Przez ostatni miesiąc spotykałam się głównie z tą piątką, bo istniała jeszcze Konan - dziewczyna Paina, posiadająca własną kwiaciarnię - która okazała się bardzo przyjemną osobą. Byłam najmłodsza w towarzystwie i często dawano mi to odczuć, choć raczej w tym pozytywnym sensie. Co jednak było bardziej szokujące, niż sam fakt tworzenia przez nich zespołu - zawody, które wykonywali po tym, jak w nocy przypominali szatanów. Sasori był prawnikiem, Deidara i Pain pracowali w policji - ten drugi był ponoć sierżantem jednostki wywiadowczej, w której kiedyś pracował Kiba - z kolei Hidan jeździł taksówką. Matko, wyśmiewali się z niego przez ten szczegół na każdym kroku. 
   Ostatecznie nie czułam się źle jako pełnoprawna członkini tej drużyny, bo chyba już mnie za nią mieli. Widywałam się ze swoimi znajomymi tradycyjnie, co piątek, choć musiałam przyznać nawet przed samą sobą, że teraz większość czasu spędzam z Black Rose.
   - Co cię naszło na Shreka? - zapytał z rozbawieniem, natarczywie wodząc tęczówkami po moim nagim ciele. - Lubisz bajki? Możemy po pracy iść na ,,Krainę Lodu" - zadrwił.
   Uniosłam brew.
   - Chodziło mi o to, że lubię cię w wersji nocnej - wymamrotałam, przygryzając delikatnie wargę. - Jest jeszcze... seksowniejsza.
   - Jeśli właśnie to chciałaś powiedzieć przez nazwanie mnie szkaradą, to naprawdę masz oryginalne sposoby - stwierdził, podnosząc się do pozycji siedzącej i przyciągając moją głowę do swojej.
   Nie miałam czasu, żeby skomentować jego słowa. Znowu próbował tego samego - porannego seksu. Nie, żeby samo zbliżenie mi przeszkadzało. Początkowo nie mogłam się przełamać. Sasuke był moim jedynym partnerem i nie wyobrażałam sobie nikogo innego na tym miejscu, ale raz wypiłam trochę za dużo - będąc już dziewczyną Akasuny - i okazało się, że to służy nam obojgu. Później wszystko stało się notoryczne, ale nadal miałam jeden problem. Ilekroć próbował tego nad ranem, w moim ciele automatycznie włączała się blokada. Za bardzo kojarzyłam to ze swoim byłym. Właściwie, Sasuke nieświadomie zaskarbił sobie poranny seks ze mną na własność. Nikt inny prawdopodobnie nie miał na to szans, a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
   Powoli oderwałam się od jego ust i wyprostowałam plecy, na chwilę uciekając wzrokiem w bok. Musiałam szybko coś wymyślić. Zaczęłam wodzić spojrzeniem po pokoju i zatrzymałam oczy na tatuażu, który zdobił lewą stronę klatki piersiowej mojego partnera. Przedstawiał skorpiona i chociaż był dość intrygujący, nigdy nie zapytałam Sasoriego o jego historię.
   Przejechałam dłonią po dziarze i westchnęłam cicho.
   - Nie mówiłeś, co oznacza - zauważyłam, a Akasuna natychmiast zmarkotniał. Na powrót się położył, podpierając głowę na dłoniach. - Powiesz?
   - Nic szczególnego - rzucił, wbijając we mnie pełne czułości spojrzenie. - Nie twierdziłaś przypadkiem, że musimy śpieszyć się do pracy?
   Faktycznie. 
   Westchnęłam przeciągle i zsunęłam się z niego, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu poszczególnych części swoich ubrań. Koszula wisiała na krześle, a spodnie... spodnie utknęły na parapecie. Parsknęłam pod nosem i podniosłam z podłogi biliznę, po czym zręcznie ją na siebie wciągnęłam.
   - Pamiętasz, że wieczorem jest gala? - upewnił się, przyglądając mi się z pochwałą w oczach. - Nie spóźnij się.
   - Tak, tak - wymamrotałam. - Zdążę. Tylko się rusz i zawieź mnie jeszcze do domu, bo muszę się przebrać - zażądałam, kradnąc mu ostatniego, słodkiego całusa.
   Gala Hittori. To było jedno z tych przyjęć, na których spotykali się najlepsi prawnicy z całego kraju i wymieniali się doświadczeniami, a także zabawnymi historyjkami, które w większości wcale śmieszne nie były. Do niedawna nie miałam obowiązku się na nich pojawiać, ale od kiedy oficjalnie zostałam dziewczyną Akasuny, nie miałam innego wyjścia. Musiałam zrobić piorunujące wrażenie, w związku z czym potrzebowałam pomocy Ino.
   - Jesteś chociaż trochę podekscytowana? - zapytał, poruszając z rozbawieniem brwiami.
   Posłałam mu pełne politowania spojrzenie.
   - Jasne - burknęłam, czochrając jego włosy dłonią. - Nie rozumiem, czemu organizujesz przyjęcie i zapraszasz na nie ludzi, których tak naprawdę nie lubisz.
   Podniósł się do siadu i delikatnie ujął w palce mój podbródek. Przez dłuższą chwilę wodził pełnym uwielbienia wzrokiem po moim obliczu, żeby wreszcie zatrzymać tęczówki na moich oczach.
   - Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej - wychrypiał cicho. 


***


   Powoli miałem dość wszystkiego.
   Życie mnie przerastało. Zarówno to, od którego się odciąłem, jak i to, którym zacząłem żyć dwa miesiące temu. Sam przestałem rozumieć, czego dokładnie chcę. Kobiet? Możliwości nic-nie-robienia? Trzymania się jak najdalej od Madary, byleby tylko nie mieć z nim już żadnych problemów? Cholera. Gdybym tylko - tak naprawdę - chciał chociaż jednej z tych rzeczy, byłoby dobrze. Ja pragnąłem czegoś innego. Rzeczy, których mieć nie mogłem. Wyciągnięcia Itachiego z więzienia, Sakury, nikłej szansy, że Neji nigdy nie umarł. Wszystko to było niemożliwe. Musiałem egzystować w sposób, który niczego mi nie dawał.
   Do tego wszystkiego dochodziła ta uparta oślica. Niezależnie od tego, gdzie się nie udawałem - Nowy Jork, Barcelona, Rzym, Paryż - wszędzie potrafiła mnie odnaleźć. Wisiała mi nad głową i godzinami truła o tym, że stało się ze mną coś strasznego i muszę zacząć zachowywać się normalnie. Nie, żeby jej gadanie w jakikolwiek sposób na mnie oddziaływało. Miałem po prostu dość tego, że nie chce się ode mnie odczepić.
   Aya Ashida, cholerny prześladowca.
   Nawet teraz jechałem z nią jedną taksówką, bo postanowiła wpieprzyć się do środka w ostatniej chwili. Oparłem tył głowy o wezgłowie siedzenia i przymknąłem powieki. Ból rozsadzał mi głowę. Musiałem szybko się napić i zapomnieć o całym, otaczającym mnie syfie.
   - Jak długo zamierzasz zachowywać się w ten sposób?
   - Dopóki Neji nie zmartwychwstanie - odparłem ogólnikowo, porywając się na czarny humor. Mógłbym ją stąd wypchnąć. Tak, to było kuszące. - Nie masz do roboty nic lepszego?
   Nadymała policzki i wbiła spojrzenie w swoje okno. 
   - Od kiedy Kakashi zerwał z Shizune? Nie - zaprzeczyła, parskając ponurym śmiechem. - Nie, żeby to miało cię zainteresować.
   Wiedziałem o tym przed nią. Wiedziałem o tym nawet przed Shizune, najprawdopodobniej jako pierwszy. Co z tego, że się rozstali? Nie wyszło im. W moim wieku Kakashi spotykał się z Rin. Później ona wyjechała i za granicą ponownie zobaczyła się z Obito, z kolei on spotkał siostrę Ashidy, gdy miał zaledwie dwadzieścia sześć lat. Zresztą, właśnie wtedy odnowiłem kontakt z Ayą. Czy miałem zamiar oceniać Kakashiego? Nie, niespecjalnie. Miałem okazję poznać go zarówno jako faceta Rin, jak i partnera Shizune. I, szczerze? Przy tej pierwszej wydawał się być szczęśliwszy. Zawsze twierdziłem, że to wszystko przez dojrzewanie. Aż do stycznia, gdy zatrzymałem się u nich na miesiąc i spędziłem z nim mnóstwo czasu. Rozmawialiśmy o setkach spraw, a jedną z nich był właśnie jego związek, który wypalił się dawno temu. Hatake nadal kochał Shizune, ale tylko jak przyjaciółkę - chciał nadal zmuszać się do tej relacji, jednak skutecznie go od tego odwiodłem. Miał zaledwie trzydzieści dwa lata. Jeśli teraz podjąłby złą decyzję, żałowałby do końca życia.
   - Rozstali się. Co z tego? Nie jesteś już za stara, żeby nadal wierzyć, iż życie to bajka? - mruknąłem, zerkając na nią karcąco. - Poza tym, wiem. Kakashi od miesiąca mieszka w moim apartamencie.
   Odruchowo rozchyliła usta, tępo wpatrując się w przestrzeń. Dokładne przeanalizowaniem moich słów zajęło jej chwilę - zaraz potem zwróciła na mnie wzrok pełen takiej pogardy, że prawie się tym przejąłem.
   - Pozwalasz mu u siebie mieszkać?
   Westchnąłem niecierpliwie.
   - To ja doradziłem mu, żeby rozstał się z Shizune. Dusił się w tym związku, a mimo wszystko chciał to ciągnąć - wytłumaczyłem, wznosząc wzrok do góry. - Oboje byliby nieszczęśliwi. Tymczasem nadal są młodzi i mogą poukładać sobie życia w inny sposób - spostrzegłem.
   Prychnęła nienawistnie, nadal nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia. Zupełnie, jakby liczyła, że przez to poczuję się winny.
   - Czyżby? Shizune go kochała - warknęła, zaciskając dłonie w pięści. - Uważasz, że tak będzie ,,lepiej? - zadrwiła.
   Zniecierpliwiłem się.
   - Wiesz, Aya, kto jak kto, ale akurat ty powinnaś zrozumieć tę sytuację. Czy nie zostawiłaś mnie dlatego, że zakochałaś się w Itachim? - zadałem pytanie retoryczne, taksując ją rozbawionym spojrzeniem. Początkowo zdawała się być zaskoczona, a zaraz potem zrobia taką minę, jakby szukała niepotrzebnych wymówek. - Nie martw się, już mnie to nie boli. Co więcej, miałaś rację. Wtedy to nie było takie proste, ale czas leczy rany. Z dwojga złego zdecydowanie czułbym się gorzej, gdybyś zmuszała się przy mnie do udawania. Litość to najgorsze z uczuć. Oboje o tym wiemy.
   Rozchyliła delikatnie wargi, zszokowana moimi słowami. Doskonale wiedziała, co mam na myśli. Co więcej, moje słowa najwyraźniej do niej trafiły, bo posmutniała i spuściła głowę. Dzień, w którym mnie zostawiła, w tamtej chwili wydawał się jednym z najgorszych w moim życiu. Zależało mi na niej. Wtedy nawet sądziłem, że ją kocham. Nie miałem pojęcia, jak miałbym ruszyć dalej bez niej u boku. Nie wspominając o tym, że powód, dla jakiego mnie zostawiła, doprowadzał mnie do białej gorączki. Dopiero po czasie zrozumiałem, że podjęła właściwą decyzję. I jako ktoś, kto wiedział, w jakiej sytuacji stoi teraz Shizune, mogłem dać Kakashiemu radę.
   Na to wychodziło.
   - Już cię to nie obchodzi, co? - rzuciła pod nosem, wplątując dłoń we włosy i zatrzymując ją tam na dłużej. Jednocześnie ukryła przede mną oczy, pozwalając, bym mógł oglądać jedynie przepełniony żalem uśmiech. - Czas nie zawsze leczy rany, Sasuke.
   Zwariowała?
   O ile zazwyczaj należałem do tego rodzaju ludzi, którzy przynajmniej sprawiali wrażenie inteligentnych, tak w tym momencie nie byłem w stanie jej rozgryźć. Co miała oznaczać ta reakcja? Nadal rozmawialiśmy o Kakashim i Shizune? Nope, zdecydowanie nie. Więc po co cofała się do czegoś, co zakończyliśmy półtora roku temu? Nie, wróć - co ona zakończyła półtora roku temu? Czy to miało jakikolwiek sens? Może nawiązywała do Itachiego i do tego, że nigdy nie miała u niego najmniejszych szans?
   A może...
   Nie. Tak. To niemożliwe. Moje źrenice rozszerzyły się gwałtownie, wpatrzone w śliczną twarz Ashidy. Ona nie nawiązywała do siebie i Itachiego, ani tym bardziej do Kakashiego i Shizune. Nawiązywała do nas. Uśmiech przepełniony żalem dotyczył wspomnień, które miały jakiś związek z naszą dwójką. Czas nie zawsze leczy rany? Czy to przypadkiem nie ona zerwała ze mną? Jeśli ktoś powinien leczyć rany, to ja. Nagle zaczęło brakować jej Uchihowego ramienia i przyszła w łaskę? Śmieszne.
   - Jesteś cholernie samolubna - stwierdziłem luźno. Wbiła we mnie zdumiony wzrok. - Nawet nie jestem o to zły. Sam stanowię uosobienie egoizmu. Tyle, że w przeciwieństwie do ciebie, nie zniżam się do czegoś takiego.
   Powoli zaczynała rozumieć.
   - O czym ty mówisz?
   - O twojej próbie manipulacji. Nie jesteśmy już dziećmi - zauważyłem.
   Uniosła brwi, a zaraz potem gwałtownie machnęła ręką.
   - Czy ty oszalałeś? Dlaczego myślisz, że próbuję tobą manipulować, ty kretynie?! - wrzasnęła, zaciskając palce na przednim siedzeniu. Mieliśmy szczęście, że to nowoczesna taksówka i od kierowcy oddzielała nas cienka ścianka. Najpewniej słyszał to przedstawienie, ale przynajmniej nie musiałem widzieć jego reakcji. - Naprawdę sądzisz, że nigdy cię nie kochałam? Że nigdy nic nie znaczyłeś?
   Spoglądnąłem na nią sceptycznie. Czemu odstawiała taki teatrzyk?
   - To ty mnie zostawiłaś - przypomniałem niedbale.
   To zadziwiające, że teraz tak łatwo było mi o tym mówić.
   Wszystko przez NIĄ.
   - No i? Nie pomyślałeś nigdy, że miałam swoje powody? - syknęła, a jej oczy gwałtownie się zaszkliły. - Boże, dlaczego jesteś taki ślepy, Sasuke? Dlaczego wierzysz we wszystko, co słyszysz? Myślisz, że gdyby mi na tobie nie zależało, to szukałabym cię na wszystkich kontynentach? Myślisz, że gdyby mi na tobie nie zależało, to przyjechałabym do Tokio? Znalazłabym Izunę? Mieszała się we wszystko, co niebezpieczne, byleby ci pomóc?
   Obserwowałem ją, nieco zaskoczony tą reakcją. Więc... nadal jej na mnie zależało? Zabawne. Chociaż, może powinienem był to spostrzec znacznie wcześniej? Miała rację. Robiła wszystko, żeby ochraniać mój twardy tyłek. Dotąd byłem pewien, że to tylko resztki więzów, jakie łączyły nas dawno temu, ale może się pomyliłem? Może prawda wyglądała tak, że ona nadal coś do mnie czuła?
   Teraz to i tak nie miało najmniejszego znaczenia.
   - Naprawdę musiałem cię sprowokować, skoro włączył ci się tryb szczekającego ratlerka.
   Nie mogła uwierzyć, że podchodziłem do tego tak lekceważąco.
   - No jasne, nalepiej pobawić się w palanta - stwierdziła, parskając pod nosem. - Wiesz jak skończysz, Uchiha? Jako jeden z tych żałosnych starców, którzy są tak samotni, że chowa ich służba. I to tylko dlatego, że ma za to zapłacone z góry.
   Zignorowałem jej słowa.
   - Przynajmniej jesteś ładna - stwierdziłem bez namysłu.
   Bo była. Duże, czarne oczy, obecnie wpatrujące się we mnie z niezaprzeczalnym gniewem. Długie, pofalowane włosy, opadające kaskadą na jej plecy i zgrabne ciało, z którym potrafiła zrobić wiele ciekawych rzeczy. W głowie natychmiast zobaczyłem wspomnienia dotyczące naszej dwójki i to głównie te, w których oboje byliśmy nadzy i spoceni. Musiałem się czymś zająć. Nie wytrzymałbym ani chwili dłużej.
   - W przeciwieństwie do ciebie?
   Bez ostrzeżenia przyciągnąłem jej głowę do swojej i złączyłem nasze usta w namiętnym, pełnym pasji pocałunku. Spodziewałem się, że będzie się temu opierała chociaż przez chwilę, ale było wręcz przeciwnie. Poddała się od razu, zarzucając dłonie na mój kark. Była najlepszą osobą, żeby to zrobić. Najlepszą osobą, żeby odwrócić moją uwagę. Jedyną, której naprawdę mogło się to udać.
   Jestem hipokrytą.
   Jednak, czy ona nie była dorosła? Była. Też tego chciała.
   Zwinnie powędrowałem palcami do jej bluzki i zacząłem gwałtownie ją rozpinać, zjeżdżając wargami niżej, do jej szyi. Oddech kobiety gwałtownie przyśpieszył, ale nim zrobiłem coś jeszcze, odchyliła się.
   - Poczekaj - wysapała, chwytając palcami mój podbródek i zmuszając, żebym na nią spojrzał. Zrobiłem to z rozdrażenieniem i zanim zdążyłem opanować swoje prawdziwe emocje, Aya mnie przejrzała. Delikatnie pokręciła głową. - Nie chcę być tylko zastępstwem. 
   Zmarszczyłem brwi.
   - Co ty pieprzysz?
   - Od kiedy wiesz o Sakurze i Sasorim?
   Zamarłem. Niemożliwe, żeby znała mnie aż tak dobrze. Chociaż, wnioskując po tych słowach, jakimś cudem udało jej się przeszyć mnie na wylot. Miała rację. Doskonale wiedziałem o Sakurze i... Sasorim. Od dwóch tygodni nie robiłem nic innego, jak picie i uprawianie seksu z przypadkowymi kobietami, byleby tylko o tym zapomnieć. Ilekroć pomyślałem o tym, że on jej dotyka, płonąłem od środka. Sam podjąłem taką decyzję i chciałem, żeby ruszyła dalej. Chciałem, żeby była szczęśliwa, ale jakaś część mnie nie była w stanie zaakceptować tego, że teraz była czyjąś dziewczyną.
   Jego dziewczyną.
   Nadal chciałem mieć ją dla siebie. Nadal ją...
   Kochałem.
   Zakląłem w duchu, że nie odpowiedziałem Ayi przez dłuższą chwilę i odsunąłem się do tyłu. Na moje szczęście, taksówka akurat zatrzymała się pod Victrolą. Wyjąłem z kieszeni garść banknotów i rzuciłem je w stronę kierowcy, otwierając drzwi i wysiadając z pojazdu.
   Ashida wydawała się być załamana.
   - Co to za życie, Sasuke? - wypaliła cicho. - Jaką dzisiaj weźmiesz? Nanę, żeby nie kłopotać się przy podrywaniu?
   Wzruszyłem ramionami i posłałem jej kpiarski uśmiech.
   - Ona jest łatwa, a ja się nudzę. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
   Nie czekając na jej odpowiedź, zatrzasnąłem drzwi samochodu.




***



   Przygotowywanie się do gali zajęło mi ponad dwie godziny. Lepiej, żeby Sasori naprawdę docenił moje starania, bo mogłoby się skończyć na dwumiesięcznym odstąpieniu od przyjemności fizycznych. Założyłam na siebie obcisłą, czerwoną sukienkę. Nie miała ramiączek, za to sporej wielkości dekolt. Złoty pasek przedzielał ją na dwie części - nad talią była obcisła, za to poniżej - do kolan przylegająca i podkreślająca moje atuty, pod nimi stawała się nieco luźniejsza i sięgała nie tylko do kostek, ale też odrobinę ciągnęła się z tyłu. To była chyba najbardziej niewygodna rzecz, jaką dotąd miałam na sobie, ale zdecydowanie pasowała do sytuacji. Zresztą - nawet ja sama musiałam przyznać, że prezentowałam się w niej całkiem przywoicie. Pięknie. Jak nie ja. Szczególnie, że całość doprawiały cudowne, bordowe szpilki.
   O całą resztę - tradycyjnie - zadbała moja najlepsza przyjaciółka. Nie dało się jednak nie zauważyć jej reakcji, gdy poprosiłam ją o pomoc. Przez dłuższą chwilę kręciła nosem, później wymigiwała się brakiem czasu, aż - ostatecznie - pomogła mi. Powinnam była zapytać ją o powód jej nieciekawych humorków, ale dzisiaj naprawdę nie miałam na to ochoty. Gala to wyjątkowy dzień, podczas którego zamierzałam się dobrze bawić. Przyjaciółka spięła moje włosy w wysokiego koka, pozostawiając zwisające kosmyki po obu stronach mojej twarzy, a później zaserwowała mi tak niezwykły makijaż, że ciężko było mi poznać samą siebie. Co było dziwniejsze, zanim zdążyłam jej podziękować, wyszła z domu i trzasnęła drzwiami.
   Czyżby zbliżał jej się okres? Powinnam zapytać Kibę?
   Nieważne. 
   Sięgnęłam po złotą kopertówkę i już miałam wyjmować z niej telefon, ażeby zadzwonić po Akasunę, gdy ktoś gwałtownie zapukał do drzwi. Będąc święcie przekonaną, że to Ino postanowiła powrócić - ruszyłam w tamtą stronę i nie korzystając z judasza, nacisnęłam na klamkę. Moim oczom nie ukazała się jednak Ino, a jej całkowite, choć równie piękne, przeciwieństwo. Zgrabna kobieta o czarnych włosach i hebanowych, przeszywających oczach. Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, przekroczyła próg mieszkania i wyminęła mnie bez najmniejszej krępacji.
   W tym przypadku także przypominała Sasuke.
   - Śpieszę się - poinformowałam, zerkając na nią przez ramię.
   - Trudno - odparła szybko, podpierając dłonie na biodrach. - Twój kochaś i bal dla bogaczy mogą poczekać.
   Już niemal zapomniałam, jak bezczelna potrafiła być.
   Zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam się w jej kierunku, kompletnie zdezorientowana. Czego ona tutaj chciała? Nie widziałam jej od dwóch miesięcy. Hinata wspominała coś o tym, że wyjechała szukać aroganta, ale nie zainteresowałam się tym tematem głębiej. Starałam się za wszelką cenę pozbyć z pamięci wspomnień dotyczących tego mężczyzny.
   - Czego chcesz? - syknęłam ze zniecierpliwieniem.
   Machnęła na mnie ręką.
   - Musisz pojechać ze mną do Victroli i porozmawiać z Sasuke. Teraz.
   Jednego nie mogłam jej odmówić - specyficznego poczucia humoru. Zerknęłam odruchowo na zegarek, który wskazywał dwudziestą. Gala miała rozpocząć się za pół godziny, a samo dotarcie do siedziby Hittori zajmowało tyle czasu. Nie było szans, żebym gdziekolwiek z nią pojechała - nie było nawet szans ku temu, żebym zaszczyciła ją choćby dwiema minutami rozmowy.
   - Będziesz musiała obejść się beze mnie. Już mówiłam, że się spieszę.
   Wzniosła wzrok do sufitu, po czym utkwiła go we mnie.
   - Wierz mi, wolałabym obejść się bez ciebie. Każda minuta w twoim towarzystwie tylko bardziej wyprowadza mnie z równowagi - stwierdziła szczerze, po czym bez wahania usiadła na jednej z kanap. Zmarszczyłam brwi. - Problem w tym, że po prostu nie mogę. On nie posłucha nikogo poza tobą.
   W jakim sensie? Miałam uwierzyć, że moje zdanie miało dla niego jakieś znaczenie? 
   - Nie jestem jego niańką. To dorosły człowiek i może nie zauważyłaś, ale nie mam z nim już nic wspólnego.
   Parsknęła śmiechem.
   - Ależ oczywiście - potaknęła z sarkazmem. - W takim razie nie interesuje cię to, że coś może mu się stać?
   Zadrżałam. Coś... mogło mu się stać? Przecież to bzdura! Sasuke może i był aroganckim, infantylnym dupkiem, ale nie należał do głupich osób. Nie wpakowałby się w żadne kłopoty. Chociaż, wróć - już dawno to zrobił. Uważałam jednak, że co innego mieszać się w sprawy związane z Madarą i Itachim, a co innego narażać swoje własne życie. Nie mógłby tego zrobić. Mi. Nam wszystkim.
   - Co masz na myśli? - zapytałam machinalnie.
   Uniosła wargi w pełnym satysfakcji uśmiechu.
   - Siadaj - nakazała, wskazując podbródkiem kanapę po drugiej stronie stolika. - Opowiem ci wszystko od początku.
   Idealnie! Przecież miałam jeszcze mnóstwo czasu, by marnować go na takie bzdety! Niemniej, moje nogi same powędrowały we wskazanym kierunku. Zajęłam miejsce i zaklęłam w duchu na swoją głupotę. Dlaczego obchodziło mnie to, co się z nim dzieje? Powinnam mieć go gdzieś, tymczasem dla głupiej historyjki planowałam wystawić Sasoriego.
   - Sasuke ci o nas opowiadał?
   Zamrugałam kilkukrotnie. O nas? Chciała przybliżyć mi ich wspólną historię? Mało tego, ja zamierzałam pokornie jej wysłuchiwać? To się nazywało szczytem głupoty. Szczytem głupoty, którego zdobycia się podjęłam.
   - Nigdy - przyznałam wreszcie. - Słyszałam trochę od Kiby i Hinaty...
   - Niczego nie wiedzą - ucięła mi w pół zdania, nie siląc się na delikatność. - Najwyższy czas, żebyś się dowiedziała.
   Szkoda tylko, że niespecjalnie tego chciałam. Szczególnie po tym, jak wyznałam mu miłość, a on zwyczajnie to zignorował. Po raz kolejny tylko czułabym się od niej gorsza.
   - Więc? - ponagliłam.
   - Nasi rodzice się znali. Ja i Shizune odwiedzałyśmy Sasuke i Itachiego od kiedy skończyłam pięć lat. Zawsze dobrze się z nim dogadywałam, bo byliśmy w tym samym wieku. Można powiedzieć, że poza Naruto, byłam jego najlepszą przyjaciółką - stwierdziła, przejeżdżając opuszkiem palca po dolnej wardze. - Tak było, dopóki nie skończyłam jedenastu lat. Wtedy moi rodzice zginęli w katastrofie samolotu i straciłam kontakt z ich rodziną. 
   Moje źrenice automatycznie się rozszerzyły. Jej rodzice także zginęli? To by wyjaśniało, dlaczego ,,byli do siebie tacy podobni", jak nie omieszkali mi przekazać znajomi. Zagryzłam delikatnie wargę i powoli kiwnęłam głową, na znak, że przetrawiłam tę informację.
   - Sasuke był wesołym dzieckiem. Inteligentny, ciekawy świata i strasznie porywczy. Powtarzał, że w przyszłości przejmie po ojcu firmę i sprawi, że stanie się ona jeszcze sławniejsza. Rodzina miała dla niego priorytetowe znaczenie - wyjaśniła, zatrzymując się na krótką chwilę. - Chociaż straciłam z nimi kontakt, to dowiedziałam się, że rok później zginęli także ich rodzice. Wszystkie media o tym trąbiły. Niemniej, spotkaliśmy się dopiero kilka lat później, w moje siedemnaste urodziny. Przeznaczenie chciało, by Shizune zaczęła spotykać się z Kakashim. Odwiedziliśmy jego przyjaciół, a tam...
   - Zobaczyłaś Sasuke - wtrąciłam.
   Przytaknęła.
   - Tyle, że to nie był ten sam człowiek. Egoistyczny, bezczelny, niesympatyczny - zaczęła wymieniać, wyliczając poszczególne cechy na palcach. - Nie mogłam go poznać, ale jednocześnie nie potrafiłam zapomnieć tego, co tam zobaczyłam. Zaczęłam odwiedzać ich notorycznie i wyznaczyłam sobie cel. Chciałam doprowadzić do tego, by ten Sasuke-dzieciak powrócił.
   Nietrudno było zgadnąć, że ostatecznie jej się to udało. Była pierwszą i jedyną osobą (najprawdopodobniej), której udało się do niego dotrzeć. Niejednokrotnie słyszałam, że ,,bardzo mu pomogła". To najwyraźniej oznaczało wyciągnięcie go z emocjonalnego dołka i przywrócenie do normalnego życia.
   - I co? Wrócił?
   Uśmiechnęła się zagadkowo.
   - To był skomplikowany proces. Przez te kilka lat naprawdę się zmienił. Sprawiał Itachiemu kłopoty wychowawcze, wdawał się w bójki, zadawał się z nieodpowiednimi ludźmi i nawet eksperymentował z narkotykami - rzuciła wprost, a ja uniosłam z zaskoczeniem brwi. - Niemniej, nie poddawałam się. Im bardziej mnie odpychał, tym bardziej chciałam mu pomóc. Rozumiałam go. Szybko zorientowałam się, że jesteśmy jedynymi osobami na tym pieprzonym świecie, które są w stanie zrozumieć siebie nawzajem. Zdystansowani wobec ludzi, straciliśmy swoich rodziców i staliśmy się ciężarem dla starszego rodzeństwa, które powinno zajmować się swoim życiem. Codziennie spotykaliśmy się z litością i współczuciem. Znienawidziliśmy je. Te wszystkie spojrzenia i słowa wsparcia, które nic nie znaczyły - ściszyła głos, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
   Chciałam powiedzieć, że ją rozumiem. Naprawdę. Niestety, to cholernie mijałoby się z prawdą. Już dawno temu zorientowałam się, że nie jestem w stanie do końca pojąć uczuć Uchihy. To przede wszystkim tego zazdrościłam Ashidzie - nie tego, że była pierwsza. Nie tego, że - prawdopodobnie - ją kochał. Zazdrościłam jej tego, że potrafiła go zrozumieć, podczas, gdy ja mogłabym tylko o tym marzyć. Ile razy próbowałam pogodzić się z tym, że w tym aspekcie nie będę potrafiła mu pomóc - tyle razy klęłam w duchu na siebie samą.
   - Co dalej? - zapytałam cicho.
   Westchnęła.
   - On też to zauważył. Najpierw rozmawiał ze mną z wielką łaską, a później obdarzył mnie zaufaniem. Domyślam się, że sam nie wie, kiedy dokładnie się to stało - zaapelowała, wzruszając ramionami. - Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Lubiliśmy i nienawidziliśmy tych samych rzeczy, zaczęliśmy obracać się w takim samym towarzystwie. Pokazałam mu, że to, co nas spotkało, to nie koniec świata. Stopniowo go do tego przekonałam. Samotność, którą odczuwał przez cały ten czas, powoli odeszła w niepamięć. Zawsze powtarzał, że to dzięki mnie. Twierdził, iż to ja ją od niego zabrałam i już do końca życia będzie mi za to wdzięczny.
   Oh, jakież to słodkie. 
   Kurwa. Im bardziej starałam się ją nienawidzić, tym bardziej nie mogłam żywić do niej tego uczucia. Dowiadywałam się, jak wiele dla niego zrobiła i chociaż moja zaborczość tylko wzrastała, to działo się to na równi z sympatią, jaką zaczynałam do niej żywić. Szczególnie w tym momencie. Gdzie skończyłby Sasuke, gdyby się nie pojawiła? Czy w ogóle nadal by żył? Może nigdy bym go nie spotkała? Albo - spotkała, ale jako jego ofiara, bądź prawnik? Niezbadane są wyroki losu.
   - W międzyczasie się w sobie zakochaliście?
   Posłała mi kolejny, tajemniczy uśmiech.
   - Byłam w nim zakochana od samego początku. To on trzymał mnie na dystans. Zaczęliśmy spotykać się dopiero po jakimś czasie - przyznała, wzdychając cicho. - Pamiętasz, kiedy stwierdziłaś, że nadal go kocham?
   Akurat to łatwo było zauważyć.
   - Pamiętam. 
   - Miałaś rację. Nadal go kocham. Nigdy nie byłam szczęśliwsza, niż przez te dwa lata, podczas których funkcjonowałam jako jego dziewczyna - przyznała. Chociaż podświadomie doskonale o tym wiedziałam, skonfrontowanie się z tym faktem nie było proste. To, że nadal go pragnęła, nie było proste. - I miałam swoje powody, żeby go zostawić, bo...
   - Czemu wymyśliłaś historyjkę o Itachim? - zapytałam z wyraźnym żalem. - Wiem o wypadku. Jak mniemam, ty też wiesz. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego z wszystkich powodów, które mogłaś mu podać... zdecydowałaś się akurat na coś takiego?
   Przez dłuższą chwilę świdrowała mnie wzrokiem.
   - Myślisz, że uwierzyłby w jakąkolwiek inną ,,historyjkę"? - zapytała ponuro, opierając głowę o wezgłowie kanapy. - Musiałam wyciągnąć najcięższy kaliber. Musiałam wyciągnąć coś, po czym nie stawiałby żadnych pytań.
   - Bałaś się, że zacznie to robić, więc uciekłaś - przerwałam.
   Nagle to wszystko zaczynało nabierać sensu. Skłamała o Itachim, bo wiedziała, że Sasuke zdaje sobie sprawę z jej uczuć - uczuć, które żywiła do niego od bardzo, bardzo dawna. Prawdopodobnie wiedział, że po tym, jak traktowała go przez cały ten czas, tylko w jego bracie mogłaby dostrzec kogoś, kto faktycznie mógłby zastąpić jej tego młodszego. Sasuke od zawsze był przewrażliwiony na punkcie Itachiego - kochał go, ale jednocześnie wszystkiego mu zazdrościł. Niezwykłej inteligencji, powodzenia u kobiet, względów u ojca i przede wszystkim luźnego podejścia do świata, pomimo tak wielu przeżyć. I ucieczka. Zawsze zadawałam sobie pytanie, dlaczego Aya wyjechała z miasta po zerwaniu z arogantem, skoro kochała Itachiego. Dlaczego nie pomogła go stamtąd wydostać. Nigdy nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi, ale teraz ona wydawała się jasna. Musiała trzymać się z daleka od Sasuke, bo wiedziała, że w innym wypadku szybko by się złamała.
   A Itachi...
   - On o wszystkim wiedział - wypaliłam, jakby dopiero teraz stało się to niezaprzeczalnie jasne. Ten przebiegły lis wiedział o wszystkim od początku. I chyba powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego zgodził się z nią współpracować. - Znasz ten drugi powód, o którym nie chciał mi powiedzieć. Bał się, że się nie powstrzymasz i powiesz Sasuke. Dlatego ci pomógł. Tylko, skoro to młodszy brat był dla ciebie wszystkim, to...
   - Zadajesz za dużo pytań - przerwała surowo, przymykając delikatnie powieki. - Na niektóre nie chcesz znać odpowiedzi. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
   Wydęłam ze złością policzki.
   - Niby dlaczego miałabym nie chcieć? Jeśli to ma w jakikolwiek sposób pomóc Sasuke, to tego chcę!
   Wróciła do mnie spojrzeniem, a na jej twarzy dostrzegłam wyraźną wyższość.
   - Myślałam, że nie masz z nim już nic wspólnego - nawiązała do mojej poprzedniej wypowiedzi, a po jej obliczu przeszedł dziwny cień. Wtedy zrozumiałam, że nie ma zamiaru mi nic powiedzieć. Musiałam obejść się smakiem. - Od dwóch miesięcy wszędzie za nim jeżdżę. Zastanawiałaś się chociaż przez chwilę, co się z nim działo, podczas, gdy ty bawiłaś się w kolorowe życie ze swoim księciem?
   Przeginała. Niczego o mnie nie wiedziała. Ani o mnie, ani o moim Sasuke, ani - na pewno - o naszym związku. Nie miała prawa mnie oceniać, niezależnie od tego, jak sama wobec niego postępowała. Wypowiadanie się na temat sytuacji, o której nie ma się zielonego pojęcia, było dla mnie co najmniej nielogiczne. To tak, jakbym ja miała komentować ich wspólną przeszłość.
   - Jesteś ignorantką, wiesz? Nie masz pojęcia, co się między nami stało. Nie możesz mnie krytykować - stwierdziłam hardo.
   Wywróciła teatralnie oczami.
   - Odwiedził chyba wszystkie kluby ze striptizem w Europie. Pierwsze dwa tygodnie lutego przesiedział w Barcelonie. Pieprzył wszystko, co miało cycki. Oczywiście, nawet na chwilę nie zrobił sobie przerwy, żeby być trzeźwym. Spodziewam się, że nie pamięta nawet godziny z tamtego okresu - zaczęła, a ja poczułam mocny ucisk w żołądku. - Później zwiedzał inne kraje. W Rzymie chadzał na ustawki, a po jednej wylądował w szpitalu. W Paryżu wciągał kokainę. Zabrałam go z jednego z tamtych klubów, gdy był już w innym świecie. Ciągle powtarzał twoje imię. Kiedy następnego dnia obudziłam się w hotelu, jego już tam nie było. Znalazłam go tydzień później, w Nowym Jorku. Znowu szastał pieniędzmi. Striptizerki, które miały szczęście na niego trafić, kąpały się w forsie. Wrócił tutaj dwudziestego siódmego marca. Przez jeden dzień wyglądał jak człowiek i nawet powstrzymał się od picia. Biegał od sklepu do sklepu i miałam nadzieję, że to tak na stałe, ale potem znowu zaczął pić.
   Nie chciałam w to wierzyć. Dobrze wiedziałam, co robił tutaj dwudziestego siódmego marca. Dobrze wiedziałam, dlaczego biegał od sklepu do sklepu. Musiał dopilnować, by najlepszy prezent, jaki dostałam w całym swoim życiu, faktycznie trafił do moich rąk zaraz po północy. Dlaczego on to wszystko robił? Dlaczego tak bardzo się stoczył? Dlaczego potraktował mnie w taki, a nie inny sposób, skoro nadal mu zależało? A może to zwykły sentyment?
   - Dlaczego mam z nim porozmawiać? 
   - Bo wiem, gdzie dzisiaj jest. Jutro może go już nie być, a jednocześnie może być za późno. Chce zrezygnować z klubu. Oddać swoje udziały Naruto i zerwać z wami wszelkie kontakty.
   Sasuke chciał... zerwać z nami wszelkie kontakty? Z ekipą, która poświęciła się dla niego tak bardzo? Po tym, jak Neji poświęcił swoje życie, on zamierzał zwyczajnie się poddać? Zacisnęłam palce w pięść i zagryzłam wargę. Nie. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Jeśli planował zrobić coś takiego, to proszę bardzo. Był wolnym człowiekiem. Nie miałam wątpliwości, że prędzej czy później zacznie tego żałować. Nie mogliśmy jednak biegać za nim jak za dzieckiem. To on mnie zostawił. To on sprawił, że poczułam się jak śmieć wtedy, gdy tak cholernie mi na nim zależało. Teraz byłam z Sasorim. Z człowiekiem, który nigdy mnie nie skrzywdził i wiedziałam, że nigdy tego nie zrobi. Nie mogłam go ranić. 
   Powoli podniosłam się z kanapy.
   - Jestem spóźniona - wymamrotałam cicho, zerkając na zegarek. Piętnaście minut temu powinnam była wyjść z domu. - Mam swoje życie, a on nie jest jego częścią.
   Prychnęła, naprędce wstając i zastępując mi drogę. Wpatrywała się we mnie tak, jakbym co najmniej niebywale ją skrzywdziła.
   - Nie jest jego częścią? Jesteś taka głupia, czy po prostu się okłamujesz? - zapytała jadowicie, przekrzywiając delikatnie głowę. - Zaufał ci. Nie ma wielu ludzi, którym on ufa. Uwierzył, że go nie zostawisz, a ty znikasz przy pierwszej, nadarzającej się okazji?
   Przez chwilę biłam się z nią na spojrzenia.
   - Nie znikam, ja po prostu...
   - Wybierasz łatwiejsze rozwiązanie - skomentowała, lustrując mnie wzrokiem. Zaraz potem parsknęła ponurym śmiechem. - Pan na zastępstwo spisuje się dobrze? Pozwolił ci o nim zapomnieć?
   Delikatnie rozchyliłam wargi, nie wiedząc, co powiedzieć.
   - Co jest złego w wybieraniu łatwiejszych rozwiązań? - zapytałam wreszcie.
   - Słabość - warknęła. - Poddajesz się w momencie, w którym on najbardziej cię potrzebuje. Wiedziałaś, na co się piszesz. Od samego początku. Fakt, że teraz go zostawiasz świadczy tylko o tym, że nigdy na niego nie zasługiwałaś.
   Prychnęłam odruchowo.
   - To nie ja go zostawiłam. To on zostawił mnie - wycedziłam nerwowo, dając jej się sprowokować. - Walczyłam o niego. Powiedziałam, że go kocham, a on stwierdził, że go to nie obchodzi. To on to zakończył, a nie ja!
   Zamilkła. Początkowo przyglądała mi się z zaskoczeniem, które stopniowo zaczęło zmieniać się w powątpiewanie, a później - wyraźne niedowierzanie. Nie zrozumiałam tej reakcji. Nawet w chwili, w której parsknęła nieadekwatnym do sytuacji śmiechem i przetarła dłonią swoje czoło. Wreszcie cofnęła się o kilka kroków, wbijając we mnie pełne rezygnacji spojrzenie.
   - Walczyłaś o niego? - powtórzyła z odrazą, kręcąc delikatnie głową. - Myślałam, że jesteś chociaż trochę silniejsza. Co on w tobie widzi? 
   Zaraz potem obróciła się na pięcie i skierowała w kierunku drzwi. Zanim nacisnęła klamkę, odchrząknęłam głośno.
   - Sprecyzujesz swoje słowa?
   - Jesteś kompletną kretynką - skwitowała, po czym otworzyła drzwi, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. - Wyznałam mu miłość z milion razy. Nigdy mi nie odpowiedział. Nigdy. Mimo to, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, stojąc u jego boku. Ośmieszasz samą siebie mówiąc, że o niego walczyłaś, skoro dałaś sobie spokój przez jego głupią, pewnie niewiarygodną reakcję. Miłego udawanego życia, Haruno.
   Zaraz potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
   Stałam w tym samym miejscu przez kilka kolejnych minut, pogrążona w całkowitym amoku. Sasuke... nigdy nie powiedział jej, że ją kocha? I mimo wszystko, trwała przy nim?
   Jak bardzo musiała go kochać?
   I jak żałosna się przy niej wydawałam?


***


   Kolejna, łatwa do przewidzenia noc. Nie byłem w stanie zaskoczyć samego siebie. Od dwóch miesięcy nie było nawet jednego wieczora, podczas którego zachowałbym trzeźwość umysłu. Rzadko trafiał się też taki, bym nie wylądował w łóżku z jakąś kobietą. Nieistotne, kim dokładnie była i czy faktycznie wliczała się do wora, który mogłem nazwać ,,swoim typem". Robiłem wszystko, żeby zapomnieć o Sakurze. Wszystko, co tylko było możliwe, żeby wyprzeć ją ze swojego umysłu.
   Wiedziałem, że Aya zdaje sobie sprawę z moich planów i nie do końca byłem zachwycony perspektywą prowadzenia z nią jakichkolwiek dyskusji w tym temacie. Wiedziałem, że planuje za wszelką cenę odciągnąć mnie od pomysłu oddania udziałów głąbowi, ale nie wróżyłem jej powodzenia. Było za późno. Miałem wystarczająco dużo czasu, żeby zdecydować o tym, jak potoczy się moje życie. Haruno była tylko pierwszym krokiem - moim osobistym priorytetem, którego nie mogłem narażać. Reszta znajdowała się zaraz za nią. Planowałem zerwać kontakt z każdym, z wyjątkiem Tenten. Nawet z Temari czy Uzumakim - niezależnie od tego, że podczas mojej nieobecności próbowali zamęczać mnie telefonami i posuwali się do gróźb. Zresztą, Natsu też nie zamierzałem siedzieć na głowie. Planowałem tylko regularnie upewniać się, że jej i dziecku niczego nie brakuje. Teraz nie mogłem zrobić dla Nejiego niczego poza dotrzymaniem obietnicy.
   Wygodniej wyłożyłem się na kanapie, próbując skupić się na tancerkach burleski, które zgrabnie poruszały się po scenie. Zdolne bestie. Zupełnie jak dwie kobiety, które siedziały po moich obu stronach. Nana przejeżdżała właśnie kostką lodu, którą trzymała w ustach, po mojej szyi, z kolei ta druga - Fumi, a może Hikaru - wepchnęła dłoń pod moją koszulkę i wodziła nią po nagim torsie. 
   Może trójkąt był całkiem dobrym rozwiązaniem?
   Gdybym tylko rzucił głupią prośbą, pewnie obie by się na nią zgodziły.
   Niestety, zanim zdołałem wydobyć z siebie chociaż słowo, ktoś stanął naprzeciwko mnie i zasłonił mi tancerki, które nadal biegały po scenie. Zniżyłem powieki, żeby otaksować gościa spojrzeniem i dopiero po chwili moje serce przestało bić, rozumiejąc, kto to taki. Sakura. Wyglądała jak jedna z przedstawicielek bogatych linii odieżowych, a jednocześnie po stokroć je przewyższała. Pod każdym aspektem. Jej figura prezentowała się nieziemsko w eleganckiej sukience, którą na siebie założyła. Spięte włosy dodawały jej uroku, choć pełne przerażenia tęczówki - szmaragdowe tęczówki - nieco psuły cały efekt. Zatrzymałem wzrok na jej ślicznej twarzy i zacząłem bić się w myślach z samym sobą, ażeby nie palnąć jakiejś gafy. Musiałem pamiętać o jednym.
   Trzymać się od niej z daleka.
   Nawet, jeśli nie widziałem jej tak długo, a teraz stała przede mną i wyglądała jak idealna kandydatka na moją przyszłą żonę.
   - Proszę, proszę - zacząłem luźno, z ulgą orientując się, że mój głos brzmi całkiem przekonująco. - Najdroższa dziwka się pojawiła.
   Przez sekundę, a może nawet setną sekundy była wyraźnie zaskoczona moim chłodnym tonem, jednak ta emocja bardzo szybko ustąpiła miejsca zniesmaczeniu. Haruno na chwilę przymknęła powieki - a znałem ją na tyle, by wiedzieć, że próbuje zachować resztki cierpliwości - po czym założyła dłoń na biodro.
   - To tak wygląda teraz twoje życie? - zapytała, zerkając na panie, które nadal mnie pilnowały. - Pijaństwo i seks z byle kim?
   Westchnąłem sztucznie.
   - Nie powinnaś nazywać byle kim kogoś, od kogo mogłabyś się wiele nauczyć - stwierdziłem uszczypliwie.
   Uniosła kąciki ust w smutnym uśmiechu, wodząc spojrzeniem po mojej twarzy. Było jej mnie szkoda? Wydawałem się na tyle żałosny, że odechciało jej się mieć ze mną cokolwiek wspólnego? Dobrze. I tak planowałem zamordować Ashidę, bo nie miałem wątpliwości, że to ona maczała swoje paluchy w tym, że prostaczka się tutaj pojawiła.
   - Moi bliscy, póki co, nie narzekają. Panie mogą zaprzątać sobie głowę czymś innym, niż uczeniem mnie czegokolwiek - zapewniła bez skrępowania.
   Parsknąłem cicho.
   Posiadanie świadomości na temat jakiejś rzeczy, a usłyszenie o niej bezpośrednio od najdroższej osoby, to dwie, różne sprawy. Sam fakt, że Sasori chodził po tej ziemi mi przeszkadzał. Chętnie pozbawiłbym go możliwości oddychania, toteż Sakura popełniała poważny błąd, kiedy decydowała się mi o nim wspominać.
   - Bliscy? Twoje centrum świata? Alfa i Omega? - zakpiłem, bezczelnie lustrując ją spojrzeniem. - Tak, Sasori musi być niezwykle ciekawym gościem. Gdzie zabrał cię na pierwszą randkę? Na Zjazd Prawników-Administratywistów?
   Uniosła z irytacją brew.
   - Lepsza taka randka, niż ta płatna w burdelu - odpłaciła się cynicznie. - Jesteś pewny, że przez ostatnie trzy miesiące nie nabawiłeś się rzeżączki? - dodała troskliwie.
   Widząc jej pseudo-zmartwioną minę, ledwo powstrzymałem się od prychnięcia. Jeśli zaczynała ze mną wojnę na słowa, powinna była przewidzieć jej koniec. Miałem tylko się od niej dystansować, ale jaka część mnie chciała także zrobić jej na złość. Pewnie dlatego przejechałem lewą dłonią wzdłuż kolana Fumi (albo Hikari), z kolei prawą odwróciłem podbródek Nany w swoim kierunku i skradłem jej krótkiego, acz namiętnego całusa. Sakura przez moment udawała twardą i się temu przypatrywała, ale wreszcie uciekła wzrokiem w bok.
   Zraniłem ją? Jeśli tak, to wcale mi to nie pomogło. Przeciwnie, poczułem się tylko gorzej. Wiedziałem jednak, że ta strategia przynosi pożądane skutki. Pozostało kontynuować.
   - Podejrzewam, że jedyną chorobą, jakiej ty nabawiłaś się przy seksie z Sasorim, jest bezgraniczne znudzenie - mruknąłem z rozbawieniem.
   Wcale nie było mi do śmiechu. Powiedzenie słów ,,seks" i ,,Sasori" w jednym zdaniu, szczególnie do potwory, bardzo wiele mnie kosztowało.
   - Między mną, a Sasorim jest chemia - odpowiedziała ze zniecierpliwieniem, próbując zdmuchnąć z twarzy niesforny kosmyk włosów. - A w naszej sypialni jest ogień.
   Sam nie wiedziałem, dlaczego zabolało mnie to aż tak bardzo. Wpatrywałem się w nią przez kilka minut, pamiętając o starannym utrzymaniu kamiennej miny. Sypiali ze sobą. Właściwie, sprowokowałem ją do całej tej dyskusji, bo chciałem się tego dowiedzieć. Wróć - chciałem, żeby rozwiała moje obawy i zaprzeczyła. Liczyłem na to, że po tym, co jej zrobiłem, nie znajdzie sobie następnego faceta? Byłem idiotą?
   Tak, byłem. 
   Powoli podniosłem się z kanapy. 
   - Wybaczcie mi, drogie panie, ale muszę się przewietrzyć - zwróciłem się do swoich towarzyszek, po czym jeszcze raz wbiłem wzrok w Haruno. Nie mogłem dłużej przebywać w jej towarzystwie. - A jedyny ogień, jaki ten plebejusz daje światu, to kolor jego chujowych włosów - oznajmiłem, zabierając ze stolika butelkę szampana.
   Zaraz potem skierowałem się schodami na dach, pragnąc znaleźć się jak najdalej od niej.



Dziesięć minut później opierałem się niedbale o mur, sięgający mi do brzucha, który odgradzał mnie od krajobrazu miasta. Krajobrazu, który dane mi było podziwiać ze sporej wysokości. Okolica zdawała się być całkiem spokojna, ale najczęściej tak właśnie bywało w środowe wieczory. Ludzie następnego dnia mieli wybierać się do pracy, toteż nie zawracali sobie głów imprezami.
   Wziąłem kolejnego, potężnego łyka trunku i skrzywiłem się nieznacznie, gdy ciecz podrażniła moje gardło. Znowu miałem ochotę się upić. Stracić świadomość i zapomnieć o tym, czego przed chwilą się dowiedzałem. Niepotrzebnie odkładałem rozmowę z Naruto na później. Powinienem był od razu zrzec się udziałów i wyjechać jak najdalej. Prawdopodobnie Madara zgodziłby się na to, bym był przedstawicielem UC w innym kraju. Indiach, albo Chinach. Gdziekolwiek, byle dalej stąd.
   Niestety, nawet moja ucieczka na dach zdała się na niewiele. Do moich uszu dobiegł stukot obcasów, a niedługo potem poczułem także znajomą woń perfum. Pięknych perfum. 
   - Nadal nie potrafisz zauważyć, kiedy powinnaś się wycofoać? - zagaiłem gniewnie. - Nie umiesz dostrzec, że gdzieś cię nie chcą?
   Odpowiedziało mi głuche milczenie. Nie zwiastowało to jednak niczego dobrego - Sakura mi nie odpowiedziała, ale za to skierowała się w moją stronę. To było znacznie gorsze. Im mniejszy dystans ograniczał naszą dwójkę, tym trudniej było mi się hamować. Tym razem zatrzymała się zaraz obok mnie, jednak zamiast wpatrywać się w krajobraz - jak ja - przyglądała się mojemu obliczu. Zupełnie, jakby robiła to na złość.
   - Naprawdę chcesz zerwać z nami kontakty?
   Pięknie, Aya. Gratulacje.
   Nie odpowiedziałem, twardo wpatrując się przed siebie.
   - Uważasz, że to ci w jakikolwiek sposób pomoże? - ciagnęła, tym razem wkładając w swoje słowa więcej rozpaczy. - Dlaczego to wszystko robisz?
   Prychnąłem, odwracając się przodem do niej. Otaksowałem spojrzeniem jej niepewną twarz, jednak nawet to nie powstrzymało mojej złości.
   - Zabiłem już jedną osobę z ekipy - odparowałem oschle, wkładając dłoń do kieszeni. - Was zamierzam trzymać od tego z daleka. Pogódź się z tym.
   Nie zaszczycając jej dłużej swoją uwagą, już skręcałem w stronę wyjścia, gdy gwałtownie pociągnęła mnie za przedramię. Zakląłem w duchu na to, że w porę jej się nie wyrwałem. Zrobiłem coś odwrotnego - zatrzymałem się. Stanąłem w miejscu i pozwoliłem, by przejechała palcami wzdłuż mojej ręki, wywołując przyjemne, elektryzujące dreszcze. Pozwoliłem, żeby splotła swoje palce z moją dłonią i przyciągnęła mnie na poprzednie miejsce.
   - Przestań uciekać - wyszeptała błagalnie, delikatnie przygryzając wargę. Nie zdając sobie z tego sprawy, sprawiła, że w moim ciele nastąpił wybuch miliona różnych uczuć. - Dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć? Nikogo nie zabiłeś. To nie twoja wina. 
   Prychnąłem.
   - A dlaczego ty nie potrafisz zrozumieć, że masz trzymać się z daleka ode mnie? - wysyczałem jadowicie.
   Przez chwilę mi się przyglądała, żeby wreszcie przełknąć ślinę.
   - Mówiłam, że nigdy cię nie zostawię.
   Minęło sporo czasu, zanim jej słowa faktycznie do mnie doszły. Wpatrywałem się w nią na wpół z niedowierzaniem, a na wpół z uwielbieniem. Kim była ta kobieta? Po tym wszystkim, co jej zrobiłem, powinna mnie nienawidzić. Zostawiłem ją. Zniknąłem. Zignorowałem jej uczucia. Potraktowałem ją tak, jakby była co najmniej śmieciem. Tymczasem ona usilnie chciała trwać przy swojej obietnicy? Do jasnej cholery, dlaczego chciała to robić?
   Ja... robiłem wszystko, by o niej zapomnieć.
   Nie byłem jednak w stanie wyprzeć ze swojej głowy dwóch słów, na które odpowiedziałem jej w najgłupszy z możliwych sposóbów. Nigdy nie byłem pewny, czy kocham jakąś kobietę. Inaczej - nigdy żadnej nie kochałem. Nawet Ayi nie potrafiłem do końca obdarzyć tym uczuciem, prawdopodobnie ze strachu przed tworzeniem więzi. Z nią było inaczej. Mieszała mi w głowie nawet, jeśli widziałem ją raz na dwa miesiące. Wywróciła mój świat do góry nogami, gdy wypowiedziała dwa, przeklęte słowa. Nigdy nie planowałem jej zranić.
   I to zrobiłem.
   - Zwalniam cię z tej obietnicy - wymamrotałem cicho.
   - Nie pytałam cię o zdanie - żachnęła się, marszcząc nos. - Dlaczego... dlaczego tak się zdenerwowałeś, gdy powiedziałam, że między mną i Sasorim jest chemia?
   Oczywiście, że musiała wchodzić na śliski grunt.
   Oczywiście, że ja nie mogłem się powstrzymać.
   Bez zastanowienia powędrowałem wolną dłonią do jej talii, nie mogąc się powstrzymać. Nie widziałem jej od trzech miesięcy, NA BOGA! Nie mogłem oczekiwać niemożliwego od samego siebie. Delikatnie zacisnąłem dłoń na jej wcięciu, pochylając się niebezpiecznie nad ustami, które miały obecnie krwistoczerwony kolor.
   - Chemia to coś, co było między nami - wyszeptałem wprost do jej rozchylonych warg.
   Zadrżała pod wpływem mojego dotyku, co po części sprawiło mi satysfakcję, a po części mnie przeraziło. Niepotrzebnie traciłem zmysły. 
   - Było? - powtórzyła.
   Kiwnąłem głową.
   - I nigdy nie wróci. Wracaj do swojego chłopaka i układaj sobie z nim życie. Kolorowe. Kupicie dom z ogrodem, po którym będzie biegała trójka dzieciaków. Dwójka pójdzie na studia prawnicze, ale ostatnie się zbuntuje. Odziedziczy zbyt dużo cech po mamusi i zapragnie pomagać opryszkom, dla których nie ma ratunku. Może akademia policyjna? - rzuciłem, unosząc wargi w łobuzerskim uśmiechu. - To przyszłość idealna. Przyszłość, w której mnie nie ma, zrozumiałaś?
   Pokręciła głową.
   - Nie, ja...
   - Nie chcę cię w swoim życiu - poinformowałem twardo, dziwiąc się, że udało mi się zrobić to w tak przekonujący sposób. Była dla mnie zbyt ważna, żebym popełnił ten sam błąd, co na początku naszej znajomości. Nie mogłem znowu jej do siebie dopuścić. Nie mogłem zaryzykować. - Już dla mnie nie istniejesz.
   Nie mówiąc nic więcej, wyrwałem dłoń z jej żelaznego uścisku. Jeszcze przez chwilę jej się przyglądałem, żeby wreszcie udać się z powrotem w kierunku wyjścia. Daleko stąd. Może znowu daleko od tego miasta. Nacisnąłem na klamkę, kiedy ponownie dobiegł mnie jej melodyjny, acz przepełniony smutkiem głos.
   - Możesz mieć mnie gdzieś, ale nie karz całej reszty. Niczego ci nie zrobili - zauważyła.
   I co? Miałem znowu spotykać się z nią tak często, jak wcześniej?
   Ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy.
   Nie miała pojęcia, jak bardzo ją pokochałem. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i jednak wróciłam do pisania...

Brak słów, jeśli chodzi o mnie samą. Wiem, że bardzo długo mnie nie było, przez większość czasu zajmowała mnie faktycznie matura, potem stało się coś bardzo niedobrego w moim życiu i takie sprawy jak blog już kompletnie odpadły na inny plan. Przepraszam was za to z całego serca, ale powoli się z tego pozbierałam - i na pewno jest na takim etapie, na którym pisanie sprawia mi znowu przyjemność. Wolałam poczekać, niż dodać wam coś napisanego na odpierdziel, a potem znowu zwlekać kij wie ile czasu. Dlatego, przepraszam jeszcze raz - nie wiem oczywiście, czy co tydzień znowu wypali, ale informację będziecie mieli z boku i tym razem będzie ona całkowicie ,,obowiązkowa" do zrobienia!

Dziękuję wam za wszystko, bo przecież gdyby nie wy, czytelnicy - szczególnie ludzie z komentarzy i wiadomości prywatnych, na gg - na pewno bym tutaj nie wróciła. Zakwestionowałabym wartość bloga, a jednak byłoby szkoda, bo bardzo się cieszę, że was mam! <3

Buziaki i do następnego, tym razem znacznie szybciej, I promise! :)

53 komentarze:

  1. Jeju, jak fajnie, że coś wrzuciłaś:) Nie dręcz się, że tak długo cię nie było. Lepiej dodać coś dobrej jakości aniżeli coś gorszego, pisanego na siłę. I tak dodam od siebie, nie wiem, czy to moja miłość do seriali, ale wykreowany przez ciebie Sasuke tak bardzo całym serduszkiem przypomina Damona z The Vampire Diaries. Tęskniłam za twoim stylem pisania, uczuciowo wybuchową Sakurą, i w ogóle. BARDZO TĘSKNIŁAM. SasuSaku na ciepły wieczór to jednak lepsze niż wycieczka do Disneylandu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Damona! Inspirowałam się pomieszanymi cechami różnych, lubianych bohaterów, na czele z Saskiem z mangi oczywiście :) No, plus uważam, że takiej postaci jak Salvatore nie da się podrobić, dlatego niezmiernie mi miło, jeśli faktycznie mój Sasek jakoś tam go przypomina! I, ja tęskniłam bardzo za wami! <3

      Usuń
  2. Cudowny rozdział. Warto było czekać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, wreszcie!
    Wyczekiwałam końca tych cholernych matur, siedząc jak na szpilkach.
    Twoje opowiadanie jest najlepszym, jakie do tego pory czytam. A czytam na prawdę sporo.
    Brak mi słów by wyrazić co czułam, po przczytaniu dwóch ostatnich zdań.
    Śmiać się czy płakać... zdecydowanie płakać.
    Sasuke jest taki cudowny. Chciałabym na swoim blogu umieć wyrazić go tak umiejętnie jak Ty tutaj. Nie za dużo nie za mało, idealnie wpasowałaś się w jego charakter. Dzięki temu szanowny mściciel może zachować standardową maskę obojętności, a mimo to oglądanie świata z "jego punktu widzenia" i tak jest ciekawe. Cholernie ciekawe.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Mam nadzieje że nie każesz na niego tak długo czekać.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za świetny rozdiał,warto było czekać <3
    Trzymaj się dziewczyno ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział ;) piszesz coraz lepiej a ta przerwa najwyraźniej nic nie zmieniła :) Jednak mam nadzieję że nie będzie kolejnej w najbliższym czasie ;)

    Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o zachowanie Sakury. Podobnie jak Sasuke miałam nadzieję że zaprzeczy temu co zaszło miedzy nią i Sasorim. Chciałabym aby zakończyła ten związek.
    Aya miała racje we wszystkim. Sakura zbyt szybko się poddała :) Coraz bardziej lubię tą postać ale to wcale nie znaczy że chciałabym aby między nią i Sasuke znowu było tak jak dawniej. Mam nadzieję że on się opamięta zanim będzie za późno.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że sama polubiłam Ayę :D! Pozdrawiam również <3

      Usuń
  6. Dzięki za kolejny rozdział, kochana!!! <3
    I za to, że do Nas wróciłaś :*

    OdpowiedzUsuń
  7. No jesteś , wspaniale że wróciłaś i nadal masz talent , bardzo nam ciebie brakowało. rozdział był taki wyczekiwany ,i jest wspaniały . Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś. Czekałam tyle czasu, aż pojawi się rozdział i tak naprawdę tylko przez twojego bloga wchodziłam jeszcze na bloggera. Mam nadzieję, że dasz radę wstawiać rozdziały co tydzień. ♥
    Czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam! Praktycznie codziennie wchodziłam na bloga, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie wróciłaś. I doczekałam się! Nareszcie <3 Rozdział super,ale tak długo nie było nowego, że przeczytałam go za szybko, więc mam niedosyt. Czekam na następny z niecierpliwością.
    Buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam! Praktycznie codziennie wchodziłam na bloga, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie wróciłaś. I doczekałam się! Nareszcie <3 Rozdział super,ale tak długo nie było nowego, że przeczytałam go za szybko, więc mam niedosyt. Czekam na następny z niecierpliwością.
    Buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie, że wróciłaś :) Rozdział super. Trochę denerwujące jest zachowanie Sasuke. Pije. Pali. Sypia ze wszystkim co się rusza, ale spędził cały dzień nad tym, żeby znaleźć idealny prezent dla Sakury.
    Powiem szczerze, że gdybym była Sakurą to ten raz pewnie postąpiłabym jak Ona, ale następnego by już nie było. Nie wiem też jak się wytłumaczy przed Sasorim, ani o co chodzi z Ino.
    Cieszę się, że wróciłaś bo postawiłaś jeszcze więcej pytań na które tylko ty znasz odpowiedź :)
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  12. WIELKI POWRÓT ;) super, że wróciłaś i rozdział też świetny :D
    O nieee. Sakura i Sasori ;( echh a Sasuke zazdrosny i staczający się ;/ Liczę, że nie odpuści sobie Sakury tak łatwo jednak
    Podsumowując: rozdział mega, cieszę się, że wróciłaś i już czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy można spodziewać się nowego rozdziału ? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedyś kiedyś tam trafiłam na twojego bloga i skonczylam go czytać przy rozdziale 8. Nie żeby mi się znudził czy coś w tym stylu ale zgubulam cię . Zgubulam cię w milionie zakładek blogów do czytania . Bardzo długo szukałam , naprawdę się upocilam zanim cię w końcu znalazłam i wiesz co ? Cieszę się że wróciłam i że akurat znów przypadkiem trafiłam tu i że jesteś ! Kiepsko sklejam zdania na srajfonie dlatego nie spodziewaj się jakiegoś naprawdę super ekstra komentarza bo nie jestem w stanie takiego napisać.
    Zwięźle.
    Uwielbiam czytać blogi sasusaku doceniam osoby które naprawdę poświęcają czas pisaniu i tworzeniu czegoś przez co na mojej twarzy pojawia się uśmiech . Uwielbiam twój styl pisania , świetnie opisujesz uczucia . Wszystko opisujesz w taki sposób że czuję że tam jestem , wciąga mnie coraz bardziej rozdział a kiedy kończę czytać czuję lekki niedosyt dlatego sięgamy po kolejny i tak w kółko . Wiesz jak bardzo zawzięcie po nocach czytałam rozdziały? Wiesz jak bardzo się zdymualam kiedy zamiar 8 rozdziałów miałam do dyspozycji 23? Nie potrafię wylewanie opisać tego co czuje , należę do osób ciasno zamkniętych w swoim umyśle więc , napiszę jedynie że pochłonęłam wszystko co napisałas bez pamięci o dniu jutrzejszym. Leżąc w łóżku i czytając nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego że na dworze już jasno a zegarek wskazuje 6 . Pisz dla nas . Bardzo cię proszę i pamiętaj że co najwytrfalsi czytelnicy zawsze tu zajrza nawet po latach żeby wrócić do twojego dzieła a jeśli będziesz chciała napisać coś nowego uwierz że będę to czytać z zapartym tchem jednocześnie wkurzajac się że za chwilę rozdział dobiegnie końca . Blogi to dawkowanie przyjemności dla typowych moli książkowych . Ściska mnie serce ze nie mogę wszystkiego doczytać od prologu do epilogu . Wiem że tu warto wejść i poczekać na rozdział dlatego spodziewaj się że znów zobaczysz komentarz który mówi o wszystkim ale nie składa się w jedną logiczna całość . Pozdrawiam życząc weny twoja Red :*

    OdpowiedzUsuń
  16. kiedy coś nowego ? :(

    OdpowiedzUsuń
  17. kiedy bedzie można spodziewać się rozdziału ? tak się nie mogę doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  18. halooo ! żyje tu ktoś !
    kiedy bedzie coś nowego xd

    OdpowiedzUsuń
  19. i po co było to obiecywanie, że rozdział pojawi sie teraz szybciej XDDD. skoro nawet wiadomości od Ciebie nie ma XDD.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedy następny rozdział?!?!:*

    OdpowiedzUsuń
  21. Czemu cię tak długo nie ma ? :(

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale mi się tęskni za tym opowiadaniem :(

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak coś to wciąż czekamy z niecierpliwością na kolejny rozdział, więc jakbyś miała jakieś wątpliwości czy wracać do opowiadania to lepiej żebyś ich jednak nie miała :)

    OdpowiedzUsuń
  24. halo ? może jakoś odpowiedzią być mogła nas uraczyć czy coś , ludzie się tu martwią :(
    kiedy dodasz coś :( tęsknie :( lepiej wszyscy tęsknimy za TOBĄ ! :(

    OdpowiedzUsuń
  25. Hej czekam na następny rozdział , długo już czekamy ... co się dzieje ?

    OdpowiedzUsuń
  26. Ciszę się, będziesz pisać dalej. Jesteś niesamowita i bardzo zazdroszczę Ci umiejętności literackich.

    OdpowiedzUsuń
  27. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Śmierć Nejiego sprawiła że płakałam pół dnia, bo wiem jak się czują wszyscy, przez to, że poczułam coś bardzo podobnego. Tylko że ja straciłam przyjaciela, a nie miłość mojego życia.

    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  28. dziewczyno czy Ty wgl żyjesz ?! :O :( tęsknimy za Tobą ! :( oraz za nowymi rozdziałami :(

    OdpowiedzUsuń
  29. może jakieś wyjaśnienia co się z tobą dzieje ? xd

    OdpowiedzUsuń
  30. błagam, nie przestawaj pisać, chyba tego nie przeżyje. Masz tak ogromny talent, nie zmarnuj tego. To jedyne opowiadanie jakie czytam. Nigdy nie lubiłam czytania, ale ty mnie do tego zachęciłaś. Błagam wróć, tęsknimy za tobą strasznie i za twoją genialną historią. Odezwij się słońce..

    OdpowiedzUsuń
  31. odezwij się łaskawie do Nas xdddd
    przekaż nam jakieś informacje czy żyjesz czy jesteś zdrowa czy coś, nie wiem cokolwiek !
    tęsknimy za Tobą xddddd
    przez taki brak kontaktu z Nami nawet poprzez komentarz zastanawiam się czy Ty wgl żyjesz xdddddd

    OdpowiedzUsuń
  32. Pomyślałbyś kiedyś, że tak się to wszystko ułoży?
    Ja nie.
    Nigdy.
    Może po prostu nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
    Nie sądziłam, że jest do tego zdolny.
    Nie sądziłam, że jest na tyle silny.
    Myślisz, że chciał Ci odpłacić, za to, że kiedyś też to zrobiłeś?
    Nie sądziłam, że da mu radę.
    Mord za mord.
    Teraz już jesteśmy straceni.
    Tobirama?
    Proszę Cię, powiedz coś . .


    Zapraszam na http://different-konoha.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Wróci, spokojnie... 😘❤💙💚💛💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe kiedy :( Boże codziennie odwiedzam tego bloga z nadzieją że coś się pojawi :( a tu nic ! mam nadzieję, że wróci szybko i zaskoczy nas wszystkich ! <3

      Usuń
  34. Baddie Kix gdzie ty kurna jesteś ?! A cilu tam i tak czekam i czekać na ciebie będę. Tylko bloga nie zostawiaj bo się na tobie zawiodę ...

    OdpowiedzUsuń
  35. może byś łaskawie przynajmniej napisała jakiś komentarz z wyjaśnieniami co się stało xddd

    OdpowiedzUsuń
  36. Niesamowite jest to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  37. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  38. Jestem jedną z tych osób, co czytają z zapartym tchem, a nie komentują. Na pewno wiesz że dużo jest takich osób,dlatego też chciałabym w imieniu wszystkich tych którzy boją się komentować, (uwierz są takie osoby;-),np.ja 3 lata temu) a kochają tą historię, napisać, iż nieważne kiedy, ale wszyscy chcielibyśmy abyś wróciła na salony ;-) i pokazała jak robi się masowo uzależnionych SasuSaku maniaków. Z nadzieją że Cię nie wystraszyłam:-D Pozdrawiam.
    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  39. dziewczyno co się z Tobą stało :/ chyba rok mija odkąd Cie już nie ma :/ odezwij się do Nas przynajmniej w komentarzu, daj jakąś notkę dotyczącą z Twoim zniknięciem czy coś
    wgl daj znak życia xddddd

    OdpowiedzUsuń
  40. Też jestem osobą która nigdy nie komentuje ale uwielbia czytać blogi o tematyce SasuSaku, a już zwłaszcza tak rewelacyjnie świetne opowiadanie jak Twoje. Przeczytałam całość w 3 dni i dzisiaj mam ochotę płakać, że nie ma dalszego ciągu:( Mam nadzieję że wrócisz do dalszego pisania lub chociaż dasz znać czy w przyszłości jest szansa na kolejne rozdziały;) na pewno codziennie będę sprawdzać jak się sprawy mają ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Przestałam się łudzić ze wrócisz..

    OdpowiedzUsuń
  42. Odświeżam sobie to opowiadanie po tylu latach… :) Pamiętam, gdy czytałam, mając 16 lat.

    OdpowiedzUsuń